Вы находитесь на странице: 1из 542

Bodoc Liliana

Saga o Rubieach

Tom 2

Po odparciu najedcw mieszkacy yznych Ziem


odetchnli. Lecz nie na dugo. Poraki nie osabiaj
Nienawici. Przeciwnie po kadej z nich podnosi si i
ryczy z furi na cztery strony wiata. Wkrtce do
wybrzey kontynentu przybija kolejna flota Misaianesa.
Bez mioci nie ma czowieka

Juan Farias

Dlatego dedykuj t ksik Jorgemu, Galileo i Rominie


Te sowa wczeniej byy pamici, a jeszcze wczeniej
zdarzeniami. Sowa, ktrych nikt nie potrafi wymwi,
niepami, zdarzenia utracone na zawsze, gdyby nie powicenie
kobiety o imieniu Nakin.
Klan Puchacza zleci jej misj: miaa przechowa dla
czowieka dzieje tak odlege, e byy staroytnoci ju wtedy,
gdy trway. Nakin posuchaa i zasiada przed witymi
kodeksami.
Ani na moment nie zamykajc oczu, powtarzaa to samo przez
wiele dni, wiele lat. Nie interesowao jej nic prcz tych sw.
Potem jednak poja, e nie wystarczy zawzicie zapamitywa
identycznych sekwencji. Zrozumiaa, e pami si mczy,
podajc po linii prostej, i zamienia jej tras na ukowat
ciek, bo kolisty ksztat lepiej suy wspomnieniom.
Kiedy i to nie wystarczyo, Nakin poszukaa wsparcia w
muzyce. Ta bowiem swym ogromem przewysza potg pustyni
czy horyzontu.
Wci jednak dochodziy nowe imiona, nowe liczby.
Zmczenie narastao.
Oszoomiona, przemieniona w chaos bezsensownych plotek,
zacza kreli w pamici rysunki. Flaga
oznacza dwudziestk, pl flagi dziesitk. Czterysta to piro,
osiem tysicy - tratwa. W ten sposb Nakfn z Klanu Puchacza
utrwalaa epoki i lata; zapisywaa wszystkie liczby z przeszoci.
Ale nawet tego byo za mao. Nie mogc pomieci w sobie
wicej, sina z wysiku Nakfn poprosia o pomoc kolory i im
zawierzya. Czer i czerwie dla mdroci, bkit dla godnoci,
dla kobiecych wdzikw.
W kocu Nakfn z Klanu Puchacza dotara do kresu si.
Zamkna oczy, przykrya domi znaki w kodeksach i wypucia
przez uchylone usta kade z przechowywanych wspomnie,
ajajc si bezlitonie, e jest saba i jej dusza przelka si
wyzwania.
Otworzya oczy, by zapaka, i zy objawiy jej prawd:
pami moe przetrwa jedynie wtedy, gdy si j wskrzesza.
Kiedy byam kobiet o imieniu Nakfn. Potem przeoeni
polecili mi sta si pamici, a ja zaakceptowaam ten los.
Pocztkowo przez wiele dni, wiele lat powtarzaam to samo. Nie
interesowao mnie nic prcz tych sw. Gdy to nie wystarczyo,
zaczam piewa, bo muzyka swym ogromem przewysza
potg pustyni czy horyzontu.
Wci jednak dochodziy nowe imiona, nowe liczby, a ja
byam coraz bardziej zmczona... Tyle liczb, tyle imion, tyle
zmczenia. Zaczam kreli w pamici rysunki. Czterysta to
piro, osiem tysicy - tratwa.
Pniej poprosiam o pomoc kolory i zawierzyam im.
W kocu runam w otcha zmczenia. Gdy otworzyam
oczy, by zapaka, zy objawiy mi prawd: pami trzeba
wskrzesi. Tylko w ten sposb moe ona przetrwa i przemierzy
czas".
Prosimy ci, Nakfn, zapiewaj! Wskrze pami! Tratwa na
tratwie, piro na bkicie! Nie przestawaj piewa, ebymy nie
zapomnieli.
piewam bkitem - odpowiada ona. - piewam poow flagi
w czerwieni i czerni. Nie mog ju zrobi nic oprcz
wskrzeszania i wypiewywania kolorw! Ju wicej nie mog..."
CZ PIERWSZA
GDY ZASZO SOCE

Nadciga suchy wiatr. Kraj Soca pozna go dopiero po


wojnie, gdy susza przestaa odchodzi.
- Susza zgubia gdzie nogi, ssiedzie. Dlatego nie moe nas
opuci.
- I jeszcze ten okropny wiatr.
- Nigdy nie byo gorzej.
Rozmwcy tsknili za czasami, w ktrym uginali si pod
batem Hoh-Quiu.
- Nigdy gorzej.
Krtko przed nadejciem wiatru upa stawa si nie do
zniesienia, a w powietrzu gromadzi si py. Ludzie pracujcy na
zewntrz uciekali w poszukiwaniu schronienia i nikt ich nie
zatrzymywa, bo stranicy rwnie biegli do kryjwek.
Wszyscy wiedzieli, e gorcy wiatr z pnocy powoduje
pkanie skry i ropiejce bble na ustach. Niektrzy zapewniali
nawet, e poszczeglne porywy niczym ogniste wiry potrafi
wypala wszelkie ycie, jakie znajdzie si na ich drodze.
Ludzie i zwierzta zmieniaj si w kupki popiou" - mwili.
Nie mona ich pochowa, bo rozsypuj si w rkach" -
dodawali.
Przechodzili nad tym do porzdku dziennego nie z
obojtnoci, lecz dlatego, e umarli istotnie zmieniali si w kupki
popiou, ktre najbliszy wiatr unosi na kraniec wiata.
Ksicy paac mia zamknite, zasonite grubymi
draperiami okna. Dwie mode kobiety moczyy chustki i
przykryway nimi niemal nagie ciao Molitzmosa. Mimo
czstych zmian woda szybko stawaa si ciepa i brudna, wic
ksi nie odczuwa wielkiej ulgi.
- Zapiewaj! - rozkaza jednej z posugaczek. Kobieta otara
piach z ust i rozpocza litani rwnie
pospn jak ten wieczr w nawiedzonym przez suchy wiatr
Miecie Soca.
Nieco pniej Molitzmos zapad w pozorn drzemk na
zlanych potem przecieradach. W rzeczywistoci skoncentrowa
si na dobiegajcych z zewntrz odgosach, starajc si
wychwyci ten, ktry nazywa dzwonkiem wiatru". Nazwa go
tak, bo dwik przychodzi i odchodzi, narasta i sab razem z
trb powietrzn. By to odgos uderze koci czaszki Hoh-Quiu
o wczni, na ktrej bya zatknita.
- Dzwo, dzwoneczku, dzwo - mamrota.
Tym razem czerep jak na zo milcza. Zaniepokojony tym
Molitzmos uwolni si od mokrych chust, obwiza w pasie
kilkoma przecieradami i zacz nerwowo chodzi po komnacie.
Nie mg duej znie tego wiatru - a jednak musia. Czeka,
pijc i mamroczc, a wreszcie poczu, e wiatr sabnie.
Pospiesznie zdar z okna draperi. Chmura piachu bya tak gsta,
e nie dostrzeg nawet wau przed gwn bram.
- Opadaj! - krzykn, lecz piach nie rozpozna jego gosu.
Czekajc, a z chaosu ziarenek wyoni si wiat, ksi
uderza pici w cian.
- Zamknij si! - rozkaza piewajcej.
Dopiero wtedy dziewczyna przestaa zawodzi. Gdyby
Molitzmos zapomnia cofn rozkaz, piewaaby nawet przez
sen.
Kiedy piach wrci! na ziemi, potwierdziy si podejrzenia
ksicia. Wcznia, ktra przez cay rok dzierya czaszk
Hoh-Quiu, znikna.
Ubra si byle jak i wyszed na poszukiwanie syde-retyckich
wodzw, by im o tym powiedzie. Kradziey musiano dokona
niedawno. By moe wysanie oddziaw, by przeszukay
najblisze otoczenie paacu, ujawnioby tego, kto zabra czaszk,
wykorzystujc atak wiatru. Niestety, apel Molitzmosa nie
doczeka si odzewu, a jego upr jedynie rozeli Sy der etykw,
ktrych nie obchodzio zaginicie jakiej kupy koci.
Denerwowa ich duszny upa i nie pragnli niczego z wyjtkiem
wykpania si w stawie, by zapomnie o przekltym wietrze.
Molitzmos jednak wiedzia swoje. Zna potg koci.
Kamienne ulice bardzo powoli wypeniay si ludmi.
Mczyni zdali do swoich zaj - do kopania, pakowania,
mielenia. Kobiety zwoziy do paacu mk, ktrej nie wolno im
byo, jak kiedy, urabia o poranku w swoich wiejskich domach,
by nastpnie na rozgrzanych kamieniach piec chleb powszedni.
Dzieci Soca maszeroway w szeregach do wskich sztolni,
powizane za kostki powrozami. Byy malutkie i nie potrafiy
zrozumie, e bl siga poza dzisiejszy dzie. Czekay, a matki
wrc z plantacji kukurydzy i zbudz je ze snu o tym, e nikt ich
nie kocha. Niebo yznych Ziem szo z nimi. Schodzio pod
ziemi
przywizane do tej samej liny, kostka przy kostce, by nie
zostawia ich samych.
Wracali na ulice miasta take ci, ktrzy nie nadawali si nawet
na niewolnikw, bo byli zbyt chorzy lub starzy. Niektrzy
spdzali czas na brzegach staww i kanaw, szukajc
wodorostw i kijanek, ktrymi si ywili. Inni woleli zbiera to,
co wypado z workw z kukurydz i ziarnem. Caymi dniami
wdrowali w lad za furmankami i czasem zostawali
wynagrodzeni, gdy z ktrego wora wysypao si wicej ni
zwykle. Taki ywot wiedli najbiedniejsi, a ich wychude ciaa
oyway na moment jedynie wtedy, gdy konwulsyjnie przeykay
ziarno.
O zmroku wszyscy szli na paacowy dziedziniec, na ktry
ksi wyrzuca kawaki chleba, by przypodoba si Socu.
Wiatr odszed. Wieczr przemin.
Molitzmos siedzia przy oknie i jad z wypenionej po brzegi
tacy wiee owoce. Nagle przyszed mu do gowy zaskakujcy
pomys. Ksi podskoczy jak oparzony i wezwa wartownika
strzegcego drzwi komnaty.
By to jeden z onierzy, ktrzy walczyli u jego boku
przeciwko Hoh-Quiu, lecz nie zdoali nawet zatkn na masztach
swoich sztandarw. Nim bowiem oczyszczono miasto z krwi
wroga, armia zostaa rozwizana, a oni wcieleni do znacznie
potniejszych si.
Pozbawieni hierarchii wadzy, odarci z dyscypliny i dumy,
onierze Soca wykonywali dla Syderetykw nieistotne
zadania. Przypada im te w udziale opieka nad ksiciem i
uwizion w paacu szlacht.
Od chwili wejcia do miasta armii Misaianesa onierze Kraju
Soca nie rnili si od paacowej suby niczym z wyjtkiem
ubioru.
- Spjrz na mnie! - rozkaza Molitzmos. - Co mwi w
warsztatach i zagrodach?
onierz wiedzia, e udajc niezrozumienie, jedynie
rozwcieczy ksicia.
- Niewiele - odpar. - Powtarzaj tylko, e kradzie nastpia
podczas silnego wiatru.
- I umiechaj si? Widziae, jak si umiechaj, kiedy to
mwi?
- Nie. W warsztatach i zagrodach nikt si nie umiecha.
Ksi wzi z tacy gar jeyn i zgnit j.
- Sam zobacz efekt - powiedzia, otwierajc do. onierz
spojrza.
- A teraz id i powiedz im, e to samo stanie si z sercem
nieszcznika, ktry bdzie si cieszy z tego, co zaszo podczas
ataku wiatru.
- Ksi powiedzia - ogosi onierz, gdy ju znalaz si w
warsztatach i stajniach - e wasze serca bd wyglday jak gar
zgniecionych jeyn.
Kujcy elazo przy ogniu kowal, ktry niegdy zajmowa
wysokie stanowisko w Armii Soca, odrzek, nie przestajc
uderza motem:
- Moliwe... Id jednak do dungli i popatrz na jeyny. Rosn,
jak im si ywnie podoba, o nic si nie troszczc. cinasz je
maczet, a one si odradzaj. Pomyl o tym, onierzu, i te si
umiechnij.
SPNIONE SOWA

