Вы находитесь на странице: 1из 144

Sara Orwig

Gorce tamale

Rozdzia 1
Nie spojrz!" przyrzeka sobie Clarice Jenkins, skrcajc
w szerok Apache Avenue. Ssiednim pasem mijay j jadce
w przeciwnym kierunku samochody. Na czystym bkicie
nieba nad Oklahoma City wiecio jasno letnie soce. Ale
Clarice nie bya w sonecznym nastroju. Zgrzytna zbami,
zacisna szczki i patrzya na wprost z nateniem, ktre
przyprawiao j o pieczenie oczu. Nie spojrz. Przejad jak
gdyby nigdy nic i nawet nie zerkn w tamt stron! - Zajmij
czym myli, nakazaa sobie gorczkowo. Policzy po
hiszpasku do dziesiciu i moe uda jej si jako t o
zignorowa. To to. Ujrzaa to oczyma wyobrani i z gbi jej
krtani doby si zduszony pomruk. Znienawidzone, wstrtne,
odpychajce! A ona nie potrafi oprze si pokusie, by na t o
nie spojrze! T o zatruo jej ycie, bo choby nie wiem jak si
zarzekaa, nigdy nie udao jej si w jego kierunku nie spojrze.
Zbliajc si do skrzyowania z podjazdem prowadzcym
pod wejcie do King's Crown, restauracji w ktrej pracowaa,
znowu wydaa z siebie gardowy pomruk. Z jake innymi
uczuciami skrcaa jeszcze niedawno w Apache Avenue. W
starych, dobrych czasach, to znaczy przed dwoma tygodniami,
jechaa tu pena zapau i radosnego podniecenia, rozsadza j
entuzjazm do zarzdzania King's Crown, nalec do wuja
Stantona restauracj, nad ktr, pod jego nieobecno
sprawowaa czasowo piecz, majc do pomocy wuja Theo i
swojego modszego brata, Kenta.
Ale to si zmienio. W gruzach leg jej spokj ducha,
nerwy miaa zszarpane, a jazda Apache Avenue bya istn
drog przez mk wewntrznych zmaga i rozterek.
- Uno, dos, tres. - Bdzie patrzya prosto przed siebie! Cuatro, cinco, seis. - Zwolnia przed podjazdem do King's
Crown. Nie spojrzy. - Siete, ocho, nueve, diez. - Liczya coraz

szybciej i sowa zaczynay zlewa si ze sob. Odczuwaa ju


t nieodpart moc, ktra przycigaa j z si grawitacji, ten
pocig natury, ktremu nie jest si w stanie przeciwstawi
nawet sia woli caego wiata.
Zesztywniaa, tumic bezwzgldnie rozszala burz
zmysw i mobilizujc do walki z pokus wszystkie swoje
sity. Nie mrugnwszy powiek, wlepiaa wzrok w szar,
betonow nawierzchni jezdni i nagle uwiadomia sobie z
przeraeniem, e przejechaa podjazd prowadzcy pod drzwi
restauracji!
Zerkna w lusterko, wyhamowaa, wrzucia wsteczny
bieg i zacza wycofywa wz. Na szczcie z tyu nie
nadjeda w tej chwili aden samochd. Poczua, e ze
zdenerwowania na policzki wystpuje jej ognisty rumieniec.
Mina podjazd, w ktry dzie w dzie skrcaa! Na granicy
jej pola widzenia zamajaczya barwna plama.
- Uno, dos, tres, seis, siete... Mam to gdzie! - Spojrzaa.
- To prezentowao si tam w caej swojej okazaoci...
Tors. Szeroki, obnaony tors poyskujcy niczym
wyszlifowane popiersie z drewna tekowego. Do perfekcji
uminiony, poronity gstw krtkich, ciemnych woskw.
Tors przykuwa jej uwag z moc kleju super - atack. Jake
pragna nie zwraca uwagi na ten tors, jego waciciela i jego
ohydn bud, ale za kadym razem, kiedy tdy przejedaa,
nie moga si powstrzyma, eby na niego nie spojrze. Jej
wzrok powdrowa wyej i wcieko signa szczytw posiadacz torsu si do niej umiecha!
Wielkie meksykaskie sombrero mia zsunite na ty
gowy, a frdzle z kolorowych kuleczek wok ronda
podrygiway przy najmniejszym ruchu. Stercza tam z
bezwstydnie obnaonym torsem, w wystrzpionych,
wyblakych szortach opinajcych wskie biodra i mia si z
niej, e mina swj podjazd! Obok niego dymi i bucha

kbami pary odpychajcy stragan z tamalami (Tamale rodzaj gobkw popularnych w Meksyku, przyrzdzanych z
farszu misnego z dodatkiem mki kukurydzianej,
zawinitego w licie kukurydziane, niekiedy bananowe.) obskurny stragan, obniajcy rang i klas restauracji King's
Crown. Ostateczne przypiecztowanie tej obskurnoci
stanowi gigantyczny, opoczcy na wietrze transparent, ktry
gosi: Gorce Tamale O'Toole'a. Mniam! Mniam!" Bya to
rozpostarta pomidzy dwiema tyczkami, skosem do ulicy,
wstga papieru, ktr sprzedawca ciga kadego wieczora i
mocowa kadego ranka.
Pomacha do niej; nie odwzajemnia gestu. Zadara brod,
skina sztywno gow i skrcia w podjazd.
Zerkna na dby po prawej. Grady O'Toole by
wacicielem trjktnego kawaka terenu przylegajcego do
parceli nalecej do wuja Stantona. Wolno mu byo na nim
robi, co chcia. Przed straganem znajdowa si placyk na
dwa, trzy samochody, gdzie zgodniali kierowcy, zjechawszy
z jezdni, mogli zaparkowa i zje tamala w cieniu wysokiego,
rozoystego dbu.
Prowadzc wz zakrcajcym agodnie, wirowym
podjazdem, Clarice czua, jak napicie mini ramion ustpuje
z wolna, w przeciwiestwie do zoci, ktra nie chciaa jej
opuci. Powody do gniewu Clarice miaa dwa: po pierwsze
rozwcieczao j to, e majc do wyboru tyle wolnych dziaek
w miecie, Grady O'Toole upar si ustawi swoj szkaradn
bud tu obok czego tak statecznego i piknego jak King's
Crown. A po drugie, do furii doprowadza j fakt, e,
przejedajc obok Grady'ego O'Toole'a, nie potrafia si
nigdy powstrzyma od spojrzenia na jego ciao!
Jej wzrok przesun si po zadbanym trawniku przed
frontem usytuowanej na wzgrku, uroczej restauracji i
dziewczyna troch si uspokoia. Od wschodu posiado wuja

Stantona graniczya z terenem O'Toole'a, ale od pnocy i od


zachodu przylegaa do miejskiego parku. Par krokw na
zachd od restauracji znajdowao si mae jeziorko z penymi
gracji abdziami. Ten widok jeszcze dwa tygodnie temu
wpywa kojco na nerwy Clarice.
Wuj Theo, ktry prowadzi z Gradym O'Toole'em
negocjacje w sprawie przeniesienia straganu z tamalami w
inne miejsce, wyczerpa ju wszystkie moliwoci ugodowego
zaatwienia sprawy. Obecnie wuj Stanton szuka jakiego
prawnego kruczka, by si pozby O'Toole'a. Clarice zgadzaa
si w duchu z opini wuja Stantona, ktry uwaa, e wuj
Theo nie jest osob odpowiedni do przepdzania
kogokolwiek - stanowczoci wuj Theo mia w sobie tyle, co
stokrotka.
Patrzya na jezioro, modlc si, by wuj Theo, wuj Stanton
i adwokat znaleli wreszcie jaki sposb skonienia Grady'ego
O'Toole'a, by przepchn swj stragan gdzie indziej.
wirowa alejka rozwidlaa si. Jedna odnoga prowadzia
pod osonite baldachimem wejcie do restauracji, a druga
okraa budynek, by na jego tyach rozszerzy si w parking
dla pracownikw. Clarice zatrzymaa samochd w cieniu
wysokiego sykomora, przy wielkim, niebieskim kontenerze na
mieci i wbiega do restauracji.
Dzie zacz si le - widokiem umiechnitej gby
Grady'ego O'Toole'a. Gdy Clarice otworzya drzwi od
zaplecza, okazao si, e to jeszcze nie koniec.
- Ratunku! Pomocy! - usyszaa i rozpoznaa natychmiast
gos brata. Ruszywszy pdem wskim korytarzem w kierunku
kuchni, ujrzaa wuja Theo nadbiegajcego z przeciwka z
rcznikiem przerzuconym przez kark. Ze swymi
pucoowatymi, rowymi policzkami, wielkimi, bkitnymi
oczyma i szop niesfornych, ciemnorudych kdziorw, w
ktrych zaczynay si ju pojawia pierwsze pasma siwizny,

przypomina jej przeronitego cherubina. Wpada do kuchni


pierwsza i ujrzaa swego brata zwisajcego z okrgego, Kent
cisn przytrzymywan przez Clarice drabin nogami i stan
na niej prosto.
mosinego yrandola. Grzywa blond wosw opadaa
Kentowi na niebieskie oczy. Chopak wierzga w powietrzu
dugimi, obleczonymi w dinsy nogami, a chude ramiona,
ktrymi trzyma si kurczowo yrandola, pokryway guzy
napitych mini. Na pododze leaa drabina. Clarice
podniosa j szybko i rozstawia.
- Kent, co ty, na mio bosk, wyprawiasz?!
- Czyciem yrandol i drabina si spode mnie wysuna wyjani.
- Litoci! - jkn wuj Theo. - Ostronie. Daj, ja
przytrzymam t drabin. - Spojrza na Clarice. - Nie do twarzy
ci w tej niebieskiej sukience! W porze lunchu wpadnie do nas
pan Vickers i chc ci z nim zapozna.
- Wujku Theo, przesta si bawi w swata! Nie musisz
mnie przedstawia wszystkim naszym klientom pci mskiej powiedziaa ze miechem Clarice.
Bkitne oczy wuja Theo zabysy.
- Wiem, e nie musz, ale pan Vickers, to bardzo
przystojny mczyzna.
Nie moga si powstrzyma, eby nie pochyli si i nie
pocaowa go w policzek.
- Jeste sodki!
A pokrania z zadowolenia.
- Rozmawiaem dzisiaj rano z panem O'Toolem dorzuci. - Moe, gdyby ty z nim pogadaa, Clarice,
zgodziby si zabra std ten swj stragan.
- Co ci powiedzia?
- Powiedzia, e si zastanowi.
- To samo obiecywa ci wczoraj i przedwczoraj.

- I dlatego pomylaem sobie, e teraz ty powinna


przemwi mu do rozsdku. Przydaby si taki dodatkowy
nacisk. - Wuj Theo patrzy na ni powanie, a jego oczy,
rwnie bkitne, jak jej, robiy si coraz bardziej okrge.
Odniosa dziwne wraenie, e wuj nie mwi jej wszystkiego.
- Sama nie wiem - mrukna. - Chyba jednak zostawi
pana Grady'ego OToole'a tobie.
- Hmmm. Dzi rano dzwoni Stanton. Powiedzia, e ma
przeczucie, i w tym tygodniu odwiedz nas inspektorzy
sanitarni i nakaza, eby wszystko tu lnio. Ja pracuj w sali,
a Kent pucuje kuchni.
- Ja te zostaj w kuchni. Przygotuj karty da na lunch. Zerkna na wielki zegar cienny wiszcy nad byszczcymi,
stalowymi zlewozmywakami. - Trzeba si bdzie tu uwin ze
sprztaniem do dziesitej, bo potem przychodzi Cuong i
obejmuje kuchni w swoje wadanie.
Zostawia torebk w maym kantorku, ktry suy jej za
biuro i ssiadowa z zamknitym na kdk pomieszczeniem,
gdzie miecio si biuro wuja Stantona.
Przy pracy czas mija szybko. Wuj Theo krzta si za
barem, mieszajc drinki. Clarice proponowaa gociom
miejsca, sprawdzaa, czy w kuchni wszystko idzie jak naley, i
nadzorowaa kelnerki, podczas gdy Kent sprzta ze stolikw.
W wolnych chwilach pomagaa przygotowywa dania pod
kierunkiem szefa kuchni, Counga Nguyena.
Po poudniowym szczycie znw zajli si sprztaniem, a
Cuong zmywa i przygotowywa naczynia dla tumu goci,
ktry mia zapeni lokal wieczorem. Wuj Theo i Kent uwijali
si w wielkiej, gwnej sali jadalnej, przykrywali stoliki
czystymi, biaymi obrusami z lnu i ustawiali na kadym
wazon ze wieymi rami, a obok niebieskie wiece. Po
poudniu dostarczono dwa nowe obrazy. Stojc po rodku sali
i czekajc, a wuj Theo skompletuje narzdzia niezbdne do

ich zawieszenia, Clarice rozgldaa si po restauracji. Przez


wielkie okna od frontu wlewao si do rodka soneczne
wiato. Zielone roliny zawieszone pod sufitem i
porozstawiane na parapetach wytwarzay w sali atmosfer
wieoci. Wyoone boazeri ciany ozdobiono olejnymi
obrazami i antycznymi zegarami. Za szklan cian od
zachodniej strony roztacza si wspaniay widok na park i
jeziorko, nad brzegiem ktrego przycupny z gracj paczce
wierzby. Wskie pomieszczenie po wschodniej stronie lokalu
speniao rol barku; stay tam mae stoliczki i obite skr
krzesa.
Clarice podziwiaa wanie nowe obrazy - jeden
przedstawia wzburzone morze, a drugi piciomasztowy
szkuner pod aglami - kiedy raptem porazia j kakafonia
wietnamskiego jazgotu. Szef kuchni Nguyen by czowiekiem
maomwnym, rzadko si odzywa, ale teraz, rzecz nie
spotykana, sowa wyleway si z niego istnym potokiem.
Clarice nie potrzebowaa tumacza, by wiedzie, e stao si
co okropnego.
Przez wahadowe drzwi wypad z kuchni jak bomba Kent.
- Chod zobaczy, siostrzyczko! Nie moemy wyj przez
drzwi od podwrza.
- Co ty wygadujesz, Kent? Wchodziam nimi rano i nie
miaam adnych kopotw.
- S zatarasowane ziemi. Spojrzaa na niego z
niedowierzaniem.
- Powanie - powiedzia. - Ziemi po sam dach.
- Niemoliwe - mrukna Clarice. - Pjd zobaczy.
Wuj Theo odoy motek i drapa si niezdecydowanie w
gow, czekajc, a Clarice ruszy przodem. Przebiega przez
kuchni. W korytarzyku na tyach mina si z szefem
Nguyenem, ktry wraca wanie do kuchni. Na jej widok
zamacha rkami. Nie zrozumiaa, co mwi, i nawet go nie

suchaa, bo ca jej uwag przykuty drzwi na kocu


korytarza. A raczej miejsce, gdzie si znajdoway. Stay
otworem, a za nimi pitrzya si hada ziemi przesypujca si
przez prg do korytarza i przesaniajca cay widok.
- Co, u licha? - Podesza bliej.
- Uwaaj, siostrzyczko. Moe si jeszcze bardziej
obsun i ci przywali. Jeszcze nie przebrzmiay jego sowa,
kiedy posypay si na ni grudy ziemi.
Ju chciaa zacz ucieka, kiedy wydao jej si, e od
gry kto zaglda do rodka. Zobaczya kosmyki
kasztanowych wosw. Opado jeszcze troch grudek i z
przewitu powstaego pod nadproem spojrzaa na ni
morskozielonymi oczami umorusana twarz.
Bysny w umiechu biae zby i w tym samym
momencie na Clarice posypa si kolejny deszcz grudek ziemi.
Znaa ten umiech. Nalea do Torsu. Furia, ktra j ogarna,
miaa si huraganu.
- Ty! Co to za wygupy?
- Lepiej si cofnij, siostrzyczko - poradzi jej zza plecw
Kent. Clarice ledwie go syszaa poprzez szum, ktry
rozsadza jej uszy. Dygoczc z wciekoci, zdobya si
wreszcie na gest, ktry od dawna miaa ochot wykona, i
pogrozia pici umiechnitej gbie na szczycie hady ziemi.
- Ty prymitywny, tamalowy aborygenie!
Tamten umiechn si jeszcze szerzej. Postpia krok w
przd.
- Co ty sobie wyobraasz...
Nagle Tors wrzasn ostrzegawczo, a przez otwarte drzwi
runa lawina ziemi. Clarice pisna i odwrcia si na picie,
eby uciec, ale dopdziy j zway ziemi. Poczua na plecach
uderzenie czym duym, twardym i cikim, po czym upada
na podog.

Zaparo jej dech, zobaczya przed oczami fajerwerki


kolorowych gwiazd, a potem wszystko pociemniao.
Odkaszlna, zamrugaa powiekami, wcigna w puca
potny haust powietrza i zakrztusia si ziemi. Nie moga si
poruszy. Ogarn j paraliujcy strach. Pogrzebana pod gr
ziemi! Szarpna si rozpaczliwie - dopiero teraz do jej
wiadomoci dotaro, e nie ley pod ziemi. Ley pod
Torsem!
Czua jego dugie nogi spltane z jej wasnymi, jego
przytaczajcy ciar na sobie, ciepo bijce od tej samej
obnaonej bezwstydnie klatki piersiowej, na ktr zmuszona
bya patrze dzieli w dzie przez ostatnie dwa tygodnie. A
teraz leaa pod ni. Szarpna si znowu, ale
zaczerwieniwszy si od szyi po czubek gowy, zaprzestaa
szamotaniny i postanowia, e choby miaa si tak zadusi na
mier, bdzie leaa nieruchomo i nie otrze si ju ani razu
siedzeniem o jego bardzo mskie ciao. W tym momencie
poczua, e spoczywajcy na niej ciar ustpuje.
- Nic ci si nie stao? - spyta Tors i usiadszy, pomg jej
pozbiera si z podogi. Obserwoway j bacznie due, zielone
oczy, ocienione dugimi, gstymi rzsami, romantyczne oczy,
ktre kazay dziewczynie zapomnie o poobijanych ebrach i
kolanach. O tym, co przed chwil zaszo, przypomnia jej
jednak smak ziemi w ustach. Odsuna si od mczyzny i
sprbowaa wsta.
- Auuu! - jkna z blu, ktry przeszy jej lew kostk, i
zachwiaa si. Otoczyy j silne ramiona. O'Toole zerwa si
na nogi i podtrzyma Clarice z podziwu godn zwinnoci.
Patrzya teraz z odlegoci zaledwie paru centymetrw na jego
obnaony tors. Wypenia cae jej pole widzenia. Caa ziemia z
korytarza nie moga przesoni powabu tej rozronitej klatki
piersiowej. Bya brudna, pokryta cienk warstewk kurzu, ale
jake wspaniale uminiona i uksztatowana. Tak jak nie

potrafia nie spojrze na przejedajc obok straganu


O'Toole'a, tak teraz Clarice nie moga oprze si pokusie
przywarcia do wspaniaego mskiego torsu.
W dotyku by rwnie cudowny jak z wygldu. Opamitaa
si jednak szybko i wyrwaa z obj mczyzny, przenoszc
cay ciar ciaa na zdrow nog i przytrzymujc si ciany.
- Mam wezwa lekarza? - spyta. Wyglda na szczerze
zatroskanego, ale Clarice obiecaa sobie, e to mu si na nic
nie przyda. Wspaniay tors, czy nie wspaniay, ona zajmie si
t gr ziemi.
- Sama wezw, ale policj! Zobacz, co narobi! wskazaa zapalczywie na had.
- Przepraszam, zaraz to posprztam. I mog wszystko
wyjani...
- Zablokowae nasz jedyn drog ewakuacyjn! Jeli
inspektorzy stray poarnej to odkryj, mog zamkn lokal,
- Nie prbuj doprowadzi do zamknicia waszej
restauracji - odpar spokojnie, a w niej zrodzio si nagle
podejrzenie, e on sobie z niej kpi. Na policzku drga mu
misie, a w oczach zapalay si i gasy, iskierki wesooci: to
sprawio, e poziom jej gniewu podskoczy o jeszcze jeden
stopie.
- Niech ci diabli! - wycedzia.
- Olala! - zawoa z progu kuchni Kent, a Grady O'Toole
zacisn usta.
- Kiedy to uprztniesz? - spytaa?
- Zaraz przynios opat...
- opat! To potrwa tydzie! A przede wszystkim, skd to
si tu wzio?
- Prbowaem waciwie wyjani, e kupiem wywrotk
ziemi, eby zniwelowa doek, w ktrym stoi mj wzek z
gorcymi tamalami. Kiedy pada, brodz po kostki w wodzie.
Po poudniowym szczycie odszedem na chwil...

- Ha, poudniowy szczyt! - wyrwao jej si. - Mwisz o


tych dwch klientach, ktrzy przyszli o dwunastej?
Umiechn si.
- Tak. - O moich... eee... dwch klientach. Jak ju
mwiem, zanim mi nie przerwano, odszedem na chwil, by
zaatwi pewn spraw, a na wzku zostawiem dla
robotnikw karteczk z instrukcj, e maj zwali ziemi z
tyu. Musieli le zrozumie i wykombinowali, e chodzi o tyy
waszej restauracji.
- Jak mogli to tak zrozumie? - spytaa Clarice mruc
oczy. - Trzeba by idiot, eby zwala wywrotk ziemi pod
samymi drzwiami!
- O to sama musisz ich spyta - mrukn i wycign rk.
- My si jeszcze nie znamy. Nazywam si Grady O'Toole.
Wolaaby ucisn rozpalone elazo ni t wielk, brudn
ap, ale dobre wychowanie nie pozwolio jej nie zauway
tego gestu pojednania. Wok jej doni zacisny si ciepe
palce. Spojrzaa w rozemiane oczy wyraajce zaproszenie
do potraktowania sprawy na wesoo. W umorusanej twarzy
wyrniay si usta. Pena dolna warga i delikatnie wygita
grna zdradzay inny rodzaj zaproszenia. Wyraz oczu
Grady'ego zmieni si, brwi powdroway w gr, a twarz
przybraa pytajcy wyraz.
- Witam - powiedzia uprzejmie wuj Theo. Clarice
podskoczya, puszczajc natychmiast rk O'Toole'a.
- Witam, sir. Przepraszam za t ziemi. To przez
pomyk. Nie byo mnie, kiedy j przywieli, a nie przyszo
mi do gowy, e zwal j pod drzwiami, ale zaraz wezm
opat i wygarn j std.
Wuj Theo zaskoczony zamruga oczami.
- opat? A tamci nie mog tu wrci ze swoj wywrotk
i sami jej wygarn?

- Teraz ich nie zapi. Nie spoczn, dopki nie utoruj


przejcia.
- Utorowanie przejcia, to za mao - owiadczya
stanowczo Clarice.
- Nie poganiaj czowieka - upomnia j wuj Theo. - Panie
O'Toole, to mj bratanek Kent Jenkins. A to pan O'Toole,
waciciel straganu z tamalami.
Kiedy wymieniali uciski doni, w kuchni zadzwoni
telefon i Kent pobieg go odebra.
- Nie wystarczy, e utorujesz przejcie - Clarice,
wziwszy si pod boki, wrcia do tematu. - Musisz to std
uprztn do ostatniego ziarenka! Nie moemy teraz zamkn
drzwi!
- Usun t ziemi z waszego korytarza - obieca. - Nie
wsypaaby si do rodka, gdybycie nie otworzyli drzwi dorzuci cicho i jeszcze bardziej j tym zdenerwowa.
- Siostrzyczko, wuj Stanton chce z tob mwi - zawoa
Kent.
- Zaraz wracam - powiedziaa do Grady'ego i, powczc
obola nog, pokutykaa do kuchni. Podniosa suchawk
wiszcego na cianie aparatu, zniya gos, ale przez cay czas
miaa wraenie, e czekajcy w odlegoci zaledwie kilku
metrw Grady O'Toole i tak syszy kade sowo.
- Clarice! - rozleg si w suchawce burkliwy gos wuja
Stantona. Od razu wyobrazia sobie jego gniewn min,
wlepione w telefon czarne oczy i poruszajcy si miarowo
cienki wsik.
- Tak, wuju - odpara, masujc kostk. Bl jakby
ustpowa.
- Bd u mnie o dziewitej wieczorem - warkn
rozkazujco.
- Nie wpuszcz mnie o tej porze do szpitala. To po
godzinach odwiedzin.

- Bzdury opowiadasz. Wpuszcz bez gadania. Jeste moj


krewniaczk i mam prawo do przyjmowania wizyt czonkw
rodziny. Masz tu by o dziewitej wieczorem, syszysz?
- Tak, wuju - odpara z rezygnacj, nie wdajc si w
dyskusje. - Bd.
- Kent mwi, e w poudnie mielicie niezy obrt.
- Tak, wuju.
- Przynie mi kwity kasowe.
- Tak, wuju.
Trzask odkadanej suchawki. Odwiesia j i wysza z
powrotem na korytarz. W drzwiach mina si z wracajcym
do kuchni Kentem. Wuj Theo oddala si wanie w kierunku
sali jadalnej.
Grady O'Toole sta zwrcony twarz do hady ziemi, ale
kiedy do niego podesza, obejrza si.
- Jak noga?
- Troch lepiej. Nic mi nie bdzie.
- Przykro mi, e do tego doszo.
- Nie wydaje mi si, eby ci byo przykro - odpara
chodno. - Nie pojmuj, jak mona byo uczyni tyle
zamieszania jedn wywrotk ziemi! Podejrzewam, e zrobie
to celowo!
- Naprawd?
Na widok iskierek rozbawienia w jego oczach znowu
ogarna j zo.
- Po co, wedug ciebie, miabym zwala wielk wywrotk
ziemi pod waszymi drzwiami od zaplecza? - spyta.
- eby zrobi nam na zo. Z zemsty, bo prbujemy si
ciebie pozby. Skd mam wiedzie, co za perwersyjne
motywy mog kierowa takim tamalowym typem. Nie
rozumiem, jak silny, zdrowy mczyzna moe caymi dniami
stercze pnagi przy wzku z tamalami!

Zacisn usta i obrzuci j spojrzeniem, od ktrego zrobio


jej si dziwnie.
- Pnagi? Gorszy ci moja odsonita klatka piersiowa?
Poaowaa teraz, e w ogle poruszya ten temat.
- ap si lepiej za opat.
- Zaraz, zaraz. Gorszy ci moja klatka piersiowa! To
dlatego mina dzisiaj rano swj podjazd?
- Jasna cholera! - wrzasna, czujc, e policzki jej pon.
Nienawidzia tego szerokiego umiechu, ktry zaczyna
wykwita powoli na wstrtnej gbie Grady'ego O'Toole'a.
- Wcale nie. Zamyliam si.
- Jasne, rozumiem! Nie jeste zamna, Clarice, prawda?
- Nie twj zakichany interes!
- Mj, mj. To stawia sprawy w janiejszym wietle.
- Moe dla ciebie, bo dla mnie na pewno nie!
Zatrudniamy trzy osoby, ktre przychodz do pracy o
szesnastej, czwarta zjawia si o siedemnastej, dwie kocz o
dziewitnastej. Teraz wszystkie bd musiay wchodzi i
wychodzi od frontu. Szlag mnie trafia na sam myl, e bd
si krci po sali jadalnej i zakca spokj klientom.
- Przepraszam, ale czy wasi pracownicy, zamiast po
drodze taczy i piewa, nie mog si przemkn
niepostrzeenie prosto do kuchni?
- Tak ci to wszystko bawi?
Nachyli si ku niej. Chciaa si cofn, ale za sob miaa
gr ziemi.
- Panno Jenkins - wycedzi - jest pani napita jak
spryna!
Zabrako jej tchu. Temperatura w korytarzu podskoczya
gwatownie i zrobio si gorco, jak w tropikalnej dungli.
Zerkn przez rami, a potem znowu utkwi w dziewczynie
byszczce oczy zdradzajce jego intencje tak samo wyranie,

jak transparent Gorce Tamale O'Toole'a, Mniam. Mniam"


nad jego straganem.
- Nie rb tego! - wyszeptaa bez tchu. Serce walio jej jak
motem.
Zamruga nagle powiekami i jego twarz przybraa wyraz,
ktrego Clarice nie potrafia odszyfrowa. Napicie midzy
nimi opado. Cofn si, opuszczajc rce.
Wiedziaa, e chcia j pocaowa. I zrezygnowa, kiedy
ostrzega go, eby tego nie robi. W jego oczach znowu
pojawio si rozbawienie.
- Czego niby mam nie robi? - spyta.
Ogarna j wcieko. Zdumiewajce, jak mczyzna
mierzcy sobie ponad metr osiemdziesit wzrostu, wacy ze
sto kilo, a moe i wicej, potrafi tak dziaa na nerwy.
- Tego, co zamierzae - powiedziaa, silc si na
wynioso i czujc, e dzieje si z ni co szczeglnego, co,
czego wolaa nie analizowa.
- Zamierzaem ci pocaowa i dobrze o tym wiesz! odpar ze miechem.
- Moe by si wreszcie zabra do sprztania tej ziemi?
- Tak mio nam si rozmawia - powiedzia wesoo, co
wcale nie podziaao na ni uspokajajco.
- No pewnie! Nie lubi pan pracowa, prawda, panie
O'Toole? Umiechn si i wzruszy ramionami.
- Co dzie mog powtarza, e rozmowa z adn dam
jest przyjemniejsza od przerzucania ziemi opat!
- Ale t ziemi trzeba std uprztn!
- Ju si robi, pszepani. Z miejsca zabieram si do roboty.
I naprawd nie kazaem tego tu zrzuci. Nie dr kotw z
ssiadami.
Zo Clarice mijaa. Zaczyna mwi do rzeczy. I znowu
miaa trudnoci z powstrzymaniem si od spuszczenia wzroku
na odlegy o zaledwie kilkanacie centymetrw jego tors.

Jedno byo pewne - brud nie umniejsza ani na jot jego


przycigajcej siy.
O'Toole zauway, co si z ni dzieje.
- Masz przecie brata - powiedzia, przysuwajc si bliej.
- Musiaa ju widzie obnaon klatk piersiow.
Nie znaa dotd osoby, ktra dziaaaby jej na nerwy tak,
jak Grady O'Toole. Kipic ze zoci, stumia idiotyczn
pokus skierowania znowu wzroku na przedmiot rozmowy.
- Nie wbijaj si w dum. Twj tors ani mnie zibi, ani
grzeje - odpara tonem, ktry w zamyle mia by lodowato
pogardliwy. A jednoczenie jaki wewntrzny gos wrzeszcza
w niej na cae gardo, e ten tors jak najbardziej robi na niej
wraenie - jest tak wspaniay, e jego widok i blisko zapiera
jej dech w piersiach.
- Czyby? - mrukn. - To dlaczego robisz wszystko, eby
na mnie nie patrze?
- Wcale nie! - krzykna, rzucajc przecige, wyzywajce
spojrzenie na jego pier i jednoczenie uwiadomia sobie, e
gdy daa si wcign Grady'emu O'Toole'owi w t pozornie
niewinn gr, popenia niewybaczalny bd. Ale byo ju za
pno. Widok jego torsu nie mg na ni nie podziaa. W
ustach jej zascho, piersi zrobiy si cikie, a na policzki
wystpi rumieniec. Jeszcze chwila, a przesunie palcami po
ciepej skrze, przywrze mocno do tych twardych mini...
- Napatrz si do syta - wymrucza najgbszym,
najbardziej zmysowym gosem, jaki w yciu syszaa. Kolana
odmwiy jej posuszestwa, w gowie zawirowao i
zapragna dotkn Grady'ego. Zamrugaa oczyma, usiujc
sobie przypomnie, gdzie si znajduje i kim on jest. Tors.
Najokazalszy mski tors w okolicy i akurat ona musi z nim
walczy.

