Вы находитесь на странице: 1из 5

EL GRECO

TYMON TERLECKI

El Greco: Krajobraz z Toledo, 1597;


The Metropolitan Museum of Art, New York.

Odwiedzi mnie we nie. Nachyli si nad ciemn wod jeszcze ciemniejszym cieniem.
- Jestem Domenico Theotocopoulos - zwany El Greco - powiedzia nerwowo. - Maluj
obraz "mier i pogrzeb ludzkoci." Chc aby mi pozowa.

- Abym ci pozowa? Do czego? Do czego? - zapytaem z dna ciemnej pocieli.

- Do jednego z tych, ktrzy czuwaj u miertelnego wzgowia.

- Ja nie czuwam. Ja pi.

- pisz! pisz! - El Greco zachwia nade mn rkami ekspresyjnymi jak gazie oliwek. -
pisz, kiedy koczy si wiat?

- wiat koczy si cigle, umiera bezustannie jak ja. Umiera w nie ycia - broniem si
przeciw cieniom jego rk wyduanym przez wod.

- Jeste lepy jak kret. Na Toledo nadciga burza. Zimne byskawice kraj marmurowe
niebo. Rozpadlina Tagu zgubia dno. W murach Alkazaru puszcza odwieczne spoiwo. W
spoiwie rozprzgaj si ziarna piasku. W ziarnach piasku atomy wyskoczyy z wieczystych
orbit. Syszysz ryk wody leccej na olep? Syszysz przeraliwy syk rozpadajcej si materii?
Syszysz eksplozj wszechwiata?

- Nic nie sysz. To jest przywidzenie. Pavor nocturnus. Ja pi. Mdl si i pij. pij take.

El Greco jeszcze gwatowniej powia koczynami o zlunionych przegubach. W wodzie snu


cienie tego ruchu spltay si jak gazie na wietrze.

- Patrz na mj obraz. Czowiek podpala wiat. Czowiek zabija siebie. Czowiek zabija
Boga.

- Blunisz, El Greco. Nie mona zabi Boga, jeli sam tego nie chce.

- Mwisz jak mj przyjaciel z Salamanki Don Diego de Covarrubias. Ten uczony mu je,
trawi, czyta Averroesa i zaraz zapomina co przeczyta. A ja mieszkam na skraju przepaci i
widz wszystko. Widz wiat na wskro jak niebarwione szko.

- Spadnij, spadnij - chciaem kupi spokj. - Jest do miejsca na dnie sennej rzeki.
- Mwisz jak Dona Geronima, matka mojego syna - olica Balaama nie troszczy si o nic
poza posaniem i zastaw na stole. Jeden proboszcz z Santo Tome mnie pojmuje. Spowiadam
si u niego co dzie, bo nie zawsze daje mi rozgrzeszenie. A ty czemu bronisz si
nawiedzeniu przez wit trwog?

- pi. Jestem jak mumia z otwartymi oczami, jak kto, kto nie zwierajc powiek, spada w
otcha. Patrz we nie na rozkad mojego ciaa.

- Ludzko rozkada si jak cierwo na lipcowym socu. wiat wybucha jak zapalony
iskr nabj. Ja to maluj. Chc aby ta katastrofa bya ciaem twojego ciaa, czujnoci twego
czuwania.

- Dla duszy ciao jest katastrof, a przecie dusza moe si zbawi tylko przez ciao.

- I przez ciao moe by potpiona, skazana na ogie bez koloru, bez pocztku, koca i
granic. Potpienie idzie na ziemi, ogie idzie na ziemi.

- Powiedziane jest w Pimie: - rzekem bezwolnie - i bdzie trwaa ziemia pki bd


wracay wschody i odchodziy zachody.

- Odbieram ci t pociech. To nie soce i gwiazdy i ksiyc wiec tej ziemi ale twoje i
moje oczy. Ziemia istnieje przez twj sen i moje bezsenne czuwanie wrd palcych cieni i
kolorw zimnych jak zorza borealna. Gdy zgasn wiata renic, nie bdzie ziemi.