Jej twarz falowaa w wietle lampy olejnej. Twarz, wiato,


lustro. W lustrze znowu lampa olejna, znowu twarz.
Acila przygldaa si bacznie swemu odbiciu. Moe i miaa w
sobie jakie pikno, lecz od dawna nie zaprztaa sobie tym
gowy. Nigdy nie uywaa cieniujcych smarowide, by
zagodzi ostry ksztat podbrdka, ani nie prbowaa ukry
szerokiego czoa. W odrnieniu od wikszoci szlachcianek nie
zajmowaa si te podsycaniem zmysowoci. Nie bya moda -
ju nie. Ani moda, ani zmysowa. W zamian za to moga si
poszczyci cnot inteligencji w penej krasie.
Przed kilkoma laty, zanim wybucha wojna midzy
dynastiami Kraju Soca, doradcy dworscy konsultowali si z ni
w kwestii interpretacji kodeksw. Uczeni stanowczo zbyt dugo
rozwizywali wymylane przez ni paradoksy liczbowe. A
najlepsi gracze w yocoy bagali, by z nimi zagraa.
Nim nasta Misaianes i jego mroczny porzdek, arystokracja
Miasta Soca mierzya swoj wielko w specyficznych
rozgrywkach o pozycj i wadz. Yocoy odtwarza na planszach
zoone losy pastwa.
Zdolno przewidywania odlegych nastpstw jakiego ruchu,
odwaga wycofywania si, by potem z nawizk odzyska
pozycj, cierpliwo siedzenia z zaoonymi rkami dzie i noc w
oczekiwaniu na ruch przeciwnika, to tylko niektre cechy, jakie
musia posiada gracz. Wygrywajc w yocoy, udowadniao si
umiejtnoci przywdcze. Dzieci monych od maego byy
szkolone w grze, a wszyscy, ktrzy zajmowali wysokie
stanowiska, obsesyjnie pragnli znale si w gronie
najwikszych gwiazd.
Mimo to Acila potrafia wygrywa z mczyznami
doskonalcymi si w grze od najmodszych lat. Teraz, siedzc
przed popkanym lustrem, wysokiej rangi kuzynka Hoh-Quiu
przesuna jzykiem po doni, a potem doni po twarzy, lecz
brud tylko si rozmaza.
Podobnie jak wielu innym, Acili udao si pozosta w
rodzinnym paacu po zakoczeniu wojny.
S zaktki, ktrych nie dotknie adna katastrofa, i drzwi,
ktrych nie otworz nawet najbrutalniejsi najedcy. Nasane
przez Misaianesa hordy przeszy obok ukwieconego krzewu, nie
niszczc go.
I podobnie jak rosncy przy drodze krzew, Acila pozostaa
zapomniana w swoim pustym paacu, gdzie sen by rwnie trudny
jak przebudzenie.
Przez szpary w kiepsko zasonitych ptnem oknach
przysuchiwaa si gosom cudzoziemcw, ktrzy zajli Miasto
Soca w dniu, w ktrym na tronie zasiad Molitzmos.
Umiechna si gorzko, wspominajc, ile j kosztowao
nazwanie ich po raz pierwszy. Zwlekaa, powtarzaa pojedyncze
dwiki. Nigdy przedtem sylaby nie toczyy si jej w ustach tak
jak wtedy. Pewnej nocy sprbowaa, lecz zby poraniy jej jzyk.
Uderzaa brod w pier, jakby dwiki byy
kamieniami, ktre utkny jej w gardle. Gdy w kocu zdoaa
powiedzie Syderetycy", ci roztrzaskiwali ju wrota jej paacu.
W olniewajcym miejscu, w ktrym si wychowaa, nie
pozostao nic wartociowego. Zabrali wszystko. Nawet kolorowe
ptaki i mode kobiety.
Zagarniali wszelkie bogactwa i wszelk przyjemno, na jak
pozwala im Pan.
Ale Acila, ani zmysowa, ani moda, pozostaa na miejscu
wraz z kilkoma chorymi sucymi. Wiedziaa, e najedcy
mog kiedy wrci i e prawdopodobnie tak si stanie. Z drugiej
strony, jeli kto siedzia cicho i chodzi boso, mia szans
rozpyn si w tumie, nie zwracajc na siebie uwagi brutalnych
zwycizcw.
W noc ataku na paac, gdy ju umilky kroki i jki, pooya si
powoli na pododze. Nie zdoaa powstrzyma ez przed
napyniciem do oczu, lecz ich nie wypucia, bo gardzia
paczem. Potem spala, by zgromadzi potrzebne siy.
Nastpnego ranka przemierzaa komnaty, gaszczc strzpy
arrasw i rozbite amfory. Potem przesza przez ogrody do
pawilonu, w ktrym mieszkali chorzy. Wesza i bez miosierdzia
patrzya w oczy kademu po kolei. Nastpnie, nie baczc na
gorczk i bl, rozkazaa im wsta. Musieli wyzdrowie albo
umrze.
Wrcia do gwnego salonu i czekaa. Sucy nadchodzili
jeden po drugim, dyszc i kaszlc, przeykajc gorzk lin,
gotowi wypenia rozkazy Acili. Nie robili tego ze strachu, lecz z
mioci.
Znali Acil od dziecka, wic nie zaskoczy! ich jej upr. Bya
kobiet, ktra gra w yocoy. Mimo braku urody odtrcia
wszystkich, ktrzy starali si ojej rk.
Teraz, otoczona odamkami i odpadkami, kazaa subie
posprzta i wypucowa paac.
Podnosia kufry i aby je zapeni, powoli wypowiadaa nazw
kadej rzeczy, ktra wczeniej w nich bya: zoty grzebie
nalecy do jej matki, poczone szkatuki zawierajce spinki do
wosw i rzebione medaliony z malekimi obrazkami, srebrne
pudeeczko na balsam...
Wypowiadaa te nazwy w taki sposb, e sucy mogli wzi
w rce kad rzecz, wypolerowa j i woy z powrotem na
waciwe miejsce. Potem szczegowo opisywaa gobeliny, ktre
natychmiast zostay wytrzepane i powieszone na cianach. I tak
dalej ze wszystkim, a w kocu paac zacz lni w oczach
ocalaych marzycieli dawnym blaskiem.
Duo pniej, w tym samym paacu, Acila przy wietle olejnej
lampy przygldaa si sobie w rozbitym lustrze.
Rozlego si ciche pukanie do drzwi. Stara niewolnica z
wykrconymi przez chorob palcami i zaledwie paroma
ocalaymi kpkami wosw na gowie bezgranicznie wielbia
swoj pani. Wykarmia j wasn piersi i od tamtej pory nie
przestawaa kocha.
- Pani - powiedziaa.
Acila zaprosia j do rodka. Niewolnica wesza i zatrzymaa
si za jej plecami.
- Co... - drugie sowo najpierw si zawahao, a potem
gwatownie wyskoczyo - ...przynosisz?
- Wieci z zewntrz - odpara staruszka. Acila odwrcia si
szybko.
- Mw.
- Przyszed ten sam czowiek co zawsze i powiedzia, e
zebranie odbdzie si jutro rano w opuszczonej
chacie przy pitym mocie gwnego kanau, na zachodnim
brzegu.
Acila poprosia suc, by wszystko powtrzya, i ponownie
usyszaa, e najbliszego ranka w opuszczonej chacie przy
pitym mocie gwnego kanau odbdzie si zebranie, na ktre
czekaa.
- C.dejd - rozkazaa niewolnicy, przecigajc pierwsz
sylab, ktrej wymwienie zawsze trwao najduej. Gdy zostaa
sama, znw spojrzaa w lustro. Midzy nim a jej twarz pomie
przygasa. Pena miarka oleju niemal si wyczerpaa. Acila
pomylaa jednak, e otrzymana przed chwil informacja bya
warta tego luksusu.
Po wojnie wielu monych z rodu Hoh-Quiu zdoao zbiec i
ukry si poza miastem. Czekali tam w nadziei, e czonkowie
rzdzcego rodu zbuntuj si przeciw Molitzmosowi, gdy tylko
pojm, e wojna midzy dynastiami bya krwawym oszustwem i
e w rzeczywistoci to nie ich przywdca, lecz Misaianes zasiada
na tronie. I rzeczywicie - to z jednej, to z drugiej strony poczy
dociera podobne sygnay, pocztkowo niejasne, zawsze
ostrone, w kocu cakiem wyrane.
Dynastie Kraju Soca nie zamierzay si podda wadzy
Wiecznej Nienawici. I cho aden z rodw nawet na moment nie
zapomnia o wasnych aspiracjach ani nie przesta si szczyci
swoim herbem, zawarto porozumienie.
W miecie, w ktrym kwita potga Syderetykw, narodzi si
opr przeciw Misaianesowi. Gracze w yocoy znowu posali po
Acil. Najbystrzejsze umysy musiay si sprzc ze sob i z
niebem, by rozegra ostateczn parti, zoon
z doskonale przemylanych ruchw, ktrych nie dostrzeg ani
bystro Molitzmosa, ani renice Misaianesa.
Konspiratorzy nigdy nie spotykali si dwa razy w tym samym
miejscu. Tego ranka mia to by pity most na zachodnim
wybrzeu gwnego kanau.
W dniu, w ktrym Syderetycy spustoszyli jej paac i zniszczyli
cae dotychczasowe ycie, Acila powzia postanowienie i
uchwyciwszy si go, trwaa w milczeniu pord ruin przeszoci.
Czekaa we mgle na to, co nieuniknione, wci powtarzajc t
sam maksym: Nikt nie zwycia bez powodu. Zwycia ten,
kto jest lepszy". Dukaa j sowo po sowie, lecz mylaa pynnie.
Zwycia ten, kto jest lepszy".
Zaproszenie do uczestnictwa w tej partii yocoya zaskoczyo j.
Nigdy nie przyszoby jej do gowy, e cieszy si pord tgich
gw kraju a tak estym. Bez zastanowienia przyja
propozycj, wiedzc, e dziki temu atwiej jej bdzie
zrealizowa wasne postanowienia. Konspiratorzy znacznie
skracali drog, w ktr wyruszya samotnie!
Rozmylajc nad tym, wbia wzrok w znajdujcy si przed ni
pakunek owinity w szorstk wen. Rozwina go zachannie. W
rodku czekaa korona. Nie ta, ktr Acila odziedziczya zgodnie
z rodow tradycj. T zabrali Syderetycy. Koron, ktra teraz
miaa przed sob, sama robia po nocach, przy sabym wietle
lampy olejnej, i ozdabiaa odamkami rozbitych krysztaw oraz
paciorkami z naszyjnikw rozerwanych w trakcie brutalnego
rabunku. Woya j na gow i dugo przygldaa si swej
kanciastej twarzy. Kochaa kobiet, ktr widziaa w lustrze.
Kochaa jej pozbawion wdzikw szorstko, nadmierne
owosienie rk. Dugo tak siedziaa, zatopiona w mylach. W
kocu zdja koron i odoya j na miejsce.
Leciutkim dmuchniciem zgasia dogorywajcy pomyk.
Lustro znikno. Acila zostaa sama.
Nadchodzi moment kolejnej prby. Wstaa, wygadzia
okrywajce j achmany i wysza z mroku.
Sza ze wzrokiem wbitym w bruk ulicy - czciowo po to, by
nie zosta rozpoznana przez tych, ktrzy nie powinni wiedzie,
e opucia paac, ale i po to, by nie patrze na resztki
olniewajcego niegdy miasta. Niestety, resztki te cuchny.
Acila przypomniaa sobie stare poematy, mwice, e krew
panw ze Zotej Doliny pachnie jak kwiat rozmarynu. Ugryza si
w warg, rozsmarowaa pod nosem odrobin krwi i wdychaa
gboko. Rzeczywicie - pachniaa jak rozmaryn...
Powinna zdy na codzienny obrzd egnania zachodzcego
soca; jedyny moment, w ktrym przy odrobinie szczcia
moga przemwi do Molitzmosa.
Osabieni wielk klsk na pustyni, pozbawieni
przewodnictwa Drimusa, niemajcy nikogo, kto zastpiby go w
podejmowaniu niezrozumiaych, lecz kategorycznych decyzji,
syderetyccy wodzowie musieli si troch liczy z miejscowym
ksiciem. Dlatego pozwalali mu odprawia ceremoni, w ktrej
prosi soce, by nastpnego dnia wrcio.
Wszyscy ksita Kraju Soca odprawiali ten obrzd w
identyczny sposb, uywajc identycznych sw.
Kadego wieczoru rzdzcy ksi pojawia si na paacowym
dziedzicu, bogato odziany i.obwieszony klejnotami. Z
rozoonymi rkami i uniesion ku niebu gow recytowa
odwieczn modlitw, zdajc si pochodzi z ust pierwszego
czowieka, ktry ujrza zmierzch i przestraszy si, e wiato nie
powrci. Potem na znak wspaniaomylnoci rozrzuca
kukurydziany chleb.
Lud Soca zawsze gromadzi si na ceremonii.
Wczeniej mczyni i kobiety starali si apa chleb, gdy
zwiastowa on wielk przychylno losu dla kadego, komu si to
udao. Kady szczliwiec kroi! wwczas trofeum na mae
kawaki i rozdawa je osobom stojcym obok.
W czasach rzdw Molitzmosa wygodniay lud wyciga
sabe, drce rce, a ten, kto pochwyci chleb, bezlitonie broni
go przed innymi, ktrzy usiowali mu go wydrze.
Acila musiaa jako sprawi, e jej jkanie przekrzyczy gosy
tych wszystkich ndzarzy. W zwizku z tym konieczny by
inteligentny dobr sowa - takiego, ktre przykuje uwag
Molitzmosa.
Ju dwa razy jej si nie udao. Zwoane na jutrzejszy poranek
zebranie oznaczao, e musi sprbowa ponownie. Misternie
nakrelone przez graczy w yocoy plany nie mogy si bowiem
posun w realizacji, pki ona nie osignie celu.
Stanowczym krokiem torowaa sobie drog pord tumu,
ktry wyczuwa w niej osob o niezomnym postanowieniu.
Dziki temu dopchaa si w poblie Molitzmosa.
Ksi unis rce i rozmawia ze socem. Robi to mimo
wiadomoci, e wypowiedziane sowa wracaj do niego, bijc
po oczach niczym niesione wiatrem ziarna piasku. Ledwie
skoczy, godny lud zacz go prosi o chleb. Acila wzia si w
gar. Napia minie. Jeli zdoa wypowiedzie to jedno sowo,
ktre musi usysze Molitzmos, otrzyma zadouczynienie za
dugie i bolesne oczekiwanie.
Otworzya usta.
- Ba... - wycharczaa ochryple, cichutko. Ndzarze byli
goniejsi. Prbowaa wyrwa sowo z garda. - Bal... - Walczya,
by je wydosta. - Baam...
Zacisna pici. Naprya cae ciao, wyprostowaa si w
tumie i poszukaa zapachu rozmarynu.
- Balameb! - krzykna.
Nikt oprcz niej nie zauway, jak Molitzmos blednie. Nikt nie
rozumia, dlaczego jeden z gwardzistw krlewskich natychmiast
po ni przyszed. Ona wiedziaa. Zrealizowaa cel. Stana przed
Molitzmosem - tym, ktry nadzia na dzid zakrwawion gow
jej ksicia.
- Kim jeste?
- A... - Musiaa przerwa. - A...cila.
Pamita to imi. Wielokrotnie sysza o niespotykanej
inteligencji kobiety z wrogiej dynastii, kuzynki Hoh-Quiu, znanej
te pod przezwiskiem Powolna Mowa". Wadca Soca nie mia
pojcia, co przywiodo j do paacu i dlaczego tak bardzo chciaa
zwrci jego uwag, lecz wiedzia, e musi to by sprawa
najwyszej wagi.
- Dobrze ci poszo, Powolna Mowo - rzek. Podzikowaa za
pochwa, t...tym cenniejsz, e udzieli jej podobny umys".
- Wiesz, e powinienem natychmiast kaza ci straci?
Przytakna.
- Najpierw jednak wejdmy do paacu.
Zmierzajc ku prywatnym komnatom, oddzielony od Acili
gwardi przyboczn, Molitzmos myla o tym, jak niewiele
zostao osb, ktre syszay o Kodeksie Balameba. Przypomnia
sobie, kiedy ostatnio o nim rozmawia, cho nie wymwi jego
nazwy. Byo to w pierwszych dniach konsylium. Przechadza si
po ogrodach Domu Gwiazd w towarzystwie Bora. Pamita
te, e dokadnie w tym momencie natknli si na Nakfn z Klanu
Puchacza, bawic si z Elekiem w naladowanie ptasich
gosw... Niestety, nie mia czasu na dalsze wspominki, bo dotarli
ju do sali tronowej .
- Wytumacz si, Acilo! - zada.
Nie moga si powstrzyma od zlustrowania wzrokiem paacu,
ktry znaa z dziecistwa. Molitzmos zareagowa wyranym
skrpowaniem, ktre przerodzio si w gniew. Acila musiaa si
wytumaczy.
- Mwe!
Powiedziaa wic to, co miaa do powiedzenia. Wyjania, e
najbliszego ranka, w pobliu pitego mostu na gwnym kanale,
magnaci z obu rodw zamierzaj si spotka w opuszczonej
chacie, by zawiza spisek przeciw niemu. Pierwszym celem
spisku by Molitzmos, kolejnym - wojsko Misaianesa.
Wysucha jej w milczeniu, a potem zada tego samego,
czego ona daa od swej niewolnicy: by szczegowo wszystko
powtrzya.
Acila powtrzya wic sowa co do joty, z tymi samymi
przerwami i zajkniciami. Dopiero gdy skoczya, Wadca
Soca z tumion furi schwyci j za rami.
- A ty w czyim imieniu przychodzisz, by mi to powiedzie?
Jego wcieko zneutralizowa cakowity spokj kobiety,
ktra beznamitnie zaczekaa, a ksi j puci. Gdy to uczyni,
nie odsuna si, lecz zbliya, by poczu spod jej achmanw
zapach rozmarynu. Stan zahipnotyzowany.
- Chc pozna twoje motywy - rzeki ciszej.
Motywy Acili wizay si z jej najgbszymi przekonaniami.
- Nikt... - gardo znw wypeniy kamienie - n...ie zwycia
bez powodu.
Molitzmos Wadca Soca czeka bez zniecierpliwienia.
Podobao mu si to przeciganie sw.
- Zwycia ten, kto jest lepszy. - Uwiziona w ustach Acili
pszczoa uderzaa j w podniebienie. - Dlatego zwycia.
Molitzmos zaczyna rozumie, lecz to mu nie wystarczao.
Chcia nie tylko pozna prawdziwe zamiary tej kobiety, ale i
delektowa si jej rwan mow.
Powiedziaa mu, e od pocztku bya wiadoma jego paktu z
Misaianesem. Wiedziaa, e Molitzmos zostanie wadc yznych
Ziem, i chciaa by po jego stronie, zamiast siedzie w
zrujnowanym paacu pozbawiona atrybutw wadzy i godnoci
wiedzy. Nie zamierzaa rwnie uczestniczy w groteskowym
spisku ani podzieli losu niadych plemion z poudnia. Bya
arystokratk i pachniaa rozmarynem.
- Zgadza si - przyzna Molitzmos. - Pachniesz kwiatem
rozmarynu.
Zrozumia, e kobieta zdradzia mu tajemnic spisku, by w
zamian za to otrzyma stanowisko w wiecie nowego porzdku.
Kilka lat wczeniej on sam dokona podobnego wyboru. Pamita
bl towarzyszcy jego pierwszym krokom na nowej drodze.
Obrci si i wskaza gow st do yocoya. Figury ze zota i
jadeitu stay na swoich miejscach, gotowe do rozpoczcia gry.
- Przyjmiesz wyzwanie?
Nie od razu odpowiedziaa. Ksi doceni i ten manewr.
- No? - ponagli.
- Przyjmuj - umiechna si Acila. Przeciwnicy zasiedli
twarzami do siebie, daleko
od zegara. Grali w cakowitym milczeniu, starannie
obmylajc kady ruch. Przy trelach ostatniego nocnego ptaka
Molitzmos wygra parti.
- To byaby pierwsza poraka w moim yciu - powiedzia,
prostujc plecy.
Acila znw si umiechna i wyrazia zadowolenie z faktu, e
nie staa si t, ktra przysporzy ksiciu cierpienia. Molitzmos
pochyli si naprzd, chwyci j za szyj i przycign do siebie.
- Idziemy do pitego mostu - wycedzi - i biada ci, jeli cho
raz skamaa!
POD OPIEK CZAROWNIKW