Odetchna gboko, podniosa na niego wzrok. Umiecha


si. Bya tak oszoomiona, e odpowiedziaa umiechem, ale
zaraz si zreflektowaa.
- Panie O...
- Daj spokj, Clarice, mw mi Grady. aden O'Toole,
tylko Grady. Przyjaciele nie powinni zwraca si do siebie tak
oficjalnie.
- Nie jestemy...
- Ale bdziemy - zapewni, a jej przyspieszy puls. - No to
ja api si za opat, a ty sobie patrz na moj pier, ile dusza
zapragnie - dorzuci powanie, a Clarice zadygotaa, tumic
narastajc furi.
Opanowaa si jednak i nawet zdobya si na umiech.
Ostatni rzecz, jakiej teraz pragna, to da po sobie pozna,
e Grady nie jest jej obojtny.
- Dziki, Grady, ale nie skorzystam - powiedziaa i
minwszy go, ruszya w kierunku kuchni, zapominajc
zupenie o obolaej kostce.
Grady O'Toole odwrci si, eby wzrokiem odprowadzi
Clarice Jenkins. Sdzc po fadach tworzcych si na
niebieskiej spdnicy, kiedy dziewczyna sza, nogi miaa dugie
i zgrabne. Daj sobie z ni spokj - pomyla w duchu. Nie
mia teraz czasu na komplikowanie sobie ycia kobietami.
Zreszt Clarice nie bya w jego typie. Starowiecka jak wita
Boego Narodzenia, a na dodatek pruderyjna. Ale miaa
najwiksze bkitne oczy i najgadsz skr, i poruszaa si z
takim wdzikiem, e nie mg oderwa od niej oczu.
Grady, za ciko pracujesz - pomyla, gramolc si przez
had ziemi, eby przynie narzdzia. Musia przyzna
Clarice racj. Nikt o zdrowych zmysach nie zwalaby ziemi
pod drzwiami.
Kiedy w ponurym nastroju zacz macha opat,
przypomniaa mu si Clarice plotca co o jego klatce

piersiowej. Zachichota. Rzeczywicie bya starowiecka. W


przeciwiestwie do jej sposobu poruszania si - podpowiedzia
mu wewntrzny gos jego libido. Zacz pracowa szybciej.
Zapomnij o niej - przykaza sobie Grady. Kobiety tego typu to
murowane kopoty. Popatrz tylko na ni - nie znasz jej, a ju
chciaa ci ubra w koszul! Pomyl tylko...
Odrzuci opat czarnej ziemi i przerwa prac.
Uwiadomi sobie nagle, e nie ma o kim myle. Nie liczc
przypadkowych randek, od czasu zerwania z Peggy w jego
yciu nie byo nikogo. Zbyt absorboway go sprawy osobiste
innego rodzaju.
- Panie O'Toole! Czy byby pan askaw przyoy si do
pracy?
Obejrza si i zobaczy Clarice, ktra staa w progu i
patrzya na niego gronie.
- Ju, ju - odkrzykn wesoo, chocia wcale nie byo mu
do miechu. Ona zaczyna dziaa mi na nerwy - pomyla.
Pyskata, pruderyjna, sztywna, z ustami godnymi
pocaunkw...
Wbi opat w ziemi, ale zamiast czarnych grud widzia
tam rozchylone usta dziewczyny, bkitn, pulsujc na szyi
yk, trzepoczce rzsy. Chciaa, eby j pocaowa. Mia
szczery zamiar to zrobi, ale rozsdek podpowiedzia mu, e
popeniby niewybaczalne gupstwo. Kobiety w rodzaju
Clarice Jenkins to kopot. Wielki, niebieskooki kopot.
Jemu na przykad nie szo machanie opat, bo myla o
Clarice. Zacisn zby i zdwoi wysiki, czujc,, e pot
wystpuje mu na ramiona i czoo. W porze obiadowej odrzuci
opat, opuka si i wrci na dwie godziny do sprzedawania
tamali. Stojc przy swoim straganie, obserwowa eleganckie
samochody zajedajce przed wejcie do King's Crown,
gdzie portier otwiera przed klientami drzwi i parkowa ich
wozy.

Po dwch godzinach Grady zamkn stragan z tamalami,


po czym zapa si znowu za opat. Soce chylio si powoli
ku zachodowi, a on wci adowa czarn ziemi na taczk,
wywozi na swoj parcel i zwala tam na udeptane klepisko.
Droga ewakuacyjna z restauracji bya ju oczyszczona, a teraz
malay stopniowo gry ziemi po obu jej stronach. Jutro
wezwie ludzi, ktrzy przywieli ziemi, eby dokoczyli
dziea. Zapada noc, ale latarnie wok restauracji owietlay
parking na zapleczu i podjazd, zapewniajc niez
widoczno.
Gdy pcha przez podjazd taczki, najpierw pene ziemi, a
potem puste, Grady stara si skupi na tym monotonnym
zajciu i wyrzuci z myli bkitne oczy Clarice, ale
przegrywa t wewntrzn walk. Zaczyna odczuwa bl w
ramionach i plecach. Nie do wiary, jak szybko stoczy si w
hierarchii spoecznej z pozycji prezesa wasnej firmy
wiertniczej na pozycj przerzucajcego ziemi sprzedawcy
tamali!
Doszed do wniosku, e potrzeba mu kilku rzeczy na raz:
kolacji, ktrej domaga si protestujcy odek; kpieli, bo
jego ciao byo od stp do gw oblepione kurzem; i randki z
pikn, podniecajc, skomplikowan kobiet, poniewa
pragn zapomnie o Clarice Jenkins. Musia spotka si z
kim, kto nie nazwie go tamalowym typem!
Zamkn stragan, przycign go pod drzewo i przypi do
pnia acuchem. Przyglda mu si przez chwil, mylc o
kuzynie Barcie i firmie O'Toole Drilling. Potem zerkn
jeszcze raz na King's Crown, wzruszy ramionami i powlk
si do swojego czarnego lincolna, ktrego przez ostatnie dwa
tygodnie parkowa na wydeptanej ciece wrd drzew.
Wsiad do wozu, rozkoszujc si komfortem obszernego
wntrza. W tym momencie otworzyy si drzwi od zaplecza
King's Crown i na kopce ziemi pada smuga tego wiata.

Na widok stojcej w progu Clarice Grady'emu krew zacza


kry szybciej. Silnik pracowa na wolnych obrotach, a
kierowca patrzy, jak dziewczyna idzie przez parking do
maego, poobtukiwanego czerwonego forda. Zauway, e
utyka lekko na stuczon nog i przypomniao mu si, jak
przyjemnie byo czu pod sob mikko ciaa Clarice i do
czego doprowadziy go gwatowne ruchy jej poladkw. Ona
tymczasem zapucia silnik forda, skrcia w podjazd i
odjechaa.
Wyprowadzi powoli swj wz na ulic. Nie myla o
niczym. Czu w miniach t przerzucon gr ziemi.
Clarice skrcia na wschd, kierujc si do szpitala, w
ktrym po operacji stopy dochodzi do siebie wuj Stanton.
Zastaa go siedzcego na ku i studiujcego profesjonalne
czasopismo dla restauratorw. Kasztanowe wosy mia
zmierzwione, a okulary bez oprawki zsunite na czubek nosa.
Kiedy wchodzia, podnis na ni wzrok.
- Dobry wieczr, wujku Stantonie.
- Jaki wieczr, to ju gucha noc. Jedziesz prosto z pracy?
- Tak, wujku. - Usiada w brzowym, plastikowym
foteliku i zaoya nog na nog, a na krawdzi ka pooya
plik papierw. - Jak si czujesz?
- Da si wytrzyma. Jak interesy?
- Tu masz rachunki. Mielimy bardzo ciki wieczr.
- Hmmm. Co to za historia z t ziemi w korytarzu?
Clarice zmarszczya czoo. Skd wuj Stanton mg si o
tym tak szybko dowiedzie?
- To ten O'Toole od straganu z tamalami. Zamwi
ziemi, a ci, ktrzy j przywieli, myleli, e to dla nas.
- Kretyskie miejsce na zwalanie ziemi! A teraz
posuchaj, Clarice, co zrobisz jutro. Zoysz temu O'Toole'owi
ofert. Chc go usun sprzed mojej restauracji! Masz tu list
trzech dziaek wikszych od tej, ktr ma, i pooonych w tak

samo dobrych punktach. Jeli zgodzi si przenie, sprzedam


mu t, ktr sobie wybierze, kupi jego dziak za t sam
cen i dorzuc mu tysic dolarw ekstra. Dla straganiarza
tysic dolarw powinno stanowi sumk nie do pogardzenia.
- Nie znasz go - mrukna Clarice, aujc, e sama te go
nie zna. Nie do, e miaa z nim tyle kopotw, to jeszcze
utkwi jej w gowie jak maso orzechowe w zbach. Nie
chciaa 0 nim myle; nie chciaa mie z nim nic wsplnego.
- Co nie tak? - spyta wuj Stanton, zwracajc na ni ca
swoj uwag.
- Jest irytujcy. To troch trudno wyjani. - Ani mylaa
zwierza si wujowi z reakcji, jak wywoa w niej Tors. Ale
mwia dalej wysilajc mzg w poszukiwaniu sposobu
wyjanienia dylematu, jaki stanowi Grady O'Toole. - To
czowiek z rodzaju tych, co potrafi zatrzyma si na rodku
skrzyowania i na par minut zablokowa ruch. Sprowadza
nieszczcia. Na przykad ta ziemia przed naszymi drzwiami
od zaplecza. Nie on to zrobi, nie macza w tym palcw, ale
porednio on jest za to odpowiedzialny. Moe lepiej
zaczekasz, a zbankrutuje i wemie si za co innego?
- Nie, nie bd czeka - zdecydowa wuj Stanton po chwili
zastanowienia. - Stragan z tamalami przed samym wejciem
przynosi ujm naszej restauracji. Kady ma swoj cen. A w
przypadku sprzedawcy tamali nie powinna by ona wysoka.
Wiesz co, Clarice, zaproponuj mu dwa tysice dolarw.
- Powiem wujowi Theo, eby...
- Nie! - zagrzmia wuj Stanton. - Ze wszystkich, ktrzy
pracuj w King's Crown, ty jeste najbardziej przedsibiorcza.
Ty zaatwisz t spraw.
- Dzikuj...
- Nie wbijaj si w dum! Gdyby nie moja chora stopa... przymruy oczy i utkwi wzrok w dziewczynie. Przedstawisz t ofert O'Toole'owi jutro rano. Prowadz jedn

z najelegantszych restauracji w miecie, zlokalizowan w


najpikniejszym punkcie i nie chc mie pod bokiem
obskurnej budy. Nie bdzie mi si szwenda pod drzwiami
jaki zapyziay, tandetny sprzedawca. Moe kramarzy
swoimi tamalami gdzie indziej! I zobaczysz, e si zgodzi.
- Zrobi, co bd moga.
- Powiedz mu jeszcze, e jeli nie usunie jutro tej ziemi
do dziesitej rano...
- Zobacz si z nim dopiero po dziesitej - wpada mu w
sowo.
- To ty przychodzisz do pracy po dziesitej?
- Ja nie, ale panu O'Toole'owi czasami to si zdarza. W
porze niadaniowej nie ma wielkiego popytu na tamale.
- To powiedz mu, e ziemi ma nie by do poudnia, bo
inaczej pogadamy. I jak mi Bg miy, nie artuj!
- Dobrze, wuju - odpara pochmurnie Clarice. Nie miaa
ochoty uera si z Gradym O'Toole'em. Odetchna z ulg,
kiedy nazajutrz, z samego rana, pod restauracj podjechaa
wywrotka. Ziemi
zebrano i zwalono obok straganu O'Toole'a. Dopiero po
dziesitej Clarice zobaczya przez okno znajomy czarny
samochd wtaczajcy si na parking i zatrzymujcy w cieniu
drzewa.
Z wozu wysiad Grady, a w promieniach soca zalni
brzowy tors. Kiedy mczyzna schyli si, eby zabra co z
wntrza, zagray minie jego plecw i napryy si muskuy
na dugich nogach. Wypowiae szorty opinay ksztatne
biodra. Odwrci si i Clarice poczua sucho w ustach. Jej
wzrok zsun si wbrew jej woli a do drewniakw Grady'ego,
a potem podnis z powrotem i spocz na torsie. Patrzya z
fascynacj, jak Grady odpina wzek z tamalami od pnia
drzewa i cignie go w kierunku krawnika.

Powiedziaa Kentowi, e idzie porozmawia z Gradym


O'Tool'em i z dusz na ramieniu, jak przed wejciem do klatki
lwa, ruszya ku drzwiom.
Po drodze wstpia jeszcze do swojego biura po kartk z
przygotowan przez wuja Stantona list parceli, ktrych
sprzeda proponowa Grady'emu. Potem zatrzymaa si w
damskiej toalecie, eby przejrze si w szerokim lustrze.
Poprawia wosy zwinite w luny kok i spite na czubku
gowy. W kocu wysza, aby odby t rozmow.

Rozdzia 2
Nie zauway jej od razu. Sta odwrcony plecami, w
kbach pary, ktre unosiy si ze straganu, i zwija swoje
tamale. Szerokie, meksykaskie sombrero mia zsunite na ty
gowy, a mae, kolorowe kuleczki zwisajce z podwinitego
fantazyjnie ronda podrygiway przy kadym gecie. Clarice
musiaa przyzna w duchu, e Grady O'Toole jest zbudowany
bez zarzutu. Mgby zostawi te tamale i zatrudni si jako
model.
Pomylaa o Ricku, z ktrym umawiaa si od czasu do
czasu przez ostatnie sze miesicy. Rick by przystojny i
miy, ale nie robi na niej wikszego wraenia. Z alem
dochodzia do wniosku, e nie pasuj do siebie. Patrzya na
szerokie, nagie ramiona poyskujce kropelkami potu. Tak,
przebywajc w obecnoci Grady'ego O'Toole'a odczuwaa
podniecenie. I szlag j trafia z tego powodu! Do szau
doprowadzaa j reakcja wasnego organizmu na pichccego
tamale pnagiego czowieka w idiotycznym kapeluszu. A do
tego ten transparent - Gorce Tamale O'Toole'a. Mniam!
Mniam!" Ju to wystarczyoby, eby wuj Stanton wyldowa z
powrotem w szpitalu.
Grady odwrci si i zobaczy j. Wczeniej czua si
nieswojo, ale to byo nic z porwnaniu z uczuciem, ktre
owadno ni teraz. >
Umiechn si. Unoszce si wolno kciki jego ust
wywoay kolejny fajerwerk niewidzialnych iskierek
podniecenia.
- Ooo! Jaki miy pocztek dnia! - powiedzia,
przecigajc sowa. Matowy gos, gorcy niczym gotujce si
z bulgotem tamale zbi j z tropu.
- Dzie dobry - powiedziaa Clarice, dokadajc
wszelkich stara, by jej gos zabrzmia oficjalnie. Nie chciaa
patrze na Tors, ale jeli na nawet nie zerknie, jego

waciciel nie omieszka poczstowa jej jakim docinkiem. Z


drugiej strony, zdawaa sobie spraw, e jeli cho raz rzuci
okiem, obojtnie, od niechcenia przesunie wzrokiem po
wspaniaej klatce piersiowej Grady'ego O'Toole'a, to ju oczu
od niej nie oderwie. Przylgnie do niej jak mucha do lepu.
Zdecydowaa, e bezpieczniej bdzie nawet nie zerka w
tamte okolice.
Szeroki umiech Grady'ego zamieni si w umieszek.
Zmierzy dziewczyn wzrokiem od stp do gw, zatrzymujc
oczy na jej piersiach, talii, biodrach, nogach - i chocia
wszystko to okrywaa rowa letnia sukienka, Clarice
wydawao si, e nie ma na sobie nic. Pod jego taksujcym
spojrzeniem czua si cakiem naga. Spona rumiecem.
- Czemu to zawdziczam t wizyt? - spyta. - Prosz,
siadaj. - Rozoy z trzaskiem skadane krzeseko i postawi je
w cieniu dbu. - Jak tam noga?
- W porzdku - odpara uprzejmie.
- Ciesz si. Poczstowabym ci tamalem, ale dopiero si
gotuj. Moe szklaneczk zimnej lemoniady?
- Nie, dzikuj - odpara, siadajc. - Ale dzisiaj ciepo dorzucia, wachlujc si kartk wuja Stantona. Jej wzrok
przesun si po opalonych nogach Grady'ego i zatrzyma na
wielkich, zakurzonych drewniakach. Spojrzaa szybko na
kartk i wygadzia j na kolanach, usiujc wzi si w gar.
- Mj wuj ley w szpitalu.
- Przykro mi. Mam nadziej, e to nic powanego.
- Stopa. Mia operacj i lekarz zaleci mu wypoczynek.
Mam dla ciebie propozycj - spojrzaa mu w oczy.
Jak on moe mi to robi? - pomylaa. Nigdy jeszcze nie
spotkaa mczyzny, ktry tak by jej dziaa na nerwy, tak by
j zbija z tropu, powodowa takie przyspieszenie jej pulsu.
Wyprostowaa si, a on spojrza na jej biust. Poczua reakcj

wasnego ciaa. Ono nie ywio adnej awersji do Grady'ego


O'Toole'a.
- Panie O'Toole, to...
- Grady, pamitasz? - przerwa jej zmysowym szeptem.
- Grady. Ta propozycja pochodzi od wuja Stantona.
Dotyczy interesw. Wpatrywa si w ni przez chwil
pociemniaymi oczyma.
- Rozczarowujesz mnie - mrukn w kocu i chyba mwi
szczerze. - A ja ju mylaem, e chodzi o co innego... e
moglibymy si gdzie wybra w sobot wieczorem.
- To interes - odpara drcym nieco gosem. Nie moga
oderwa wzroku od jego hipnotyzujcych oczu. - Jeste dorzucia cicho wbrew wasnej woli - najbardziej
pocigajcym mczyzn, jakiego znam.
- Dobre wieci z samego rana - wymrucza i nachyli si
ku niej wyranie zaskoczony.
Nie spucia wzroku. Spochmurnia. Wyglda na
zakopotanego - pomylaa patrzc mu prosto w oczy.
Poczua, jak niewidzialna sie zaciska si ciasno wok nich,
przycigajc oboje do siebie nawzajem. Jego wzrok zsun si
minimalnie i zatrzyma na jej ustach. Wstrzymaa oddech.
Spucia nieco oczy i zamara. Jakie cudowne mia usta!
Pochylia si ku niemu. Z trudem podtrzymywaa opadajce
powieki, w gowie czua zamt. Ciekawe, jak smakowaby
pocaunek Grady'ego O'Toole'a?
A podskoczya na dwik klaksonu. Ulic przemkn
jasnozielony samochd peen nastolatkw, a wychylajcy si
przez okno chopak krzykn co niezrozumiaego. Czar
prysn. Clarice usiada prosto, - wygadzajc kartk na
kolanach i uwiadomia sobie, jak bliska bya popenienia
czego idiotycznego.

- A wic, panie O..., Grady, wuj Stanton chciaby ci


pokaza trzy parcele stanowice jego wasno. Grady nie
spuszcza z niej wzroku.
- A ja chciabym zabra ci gdzie w sobotni wieczr.
Wasny gos zabrzmia mu w uszach obco, jakby te sowa
wypowiada kto inny. Nie chcia przecie zawiera bliszej
znajomoci z Clarice Jenkins. Patrzy na ni, mrugajc
powiekami i czeka na reakcj. Zmarszczya czoo, spucia
wzrok na kartk papieru, ktr trzymaa na kolanach.
- Dzikuj, ale jestem zajta - odpara po chwili.
Ulyo mu ogromnie, ale gdzie pod t ulg kryo si
rozczarowanie. Wsta i otrzepa szorty.
- Musz przewrci tamale.
Wcale nie musia. Chcia tylko pozbiera myli. Co si z
nim dzieje? Clarice jest sztywna i nieprzystpna - zupenie nie
w jego typie. A on nie potrafi si od niej uwolni! Za dugo
ju tkwi przy tych tamalach. Dzi wieczorem musi si
rozerwa w jakim damskim towarzystwie.
Obejrza si przez rami i napotka wzrok dziewczyny.
Schylia szybko gow i zaczerwienia si. Gniewnie
szturchn tamala widelcem. Sztywna, jak kostka lodu pomyla. Ale nie tak zimna - podpowiedzia mu jaki
wewntrzny gos. Nie, Clarice Jenkins wcale nie bya osob
zimn. Przed chwil chciaa, eby j pocaowa, a ilekro na
ni spojrza, dostrzega spontaniczn i natychmiastow reakcj
jej ciaa. A to dziaao na jego libido; Otar pot z czoa i stara
si wymaza z pamici obraz rysujcych si pod letni
sukienk jdrnych, penych piersi.
Pomyl o czym innym - przykaza sobie. Peggy.
Zotowosa, wesoa i pikna Peggy. Peggy, ktra upara si
pokierowa jego yciem. Peggy i tamale nie dayby si za nic
pogodzi. Uczyni wysiek, by zaj myli propozycj
Stantona Jenkinsa. I nie pro Clarice o spotkanie - przestrzega

si stanowczo. - Nie cauj jej. Jeli nie chcesz napyta sobie


biedy, trzymaj si od niej z daleka.
A tamten drugi, diaboliczny gos wewntrzny wtrci
przekornie: Oj, ominie ci co pysznego, Grady. Krew ci
wrze na sam jej widok. Ile jeszcze kobiet doprowadza ci do
takiego stanu?"
Cae mnstwo!" - odburkn za podszeptem gosu
rozsdku.
Czyby? Wymie cho jedn" - nie dawao za wygran
jego libido. Grady odrzuci widelec i odwrci si. Clarice
patrzya na niego. Policzki miaa zarowione. Zapragn
doskoczy do niej, przycign do siebie i pocaowa. Zamiast
tego wcisn rce w kieszenie szortw i zakoysa si na
pitach.
- Co to za propozycja? - zapyta. Przechylia gow.
- Wuj Stanton ma trzy parcele. Masz tu ich wykaz z
adresami. - Penym gracji ruchem wstaa z krzeseka i,
rozprostowujc po drodze sukienk, podesza, eby wrczy
mu kartk. Kiedy bra j od niej, ich palce otary si
przelotnie, a jemu wydawao si, e wsadzi do w garnek z
tamalami.
Spojrza na trzy adresy i przenis na ni pytajcy wzrok.
- Jeli odpowiada ci lokalizacja ktrej z nich powiedziaa - wuj odsprzeda ci j za t sam cen, jakiej
zadasz ty za swj skrawek ziemi, i doda do tego dwa tysice
dolarw.
Ponownie spojrza na adresy. Dwa tysice dolarw pomyla. Zezocio go, e dwa tysice dolarw wydao mu
si teraz jak niebotyczn sum i wkurzyo, e Stanton
Jenkins chce si go pozby. Ale gos rozsdku podpowiada,
e przydayby mu si te pienidze, a przecie niewane, gdzie
ustawi swj stragan z tamalami, byle byo to miejsce pooone
przy ruchliwej ulicy. Trzy proponowane mu parcele speniay

ten warunek. Byy nawet nieco wiksze; lepsze kawaki terenu


w dobrych punktach. Nie widzia adnego powodu, by nie
dobi targu. Spojrza w due, bkitne oczy i zauway, e
policzki dziewczyny rowiej.
- Podoba mi si tutaj - powiedzia, oddajc jej kartk, a
jego gos rozsdku zatoczy si od ciosu.
- Nie widziaam jeszcze kogo tak niepowanego i
zatwardziaego! Tamalowy typ, ktry nawet nie zastanowi si
nad tak rozsdn i korzystn propozycj!
Opar si o swj stragan i umiechn do dziewczyny. Jak
to si dzieje, e im bardziej jest za, tym bardziej on pragnie j
drani? We pod uwag te dwa tysice dolarw" podszepn mu gos rozsdku.
- Niech ci bdzie, zachowam si powanie. Ale zanim
dam odpowied, obejrz sobie te trzy miejsca.
- Zgoda.
- Ale bdziesz mi musiaa towarzyszy.
Zamrugaa powiekami i cofna si o krok. Nieprzystpna,
sztywna, pochliwa - pomyla. Te cechy u kobiet zawsze go
zniechcay. Stres dziwnie na niego wpywa.
- Rwnie dobrze poradzisz sobie beze mnie - powiedziaa.
- Przykro mi, ale nic z tego - odpar. - Powiedz wujowi
Stantonowi, e nie chciaa mi towarzyszy, w zwizku z
czym odmwiem rozpatrzenia jego oferty.
Patrzya na niego, nie spuszczajc wzroku poniej
obojczyka. Podrapa si w pier. Nie swdziaa; chcia tylko
zobaczy reakcj Clarice. Zacisna usta. Przejecha otwart
doni po klatce piersiowej. Zatrzepotaa rzsami. Umiechn
si, widzc, e odkry jej saby punkt. Sztywno,
nieprzystpno, starowiecko, to tylko powierzchowne
cechy. W rzeczywistoci bya najwraliwsz kobiet, jak
dotd spotka.

- Kiedy chcesz jecha? - spytaa gosem o ton gbszym


od normalnego. Krew mu zabulgotaa niczym tamalowy sos.
- W niedziel o szstej wieczorem - odpar, wiedzc, e w
niedzielne wieczory King's Crown jest zamknita, a wic
Clarice bdzie miaa wolne.
- Bardzo dobrze. Spotkamy si tutaj i pojedziemy
obejrze te dziaki.
Grady otar rce i odwrci si, eby na ni spojrze.
- Poka mi jeszcze raz t list. - Sign po kartk i ich
palce znowu si o siebie otary. - Podaj mi swj adres. Podjad
po ciebie i...
W tym momencie na may parking przed straganem
skrci z rykiem klaksonu czerwony porsche i ostro
zahamowa. Z wozu wysiad umiechnity mczyzna w
klasycznym czarnym garniturze. Grady poczu ulg.
- Cze, Sam - krzykn do zbliajcego si przyjaciela i
byego pracownika. Sam, wysoki blondyn, stan wolny,
obrzuci Clarice taksujcym spojrzeniem. - Clarice Jenkins, a
to Sam Banks, mj przyjaciel. Sam, to Clarice Jenkins, ktra
pracuje po ssiedzku.
- Ach, mio mi pani pozna. Pani jest z King's Crown?
- Tak, mnie te jest mio. Musz ju lecie. Zblia si
pora lunchu. Zaraz zacznie wali tum.
- To do szstej wieczorem w niedziel - powiedzia
szybko Grady. Skina gow i spojrzaa na Sarna.
- Mio mi byo pana pozna - . powiedziaa i odesza.
Grady wytar donie w wilgotn cierk i zaj si
tamalami, podczas gdy Sam odprowadzi Clarice wzrokiem a
do drzwi King's Crown.
- Co to za laleczka? - spyta w kocu.
- Niebiosa ci zesay, Sam. Wiesz co, zrb mi przysug i
zaatw mi jak dziewczyn na sobotni wieczr. Zadzwo do
jednej z tych swoich przyjaciek, ktrych masz na pczki.

- Od kiedy to sam nie moesz sobie tego zaatwi?


- Nic jako nie przychodzi mi do gowy. Kerri wyjechaa
na urlop na Alask. Patsy przeprowadzia si do Cleveland.
Madeline jest w Dallas. Z Peggy zerwaem.
- Widz, e jeste w potrzebie. No a ta, jak - jej - tam?
Jenkins?
- Odpada. Nie w moim typie.
- Umwilicie si na niedziel.
- Wycznie w interesach.
- Wyglda mi na to, e kopoty pady ci w kocu na
mzg. Dobrze si jej przyjrzae?
- Znam j. Nie jest w moim typie. - Grady pracowa przez
chwil w milczeniu wiadom, e Sam opiera si o najblisze
drzewo i bacznie go obserwuje.
- Czemu nie rzucisz tego idiotycznego straganu i nie
wrcisz do brany?
- Nie mog niczego zrobi, dopki sprawa nie trafi do
sdu. Co si tam dzieje?
- Skd mam wiedzie?
Grady oderwa si od tamali i spojrza na przyjaciela.
- Zoye wymwienie?
- Bart mnie wyla. Pozbywa si po kolei wszystkich,
ktrzy wzili twoj stron, kiedy doszo do rozamu.
Grady zakl.
- Przykro mi...
- Znajd sobie inn prac.
- Wiem, e znajdziesz. Jeste dobry w swoim fachu i Bart
jeszcze poauje.
- Dobrych jest mnstwo. Dlatego wanie wpadem.
Napiszesz mi referencje w ten weekend?
- Jasne. Jeszcze dzisiaj wieczorem.
- Umwiem si w sobot z Jenn. Wybierzesz si gdzie
z nami? Ma sporo przystojnych przyjaciek.

- Dobrze.
- Czy wiesz, e ju dwunasty raz przewracasz tego
samego tamala? Grady spojrza na gobka i z niesmakiem
odrzuci chochl.
- Co ci gryzie? - spyta Sam. - Sdziem, e ju
doszede do siebie po zerwaniu z Peggy.
- I dobrze sdzie. Myl o interesach.
- To dlaczego wci odnosz wraenie, e o kobietach?
- Hop hop, Grady!
Grady odwrci si i zobaczy Clarice nadchodzc
szybkim krokiem alejk dojazdow od strony
King's Crown. Zatrzymaa si kilka metrw przed nim.
- Przepraszam, ale o czym zapomniaam. Obiecaam
Kentowi, e przyjd na jego mecz. Czy moemy przesun
nasze spotkanie na wp do sidmej?
- Nie ma sprawy.
- Kto to jest Kent? - spyta Sam Grady'ego.
- Jej modszy brat.
- Mwisz, e ona ci nie interesuje?
- Nie.
Sam odwrci si szybko i dogoni Clarice zmierzajc ku
kuchennym drzwiom restauracji. Grady powrci do
przygotowywania tamali dla klientw, ktrzy powinni pojawi
si w poudnie. Na parking przed straganem zajecha
samochd i siedzcy za kierownic nastolatek poprosi o dwie
porcje. Grady poda mu je, zainkasowa naleno i wsypa
monety do metalowej puszki.
Sam wrci po kilku minutach.
- Sprzedajesz tamale o wp do jedenastej rano? - spyta.
- Dzieciaki s godne przez dwadziecia cztery godziny na
dob.
- Fakt. Dobrze, e do ciebie wpadem. Umwiem si z
Clarice Jenkins na przyszy czwartek.

- Naprawd? - warkn Grady, a brwi Sama uniosy si.


- Zaraz, zaraz, mwie, e ona ci nie obchodzi.
- Bo nie obchodzi. Dobrze, e si umwie. Dziwi si
tylko, bo mylaem, e nie jest w twoim typie.
- Jest adna i to wystarczy. A jaki to typ? Mam nadziej,
e perwersyjny.
- Ha! Twoja nadzieja jest ponna. Ona jest starowiecka,
sztywna, pruderyjna, jednym sowem kopot, czysty kopot.
- Czyby? Prbowae z ni?
- eby co nieco o kim wiedzie, nie trzeba z nim zaraz
prbowa.
- Nie przesadzasz czasem? Nie wyglda mi wcale na
starowieck. Widziae, jak si porusza? Ja bym powiedzia,
e jest wprost przeciwnie. Umwia si ze mn, cho dopiero
co si poznalimy.
- Rzeczywicie, to prawda. Milczeli przez chwil.
- Mog odwoa t randk - mrukn w kocu Sam, a
kiedy Grady spojrza na niego, dorzuci: - Znowu przewracasz
tego samego tamala. Nie chc stawa midzy tob a Clarice.
- Midzy Clarice a mn nic nie zaszo.
- Aha! Wystarczy, e masz na gowie kuzyna, ktrzy
przej twoj firm, i proces o jej odzyskanie. Tylko tego by
brakowao, eby przyjaciele odbijali ci nowo poznane
dziewczyny.
Grady puci chochl, ktra utona natychmiast w
tamalowym sosie, i wzi si pod boki.
- To nie jest moja nowa dziewczyna. Ona mnie
nienawidzi. Nazywa mnie tamalowym typem. Umawiajc si
z ni, wywiadczysz mi przysug, bo wtedy nie bdzie mnie
kusio, eby ingerowa w sprawy sercowe przyjaciela. Ona nie
jest w moim typie...
- Odwouj t randk. O rany. Nie wiedziaem, e kobieta
moe ci tak omota.

- Nie odwouj tej randki. Clarice chce si z tob spotka.