Poczuem nagle lekko pchajc z dou ku powierzchni, podobn lekkoci pcherza


wypenionego powietrzem.

- Daj mi spa - powiedziaem proszco. - Daj mi spa. Nie m byskawicami wody, ktra
mnie ogarnia jak macica pd. Pozwl mi si nie lka.

- Teraz mnie prosisz - krzykn namitnie El Greco. - A jeszcze przed chwil szydzie ze
mnie jak Dona Geronima i Don Diego.

- Klska jest pewna. Zbudzenie w mierci jest nieodwoalnie zapisane w Ksidze Anioa.
Pozwl mi spa. Czego chcesz ode mnie?

- Chc aby widzia to co widz na tym obrazie, co maluj w przeraeniu i rozpaczy.


- Wiem, pamitam. "Zimne byskawice kraj marmurowe niebo. Rozpadlina Tagu zgubia
dno. W murach Alkazaru..."

- Powtarzasz jak papuga, mwisz to jak pacierz - zawoa z furi El Greco.

- Czeg wicej chcesz, jeli wiem, jeli pamitam.

- Chc, eby to si stao ciaem twego ciaa. eby si zbudzi, eby pad w popochu na
kolana, unurza czoo w prochu ziemi i pozowa mi do obrazu, ktry si spenia nieuchronnie.

- Chcesz, ebym umar przed mierci. A moe to ty ulegasz zudzeniom. Moe ciebie
zwodzi strach. Moe to ty jeste niecierpliwy.

- Moe, moe, moe.

- Prorokowa nie jest najwaniejsze. Najwaniejsze jest trwa we nie. Jest y. Od czasu,
kiedy ci pogrzebano w Santo Tome...

- To nieprawda - przerwa El Greco. - Nigdy mnie tam nie pogrzebano.

- Od czasu kiedy ci tam miano pochowa, na dugo przedtem i dugo potem, wielu ulegao
panice wyobrani, pokusie prorokowania. Wielu sypao w oczy rcym miaem ruin. Na
ruinach drzewa siej si same, wrd drzew rosn nowe mury. To co jest, nie jest gorsze, nie
jest lepsze ni byo. Tak bdzie zawsze. ycie jest kryzysem. Kultura jest nieustannym
kryzysem. Nie ma nic prcz kryzysu.

- Zaczynasz mwi mulim gosem, chrzka jak mu z Salamanki - natrzsa si El Greco.

Oczy mu teraz fosforycznie pony. Od tych pomieni mnoyy si ponce plamy na


powierzchni i z kadej opada ciki sup sigajcy a do dna.

- Trwajmy we nie - powiedziaem pokornie. - Czuj ow na oczach, czuj ow na sercu.


Na nogach, na rkach. Opadam na dno, opadam na dno. O, senne posanie, oe godowe...

Gdy dotknem dna, ponce supy zgasy. El Greco by znowu tylko cieniem, wysokim
drzewem chwiejcym si nad wod we wszystkie strony.
- Bdziesz przeklty za nieczuo, za lenistwo serca, za lepot oczu - smaga wod
biczami cieni.

- Daj mi spa. Moe si ju nie zbudz. Moe zbudz si inni do innego wiata. Do
przemienionych ludzi.

Jake nierozumna jest twoja pociecha.

- To nie pociecha. To wanie rozpacz. Pragn, aby ni ocali si twj obraz. Daj mi spa.
Daj mi spa.

El Greco zamierzy si gwatownie, e noc wesza w noc: jednym ruchem zdar ptno i
ciemn zason, ktra mnie okrywaa.

Zbudziem si z krzykiem. Za oknami kbia si gorca, ruda, bezksztatna mga - jak po


dopenieniu si kosmicznej apokalipsy.

Wiadomoci 34/334, 24 sierpnia 1952

Copyright 1997-1999 Zwoje

Вам также может понравиться