W tym samym czasie na Rubieach najlepsz wieci bya ta


dotyczca zbioru dy. Wszystkie dobre wydarzenia, choby i
zdaway si kluczowe, w rzeczywistoci oznaczay jednak tylko
odroczenie wyroku.
Zwycistwo armii Jelenia nad Syderetykami na pustyni nad
Lalafke dao poudniowym wioskom i ich mieszkacom nieco
wicej czasu.
- Czasu, w ktrym wyrosn nam paznokcie jak sztylety - mwili
czarownicy.
- Czasu, w ktrym wyrosn nam dzieci jak marzenie - dodawali.
Bo skd mieliby wzi lepsze obietnice? Nie byo adnej innej
pociechy ni te nieproporcjonalne nadzieje, podsycane przez
czarownikw w ogarnitej godem i chorobami krainie. Nadzieje,
ktre zdawayby si bredniami, gdyby nie staa za nimi wytona
praca.
Czarownicy Rubiey kryli bez wytchnienia midzy lasem a
grami, poudniem a pnoc. Jeli mijali si po drodze,
przystawali jedynie na moment. A kiedy, bardzo rzadko,
przypominali sobie o wasnym istnieniu, to tylko po to, by si
wyprostowa.
- Niech ci nie widz przygniecionego troskami - mwi do
siebie Kupuka.
- Niech ci nie rozprasza mio Kobiety bez Warkoczy -
powtarza sobie Welenkm.
Trjlicy dotar do Sodkich Zi, niosc na plecach adunek
ryb, ktry nie wystarczy dla wszystkich.
- Wrc z nastpnymi - obieca przygldajcym si mu w
milczeniu kobietom. - Przynios te opuncje... Pamitajcie, e
owoce lenych opuncji ju dojrzewaj.
Zaspokajanie godu, prby leczenia chorych, smarowanie
witymi olejkami urn dla zmarych - tym zajmowali si
czarownicy w wioskach dotknitych przez plagi Misaianesa.
Odczyniali to, co odczyni si dao; reszt agodzili.
Tylko hojnie obdarzeni przez magi potrafili uly
cierpicym, nie osabiajc ich, bo wszystko, co odbierali
rozpaczy, wykorzystywali jako poywk dla furii.
Kupuka na wezwanie pewnej matki przyby do drewnianej
chaty, odetchn gboko i nie odnalaz zapachu chleba ani
chrustu. Poprosi matk trzymajc w ramionach chore dziecko,
by mu je podaa. Potem owin je swoj dug, zapiaszczon
czupryn i przycisn do piersi.
Poszed do kta i usiad.
- Kobieto - rzek - w moim toboku znajdziesz zioa. We
gar i spal je porodku izby.
- Wyzdrowieje? - zapytaa matka.
- Nie sdz. - Ta odpowied kosztowaa Kupuk cz wasnej
duszy. - Ale odejdzie, nie dawic si i nie rzc. A ty! - uciszy
jej szloch. - Ty wyostrz swj bl i zanurz ostrze w trucinie, bo
wkrtce bdzie nam potrzebne.
Dugo koysa dziecko, mamroczc niezrozumia modlitw.
By ju niemal wieczr, gdy malec uj w rozgorczkowane,
spocone donie kosmyk wosw czarownika i woy sobie do ust.
Co wyssa z tego zasuszonego siana?
To, co wcign w puca, mogo by mlekiem legendarnej
kozy. Chopiec po raz pierwszy od wielu dni odetchn gboko
wieym powietrzem, w ktrym nie byo kamieni. A kiedy
wypuci je z puc, odszed wraz z nim.
KONIEC UUDY

Jaki czas po pustynnej bitwie - moe rok soneczny, moe


mniej - na Rubiee dotara grupa wojownikw przysanych przez
Thungura.
Mieszkacy wiosek wiedzieli zawczasu o ich przybyciu i o
tym, co ich przywiodo z odlegej granicy.
Pustynia sabo zaspokajaa potrzeby armii Jelenia. Setki
kiepsko wyposaonych onierzy, przewanie bosych, po nocach
cierpiay chd, a przecie miay si mierzy z Syderetykami,
ktrzy posiadali hemy, tarcze i czarne wysokie buty.
Tak wic oprcz zajmowania si wasnymi problemami
mieszkacy Rubiey starali si w miar moliwoci zaopatrywa
wojsko.
Cucub z rodzin jako pierwsi przybyli na miejsce, w ktrym
miano zgromadzi zapasy. Kuy-Kuyen przyniosa du ga z
mnstwem lici, ktr zamiota i wyrwnaa ziemi w cieniu
drzew.
Wkrtce nadeszli inni.
- Mam tu dwa koce z owczej weny - powiedziaa jedna z
kobiet, dorzucajc do stosu.
- A ode mnie sanday.
- Skrzane sakwy i bukaki, tylko tyle udao mi si zrobi.
- Sukno do bandaowania ran.
Wszystkie, ktre tak mwiy, same cierpiay gd i chd.
Mczyni przygotowali narzdzia, liny i noe. Czarownicy
Ziemi zajli si natomiast dostarczaniem lekarstw i trucizny do
grotw strza.
Pniej Husihuilkowie zasiedli w krgu, jak zawsze wtedy,
gdy musieli zrozumie i zadecydowa.
Naczynie wody mitowej przechodzio z rk do rk. Chleb
kukurydziany, miso kapibary i mita byy jedynymi artykuami,
ktrymi kobiety mogy ugoci wojownikw. Ci za pili i
zamknitymi oczami, sprawiajc wraenie, jakby to ten smak, a
nie grzywaki, przywid ich tu z powrotem.
- Bogosawi ten dzie - powiedzia jeden. - Ile to ju czasu,
odkd std wyjechalimy pod wodz Minchego, z Thungurem
jako jego zastpc? Szlimy wiele dni - wspomina na skrty. -
Potem si zatrzymalimy, by poczeka na posiki ze wschodnich
stokw. Doczyo do nas jednak bardzo niewielu ludzi, znacznie
mniej, ni si spodziewalimy...
Cucub wierci si na swoim miejscu za starszyzn i
czarownikami. Bra przecie udzia w tamtych zdarzeniach,
doskonale je pamita i musia przygryza warg, by si nie
wtrci.
- W kocu znalelimy si na pustyni - kontynuowa onierz -
a tam Syderetycy atakowali nocami.
Nie mogc duej znie milczenia, Cucub szepn do
Kuy-Kuyen:
- Trzeba by tu wspomnie o wielu innych rzeczach: na
przykad o kolorze ksiyca, ktry mia kluczowe znaczenie dla
naszych nastrojw...
- Zamilcz, Cucubie - uciszya gadu ona, gaszczc go po
ustach. - Zamilcz i suchaj.
Cucub uspokoi si i sprawia wraenie zrezygnowanego.
Wojownik tymczasem opowiada o czterech okrtach
Misaianesa, wspomnia pasterzy i ich ony, z szacunkiem
wyraa si o bohaterskiej mierci Minchego.
- A teraz - zakoczy - nasz wdz Thungiir zbiera armi na
pustyni u brzegw Lalafke.
- To wszystko? - gorczkowa si pod nosem Cucub. - Tylko
tyle ma do powiedzenia o wydarzeniu, ktre wstrzsno niebem?
Kuy-Kuyen rzucia mu surowe spojrzenie.
- Czy nie opowiedziae ju o tym na tysic sposobw?
- Jest ich wicej. Zawsze znajdzie si nowy.
- Milcz, Cucubie. Milcz i suchaj.
Cucub zamilk, ale wojownik nie wrci do opowieci.
- Thungiir jest wam wdziczny za te dary, ktre przyjmuje ze
wstydem, wiedzc, e i wam wszystkiego brakuje. Poprosi nas,
bymy wycignli do was rce na znak obietnicy, e nie cofniemy
si ju ani o pid.
Pniej Husihuilkowie powrcili do ustalania szczegw
wyprawy, ktra miaa wyruszy za dwa dni. Dyskusja cigna
si tak dugo, e trzeba byo rozpali ogniska.
W rodku nocy Czarownicy Ziemi, ktrzy debatowali we
wasnym gronie, doczyli do reszty obradujcych. W imieniu
wszystkich braci glos zabra Kupuka.
- Uwaamy, e jeden z nas powinien doczy do wojska. A
jeden z nas" nie oznacza byle kogo, tylko Ojczulka. Nikt lepiej
ni on nie przysuy si w walce, bo wszyscy znamy go jako zot
rczk, ktra potrafi tworzy mechanizmy lub zmienia ich
funkcjonowanie. Jego donie i narzdzia s tak nierozczne, jak
powietrze i wiatr. - Kupuka chwyci za czubki kocistych palcw
Ojczulka i potrzsn nimi, by podkreli swe sowa. - Pewnie, e
odwaga jest wana. Strategia te. Ale geniusz konstruktora
bdzie na pustyni nieodzowny.
Wszyscy natychmiast si zgodzili, o nic nie pytajc i niczego
nie dodajc. Jedynie Cucub okaza niepokj i zapyta jednego z
wojownikw o to, o co w cigu ostatnich godzin pyta ju
wielokrotnie:
- Wic Thungur zarzdzi, e mam zosta?
- Tak, Cucubie. Oznajmi to z ca stanowczoci.
- Ale doda te - may Zitzahay powtrzy cz, ktra go
uspokajaa - e mam tu do spenienia wan rol, ktrej nie moe
speni nikt inny.
- Istotnie - odpowiedziano mu.
By moe po to, by zagodzi rozczarowanie, Cucub zacz
wylicza swoje powinnoci:
- Jestem oczami Thungura na Rubieach, posacem stray
tylnej, muzykiem o poranku, a stranikiem noc, nogami
staruszkw, ojcem dzieci...
Kiedy skoczy wyliczank, by sam. Ta noc miaa jednak
przynie rozczarowanie jeszcze komu.
Do grupy wojownikw jedzcych swoje porcje misa przy
ognisku podesza kobieta. Poowa jej wosw bya zwizana w
warkocz i sigaa do pasa, podczas gdy druga poowa zostaa
ucita na wysokoci podbrdka.
- Jestem Nanahuatli - przedstawia si kobieta, przyklkajc
obok mczyzn.
- Syszelimy o tobie, ksiniczko - odpar jeden z nich,
otarszy uprzednio usta grzbietem doni.
- 1 wiemy, dlaczego masz tak dziwn fryzur.
Jego sowa omieliy Nanahuatli.
- Czy Thungur przekaza wam jakie sowa przeznaczone
wycznie dla mnie?
Wojownicy popatrzeli po sobie.
- Nie - odpowiedzia ktry, spuszczajc wzrok.
- Raczej nie.
- Raczej nie? - powtrzya dziewczyna.
- le si wyraziem - przyzna wojownik, po czym ucili
pospnie: - Thungur nie zostawi dla ciebie wiadomoci.
Nanahuatli milczaa, nerwowymi ruchami szukajc
nieobecnego warkocza, podczas gdy zy zmieniay jej oczy w
czarne jeziora. onierz usiowa j pocieszy.
- Trwa wojna, Nanahuatli. Thungur cay czas jest na nogach.
Prawie nie pi. Dwiga na swoich barkach los cae...
Ksiniczka Soca wstaa jednak i odesza, nie dajc mu
dokoczy.
Dwa soca pniej wojownicy szykowali si do odjazdu.
Zabierali ze sob to, co lud Rubiey zdoa dla nich zgromadzi,
oraz stadko modych, wawych grzywakw. Wraz z nimi
odchodzi Ojczulek z Przeczy, a pochd zamykali modziecy,
ktrzy od czasu rozpoczcia wojny zdoali dorosn na tyle, by
mc wzi w niej udzia.
Dwaj z nich obrcili si i dugo spogldali za siebie. -
Widziae to co ja? - zapyta Kupuk jeden z najstarszych
Husihuilkw.
- Owszem. Ci dwaj nie s rwnie doroli wewntrz, co na
zewntrz.
- I co z nimi bdzie?
- Nie wiem - odpar stary czarownik. - Ale chcesz wiedzie, co
przeczuwam?
- Chc.
- Przeczuwam, e topr Husihuilka utoczy krew wasnej rasy.
Na Rubieach pozosta nard zoony ze starcw, kobiet,
dzieci i czarownikw, ktrzy nie potrafili ni o niczym lepszym
ni zbir dy.
PITY MOST