- Prawd mwic, to wcale nie. Podszedem j
podstpem. Powiedziaem, e King's Crown to moja ulubiona
restauracja. Ze uwielbiam w niej jada, no i nie miaa wyboru,
kiedy zaproponowaem jej wspln kolacj w przyszy
czwartek.
- Przyjd na to spotkanie. Bd ci wdziczny. Chciabym
wybi j sobie z gowy.
- Stary, to to smakowity ksek.
- To nie jest aden ksek". Ona czy w sobie wszystko
to, czego zawsze wystrzegaem si u kobiet. - Grady spojrza
na umiechnitego Sama. Rozemia si i potar doni brod.
- I nie mog oderwa od niej oczu. Kiedy ona jest w pobliu,
dziej si ze mn dziwne rzeczy.
- Moe wcale nie jest tak starowiecka, jak mylisz.
- Jest. Do szpiku koci. Ona nienawidzi mojego straganu
z tamalami.
- Dziwisz si? Handlujesz tamalami z zamiowania? To
gupota. Jeste dyplomowanym inynierem, zaoye wasn
firm... a teraz sterczysz tutaj.
- Powiedziae jej to, Sam? - Nie. A ty?
- Nie. To uczciwe zajcie i jeli chcesz wiedzie... Sam
jkn.
- Lepiej nie kocz. Nie wmawiaj mi, e lubisz
przyrzdza gorce tamale.
- Prawd mwic, to z kadym dniem coraz lepiej mi
idzie. Czuj si bardziej odprony ni przez ostatnie osiem
lat. Rozejrzyj si tylko. - Rozoy ramiona i zadar gow,
spogldajc na koron wysokiego dbu, ktry uycza swego
cienia straganowi. Gdzie wysoko, wrd gazi, piewa gil, a
licie szeleciy w powiewach lekkiego wietrzyku. Grady
wcign w puca potny haust powietrza. - To wspaniae.

- O Boe. Chyba zwariowae. Bredzisz co o


starowieckiej kobiecie, ktra nie jest w twoim typie, o
ekstazie, w jak wprawia ci pitraszenie gobkw, o tym, jak
ci tu dobrze na onie natury! Wypchaj si! - Sam ruszy w
kierunku swojego samochodu. - Moe i ona ma racj, moe
przeistoczye si w tamalowego typa. Musz ucieka, bo
umwiem si na rozmow wstpn w Foster Drilling.
Powoam si na ciebie. Nie wpisz do ankiety, e przerzucie
si na tamale.
- To uczciwe zajcie, do cholery. Nie zapomnij o randce
w czwartek!
- Zupenie ci odbio. Napisz mi te referencje, pki jeszcze
nie zapomniae, jak trzyma piro w rku.
Sam zatrzasn drzwiczki i odjecha.
W niedziel po poudniu Grady mia szczer ochot
zapomnie, e umwi si z Clarice. Przechadza si tam i z
powrotem po swoim apartamencie, toczc ze sob wewntrzn
walk. W kocu zadecydowa, e pjdzie, obejrzy
proponowane dziaki, a zaraz potem wrci do domu.
Zatelefonowa do Sashy, kobiety, ktr pozna poprzedniego
wieczoru za porednictwem Sama i Jenny. Umwi si z ni
na wieczr. Kiedy odkada suchawk, czu si ju znacznie
lepiej. Mia randk, a wic nie mia czasu dla Clarice. Tylko
interes i nic ponad to.
P godziny pniej jecha ju Apache Avenue, ciskajc
kierownic kurczowo jak toncy koo ratunkowe.

Rozdzia 3
Grady obserwowa drog, wdychajc aromat perfum, w
ktrym wyczuwa mieszanin r, jaminu i kapryfolium. Z
najwyszym wysikiem powstrzymywa si od zerkania na
dugie, opalone nogi dziewczyny i koncentrowa si na
prowadzeniu samochodu. Bya w szortach. Kiedy na parkingu
przed King's Crown otworzya drzwiczki swego samochodu i
wysiada, by przesi si do jego wozu, Grady odnis
wraenie, e siedzi na rozpalonych wglach. Clarice nogi
miaa dugie, wspaniale opalone; byy to najzgrabniejsze,
najbardziej kuszce nogi, jakie kiedykolwiek widzia. Rzuci
jej przelotne spojrzenie, a jego wzrok, zanim Grady powrci
do obserwowania drogi przed samochodem, musn jej kolana.
Czarne wosy Clarice byy rozpuszczone, przewizane
niebiesk wstk. To ci dopiero! Wstka we wosach,
prawie adnego makijau. wiea jak stokrotka. Jej bkitne
oczy wprawiay w dziwne harce jego puls. To czysty kopot"
- stwierdzi jego gos rozsdku. - Obejrzyj jak najszybciej t
dziak i le w te pdy do Sashy." Spojrza znowu na Clarice.
- Wuj Stanton ci ufa, prawda? Wyglda na to, e tobie
najbardziej.
- Twierdzi, e mam lepsz gow do interesw ni wuj
Theo - odpara z umiechem. - Midzy wujem Stantonem i
wujem Theo istnieje taka rnica, jak midzy kwiatem a
butami. Wuj Stanton jest oszczdny, a wuj Theo chyba jednak
troch za bardzo rozrzutny. Ale to poczciwy czowiek:
potrzebujcemu oddaby ostatni koszul. Tata uwaa, e wuj
Stanton nie moe znie rozrzutnoci wuja Theo i eby j
zrekompensowa, przesadza w drug stron. Ale moe to wuj
Theo stara si zrekompensowa skpstwo wuja Stantona.
- A twj ojciec? Umiechna si.

- Tato, jest normalny, raz skpy, raz rozrzutny. Jest o


wiele powaniejszy od wuja Theo. Bo wuj Theo jest jak... co
jak wity Mikoaj, albo duy elf. Ma w sobie co z dziecka.
- No i psotnik z tego wuja Theo. To on kaza ludziom z
wywrotki zwali ziemi pod drzwiami. Spojrzaa na niego
wstrznita.
- Nie wierz! Nie w gowie mu takie gupie figle. Nie
zrobiby czego podobnego. Mylisz si.
- Zadzwoniem do firmy przewozowej i urzdziem im
ma awantur o zwalenie ziemi pod drzwiami, a facet, ktry
prowadzi t wywrotk, powiedzia, cytuj: kiedy
zaczynalimy rozadunek na skraju paskiej parceli, zza
budynku restauracji wyszed taki kdzierzawy facet z oczami
niebieskimi jak u dzieciaka i kaza nam zwala pod tym
wejciem".
- Nie mog w to uwierzy. Nigdy nie ma z nim adnych
kopotw. - Clarice spochmurniaa, zaniepokojona tymi
rewelacjami.
- No c, kiedy musi by ten pierwszy raz. Pasuje do ich
opisu.
- Owdowia przed dwoma laty i strasznie mu brak ciotki
Maggie. Moe by mylami gdzie indziej i nie zdawa sobie
sprawy z tego, co mwi.
- Czy pracujesz u wuja Stantona od chwili otwarcia
restauracji? - spyta Grady po kilku minutach milczenia.
- Ale skd! - rozemiaa si. Spojrza na ni i zrobio mu
si gorco. Umiech miaa wspaniay i nie byo w nim cienia
sztywnoci. - Pracuj tu od dnia, kiedy poszed do szpitala.
- A co robia przedtem? - spyta.
- Byam recepcjonistk i sekretark w gabinecie
stomatologicznym doktora McClellana.
- Dlaczego przesza do King's Crown?

- Na prob wuja Stantona. By zdania, e przez okres


jego pobytu w szpitalu krewni najlepiej poprowadz interes.
Jest troch skpy i bardzo nieufny w stosunku do obcych.
- Zupene przeciwiestwo wuja Theo.
- Ledwie znasz wuja Theo - zauwaya, zdumiona uwag
Grady'ego.
- Przed chwil mi o nim opowiadaa, a poza tym co rano
wpada do mnie na pogawdk. W Clarice zrodzio si niejasne
podejrzenie.
- Mia ci nakania do przeniesienia si w inne miejsce.
Znajc wuja Theo, zao si, e poprzesta na zapytaniu, czy
nie zechciaby si czasem przenie.
- Nawet o tym nie wspomnia - odpar Grady z
umiechem.
- Nie wspomnia? - Urwaa. - No tak, wcale mnie to nie
dziwi!
- Lubisz prac w King's Crown?
- Uwielbiam! - zapewnia go z entuzjazmem.
- Mieszkasz z rodzin?
- Nie, mam wasne mieszkanie. Spojrza na ni zdumiony.
- Mieszkasz sama?
- Tak, A ty? - Ugryza si w jzyk, uwiadamiajc sobie
poniewczasie wydwik tego pytania. Byo zbyt osobiste, a do
tego, zasugerowana tyto straganem z tamalami, widziaa
oczyma wyobrani, jak Grady koczuje pod mostem niczym
jaki wczga, cho wielki czarny lincoln i ubrania
wiadczyy o tym, e zajmuje nieco wysz pozycj
spoeczn.
Rozemia si.
- Jeli chcesz przez to zapyta, czy jestem onaty, to
odpowied brzmi: nie.
- To ju Wilmington Boulevard osiemset. Tu jest ta
parcela. Spjrz. - Pokazaa palcem.

- Gdzie? Widz same budynki.


- Tam. Skr teraz... - Dotkna jego ramienia i
zapomniaa, co chciaa powiedzie. Pod wpywem kontaktu z
jego ciaem przeszed j dreszcz. Grady, nie spogldajc na
ni, skrci za rg, a nastpnie w zauek na tyach pustego
placyku usytuowanego midzy dwoma budynkami.
Zaparkowa i wysiedli z samochodu. Placyk by pusty, ale
niedawno skoszono na nim zielsko i na ziemi pitrzyy si
te sterty zeschnitych chwastw. Ruszyli przez parcel
skpan w promieniach zachodzcego lipcowego soca. Pod
ich stopami chrzcio ciernisko, a z ruchliwego bulwaru
dochodzi szum ruchu ulicznego.
Grady opar rce na biodrach i, patrzc na przejedajce
samochody, pokrci gow.
- Przykro mi, ale to nie dla mnie.
- Przecie ruch tu duy - zauwaya.
- Ale ani jednego gila. Spojrzaa na niego zdziwiona.
- Co? O czym ty mwisz?
- Na dbach, pod ktrymi obecnie urzduj, gnied si
gile. Poza tym, lubi widok parku z abdziami na jeziorku. A
na czym oparbym wzrok tutaj? - Zniy gos i przysun si
bliej. - Ani gilw, ani cienistych dbw, ani jeziorka, ani
piknej kobiety ze wstk we wosach.
Dotkn policzka dziewczyny, a potem jego do zsuna
si na szyj i zacza po niej przesuwa si ku wstce.
Clarice zamara, czujc, e rka Grady'ego dociera do karku.
- Lepiej jedmy obejrze drug parcel - wydusia z
siebie. - Moe tam rosn dby. - Ruszya szybkim krokiem w
kierunku samochodu, walczc z panik, ktra zaczynaa j
ogarnia. Grady O'Toole by sol w jej oku i nie miaa
zamiaru spoufala si z mczyzn prowadzcym stragan z
tamalami!
Zaj miejsce za kierownic i wyjechali z zauka.

- A wic pracowaa u dentysty. A co robi wuj Theo?


- Wuj Theo zmienia prace jak rkawiczki. Ostatnio by
zaopatrzeniowcem w Woobe Flower Company. Kent pracowa
w Hamburger Heaven.
- I wszyscy troje rzucilicie dotychczasowe zajcia, eby
podj prac u twojego wuja?
- Zaproponowa nam korzystne warunki. Jeli dobrze si
spiszemy, zatrudni nas na stae z prawem udziau w zyskach
restauracji. Nie dotyczy to tylko Kenta, bo on ma jeszcze
przed sob szko.
- Czyli jeli wszystko dobrze pjdzie, staniesz si
udziaowcem King's Crown?
- Tak. Lubi t prac. Poprzedni te lubiam, ale ta
bardziej mi odpowiada. - A Kent i wuj Theo? Te s
zadowoleni?
- Owszem. Wuj Theo by przed laty barmanem. Zna si
na tym i ludzie chtnie opowiadaj mu o sobie. Umiaby si,
z czego mu si zwierzaj.
- Naprawd? - mrukn Grady, rumienic si, a Clarice
zastanowio, z czeg to mg si zwierzy wujowi Theo
sprzedawca tamali?
- To, co mu powiedz, zachowuje zwykle dla siebie, a ja
wiem o tym, bo sysz czasem te rozmowy. Powierzaj mu
swoje najskrytsze tajemnice. Wygadanie si przed wujem
Theo poprawia im samopoczucie. Chyba jest wdzicznym
suchaczem.
- Na kadego przychodzi taki moment, e potrzebuje
wdzicznego suchacza.
Chtnie by si dowiedziaa, co gryzie Grady'ego a tak, e
potrzebny mu wdziczny suchacz.
- A ty co robie, zanim zacze sprzedawa tamale?

- Pracowao si tu i wdzie, - odpar wymijajco,


utwierdzajc j w podejrzeniu, e pewnie wid dotd
beztroski ywot wagabundy.
- Na nastpnym skrzyowaniu skr w lewo powiedziaa, a po chwili wskazaa palcem parcel. - O, na tej
s drzewa.
Minli j i po objechaniu w koo caego kwadratu
stwierdzili, e zaparkowa mona tylko na ruchliwym
bulwarze od frontu. Parcela usytuowana bya w naroniku, a
od strony ulicy rosy na niej dwa wizy. Po drugiej stronie
ulicy znajdowa si park, za w ssiedztwie cigny si
sklepy.
- No, masz tutaj swoje drzewa! - powiedziaa Clarice,
rozgldajc si po dziace.
- Dwa na krzy, a do tego usychajce - burkn Grady,
przysuwajc si bliej. Nie zauwaya tego, bo wygldaa
przez okno samochodu. Wycign rk nad oparciem fotela
dziewczyny i opuci j lekko na jej ramiona, koniuszkami
palcw zapierajc si o zasunit szyb. Clarice poczua na
sobie jego od - . dech, zapomniaa o parceli i sprawie, w jakiej
tu przyjechali.
- Ulica jest zbyt ruchliwa, eby komukolwiek chciao si
zatrzymywa przy straganie z tamalami - mrukn Grady.
Dziewczyna z bijcym sercem patrzya na pusty plac. Gdyby
si odwrcia, eby spojrze na Grady'ego, jego usta
znalazyby si o kilka centymetrw od jej twarzy...
- A co ty sdzisz o tym miejscu? - spyta.
Nie potrafia myle o niczym innym, tylko o jego
bliskoci.
- Wspaniae - powiedziaa cicho.
- Naprawd tak mylisz?
- Wcale tak nie myl - odparta, zastanawiajc si, czy
przypadkiem nie zaprzeczya wanie samej sobie. Chciaa

powiedzie co mdrego, co wiadczyoby o tym, e nie


zwraca uwagi na jego blisko. - Ta parcela nie nadaje si dla
ciebie. Nie ma tu ptaszkw, nie ma dbw i nic ma jeziora.
Jedmy do nastpnego pocaun... miejsca! - Spona
rumiecem. Dlaczego powiedziaa pocaunek" zamiast
miejsce"?
Rozemia si cicho. - Jedmy, Grady, prosz ci. Czekaa, ale samochd nie rusza i nie syszaa, eby poruszy
si Grady. Potem jego usta musny leciutko jej szyj poniej
ucha. Przeraona zamkna oczy. - Grady, nie, bagam.
Usyszaa, jak wzdycha i odsuwa si.
- Ile masz lat? - spyta po chwili. Spojrzaa na niego.
- Dwadziecia sze. Jak...
- Ja mam trzydzieci trzy, jestem kawalerem i bardzo mi
si podoba miejsce, gdzie aktualnie stoi mj stragan. Zapuci silnik i ruszyli., - A wic wkrtce staniesz si
wspwacicielk King's Crown - powiedzia po kilku
minutach milczenia. Gos mia ju normalny i przyjazny.
Clarice odprya si troch.
- Mam nadziej. Jeli wszystko bdzie si ukada tak, jak
do tej pory.
Ostatnia parcela znajdowaa si po drugiej stronie miasta.
Jechali autostrad, prowadzc rozmow, z ktrej Clarice
dowiedziaa si, e lubi ten sam rodzaj muzyki, pywanie i
ksiki.
Grady wczy kierunkowskaz i skrci na ostatni woln
parcel, ktr proponowa mu wuj Stanton. Znajdowaa si w
nowej czci miasta i dookoa nie byo nic, nie liczc
odlegego o dwa kilometry wielkiego centrum handlowego.
Poza tym we wszystkich kierunkach rozcigaa si paska
preria, a wzdu szosy rosy dzikie kwiaty. Przejechawszy
kilka metrw wyboist drk, Grady zatrzyma wz i
wysiad.

Clarice nie miaa wtpliwoci, co by sama pomylaa,


gdyby to jej zaproponowano przenosiny w takie miejsce.
- To bdzie dobry punkt, kiedy wyrosn tu domy powiedziaa bez przekonania, podchodzc do Grady'ego. - A
w pobliu masz najbardziej uczszczane centrum handlowe w
miecie.
- Mhmm - mrukn, wsuwajc jedn rk w kiesze.
Drug tar kark. Sta zafrasowany, jakby toczy ze sob jak
wewntrzn walk, a wiatr mierzwi mu kasztanowe wosy. Zdajesz sobie spraw, jak dugo czekabym tu na pierwszego
klienta?
- Za rok bdzie tu prawdopodobnie wspaniay punkt.
- Tak, jako inwestycja na przyszo, to miejsce jest
wspaniae. Ale teraz sprzedawabym moe dwa tamale na
tydzie. Przykro mi, Clarice - urwa i zapatrzony w przestrze
otworzy przed ni drzwiczki samochodu.
Wsiada do wozu za, a zarazem zadowolona, e nie
wybra adnej parceli. Za, bo wuj Stanton bdzie si
wcieka, zadowolona, bo zakoczya prezentacj ofert swego
wuja.
- Masz rodzin? - spytaa w drodze powrotnej do miasta.
- Mam matk - odpar Grady. - Mieszka tutaj.
- Naprawd? - zapytaa z takim zdumieniem, e oderwa
wzrok od szosy i spojrza na dziewczyn.
- Co w tym dziwnego?
- Nie mog sobie wyobrazi ciebie mieszkajcego z
matk - powiedziaa szybko, cho, gdyby chciaa by szczera,
powinna odpowiedzie, e nie potrafi sobie wyobrazi jego
matki mieszkajcej razem z nim pod mostem.
- Nie mieszkam z ni. Ona ma swoje mieszkanie, a ja
swoje. Mam tu te kuzyna, ciotk i wuja. Clarice wolaa nie
pyta, czym si zajmuj.
- Gdzie nauczye si robi tamale?

- To nie wymaga wielkiej wiedzy. Lubi tamale. Akurat


w momencie, kiedy rozgldaem si za jakim zajciem,
znalazem wzek i czowieka, ktry zamierza zwin interes;
no i krc teraz ten tamalowy biznes.
Co tu si niezupenie zgadzao, nie wiedziaa jednak co
Grady'ego otaczaa wyczuwalna mgieka tajemniczoci. Na
przykad ten szykowny czarny lincoln - nie pasowa do
straganu z tamalami; ubranie, ktre Grady mia teraz na sobie,
byo proste, ale koszula wygldaa na kosztown.
- O czym mylisz? - spyta.
- Zastanawiam si, jak to w kocu z tob jest.
- Odpowiem na kade pytanie. Co ci tak intryguje?
Umiechna si i wzruszya ramionami.
- Nie rozumiem, na przykad, jak moesz tryska takim
optymizmem, handlujc tamalami.
- To jest wspaniae, Clarice. adnych zmartwie, adnej
odpowiedzialnoci. Jeli zechc, mog jutro zamkn bud i
pj na ryby.
- To nieodpowiedzialne.
- Wcale nie. Nikt oprcz mnie na tym nie straci. Mog
przenie si ze swoim straganem, gdzie mi si spodoba. Jest
to te rodzaj wyzwania. Poznaj interesujcych ludzi. - Przy
tych ostatnich sowach oczy mu zabysy i Clarice powzia
podejrzenie, e to j mia na myli.
Kiedy skrcali w podjazd do King's Crown, byo ju
prawie ciemno. Parking na tyach restauracji owietlay
wysokie, staromodne latarnie, takie same, jak te w parku.
Spojrzaa na Grady'ego, kiedy ten zatrzyma wz obok jej
samochodu.
- Jeste pewien, e nic odpowiada ci adna z tych parceli?
Zarobiby lekk rk dwa tysice dolarw.
- auj, ale nie. Nie ma tam ani gili, ani dbw. A
rozejrzyj si tutaj - wysiad i obszed wz, eby otworzy

przed ni drzwiczki. - Chod i popatrz, Clarice. - Poda jej


rk.
Ruszyli w kierunku parku. Przeszli przez ukowaty,
drewniany mostek nad przeweniem jeziora. Pod mostkiem
przepyny bezszelestnie dwa biae abdzie, wzniecajc na
wodzie drobne fale, a te rozkoysay zielone licie lilii
unoszce si na powierzchni. Wiatr porusza witkami
paczcych wierzb nad brzegiem. Grady odwrci si i spojrza
na Clarice.
- Czy tu nie jest piknie?
Dzielio ich zaledwie kilka centymetrw. Jego palce
spoczy na jej ramieniu. Grady nie jest taki beznadziejny pomylaa Clarice. Mieli wsplne upodobania i kiedy
wyobrazia go sobie w roli przyjaciela, w roli kogo, z kim
lubi przebywa, iskry zainteresowania przerodziy si w
pomienie. Nie mylaa ju o nim, jako o Torsie. By dla niej
teraz Gradym O'Toole'em, mczyzn kochajcym gile, dby i
jeziorka, lubicym czyta powieci Wilbura Smitha i Louisa
L'Amoura, je tako i tamale, mczyzn, ktry ma
najbardziej zmysowe usta, jakie widziaa.
Nie spuszczajc z niej wzroku, sign drug rk do
wstki.
- Starowiecka Clarice ze wstk we wosach wymrucza cicho, tak, e ledwie go syszaa. Poczua, jak
wstka opada jej na rami, uwalniajc kaskad czarnych
wosw. Pod wpywem impulsu pooya donie na jego piersi.
Wydao jej si, e dotyka rozgrzanego silnika samochodu.
Westchna spazmatycznie i, spogldajc mu w oczy,
odczytaa z nich zamiary mczyzny. Zawirowao jej przed
oczyma, wargi zadray, a w ustach zascho. Odchylia w ty
gow i spojrzaa na niego spod przymknitych powiek, nie
zwaajc na cichutki wewntrzny gos ostrzegajcy j, e
bdzie tego aowaa. Grady by pocigajcym mczyzn, ale

by te Gorcymi Tamalami O'Toole'a. Mniam! Mniam!" i


utrapieniem jej wuja. Jeden pocaunek jeszcze nikomu nie
zaszkodzi - pomylaa. Tylko jeden pocaunek...
Nachyli si nad ni i poczua na wargach dotyk jego ust.
Byo to ledwie municie, ale przypominao pierwsze drenie
zwiastujce nadciganie trzsienia ziemi. Wstrzsno ni do
gbi. Zacisna mocno powieki. Ostatnim widokiem, jaki
zapamitaa, by Grady patrzcy na ni w sposb, ktry
zapiera dech w piersiach.
Przysun si bliej, wic musiaa unie rce. Spoczy na
jego torsie. Wspaniaym torsie! Serce walio jej jak motem.
Grady otoczy j ramionami i przycign do siebie. Jego usta
przywary do jej ust, a te rozchyliy si pod dotykiem jego
jzyka, ktry wznieci zociste pomienie. Tama pka.
Zarzucia mu rce na szyj, wspia si na palce, oddajc
pocaunek.
Grady przeszed wszelkie jej oczekiwania. Pod wpywem
jego pocaunkw draa na caym ciele, a nage podanie
sprawio, e zacza oddycha szybko i spazmatycznie.
Kiedy j w kocu puci, spojrzaa na niego wstrznita
do gbi wasn reakcj. On te sprawia wraenie
oszoomionego.
- Lepiej ju wracajmy, Grady - powiedziaa. - Robi si
pno.
- Tak - odpowiedzia schrypnitym gosem, biorc j za
rk.
- Dzikuj za miy wieczr.
- Caa przyjemno po mojej stronie. Wybierzmy si na
kolacj w przysz niedziel. Popatrzya na jego stragan z
tamalami, na zwinity transparent z napisem Gorce Tamale
O'Toole'a.
Mniam! Mniam!" i pokrcia przeczco gow.

- Dzieli nas gboka przepa - powiedziaa. - Dzikuj za


zaproszenie, ale lepiej dajmy sobie z tym spokj.
- Chyba masz racj. No to dobranoc, Clarice.
Sta przy samochodzie i patrzy za ni, gdy odjedaa.

Rozdzia 4
Gdy Clarice wchodzia do swojego maego mieszkanka,
zadzwoni telefon. Podbiega, eby go odebra. - No i jak,
zamieni si na parcele? - rozleg si w suchawce gderliwy
gos wuja Stantona. - Niestety nie, wuju - powiedziaa,
wspominajc zielone oczy Grady'ego.
- Jasny gwint, Clarice! Jak moga go nie przekona? Nie
do, e zmieniby punkt na lepszy, to jeszcze zarobiby dwa
tysice dolarw.
- Tu, gdzie teraz handluje, s gile - wyjania rozmarzona,
niepomna gniewu wuja Stantona. Na chwil w suchawce
zapada cisza.
- Gile? Te ptaki?
- Tak, wuju Stantonie. Grady O'Toole lubi miejsca z
drzewami, ptakami i widokiem na jezioro.
- Jasny gwint, zupenie jakbym sysza Theo. Kupi mu
cae stado ptakw i dorzuc dwa drzewa. Powtrz mu to,
zrozumiano! Zadzwo do tego czowieka natychmiast,
Clarice.
- Ptaki odlec.
- Jasny gwint, moe je trzyma w klatkach.
- Nic z tego, wuju. On lubi ptaki na wolnoci.
- Czy ty dobrze si czujesz?
- Tak, wuju - wymruczaa.
- Jako dziwnie mwisz. No nic, w takim razie zmieniam
taktyk. Clarice, z samego rana pjdziesz do tego handlarza
gorcymi tamalami i zaproponujesz mu prac.
Clarice zaniemwia. Wpatrywaa si w suchawk, a jej
euforia styga gwatownie, jakby wylano na ni wanie kube
lodowatej wody.
- Zaproponujesz mu stawk godzinow; zacznij od jak
najniszej i podwyszaj j stopniowo, ale masz go zwerbowa
do pracy w King's Crown.

Przez chwil nie moga wydusi z siebie sowa. Nie miaa


ochoty proponowa Grady'emu pracy, a poza tym nie sdzia,
by si zgodzi. Przez nastpne p godziny usiowaa
wyperswadowa ten pomys wujowi Stantonowi, ale
bezskutecznie.
Kiedy odkadaa suchawk, jej umys pracowa ju
normalnie i wiedziaa, e stoi przed powanym dylematem.
Rozsdek podpowiada, e Grady O'Toole nie jest mimo
wszystko stworzony dla niej i e w przyszoci musi go
unika. A jak to zrobi, jeli co chwila bdzie si na niego
natykaa w pracy?
- To tamalowy typ - mrukna do siebie. - Uwaaj, eby
nie skoczya uwizana do mczyzny o mentalnoci motyla zacisna mocno szczki i wesza do azienki.
Grady nakada yk farsz na kukurydziane licie i zwija
tamale. Przed trzydziestoma minutami, kiedy tu przyjecha,
zauway na parkingu samochd Clarice i od tamtej pory
prbowa niej nie myle. Stanowia kopot. Czysty,
skondensowany kopot, ktrego najmniej mu teraz byo trzeba.
I bez tego ycie mia dostatecznie skomplikowane, a
starowiecka Clarice Jenkins tylko przysparzaaby mu
problemw. Gdyby spotka Clarice przed rokiem, to co
innego, ale teraz to nie miao sensu. Przelotny romans nie
wchodzi w jej przypadku w rachub, a wiza si z kim na
stae nie mia zupenie ochoty. Usysza czyje kroki za
plecami i odwrci si.
Clarice. Przez moment podejrzewa, e to wytwr jego
wyobrani. Patrzy na ni, mrugajc powiekami, a ona staa
nieruchomo jak statua i mierzya go penym powagi
spojrzeniem.
- O, cholera - zakl, przywoany do rzeczywistoci przez
farsz, ktry spad mu z yki na czubek chodaka.

- Dzie dobry - powiedziaa cicho, a Grady ledwie opar


si pokusie, eby odrzuci yk i porwa dziewczyn w
ramiona.
- Dzie dobry - odpowiedzia. - Usidziesz? Oprzytomnia na tyle, by rozoy i podstawi jej krzeseko.
Potrzsna odmownie gow i podesza bliej, dokadajc
wszelkich stara, by nie zjecha wzrokiem poniej obojczyka
Grady'ego. O mao nie parskn miechem, widzc, e z
zarowionymi policzkami wpatruje si intensywnie w jego
ucho.
- Nadal boisz si spojrze na moj pier? - mrukn,
obserwujc z rozbawieniem, jak jeszcze bardziej psowieje.
- Te co! - parskna i zerkna na jego tors.
Zorientowa si, e oboje popenili bd. Poczu jej wzrok
na skrze, zupenie jakby wycigna rk i przesuna po
jego klatce piersiowej palcami, i to rozbudzio w nim
podanie. Jej reakcja rwnie bya wyrana. Przewiewna
bluzka i koronkowy stanik i nie mogy skry tego, co si
dziao z Clarice. Usiada szybko i zacza masowa kostk.
- Jednak dokucza ci ta stopa?
- Mhm. - Przechylia gow, eby na niego spojrze. - Czy
przyszedby do mnie do pracy za najnisz stawk
godzinow?
Wyrecytowaa to tak pynnie, e nie mia najmniejszych
wtpliwoci, kto j przysya z t mieszn propozycj. I mia
ju odmow na kocu jzyka. Ale w tym momencie gos
rozsdku i jego libido poczyy swe siy i podszepny mu:
Zgd si. To okazja do zapoznania si z zasadami
prowadzenia restauracji."
- Chtnie - powiedzia gono. - Kiedy mam zacz?
Jej niebieskie oczy rozszerzyy si i zrobiy tak wielkie, e
przestraszy si, czy go czasem zaraz nie pochon. Twarz jej

cakiem poczerwieniaa, a usta si rozchyliy. Uwiadomi


sobie, e oczekiwaa, e si nie zgodzi. Ale byo ju za pno.
- I zrezygnujesz z tamali, gili i dbw?
- A zrezygnuj - powiedzia, pocierajc doni klatk
piersiow. - Gdy bd pracowa z tob, te bd mia na co
popatrze - dorzuci, bo nie mg si oprze pokusie
podranienia jej, chocia gos rozsdku ostrzega go, by
myla wycznie o interesach.
- Z wujem Stantonem nieatwo si pracuje.
- Poradz sobie.
- Nie bdziesz sam sobie szefem.
- Niewane - powiedzia i przysun si bliej. - Ty
bdziesz moj szefow. Wykonam kade twoje polecenie.
- Bdziesz musia nosi ubranie.
- I na to powicenie si zdobd - mrukn, kucajc
przed ni. - Podoba mi si twoja... - zawiesi gos. Dziewczyna
sprawiaa wraenie, e zaraz osunie si z krzeseka w jego
ramiona. - ... propozycja - dokoczy.
- Nie wydaje mi si, eby wsppraca midzy nami
dobrze si uoya - powiedziaa.
- Na pewno si uoy - zapewni j, pocierajc domi
kolana.
- Bdziesz musia sucha moich polece.
- Wspaniale.
- Bdziesz musia zmywa naczynia.
- Cudownie.
- Czy w ogle mona ci czym wyprowadzi z
rwnowagi?
- Nie bardzo - zega.
Wanie w tej chwili cholernie wyprowadzaa go z
rwnowagi. Pragn przeama czar, jaki rzucia na niego
Clarice Jenkins, i nie siedzie tak przed ni w kucki jak
ostatnia ofiara olniona ofert zmywania talerzy za minimaln

stawk. Istne szalestwo! Nauczysz si fachu", podpowiada


mu gos rozsdku. Bdziesz z Clarice", dorzucao jego libido.
- Od kiedy chcesz zacz?
- Od zaraz.
- No nie! To chyba nie najlepszy pomys. Moe raczej od
jutra.
- wietnie - odpar wesoo.
- Posuchaj, Grady. - Wstaa, wzia si pod boki,
zacisna usta i wlepia wzrok w jaki punkt na jego czole. Czujemy do siebie pewien niewielki pocig fizyczny, ale nie
pasujemy do siebie. Ja nie jestem kobiet w twoim typie, ty
nie jeste moim typem mczyzny.
- A skd to wiesz? - spyta, przyprawiajc swj gos
rozsdku o spazmy.
- Wiem, i ju. Jeste... jeste...
- Typem tamalowym.
- No c, moe to niezbyt fortunne okrelenie, ale tak czy
inaczej nie jestemy dla siebie stworzeni, a wic jeli mamy ze
sob pracowa, nie flirtuj wicej ze mn.
- Ma si rozumie. Moesz by spokojna. W pracy na
pewno nie bd ci si naprzykrza.
- No to chyba umowa stoi - powiedziaa.
- Stoi, szefowo. - Wycign rk.
Przez chwil przygldaa si jego doni, jakby nigdy w
yciu czego takiego nie widziaa, a potem ucisna j. Gos
rozsdku Grady'ego nie omieszka nadmieni, e by moe
istniej bezpieczniejsze sposoby poznawania tajnikw
restauratorstwa.
- Do powrotu wuja Stantona ja kieruj restauracj oznajmia. - I pamitaj, e jutro wieczorem jestem umwiona
z twoim przyjacielem.

- Dobrej zabawy - z lekkoci, ktrej wcale nie odczuwa,


powiedzia Grady, patrzc w jej bkitne, niczym letnie niebo,
oczy.
- Dzikuj. - Nie odwrcia wzroku. - Masz by w pracy o
dziesitej.
- Ty przychodzisz o smej.
- Otwieram, przygotowuj jadospis i przegldam ksigi.
Pracownicy zjawiaj si pniej.
- O smej rano okolica jest wyludniona.
- Ja si nie boj. Do jutra. - Oddalia si szybkim krokiem
i chocia mia ochot odprowadzi j wzrokiem, nic z tego nie
wyszo, bo musia zaj si klientem, ktry wanie podjecha
pod jego stragan z tamalami.
Nazajutrz o smej Clarice skrcaa z Apache Avenue w
podjazd do King's Crown. Obok niej siedzia Kent. W jego
samochodzie nawali ganik i wz sta w warsztacie, a wuj
Theo wyszed wczenie rano, eby zaatwi jak osobist
spraw. Bez straganu z tamalami, transparentu i Torsu
naronik przy alejce dojazdowej wyglda dziwnie pusto. Na
parkingu za restauracj czeka ju Grady w wielkim, czarnym
lincolnie. Na widok samochodu dziewczyny wysiad i
rozprostowa dugie nogi. Mia na sobie dinsy, bia,
bawenian koszulk i wyglda wspaniale.
- Hej, siostrzyczko! - wrzasn Kent i rzuci si na tylne
siedzenie.
- Clarice! Uwaaj! - krzykn Grady i zamacha rkami.
Za pno. Zamiast patrze, gdzie jedzie, Clarice zagapia
si na Grady'ego i nie pomogo ju gwatowne hamowanie.
Zderzya si czoowo z wielkim kontenerem na mieci.
- Kurcz blade, Clarice! - warkn Kent, gramolc si z
tylnego siedzenia. - Mwiem, e ja poprowadz. Walna w
mietnik!

- Nic ci nie jest? - spytaa bez tchu. Zaczerwienia si,


widzc, jak Grady zaciska szczki. Podejrzewaa, e prbuje
powstrzyma si od miechu.
- Nie, nic, ale, do licha, miaa cay parking dla siebie!
mietnik wielki, jak so. Nie zauwaya go czy jak?
- Jasne, e zauwayam - burkna.
- To czemu na niego wjechaa? - nie ustpowa, jeszcze
bardziej j denerwujc.
- Kademu moe si zdarzy.
Kent rozemia si, a Grady jeszcze mocniej zacisn usta i
odwrci si do niej plecami. Miaa ochot pogrozi mu
pici. Sprowadza na ni same nieszczcia. Czua to od
chwili, kiedy po raz pierwszy wjecha w jej ycie ze swoim
wzkiem z tamalami.
- Czoem, panie O'Toole - powiedzia Kent, wysiadajc z
wozu. - Ma pan szczcie, e zaparkowa pan po drugiej
stronie placu.
- Widz, Kent.
- Z mojej siostry taki kierowca, jak... - Kent znowu
parskn miechem. - Hej, Clarice, zobacz, co zrobia ze
mietnikiem wuja Stantona. Szlag go trafi. ubudu!... - i
zaparkowalimy! - Zgi si ze miechu we dwoje.
Patrzya skonsternowana na zdemolowany kontener. Jej
samochd, nie liczc lekkiego wgniecenia na zderzaku,
waciwie nic ucierpia, ale on mia ju ca kolekcj rys,
zadrapa i wgniece, i jedno wicej czy mniej nie robio
rnicy.
- Jak moga nie zauway mietnika? - zacz znowu
Kent, a Grady odwrci si i spojrza na ni wyczekujco.
- Nie wiem. Po prostu go nie widziaam - powiedziaa,
starajc si zapanowa nad gosem.
- To kup sobie okulary!

Grady przygryz warg i znowu odwrci si plecami, a w


niej krew zawrzaa.
- Moe tak bymy wzili si do pracy?
- Mam pj przodem? - spyta Kent. - Poka ci, gdzie s
drzwi. - Przestaniesz wreszcie?!
- No, jeli nie zauwaasz mietnika, to nie wiem, jak
znajdziesz drzwi. Jak pomyl, e dookoa nic, tylko ten
mietnik, a ty adujesz si prosto w niego...
Znowu zgi si w p i zarechota, a Grady, wci
odwrcony do nich plecami, ciera co z zapaem ze swojego
drewniaka.
- Zamknij si, Kent!
- Oczywicie, siostrzyczko. Wypadki chodz po ludziach,
ale ty id lepiej do okulisty. Otworzya drzwi od zaplecza,
pomaszerowaa prosto do swojego kantorka i zamkna si w
nim. Nie wiedziaa, jak przetrwa ten dzie. Musiaa przecie
wyj i powiedzie Grady'emu, co ma robi, a nie ' chciaa go
teraz oglda. Odetchna gboko, zadara wysoko brod i
otworzya drzwi. Usyszaa cichy gos Grady'ego.
- Kent, nic wydaje ci si, e twoja siostra nie chce ju
sucha o tym mietniku? Moe by tak przesta si nad ni
znca?
- Tak! - Kent znowu zanis si chichotem. - Lepiej dam
jej teraz spokj, bo i tak jej si oberwie, jak wuj Stanton si o
tym dowie.
- Wasz wuj bdzie zy?
- Jeszcze jak...
Clarice wzia kolejny gboki oddech i z wypiekami na
policzkach wmaszerowaa stanowczym krokiem do kuchni.
Musiaa zapdzi Kenta do jakiej absorbujcej roboty, eby
wreszcie zapomnia o tym przekltym mietniku.

Kiedy jednak okoo dziesitej sza korytarzem, usyszaa


dobiegajcy z kuchni gos Kenta, opowiadajcego przebieg
zajcia wujowi Theo, ktry pojawi si wanie w pracy.
- Miaa cay parking wolny, a walna w ten mietnik.
ubudu! Ledwie zdyem przeskoczy na tylne siedzenie. W
pobliu sta tylko samochd Grady'ego.
- Nie opowiadaj - skomentowa wuj Theo. - Tylko
Grady'ego? To niepodobne do Clarice.
- Mwi ci! Ona ju si cakiem rozkleja. Ona...
Clarice wkroczya z poniesion gow do kuchni i
podesza od razu do szefa, eby omwi z nim zestaw
przystawek na ten tydzie. Zignorowaa zupenie Kenta, wuja
Theo i Grady'ego, ktrzy na jej widok z miejsca zamilkli.
Jednak w duchu zastanawiaa si, ile jeszcze razy bdzie
musiaa wysuchiwa opowieci o tym kontenerze.

Rozdzia 5
Nastpne spicie wybucho podczas kolacji z Samem
Banksem. Clarice aowaa, e w ogle zgodzia si z nim
spotka. Ale kiedy przekroczy prg restauracji, wysza mu
naprzeciw. Grady znad stolika, ktry wanie sprzta,
dostrzeg wchodzcego przyjaciela. Sam mia na sobie swj
najlepszy, brzowy garnitur. Grady pamita jeszcze dzie,
kiedy Sam zainwestowa ogromn sum w bawenian
koszul, ktr dzisiaj woy.
Grady obserwowa Clarice lawirujc midzy stolikami w
kierunku Sama. Ruch jej bioder by niemal niezauwaalny, ale
na tyle prowokujcy, eby Grady zapomnia o restauracji i
swoim aktualnym zajciu. Przez krtk chwil mia ochot
podej do Sama i powiedzie mu, eby spada i zapomnia o
tej randce.
W por jednak interweniowa gos rozsdku i Grady
powrci do przerwanej pracy. Niosc talerze do kuchni,
zastanawia si, czy aby dobrze zrobi, rzuciwszy swj
stragan, by rozpocz prac w King's Crown. Przez cay dzie
zdy nauczy si tylko obsugiwa automatyczn zmywark
do naczy, nabra podejrze, e przez t sam zmywark
przepuszcza si ziemniaki przed woeniem ich do piekarnika,
oraz zmierzy czas, w jakim potrafi sprztn ze stolika - jego
rekord wynis dwie minuty.
Nie dawao mu spokoju, o czym rozmawiaj Sam z
Clarice. Sam by przystojny, wygadany i nie przepuci adnej
atrakcyjnej kobiecie. Grady porwa komplet czystych
sztucw i pogna na sal, eby nakry stolik. Clarice siedziaa
z Samem przy frontowym oknie i zamiewaa si z czego, co
pewnie powiedzia Sam. Gos rozsdku nakaza Grady'emu
nie zwraca na nich uwagi i by wdzicznym przyjacielowi,
e przyszed mu z odsiecz.

- Nicki - Grady zatrzyma mijajc go kelnerk i obdarzy


j swoim najpromienniejszym umiechem. - Pozwl, e ja
obsu Clarice. Siedzi z moim znajomym. To przeze mnie si
poznali.
Nicki spojrzaa mu w oczy i umiechna si.
- Nie ma sprawy. Jeli sdzisz, e pannie Jenkins nie
zrobi to rnicy.
- Nie zrobi. Obiecuj. Powiem jej, e ci poprosiem i mi
pozwolia. Dziki - dorzuci i puci do niej oko. Nicki znowu
si umiechna i odesza. Grady wzi dzbanek ze schodzon
wod, dwie karty da i podszed do stolika przy oknie.
- Cze - pozdrowi Sama, dotarszy do celu.
- Cze, a ty co tu robisz? - zdziwi si Sam.
- Pracuj - odpar Grady i pooy przed nimi kart da. Clarice wanie mnie zaangaowaa. To mj pierwszy dzie. Dziewczyna posaa mu pochmurne spojrzenie i nie by
pewien, czy jej niezadowolenie wynika z faktu, e to on ich
obsuguje, cho nie zosta jeszcze awansowany na kelnera, czy
raczej z tego, e przeszkodzi im w rozmowie.
- Dobry Boe, pracujesz tutaj? Nie artuj! - powiedzia
Sam, biorc menu.
- Gdzie Nicki? - warkna Clarice.
- Poprosiem j, eby pozwolia mi was obsuy.
Powiedziaem jej, e dziki mnie si poznalicie. Wzia do
rki kart da i obserwowaa, jak Grady napenia wod jej
szklank, a potem szklank Sama.
- Czy yczycie sobie co do picia? - spyta i Sam spojrza
wyczekujco na Clarice.
- Ja poprosz szklaneczk perriera - powiedziaa.
- A dla mnie lampk czerwonego wina - zamwi Sam. Wiesz, jakie lubi.

- Skd si znacie? - zapytaa Clarice, kiedy Grady


zapisywa ich zamwienie w notatniku. Pisa powoli,
popatrujc znaczco na Sama.
Sam zmarszczy czoo i wzruszy ramionami.
- To stare dzieje. Nawet nie pamitam, kiedy si
poznalimy. Clarice spojrzaa niecierpliwie na piszcego
wci Grady'ego.
- Przyniesiesz nam wreszcie te drinki?
- O, przepraszam. Pierwszy raz to robi. Czy moglibycie
powtrzy, co zamawialicie?
- Perriera i lampk czerwonego wina - wycedzia.
- A, rzeczywicie. Mska toaleta jest zaraz za rogiem,
Sam.
- Dzikuj, Grady - powiedzia Sam z niewyran min.
Grady oddali si po drinki, ywic nadziej, e przyjaciel
zrozumia jego aluzj. Nie chcia, eby Sam opowiada Clarice
co na jego temat. Odebra od barmana drinki i ruszy z
powrotem, zy, e Sam nie odszed jeszcze od stolika i e
Clarice znowu si mieje.
- Prosz - powiedzia. - Jeden perrier... mam ci go nala
do szklanki?
- Nie, dzikuj - odpara z umiechem.
- A dla ciebie jedno czerwone wino. Bardzo zimne, ale
kiedy wrcisz z mskiej toalety, bdzie w sam raz do picia.
Sam znowu spojrza na niego zaskoczony i napotka
wlepiony w siebie wzrok Grady'ego.
- Tak, z pewnoci. Ale wydaje mi si, e teraz jest
akurat.
Sfrustrowane
libido
podjudzao
Grady'ego
do
przewrcenia kieliszka i wylania Samowi wina na kolana, ale
przeway gos rozsdku i Grady umiechn si.
- Zamawiacie co jeszcze?

- Troch pniej - powiedziaa Clarice, nie odrywajc


oczu od siedzcego przy stoliku mczyzny. Grady nie mia tu
ju nic do roboty. Spojrza na Sama, ktry wpatrywa si w
Clarice. Popatrzy na umiechnit dziewczyn.
Jego libido potrzebowao czego na uspokojenie. Gos
rozsdku podpowiedzia: Usu si z ich ycia! Ucz si
restauratorstwa i zapomnij o Clarice - Kopot - Jenkins!"
Posucha gosu rozsdku i powrci do sprztania
stolikw, ale nie mg si powstrzyma od zerkania na
tamtych dwoje. Dziewczyna sprawiaa wraenie, e bawi si
wymienicie i Grady cierpia z tego powodu.
Porwa bloczek zamwie, po czym wrci do ich stolika.
- Chcielibycie ju co zamwi?
- Nie przejrzelimy jeszcze menu - odpar Sam,
umiechajc si do Clarice. - Ty, naturalnie, znasz je na
pami. Lubi ryby i woowin. Co by mi polecia?
Dziewczyna podniosa wzrok na Grady'ego.
- Zastanowimy si. Wr za chwil.
- Jak sobie yczycie - powiedzia pogodnie. Najchtniej
zrzuciby Sama z krzesa. Zapa jednak tac i z pasj
przystpi do sprztania zwolnionego wanie stolika. Ustawia
w stosy brudne talerzyki i puste szklanki, a w gowie mia
chaos. Nie dba o zachowanie Clarice, ale Sam by przecie
jednym z jego najbliszych przyjaci. Na tym wiecie jest
jeszcze do kobiet - podpowiedzia mu stanowczo gos
rozsdku. Ruszajc z pen tac w kierunku kuchni, Grady
jeszcze raz zerkn w ich stron. Oboje zamiewali si z
czego. Poczu, e ponie. Popchnwszy z furi jedno skrzydo
wahadowych drzwi, wpad jak bomba do kuchni po raz
ostatni zerkajc przez rami na Clarice. Zaraz za progiem
zderzy si z Nicki, ktra wychodzia wanie na sal z tac
pen szklanek schodzonej wody. Zachwia si i, puszczajc

wasn tac, podtrzyma Nicki, eby uchroni j przed


upadkiem.
- Jezu! - usysza jeszcze, zanim wszystko utono w
brzku tukcych si naczy i omocie tac spadajcych na
kuchenn posadzk. Rozejrza si i dostrzeg Kenta stojcego
nieopodal z narczem czystych talerzy i wybauszajcego
oczy. - Jezu! Ale j staranowa!
- Przepraszam, Nicki! - jkn Grady. - Nic ci si nie
stao?
- Nie, wszystko w porzdku - westchna, opierajc si o
niego caym ciarem.
- Obejrzaem si tylko...
- Wzrok masz nic lepszy od mojej siostry - zawyrokowa
Kent.
W tym momencie szef kuchni rozjazgota si po
wietnamsku i zatrzepota rkami. Nicki oderwaa si od
Grady'ego i wygadzia mokr spdnic.
- Nie mog si w tym pokaza.
- Skocz do domu i przebierz si - poradzi jej Grady. Powiem Clarice i Theo, co si stao. Uklka, eby pozbiera
skorupy potuczonych naczy, ale Grady przykucn obok i
przytrzyma jej rk.
- Id si przebra. Ja to posprztam. To moja wina. Zerkn w gr i ujrza Kenta, ktry krci si po kuchni i
obserwowa go spod oka. Kent odwrci si szybko plecami,
ale Grady daby gow, e chopak si mieje!
- Diabli nadali! - mrukn Grady pod nosem.
Kent przynis mu szmat i zaofiarowa swoj pomoc, ale
usta przez cay czas mu dray.
- Ty i moja siostra jestecie chyba za starzy na takie
podchody.
- Na j a k i e podchody? - warkn Grady zowieszczym
tonem.

Kent pochyli si nad rozsypanymi po posadzce kostkami


lodu i wyda z siebie odgos zwiastujcy, e zaraz parsknie
niepohamowanym miechem.
- Ju wiem, dlaczego wjechaa w mietnik.
Grady zapamitale pracowa szmat i niczego tak nie
pragn, jak koca tej rozmowy. A widzisz?" - wytkn mu
gos rozsdku. Kopot. Odstp j Samowi ze swoim
bogosawiestwem". Ze strony swego libido sysza tylko
aosne skamlenie.
- Siostrzyczka ma tam randk, co?
- Tak! - Grady skoczy wyciera podog i opuci
kuchni szczliwy, e nie musi duej wysuchiwa
komentarzy Kenta. Popro kogo innego, eby obsuy ich
stolik" - poradzi mu spokojnie gos rozsdku.
- Zamwisz co przed skorzystaniem z toa1ety? - spyta z
naciskiem, wwiercajc si w przyjaciela najognistszym ze
swoich spojrze.
Clarice skrya si za rozoon kart da i wydao mu si,
e syszy jej chichot. Oczy Sama zatrzymay si na przodzie
koszuli i grze spodni Grady'ego i zrobiy okrge.
- Moe to ty powiniene poszuka toalety - zauway
zgryliwie.
Dopiero teraz Grady uwiadomi sobie, e w wyniku
zderzenia z Nicki jest tak samo mokry, jak ona.
- Rozlao mi si co. - Zerkn na Clarice, ktra nie
wystawiaa gowy zza menu. Nachyli si szybko do Sama.
- Wyjdziesz wreszcie, do cholery, gdzie, gdzie bdziemy
mogli zamieni dwa sowa?
- Nie.
Libido Grady'ego zerwao si do boju z si Atlasa. Sporo
wysiku go kosztowao, eby nie zapa Sama za klapy
marynarki.
- Chcesz - wycedzi szeptem - jeszcze referencje dla...

Urwa. Clarice opucia menu. Jej wzrok zjecha na przd


koszuli i spodni Grady'ego, a potem menu znowu
powdrowao w gr.
- Id tam! - szepn do Sama.
Menu opado i Clarice spojrzaa na niego ciekawie.
Umiechn si i wyprostowa.
- Czy chcecie ju zamwi?
- Przepraszam - odpara sodko, ale on przysigby, e
syszy w jej gosie nutk rozbawienia. - Jeszcze si nie
zdecydowaam. Wr za minutk. Co si stao w kuchni?
Przewrcie si?
- Nie. By may wypadek. - Odszed od stolika i zaj
pozycj strategiczn, z ktrej, niewidoczny dla Clarice, mg
wlepia wzrok w Sama.
Sam wzruszy ramionami i Clarice obejrzaa si, Grady
musia wic wrci do pracy.
Po piciu minutach spostrzeg, e Sam wstaje od stolika i
kieruje si do mskiej toalety. W Gradym, kiedy spieszy
przez sal, by dopa wreszcie przyjaciela, toczya si kolejna
zaarta bitwa. Zamkn za sob drzwi toalety i stan oko w
oko ze spogldajcym spode ba Samem.
- Mylaem, e ci na niej nie zaley - zacz Sam. Przecie sam mnie namawiae, ebym nie odwoywa tej
randki.
Gos rozsdku i libido Grady'ego walczyy ze sob przez
chwil i wygrao libido.
- Szybko ci si odmienia. - Sam odrzuci z czoa pukiel
blond wosw.
- Tak. ywi wzgldem niej mieszane uczucia.
- Co ci powiem. Potrzebne mi twoje referencje i od
dawna jestemy przyjacimi, ale lepiej si zdecyduj, bo nie
masz do czynienia z lalk.
Grady zmarszczy czoo.

- Baw si dobrze. Nie chc tylko, eby opowiada jej o


mnie i mojej firmie wiertniczej. Sam jej to opowiem. Ona
myli, e od pocztku siedz w tamalach.
- I chcesz, eby dalej tak mylaa?
- Tak, dopki nie bd jej mg powiedzie prawdy. Nie
chc, eby dowiedziaa si jej od ciebie.
- To wszystko? - Tak.
Niespodziewanie Sam si rozemia.
- No to moesz spa spokojnie. Ani razu o tobie nie
wspomnielimy. Beztroskie sowa Sama wcale nie uspokoiy
Grady'ego.
- Ani razu?
- Ani razu. I raczej ju nie wspomnimy. Mamy inne
tematy.
- Co u Jenny?
- Czuj si upowaniony do umwienia si z ni. Ja
zamierzam zakrci si koo Clarice. - Zamierzasz, co?
- Czy to jedna z tych chwil, kiedy przestawiasz si z
obojtnoci na zainteresowanie jej osob?
- Nie, nie. Nie krpuj si. Tylko nie ujawniaj przed ni
mojej przeszoci.
- Mwisz, jak potuczony. Po raz ostatni pytam: jeste
pewien, e ci na niej nie zaley? Pytanie zawiso na chwil w
powietrzu.
- Nie, nie jestem pewien - burkn w kocu Grady.
- Wiedziaem! Cholera, co za pieprzone szczcie!
- Posuchaj tylko! Ona zatruwa mi ycie, ale nie mog
patrze, jak tam siedzicie i bawicie si. Moe gdyby nie
odbywao si to pod moim nosem, jako bym to znis.
Sam wznis rce do nieba i wypad z toalety przez drzwi
wyjciowe.
Wrci
niemal
natychmiast
drzwiami
wejciowymi, stan wsparty pod boki i przeszy Grady'ego
wciekym spojrzeniem.

- Jeli tak na ciebie dziaa, to czemu si z ni nie


umwisz?
- Nie chc si z ni umawia - odpar Grady i jego gos
rozsdku zacz dochodzi do siebie. - Jest sztywna, jest
starowiecka, sprowadza kopoty.
Sam przechyli gow.
- Zawiadom mnie o lubie - warkn i wyszed, trzaskajc
drzwiami.
lub. Gos rozsdku zawy z blu. Grady wyskoczy z
toalety drzwiami wejciowymi i zastpi Samowi drog.
- Umawiaj si z ni do woli. Tylko schodcie mi z oczu.
Jaki mczyzna zmierzajcy do mskiej toalety spojrza
na nich ciekawie. W pobliu stal Kent z tac brudnych naczy
i wybausza na Grady'ego oczy.
- Mhm - mrukn Sam. - Pewnie, e si z ni bd
umawia. A ciebie przejad jutro samochodem.
- Mwi powanie - powiedzia z ponur min Grady,
czepiajc si rozpaczliwie swego gosu rozsdku.
- Cholera, trzeba mi to byo powiedzie wczeniej, zanim
lepiej j poznaem.
- Przecie ci mwi, umawiaj si z ni.
- Cicho, ludzie patrz. Ona te.
- Popatrz, co ze mn zrobia. Tkwi po okcie w brudnych
garach. Wpadem na kelnerk, wytrciem jej tac pen
drinkw. Jestem cay mokry. Haruj za minimaln stawk i
cierpi. Naprawd cierpi. Ona to tylko kopot. Wybaw mnie
od niej, a jak mi troch przejdzie, to ci si odwdzicz - gos
rozsdku zgotowa mu gorc owacj.
- W porzdku, ale pamitaj, sam mnie poprosie, ebym
kontynuowa t znajomo.
- Bd pamita.
- eby wybawi ci od kopotu.

- Zgadza si. Prosz ci tylko, eby z ni nie rozmawia


o mojej przeszoci.
- Umowa stoi! - owiadczy powanie Sam, wycigajc
rk. Ucisnli sobie donie, a przechodzcy obok mczyzna,
ktry wraca z toalety, spojrza na nich z jeszcze wikszym
zaciekawieniem ni za pierwszym razem. Zerknli obaj na
stolik przy oknie.
- Cholera, nie ma jej! - sykn Sam.
- Pewnie posza przypudrowa sobie nos.
- Nie wiem. Za dugo rozmawialimy.
Rozstali si. Grady wrci do kuchni, gdzie zasta Clarice
rozmawiajc z szefem. Bez sowa zaj si sztucami, ale
kiedy podesza do szafki i zacza wyjmowa z niej czyste
szklanki, nie wytrzyma.
- Przecie masz randk - przypomnia jej. - Zamierzasz
sama si obsuy?
- Ju nie. Za dugo kaza na siebie czeka - odpara
chodno.
Grady w pierwszej chwili wpad w eufori; potem
zainterweniowa jego glos rozsdku. Spojrza na ni ponuro.
- To moja wina - mrukn. - Zagadaem go. Odwrcia
si, eby na niego spojrze: bkitne oczy miotay byskawice.
- Jeli prbujesz nakoni go, eby si ze mn umawia, to
byabym ci bardzo wdziczna, gdyby przesta si wtrca w
moje sprawy. Sama potrafi sobie radzi.
- Mylisz...? Och, nie!
- A o czym innym moglicie tak dugo dyskutowa w
mskiej toalecie? Co innego nie mogo zaczeka na inn
okazj? Wiem, e mu grozie.
- Nie groziem mu.
- Odpowiedz z rk na sercu. Prosie go, eby si ze mn
dalej umawia? - No...
- Prosie? Tak czy nie!

- Tak, ale to jest inaczej ni mylisz.


Oddalia si energicznym krokiem, a Grady wzruszy
ramionami. Bya wyjtkowo kopotliwa. Wrci na sal
jadaln i podszed do stolika, przy ktrym czeka Sam.
- Mwiem ci, e z ni same kopoty - powiedzia. Wcieka si, bo podejrzewa, e zmuszaem ci, eby si z ni
jeszcze raz umwi.
- Co takiego? Skd jej przyszed do gowy taki idiotyczny
pomys?
- Skd mam wiedzie, jak pracuje babski mzg? Chcesz
co zamwi? - Nie, do diaba! Gdzie ona jest?
- Naprawd nie wiem.
- Zepsue najlepsz randk, jak ostatnio miaem.
- Przepraszam. Gdyby przyszed do mskiej toalety od
razu, kiedy ci to zasugerowaem...
- Przez wzgld na nasz by przyja ostrzegam ci... wycedzi Sam przez zacinite zby. - Zejd mi z oczu.
Grady wycofa si. Dobrze zna Sama i nie chcia, eby z
powodu Panny Kopot w restauracji King's Crown doszo do
rkoczynw.
A widzisz, a widzisz?" - triumfowa gos rozsdku. Ona, to tylko kopot. Kopot, nawet podczas randki z innym
mczyzn!"
Poszukaj jej" - podszeptywao libido.
Znalaz Clarice na zewntrz. Mocowaa si z penym
workiem mieci, ktry prbowaa wrzuci do wysokiego
kontenera.
- To nie dla ciebie robota - powiedzia, odbierajc jej
worek i wrzucajc go bez wysiku do kontenera. - Pozwl, e
mieciami bd si zajmowa ja, albo Kent.
- Chciaam odetchn wieym powietrzem i poby
troch sama, jeli pozwolisz!

Patrzya na niego z twarz pokryt rumiecem. Spojrza w


roziskrzone, bkitne oczy i zapragn wzi j w ramiona.
Umiechn si i wzruszy ramionami.
- Przykro mi.
- Gdyby naprawd byo ci przykro, wynisby si z
mojego ycia.
- Nie wiedziaem, e w nim jestem. Czy mam przez to
rozumie, e wyrzucasz mnie z pracy?
- Nie! - odpara ze zoci, a Grady zorientowa si, e
chtnie by to zrobia. Ocali go wuj Stanton.
- Okay, szefowo - powiedzia z umiechem. Gos
rozsdku podpowiada mu; eby wrci do restauracji, pki
jeszcze czas. Libido popychao go do sprawdzenia, na ile
Clarice jest za.
Przysun si do niej.
- Bardzo jeste za? - spyta.
Oblizaa wargi i zamrugaa oczami. Rzsy przysoniy na
chwil jej wielkie, bkitne oczy.
- Wystarczajco - odpara, ale w jej oczach nie byo ju
byskawic i gos jej zagodnia.
- Wystarczajco do czego? - spyta, aujc teraz, e nie
stoj za mietnikiem, gdzie byliby niewidoczni z restauracji.
- Ho, ho, ho, Clarice kocha Grady'ego! - rozleg si
raptem nosowy gos dobiegajcy z otwartych drzwi od
zaplecza.
Kent cofn si do rodka, zanim zdyli zareagowa.
- Och! - dziewczyna zadygotaa z wciekoci i w jej
oczach znowu zapony byskawice. Grady z najwyszym
trudem powstrzyma si od miechu.
- Nie wi mnie za niego! - powiedzia, zdajc sobie
spraw, e gdyby si teraz umiechn, byby pogrony
gbiej, ni Titanic".

- Mczyni! - krzykna i z dumnie podniesion gow


przecisna si obok niego, zmierzajc szybkim krokiem w
stron restauracji. Grady opar si okciem o kontener na
mieci i z rozbawieniem patrzy, jak z furkotem spdnicy,
koyszc prowokacyjnie biodrami, niczym burza wpada do
restauracji.
Przekraczajc prg, zerkna przez rami i zorientowaa
si, e Grady j obserwuje. Umiechn si i pomacha jej
rk. Trzasna drzwiami z tak si, e w oknach od kuchni
zadray szyby.
Kiedy wrci do restauracji, Clarice nigdzie nie byo.
Zabra si wanie do zmywania naczy, kiedy do kuchni
wszed Kent.
- Hej, Kent. Lepiej przesta si pastwi nad siostr. Kent
umiechn si.
- Dobrze, przestan.
Kilka minut pniej Grady wszed na sal jadaln, eby
posprzta ze stolikw, i zatrzyma si jak wryty.

Rozdzia 6
Clarice i Sam siedzieli znowu razem przy stoliku pod
oknem. Grady nachmurzony ruszy w ich stron, ale drog
zagrodzia mu kelnerka imieniem Tiffany.
- Ja mam obsugiwa pann Jenkins i jej przyjaciela oznajmia. Powiedziaa, e mam to robi wycznie ja i eby
to tobie przekaza.
- Co?
- Suchaj, nie ja to wymyliam, tylko ona.
- Niech bdzie - powiedzia silc si na obojtno. Czy
swoj powinno.
Zaj si znowu sprztaniem ze stolikw, popatrujc
ukradkiem na tamtych dwoje i zachodzc w gow, jak
Samowi udao si wkra z powrotem w aski dziewczyny.
Kiedy zobaczy, e wstaj, poczu wielk ulg. Sam znikn za
frontowymi drzwiami, a Clarice przesza do swojego
kantorku, ktry nazywaa biurem. Po kilku minutach pojawia
si z powrotem z torebk przewieszon przez rami i
przedefilowaa ostentacyjnie przez sal do gwnego wyjcia.
Grady'emu dopiero teraz zawitao w gowie, e wychodzi z
Samem.
Kilkoma skokami przeci sal i zagrodzi jej drog.
- Wychodz - oznajmia i zniya gos do szeptu. - Nie
rb scen. Nie spotkaam jeszcze nikogo z takim talentem do
sprowadzania kopotw.
- Mwisz o mnie? - achn si Grady. - J a sprowadzam
kopoty?
- Suchaj. Pracujesz tu dopiero jeden dzie, a ja ju
stuknam w mietnik, ty przewrcie Nicki i potuke dwie
tace naczy, urzdzie awantur, o mao nie zepsue mi
randki... Czy moesz zrobi w ty zwrot, odmaszerowa do
kuchni i pozwoli mi std wyj bez wywoywania kolejnej
afery?