Przedtem byy tam pszczoy. Powietrze zachodniego brzegu


wielkiego kanau naleao do pszcz z Kraju Soca. Rozleg
przestrze otoczon plantacjami i sadami, obfitujcymi w
roliny, z ktrych mona byo wytwarza mid, zajmoway
pasieki. Gdy do miasta wkroczyli Syderetycy, pszczoy opuciy
teren i ukryy si w rozedrganych koloniach w gbokim gszczu
dungli. Pozostaa tylko jedna, mieszkajca w ustach Acili.
Okolica wci jednak rozbrzmiewaa gwarem uli. Co
brzczao i furkotao w powietrzu, a wszyscy, ktrzy przechodzili
na drug stron pitego mostu, czuli w ustach jak subteln
sodycz.
Gdy zabrako owocowej galaretki, ktr mona by wypenia
wydrone dynie, oraz plastrw zotego wosku, tamtejsze domy
opustoszay. Syderetycy nie zapuszczali si w te strony,
zwaszcza odkd kanaem przestaa pyn woda. Dlatego
wanie gracze w yocoy wybrali na miejsce zebrania jedn z
opuszczonych chatek.
Cho ze wzgldw bezpieczestwa spiskowcw wci byo
stosunkowo niewielu, przymierze
stopniowo si rozszerzao. Obie dynastie rozumiay, e jeli
yznymi Ziemiami zawadnie Misaianes, bdzie za pno na
jakiekolwiek ruchy. Spiskowcy byli zarazem graczami i
figurami, a plansz do gry stanowi kraj Wadcw Soca.
Tego ranka miao si wyjani, czy wykonano jeden z
decydujcych ruchw. Ludzie rozmawiali tak cicho, e ledwie si
syszeli. Kto w umwiony sposb zapuka do drzwi chaty.
Wewntrz brakowao jedynie Acili... Zebrani rozejrzeli si po
sobie z umiechem.
Kobieta zwana Powoln Mow bya kluczowa dla ich planw.
I wygldao na to, e zdoaa wypeni pierwsz cz zadania.
Jeden z graczy odsun drg i bez ocigania otworzy drzwi
chaty. Mczyzna i kobieta zmierzyli si wzrokiem. Nowo
przybya pochylia gow i wesza do rodka. Nie bya jednak
sama.
Za ni weszli ludzie Molitzmosa. Gracze w yocoy nie potrafili
si broni - byli ludmi rozumu, a nie szpady. By moe dlatego,
e wstawa wit, rze bya szybka i cicha. Konspiratorzy padali
jeden po drugim, wpatrzeni w oczy Acili. A ona, rozumiejc ich
przesanie, odpowiadaa swoim: Zwycia ten, kto jest lepszy.
Dlatego zwycia".
By ju jasny dzie, gdy stra Molitzmosa przesza przez pity
most, wlokc za sob ciaa zabitych. W promieniach soca
mosty wygldaj adniej, a morderstwa staj si mniej
zrozumiae. Ksi wyda rozkaz wystawienia trupw na widok
publiczny jako przestrogi.
Opowiadano potem, e tego wanie dnia na zachodnim
brzegu gwnego kanau umilko bzyczenie i furkot skrzydeek.
Ajeli w powietrzu pozostaa jaka sodycz, to nie pochodzia ona
od miodu, lecz od krwi.
Po powrocie do paacu Molitzmos kaza przydzieli Acili
komnaty, wykpa j i przyodzia. Krewna Hoh-Quiu
sprzeciwia sijednakjego rozkazom i obwiecia, e wraca do
swoich ruin.
- To mi nie pasuje do planw, ktre wyjawia wczeniej -
zauway Molitzmos.
- M...mylisz si - odrzeka mu Acila. - Do moich planw nie
pasuj twoje aosne rozkazy.
- Czy dobrze ci rozumiem? Twierdzisz, e moja propozycja
jest aosna? - Owszem - przytakna spokojnie Acila. - T...to
wanie twierdz.
Molitzmos, ktry doskonale opanowa sztuk oszukiwania
innych, nie potrafi oszuka samego siebie. Natychmiast
przyzna, e ukucie, ktre poczu w piersi, jest ukuciem
czuoci, bo wzruszaa go tylko jedna rzecz na wiecie: akty
bezczelnej dumy. Pomyla o swojej potwornej samotnoci w
ksicym paacu.
- Bdziesz opywa w luksusy i rozkosze - nalega.
Acila zmierzya go lodowatym spojrzeniem. Wyjania, e nie
interesuj jej komnaty czy stroje. Nie ryzykowaa dla porcji
smacznego jada. Jeli Molitzmos bdzie mia jej do
zaoferowania co lepszego, niech po ni pole.
W tamtym okresie Wadca Soca mia pi modych i
piknych on, ktre pomagay mu znie gorycz codziennego
udawania, e rzdzi krajem. Pi kobiet - kuzynek, arystokratek z
wasnej dynastii, ktre sam sobie wybra, nie pytajc ich o zgod.
Wszystkie wyglday wjego oczach tak samo i adnej nie uwaa
za niezbdn.
Tego dnia Powolna Mowa nie miaa zaj przeznaczonego jej
miejsca. Chwila, na ktr czekaa, miaa nadej pniej, w noc
zamknitych kwiatw.
- W kadej chwili mgbym kaza ci zabi - przypomnia jej
Molitzmos.
- ...aosny ruch jak na tak d... doskonaego gracza - odpara
Acila.
Ksi przyzna si do gafy i zaoferowa zadouczynienie. Jej
dania uzna jednak za wygrowane.
- Wracaj do swojego smtnego paacu i pamitaj, e jeli jaki
spiskowiec nie znalaz si dzi w chacie przy pitym mocie i
dziki temu uszed z yciem, bdzie chcia si na tobie zemci.
Acila obrcia si bez sowa, lecz Molitzmos nagle j
zatrzyma.
- Co wiesz o Kodeksie Balameba?
Zacza cytowa kodeks, jakby go miaa przed oczami.
- My, Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo.
Mwimy, e magia bya niegdy w poowie noc, w poowie
dniem. Piszemy w formie przepowiedni - dlatego piszemy dla
nikogo. Pakalibymy, gdyby nasz pacz mg sprawi, e w
zachowa w caoci gow i ogon. Lecz chobymy my, Najstarsi z
Najstarszych, pakali wniebogosy, w ju rozszczepi si na
dwoje. My, Najstarsi...".
Acila oddalia si, powtarzajc ten fragment. Oszoomiony
Molitzmos Wadca Soca pozwoli jej odej.
Przy kadym oknie paacu pony olejki zapachowe, ktrych
zadaniem byo rozproszenie dochodzcego z ulic odoru. Przez
jedwabne zasonki przebijay widma ludzi i ptakw, bezlistnych
drzew w rodku lata i mnstwa grubych szczurw ywicych si
koszmarami.
Gracze w yocoy, ktrzy prbowali przywrci godno tronu,
wisieli gowami w d, opakiwani przez mczyzn i kobiety z
ludu Soca. Wielu z nich syszao
pogoski o spisku przeciwko czowiekowi, ktry ich wcign
w faszyw wojn midzy dynastiami, by nastpnie wyda w rce
obcych.
Obcych, ktrzy nie pozwalali im piewa swoich lamentw,
pali swoich zi, oddawa czci zmarym. Obcych, ktrzy nie
pozwalali im nawet umrze do reszty!
Muchy krce midzy pokiereszowanymi ciaami
spiskowcw a gorzk kukurydz, ktr posilali si ywi,
stanowiy jedyny cznik pomidzy tym, co kiedy byo nadziej,
a tym, co w to letnie popoudnie byo niezmierzon rozpacz.
Z powodu goryczy kukurydzy ludzie zapadali na dugotrwae
gorczki, lecz bogosawiestwo mierci nie chciao nadej.
Bogosawiestwo - bo lepiej umrze ni chodzi, pracowa i
spa z zapaskudzonym odkiem, kiedy ekskrementy barwy
krwi spywaj po nogach i zasychaj niczym strupy.
- I soce patrzy na nasze nieszczcia... A moe w ogle ich
nie widzi?
- Dlaczego tak mwisz, ssiedzie?
- Bo kadego ranka powraca, by wieci dla obcych.
- Pytam, dlaczego nie narzekae, kiedy wiecio dla nas.
- My, drogi ssiedzie, jestemy jego dziemi.
- A bylimy nimi, kiedy ja zabijaem ciebie, a ty mnie?
- Chcesz powiedzie, e sami na siebie sprowadzilimy te
nieszczcia?
-A ty chcesz powiedzie, e to soce je na nas sprowadzio?
Duo pniej, gdy ciaa spiskowcw odcito od drzew i
wrzucono do rowu, nadszed dzie Powolnej Mowy. Nocne
kwiaty wanie si zamkny i po raz
pierwszy od upadku Hoh-Quiu rozbrzmiay dwiki koatek.
To oni" - powiedziay chrem pani i niewolnica.
Wysannicy Molitzmosa, onierze Soca, wydawali si
zadowoleni, e mog doprowadzi Acil do paacu.
- Ksi wzywa.
Nie powiedzieli nic wicej, lecz ona wiedziaa, e osigna
cel.
Osamotniony w paacu, ktry nie nalea do niego, otoczony
szydzcymi ze otwarcie Syderetykami i strachliwymi
kobietkami, ksi tak dugo za ni tskni, a w kocu kaza
sprowadzi j do siebie. Acila chciaa zosta jego on; on
pragn uhonorowa jej miao.
Nie ma odwagi wikszej ni ta, ktra potrafi znie bl
wyrzutw sumienia, ani inteligencji wikszej od tej, ktra
pozwala nam kocha samych siebie bardziej ni swoje cnoty,
myla Molitzmos.
Acila bdzie inn on. Tak, z ktr mona gra w yocoy i
rozmawia o staroytnych kodeksach.
Po przybyciu do paacu zaprowadzono Powoln Mow do sali
tronowej. Spotykani po drodze Sydere-tycy witali j obelgami i
miechem. Nie przejmowali si lubem, a nawet odpowiadao im
to, e Molitzmos bdzie mia rozrywk w postaci nastpnego
maestwa. Do brzegu zbliaa si bowiem kolejna flota
wiozca onierzy, bro i mnstwo plag Misaianesa, majcych
skruszy opr zbuntowanego poudnia, ktre wci nie pokonio
si Panu wiata. Przede wszystkim za liczono na przybycie
emisariusza, ktry podobnie jak Drimus bdzie kreli
niewidoczne linie wojny.
Najpierw jednak okrty Misaianesa musiay si rozprawi z
rudzielcami, ktrzy nkali wybrzea Starych
Ziem w swoich ndznych upinkach, tak bardzo przy-
pominajcych morskie fale...
- Wiele ci zawdziczam - przyzna Molitzmos, gdy Powolna
Mowa stana przed nim. - Dostaniesz to, czego chcesz.
- T...to ty - odpara Acila - d...dostaniesz to, czego pragniesz.
Molitzmos rozemia si szczerze. W jej arystokratycznej
dumie rozpoznawa siebie samego lepiej ni w swoich
lustrzanych odbiciach.
Acila natychmiast zadaa sprowadzenia do paacu swojej
niewolnicy.
- Dostaniesz tu tylu sucych, ilu tylko zechcesz - odrzek
Molitzmos.
Ale to nie wystarczyo. Upieraa si, by sprowadzi staruszk
o powykrcanych palcach, ktra niegdy bya jej mamk. W
kocu Molitzmos Wadca Soca ustpi.
Nie by to jednak koniec da. Acila zayczya sobie, by w
dniu lubu mie na gowie wykonan wasnorcznie koron. Na