- Wcale go nie namawiaem, eby si z tob umawia.


Powiedziaem mu tylko, e to by nie zaszkodzio.
- No, piknie. Teraz wszystko rozumiem. Jeste moim
podwadnym. Czy wemiesz wreszcie t tac, ktr trzymasz,
i znikniesz z ni w kuchni?
- Oczywicie, za momencik. Wybierzemy si gdzie w
pitek wieczorem?
- W pitkowy wieczr bdziesz pracowa. W sobotni
zreszt te. Id ju do tej kuchni, prosz ci.
- A w niedziel?
- Ludzie patrz - wyszeptaa. - Robisz widowisko. Co w
tobie jest, e kopoty id za tob krok w krok?
- I to mwi kobieta, ktra jest ucielenieniem kopotw!
Ja wiod spokojne ycie i nikomu nie wadz.
- O tak, rzeczywicie! Od kiedy ten obskurny wzek z
tamalami pojawi si w moim yciu, nie mam chwili spokoju!
Przy ostatnich sowach podniosa gos i w pobliu kto si
rozemia. Grady skoni si jej nisko i przepuci przez drzwi.
- Usun swoj tamalow osobowo z twego ycia powiedzia, kiedy go mijaa. - Rezygnuj! Po jej wyjciu
Grady pracowa pilnie a do zamknicia, a potem pojecha do
domu wiadomy, e jednak zaley mu na niej bardziej, ni jest
to skonny przyzna.
Nazajutrz Clarice ubraa si w czarn spdnic i bia
bluzk z marynarskim konierzem. Wosy zwizaa w kok
czarn wstk i staraa si nie myle o czekajcym j dniu.
Zadzwoni telefon. Podnisszy suchawk usyszaa w niej
gos wuja Stantona.
- Clarice? Nie przysza wczoraj do mnie z rachunkami.
- Mylaam, e wuj Theo i Kent ci je przywioz.
- Przywieli. I opowiadali mi jakie dziwne historie. Co
tam si wyprawia?

- To przez tego Grady'ego O'Toole'a. Mwiam ci, wuju,


ten czowiek to chodzcy pech. Sprowadza tylko kopoty. Czy
mog go zwolni? - Wstrzymaa oddech. Gdyby wuj Stanton
pozwoli jej zwolni Grady'ego, nie musiaaby mu mwi, e
Grady sam zrezygnowa.
- Wielkie nieba, ani mi si wa! Wczoraj po raz pierwszy
od dwch tygodni przed moj eleganck restauracj nie kopci
ten obdrapany stragan z tamalami. Ani go nie zwolnisz, ani
nie pozwolisz mu odej na wasn prob!
- Dobrze, wuju - powiedziaa, zastanawiajc si w duchu,
czy rzeczywicie warto byo si aszczy na wysze
uposaenie. W gabinecie dentysty byo tak spokojnie, przed
wejciem nie pta si aden Grady O'Toole...
Wyjechaa do pracy. Kiedy zbliaa si do podjazdu, z
napicia a ciskao j w doku. Szok, jakiego doznaa, porazi
jej zmysy. Wytrzeszczya oczy. Z odrtwienia wyrwa j ryk
klaksonu. Z przeraeniem zauwaya, e niewiadomie
zjechaa na ssiedni pas ruchu. Roztrzsiona, wczya
kierunkowskaz i skrcia w podjazd.
Zahamowaa gwatownie. Tors znowu tu by! Stercza
przy swoim straganie z tamalami.
- Co ty wyprawiasz? - spytaa, starajc si omija
wzrokiem jego ciao.
- Podziwiam gile i dby. Chyba mam w sobie co z
trampa przemierzajcego otwarte przestrzenie. Przygryza
warg. Wuj Stanton Chcia za wszelk cen zatrudni u siebie
Grady'ego. Ona nic. Opierajc si pokusie i nie spogldajc na
tors, powiedziaa:
- Wr do pracy, prosz ci.
Przyklkn i zacz majstrowa przy kku straganu.
- Przykro mi.
- Dam ci podwyk. Obejrza si przez rami.
- A umwisz si ze mn na niedzielny wieczr?

- Nie mwisz powanie!


- Niestety, powanie.
- Od kiedy to mczyzna z takim cia... - Urwaa. Co si z
ni dzieje? I ten jego rozkwitajcy powoli umiech, te iskierki
przekory w oczach.
- Z takim czym?
- ...musi szantaem wymusza randki?
- Z takim czym? - nie dawa za wygran.
- Wiesz z czym! - wybuchna, ocierajc pot z czoa.
Odoy chochl i rcznik, ktre trzyma w rku. Kady
jego ruch by wywaony i poczua, e zaczyna jej brakowa
tchu. Postpi krok w jej kierunku, a ona cofna si i
zatrzymaa na pniu dbu. Opar si o ten pie, kadc do tu
nad jej gow.
- Grady... - wydusia z siebie.
- Clarice, co si dzieje, kiedy jestemy razem, i ja nie
mog si temu oprze. Wiesz co? Musisz si wicej mia.
- mia? - Umys przesta jej pracowa. Tors dzielio od
niej ledwie kilka cali, a zielone oczy Grady'ego nie miay dna,
jego usta tak kusiy.
- Tak. Tego wieczora, kiedy zwiedzalimy parcele,
odprya si i miaa, i byo w tobie wtedy tyle ciepa, e
wystarczyoby go na stopienie Bieguna Pnocnego. Ale nigdy
nie widziaem, eby umiechna si w pracy albo podczas
dnia.
- To si grubo mylisz! - Rozemiaa si na gos, ale
wyszo to jako nienaturalnie.
- Nie o taki miech mi chodzi. Ten jest wymuszony.
- A ty zamierzasz wedrze si w moje ycie, eby mnie
rozmiesza i co nieco uczowieczy! - Jej wzrok zsun si
niej i wpada w puapk. Wlepia oczy w t cudownie
uminion, opalon na brz klatk piersiow. Zapragna jej
dotkn.

Kiedy podniosa gow, spojrzaa mu w oczy i wyczytaa z


nich, e on chce j pocaowa. Pragna go teraz bardziej, ni
czegokolwiek w yciu.
- Umw si ze mn na niedziel - powiedzia.
- Pod warunkiem, e wrcisz do pracy w King's Crown.
Umiechn si i dotkn jej policzka.
- A od kiedy to musi ucieka si do szantau kto z cia...
- Grady!
- Uspokj si, Clarice.
- No to... wracasz do pracy? - spytaa niepewnie.
- Jasne - odpar.
Przysun si jeszcze bliej. Zamkna oczy, gdy poczua
na wargach dotyk jego ust. Ryl ledwie wyczuwalny, ale
dreszcz rozkoszy przeszed j od stp do gw.
- Mmmm - wymruczaa i zarzucia Grady'emu rce na
szyj.
Rykn klakson, zapiszczay opony. Grady oderwa si od
dziewczyny. Clarice obejrzaa si i ku swemu przeraeniu
ujrzaa Kenta w jego starym zielonym samochodzie,
usiujcego skrci w podjazd, podjazd zatarasowany jej
wozem.
Kent zahamowa gwatownie i wpad w polizg, a jadcy
za nim kierowca usiowa go omin, trbic przy tym
wciekle.
- O, nie! - jkna, patrzc, jak zielony wz Kenta wpada
z impetem w baganik jej czerwonego forda, a samochd
pdzcy za Kentem unika w ostatniej chwili kolizji. Kierowca
wykona w ich kierunku obsceniczny gest, na ktry Kent nie
omieszka odpowiedzie, i pomkn dalej.
Kent wyskoczy na podjazd, odrzucajc z czoa grzyw
blond wosw. Unis rce.
- Mj samochd!
Podbiega do swojego wozu i popatrzya na rozbity ty.

- Przepraszam, Kent. Zatrzymaam si tylko na chwilk.


- Siostrzyczko, czy nie mogaby usuwa swojego grata z
drogi, zanim zaczniesz romansowa?
- Kent!
- A jak to nazwa? Widziaem, jak go caujesz. Spjrz na
mj botnik i zderzak! Podszed Grady. Obejrza skutki
karambolu.
- Sprbujmy je rozdzieli.
- Tak si szczepiy, e jak cofn, to oderw zderzak. Mj
jest na grze.
W tym momencie nadjecha wuj Theo. Prowadzi jak
zwykle powoli, a kiedy, nie mogc skrci w podjazd,
zatrzyma si niezdecydowanie, utworzy si za nim may
korek.
Clarice najchtniej zapadaby si pod ziemi, albo
krzyczaa, e to wina Grady'ego O'Toole'a!
- Ty sta na jej zderzaku, eby troch osiad - zwrci si
Grady do Kenta, przejmujc inicjatyw - a ja unios przd
twojego wozu. Wtedy Clarice bdzie moga wycofa twj
samochd.
- Aha! Za nic nie stan na adnym zderzaku, kiedy za
kierownic siedzi moja siostra.
- Kent, na mio bosk! To nie ja na ciebie wpadam.
- Dobra, dobra. A pamitasz mietnik?
- Wa na zderzak - warkna i wsuna si za kierownic
jego wozu. Kent stan na zderzaku, a Grady, napinajc
minie ramion i karku, unis przd samochodu.
- Powoli! - zawoa i da jej znak. Po kilku sekundach
wozy byy ju rozdzielone i Clarice wysiada z wozu Kenta.
- Chc jeszcze z tob porozmawia - zwrcia si do
Grady'ego.
- Zjed z podjazdu na mj parking.

Posza za jego rad. Grady nie spuszcza z niej oka. Kiedy


wysiadaa z samochodu, jego wzrok zsun si na jej nogi.
- No to moe teraz, z aski swojej, wrcisz do pracy powiedziaa, starajc si, by zabrzmiao to energicznie i
oficjalnie.
- Ju si robi - odpowiedzia wesoo. - To na niedziel
jestemy umwieni, tak?
- Tak! - nie moga powstrzyma si od miechu. Podszed
bliej.
- O wanie. Dokadnie o to mi chodzio. Tak powinna
si mia.
- Przesadzasz. Wcale nie jestem taka powana.
- Jeste.
- Pochodz z powanej rodziny. Mj tato jest tak samo
powany, jak wuj Stanton.
- Czego nie mona powiedzie o Theo - mrukn Grady,
przysuwajc si jeszcze bliej. - Chyba stawi si w pracy
jutro.
- Czemu nie dzisiaj? Jeste nam potrzebny. Umiechn
si.
- Chciaa przez to powiedzie, e wuj Stanton nie yczy
sobie, abym prowadzi dzisiaj mj tamalowy interes? Po
pierwsze, tamale ju mi si gotuj, a po drugie, musz wpa
do domu i si przebra, chyba e chcesz, ebym przystpi do
pracy tak, jak stoj.
- O, nie! Musisz co na siebie woy.
- A co z moimi tamalami?
- Nie moesz zabra ich do domu i wstawi do lodwki? ugryza si w jzyk, bo dopiero teraz przyszo jej do gowy, e
on moe nie mie wasnej lodwki.. - Albo lepiej przechowam
ci je w naszej zamraarce - dorzucia pospiesznie. - Wuj
Stanton powiedzia, e mog ci da podwyk. - Zdawaa

sobie spraw, e wuj Stanton dostaby ataku apopleksji, gdyby


dowiedzia si, e ona bez potrzeby szasta pienidzmi.
- To wspaniale - ucieszy si Grady.
- Co by powiedzia na pidziesit centw na godzin
wicej?
- Cudownie - odpar z takim rozbawieniem, e Clarice
poczua si niezrcznie.
- Co robie, zanim zaje si tamalami? - spytaa.
Grady przypatrywa si przez chwil Clarice. Oto
nadarzaa si idealna okazja do opowiedzenia jej o sobie, ale
jaki przewrotny instynkt podpowiada mu, eby zdoby
przychylno dziewczyny jako sprzedawca tamali, a nie jako
inynier i byty prezes wasnej firmy.
- Pracowao si tu i tam - odpar wymijajco.
- Niezbyt to konkretne - stwierdzia, marszczc
pogardliwie nosek.
- A ty nie uznajesz zaj, ktre nie maj konkretnoci
betonu? . - No c, w zasadzie masz racj. Pragn
bezpieczestwa.
- Nie wtpi - powiedzia. A widzisz, a widzisz?" wytkn mu gos rozsdku.
- I nie pochwalasz mojego nastawienia - zauwaya.
Wzruszy ramionami.
- Czasami trzeba zaryzykowa. Raz ju to zrobia,
rezygnujc z posady u dentysty.
- Wcale nie. Umwiam si z nim, e wrc, kiedy wuj
Stanton wyjdzie ze szpitala. Do tego czasu zastpuje mnie
jego ona. A tutaj wicej zarabiam, niczym wic nie
ryzykowaam. Lubi wiedzie, dokd zmierzam i ktrdy si
tam idzie.
- Nie dao si tego zauway, kiedy uderzya w mietnik
- powiedzia.

- Dobrze wiesz, co mam na myli! - Odwrcia si i


wsiada do samochodu. - Do zobaczenia w restauracji.
- Zaraz tam bd.
Trzasna drzwiczkami i, nucc pod nosem, ruszya wolno
podjazdem w kierunku parkingu na tyach budynku. Za
ostatnim zakrtem nagle zamilka. Na budynku, na supach
latarni i na drzewach rosncych wok parkingu koysay si
pachty papieru z kolawymi napisami.
OSTRONIE - MIETNIK!
- Kent... - mrukna i zobaczya we wstecznym lusterku,
jak Grady odciga stragan z tamalami na tyy swojego
placyku.
UWAGA - WIELKA PRZESZKODA! - ostrzega
nastpny napis. Parskna miechem. Zaparkowaa i wysiada.
Grady nadchodzi ju od strony parkingu, niosc przed sob
tac parujcych tamali. Umiechn si.
- Widz, e Kentowi bardzo zaley na ochronie tego
kontenera.
- Mj brat jest jeszcze bardzo dziecinny - powiedziaa z
umiechem i Grady unis brwi.
- Czybym widzia umiech? Mylaem, e zastan ci w
zym humorze - powiedzia, przygldajc si jej uwanie.
- Za adny dzie na ze humory - odpara.
Otworzya przed nim drzwi od zaplecza. Postawi tamale
na kuchennym stole, eby ostygy, i wyszed po drug tac.
- Niele dzisiaj pojechaa, siostrzyczko - przywita j
Kent.
- Kent, id zaraz i pozdejmuj te idiotyczne napisy.
- Co robi twj chopta?
- Chcesz tu dalej pracowa? - sykna, majc nadziej, e
to wystarczajca groba, by pooy kres docinkom Kenta.
- Tak.
- No to skocz z tymi uwagami.

- Jak sobie yczysz. Nie masz jednak poczucia humoru. Kent wyszed speni jej polecenie. Clarice spojrzaa na
parujc tac. Tamale zociy si w czerwonym sosie. Poczua
gd: pachniay tak kuszco, e nie moga si powstrzyma.
Wzia jednego i podniosa go do ust. By wspaniay.
Zamkna oczy, rozkoszujc si jego smakiem.
- Dobre, co? - Grady sta w progu i obserwowa j z
umiechem.
- Och, mniam - mniam! - westchna, uwiadamiajc
sobie, e zacytowaa tre znienawidzonego transparentu.
Grady postawi na stole drug tac. Z bulgoczcych
jeszcze przed chwil w sosie tamali unosiy si kby pary.
- To wszystkie - oznajmi. - Czstuj si.
- Chciaam tylko sprbowa. Moe mianuj ci
pomocnikiem szefa kuchni.
- Niestety, mj repertuar jest ograniczony. Tamale, chili,
nachos, stek, nadziewane kurcz. To chyba wszystko.
- Widz, e lubisz meksykask kuchni.
- Owszem.
- Czy nie zdradziby nam przepisu na tamale?
Moglibymy je wczy do jadospisu.
- Przykro mi. Kto wie, czy nie bd musia wrci do ich
sprzedawania. Ten przepis, to moja tajemnica zawodowa.
Pojad teraz do domu si przebra. Chcesz jecha ze mn?
Milczaa niezdecydowana. W pierwszym odruchu chciaa
odmwi, ale bya strasznie ciekawa, jak wyglda mieszkanie
Grady'ego, na ile zgodne ze stanem faktycznym s jej
wyobraenia, w ktrych widziaa go sypiajcego pod mostem.
Zorientowaa si po chwili, e Grady jest zaskoczony jej
wahaniem. Spodziewa si, e ona stanowczo odrzuci jego
propozycj i wysun j tylko po to, eby si z ni podroczy.
Na pewno mieszka pod mostem, albo w jakiej ruderze mylaa Clarice - ktrej wcale nie ma zamiaru pokazywa.

Moe nawet wegetuje w swoim lincolnie, a cay dobytek


trzyma w baganiku i na tylnym siedzeniu!
- Nie, lepiej tu zostan - powiedziaa ukadnie. Odniosa
wraenie, e widzi w jego oczach ogromn ulg. Odetchn
pen piersi i umiechn si.
- Niedugo wracam - zapowiedzia i mrugn do niej. To
mrugnicie rozgrzao j bardziej ni tamal. Patrzya na
Grady'ego, gdy odchodzi przez parking do swojego
samochodu. Wyobrania podsuna jej ewentualny scenariusz
tego, co teraz bdzie robi: odjeda poza zasig jej wzroku,
skrca na najblisz stacj benzynow, przebiera si w
mskiej toalecie i wraca jak gdyby nigdy nic do King's Crown,
eby podj prac.
- Znowu marzymy o Gradym - rozleg si gos za plecami
Clarice, a zaraz potem nastpia seria cmokni majcych
imitowa pocaunki.
- Kent! - odwrcia si na picie, ale brata ju nie byo.
W tym momencie drzwiami od zaplecza wszed szef
kuchni Cuong Nguyen, przywita j dobrodusznym
umiechem i zabrali si do pracy. Grady wrci szybko.
Chocia bya zajta, od razu wyczua, e wchodzi do kuchni.
Dzie upywa bez adnych sensacji i wszystko byoby
wspaniale, gdyby pod wieczr nie zjawi si Sam.
Przyszed o siedemnastej trzydzieci. Grady zobaczy go
rozmawiajcego z Clarice przy gwnym wejciu.
Clarice przeprosia na chwil, eby wskaza stolik
czwrce klientw, Sam za opar si ramieniem o cian,
czekajc na powrt dziewczyny. Grady'ego zauway dopiero
wtedy, kiedy ten stan przed nim.
- Zmieniem zdanie - powiedzia Grady. Sam odwrci
gow.
- O, cze. Co, rzucasz robot i wracasz do tamali? A
moe do wierce?...

- Ciii! Przestaniesz wreszcie papla o firmie?


- A co, jeszcze jej nie powiedziae? - spyta Sam, ale
odpowied wyranie go nie interesowaa. Znowu zacz
wodzi wzrokiem za Clarice.
- Zmieniem zdanie wzgldem Clarice. Ju nie chc,
eby si z ni umawia. Sam odwrci gow i spojrza na
Grady'ego tak, jakby od lat go nic widzia.
- No, stary... - zacz przecigle, a potem przyciszonym
gosem wysun sugesti, ktr Grady pomin milczeniem.
- Namawiaem ci, eby si z ni umawia - cign
Grady z determinacj. - Przedstawiem ci jej, a teraz
wszystko odwouj.
- Za pno.
- Sam, posuchaj...
- To ty posuchaj. Robi wyrane postpy z najbardziej
ekscytujc kobiet...
- Co rozumiesz pod sowami robi wyrane postpy"? przerwa mu Grady, piorunujc Sama wzrokiem.
- Nie mw do mnie tym tonem. Nie twj interes, co pod
nimi rozumiem. Nie masz najmniejszego prawa do Clarice.
- Chwileczk...
- O, ju idzie. Wracaj lepiej do roboty, bo zoci j, kiedy
wywoujesz awantury. Wiesz, nie podejrzewaem, e z ciebie
taki mciwoda.
- Ja ciebie te o to nie podejrzewaem.
- A jeli zamierzasz mi zagrozi, e nie dasz mi tych
referencji, to dowiedz si, e mam ju prac.
- Nie zrobibym tego, nawet gdybymy mieli ze sob na
pieku. Jeste dobry w swoim fachu.
- Dziki, a teraz lepiej ju id. - Grady odszed, ale tylko
kilka metrw. Zaj si sprztaniem stolika oraz
obserwowaniem Clarice i Sama. Jego libido cierpiao katusze,
a gos rozsdku zupenie go opuci.

Wszed z tac pustych naczy do kuchni, rzucajc z progu


ostatnie spojrzenie na tamtych dwoje. W gowie tuky mu si
sowa Sama.
...robi znaczce postpy..." Postpy? Grady odrzuci
cierk. Szef kuchni Cuong skoczy na dzi i my wanie
rce. Odwrciwszy si, eby odwiesi fartuch i wyj,
umiechn si do Grady'ego.
- Dobranoc. Zgasisz ogie pod rondlem? Ja ju
wychodz.
- Jasne, dobranoc, Cuong.
Grady bbni palcami po stole, zaciskajc mocno szczki.
Do randki z Clarice pozostay jeszcze trzy dni. Trzy dugie
dni.

Rozdzia 7
Nazajutrz, siadajc przy ku wuja Stantona, Clarice
wzia gboki oddech. Chory siedzia podparty bia
poduszk, proste, kasztanowe wosy mia gadko przylizane i
rozdzielone przedziakiem. Do pasa okrywaa go biaa kodra.
Przeglda trzymane w rku papiery. Obok Clarice, z rkoma
splecionymi na podoku, przycupn cicho jak trusia wuj
Theo. Niebieska koszula i niebieskie baweniane spodnie
podkrelay niewinny bkit jego oczu.
Clarice spytaa wuja Stantona o zdrowie, wrczya mu
rachunki z poprzedniego dnia i obserwowaa, jak humor z
wolna mu si poprawia. W duchu dzikowaa Bogu, e interes
idzie jak po male. Chciaa odpowiednio przygotowa grunt,
zanim zda wujowi relacj z wydarze poprzedniego wieczora.
Wreszcie zdecydowaa, e nadszed waciwy moment.
- Wuju Stantonie, chc zwolni Grady'ego O'Toole'a wyrzucia z siebie.
- Znowu zaczynasz? Nareszcie pozbylimy si spod
King's Crown tego obskurnego straganu!
- On nie moe zosta. Za duo z nim kopotu.
- Kopotu! Ha! - mrukn bliski wybuchnicia miechem.
Takiego go jeszcze nie widziaa. - Jeli nie moesz ich
pokona, przycz si do nich, Albo sko, eby przyczyli
si do ciebie! - Wysun buczucznie szczk. - Grady
O'Toole zostaje.
Clarice zerkna na wuja Theo, ktry wyglda przez okno
na nasoneczniony, wypielgnowany szpitalny trawnik.
Znowu odetchna gboko.
- Grady musi odej. Wczoraj wieczorem wywoa poar
w kuchni.
- Co zrobi? - wuj Stanton wyprostowa si na ku,
purpurowiejc na twarzy.

- To by wypadek. Rzuci cierk obok kuchenki, na


ktrej Cuong zostawi rondel na maym ogniu. cierka zaja
si i...
- Jakie s straty? - przerwa jej ze zoci wuj Stanton.
- Minimalne. Okopcony rg kuchni. O'Toole ugasi ogie,
zanim przyjechaa stra poarna. Wuj Stanton opad z
powrotem na poduszk.
- Potr mu za to z wypaty. Mylisz, e zrobi to
umylnie?
- Och, nie! - zaprzeczya szybko.
- Tumaczy, e si zamyli - wtrci wuj Theo, prbujc
przyj jej z pomoc. - Kent mwi, ze on jest zakochany.
Clarice poczua, jak rumieniec wystpuje jej na szyj i
wdruje ku policzkom.
- Diabli nadali - mrukn wuj Stanton, mnc w palcach
poszewk kodry. - Diabli nadali ten stragan. Nie moemy
wyla O'Toole'a.
- A wic trzeba si przygotowa na dalsze kopoty powiedziaa Clarice. - To nieuniknione. Wuj Stanton
przechyli si przez krawd ka.
- A wic nie bdziesz go spuszcza z oka, moja panno!
Nie odstpisz go na krok i przez cay czas bdziesz mu patrze
na rce, syszysz?
Clarice przekla los, ktry upar si zniszczy jej ycie.
- Sysz, wuju.
- We aparat, sfotografuj kuchni i przynie mi zdjcie.
Kiedy tam posprztacie?
- Jeszcze dzisiaj. Zaoymy now aluzj w oknie...
- Prawd mwic, to mielimy szczcie - wtrci wuj
Theo. - Kiedy wybuch poar, na sali byo tylko kilka osb...
- Szczcie? Mam gdzie takie szczcie! Ju ja co
wymyl, eby wykupi t parcel. Ale do tego czasu trzymaj
si O'Toole'a, Clarice!

- Dobrze, wuju - odpara z mieszanymi uczuciami.


Godzin pniej Clarice wepchna Grady'ego O'Toole'a
do swojego kantorku i zamkna drzwi. Po rodku
pomieszczenia zawalonego kartonowymi pudami i stertami
papieru sta stolik z maszyn do pisania i dwa skadane
krzeseka.
- Siadaj. Musz z tob porozmawia.
Staraa si nada gosowi moliwie oficjalny ton. Zaja
miejsce za stolikiem i odsuna na bok rwn kupk listw,
ktre niedawno pracowicie wystukaa na maszynie.
Grady usiad w swobodnej pozie, a jej zrobio si gupio,
e wcigna go do swojego biura. Krpowao j jego
spojrzenie i aowaa, e nie machna rk na ca spraw.
- Musz z tob porozmawia - powtrzya.
- Clarice! - zawoa z sali jadalnej wuj Theo.
- Przepraszam na chwil. - Wstaa i podesza do drzwi,
czujc na sobie wzrok Grady'ego. - Powiedz wujowi Theo, e
jestem teraz zajta - zwrcia si do Kenta, ktry zamiata
korytarz.
- Ju si robi.
Zamkna drzwi i ruszaa ju w stron swojego
zaimprowizowanego biurka, kiedy z korytarza dobieg ryk
Kenta:
- Zamkna si z Gradym! S zajci! - Sowo zajci"
cign tak dugo, e Clarice chciaa ju krzykn, eby si
wreszcie zamkn. Nie zrobia jednak tego i spojrzaa z
godnoci na Grady'ego.
Syszc odpowied Kenta, Grady ledwie stumi chichot i
z rozbawieniem obserwowa rumieniec na policzkach Clarice.
- Bd musiaa obciy ci kosztami doprowadzenia
kuchni do porzdku - oznajmia sztywno.
- Pokryj wszystko. Przecie ju wczoraj si do tego
zobowizaem.

- Rozmawiaam z wujem Stantonem. - Obracaa w


palcach owek, przygldajc mu si z zainteresowaniem.
Sprawiaa wraenie zakopotanej. W kocu podniosa wzrok
na Grady'ego. - Czy przestaniesz wreszcie buja w obokach?
- Jak to? - powiedzia z umiechem. - A kiedy ja w nich
bujaem?
- Na przykad wczoraj. Spowodowae poar w kuchni.
- Kiedy masz nastpn randk z Samem?
- Za... a co ci to obchodzi? - wzia z kupki kartk
papieru. - Bdziesz askaw wypeni ankiet personaln?
- A po co! Przecie ju pracuj.
- Moe nam by potrzebny twj numer telefonu.
Umiechn si, wzi formularz i, zoywszy go starannie,
wsun do kieszeni.
- Wypeni i oddam ci przy najbliszej okazji.
- Moesz wraca do pracy - powiedziaa.
- A ty nie idziesz?
- Musz napisa list.
- Zdawao mi si, e wuj Theo ci woa.
- Ach, rzeczywicie, zapomniaam - zarumienia si i
spojrzaa na Grady'ego, a on zagryz warg, eby si nie
umiechn.
Wstaa energicznie. Grady rwnie wsta i szybko zastpi
jej drog. Przystana, tak jak przewidywa. Opar si rk o
cian zatrzymujc j midzy stolikiem a sob.
- Ogldaem grafik - powiedzia. - Jutro wieczorem mam
wolne. Wybierzemy si gdzie?
- Grady, wydaje mi si...
- Clarice - mrukn, przysuwajc si bliej i wdychajc
leciutki zapach jaminu i r. - Dobrze si czulimy w swoim
towarzystwie... przynajmniej mnie ju dawno z nikim nie byo
tak dobrze - cign cicho.
- Grady, ja... - zacza i gos jej si zaama.

- Walczysz sama ze sob. Przecie chcesz si ze mn


umwi. Widz to w twoich wielkich, bkitnych oczach.
- Kiedy jestemy razem, dochodzi do katastrof. - Ledwie
dobywaa z siebie gos.
Clarice brakowao tchu. Pamitaj, on tylko sprowadza
kopoty - przypomniaa sobie, ale widziaa tylko jego morsko zielone oczy, jego stworzone do pocaunkw usta i jego
wspaniay tors. Obj j w talii ramieniem. Opara si o niego,
a potem przywara do Grady'ego i usta mczyzny spotkay si
z jej ustami, by je rozchyli i wzi w posiadanie. Podniecona
ulotnym zapachem jego wody po goleniu, przypominajcym
wo sosnowego lasu, gadzia domi jego szerokie, silne
ramiona.
Zza drzwi doszed jaki omot, a potem gos Kenta:
- Buzi, buzi! Rozemieli si oboje.
- To jestemy umwieni na jutro wieczr? - spyta.
- Tak - odpara bez wahania, a on poczu jednoczenie
podniecenie i ulg.
- A w sobot? - spyta jeszcze, wstrzymujc oddech.
- Przykro mi, ale na sobot umwiam si z Samem.
Zejd mi teraz z drogi i wracajmy do pracy, zanim Kent
zacznie wykrzykiwa co gorszego od buzi, buzi".
W pitek Clarice wysza z pracy o siedemnastej
trzydzieci, zaraz po Gradym. Wyjechaa za nim z parkingu i
kiedy skrca w przeciwnym ni ona kierunku, znowu
obudzia si w niej ciekawo, gdzie te mieszka jej nowy
pracownik.
O smej bya ju gotowa. Powiedzia, eby ubraa si
swobodnie, woya wic czerwone szorty i bia bluzk.
Poszli do nowej restauracji z wielkim wybetonowanym patio
wychodzcym na staw. Usiedli przy czarnym, metalowym
stoliku, zamwili marynowane krewetki z ryem i jedli
obserwujc kaczki na wodzie i gawdzc przyjanie o yciu.

- Gdzie si wychowywaa? - spyta.


- Tutaj, przy Lennox Street - odpara. Przemkno jej
przez myl, e Grady moe sobie nie yczy, by pytaa go o
przeszo, nie moga si jednak powstrzyma. - A ty!
- W Fort Worth w Teksasie - powiedzia, przesuwajc
palcami po wysokiej szklance z mroon herbat. - Potem
przenielimy si do Hot Springs w Arkansas, a kiedy
chodziem do szkoy redniej zamieszkalimy w Oklahoma
City. Ojciec zajmowa kierownicze stanowisko w sieci
sklepw Bixby Variety.
- Masz rodzestwo - spytaa, suchajc i prbujc go
rozszyfrowa jednoczenie.
- Tak, starszego brata. Ma na imi Pat. Jest onaty i
mieszka w Houston. - Sign przez stolik i dotkn cienkiej,
zotej bransoletki na nadgarstku Clarice. Koniuszki palcw
mia chodne od zimnej szklanki. - Pal i Alice maja dwjk
dzieci, jestem wic wujkiem.
- Masz mieszkanie? - spytaa.
- Mmm. Mwia, zdaje si, e twoi rodzice mieszkaj w
Tulusie? - spyta, zmieniajc temat. Wiedziaa. Nic chcia
zdradzi, gdzie mieszka.
- Mj ojciec pracuje w firmie Stone Brothers Paper &
Box Company. A twj?
- Nie yje.
- Przykro mi. Twoja matka pracuje?
- Nie. - W jego oczach wyczytaa co, co kazao jej
wstrzyma oddech. Umiechn si, a ona odwzajemnia mu
si tym samym.
Po chwili milczenia podjli rozmow, ale nie poruszali ju
tak osobistych tematw. Clarice dosza do wniosku, e
zgadzaj si w wielu sprawach. Podobay im si nawet te same
filmy. Po wyjciu z restauracji Grady odwiz j do domu.
- Chciaby wej? - spytaa, bo byo jeszcze wczenie.