to take otrzymaa przyzwolenie.
Reszt dnia spdzia na osobistym dogldaniu szykowanych
dla niej sukien i nakry gowy.
Nastpnego ranka ukazaa si oczom Molitzmosa cakowicie
odmieniona. Dobraa niebiesk pelerynk tak doskonale, e
mona byo odnie wraenie, i to pelerynka wybraa j. Wosy
miaa pokryte siatk zotych nitek podtrzymywan przez diadem
zrobiony z poczonych piercieni. Stana przed ksiciem i
spojrzaa mu prosto w oczy, a ci, ktrzy przy tym byli, pomyleli,
e ci dwoje przypominaj rozoone skrzyda kukula albo
burzliwy wieczr; s czym pomidzy wspaniaoci a katastrof.
Krg zotego proszku wewntrz krgu aromatyzowanego
ognia, a w samym rodku, pod bogato zdobion kopu,
maonkowie na wysokich stokach - tak w Zotej Dolinie
wyglday luby.
Acila miaa na sobie zot, obcis w biodrach tunik,
kilkakrotnie oplecion zotym sznurem. Poza swoj dziwaczn
koron nie woya adnych ozdb.
Obok nich przejedali na grzywakach rechoczcy
Syderetycy. Jako e Misaianes odar ich serca z resztek czystoci,
nie byli zdolni do zrozumienia ceremonii. Nie witowali niczego
- ani lubu, ani poranka, ani narodzin pumy w grskiej grocie.
Acila uja do Molitzmosa i ucisna mocno, po czym
zbliya usta do jego ucha i urywanymi szeptami zapewniaa go,
e wkrtce ci ludzie uznaj go za prawowitego emisariusza Pana
na yznych Ziemiach.
Powolna Mowa od razu staa si ulubion maonk ksicia.
Wsplnie miali si z rzeczy, ktrych nikt inny nie potrafi
zrozumie, ciszonymi gosami rozmawiali o staroytnych
przepowiedniach, rozgrywali partie yocoya, ktre Molitzmos
wygrywa z coraz wikszym trudem.
Cho ksi mia inne, mode i pikne ony, tylko Acila
dostpia zaszczytu patrzenia na niego, gdy zasypia.
Kiedy ju zasn, po cichu podchodzia do okien i szukaa w
grze witych konstelacji, by wyjawia im swoje ambicje.
wietliste zwierzta wdrujce ciekami nieba zatrzymyway
si, by jej sucha.
Pod wieloma wzgldami Acila i Molitzmos stali si
nierozczni. Mimo to ksi czsto szuka towarzystwa modych
on. Tego gorcego wieczoru baraszkowa z dwiema z nich w
jednym z paacowych staww.
Acila zbliya si do nich bezszelestnie i przygldaa si im
zza siatki pnczy. Kobiety chichotay, chichota ich ksi.
Powolna Mowa zerwaa mikki listek i ula, nie odrywajc
wzroku od rozemianych twarzy.
Cho mieszkaa w paacu od niedawna, zdya zrozumie, e
Molitzmos da si omota dworskim przywarom. W poowie
omami go przepych; drug poow zawadno towarzyszce mu
lenistwo.
Nie znaczyo to, e ksi zapomnia o obietnicy, ktr kiedy
zoy umierajcemu dziadkowi, a z jeszcze wiksz
stanowczoci powtrzy, gdy zrozumia, e Misaianes nie uwaa
go za jeden z palcw swojej prawej rki.
Nadal pragn zosta wadc yznych Ziem. W
rzeczywistoci jednak trwoni dni i noce. Zachanne pragnienie,
ktre przygnao go do tego paacu, utono w oparach oacalu i
aromatycznych balsamw. Chcia i, lecz zapltywa si w
pocieli; chcia si obudzi, lecz oczy caowaa mu pikna
kobieta. Acila wiedziaa, e trzeba to natychmiast ukrci, bo
jeli Molitzmos nie zacznie zabiega, by sta si gosem i rk
Misaianesa po tej stronie Yentru, wszystko bdzie stracone.
Obserwowaa go z ukrycia, nie kierujc si zazdroci czy
alem. Nie pragna, by Molitzmos wybra jej wdziki. Miaa
inny cel. By go osign, zrobia krok do przodu i ukazaa si
oczom plsajcej w wodzie trjki. Mode ony natychmiast
popyny do brzegu jak przestraszone rybki. Mczyzna wsta,
by wyj ze stawu, lecz zatrzymao go kpice spojrzenie starszej
maonki. Bez litoci, niemal z umiechem patrzya, jak ksi
szybkimi i niezdarnymi ruchami narzuca na siebie okrycie.
Dopiero potem jej twarz zagodniaa, a rce wycigny si ku
niemu. Nie miaa jednak
miosierdzia dla modych on, ktre szukay wrd krzeww
swoich ubra. Ponad ramieniem Molitzmosa wbia w ich mokre
policzki zimne spojrzenie, ktre niczym pajk spezo na
dziewczce brzuchy. Na wp ubrane kobiety czym prdzej
wziy nogi za pas.
Acila zaprosia Molitzmosa na spacer po zbudowanym w
tylnych ogrodach paacu labiryncie. Bya to ogromna, zacieniona
konstrukcja, powstaa z przycitych krzeww tworzcych
popltane cieki. Niegdy chtnie odwiedzali j czonkowie
rzdzcej dynastii, by rozkoszowa si uczuciem cakowitego
zagubienia zaledwie o kilka krokw od paacu. Obecnie labirynt
wieci pustkami. Owady wyary cz listowia,
uniemoliwiajc wdrowcom pen ucieczk od tego, co dziao
si na zewntrz, a przez to odzierajc labirynt z wszelkiej grozy i
wszelkiego sensu.
Po chwili milczenia Acila wrcia do realizacji swoich celw.
Sowa bardziej ni zwykle rway si w jej ustach, lecz przesanie
byo konkretne i brzmiao mniej wicej tak:
- Zamierzasz uzyska nalene sobie miejsce, baraszkujc ze
swymi posusznymi gobeczkami?
Molitzmos sucha poszatkowanej prawdy, lecz rozumia j w
caoci.
- Musisz jak najszybciej zaj pozycj, ktr wczeniej
zajmowa Drimus. Jeli ty tego nie zrobisz, ubiegnie ci kto
inny.
- Mylisz, e o tym nie wiem?
Ksi odzyska majestat i chcia pokaza, e rozumie powag
sytuacji.
- Rozumiem to lepiej, ni kiedykolwiek mogaby zrozumie
ty. Od chwili klski na pustyni wszystko ucicho. Syszaa o
Thungiirze? Jeli tak, to nie musz
ci tumaczy, e ta cisza jest tylko pozorna. W rzeczywistoci
co si szykuje. Wyt such, a usyszysz bulgotanie krwi
gotujcej si w yach Husihuilka. Powiedz, Acilo, czy do twego
paacu dotary wieci o nowych okrtach wysanych przez
Misaianesa? Z ca pewnoci gracze w yocoy wiedzieli o
eglarzach, ktrzy zaatakowali je w pobliu Zatoki Sigijskiej.
Dwie wielkie floty zostay zniszczone przez rudowosych
przybyszw. Jest jednak co, o czym gracze nie wiedzieli. Oba
ataki miay na celu przede wszystkim zniszczenie okrtu
wiozcego emisariusza Pana. Za kadym razem osignito cel.
Mog sobie wyobrazi, e obaj ci magowie Bractwa
Odosobnienia, rang rwni Drimu-sowi, strasz teraz ciemno
na dnie Yentru... - Przerwa, by si umiechn. - Suchaj
uwanie: cho mi to nie w smak, jestem wdziczny potomkom
Boreaszw za danie mi nieocenionego czasu. Misaianes
pozostaje w ukryciu. Bd czeka na jego kolejny krok. Potem
nadejdzie mj czas.
Acila uznaa to za zbyt zachowawcze. Plansza do gry bya
rozkoysana jak fale Yentru, co utrudniao czytanie rozgrywki.
Misaianes siedzia w swojej grze niczym mysz pod miot, ale
zdaniem Powolnej Mowy za jego bezruchem kryo si
ukradkowe dziaanie. Molitzmos musia natychmiast co
przedsiwzi, a im bardziej bdzie zuchway, tym lepiej.
Acila powiedziaa to wszystko, po czym zamilka.
- Dokocz to, co zacza - zada Molitzmos. - I nigdy
wicej mnie nie zmuszaj, ebym ci prosi o wyjanienia! Chc
usysze wszystko, co masz mi do powiedzenia, a nie jakie
mtne sugestie.
Z ust Acili wypyny sowa przypominajce lawin kamieni.
Misaianes, powiedziaa, marzy o wiecie,
ktry padnie przed nim na kolana. Kt mg speni jego
marzenia? Kt mg przemierzy drog wskazan przez jego
paznokie i przynie mu serce Jelenia? Nie zdoa tego dokona
nawet doktryner Drimus.
- Drimus rozumia zamiary Pana w caej rozcigoci i gbi -
odpar Molitzmos. - Nie zdoa natomiast zrozumie ducha tego
kontynentu. Zignorowa cierpienie pasterzy, a oni odwrcili sw
bro. Szydzi z czarownika w achmanach, lecz Kupuka wci
yje i rzuca czary. Szed w imieniu Wiecznej Nienawici, nie
wiedzc, e jego tropem poda mio w zniszczonych
sandaach.
Molitzmos Wadca Soca nalea jednak do yznych Ziem.
- Nalee do jednego brzegu, a by wiernym drugiemu -
mrukn, jakby co sobie przypomina. - Oto mj przywilej!
Jego sowa zbiy Acil z tropu. Wygldao na to, e zwtpia w
swoje dotychczasowe przekonania, a kiedy zacza mwi, co
rusz si poprawiaa.
Mwia, e moe trzeba da Misaianesowi znak, ktry on
rozpozna jako symbol swego prawdziwego emisariusza.
Bekotaa, e by moe, tylko by moe, cho obawia si
pomyki, wie o pewnym sygnale, ktry Pan wychwyciby
spomidzy wszystkich innych. Ale nie bya pewna. Nie wierzya
samej sobie. Bagaa ma, by kaza jej przesta, jeli uwaa jej
sowa za kompletne brednie. Molitzmos milcza. W kocu Acila
si odwaya...
Kluczem byli Zitzahayowie - lud, ktry okpi samego
Drimusa, ukrywajc si w ogniu i w dungli. Nic nie
uszczliwioby Pana bardziej ni schwytanie czci
uciekinierw.
Okupujcy Beleram Syderetycy nie zdoali odnale
Zitzahayw, ktrzy uciekli w gb dungli, ani towarzyszcego
im Wielkiego Astronoma Bora. Acila zapewniaa Molitzmosa, e
tylko on potrafi poczy oba brzegi. Ksi Kraju Soca zna
dungl i rozumia psychik mieszkacw kontynentu. By moe
nawet potrafi ponownie wzbudzi w Borze pych.
Dziaaj szybko, mwia. Oddaj ich w rce Pana. On to
zrozumie i mianuje ci emisariuszem. Nazwie ci swoim
paznokciem, przedueniem jego porzdku na yznych
Ziemiach. Acila powiedziaa to w kawakach, lecz wynia w
caoci.
Kiedy skoczya, na twarzy Molitzmosa malowa si umiech.
Do labiryntu wdar si odlegy zgniy oddech. Wiatr
zawirowa wok ciaa Acili, unoszc tunik i poruszajc siatk
zotych nitek zdobicych jej wosy. Potem gwatownie umkn
przez szpary w labiryncie.
CO WIDZIA KSIYC

Umiech Molitzmosa trwa, cho ju nie na ustach. Wadca


Soca odzyska panowanie nad sob. Znw by panem swojej
woli i wadc pragnie.
Zachowywa si jak czowiek, ktry po dugiej, upalnej nocy
obudzi si wrd rosy. Przez cay czas si umiecha, udajc
jednak, e tylko marszczy twarz, bo razi go soce. Gdy za pi z
Syderetykami, skrywa umiech za kielichem wypenionym po
brzegi oacalem.
Starannie dobiera! ludzi, ktrzy mieli mu towarzyszy w
podry do Beleram. Pewnego wczesnego ranka wyruszy bez
uprzedzenia. Cudowny bekot Acili przypomnia mu, e nie
powinien si tumaczy. Molit-zmos, ktry zosta ksiciem,
wypeniwszy swoj cz paktu, nie musia niczego wyjania
ani prosi nikogo o zgod. Musia jedynie da Misaianesowi
sygna, by ten go zauway i uzna za swego.
Umiecha si przez ca drog, mylc, e enic si z t
kobiet, poczy si zarazem ze swoj dawn obietnic.
Po wielu dniach jazdy ujrza dziwne krzewy o ykowatych
liciach i tych kwiatach. W miejscu, w ktrym Nanahuatli
dosza do wniosku, e jest ju
na poudniu, Wadca Soca te si zatrzyma i odetchn
gboko.
- Ju niedaleko - oznajmi.
Tymczasem Syderetycy rzdzcy Samotn Prowincj byli
jeszcze bardziej skonsternowani ni ich towarzysze z Kraju
Soca. Wczyli si bez celu po pustych ulicach Beleram, a
nocami gromadzili si w Domu Gwiazd w obawie przed
niewidzialnymi wierszczami i duszami zitzahayskich kupcw,
ktre na pustym rynku zachwalay swj mid.
Dawna siedziba Astronomw stal si kwater Wiecznej
Nienawici. W miecie nie pozostao nic, co przypominaoby o
jego dawnym uroku. W Domu Gwiazd obserwatoria niczym nie
rniy si od stajni. Wszystko cuchno zgnilizn i ociekao
rozpust.
Pocztkowo Syderetycy prbowali zagbia si w dungl w
poszukiwaniu osad Zitzahayw, lecz nigdy adnej nie znaleli, a
wielu z nich pozostao tam na zawsze. Po znikniciu Drimusa, nie
majc nikogo, kto zajby jego miejsce, w kocu zaprzestali
poszukiwa. Dowdcw zaprzta inny problem: wojsko
yznych Ziem przemieszczao si niczym pustynne wydmy,
rozpraszajc si w jednym miejscu, by wkrtce zgromadzi w
innym. Zim wojownicy Jelenia zniknli na pustyni, lecz
Syderetycy ywili obawy, e wrg przeprawi si przez Mae
Lalafke i zbudowa fortec w Samotnej Prowincji.
Syderetycy z Beleram trwali na swoich pozycjach. Podobnie
jak ci z kraju Wadcw Soca wiedzieli o flotach zaatakowanych
w pobliu wybrzey Starych Ziem, lecz wci czekali na
wsparcie Misaanesa.
Dopki nie otrzymali nowych rozkazw ani posikw, dopki
nie byo wrd nich kogo, kto wziby
na siebie rol przywdcy, dopty woleli pozosta na
zdobytych terenach.
Na wschodzie ryczao Yentru, nie dajc im zapomnie o tym,
e ich Pan si ociga.
Od zachodu dungla patrzya na nich swymi gstymi,
zielonymi, bagnistymi oczami.
Na pnocy leay wioski opuszczone przez Zwiadowcw, a
za nimi wielkie pustkowie cignce si po Kraj Soca.
Na poudniu, po przebyciu Maego Lalafke, odpoczywa
Jele.
Ludzie, ktrzy wadali polow kontynentu, bali si
przechodzi noc przez rynek. Mwili, e wierszcze proponuj
im mid, a dusze cykaj.
W takim wanie stanie zasta ich Molitzmos. I od razu
wiedzia, e zjawi si w idealnym momencie, by ich sobie
podporzdkowa.
Gdy go zapytano o cel wizyty, odpowiedzia jak przystao na
ksicia:
- Zamierzam si uda w gb dungli w eskorcie ludzi, ktrych
ze sob przywiozem. Prosz was jedynie o dobr bro.
Przybyem, by wycign z nor Zitzahayw i Astronoma, ktry
im przewodzi. Znw wemiemy wojn w swoje rce, bo tego
oczekuje Pan. - Po czym mrukn pod nosem: - Nieprzyjazna
dungla i st do yocoya niewiele si rni. A ja znam jedno i
drugie.
Przypomina Sy der ety kom Drimusa. Mwi rwnie
zagadkowo i bezczelnie, nie uwaajc za stosowne niczego
wyjania. I podobnie jak garbus, budzi ich podziw.
Poniewa za bra na siebie cae ryzyko i prosi w zamian
jedynie o nieco uzbrojenia, dowdcy zgodzili si go wesprze.
Brawura Wadcy Soca nie moga
uczyni im adnej krzywdy, a gdyby jego plany si powiody,
mogli odnie znaczne korzyci.
- Znasz drog do obserwatorium Zabralkana? - zapyta
jednego z onierzy Molitzmos.
Ten odpowiedzia wymijajcym gestem, jakby nie rozumia
pytania. Ksi postanowi wic odtworzy drog z pamici.
Poszukiwania utrudnia mu fakt, e wiele szczegw, ktre
mogyby posuy za wskazwki, ulego zniszczeniu. Mimo to
zdoa dotrze na miejsce. Przed wejciem do najwaniejszego
obserwatorium Domu Gwiazd zadra mimowolnie. Kilkakrotnie
prbowa otworzy drzwi i za kadym razem wstrzymywa rk.
W kocu musia zaakceptowa swj lk. Ba si, e zastanie w
rodku Zabralkana krelcego linie wiodce z nieba na ziemi. Po
krtkich zmaganiach ze swymi obawami zdecydowanym ruchem
otworzy drzwi.
Zamia si z wasnych fantazji. Jak mg sobie wyobraa, e
znajdzie tam Zabralkana? ko, w ktrym spdzi staro
Najwyszy Astronom, byo w nieadzie. Pociel poczerniaa. Po
pododze walay si kawaki pergaminw i jadeitowych rurek.
Tylko dwie rzeczy zachoway si w dawnym stanie: prostoktny
kamie umieszczony w samym rodku obserwatorium i niebo
zagldajce do wntrza przez wnki.
- To miejsce wkrtce bdzie miao nowego waciciela -
mrukn ksi.
Gdy tylko przygotowano bro i amunicj, Molitzmos i jego
ludzie wyruszyli w stron dungli. Mateczka Neen zobaczya, jak
si zbliaj, i ciskajc licie, cofna si jak tylko moga, by
oddali si od najedcw. Przywara plecami do gr, lecz dalej
ju cofa si nie zdoaa i jedcy w kocu jej dosigli.
Zitzahayowie, ktrzy odmwili przejcia przez ogie do
Czasu Magicznego, posuchali zalece Zabralkana: Prosimy,
ebycie porzucili wszystko i schronili si w dungli. Gboko, w
samym jej sercu; tam, gdzie barwa waszej skry jeszcze bardziej
upodobni si do barwy ziemi. Przemieszczajcie si bezszelestnie
jak korzenie. Przymykajcie oczy, by ich blask nie zdradzi was w
gszczu. Mwcie tylko to, co konieczne, i tak cicho, jak tylko si
da". Sama dungla, Mateczka Neen zitzahajskiego ludu, take
zrozumiaa polecenie Astronoma i poprowadzia ludzi w miejsca
niewyobraalne i znane nielicznym.
Miejsce, w ktrym obecnie yli Zitzahayowie, dzielio od
Beleram zaledwie dziesi, a moe i mniej dni marszu przez
dungl, lecz oni czuli si ode odlegli o tysice dni. Dawna
stolica staa si dla nich rwnie nierzeczywista jak wszystko, co
przestao istnie.
Rozdzielili si na wiele malekich osad ukrytych wysoko we
wznoszcych si w nieprzeniknionym gszczu dungli grach. W
pamie zwanym Zbami Jaguara nauczyli si y z
przymknitymi oczami, niewiele mwic, wzdychajc, gdy wia
wiatr, paczc, gdy pada deszcz, rodzc dzieci, gdy pumy rodziy
swoje, polujc, gdy ziemia draa od tupotu dzikich wi,
umierajc nocami. A wszystko to, by si nie ujawni.
Wiele dni wdrowa Molitzmos po lesie, nie znajdujc
adnego ladu Zitzahayw. Okruciestwo dungli srodze dao
mu si we znaki, a wynik wyprawy nie by lepszy od tego, ktry
osigny wczeniejsze ekspedycje Syderetykw.
Acila miaa racj, mwic, e ksi zna dungl, lecz
Mateczka Neen ukrywaa swoje dzieci. Mieszkacw kontynentu
take zna, lecz c z tego, skoro
wszystkie lene stworzenia sprzeciwiy si wasnej naturze i
nawet miejsca, w ktre si udaway do wodopoju, ani kierunek, w
jakim chrzkaly, pieway czy wyy, nie zdradzi miejsca pobytu
ludzi.
Znajdowa zajce wysiadujce jaja w gniedzie, motyle
biegnce do nor. Widzia gbokie lady krokodyli pokryte
czerwonym kwieciem. Otwiera owoc i znajdowa w rodku
gniazdo. wit nadchodzi ze wszystkich stron, a noc koczya
jako krek porodku nieba. Sowy odzyway si rankiem,
dzienne ptaki ywiy si noc. Takie cuda wyprawiaa dungla,
by chroni swoje dzieci.
Wadca Soca zaczyna si obawia poraki. W miar upywu
dni jego ludzie byli coraz bardziej wycieczeni. Ju wielokrotnie
przychodzio mu do gowy, by si wycofa, gdy pewnego ranka
obudzia go mija syczca mu prosto w twarz. Jego towarzysze
spali, a wartownikw nie byo w zasigu wzroku. Maczeta,
owszem, leaa niedaleko. W zasycza jeszcze bliej; bardzo
blisko. Molitzmos mia szybk rk, ale w i tak wygraby ten
wycig. Wadca Soca trwa w bezruchu. Zna te zwierzta: ich
ukszenie zabijao w mgnieniu oka, nie pozostawiajc czasu
nawet na bl.
Czeka. mija nie atakowaa. Ale i nie odchodzia. Wtedy
Molitzmos, znawca kodeksw, dokadnie przypomnia sobie
nastpujce sowa: I tak zawadn Niestworzony mrowiem istot
wszelakich gatunkw, ktre pokoniy mu si, jako e Misaianes,
syn mierci, udaje prawdomwnego ".
Zrozumia, e w suy Bractwu Odosobnienia. Raz jeszcze
wspomnia sowa Acili. Syderetycy, a nawet ich przywdcy, nie
potrafili rozpozna przejaww magii i nie rozumieli jzyka
zwierzt. Brak empatii przytpia ich zmysy i ukrywa przed
nimi wiat.
On natomiast widzia i rozumia. A Misaianes mia go za to
wynagrodzi.
Molitzmos leciutko poruszy powiekami i nic si nie stao.
Nieznaczny ruch gow - w wci trwa w bezruchu. Potem
ksi omieli si odrobin unie tuw, a gdy si upewni, e
mija przybya tu po to, by go wesprze, wsta, nie budzc
towarzyszy.
W obrci si i zacz pezn. Wadca Soca sign
najpierw po maczet, a dopiero potem ruszy za przewodnikiem.
Wiele godzin wdrowa ladem gada, starannie zostawiajc
znaki, by odnale drog powrotn.
mija prowadzia go przez taki gszcz, e musia torowa
sobie drog maczet; zmuszaa go do przemieszczania si
skrajem bulgoczcych bagien, z ktrych z ca pewnoci nie
uszedby z yciem; wioda poprzez miejsca, ktrych nie
rozumiao wiato. Gdy zaczli si pi po tarasach pokrytych
zwart rolinnoci, Molitzmos poj, e znajduje si w grach
zwanych Zbami Jaguara. Wspinaczka bya trudna, bo woda
ukrywaa si na dwik jego krokw, a wszystko, co jadalne,
nabierao goryczy. Mimo pragnienia i godu Wadca Soca szed
dalej, a po niemal dniu wdrwki dotar do strefy olbrzymich
drzew tropikalnych. mija popeza po szorstkim pniu, a
Molitzmos ruszy za ni.
Tym razem zadanie okazao si atwe, bo gazie miay
grubo niejednego pnia i bez trudu potrafiy utrzyma ciar
mczyzny. Nawet ogonki lici byy grube jak lina. Wspiwszy
si na wierzchoek, Molitzmos z uwag rozejrza si po
zygzakowatych grach. Pocztkowo zobaczy tylko mg, lecz z
czasem zrozumia, e to nie mga, tylko dym unoszcy si
z rozpalonego przez ludzi ogniska. Powstrzymujc okrzyk
radoci, zapisa w pamici szczegy miejsca, w ktrym skrywaa
si osada Zitzahayw. Potem zszed z drzewa i wrci do swoich
ludzi.
Dwie noce pniej nadesza penia. Penia, ktra wszystko
widzi.
Osada, jak znalaz Molitzmos, bya podobna do wielu innych,
rozsianych po najbardziej niedostpnych regionach dungli. Z
trzcin, lici palmowych i lian uciekinierzy odbudowali pikno
swojej ojczyzny. Nie mieli wprawdzie zotych pmiskw, ale
skorupy kokosw, z ktrych jadali, zostay misternie
pokolorowane, ozdobione rysunkami kwiatw i ptakw. Nie
mieli klejnotw, ale kobiety obwieszay si naszyjnikami z czer-
wonych i biaych pestek, niebieskich pir... Tej nocy
Zitzahayowie w wiosce witowali peni, nie zapominajc o
kamuflau, ktrego nauczy! ich Zabralkan.
Ci, ktrym przypad w udziale piew, naladowali lene ptaki.
Muzycy grali na wietrze, a tancerze poruszali jedynie rkami.
Zitzahajski lud nauczy si bowiem taczy, wykorzystujc
wszelkie moliwe ruchy rk, i cieszy si tym tacem tak samo,
jak jego dawnymi formami.
Gdy mieszkacy osady witowali, Molitzmos ze swymi
ludmi wspina si na gr - ponownie w towarzystwie mii.
Ksiyc wszystko zobaczy i rozproszy si, by ostrzec
Zitzahayw, e wrg nadciga.
Z nieba spada zoty py, pomyleli.
- To ksiyc. Co on chce nam powiedzie? - pytali.
Nie zdyli jednak udzieli sobie odpowiedzi. Kiedy
wartownicy podnieli alarm, byo ju za pno. Mczyni
zdyli jedynie schwyci dzidy i zasoni
swoimi ciaami kobiety i dzieci. wiato ksiyca lnio na
metalowych lufach wycelowanej w nich broni.
Zitzahayowie skierowali ostrza w stron przybyszw.
- Nikt nie zginie, jeli mnie wysuchacie! - zawoa Molitzmos.
Mczyzna cieszcy si w wiosce najwiksz estym gestem
nakaza wszystkim, by zaczekali. Wiedzia, e nie s
przygotowani do walki i nie maj najmniejszej szansy ani na
zwycistwo, ani na ucieczk. Zgodzi si wic wysucha
przeciwnika.
- Przyszedem po Bora - usysza.
Po tylu dniach milczenia Zitzahay musia si bardzo wysili,
by wydoby z siebie ludzki gos.
- Nie ma go tu.
Molitzmos wiedzia, e mczyzna mwi prawd.
- Wic gdzie jest? - zapyta.
- Nie wiemy.
Molitzmos rozumia, e wikszo Zitzahayw ze wzgldw
bezpieczestwa nie powinna wiedzie o pooeniu innych osad, a
w szczeglnoci tej, w ktrej mieszka Bor. I e nieliczni, ktrzy
mog tak wiedz posiada, s gotowi znie wszelkie cierpienie,
nie mwic sowa.
- Suchaj uwanie - zwrci si do czowieka, ktry wzi na
siebie odpowiedzialno za wiosk. - Przeka ci wiadomo dla
Bora. Pjdziesz do niego, powtrzysz mu j sowo w sowo i
powiesz, e to ja j przysyam.
- Ju powiedziaem, e nie wiem, gdzie przebywa.
- Ty moe nie, ale kto musi to wiedzie. - Molitzmos
umiechn si kpico do ksiyca. - Przejdziesz si po tych
tarasach, znajdziesz, powiedzmy, wiewirk i przekaesz jej
wiadomo. Potem ona znajdzie innego
Zitzahaya i mu j powtrzy. On powie to wdrujcemu
nasionku, a ono kobiecie z twego plemienia. W ten sposb
wiadomo dotrze w kocu do Bora. Zgadzasz si ze mn?
- A dlaczego mam to zrobi? - zapyta Zitzahay. Molitzmos na
znak dobrej woli pokaza mu otwarte
donie.
- Widzisz tu jakich Syderetykw? Nie przyprowadziem ich.
To sprawa midzy nami, ludmi yznych Ziem. Pozwl, by Bor
usysza to, co mam mu do powiedzenia, i sam podj decyzj.
Nie rb tego w jego imieniu! I wiedz, e nic na tym nie stracisz, a
wiele moesz zyska.
Mczyzna wyrazi zgod i poprosi o przekazanie mu
wiadomoci. Molitzmos powtrzy! j kilkakrotnie, cedzc sowa
i ukrywajc intencje w faszywej melodii. A powtarzajc je,
myla o Acili; ojej powolnym jzyku, ktry kady wyraz
wypowiada tak, e nie dao si go zapomnie.
- Niech Najwyszy Astronom wie, e wziem jako
zakadnikw wszystkich mieszkacw wioski i e w zamian za
ich ycie prosz go jedynie o rozmow. Musi zrozumie, e
nadesza doskonaa okazja do dziaania w myl jego pragnie,
ktre, o ile mi wiadomo, nie rni si obecnie od pragnie
Zabralkana. Czy Bractwo Otwartej Przestrzeni nie gosi
rwnoci wszystkich stworze? Czy nie twierdzio podczas
konsylium w Beleram, e narodziny czowieka nie s ani
bardziej, ani mniej wane od kwitnienia roliny, a Astronom
czytajcy w gwiazdach w niczym nie rni si od skadajcej ikr
ryby? W takim razie czy kryjwka Wielkiego Astronoma moe
by warta wicej ni ycie caej wioski? Nie powinien si na to
godzi.
Niech postpuje zgodnie z wasnymi naukami! Byby to
pierwszy taki przypadek w jego yciu. Na koniec powiedz, e
bd na niego czeka w Domu Gwiazd tylko do nastpnej peni.
Ledwie Zitzahay opuci wiosk, do Molitzmosa podszed
jeden z onierzy.
- Panie, czy yczysz sobie, eby niektrzy z nas poszli jego
ladem?
- A po co? - zapyta ksi. - Nietrudno uwierzy, e ten
czowiek nie zna dokadnego miejsca pobytu Bora, a nawet
gdyby je znal, usyszaby twoje kroki, nim by wyruszy, i
zmieniby kierunek. Pozwlmy, by wiadomo dotara do
Astronoma, a wtedy Bor sam przyjdzie do Beleram.
Wkrtce potem mieszkacy wioski wyruszyli w drog pod
eskort onierzy Molitzmosa.
Trzynacie razy po trzynastu ludzi wracao do nieistniejcego
ju miejsca.
Ksiyc paka nad plemieniem, ktre czcio go milczcymi
tacami. Paka nad tymi, ktrzy odchodzili.
Kiedy si oddalili, mija powrcia w niedostpne knieje.
SMUTEK PENI