- Jasne, e bym chcia - odpar i otworzy przed ni drzwi


jej mieszkania. Zatrzyma si zaraz za progiem i rozejrza.
Patrzc na znajome meble, brzowy dywan, przepastne fotele i
chromowane krzesa, Clarice zastanawiaa si, jak wyglda ten
salon widziany jego oczyma. W oknach wisiay roliny, a na
cianie przedstawiajcy strumie obraz, ktry odziedziczya
po poprzednim najemcy.
- Mio tu - stwierdzi Grady.
- Zwyczajnie. Umiechn si do niej.
- Ty tu mieszkasz i mnie si to podoba.
- Chcesz posucha muzyki?
- Chtnie. - Przeszed za ni przez pokj i stan obok,
kiedy wybieraa pyt. Nagle pocaowa dziewczyn w kark, a
Clarice znieruchomiaa z pyt w rku.
- Grady...
- Przez cay dzisiejszy wieczr miaem ochot ci
pocaowa. - Odwrci j twarz do siebie. Kiedy caowa j w
usta, zarzucia mu rce na szyj. Wiedziaa ju, e jest
zgubiona. Na dobre czy ze, zakochaa si w Gradym
O'Toole'u, i nie byo na to rady.
Jego do przesuna si w gr i spocza na jej piersi,
palce poszukay sutki. Westchna z rozkoszy i jej donie
zsuny si po jego plecach, po jdrnych poladkach na uda.
- Nie rozpalaj mnie - wyszeptaa.
- Nie mog przesta myle o tobie - wymrucza
ochrypym gosem. - Pragn ci.
Tylko resztki rozsdku kazay jej zachowa ostrono.
Grady by lekkoduchem, mczyzn, ktry mg znikn z jej
ycia choby jutro. Oderwaa si od niego, stwierdzajc, e
przychodzi jej to trudniej, ni sobie wyobraaa. Usta mia
czerwone od pocaunkw, oczy na wp przymknite, oddech
ciki. Spojrzawszy na niego, zapragna znowu przywrze do
tego mczyzny.

- Jestem starowiecka, Grady. Zauwaye ju, e do


niczego nie podchodz lekko, a zwaszcza do kontaktw z
mczyznami.
- Tak, zauwayem - mrukn, a gos rozsdku
podpowiedzia mu, e oto otwiera si przed nim ostatnia
szansa odwrotu.
- Chyba powinnimy si ju poegna.
- Jeszcze nie. Pu t pyt i porozmawiamy.
Rozmawiali do pnocy. Clarice stracia poczucie czasu.
Bya zaskoczona, kiedy Grady wsta i zacz si zbiera do
odejcia.
Pocaowa j w progu na dobranoc i wyszed, zamykajc
za sob drzwi. Opara si o nie i przymkna oczy. Serce
walio jej jak motem.
- Nie chc si zakocha w sprzedawcy tamali powiedziaa na gos do pustego korytarza i westchna. Kocham sprzedawc tamali.
Jak to wytumaczy powanemu, praktycznemu ojcu,
ktry nauczy j, e w yciu przede wszystkim liczy si
bezpieczestwo?
Gdy Clarice toczya bj ze swymi uczuciami, Grady
przeywa podobne rozterki. Jecha do domu, mruczc do
siebie pod nosem. Libido przekonywao go, e by to jeden z
najpikniejszych wieczorw w jego yciu, a Clarice jest
wspania dziewczyn, podczas gdy gos rozsdku zrzdzi, e
Grady pakuje si w wielk kaba.
Ta niedzielna randka podsycia ich uczucia i po niej
Clarice nie umawiaa si ju z Samem. Codziennie wychodzia
z pracy z Gradym, wsplnie spdzali weekendy i wolne
wieczory. Ale on nigdy nie zaprosi jej do siebie.
Cztery razy przypominaa mu, e ma zwrci wypenion
ankiet personaln i kiedy wreszcie j odda, zamkna si w

swoim biurze, szybko przebiega wzrokiem formularz. Imi i


nazwisko: Grady O'Toole. Adres: 33300 Wilmington."
Opucia rk, w ktrej trzymaa formularz i zmarszczya
czoo - nigdy nie syszaa o ulicy Wilmington.
Ponownie podniosa kwestionariusz do oczu i czytaa
dalej: Telefon: 555 - 0130. Kontakt: Sam Banks, Leonard
Smith, T. Eliott." Miejsca na telefony przy tych trzech
nazwiskach pozostaway puste. Wyja z szuflady plan miasta
i poszukaa na nim ulicy Wilmington.
Wieczorem pojechaa pod adres wpisany do ankiety. Ulica
Wilmington znajdowaa si po drugiej stronie miasta, a pod
podanym przez Grady'ego numerem, pomidzy dwoma
magazynami z betonowych pyt, rozpociera si zaronity
wybujaym zielskiem plac. Patrzya z konsternacj na to pole i
zastanawiaa si, gdzie naprawd sypia Grady O'Toole.
Miny trzy tygodnie i nadszed w kocu wieczr, kiedy
Clarice zdecydowaa, e pora si o tym przekona, choby
rzeczywicie miao si okaza, e Grady O'Toole sypia pod
mostem.

Rozdzia 8
Grady skrci w kierunku jej domu. Siedzca obok Clarice
poprawia si niespokojnie w fotelu, wygadzia spdnic na
kolanach i spojrzaa na kierowc.
Ubrany by w jasnozielon, rozpit pod szyj koszul i
beowe, dopasowane spodnie podkrelajce smuko jego
bioder. Serce zabio jej ywiej. Zapragna go dotkn, poczu
wok siebie jego ramiona.
- Grady, pojedmy dzisiaj wieczorem do ciebie. Nie
widziaam jeszcze, jak mieszkasz.
- Prosz bardzo, ale moje mieszkanie to nic
nadzwyczajnego.
- Jest czstk ciebie, a ja nie mam pojcia, jak wyglda.
Chc je zobaczy.
Prowadzi samochd, patrzc przed siebie z
beznamitnym wyrazem twarzy i Clarice duo by daa, eby
si dowiedzie, o czym Grady teraz myli.
- Ale przedtem wpadnijmy do ciebie - powiedzia po
chwili. - Zabierzemy par pyt. Przystaa na to i par minut
pniej otwieraa ju drzwi swojego mieszkania. wiato
przesczajce si z salonu ledwie rozpraszao panujcy w
korytarzu mrok. Kiedy signa do kontaktu, Grady chwyci j
za rk. Jego ciepe palce sploty si z jej palcami i
przycign dziewczyn agodnie do siebie.
- Grady...
Przerway jej jego usta. Podczas gdy j caowa, jego do
przesuna si w gr na plecy, szyj i wplota w jej wosy.
Jego pocaunki zawsze podniecay Clarice, ale ten roznieci w
niej prawdziwy ar. Zadraa z podania, zapomniaa, e
mieli jecha do niego, liczy si tylko Grady. Kiedy chciaa si
od niego odsun, przytrzyma j i szepn:
- Clarice, kocham ci...

Serce zabio jej jak motem, ale podwiadomie zadaa


sobie pytanie, czy nie skada tej deklaracji tak samo lekko, jak
podchodzi do reszty ycia. Przez chwil zawahaa si,
wiedzc, e jeli ju odda komu serce, bdzie to uczucie
gbokie i trwae.
- Clarice - wyszepta znowu z czuoci i jego palce
zaczy rozpina guziki biaej bluzki. Wsun do pod stanik,
wyuska pier i dotkn bladorowej sutki. Clarice ogarna
ekstaza; widok twarzy Grady'ego rozpali w niej poar.
Zacisna powieki i przywara do ciaa mczyzny, gadzc
domi jego plecy. Kiedy jzykiem i domi przesuwa po jej
ciele, Clarice czua, jak mio rozkwita w niej niczym kwiat
otwierajcy si pod wpywem sonecznych promieni.
Grady przerwa pieszczot i rozpinajc koszul
obserwowa dziewczyn pociemniaymi oczyma. Przytulia si
znowu do jego wspaniaej, szerokiej piersi. W kilka chwil
zdj z Clarice reszt ubrania i odsun j na dugo
wycignitych ramion, eby popatrze na nagie ciao
dziewczyny.
- Mgbym ci si tak przyglda ze sto lat - wyszepta - i
jeszcze nie miabym dosy.
Kiedy spojrzaa na niego, poczua to samo. Drcymi z
popiechu palcami rozpia mu pasek. Pomg zsun spodnie
z bioder; opady na podog. Wzi j na rce. Kiedy nis
Clarice do sypialni, obejmowaa go rkoma za szyj.
Pooy j na ku. Wycign si obok, wzi j w
ramiona i pieszczc caowa powoli, niespiesznie, obserwujc
dziewczyn spod przymknitych powiek. Oczy mia ciemne
jak szmaragdy.
- Grady, pragn ci, kocham... Pochyli si i uj jej twarz
w donie.
- Powtrz to, Clarice - wyszepta, patrzc jej powanie w
oczy.

- Pragn ci, kocham ci.


Zanim przycisn j mocno do siebie, co zamigotao w
gbi jego renic i pky ostatnie bariery. W miar jak
narastao podanie, pocaunki Grady'ego staway si coraz
bardziej szalone, pieszczoty Zachanne, a w kocu rozsun
nogi dziewczyny. Powoli wszed w jej ciep mikko. Kiedy
krzykna, znieruchomia na chwil.
- Nie chc sprawia ci blu - wymrucza schrypnitym
gosem.
- We mnie, Grady - ponaglia go, przywierajc do niego.
Jej biodra uniosy si na spotkanie w odwiecznym tacu, ich
serca zabiy unisono i ju wiedziaa, e wanie tego pragna.
Grady by dla niej waniejszy ni ktokolwiek na wiecie.
Okrzyk ekstazy zmiesza si z pieszczotliwymi sowami,
ktre Grady szepta jej do ucha.
- Kocham ci, Clarice, kocham...
Potem jego gos przeszed w jk, a ciao zadygotao w
spenieniu. Kiedy osun si na ni caym ciarem, wtulia si
w niego w bogim rozleniwieniu. W gowie koataa jej tylko
jedna myl - naleaa do Grady'ego i w tej chwili on nalea do
niej.
Pocaowaa go w bark, w skro i odgarna sobie z
policzka kosmyk wilgotnych wosw. Grady zsun si na bok
i spojrza na ni z umiechem.
- Szczliwa?
- Bardzo - powiedziaa i obja go ramionami za szyj. Kocham ci.
- Starowiecka Clarice, ktra w ku wcale nie jest
starowiecka - wyszepta, pieszczc znowu wargami jej ciao.
Rozemiaa si i przesuna palcami po jego szorstkiej
szczce.
- Seksowny Grady, ktry i w ku jest seksowny!

- Lubi sucha, jak si miejesz. - Poaskota j i znowu


si rozemiaa. Przesuna palcami po jego klatce piersiowej.
- Masz wspaniay tors, musz przyzna... to przez niego
minam wtedy podjazd, zapatrzyam si. Zachichota i potar
nosem o jej szyj.
- Dalej uwaasz mnie za tamalowego typa? - Nie czekajc
na odpowied, pochyli si nad Clarice, otoczy ramieniem i
pocaowa. By socem jej ycia. Przywara do niego, eby
da mu rozkosz.
Dochodzia druga nad ranem, kiedy Grady ubra si i, po
dugim pocaunku w progu, wyszed. Zamknwszy za nim
drzwi, Clarice wrcia do pokoju. Popatrzya na mahoniowe
ko z row pociel, prost, star mahoniow komdk z
szufladkami i toaletk. Uwiadomia sobie, jak gboko
zaangaowaa si dzisiejszego wieczoru, ale jednoczenie
przypomniaa sobie, e wci nie wie, gdzie mieszka Grady:
Nazajutrz o dziewitej rano Grady, nucc pod nosem,
minwszy opuszczony stragan z tamalami, skrci w podjazd
do King's Crown. Przez licie drzew przesczay si promienie
soca. Gadka powierzchnia jeziorka poyskiwaa srebrzycie,
a na zielonych, opadajcych ku wodzie brzegach siedziay
abdzie niczym biae wydmuszki i czyciy sobie pira.
Grady zerkn na King's Crown i przesta nuci. Dni
przepracowane w restauracji zaczynay si odbija na jego
nerwach. Gdyby nie to, e dziki temu by blisko Clarice,
rzuciby t posad.
Skrci za rg i zobaczy Theo przekopujcego
ssiadujcy z parkingiem kawaek ziemi. Soce poyskiwao
w jego kasztanowych kdziorach. Ubrany by w workowate,
robocze spodnie, podtrzymywane brzowymi szelkami i
brzow koszul. Przypomina posta ze starego filmu.
Grady zaparkowa, po czym wysiad z samochodu. Theo
umiechn si wsparty na motyce.

- Dzie dobry. Pikny dzionek.


Grady wcign w puca haust wieego powietrza i te si
umiechn.
- Wspaniay.
- Nie ogldasz prawie soca w tej restauracji.
- Tak, to fakt.
- Nie tsknisz troch za swoim tamalowym interesem?
Grady potarszy doni kark, popatrzy na stragan.
- Nie zastanawiaem si nad tym. Dopiero teraz
uwiadamiam sobie, e mi go brakuje.
- Dobre byy te twoje tamale. Ale moe teraz lepiej
zarabiasz?
- Nie powiedziabym - mrukn cierpko Grady. - Na
tamalach lepiej wychodziem.
- Naprawd? To czemu to rzucie? Dla pewniejszego
zarobku?
- Nie. Pomylaem sobie, e mog si tu czego nauczy.
- A, rozumiem - powiedzia Theo i znowu zacz macha
motyk. - Syszysz te gile? - rzuci po chwili.
- Tak, sysz.
- W kuchni suchasz chyba tylko brzku talerzy.
Powiniene wyj co jaki czas i posucha... jak piknie
piewaj. Beztrosko. Ale chyba wszystkie ptaki s beztroskie.
- Prbujesz zniechci mnie do pracy w restauracji i
nakoni do powrotu do tamali?
- Kto? Ja? - achn si Theo, wytrzeszczajc bkitne,
niewinne jak piew gila oczy. - Sowem o tym nie
wspomniaem. Wiem, e tu bezpieczniej i e moesz by
przez cay dzie z Clarice. Pracujesz pod dachem. Nie musisz
przejmowa si deszczem ani niegiem. Jak zamierzae
handlowa tamalami, kiedy nadejd niegi?

- Pomylaem o tym. Planowaem rozbi nad straganem


namiot, albo co w tym rodzaju - Grady znowu potar doni
kark.
- No tak - cign Theo - ale gdyby wrci do tego teraz,
musiaby zaczyna praktycznie od pocztku.
- Nie sdz - zaoponowa Grady. - Handlowaem tu
zaledwie miesic, ale interes si rozkrca. Nosiem si nawet
z zamiarem rozstawienia jeszcze dwch, albo i trzech
straganw w innych punktach miasta.
- O rany, naprawd musiao ci dobrze i! - wykrzykn
Theo i znieruchomia z rkami na dugim kiju motyki. Lubisz pracowa na wasny rachunek?
- Owszem. Przed tamalami te prowadziem wasny
interes. Nie powiedziaem jeszcze Clarice, czym si wtedy
zajmowaem.
- Bae si, e to j do ciebie zniechci?
- Nie. Obawiaem, si czego wrcz przeciwnego.
Chciaem, eby polubia mnie jako sprzedawc tamali.
Theo rozemia si. W jego bkitnych oczach pony
iskierki wesooci.
- Chyba moesz spa spokojnie. A wic co przedtem
robie?
- Zajmowaem si wierceniami, ale nie mw jej tego.
- Ja ci nic wydam. Poczekam, a sam si jej zwierzysz.
Wiercenia, a teraz tamale. Dziwna odmiana.
- Tak, ale jestem zadowolony. - Grady patrzy na Theo,
ktry powrci do kopania. - Co ty waciwie robisz?
- Pomylaem sobie, e tej ziemi nie zaszkodzi troch
kultywacji. - Theo umiechn si. - A poza tym, lubi sobie
od czasu do czasu posucha piewu gili.
- Mam wraenie, e jestem manipulowany.
- Przez Clarice?

- Nie, nie przez ni. Dlaczego kazae tamtym ludziom


zwali ziemi pod drzwiami restauracji? Theo przerwa
kopanie.
- Przepraszam, ale nie wiem, o czym mwisz. Jak
ziemi?
- Nie pamitasz? W zeszym miesicu zwalono pod
drzwiami od zaplecza ca wywrotk ziemi. Theo zagbi
palce w kasztanowe kdziory i, drapic si w gow, popatrzy
w kierunku restauracji.
- Ziemia... przepraszam. Pami zaczyna mnie zawodzi.
Wiesz, pamitam, ile kosztowa bochenek chleba przed
dwudziestu laty, a nie mog sobie przypomnie, ile wczoraj
zapaciem w sklepie. Zobaczysz, jak to jest, kiedy bdziesz
stary.
- Tak - powiedzia Grady i wszed do rodka widzc, e
wypytywanie Theo do niczego nie doprowadzi.
Gdy puka gwki saaty, spoglda przez okno w
kierunku straganu z tamalami i narastaa w nim ch, by tam
wrci.
Kiedy Clarice parkowaa na tyach restauracji i wysiadaa
z samochodu, Grady ju si zdecydowa.
Dziewczyna miaa na sobie row letni sukienk, a we
wosach wstk w tym samym kolorze. Grady'emu ywiej
zabio serce. Przemkno mu przez gow, e pracujc z ni
byby szczliwszy, ale zaguszy go gos rozsdku.
Kiedy Clarice wesza do kuchni, poprosi j o rozmow na
osobnoci. Weszli do biura i ledwie drzwi zdyy si za nimi
zamkn, wzi j w ramiona i wcign w nozdrza sodki
zapach, ktry zawsze si wok niej unosi.
- Grady! Jestemy w pracy.
- Mhmmm - wymrucza, gadzc jej szyj. - Tak
wspaniale pachniesz.

- Ty te - odpara bez tchu, nadstawiajc usta do


pocaunku.
W chwil potem wyswobodzia si z jego obj i podesza
do stou, ktry suy jej za biurko. Grady sta na lekko
rozstawionych nogach, z zaoonymi na piersi rkami. Bia
koszul mia rozpit pod szyj, a ciemne spodnie idealnie
dopasowane do figury.
- Chciae ze mn porozmawia - przypomniaa.
- Tak, chciaem - powiedzia z umiechem.
- A wic sucham, bo Kent zaraz co wymyli z zwizku z
naszym znikniciem - ponaglia go ze miechem.
- Wiesz co, Clarice? miejesz si czciej ni dotd.
- To dziki tobie. A teraz mw, o co chodzi, bo praca
czeka.
- Wiem. Jestemy umwieni na dzisiejszy wieczr.
- Pamitam.
- Soneczko, byo cudownie... - urwa, podszed do niej i
pocaowa j w szyj. - Ale skadam wymwienie.
Powiadamiam ci o tym z tygodniowym wyprzedzeniem,
eby miaa czas na znalezienie kogo na moje miejsce.
- Hmmm - wymruczaa rozkosznie rozkojarzona jego
pocaunkami i dopiero po chwili dotaro do niej znaczenie
tego, co powiedzia. - Odchodzisz?
- Tak - odpar i pocaowa j w ucho.
- Grady! - Zerwaa si z krzesa i wlepia w niego wzrok.
- Nie moesz odej!
- Dlaczego?
- No, waciwie to moesz, ale mylaam... Ty i ja... mio
jest pracowa razem.
- Wspaniale, tylko e ja tu do niczego nie dojd, Clarice.
- A dojdziesz do czego ze swoim straganem z tamalami?
- Tak, wydaje mi si, e tak - powiedzia, czujc, e
przechodzi powoli do ofensywy.

- Wuj Stanton bdzie niepocieszony - powiedziaa,


dowiadczajc dziwnej mieszaniny emocji: rozczarowania,
zaskoczenia, lekkiej irytacji. - Upowani mnie do
zaproponowania ci podwyki.
- Przykro mi, ale jej nie przyjm.
- To bdzie wysoka podwyka. On pjdzie na wszystko,
byle ci tylko zatrzyma.
- Ja ju si zdecydowaem - owiadczy stanowczo Grady.
Przechylia gow i przygldaa mu si bacznie.
- Tutaj masz wiksze perspektywy.
- Nie sdz. Kiedy zaczynaem tu prac, mj tamalowy
interes szed wspaniale.
- Jak to? To tylko may straganik. Tutaj mgby z
czasem doj do stanowiska zastpcy kierownika.
- Za dugo by to trwao. A poza tym, lubi sam sobie by
szefem.
- Chcesz przez to powiedzie, e nie lubisz si
przemcza.
- To praca taka sama, jak ta. Czy problem mojego zajcia
ma nas rozdzieli? - spyta wesoo, ale czua, e Grady
uwanie j obserwuje.
- Mam nadziej, e do tego nie dojdzie - odpara, bo nic
lepszego nie przychodzio jej akurat do gowy. Przytaczaa j
myl, e Grady bdzie znowu sprzedawaj tamali. - Tylko e to
takie... mao ambitne.
- To bardzo przyjemny, may interes i mnie bardzo
odpowiada. - Umiechn si, a Clarice, ku wasnemu
zaskoczeniu, odpowiedziaa umiechem.
- Bdzie mi ciebie brakowao - mrukna, czujc e to za
sabo powiedziane.
- Nie bd daleko - odpar. - A teraz, skoro jeszcze ze
sob pracujemy... - otoczy ramionami jej tali i przycign
dziewczyn do siebie, eby znowu pocaowa.

- Clarice kocha Grady'ego! Hip, hip, hura! - rozlego si


za drzwiami. Wyrwaa si z ramion Grady'ego.
- Musz go wreszcie przywoa do porzdku powiedziaa.
- O, tak - przytakn i umiechn si. Otworzya drzwi na
korytarz. Kent znikn ju w sali jadalnej. Popatrzya na
szerokie bary Grady'ego, ktry szed ju w stron kuchni i
westchna. Mio si z nim pracowao, bez niego restauracja
nie bdzie ju taka sama. Nie rozumiaa, jak mona
przedkada stragan z tamalami nad prac w znanej, cieszcej
si dobr opini restauracji. Spochmurniaa, kiedy
przypomniao jej si, e nadal nie wie, gdzie mieszka Grady w swoim samochodzie, czy gdzie indziej. Miaa jeszcze jedno
zmartwienie: bdzie musiaa zatelefonowa do wuja Stantona i
powiadomi go o rezygnacji Grady'ego.
Kiedy zrobia to wieczorem, przed zamkniciem lokalu,
wuj Stanton zacz kl. Czekaa, a si uspokoi, trzymajc
suchawk z dala od ucha.
- W przyszym tygodniu wracam do pracy - oznajmi na
koniec wuj Stanton. - Jutro wpadn do was i zobacz, jak
sprawy stoj. Zaproponuj mu... diabli nadali! Zaproponuj mu
dolara wicej za godzin.
- Ju mu to proponowaam, ale wydaje mi si, e jego
satysfakcjonowaoby tylko stanowisko kierownika.
- aden handlarz tamalami nie bdzie prowadzi mojej
restauracji! Dolara za godzin wicej. Ani centa ponad to. Ju
ja co wymyl, eby go wykurzy spod naszych drzwi razem
z t jego bud.
- Przygotuj ci na rano raporty kasowe.
- Przygotuj. Obmyl strategi ataku. Na razie z mu
ofert.
- Dobrze. Dobranoc, wuju Stantonie.
- Dobranoc.

Odoya suchawk i staa, gapic si na aparat.


- Jakie kopoty? - usyszaa. Odwrcia si i zobaczya w
progu Grady'ego.
- Kaza mi zaproponowa ci dolara za godzin wicej.
- Przykro mi. Musz wraca do swoich tamali.
- Spodziewaam si takiej odpowiedzi. No, to zamykamy
i idziemy do domu?
- Im prdzej, tym lepiej. - Otoczy j ramieniem i wyszli
razem do samochodu. Kiedy skrca z podjazdu na ulic,
pooya mu rk na ramieniu.
- Grady - powiedziaa - chc zobaczy, gdzie mieszkasz.

Rozdzia 9
Chyba nadesza pora - powiedzia Grady, zerkajc z ukosa
na Clarice. Zauwaya, e wyranie przygas, przygotowaa
si wic na najgorsze. - Clarice, musz ci co o sobie
powiedzie.
Skurczya si ze strachu na myl, e jego sytuacja jest
widocznie gorsza, ni sobie wyobraaa.
Czekaa, ale nic wicej nie powiedzia. Clarice te
milczaa, dajc mu szans, by wyzna jej wszystko " po
swojemu, wtedy, kiedy bdzie mia na to ochot. Zauwaya,
e wjechali tymczasem do eleganckiej dzielnicy. Minli j i
znaleli si w tej najlepszej, gdzie mieciy si same wspaniae
rezydencje. Grady skrci w Windemere West Condominiums,
ulic, przy ktrej stay niedawno wzniesione kamienice z
luksusowymi apartamentami.
Grady zaparkowa w garau i pomg jej wysi z wozu.
Weszli do krytego patio, ktre zdobiy gliniane donice ze
zotymi hibiscusami i czerwonym geranium. Otworzy drzwi i
przepuci j przodem.
- To twoje? - spytaa oszoomiona elegancj wntrza.
- Tak - odpar i przymruy oczy.
- Mylaam... - Nie dokoczya. Wodzia wok
wzrokiem, podziwiajc pikne dbowe szafki, owalny dbowy
st i krzesa, wysok, t lodwk - zamraark, kuchenk
mikrofalow stojc na kontuarze. - Mylaam... - Spojrzaa na
niego i zauwaya, e przyglda jej si z napiciem. Mylaam, e nie masz domu - wydusia wreszcie. Wyobraaam sobie, e mieszkasz pod mostem.
Wybuchn miechem.
- Pod mostem? - wycign do niej rce. Jego ciepe
donie spoczy na jej nagim ramieniu, a jeden palec wsun
si pod ramiczko letniej sukienki. - Powiedziaa to tak,
jakby doznaa lekkiego zawodu.

- Robie wszystko, eby wywrze na mnie takie


wraenie. Dlaczego?
Otoczy j ramionami. Staa sztywno, obserwujc w jego
oczach rozbawienie i co jeszcze, co nieokrelonego. Z jego
pierwszych sw zorientowaa si, e jest szczliwy i e
opado z niego jakie napicie.
- Chciaem, eby pokochaa mnie jako sprzedawc
tamali albo wcale - powiedzia agodnie. - Nie przyszo mi
nawet do gowy, e bdziesz za, kiedy si dowiesz, e nie
jestem takim zupenym ndzarzem.
- Nie bye ze mn szczery!
- Wiem, e nie byem, i przepraszam ci za to. Ale
chciaem, eby pokochaa mnie bez wzgldu na majtek.
Przygldaa mu si przez chwil.
- I pokochaam - powiedziaa, uwiadamiajc sobie, e jej
uczucie jest gbsze, ni to sama przed sob przyznawaa.
Obudzia si w niej teraz ciekawo. - Skd znasz Sama
Banksa?
- Pracowa kiedy u mnie - odpar Grady, ujmujc j za
rk. - Usidmy. Opowiem ci o sobie. Chcesz si czego
napi? Herbaty? Kawy?
- Moe szklank mroonej herbaty.
- Ju si robi. Nala dwie szklanki herbaty z dzbanka,
ktry wyj z lodwki. - Przejdmy do salonu. Oniemiaa na
moment na widok sofy i foteli obitych pikn, bladoniebiesk
skr, antykw, ktrymi
udekorowany by pokj, dostojnego, starego zegara i
olejnych obrazw na cianach. Grady opad na sof i
pocign j za sob.
- Co chcesz wiedzie?
- Wszystko. Dlaczego sprzedajesz tamale?
- Pozwl, e cofn si o kilka lat - powiedzia, wodzc
palcami nad jej kolanem. askotanie rozproszyo czciowo

jej uwag. - Ukoczyem politechnik. Gdy miaem


dwadziecia sze lat zaoyem wasn firm zajmujc si
wierceniami. Rozrosa si dziki boomowi naftowemu. Trzy
lata temu mj kuzyn Bart wyrazi ch pracowania ze mn i
wszed w interes. Jest dobry w kontaktach z ludmi; ja wol
prac w terenie. Interes kwit i firma si rozrastaa. Bart
wnis pewien kapita i zosta moim wsplnikiem. Cz akcji
odstpilimy mamie.
Bart jest czowiekiem agresywnym i po jakim czasie
postanowi przej firm. Z pocztku zaproponowa, e j ode
mnie wykupi, ale odmwiem i zaproponowaem, e to ja
wykupi jego udziay, by mg rozkrci wasny interes. Nie
zgodzi si, bo nie chcia wraca do biznesu na mniejsz skal.
Przez jaki czas trway midzy nami targi. Potem Bart
zdecydowa si dziaa za moimi plecami. Nakoni mam do
odsprzedania mu czci jej akcji i w ten sposb wszed w
posiadanie pakietu kontrolnego. I znowu prbowa mnie
wykupi.
- A twoja matka nie zorientowaa si, o co mu chodzi?
- Nie. Nigdy nie pracowaa i nie interesowaa si zbytnio
dziaalnoci naszego przedsibiorstwa.
- I sprzedae mu swoj firm?
- Nie. Na razie odsunito mnie tylko od udziau w
zarzdzaniu i wtedy wpad mi w oko ten stragan z tamalami.
Rozemiaa si i pokrcia gow.
- Z inyniera na sprzedawc tamali! Grady, przecie to
niedorzeczne!
- Zobaczyem ten stragan na wyprzeday i, nie
zastanawiajc si wiele, kupiem go. Siedziaem tu bezczynnie
dwa tygodnie i z kad minut czuem si coraz gorzej. Ten
stragan spad mi z nieba. To co wspaniaego. Ju ci mwiem,
e lubi gile i dby. Lubi ryzyko.