Od Zitzahaya do wiewirki, do nastpnego Zitzahaya, do


wdrujcego nasionka, do kobiety. W ten lub podobny sposb
wiadomo od Molitzmosa bardzo szybko dotara do uszu Bora.
Bor zrozumia j tak, jak sobie tego yczy Wadca Soca, i
wyruszy w drog do Beleram. Wszystko to razem trwao
dwadziecia osiem dni, dziki czemu Wielki Astronom,
mieszczc si w terminie wyznaczonym przez Molitzmosa, dotar
do Domu Gwiazd, akurat gdy na niebie wschodzi kolejny
ksiyc w peni.
Molitzmos ju od kilku dni wypatrywa Astronoma w
obserwatorium i ani troch si nie zdziwi, zobaczywszy, e ten
nadchodzi bez eskorty i pewnym krokiem. Natychmiast zbieg po
schodach, by ochroni Bora przed szyderstwem Syderetykw.
Po powrocie z dungli zasta w Beleram poselstwo wysane z
Miasta Soca w celu skonienia go do powrotu. Syderetycy nie
zezwalali mu na pozostanie w Beleram. Przybyli tu, by zabra z
powrotem faszywego ksicia, ktrego z koniecznoci tolerowali.
Ten jednak przyprowadzi z dungli ca wiosk jecw i obieca,
e wkrtce doczy do niej Wielki Astronom.
Poselstwo pohamowao wic gniew i postanowio zaczeka.
Bor przystan na placu gier i rozglda si po ukochanym
miecie.
- Pom mi! - baga je. - Niewane, jak bardzo ci oszpecili;
twoje serce wci tu jest!
Potem ruszy! w dalsz drog do Domu Gwiazd. Mia na sobie
tunik z wkien rolinnych, tak sam, jakie nosili jego
wspplemiecy. Oprcz tego zdobi go naszyjnik z pestek i pir,
ktry sygnalizowa rang jedynie tym, e piciokrotnie owija si
wok jego szyi. U stp schodw czeka Molitzmos. Bor
zatrzyma si przed wystawnie odzianym mczyzn, ktrego
pochlebstwa niegdy pozbawiy go duszy.
Nie, poprawi si w mylach. Ten, ktry stoi przede mn, jest
raczej czci mnie samego.
- Przyszedem - rzek. - Moesz ju wypuci moich ludzi.
- Widz, e oprcz wielu innych, zatracie rwnie cnot
cierpliwoci - odpar Molitzmos. - Zrobimy tak, jak w dawnych
czasach - doda.
- To znaczy?
- Porozmawiamy o sprawach nieba. Tylko ty i ja.
- Nie pomog ci udawa, e to rozmowa. Syderetyccy
wodzowie przygldali si im z bliska.
Niepokoi ich sposb, w jaki Molitzmos traktuje wroga Pana.
- Mj drogi, widz, e prostota twego stroju jest tylko
ndznym kamuflaem. Dusz wci masz tak prn, e nawet
nie potrafisz zauway, i nie pozostao ci nic innego, jak tylko
podporzdkowa si moim yczeniom.
Bor umiechn si smutno.
- Molitzmosie, powiniene wiedzie, e rozmow, prawdziw
rozmow, mona przeprowadzi jedynie z wasnej woli, a nie
skaniajc do posuszestwa. Moesz zmusi mj jzyk do
wypowiadania sw, lecz nie moesz zmusi mnie do walki na
argumenty, do onglowania prawdami. Nie moesz we mnie
wmusi ani zapau, ani zaciekoci. Pogd si z tym! aden
przymus nie siga miejsca, w ktrym yj uczucia.
Molitzmos rozoy rce w gecie szacunku.
- Podziwiam twoj elokwencj, Wielki Astronomie! W
nagrod za ni bdziesz mg zobaczy si z Zitzahayami,
ktrych trzymam w niewoli. Bdziesz mg je i wypoczywa,
ile tylko zechcesz. Nie zabraknie nam czasu na rozkoszowanie si
rozmowami.
Bor ujrza Zitzahayw lecych pokotem w odkrytej stajni.
Jego ludzie umiechnli si z wdzicznoci, a Astronom
pozdrowi ich gestem przypominajcym gaskanie po gowie.
Szczere umiechy na ciemnych twarzach wspple-miecw
upewniy go, e susznie postpi, przychodzc do Domu
Gwiazd, by odda si w rce Molitzmosa. Nie by niezbdny - nie
bardziej ni dziecko, ktre patrzy przez szczelin w parkanie.
Cho wiedzia, e Czas Magiczny nie znajduje si ani w grze,
ani w dole, unis gow ku niebu. Bracie Zabralkanie, by moe
ju wkrtce ukocz naczynie, ktre kazae mi ulepi!".
Kadego dnia widywa swoich ludzi, spacerujc z
Molitzmosem i dyskutujc na najtrudniejsze tematy.
- Obserwacje wykazay, e czas zrwnania dnia z noc
kadego roku przypada wczeniej - rzek Molitzmos.
Wiedza tego czowieka zawsze zdumiewaa Astronoma.
- Istotnie - przyzna.
- Czy brano to pod uwag podczas rozszyfrowywania
kodeksw? Niektre zawarte w nich dane mog si rni w
zalenoci od tego, w ktrym roku sonecznym je zapisano.
- Niekoniecznie - zaoponowa Bor. - Kodeksy s
zaszyfrowane wedug kalendarza magicznego. Dopiero po jego
konwersji na kalendarz soneczny otrzymujemy nasz czas.
- Ale ta konwersja...
- Daj mi dokoczy! - poprosi Bor.
Niekiedy tak si emocjonowa dyskusjami, e zapomina, po
co tu jest. Trwao to jednak zaledwie tyle, ile trwaa jego
argumentacja. Potem przypomina sobie o uwizionej wiosce i
wraca do rzeczywistoci.
Musz gra w gr Molitzmosa tak dugo, a znajd sposb na
zmuszenie go do dotrzymania sowa, postanowi.
Godni i brudni Zitzahayowie umiechali si, widzc go
spacerujcego z Wadc Soca w pobliu stajni.
Dni jednak mijay i kady by taki sam jak poprzedni. Ilekro
Bor prosi o wolno dla swoich ludzi, Molitzmos zmienia temat.
- Jutro penia - mwi na przykad Bor. - Rozmawiamy ju od
dwudziestu omiu dni. Kiedy uwolnisz mj lud i zadecydujesz o
moim losie?
- Mwisz, e jutro penia... - Molitzmos udawa, e zastanawia
si nad czym, co od dawna byo postanowione. - W takim razie
jutro odtworzymy tras, ktr odbylimy podczas konsylium.
Pamitasz j?
- Owszem. - Bor wiedzia, e co si koczy. Poczu w
odku ukucie strachu i chd.
Poranek przynis do Beleram mokr mg znad dungli.
Zitzahayowie w stajni wykorzystali j do obmycia twarzy i rk.
Pili i jedli mg. Pniej usyszeli piew kukula i poweseleli. Tak
troszczya si o swe dzieci Mateczka Neen.
Postpowanie Molitzmosa z jecami i z samym Borem
niecierpliwio Syderetykw. Dowdcy wielokrotnie prbowali
przemwi mu do rozsdku. Nie ufali ksiciu, lecz nie mieli
odwagi si mu sprzeciwi.
Molitzmos reagowa na ich perswazje stoickim spokojem.
Znalaz sposb na obudzenie w nich strachu, przypominajc, e
cieki Pana s nieodgadnione:
- Znalicie Leogrosa? Nawet jeli nie, na pewno syszelicie
imi pierwszego dowdcy Misaianesa na yznych Ziemiach -
powtarza. - Pamitajcie, e dugo kona. W Kraju Soca
syszaem te, e na wiele soc przed mierci w jego ciele
zagniedziy si pajki. Spr z Drimusem nie wyszed mu na
dobre!
Syderetycy wiedzieli, e mwi prawd.
- Czy my w ogle potrafimy sobie wyobrazi to, o czym marzy
Pan? On nie pragnie kontynentu martwego, lecz pokonanego.
Czy potrafimy sobie wyobrazi studni tak gbok, e czowiek
rodzi si w niej, dorasta i doywa staroci, wci spadajc i nie
sigajc dna? Tak Molitzmos podsyca niepokoje Syderetykw.
Dwadziecia osiem dni rozmawia z Borem, usiujc
wycign z niego informacje o wydarzeniach dawnych i
niedawnych; odzyska szlachetn wiedz, ktra zanika, gdy
Drimus spali kodeksy.
Molitzmos, czowiek wiaty, nie chcia by ksiciem bez
przeszoci. Bor, ktry doskonale pojmowa zamiary Wadcy
Soca, przez cay czas zachowywa czujno i z wielk rozwag
dobieral sowa.
Wrd syderetyckich dowdcw narastao jednak napicie.
Tego mglistego poranka pie kukula wydaa im si
szyderstwem dungli. Nie zwlekajc duej, wezwali Molitzmosa
i zadali niezwocznego wydania im jecw, by mogli czyni
swoj powinno. Ich powinnoci za byo ci i rozdziera
skr; wymiewa si z krwi, ktra nawet po mierci prbuje si
buntowa. Ich powinnoci byo splugawi czysto.
Nie zamierzali duej czeka. Molitzmos wiedzia, e jego
wadza nad nimi jest jeszcze saba. Cho wic sprzeciwia si
niektrym daniom i wytycza granice, ostatecznie ustpi.
- Tej nocy przypada penia. Dzi koczy si moja praca, a
zaczyna wasza.
Ogrody Domu Gwiazd nawet zaniedbane i zachwaszczone
zachoway sporo z dawnego uroku. Wielki Astronom znw
spacerowa po nich w towarzystwie Molitzmosa. Odtwarzali
tras, ktr przemierzyli przed laty, gdy konsylium rozwaao
problem nadcigajcych cudzoziemcw. Gdy kady z delegatw
upiera si przy swoim, a wszyscy byli W bdzie. I tak jak
wwczas Molitzmos chcia rozmawia o czasach, w ktrych
magia rozdzielia si na dwoje.
- Nie mog rozmawia o bractwach, gdy mj lud jest
uwiziony w stajni - powiedzia Bor.
Molitzmos cakowicie zignorowa jego odpowied.
- Kiedy obaj uwaalimy, e maluczkich powinno cechowa
sodkie posuszestwo, a wadz mog sprawowa jedynie
najlepsi - kontynuowa jak gdyby nigdy nic. - Ju tak nie mylisz?
Bor traci panowanie nad sob. Cho Molitzmos przemawia
ze swoim zwykym spokojem, Astronom czu zbliajc si
groz.
- Zostan z nimi! - odpar gwatownie, odwracajc si i
ruszajc w stron stajni.
Idca par krokw za nimi, eskorta Wadcy Soca zmusia go
jednak do powrotu na owietlon ksiycem ciek.
- Zapraszam ci do kontynuacji spaceru. - Tak jak pewnego
dnia przed laty, Molitzmos pogaska jade-itow fontann. -
Rozmawialimy o ciarze wadzy i przywileju posuszestwa.
W tym momencie zabrzmia wystrza i w stajni pad jeden z
ludzi odzianych w tuniki z wkien. Groza nadesza. Bor modli
si za swj lud.
- Nie sdzisz, e ten zabity wolaby spokojnie zbiera ziarno i
piewa swoje pieni, pozwalajc, by czuwali nad nim ci, ktrzy
s do tego powoani? - zapyta Molitzmos.
Dwa, trzy kolejne wystrzay przeszyy dwa, trzy kolejne
naszyjniki z pestek.
Molitzmos, niezraony, kontynuowa monolog wrd huku.
- Nie ja do tego doprowadziem. Odpowiedzialno ponosi
Bractwo Otwartej Przestrzeni. To wy wynielicie tych
prostaczkw do roli, ktrej nie s w stanie zrozumie ani znie.
Pogd si z tym! - Molitzmos unis wadczo do. -
Uprzedzilicie ich, e wiedza moe im przynie wielki bl? -
Opuci rk. - Powinnicie.
Bor nie wiedzia, e pacze.
- Bagam, oszczd ich!
Nie wiedzia, e pada na kolana.
- Wsta. - Molitzmos pomg mu si podnie.
- Musiaem ugaska Syderetykw, ale dzi nie bdzie wicej
ofiar.
Dopiero wtedy Bor znieruchomia. Caa rozpacz natychmiast
go opucia, bo wzburzenie Dzieci Ziemi nie trwa dugo. Krew
gotuje si i kipi w yach, wywracajc wntrznoci, serce
podchodzi do garda i dusi, lecz wkrtce krew opada i uwalnia
powietrze, a w lad za nim przychodzi smutek. Smutek, ktry jest
inny: pozwala spa, lecz czeka w pobliu, by jako pierwszy
powita nicego po przebudzeniu.
- Znw zawadna tob pycha, bracie Bor. Jestem
przekonany, e Zabralkan zgodziby si ze mn - cign
Molitzmos. - Mylae, e to ty jeste naprawd wany. Wielki
gupiec przychodzi, by si powici za maluczkich! Widzisz, w
kocu zacze si zachowywa jak ci z Bractwa Odosobnienia.
Przyszede tu w przekonaniu, e moesz odkupi ich
wszystkich.
- Przyszedem w przekonaniu, e dotrzymasz sowa
- mrukn Bor.
- Mwisz to, bo chcesz, eby Zabralkan ci usysza?
- zadrwi Molitzmos. - Przed nim si tumaczysz?
Bor mg ju tylko milcze. W drodze do swojej celi sucha
rozkazw, ktre w uprzejmy sposb wydawa mu Molitzmos, i
postanowi je dokadnie wypeni.
Po drodze jeden ze stranikw zauway, e na stajni opadaj
jakie wiateka.
- To ksiyc - odpar ksi. - Pozwlmy mu paka.
KSIYC W KODEKSACH

Glina nie zostaa wypalona i ozdobiona rylcem. Znowu nie.