- A wic zamierzasz spdzi beztrosko reszt ycia przy


tamalach? - spytaa, starajc si, by w jej gosie nie brzmiao
rozczarowanie.
- Jeszcze nie wiem. Moe to tylko tymczasowe zajcie,
moe co na duej.
- Grady, to takie... niepewne. Nie masz adnych
wiadcze, emerytury, ubezpieczenia. Umiechn si.
- Praktyczna, ostrona Clarice. Jeli rozbuduj to do
pewnego poziomu, bdzie mnie sta ha to wszystko. Teraz
chc podj ryzyko i zamiast oglda si na zabezpieczenia
socjalne, sam by sobie szefem.
- Czas szybko mija, Grady, i nie mona go cofn powiedzia przeraona jego postaw oraz odkryciem, e
dzielca ich przepa jest gbsza, ni podejrzewaa. - Za trzy
lata wci jeszcze bdziesz stercza wrd ptaszkw i drzew i
niczego si nie dorobisz.
- Moe tak, moe nie - powiedzia spokojnie, ale wyczua
w jego tonie stanowczo. - Nie wiem, co bdzie za trzy lata.
Procesuj si z Bartem o firm...
- Co takiego?
- Procesuj si z nim. Nie rezygnuj bez walki. Ja
rozkrciem ten interes i naley mi si wicej, ni on zamierza
mi da.
- Procesujesz si z krewnym?
- Oho! Z tonu wnosz, e tego nie pochwalasz.
Patrzc na niego, uwiadomia sobie, jak mao go zna i jak
le go oceniaa.
- No c, jestem zbulwersowana - powiedziaa ostronie.
- Czym?
- To jakie niesmaczne. Ja nigdy nic cigaabym
krewnego po sdach - odpara, ale nie to gnbio j teraz
najbardziej. Grady czeka, sprbowaa wic wyrazi to, co
czua. - Nie jeste taki, jak mylaam. Jeste twardy i

ambitny... jeste przeciwiestwem mczyzny, za jakiego ci


dotd uwaaam.
- Niezupenie. Moe zmyli ci ten stragan z tamalami, ale
ja nadal jestem sob, Gradym O'Toole'em.
- Jak moesz procesowa si z krewnym?
- Nie zapominaj, e on zacz. Podstpem przej kontrol
nad moj firm - powiedzia Grady sztywno, cigajc
gniewnie brwi.
- Mimo wszystko jak moesz dochodzi swoich praw na
drodze sdowej? Ja bym tego nie potrafia.
- To by si okazao, gdyby znalaza si w mojej sytuacji.
Gra idzie o wysokie stawki,
- Waniejsze s wizy rodzinne.
- To sprawa midzy mn a moim kuzynem - mrukn,
przesuwajc palcami nad jej kolanem. - Czy ma nas porni?
- spyta lekko, a kiedy nie odpowiadaa, podnis na ni
wzrok.
- Nie rozumiem ci - odezwaa si wreszcie. - Nie
rozumiem, jak moesz podawa do sdu wasnego kuzyna.
Nie rozumiem, jak inynier moe kupowa stragan z
tamalami, zamiast podj prac w swoim zawodzie.
- Kiedy ju raz prowadzio si wasn firm, trudno
potem przestawi si na prac pod czyim kierownictwem. A
ten stragan z tamalami mia mi tylko pomc w zabiciu czasu.
Musiaem si czym zaj w oczekiwaniu na rozpraw. Kiedy
jednak zaczem handlowa, spodobao mi si.
Otoczy ramieniem tali dziewczyny i wcign j sobie na
kolana.
- Jedno wiem na pewno, wci jestem bardzo zakochany powiedzia. Pochyli si, eby j pocaowa. Jego gste rzsy
opady i zamkn oczy. Clarice zarzucia mu rce na szyj i
nadstawia usta do pocaunku, ale gdzie w gbi jej duszy
dokonywao si przewartociowywanie uczu, jakie do niego

ywia. Bulwersowao j i troch przeraao odkrycie, co


naprawd kryo si w Gradym za zason tego beztroskiego
czaru. Stopniowo jednak, w miar jak ca jej uwag
zaczynay absorbowa jego pieszczoty, a sodkie swka, ktre
wymrukiwa jej do ucha, podnosiy temperatur w pokoju, jej
obawy topniay. Byo ju po pierwszej nad ranem, kiedy
odwiz Clarice pod dom i poegna, caujc na dobranoc.
Wesza do sypialni. Na nowo analizowaa wszystko, czego si
dowiedziaa.
Przeszed j kolejny zimny dreszcz - stwierdzia, e ich
zwizek nie bdzie trway. Zdawaa sobie spraw, e Grady,
cho mwi o mioci, wiodc obecnie tak nieustabilizowany
tryb ycia, nie ma zamiaru, w nic si powanie angaowa.
Z tym przekonaniem wlizgna si do ka, ale jeszcze
przez godzin nie moga zmruy oka.
Jadc nazajutrz do pracy, z daleka dostrzega opoczcy na
wietrze transparent Gorce Tamale O'Toole'a Mniam!
Mniam!" Pod nim sta Grady - znowu w szortach - dranic
zmysy wystawionym na widok publiczny, wspaniaym
torsem. Ale kiedy pomacha jej z umiechem, odwzajemnia
mu si tym samym.
W drzwiach King's Crown zderzya si z nachmurzonym
Kentem.
- Uwaaj, siostrzyczko. Wrci. - Kto?
- Wuj Stanton. Piekli si, niezadowolony ze wszystkiego,
co zrobilimy.
- Jak to: niezadowolony? Przecie jest lepiej, ni byo.
- On tak nie uwaa.
- Theo! - rozleg si zrzdliwy gos i Kent a podskoczy.
- O rany! Idzie. - Kent znikn w kuchni w momencie,
kiedy zza rogu korytarza wyania si wuj Stanton w tym
samym co zawsze wywieconym ze staroci na okciach i
kolanach szarym garniturze.

- Gdzie ten Theo? Nieuchwytny jak wiatr w polu! Gdera wuj Stanton, kutykajc o lasce. Na nogach mia laczki
z wyciciami na palce, a czoo pod przylizanymi
kasztanowymi wosami przesaniaa gradowa chmura
niezadowolenia.
- Clarice! Ju dziesi po dziesitej. Sdziem, e
przychodzisz wczeniej.
- Zazwyczaj tak.
- Chod do mojego biura. Porozmawiamy sobie.
- Dobrze, wuju. - W biurze wuja Stantona unosia si
leciutka wo stchlizny. Wszdzie walay si sterty
papierzysk, pod cian staa oszklona szafka pena starych
ksiek, a nad zagraconym biurkiem wisia kalendarz z
zeszego roku.
Wuj Stanton usiad na obrotowym krzele, wycign nogi
i opar je na tekturowym pudle.
- Musimy omwi par spraw. Rachunek za owoce za
zeszy tydzie jest bardzo wysoki.
- Ceny owocw poszy w gr. Kupuj je tam, gdzie ty,
wuju.
- Jeli ceny owocw poszy tam w gr, to powinna
poszuka innego dostawcy. Zauwayem pewne zmiany w
menu.
- Wprowadziam kilka nowych pozycji. Wydaje mi si, e
chwyciy. Cuong ma niebyway talent do potraw z ryb.
- Bzdura. Wicej pozycji w jadospisie, to wiksze koszty
wasne. Przez lata bya tu wspaniaa smaalnia stekw i nikt
nie narzeka na brak urozmaicenia.
- Teraz, kiedy mamy zapewnione dostawy wieych ryb,
potrawy z nich robi si coraz bardziej popularne.
- Wiem o tym, ale im wicej pozycji w karcie, tym wicej
zawracania gowy w kuchni. Trzeba minimalizowa koszty.
Przejmuj bar.

- A co z wujem Theo? - spytaa wstrznita.


Ciemne oczy wuja Stantona przesuny si na stary obraz
wiszcy na cianie.
- Theo moe wraca tam, skd przyszed. Clarice
zmartwiaa.
- Ale mwie przecie, e jeli obroty wzrosn...
- Nie wzrosy wystarczajco i rachunki s wysokie.
Musz si odku. Id cikie czasy.
- Co innego nam obiecywae - powiedziaa, nie wierzc
wasnym uszom.
- Robi, co musz. Ciebie mianuj kierowniczk i moesz
pracowa tu dalej na dotychczasowych warunkach. Nie
wypac wam obiecanej premii, bo mamy za due wydatki i
obawiam si, e zmierzamy najkrtsz drog do bankructwa.
Suchaa tego z niedowierzaniem, oguszona tym, e
zama dane sowo.
- Kent te bdzie musia odej - cign wuj Stanton - ale
on i tak by odszed. Tydzie czy dwa wczeniej to bez
znaczenia.
- Zamiast mnie zatrzymaby lepiej wuja Thea powiedziaa. - Ja mog wrci do poprzedniej pracy.
- Nie ma mowy. Potrzebna mi adna dziewczyna do
sadzania goci, a barem sam si mog zaj.
- Obroty najbardziej wzrosy w barze - zauwaya. - O
osiem procent, a na sali tylko o pi. To dziki wujowi Theo.
Ludzie lubi z nim rozmawia.
- Co ty mi tu opowiadasz! Oni lubi rozmawia z
kadym. Ja teraz z nimi porozmawiam. Nie rozkrciem tej
restauracji przez lekcewaenie klientw. Teraz bierz si do
roboty, a jak interes bdzie szed, dam ci podwyk.
- Dobrze, wuju - bkna z przyzwyczajenia, martwic si
o wuja Theo. - Czy wuj Theo ju wie?

- Wie. Zreszt i tak zmienia prace jak rkawiczki. To


wymwienie spynie po nim jak po kaczce. Tylko w ten
sposb mog si utrzyma na powierzchni. Czy wiesz, ile
restauracji pado w zeszym miesicu?
- Nie, wuju.
- Siedem. Jak na jeden miesic, to bardzo duo.
- Tak, duo.
- Nie chc pj w ich lady i trzeba zacisn troch pasa,
eby zwiza koniec z kocem.
- Tak, wuju.
- No, to do roboty.
Opucia biuro wuja Stantona i wyruszya na
poszukiwanie wuja Theo. Znalaza go na parkingu.
- Wuju Theo! Wanie ci szukam.
- Jestem tutaj - odpowiedzia wesoy jak zawsze.
- Rozmawiaam wanie z wujem Stantonem i wiem
wszystko.
- Odchodz pod koniec tygodnia. - Tak mi przykro.
- Nie zawracaj sobie tym swojej piknej gwki. Ja si nie
przejmuj. Zawsze znajdzie si jaka praca - powiedzia
spokojnie. - Nowe dowiadczenia, nowi ludzie.
- Mwisz zupenie jak Grady. Bez ciebie nie bdzie tu ju
jak dawniej.
- Dam sobie rad, zobaczysz. Nie jestem wcale
zaskoczony. Stanton pozostanie zawsze Stantonem i kropka.
Wejdmy lepiej do rodka. Zaraz ludzie zaczn wali na
lunch.
Clarice po rozmowie z wujem Theo poczua si troch
lepiej, ale wieczorem pod pochmurnym spojrzeniem
Grady'ego, znowu popada w przygnbienie.
Sta w swoim salonie z rkami na biodrach i z wosami,
ktre nie zdyy jeszcze wyschn po popoudniowej kpieli.
Pod cienk bawenian koszulk rysowa si jego wspaniay

tors, ale uwag Clarice przycigno pene ognia spojrzenie


mczyzny.
- Twj wuj nie dotrzyma obietnicy?! - wycedzi przez
zacinite zby Grady.
- Powiedzia, e dla restauracji nadchodz cikie czasy i
w tej sytuacji nie moe sobie pozwoli na podwyki ani na
dalsze zatrudnianie wuja Theo.
- A co na to Theo?
- Przyj to spokojnie, jak to on. Wuj Theo, to
niepoprawny optymista.
- Przykra sprawa.
- My nie pjdziemy z ni do sdu - oznajmia stanowczo,
zakadajc nog na nog.
- Wci nie daje ci spokoju mj proces.
- Ja tego po prostu nie rozumiem.
- A ja nie rozumiem, jak wy troje moecie z umiechem
znosi tyrani wuja Stantona! - warkn Grady. - Zawar z
wami umow... obieca pewn gratyfikacj, jeli
doprowadzicie do zwikszenia obrotw. Zwikszylicie
obroty, a on wycofuje si ze swoich zobowiza. Pozwolicie
mu sob pomiata?
- Nie zapominaj, e to jego restauracja i moe w niej
robi, co zechce.
- Tak, ale umowa jest umow. Moglibycie chocia
zaprotestowa i przesta biernie na wszystko si godzi.
- Moe jestem bardziej podobna do wuja Theo, ni to
sobie uwiadamiam.
- Twj wuj Theo da sobie rad.
- Nie ma centa przy duszy. Nigdy nie oszczdza, bo
zawsze wszystko, co zarobi oddaje komu potrzebujcemu,
albo przeznacza to na jaki szczytny cel.
- Mimo to da sobie rad. Nie boi si adnej pracy.
Natomiast ty bdziesz si mczya z wujem Stantonem.

- Skd wiesz? - spytaa, chocia miaa na ten temat


podobne zdanie.
- To czowiek z klapkami na oczach, aosny sknera,
ktry bdzie ci wykorzystywa, dopki mu na to pozwolisz.
- Przesadzasz - powiedziaa, czujc, e wzbiera w niej
zo. - Ma te swoje dobre strony. Jest dobrym biznesmenem,
to musisz przyzna.
- Owszem. Z tym si zgodz. King's Crown to przyzwoita
restauracja. Twj wuj zna si na tym, ale zao si, e
potraktuje Cuonga lepiej ni ciebie, bo inaczej by go straci.
Zao si, e da mu podwyk.
- Nie sdz. Powiedzia, e musi zacisn pasa.
Grady usiad obok Clarice i pochyli si, opierajc okcie
na kolanach.
- Zao si z tob o sobotni kolacj, e Cuong wanie
dostaje podwyk.
- Przyjmuj zakad! - rzucia, porzdnie ju
rozzoszczona. - Ale cokolwiek robi wuj Stanton, nie
zamierzam podawa go do sdu. Jest moim krewnym.
- A wic albo si go boisz, albo...
- Albo co, Grady? - spytaa, nie rozumiejc, co si midzy
nimi dzieje. Poczua zimne tchnienie obawy, e ich
osobowoci s zbyt odmienne, by dao si je pogodzi. - Czy
dolar jest najwaniejszy? Jak taki proces wpywa na rodzin?
Czy nie dzieli jej na obozy?
Grady zaczerwieni si i sprawia wraenie poruszonego
Spojrza na ni z konsternacj. Ma racj z tym rozamem w
rodzinie - pomyla. Dostrzega go i stara si przymyka na to
oczy.
- Masz racj - przyzna, pocierajc doni o do. - Mama
bardzo to przeywa. Ciotka i wuj nie odzywaj si do mnie, a
do mamy odnosz si z chodn rezerw. Ale, do jasnej

cholery, nie oddam Bartowi firmy, ktr sam stworzyem,


tylko dlatego, e on tak chce.
Wsta, wcisn rce gboko w kieszenie i zacz
przechadza si tam i z powrotem po pokoju. Nie sysza,
kiedy do niego podesza, i z zaskoczeniem poczu, e Clarice
obejmuje go od tyu w pasie i przytula si do niego.
- Grady - powiedziaa tak cicho, e ledwie j usysza. Chodmy na spacer do parku, popatrzmy na gile i dby.
Odwrci si, czujc, e opuszcza go napicie. Przycign
dziewczyn do siebie i pocaowa.
- Dobry pomys - wyszepta, dotykajc wargami jej ust.
Szli przez park, podziwiajc paczce wierzby i kwitnce
krzewy rane, rozkoszujc si panujcym tu spokojem, ale
Clarice wyczuwaa, e Grady nadal jest spity i wiedziaa, e
wyrs midzy nimi mur, ktrego dotd nie byo.
Przez nastpny tydzie Clarice i Grady prbowali unika
draliwych tematw, ale to wcale nie poprawiao midzy nimi
stosunkw.
Wuj Theo odszed z restauracji, a Kent wrci do pracy w
Hamburger Heaven. Jedna z kelnerek sama zoya
wymwienie, a na jej miejsce nie przyjto nikogo. Wuj
Stanton skada na barki Clarice coraz wicej obowizkw, co
zocio Grady'ego, chocia nie mwi jej tego wprost.
Pewnego dnia wuj Stanton wysa dziewczyn, by co mu
zaatwia. Jechaa South Boulevard w kierunku giedy
produktw rolnych. Czteropasmow drog szybkiego ruchu
pdziy potoki samochodw. Na skrzyowaniu Clarice miaa
zielone wiato i wjechaa na nie z fal pojazdw. Spojrzaa od
niechcenia na pusty placyk na poudniowo - wschodnim
naroniku skrzyowania i stwierdzia, e nie jest ju pusty.
Sta tam biay stragan, a przy nim krzta si niski mczyzna
zajty przewracaniem tamali. Przed straganem czeka klient
Mczyzna mia schylon gow, twarz zasaniao ma wielkie

meksykaskie sombrera Obok straganu opota na wietrze


transparent z napisem Gorce Tamale O'Toole'a, Mniam!
Mniam!"
Clarice, minwszy placyk, staraa si jeszcze rzuci okiem
na kramik, zerkajc we wsteczne lusterko, ale ruch by zbyt
duy, by moga co zobaczy. Wiedziaa, e to nie Grady
sprzedaje tu tamale, bo kiedy odjedaa spod restauracji tkwi
tam przy swoim straganie. Nic jej nie mwi, e rozkrca
interes. Ciekawe, ile wzkw rozstawi ju w caym miecie.
Zaatwia zakupy, po ktre wysa j wuj Stanton, i ruszya
z powrotem do King's Crown. Kiedy zbliaa si do
ruchliwego skrzyowania, znowu zapalio si zielone wiato,
wic chocia chciaa si zatrzyma i dobrze przyjrze
straganowi, nic z tego nie wyszo. Zdoaa tylko zerkn nieco
w lewo i wtedy doznaa szoku. Gorce tamale O'Toole'a
sprzedawa wuj Theo.

Rozdzia 10
O, nie! - jkna i ciskajc mocno kierownic,
przyspieszya. Kiedy skrcaa w podjazd, Grady'ego otacza
tumek klientw, ktrzy wysiedli z kilku zaparkowanych w
cieniu drzewa samochodw. Wesza do restauracji, zoya
zakupy i rachunki w kuchni, a potem pomaszerowaa
podjazdem w kierunku straganu, przy ktrym uwija si w
pocie czoa Grady. By bez koszuli, na gowie mia sombrero,
a na nogach sanday. Na ten widok zo jej troch przesza.
Odczekaa, a przy straganie si przerzedzi, i podesza bliej.
- Grady.
Odwrci si i umiech rozjani mu oczy.
- O, przysza na tamala?
- Nie.
- Nie? Co si stao?
- Jak nakonie wuja Theo do sprzedawania tamali?
- Zaproponowaem mu prac i zgodzi si. To najlepsze
zajcie pod socem. Nie sdzisz, e to jego sprawa? Jest
dorosy i sam o sobie decyduje.
- Zgodzi si, bo myli, e w ten sposb ci pomoe. On
potrzebuje pracy, ktra zapewni mu zabezpieczenie na staro.
W jego wieku...
- Robi to, bo chce to robi. Sama go zapytaj.
- Sprzedawca tamali! To odraajce.
- Ja te nim jestem - zauway chodno Grady.
- W tym nie ma adnej przyszoci. Wzruszy ramionami.
- Ja nie narzekam. Zaczem na pocztku lata, a ju mam
trzy stragany w rnych punktach miasta.
- Naprawd? - spytaa zaskoczona.
- Naprawd.
Patrzya na niego z mieszanymi uczuciami. Podszed do
niej i opar si rk o pie drzewa, pod ktrym staa. I nagle
istnia dla niej tylko Grady. Wiedziaa, co to znaczy dotyka

go, by przytulan do jego piersi, i znowu zapragna znale


si w jego ramionach. Przesuna palcami po muskularnym
ramieniu.
- Twoje ciao strasznie mnie rozprasza.
- Dzikuj, nawzajem. adnie pachniesz - powiedzia,
wcigajc powietrze w puca. - Zjedz ze mn tamala. Jada
ju lunch?
- Nie, chyba nie - odpowiedziaa niepewnie. Grady
spojrza na jej usta, a Clarice zaparo dech w piersiach i
zamkna oczy. Przysun si jeszcze bliej, pochyli i
pocaowa j. Zadraa z podania, jednak po chwili
otworzya oczy i odsuna si od niego.
- Czy to, co jest midzy nami, to tylko pocig fizyczny? spytaa.
- Nie sdz - odpar. Otoczy ramieniem jej tali i znowu
pocaowa. Zatrbi samochd i Clarice oderwaa si od
Grady'ego.
- Chyba musz wraca do pracy. Zblia si poudnie.
- Przesta, Clarice, odpocznij troch - powiedzia z
umiechem. - I tak pracujesz za troje. Siadaj i pozwl, e
poczstuj ci tamalem.
Ulega. Usiada na ziemi, podcigajc pod siebie nogi.
Grady naoy parujce tamale na dwie tekturowe tacki i
wrczy jej jedn wraz z plastikowym widelczykiem. Potem
nala do dwch jednorazowych kubkw zimn lemoniad i
usiad naprzeciw dziewczyny.
Clarice odgryza kawaek gorcego tamala i przymkna
oczy, rozkoszujc si jego smakiem.
- Pyszne - powiedziaa z uznaniem.
- Dzikuj. Niele wychodz na tym straganie. Jest
skromny, ale to dopiero pocztek.
- Nie rozumiem, jak z takiego straganu moesz
utrzymywa swj apartament.

- Szczerze mwic, nie mog. Jestem pod kresk, ale


interes kwitnie i tylko to si liczy. Spojrzaa mu w oczy i
wyczytaa z nich, e mwi powanie.
- A tak kwitnie, e zdecydowae si zrezygnowa z
kariery inyniera?
- Lubi wyzwania. Wydaje mi si, e mog to pocign.
Szukam budynku w dobrym punkcie. Takiego, w ktrym
czynsz byby do przyjcia. Wiem, e pod kresk bd jeszcze
przez jaki czas.
- Och, Grady, to przecie loteria! - wykrzykna. Kochaa
go, a jednoczenie nienawidzia za jego skor do ryzyka
natur.
- Wszystko ju sobie wykalkulowaem. Ten interes
rozkrca si z tygodnia na tydzie. Chciabym otworzy ma
restauracyjk i stworzy sie straganw w caym miecie. Umiechn si i pooy do na karku Clarice. - Lubi
rozmawia z tob o moich planach. A jakie s twoje, Clarice?
Zamierzasz zosta w tej restauracji?
- Lubi bezpieczn prac, porzdek i rutyn. Nie
zdobyabym si na ryzyko, ktre ty podejmujesz. - Jej wzrok
przesun si z korony dbu na Grady'ego. - Bardzo si
rnimy.
- I dziki Bogu! - wykrzykn. - Nie zakochabym si
przecie we wasnym sobowtrze. Rozemiaa si.
- Moe zdoasz zrealizowa swoje plany.
- Ale tak naprawd, nie wierzysz w to, Clarice?
- Nigdy nie lubiam ryzyka, co nie znaczy, e z gry
zakadam, e ci si nie powiedzie. Umiechn si i Clarice
wiedziaa, e jest zadowolony, ale poczua lk. Grady
podejmowa ryzykowne przedsiwzicie, ktre moe nie
pozostawi dla niej miejsca w jego yciu.
- Co znaczy ta powaga? - spyta.

Ju miaa to powiedzie, ale w por powstrzymaa si z


wypowiedzeniem tej uwagi. Nie chciaa wymusza
jakichkolwiek zobowiza. Umiechna si tylko i zachowaa
wtpliwoci dla siebie.
- Nie rozumiem, jak moesz ryzykowa utrat swoich
oszczdnoci, majc do wyboru prac, ktra daje wiksze
poczucie bezpieczestwa. - Wygadzia sukienk. - Musz ju
wraca. Jeszcze wuj Stanton mnie tu zobaczy.
- Tak. By tu wczoraj z kolejn ofert wykupienia mnie.
- To nie jest jedyne miejsce w miecie.
- Zastanawiam si, czy nie przyj jego propozycji.
- Naprawd?
- Jest bardzo korzystna.
Bya zaskoczona, syszc, e po caym tym wykadzie o
zaciskaniu pasa i cikich czasach wuj Stanton zaproponowa
Grady'emu co lukratywnego.
- O co chodzi? - spyta Grady, widzc jej min. - Nie
chcesz, ebym przyj t ofert?
- Och, nie! Sam wiesz, co dla ciebie najlepsze. Dziwi si
tylko, bo wuj Stanton rozprawia wci o tym, e nadchodz
cikie czasy i e trzeba si liczy z kadym groszem.
- Twj wuj zamierza oszczdza tylko tam, gdzie nie
szkodzi to jego interesom. Na swojej restauracji zarabia
cikie pienidze i dobrze o tym wiesz.
- To stary problem, Grady - powiedziaa, wstajc i
otrzepujc sukienk z trawy.
- Aha, jeste mi winna kolacj - powiedzia Grady,
rwnie wstajc. - W zeszym tygodniu Cuong dosta
podwyk.
- Niemoliwe! - doznaa lekkiego szoku przyprawionego
gniewem.

- Moliwe, moliwe. Rozmawiam z nim od czasu do


czasu. Cuongowi bardzo zasmakoway moje tamale. Kupuje je
ode mnie, kiedy wychodzi z pracy.
- Wielkie nieba! - wykrzykna. - To jeden z najlepszych
kucharzy w miecie. W restauracji moe je, co zechce.
- Wuj nie kae wam paci za to, co tam zjecie?
- Owszem, gdyby tego nie robi, personel przejadby mu
cae zyski.
- No tak - powiedzia Grady z nutk cynizmu.
- Nie podoba ci si nic, co robi wuj Stanton!
- Nie podoba mi si, e wykorzystuje swoj rodzin i
pracownikw. Mgby da wam rabat.
- Grady, nie naleysz do tych, ktrzy powinni zabiera
gos na temat stosunkw w rodzinie! - wytkna mu Clarice. Lepiej ju sobie pjd.
Odprowadzi j wzrokiem. Przy kadym kroku sukienka
dziewczyny napinaa si na biodrach prowokacyjnie, a
rozpuszczone czarne wosy koysay si midzy opatkami.
Chcia, eby wrcia, chcia sucha jej miechu, pragn j
tuli do siebie. Zdawa sobie jednak spraw, e jego sowa
musiay j zrani. Sam te czu si troch uraony.
- Na ten weekend przyjedaj z Tulsy moi staruszkowie i
chciaabym ci im przedstawi - powiedziaa Clarice, kiedy
wieczorem usiedli naprzeciwko siebie przy stoliku we
woskiej restauracji. - Planuj wyda rodzinn kolacj w
pitek wieczorem.
- O rany! - Odoy widelec na talerzyk. - Zupenie
zapomniaem. Mama chce ci pozna i zamierzaa zaprosi
nas oboje na ten weekend. Pozwl, e rozszerz to zaproszenie
na twoj rodzin.
- Za duo nas jest. Moe raczej ty przyprowadzisz swoj
matk? Zadzwoni do niej i zaprosz j.

- Nie, miejsca starczy dla wszystkich. Czy wuj Stanton


te jest zaproszony?
- Nie zostawi restauracji. Ju z nim o tym rozmawiaam.
- Ja porozmawiam z Theo i Kentem - zaoferowa si
Grady i spojrza na ni dziwnie. - Mog ci ju powiedzie dorzuci po chwili - Kent te pracuje u mnie.
- No nie! Grady, czy zamierzasz zatrudni wszystkich
czonkw mojej rodziny do prowadzenia swoich straganw z
tamalami?
- No c, skoro szukaj pracy, nie widz powodu, dla
ktrego miabym nie wyj im naprzeciw. Patrzya na niego
skonsternowana.
- Kiedy Kent pracuje? Chyba nie opuszcza szkoy?
- Nic z tych rzeczy. Po szkole oraz w soboty i niedziele.
Odprya si i rozemiaa.
- Poddaj si! Tylko patrze, jak i mnie zaproponujesz
sprzedawanie tamali. Umiechn si i oczy mu si
roziskrzyy.
- W kadej chwili. Sama podsuna mi t myl. Ju ja
wykombinuj dla ciebie odpowiedni etat - powiedzia, a jego
libido krcio piruety. - Dajmy na to, wabik na klientw.
Gdyby ubraa si w bikini...
- Nie wygupiaj si! - prychna i rozemiaa si.
- Jak to przyjemnie, kiedy si w czym zgadzamy. A
jeszcze przyjemniej, kiedy humor ci dopisuje. - Wycign
rk nad stolikiem i dotkn jej policzka. - Chodmy do mnie.
Skina gow i wstaa.
Na
rodzinn
kolacj
Clarice
woya
now,
ciemnoniebiesk sukienk, wosy zwina w kok, a w uszy
wpia mae, zote kolczyki, ktre dzwoniy cichutko przy
kadym ruchu. Chocia tumaczya sobie, e to mieszne,
miaa trem przed przedstawieniem ukochanego rodzicom.

Trema znikna jednak bez ladu, kiedy otworzya drzwi i


zobaczya Grady'ego w progu.
Mia na sobie granatowy garnitur, bia koszul, ciemny
krawat i by najprzystojniejszym mczyzn, jakiego w yciu
widziaa.
- Cze - wyszepta. - S twoi staruszkowie?
- Nie. Czekaj u wuja Theo. Powiedziaam, e po nich
przyjedziemy. Ja wezm swj samochd, a ty swj.
- Zmiecimy si wszyscy do mojego - powiedzia,
podchodzc bliej. - Wspaniale wygldasz. Wolabym zosta
tutaj.
W duchu przyznaa mu racj, ale czekao przecie na nich
pi osb.
- Grady, powinnimy ju tam by.
- Mmm, Clarice. - Pochyli si, eby pocaowa j w
szyj, za uchem, w policzek i musiaa odwrci gow, by
poszuka ustami jego ust.
Rce Grady'ego zsuny si na biodra Clarice, przycign
j do siebie, a ona przez chwil skonna bya ulec jego
pieszczotom. Zreflektowaa si jednak.
- Grady, przesta.
- Dlaczego? - wyszepta, wsuwajc do za dekolt jej
sukienki. Zamkna oczy, usiujc zachowa rozsdek.
- Grady, musimy ju i.
- Za chwileczk - wymrucza i ta chwileczka rozcigna
si w kwadrans.
- Och! Nie, Grady - zaprotestowaa w kocu Clarice. Teraz ju na pewno nie zdymy. Umiechn si i przesun
palcem po jej szyi.
- Warto byo. Wiesz, na co mam ochot?
- Nie chc wiedzie. Nie czas na to. miejc si,
przycign j do siebie.
- A skd wiesz, co mam na myli?

Wyrwaa mu si z obj i wygadzia na sobie sukienk.


Zerkna w lustro i zauwaya, e ma zarowione policzki.
Grady stan za dziewczyn i przytuli j do siebie.
- Nawet sobie nie wyobraasz - wyszepta, pochylajc si,
by pocaowa j w kark - co mi zrobia tamtego dnia, kiedy
ziemia obsuna si do korytarza i upadem na ciebie.
- Nie musz sobie wyobraa - odpara bez tchu. - Ja to
wiem. Byam tam, pamitasz? Przytuli j do siebie z caych
si, jakby chcia j tak tuli wiecznie, ale gdzie w gbi duszy
czaio si
ze przeczucie, ktrego nie potrafi zwalczy.
Zajechali pod dom matki Grady'ego. By to dwupitrowy
budynek z cegy w starszej czci miasta. Grady pomg
Clarice wysi z samochodu.
- Och! Jak tu adnie - westchna, rozgldajc si po
maym podwrku ocienionym dbami. - Nasz dom by
skromniejszy. Mama i tata s bardzo praktycznymi ludmi.
adnych fanaberii.
- Pewna skonno do fanaberii jednak drzemie w twojej
rodzinie. Theo ma jej a za wiele. Rozemiaa si.
- Wiem, ale ostrzegam ci, moi rodzice nie odznaczaj si
zbytnim poczuciem humoru.
- W przeciwiestwie do ciebie i Kenta.
- O tak, Kent jest bardziej podobny do wuja Theo ni do
taty. Mam nadziej, e spodobam si twojej matce.
- Pokocha ci. Jest taka zaenowana moim tamalowym
interesem, e prawie si do mnie nie przyznaje.
- Naprawd?
- Dziwi ci to?
- Tak. Wyobraaam sobie, e z charakteru jest podobna
do ciebie.
- O nie. Sama zobaczysz. Ja wrodziem si w ojca.

W tym momencie drzwi si uchyliy. Stana w nich niska,


pulchna kobieta o ciemnych wosach i ciemnych oczach. Jej
podobiestwo do syna ujawnio si dopiero wtedy, kiedy si
umiechna ciepo i przyjanie. Clarice od razu poczua
wielk ulg.
- Wejdcie - powiedziaa pani O'Toole.
- Mamo, to jest Clarice Jenkins. Clarice, to moja matka,
Harriet.
- Mio mi pani pozna, pani O'Toole.
Pani O'Toole rozemiaa si i ucisna do Clarice.
- Mw mi Harriet. Grady opowiada mi o tobie. Nie
przesadza, jeli chodzi o twoj urod. Grady, poka Clarice
dom, a ja skocz si przygotowywa.
- Dobrze, mamo - powiedzia Grady i otoczy Clarice
ramieniem.
Kent zabra si z nimi, a Theo z rodzicami Clarice. W
restauracji Grady poprosi o miejsce w alkowie. Posadzono ich
przy okrgym stole przykrytym biaym, lnianym obrusem, na
ktrym stay mosine lichtarze z czerwonymi wiecami. W
tle rozbrzmieway dyskretne tony fortepianu.
Grady ucisn pod stoem do Clarice, a ona przesuna
wzrokiem po obecnych. Szopa kasztanowych wosw i
rumiane policzki Theo kontrastoway silnie z jego statecznym,
czarnym jak smoa garniturem. Siedzia midzy Kentem a
Harriet O'Toole i zabawia t ostatni rozmow. Kent by
uczesany inaczej ni dotychczas, z przedziakiem po rodku, i
ubrany, jak nigdy, w bia koszul oraz ciemne spodnie.
Wzrok Clarice przesun si dalej, spocz na ojcu, ktry
delektowa si kieliszkiem wina. Okulary bez oprawki zsuny
mu si na czubek nosa. Jego pociga, ascetyczna twarz nie
przypominaa w niczym pucoowatej fizjonomii Theo.
Podobne mieli tylko oczy. Zauwaya, e ojciec woy swj
dziewicioletni brzowy garnitur, a spojrzawszy na matk

stwierdzia, e jej sukienka ma mniej wicej tyle samo lat, co


garnitur ojca. Westchna na myl, jak dobran stanowi par.
Przypominali jej dwie powki jednego licia. Ju wiedziaa,
skd u niej ta starowiecko.
- Czym si pan zajmuje zawodowo? - zwrci si ojciec
Clarice do Grady'ego, kiedy na st wjechay warzywne saatki
na chodnych, krysztaowych talerzykach.
Clarice nie bya pewna, czy tak jej si tylko wydaje, czy
muzyka naprawd przycicha, a uwaga wszystkich skupia si
na Gradym.
- Jest inynierem - odpowiedziaa za syna Harriet
O'Toole, umiechajc si szeroko.
- Naprawd? W jakiej firmie pan pracuje?
Clarice przygotowaa si na to, co miao teraz nastpi, i
czekaa na odpowied Grady'ego.
- No, w tej chwili...
- Prowadzi wasn firm, O'Toole Drilling, Incorporated odpowiedziaa za niego matka, a Grady umiechn si do
niej.
- Nie to...
Grady urwa, bo w tym momencie pojawi si kelner z
tac, zmit byskawicznie ze stou talerzyki z saatkami i
postawi przed kadym z biesiadnikw zamwione danie.
Clarice spucia wzrok na parujc zocist pier kurczcia w
wianuszku ryu posypanego pocit drobno fasolk
szparagow, ale mylami pozostaa gdzie indziej.
Zastanawiaa si, kiedy w rozmowie wypynie znowu kwestia
zajcia Grady'ego. Nie musiaa dugo czeka.
- No i jak ci si pracuje w King's Crown, Theo? - zwrci
si ojciec do wuja.
- O, ju tam nie pracuj. Stanton mnie zwolni.
- Nie wiedziaem. - Ojciec zmarszczy czoo. - To co teraz
robisz? Clarice zamkna oczy.

- Sprzedaj gorce tamale - odpar beztrosko Theo.


- O Boe! Te mi co. Nie lepiej byo wrci do tej
kwiaciarni?
- Nie. Mnie to odpowiada. Jestem przez cay czas na
powietrzu i poznaj ciekawych ludzi.
- Gorce tamale!
- Ja te nimi handluj, tato - wtrci si Kent.
- Na mio bosk, Kent! I ty?!
- W tym miejscu powinienem chyba wyjani, e nie
pracuj ju jako inynier - odezwa si Grady. - Zajmuj si
teraz handlem i rozmawia pan z moimi dwoma pracownikami.
Teraz oczy zamkna matka Grady'ego. Grady umiechn
si do rodzicw Clarice, ktrzy gapili si na niego oniemiali.
Ojciec cign brwi.
- Przerzuci si pan z wierce na tamale?
- Tak, prosz pana. I jestem bardzo zadowolony.
- Czy to nie pan jest tym facetem, ktrego Stanton... ojciec nie dokoczy, ale Clarice potrafia sobie wyobrazi,
jak miao brzmie to zdanie. Prawdopodobnie w rozmowach z
ojcem wuj Stanton pomstowa nieraz na Grady'ego i jego
stragan.
- To sytuacja przejciowa - odezwaa si pogodnie pani
O'Toole.
- Nie, mamo, tak ju moe zosta - powiedzia Grady z
takim czarem, e Clarice miaa ochot pogrozi mu pici.
- Co ty wygadujesz? - achna si pani O'Toole, a
dziewczyna stracia ju wszelk nadziej, e rozmowa zejdzie
na bezpieczniejsze tory.
- By moe pocign to dalej, niezalenie od tego, jak
zakoczy si caa ta awantura z firm wiertnicz.
- Ale, Grady! - W okrzyku pani O'Toole byo tyle
rozpaczy, e nie ulegao wtpliwoci, co czuje.

- To naprawd bardzo wdziczne zajcie, pani O'Toole odezwa si wuj Theo. - Poznaem ju bardzo ciekawych
ludzi. Czy spotkaa pani kiedy kogo, kto wywar na pani
niezatarte wraenie?
- No, owszem.
- Kogo? - spyta z umiechem wuj Theo.
Zacza bka co o kim, kogo poznaa w parku
Yellowstone, a wuj Theo sucha jej z uwag.
- Ogldae w niedziel mecz Kowbojw, tato? - spyta
ojca Kent.
- Tak, ten ostatni touchdown by problematyczny stwierdzi ojciec i mczyni skierowali dyskusj na pik
non. Ale Clarice rejestrowaa ukradkowe spojrzenia, jakimi
jej rodzice obrzucali podczas posiku Grady'ego.
Po rozwiezieniu wszystkich do domw, Grady zaprosi
Clarice do siebie.
- Podobaj mi si twoi staruszkowie - powiedzia cicho,
przekrcajc klucz w zamku i popychajc drzwi. W salonie
palia si nocna lampka, a do korytarza przesczao si
stamtd przytumione wiato. Grady rozluni krawat,
umiechn si do Clarice, a potem zamkn drzwi.
- Mio mi to sysze - powiedziaa. - A mnie podoba si
twoja matka. Jest przemia.
- Wydaje mi si, e przypadli sobie z Theo do gustu. Ale
Theo przypada do gustu kady. - Otoczy j ramieniem i
poprowadzi do kuchni. - Chod, przygotuj co zimnego do
picia. Nasuchasz si chyba od rodzicw o zwizku ze
sprzedawc tamali.
- By moe. Ale dawno ju dali mi woln rk w
ukadaniu sobie ycia.
- Mama jest tob oczarowana. Jeste w jej typie.
- Grady, zaczynam si czu, jak tysicletnia staruszka,
kanciasta, jak twj stragan z tamalami.

- Ja tego nie powiedziaem. - Wyj z lodwki piwo i


butelk coli, zamkn nog drzwiczki, odwrci si, eby
poszuka w szufladzie otwieracza. Clarice podesza od tyu,
pooya mu rce na udach i przytulia si do niego, a potem
wspia na palce i pocaowaa w kark.
- Kanciasta, co?
- Obawiam si, e tak. Jak mj stragan z tamalami wymrucza czule, odwrci lekko gow, a ona pocaowaa go
w ucho.
- Starowiecka? - wyszeptaa, muskajc jzykiem ucho
Grady'ego i gadzc domi jego biodra.
- Tak samo starowiecka, jak wstki we wosach i
somkowe kapelusze - mrukn, oddychajc teraz szybciej.
Otara si o niego biodrem. Westchn spazmatycznie,
odwrci si i wzi j w ramiona.
- Jak dobrze - wyszepta, patrzc na ni zachannie. Jego
donie zsuny si na poladki dziewczyny. Schyli gow,
szukajc jej ust. Zadraa z podania i odrzucia wszelkie
wtpliwoci i zastrzeenia.
Ale kiedy kochali si, Clarice miotay emocje graniczce z
desperacj. Nie chciaa utraci Grady'ego.

Rozdzia 11
Dwa dni pniej wuj Stanton wezwa Clarice do swojego
biura. Wtedy wyoniy si problemy innego rodzaju. - Eileen
odchodzi - powiedzia. - Przejmiesz jej sekcj stolikw.
- Dobrze, wuju. Kiedy wypadaj mi dyury?
- Wszystko jest rozpisane w grafiku wywieszonym w
kuchni. - Zdj marynark szar jak skra rekina i podwin
rkawy biaej koszuli. - Pozbywamy si wreszcie tej budy z
tamalami.
- Naprawd?
- Tak. Byem zmuszony wykupi tego czowieka, ale
teren jest teraz mj i nie stanie ju na nim adna odrapana
garkuchnia. Syszaem, e si z nim spotykasz?
- Tak - przyznaa, przetrawiajc nowin, ktr przed
chwil usyszaa. Grady zwija interes. Nie bdzie ju straganu
z tamalami kilka krokw od wejcia.
- Tracisz czas z gociem o mentalnoci Cygana. On i
Theo s ulepieni z tej samej gliny.
- Moe s do siebie troch podobni, ale nie we
wszystkim. On procesuje si ze swoim kuzynem o firm,
ktrej s wspwacicielami.
- Nie opowiadaj. Co to za firma?
- Przedsibiorstwo wiertnicze. Grady O'Toole jest
inynierem. Wuj Stanton podnis oczy znad papierw
walajcych si po biurku.
- Inynier i pichci tamale? To jaki dziwak. Istny dziwak.
Posuchaj mojej rady, Clarice i trzymaj si od niego z daleka.
- Wydaje mi si, e mamie i tacie si spodoba.
- No wiesz, ja patrz na niego z bardziej praktycznego
punktu widzenia. Moe to i przystojny mczyzna, ale trzymaj
si od niego z daleka. Najwaniejsze w yciu jest
bezpieczestwo.
- Wiem, wuju.

- Zamknij za sob drzwi, jak bdziesz wychodzia.


- Dobrze, wuju - powiedziaa i wysza. Przestudiowawszy
wywieszony w kuchni grafik dyurw, stwierdzia z
konsternacj, e jej tydzie pracy wyduy si o kilka godzin.
Zdenerwowana,
nie
pukajc,
wmaszerowaa
zdecydowanym krokiem z powrotem do biura wuja Stantona.
Ten zmierzy j niechtnym spojrzeniem.
- Wanie obejrzaam grafik - powiedziaa. - Czy
zapacisz mi za nadgodziny?
- Oczywicie, e nie. Jeste kierowniczk i pobierasz sta
pensj.
- Ale mam pracowa osiem godzin wicej tygodniowo.
Czy wiesz, ile godzin na tydzie wypada mi teraz w sumie?
- Chcesz do czego doj czy nic? Posuchaj, moda
damo. Kiedy zaczynaem, pracowaem po osiemdziesit
godzin na tydzie.
- Pracowae na swoim. A wic nie dostan podwyki?
- Z czasem, jeli si sprawdzisz. Pracujesz tu niecae dwa
miesice. Nie, teraz nic ci nie doo. Poza tym, nie mog
faworyzowa krewnych.
- Cuongowi podwyszye niedawno stawk.
- Cuong jest szefem kuchni. To filar restauracji i jeden z
najlepszych kucharzy w miecie. No i pracuje u mnie dwa
lata. Nie dosta podwyki po dwch miesicach.
Wuj Stanton pochyli gow nad papierami i Clarice
wiedziaa, e to koniec rozmowy. Wrcia do pracy, ale,
korzystajc z popoudniowej przerwy, wsiada w samochd i
podjechaa do najbliszej budki telefonicznej.
Wykrcia numer gabinetu doktora McClellana i poprosia
go do aparatu. Po dziesiciu minutach bya ju z powrotem w
King's Crown, by zoy wymwienie.

- Wracam do poprzedniej pracy w gabinecie


stomatologicznym - owiadczya. Wuj Stanton popatrzy na
ni beznamitnie.
- Jeli taka twoja wola - powiedzia chodno. Nagle w
Clarice obudzio si podejrzenie, e od pocztku chcia si jej
pozby.
- Popracuj tu jeszcze dwa tygodnie, eby da ci czas na
znalezienie kogo na moje miejsce.
- Nie musisz, Clarice. Margo przejmie twoje obowizki.
- Zapacisz jej jeszcze mniej ni mnie - zauwaya,
uwiadamiajc sobie, e wuj tak czy inaczej wyjdzie na swoje.
- Ona nie ma takiego dowiadczenia, a poza tym nie
naley do rodziny. Tumic zo, Clarice sprbowaa ustali
strategi dziaania wuja.
- Jak dugo mam jeszcze zosta?
- Jak ci wygodniej.
- A wic popracuj do koca tygodnia.
- wietnie, Clarice. Jeli bdziesz chciaa wrci, daj mi
tylko zna. Przykro mi, e odchodzisz - dorzuci. Clarice
zorientowaa si, e Stanton czeka tylko na to, a opuci jego
biuro, eby zagbi si znowu w swoich ksigach.
- Tak, wuju. - Bya za i sfrustrowana.
Wieczorem, kiedy siedzieli z Gradym przy stole i jedli
kolacj, nastrj pogorszy si jej jeszcze bardziej.
- Po prostu zoya wymwienie? Nie prbowaa
protestowa? - dopytywa si Grady.
- Nie, to i tak by nic nie dao - odpara, poprawiajc si na
krzele.
- Pozwolia mu wej sobie na gow. Ten sam bd
popenili Theo i Kent.
- Podczas gdy ty cigasz swoich krewnych z siekier.
Zaczerwieni si i patrzyli sobie przez chwil w oczy.

- Zejdmy na bezpieczniejszy temat - powiedzia,


przerywajc milczenie.
- Zgoda. O czym moemy bezpiecznie rozmawia?
- Kiedy zaczynasz prac u tego dentysty?
- W poniedziaek rano.
- Bdziesz tam zarabiaa tyle samo, co w restauracji?
- Nie. Tyle nie wycign. Nie wydaje mi si, eby to by
bezpieczny temat, Grady. Moe ju nie mamy bezpiecznych
tematw.
Oczy mu pociemniay, jakby poczu si dotknity jej
uwag.
- Syszaa o tym mczynie, ktry co rod zatrzymuje
si przy straganie Theo, eby z nim pogawdzi? - spyta po
chwili.
- Chyba nie. Dawno nie widziaam si z wujem Theo.
Grady umiechn si.
- Ten czowiek bra kiedy udzia w ekspedycji szukajcej
dowodw na istnienie potwora z Loch Ness. Nawiasem
mwic, bezskutecznie. Theo jest nim zachwycony.
- Uwaaj, bo moesz straci pracownika - zauwaya ze
miechem. - Zawsze mnie zastanawiao, dlaczego wuj Theo
nigdy nie podruje, ale z czasem zrozumiaam, e jego
fascynuj ludzie, nie miejsca. Dokd si przenosisz, Grady?
Wuj Stanton powiedzia mi, e sprzedae mu swoj parcel.
- Wydzierawiem inny plac - odpar zdawkowo i zmieni
temat.
- Chciabym ci co pokaza - powiedzia, kiedy znaleli
si w jego samochodzie.
- Umieram z ciekawoci - skamaa, nienawidzc muru,
ktry znowu midzy nimi wyrasta. - Czytaam w gazecie o
waszym procesie.

- A, tak. Miaem nadziej, e to nie trafi na amy prasy.


Prbujemy zawrze ugod. A tak nawiasem mwic, mama
prosi, ebymy znowu do niej wpadli.
- W kadej chwili.
Grady skrci na pusty parking przed szeregiem
cigncych si wzdu ruchliwej arterii pawilonw
handlowych z czerwonej cegy. Zatrzyma wz i pomg
Clarice wysi. Zaintrygowana, ruszya za nim przez
chodnik. Zatrzyma si przed witryn pustego pawilonu i
wygrzeba z kieszeni dinsw klucz. Otworzy drzwi i dopiero
teraz spojrza na ni.
- Wejd do przyszego lokalu O'Toole'a. - Skoni si z
gracj.
- To bdzie twoja restauracja? - Tak.
Wesza do dugiego, pustego pomieszczenia. Na cianie
naprzeciwko drzwi pona niebiesko - biaym blaskiem
pojedyncza wietlwka. Clarice rozejrzaa si oszoomiona.
- Wspaniale!
- Naprawd tak mylisz?
- Tak. To dlatego nic mi nie powiedziae o tym, e
sprzedae wujowi Stantonowi swoj parcel.
- Zgadza si. Chciaem ci zrobi niespodziank.
- Tak, ale gdzie tu jest kuchnia?
- Przebuduj wntrze. Jutro przychodzi ekipa. Pomoesz
mi przy dekoracji?
- Naturalnie. Nie spodziewaam si, e to bdzie tak
wygldao. Tu jest wspaniale. Umiechn si. Wida byo, e
jest zadowolony. Wzi j za rk.
- Chod - powiedzia tonem, z ktrego zaczo przebija
podniecenie. - Tutaj stawiam nisk ciank dziaow. Za ni
bdzie kuchnia. Tu stanie lada do wydawania da i kasa. Chc
to urzdzi tak, eby klienci widzieli, jak robimy tamale.
Powinno zosta miejsce na jakie dziewi stolikw.

Dziewczyna rozgldaa si po prostoktnym wntrzu.


- Gdyby rodek salki przeznaczy na jakie siedem
stolikw, a pod t cian ustawi loe, to byoby wicej
miejsc.
- Rzeczywicie! Masz racj. - Ucisn j. - Wiedziaem,
e warto ci tu przywie. Spojrzaa na niego z umiechem.
Pocaowa j lekko, a potem ca uwag znowu skierowa na
swoj restauracj.
- Co lepiej brzmi: Tamale O'Toole'a" czy Cafe
O'Toole'a"?
- Wol jednak Tamale O'Toole'a". Skd wzie tyle
pienidzy? Mwie przecie, e jeste pod kresk.
- Zainwestowaem w to wszystkie moje oszczdnoci powiedzia powaniejc.
- Och, Grady! To wielkie ryzyko!
- Sdz, e wyjd na swoje.
- A jeli nie? Grady, ciarki mnie przechodz na myl,
czym ryzykujesz! Czas, pienidze, oszczdnoci wielu lat. I to
wszystko dla tamali?
- Dobrze si sprzedaj. Utrafiem w gusta klientw. Nie
zamierzam stercze przez reszt ycia na rogu ulicy. Co do
tego jestemy chyba zgodni? Widz w tym szans, tak jak j
widziaem, zakadajc firm wiertnicz.
- Ale to zupenie co innego!
- Chyba znowu zbaczamy na niebezpieczny temat powiedzia, pochmurniejc. - Chodmy std. Prowadzi
samochd w milczeniu i Clarice czua, e znowu otwiera si
midzy nimi przepa. Kiedy stanli przed drzwiami jej
mieszkania, chwycia go za rk.
- Co si z nami dzieje, Grady?
- Ty nazwaaby to chyba niezgodnoci temperamentw
- powiedzia chodno. Bardzo j to zabolao. Niespodziewanie
wzi j w ramiona i pocaowa z pasj. - Zadzwoni -

powiedzia, po czym zbieg po schodach. Miaa przeczucie, e


to ich ostatnie poegnanie.
Z upywem dni Clarice przekonywaa si, e przeczucie
jej nie mylio. Grady nie zadzwoni, wszystko wskazywao na
to, e w ich stosunkach nastpi impas. Wrcia do
poprzedniej pracy. Staraa si zapomnie o Gradym. Z
upywem czasu przekonywaa si jednak, e nie jest to wcale
takie proste. Czua si nieswojo. Ku wasnemu zaskoczeniu
stwierdzaa, e odbieranie telefonw, wystukiwanie na
maszynie rachunkw za zabiegi stomatologiczne i
prowadzenie rejestracji pacjentw wcale jej nie uszczliwia.
Czua si tym znuona. Tsknia za prac w King's Crown i
coraz czciej przyapywaa si na wspomnieniach, albo
wybieganiu myl w przyszo, ktra wcale nie rysowaa si
rowo.
W kocu postanowia przeanalizowa dogbnie swj
pogld na ycie. Stopniowo, krok po kroku, zacza si
zmienia. Pewnego dnia, pod koniec sierpnia, podja
heroiczn decyzj. Zamknwszy gabinet pojechaa do King's
Crown. Skrcajc na podjazd, zauwaya, e na rogu nie ma
ju straganu z tamalami. Doznaa przypywu nostalgii za
wesoymi oczami Grady'ego, za jego wspaniaym torsem.
Zacisna zby, wygadzia doni brzow spdnic i
wmaszerowaa zdecydowanym krokiem do restauracji.
Wuj Stanton, ubrany w swj nieodczny garnitur w
barwie rekiniej skry, rozmawia w kuchni z Cuongiem.
Przywitali si obaj z Clarice, a Cuongowi ciemne oczy a
zabysy z zadowolenia. Po krtkiej pogawdce na lune
tematy, Clarice zebraa si na odwag.
- Wuju Stantonie, czy mogabym z tob porozmawia w
cztery oczy?
- Oczywicie. Zaraz wracam, Cuong. Ustalimy menu na
niedziel. - Ruszy przodem do swojego gabinetu, gdzie usiad

za biurkiem i utkwi wzrok w dziewczynie. - We sobie


krzeso, Clarice.
- Dzikuj.
- Jak ci leci u tego dentysty?
- Troch nudno w porwnaniu z prac tutaj.
- Tak? To moe chcesz wrci?
- Nie, ale chc ci powiedzie, e wedug mnie nie
postpie fair z wujem Theo, Kentem i mn. Obiecae nam
co i nie dotrzymae sowa. To nieadnie z twojej strony, bez
wzgldu na to, czy jestemy rodzin, czy nie. Umowa to
umowa.
Przez chwil patrzy na ni zaskoczony, a potem
zmarszczy czoo.
- Widzisz, Clarice, musz dba, eby interes si krci i
nie mog sobie pozwoli na ekstrawagancje... Pochylia si w
przd i grzmotna torebk o blat biurka.
- Ekstrawagancje, mwisz!? Postpie w stosunku do nas
nieuczciwie. Syszae kiedy o Ebenezerze Scrooge'u?
- Nie porwnuj mnie ze Scrooge'em, moja panno!
- Oszukae nas, wuju Stantonie! Zamruga powiekami,
wybauszy na ni oczy.
- Posuchaj, no...
- Nie, to ty posuchaj! - Wstaa i pochylia si nad
biurkiem. - To byo wistwo. Kent i ja jako sobie
poradzilimy, ale potraktowa tak wasnego brata! Czeka ci
staro w samotnoci, chyba e towarzystwa dotrzyma ci twj
personel. - Odwrcia si na picie i wysza.
- Clarice! Clarice!
Zatrzymaa si w korytarzu. Wuj Stanton dogoni j i opar
si o cian. By blady.
- Wracaj i usid, prosz.

Wesza z powrotem do biura i zamkna za sob drzwi.


Wuj Stanton usiad. Wpatrywa si w jaki punkt za jej
plecami.
- Moe nie potraktowaem ci waciwie...
- Tu nie chodzi tylko o mnie.
- Wiem, wiem. - Zacisn usta, a Clarice odniosa
wraenie, e wuj toczy ze sob jak wewntrzn walk. Prawd mwic, to od kiedy odesza, nastpi zastj w
interesie - mrukn wreszcie. - Chcesz wrci do pracy?
- Tak, jeli zapewnisz mi czterdziestogodzinny tydzie
pracy, bdziesz wypaca pi procent z zyskw i dasz
podwyk, ktr obiecae.
Wlepi w ni ciemne oczy.
- Zadzwoni do ciebie jutro - burkn w kocu.
- Przyjmiesz z powrotem wuja Theo, jeli ten wyrazi na to
ochot.
- Co to, to nie...
- Co to, to tak, albo moesz nie dzwoni - powiedziaa
stanowczo, po czym wysza z biura.
W sobot rano, kiedy miasto spowijaa mga, byo
ddycie i chodno, zadzwoni telefon. Odebraa go,
przekonana, e to wuj Stanton, ale usyszaa w suchawce gos
wuja Theo.
- Obudziem ci, Clarice?
- Nie, ju nie spaam.
- Przezibiem si.
- Przykro mi. Mog w czym pomc?
- Jeli mam by szczery, to moesz. Dlatego wanie
dzwoni.
- Moe przywie ci sok pomaraczowy i zrobi
niadanie?

- Nie, dziecko. Czy mogaby mnie dzisiaj zastpi przy


moich tamalach? Kent zabiera towar z lokalu i jest z nim u
mnie o wp do jedenastej. Pokae ci, co i jak.
Clarice ze zdumieniem wpatrywaa si w telefon.
- Wuju Theo, ja si zupenie na tym nie znam...
- Tylko dzisiaj. - Zakasa, a kiedy si znowu odezwa,
gos mia sabszy. - Tylko dzisiaj. Dzisiaj mam otwarte od
dziesitej do dziewitnastej. Jutro krcej, tylko od wp do
jedenastej do osiemnastej trzydzieci, ale o jutro bd si
martwi pniej.
- No dobrze, wuju Theo - westchna. - Ale nie licz na
rekordowy utarg.
- Jeste anioem.
- Wuju Theo, co sycha u Grady'ego?
- U Grady'ego? Wszystko w porzdku. Cze, Clarice. W suchawce trzasno. Nie dowiedziaa si wiele o Gradym.
Oczyma wyobrani widziaa go na randce z jak
seksown, pikn kobiet, ktra potrafi go kocha, nie
zwaajc na jego niepraktyczn, ryzykanck natur.
Clarice westchna, odrzucia kodr, ubraa si w dinsy i
sweter i wysza sprzedawa gorce tamale O'Toole'a.
Do dwunastej przejanio si: niebo zrobio si czyste i
intensywnie bkitne, powietrze rzekie, licie cudownie
mieniy si wszystkimi odcieniami ci i purpury. Tak
przynajmniej wydawao si Clarice, kiedy sprzedawaa
kolejn porcj szeciu tamali. Rozumiaa ju Grady'ego i bya
gotowa zaryzykowa dla niego swoj przyszo, byle tylko
mie go u swego boku.
Tej nocy Clarice prawie nie zmruya oka. Wstaa
wczenie z przekonaniem, e pogoda spiskuje przeciwko niej.
By przepikny wrzeniowy dzie, ciepy i pogodny.
- Grady, kocham ci - wyszeptaa do swego odbicia w
azienkowym lustrze, kiedy ubieraa si, eby wyj do pracy.

Otworzya stragan, a Kent dostarczy transport gotowych


tamali i rozwin transparent z napisem Gorce Tamale
O'Toole'a. Mniam! Mniam!" .
Pierwszego tamala sprzedaa o dwunastej trzydzieci, a
potem zacz wali tum klientw. Kiedy obsugiwaa dwch
nastolatkw w dinsach i bawenianych koszulkach,
dostrzega nadjedajcego ulic czarnego lincolna. Serce
podskoczyo jej do garda. To by Grady.

Rozdzia 12
Grady. Clarice przyja od wyrostkw naleno, wydaa
im reszt i usyszaa pisk opon. Zawyy klaksony, kto w
ostatniej chwili omin Grady'ego, inny wz zahamowa kilka
centymetrw od tylnego zderzaka jego samochodu. Pomachaa
z umiechem rk. Pojazdy na jezdni zwalniay i trbiy
zawzicie, a serce Clarice walio jak motem.
- Poprosz dwa tamale.
Spucia wzrok, ujrzaa piegowat buzi, wielkie brzowe
oczy oraz brudn rczk ciskajc gar monet.
- Su panu. Dwa tamale, ju si robi - powiedziaa, nie
zwracajc uwagi na ryczce klaksony i pisk opon. - Pooya
dwa tamale na tekturowej tacce i owina je aluminiow foli,
eby duej trzymay ciepo.
- Prosz bardzo - wrczya zawinitko malcowi. Wpadnij tu jeszcze.
- Dobrze, pszepani! - Zmarszczy nos. - Lubi tamale.
- Ciesz si. - Nachylia si nad nim.
- adnie pani pachnie.
- Dzikuj. Jak masz na imi?
- Chuck. A pani?
- Clarice - odpowiedzia za ni gboki mski gos i kiedy
podniosa wzrok, ujrzaa przed sob Grady'ego. Serce
przestao jej bi. Wyprostowaa si i spojrzaa znowu na
malca.
- To prawda, mam na imi Clarice - powiedziaa.
Chuck umiechn si, pomacha jej rk i pobieg do
czekajcego samochodu, a ona odwrcia si do Grady'ego.
By ubrany w beow koszul i dinsy, schud troch, ale
wyglda wspaniale. Tak wspaniale, e zapragna rzuci mu
si na szyj i przytuli mocno.
- Cze - powiedzia cicho i jego wzrok przesun si po
jej skpym stroju. - Co ty, u licha, tu robisz?

- Grady, tak mi ci brakowao!


Co si zmienio w wyrazie jego twarzy. Oczy mu
pociemniay, jak zawsze, kiedy ogarniaa go namitno. - O
Boe, Clarice! Rzucia si w jego ramiona i wtulia w niego z
paczem.
- Grady, jaka ja byam gupia! Masz ju kogo?
- Clarice?! Kocham ci. Tak si myliem...
- To nie ty. To ja! - wykrzykna. - W kocu zdaam sobie
spraw, co usiujesz mi powiedzie. Powinnam bya...
- Och, jeste mi potrzebna. Wycofaem spraw z sdu.
Mj tamalowy interes idzie lepiej, ni si spodziewaem. W
kocu uwiadomiem sobie, e miaa racj.
- Nie miaam! Ty j miae. Poszam i wygarnam
wujowi Stantonowi, co o nim myl. Dawno powinnam bya
to zrobi.
Wyprostowa si, ujmujc jej twarz w swoje donie. Oczy
mu si miay.
- Clarice! Moja sodka, droga, starowiecka Clarice wyrzuci z siebie, a potem znowu si pochyli i na kilka minut
zapado milczenie. - Soneczko - mrukn, unoszc znowu
gow. - Zamykamy ten stragan i jedziemy do domu.
- A tamale...
- Zapomnij o nich - powiedzia. - Tak jak ja zapomn o
sprawie, o zaatwienie ktrej w tej okolicy prosi mnie Theo.
Powiedzia mi, e potem zrozumiem, o co chodzi, no i wanie
zrozumiaem. - Obj j w talii. - Nawet sobie nie wyobraasz,
przez co przeszedem, ale nie spodziewaem si, e jeszcze
mnie zechcesz.
- Grady, nie wyobraam ju sobie ycia bez ciebie!
Zatrzyma si i ten moment wry si Clarice w pami na
zawsze. Grady sta przed ni na tle dbw, ktrych licie
szeleciy poruszane lekkim wiatrem. Ulic cigny sznury
samochodw, ale ona ich nie widziaa. Czua delikatny zapach

wody po goleniu Grady'ego. Mylaa, jak bardzo go kocha i e


kocha go bdzie zawsze, bez wzgldu na jego ryzykanck
natur.
- Grady, jak ja ci kocham! - powiedziaa i wycigna do
niego rce. Schwyci jej do i pocign do stojcego przy
krawniku samochodu.
- Jedziemy. I jeszcze jedno, soneczko. Nie zamierzasz
chyba sta na rogu przy straganie i pichci tamale. Moja
restauracja potrzebuje szefa.
Otworzy drzwiczki i Clarice wlizna si do samochodu.
Grady zaparkowa w garau w podziemiach budynku, w
ktrym mieszka i nie puci jej rki, dopki nie zamkny si
za nimi drzwi jego mieszkania. Wtedy przycign
dziewczyn do siebie. Wtulajc si w niego, wyczua, jak jest
podniecony.
- Grady, nie miaam racji.
- Wanie, e miaa. Od kiedy wycofaem spraw z sdu,
poprawiy si stosunki w rodzinie. Teraz wszyscy zwrcili si
przeciwko Bartowi. O Boe, gdyby ty wiedziaa, przez co
przeszedem! - Unis jej brod i spojrza na ni oczyma
penymi szmaragdowego ognia. - Wyjdziesz za mnie?
- Mylaam, e ju nigdy mnie o to nie zapytasz!
Zachichota i. pochyli si, eby pocaowa j w szyj.
- Tyle w tobie seksu. A ja, gupi, uwaaem ci za
starowieck. Och, kochanie, jeste cudowna! Nie spotkaem
jeszcze tak podniecajcej kobiety.
- Grady - wyszeptaa bez tchu. - We mnie.
Jego libido poddao si zadowolone, a jego gos rozsdku
zgrzytn po raz ostatni i poczy z libido swe siy, by
wyszepta: Potrzebujesz jej!"
- Nie od dzi! - mrukn i obj j czule.
- Co nie od dzi? - spytaa, odchylajc gow i
spogldajc na niego.

- Och, ju nic, kochana - powiedzia. - Moje libido ci


potrzebuje.
- Twoje libido! - krzykna i oczy jej si roziskrzyy. Grady, jakie to podniecajce! Potrzebuje mnie libido! Rozemiaa si i ucisna go. - Kocham ci! Kocham twoje
libido!
- A mj gos rozsdku, soneczko? - spyta zgryliwie.
Rozemiaa si znowu i przesuna doni po jego udzie,
wyczuwajc pod palcami gstw krtkich, mikkich woskw.
- Och, Grady, twj gos rozsdku te kocham!
Gos rozsdku i libido plsay wesoo, radujc si ze
zgody, jaka wreszcie midzy nimi zapanowaa. Clarice
umiechna si i, zaciskajc mocno powieki, wtulia si w
Grady'ego.
- Grady, kocham...

Вам также может понравиться