Nie byo pewnoci, czy Bor zdoa dokoczy swoje naczynie. Z
pewnoci natomiast mia do przejcia dug drog wskro
samego siebie.
Wielki Astronom by winiem w obserwatorium Zabralkana i
otrzyma! precyzyjne rozkazy do wypenienia.
Syderetycki onierz otworzy drzwi i wrzucil do rodka
toboek ze wszystkimi arkuszami kory, kawakami cienkiej skry
i skrawkami grubego sukna, jakie udao si znale w Domu
Gwiazd. Wczeniej dostarczono Borowi rylce i atrament
wglowy. Polecenie Molitzmosa byo jasne: Astronom ma
odtworzy wite kodeksy, ktre spali Drimus. W tym celu
pozostanie w obserwatorium, gdy miejsce to sprzyja
kontemplacji ruchu gwiazd. Dostanie wszystkie potrzebne
narzdzia, a jego wybitna wiedza i pami dopeni dziea.
- Tamtego dnia garbus si pomyli - stwierdzi Molitzmos. -
Zniknicie zitzahajskiego ludu i jego Astronomw tak go
rozwcieczyo, e popeni ogromny bd. Zniszczy wiedz
przechowywan w kodeksach,
przez co stracilimy szans na prawdziw wadz... Ty i ja
wiemy, e wieczna jest jedynie wiedza.
Ksiyc zaglda do obserwatorium przez okna, owietlajc
jego wntrze, ktre Bor w miar swoich moliwoci odbudowa.
- Spjrz, braciszku. - Astronom unis gow ku ksiycowi. -
Molitzmos zleci mi zadanie, ktre zamierzam wykona
dwukrotnie. Bdzie to jednak moliwe tylko z twoj pomoc. W
dzie bd spisywa kodeksy, ktre kazano mi zrekonstruowa,
lecz pewne rzeczy pomin, a w kalendarzu zrobi bdy. Bdy
tak drobne, e pozostan niezauwaone, a jednoczenie uczyni
bezuytecznym wszystko, co napisaem.
Na yznych Ziemiach ksiyc rozumia ludzk mow.
- Noc natomiast bd spisywa prawd. Przywoam z pamici
ca dostpn wiedz, jaka nas czy z przodkami i potomkami.
Pniej ukryj te zwoje pod prostoktnym kamieniem, gdzie nie
znajd ich Syderetycy. W tym wanie musisz mi pomc,
przyjacielu. Musisz tu przychodzi co noc, by dawa mi wiato i
wsparcie. Kto wie, moe ta niewola ma jaki sens.
Molitzmos bez pukania otworzy drzwi obserwatorium. Jego
ubir nie pozostawia wtpliwoci, e ksi wybiera si w
podr.
- Wracam do swego paacu - oznajmi. - Pamitaj, e masz
pracowa przede wszystkim nad Kodeksem Balameba, z ktrego
w Miecie Soca zachowao si bardzo niewiele. Ten interesuje
mnie najbardziej, bo poprzedza i wyjania pozostae.
- Zapewne nie musz ci mwi, e Kodeks Balameba istnieje
tylko we fragmentach, a na dodatek posiadaj
one kilka wersji, w tym takie, ktre wzajemnie si wykluczaj
- zauway Bor.
- To tylko dowodzi, e kodeks zawiera prawd o naszych
pocztkach - odpar Molitzmos. - Mdrzec wie, e czasem trzeba
poczy dwie prawdy w jedn, by rozpozna w nich siebie.
Cho byo mu to nie w smak, Bor cakowicie podziela opini
ksicia.
- Musisz im powiedzie, eby mi dostarczyli odpowiednie
przyrzdy do obserwacji i pomiarw - powiedzia. - Bez ich
pomocy wiele nie wskram. Musz dokonywa zoonych
oblicze, a nie zdoam tego uczyni bez koa liczbowego. Musz
rysowa mapy nieba, rekonstruowa odlegle kty... Caa
zawarto laboratorium zostaa zniszczona.
- Ju wydaem rozkaz.
Sprawiali wraenie dwch mdrcw debatujcych nad
zoonymi aspektami nauki, a nie zapiekych wrogw.
- Bd tu regularnie przysya onierzy z Kraju Soca z
zadaniem zabierania tego, co ju skoczye, i dostarczania ci
wszystkiego, czego zadasz.
Molitzmos zacz si przechadza wok prostoktnego
kamienia umieszczonego w samym rodku obserwatorium. Bor
poczu, e jego plan jest w niebezpieczestwie .
- Trzeba przyzna, e piknie go wyrzebili - zauway
Wadca Soca.
- W istocie - przytakn Astronom.
Wiedzia, e wszelka prba odwrcenia uwagi ksicia jedynie
by go zaalarmowaa. Wola zatem gra w jego gr.
- Sprbuj przeledzi ciao wa, ktre biegnie przez cay
kamie.
- Tu ma gow. - Molitzmos bez trudu odnalaz ksztat wijcy
si wrd konstelacji, witych symboli, ptakw i owocw. - A tu
koniec ogona.
Ju mia si schyli, by schwyci gada za gow, gdy chmura
przysonia ksiyc i wyrzebione na kamieniu figury rozmyy si
w mroku.
- C. - Ksi pstrykn palcami na znak rezygnacji. - Id.
Wiem, e wywiesz si z obietnicy, bo od tego zaley ycie
jecw.
- Wywi si, lecz nie dlatego - odpar Bor. - Nauczyem si
ju nie wierzy w twoje sowa. Nie uszanujesz ani mojego, ani
ich ycia... Wszyscy zginiemy, gdy przestaniesz nas
potrzebowa.
- Dlaczego wic to robisz? - zapyta! ksi, nie potwierdzajc
ani nie zaprzeczajc.
- Podobnie jak ty jestem przekonany, e musimy zachowa
wiedz i pami. Lepiej, eby przetrway w rkach najwikszego
wroga ni wcale. Czas wci bdzie pyn, gdy my pomrzemy,
gdy zatr si nasze imiona i twarze. Magowie Odosobnienia
uwaaj, e wiedza naley do nich. Lecz ja, Astronom Otwartej
Przestrzeni, w to nie wierz.
Molitzmos Wadca Soca ruszy ku drzwiom.
- Ilekro z tob rozmawiam, auj, e nie stoimy po tej samej
stronie.
Bor zosta sam i wrci do wnki. Chmura odsonia ksiyc.
- Musimy pracowa - rzek Wielki Astronom. Poczwszy od
tej nocy, wielokrotnie budzi si
z krtkich, nieprzyjemnych snw, pochylony nad prac. I za
kadym razem na skraju przebudzenia czeka smutek, by go
powita jako pierwszy.
DYMICE KAMIENIE, FIGURKI Z GLINY

Po zwycistwie na pustyni wojsko Jelenia skoncentrowao si


na utrzymaniu zdobytych terenw i zamkniciu Syderetykom
drogi na poudnie.
Min jednak niemal peen rok soneczny, a wrg nie naciera.
Thungiir wykorzystywa kady dzie na szkolenie swoich
ludzi i powikszanie arsenau. onierze yznych Ziem
wiedzieli, e wojna wkrtce powrci: prostacka, wcieka, na
czterech apach. Wiedzieli te, e s jedynym murem, jaki stoi
pomidzy Misaianesem a yciem. Niestworzonemu wystarczyo
zrobi krok, by jedn nog tkwi w swojej grze, drug na
Rubieach, a gow przebija niebo. Oni z kolei musieli
przeprawia si mozolnie przez pl kontynentu.
Cho Pasterze Pustyni nie towarzyszyli wojsku, pozostawali
w pobliu, podajc w niewielkiej odlegoci za nim i stawiajc
namioty w zasigu jego wzroku, jakby si bali wdrowa
samotnie. Thungiir od czasu do czasu zleca im zadania, ktre
niezwocznie wypeniali. Ten wyndzniay, upokorzony lud
bliski by jednak zniknicia z powierzchni ziemi.
Pewnego dnia powrcili wojownicy wysiani przez Thungiira
na Rubiee. Przywieli zapasy, Ojczulka z Przeczy i grup
husihuilkaskich modziecw, ktrzy doroli do wojny.
Dowdcy garnizonu od pocztku traktowali ich na rwni z
pozostaymi, lecz wieczorami tak o nich rozmawiali:
- Pamitaj, e my uczylimy si wojowa z czonkami innych
klanw... Obie strony dysponoway t sam broni i kieroway si
tymi samymi zasadami.
- Z nimi bdzie inaczej. Od razu trafi na pole bezlitosnej i
nierwnej bitwy.
Przybycie Ojczulka zachwycio dzieci pasterzy, ktre od
tamtej pory poday za nim krok w krok, proszc, by je nosi na
plecach i naladujc jego gesty. On za zawsze znajdowa czas,
by lepi z gliny figurki nieznanych na pustyni zwierzt.
- Szkoda, e nie ma tu drzew - mawia! - bo mgbym wam
zrobi uprze. Mali Husihuilkowie uwielbiaj buja si na
gaziach.
Pierwszym jego zadaniem byo wytworzenie szarego prochu,
ktrego wojownikom najbardziej brakowao i bez ktrego
zdobyta na Syderetykach bro bya bezuyteczna.
Ojczulek bada niuanse jego barwy, wdycha gboko zapach,
koniuszkiem jzyka sprawdza smak. Wszystko, co znalaz w
prochu, byo mu znajome i bliskie. Wszystko to znal jak wasn
kiesze.
- Mamy tu peen zestaw skadnikw, Thungurze! - woa z
daleka. - Jest na wycignicie rki!
- Co masz na myli, Ojczulku? - zapyta wdz Husihuilkw.
- Szary proch, Thungurze! - wyjani podekscytowany
czarownik. - Moemy go zrobi!
Pielgnujcy kopyta Wieczornika Husihuilk natychmiast
wsta.
- Saletra albo proszek z olbrzymich alg. - Ojczulek unis trzy
palce. - Saletra, wgiel i wiesz co jeszcze? Wiesz co, Thungurze?
Dymice kamienie! Te same, ktrych nasze staruszki uywaj do
swoich kuracji!
Na twarzy Thungiira wykwit! umiech.
- Saletra, wgiel i dymice kamienie, powiadasz?
Przez gow przemkn mu obraz tych ska, ktre babcia
Kush mielia i podgrzewaa, by wyleczy go z kadej
dolegliwoci, gdy by dzieckiem.
-1 dymice kamienie - przytakn czarownik, jakby sysza
jego myli.
Bez powodu innego ni entuzjazm ponownie podnis trzy
palce.
- Saletra, wgiel i dymice kamienie. Dasz wiar? W tamtych
czasach na rozkaz Thungiira wojsko
byo podzielone na mniejsze dywizje z osobnymi dowdcami.
Dziki temu sprawowao kontrol nad wikszym obszarem, a
ponadto mogo zmyli Misa-ianesa co do wielkoci swoich si.
Mogo te sprawniej zadziaa w przypadku niespodziewanego
ataku Syderetykw.
Thungiir nieustannie galopowa od jednego obozu do
drugiego. Zawsze wymaga wytonego szkolenia i byl
rygorystyczny w kwestii honoru. Gdy jednak brakowao
jedzenia, przydziela sobie mniejsze racje ni swoim ludziom.
Czuwa z wartownikami, snujc opowieci przy ognisku,
odwiedza chorych i w zimne pustynne noce przykrywa si
skrzan narzut, rwnie wywiechtan jak kada inna.
On i reszta sztabu byli zgodni, e naley zaj wiksz pola
kontynentu przed nadejciem zimy Postanowili wic opuci
pustyni i przeprawi si przez zatok dzielc ich od Samotnej
Prowincji, gdy pozostanie tutaj z ca pewnoci nie wyszoby
im na dobre.
Jedyn moliwoci poszerzenia strefy wpyww wydawaa
si w owym czasie ofensywa na Beleram. Byo to jednak trudne
zadanie i dlatego musieli si do niego jak najlepiej przygotowa.
Dwa okrty zdobyte w ostatniej bitwie z Syderetykami tkwiy
puste na pycinie. Oba byy powanie uszkodzone. Wojownicy
wynieli z nich wszystko, co mogo si im przyda, po czym
przestali o nich myle.
- Nawet w tym stanie mog nam posuy do przepynicia
zatoki. Jej wody s spokojne, a podr nie trwa dugo. Lepiej
jednak odby wicej rejsw z mniejszym adunkiem i po kadym
z nich przeprowadza ogldziny statku. Zrozum, Thungurze, e
dziki temu skrcimy sobie dug i trudn drog przez ld.
Ani Zitzahayowie, ani Husihuilkowie nie byli ludmi morza.
Nie przepadali za przebywaniem na falach. Argumentw
Ojczulka nie dao si jednak odeprze.
- Wybierz sobie ludzi - zgodzi si Thungiir. - Wykorzystamy
okrty do przeprawy przez zatok.
Ojczulek przebywa na pustyni z woli Czarownikw Ziemi.
Ty najlepiej nadajesz si do wspierania armii. Twj talent
wynalazcy oraz pasja budowania i reperowania bardzo si jej
przydadz".
I tak po raz kolejny co, co wydawao si nieistotne, okazao
si kluczowe.
Wkrtce oba okrty rozpoczy kursowanie midzy brzegami
z adunkiem ludzi, zwierzt i towaru. Zitzahayowie, ktrzy znali
te tereny, wskazali Umag nad
Wielkim rdem jako najlepsze miejsce do zaoenia
pierwszych obozw.
Gdy wikszo wojska bya ju po drugiej stronie, Thungiir
zwoa pasterzy.
- Tu si rozdzielimy - rzek. - Nie moemy zabra dzieci i
kobiet. Ani mczyzn, ktrzy przeyli, by si nimi opiekowa.
Zgubilimy si i odnalelimy; zawdziczamy wam mier i
zawdziczamy ycie. Jeli nasz kontynent odzyska wolno,
bdziemy si wzajemnie nazywa brami i dzieli chlebem.
Okrty odpyny, zabierajc ze sob ostatnich wojownikw.
Na brzegu dzieci pustyni rzucay w powietrze garci piasku na
znak poegnania.
JAGUARY

Armia Jelenia rozbia na obszarze Umag nad Wielkim


rdem ukryte i oddalone od siebie obozy. Ledwo skoczya,
pojawiy si pierwsze jaguary z naszyjnikami z pir.
Przed laty zwierzta te suyy jako cznicy, przenoszc
wiadomoci midzy Dulkancellinem a Hoh-Quiu. By moe te,
ktre teraz zatrzymyway si przed synem dawnego przywdcy,
byy dziemi tamtych jaguarw.
Thungur pochyli si, by z bliska spojrze w oczy stojcego
przed nim drapienika. Pogaska go po grzbiecie, po czym
odwiza przyczepion do szyi zwierzcia wiadomo z pir.
Pochodzia z kraju Wadcw Soca i mwia o silnym oporze
narastajcym wrd mieszkacw, gotowych przyczy si do
wojny z Misaianesem. Tym razem dowdca pozwoli kurierowi
odej bez odpowiedzi. Nie zamierza tak po prostu uwierzy w
otrzyman wie.
Wkrtce potem, w rodku nocy, pojawi si drugi jaguar.
Trzeci przybieg podczas potwornej ulewy. I cho Thungur
rzadko przebywa w jednym obozie duej ni dwa dni, kurierzy
zawsze potrafili go odnale.
Wizyty si powtarzay i nie towarzyszyo im adne zo, adna
zdrada. Tylko byszczce oczy zwierzt i dobre wieci. Lecz
Thungur wci nie udziela odpowiedzi.
W kocu kodem z pir i kolorw jaguary obwieciy
przybycie ludzkiego posaca.
W serca wojownikw, dowdcw garnizonw i naczelnego
wodza wstpia nadzieja. Jeli to, o czym donosiy jaguary, byo
prawd, yzne Ziemie wci miay szans. Poczone wojska
Jelenia na obszarach opanowanych przez Syderetykw daway
nadziej na zwycistwo, ktre dotd zdawao si miraem.
- Jeszcze nie odpowiemy - zadecydowa Thungur, wydawszy
uprzednio rozkaz wzmoenia czujnoci wok obozw.
Wojsko Jelenia stacjonowao na terenach umoliwiajcych
dobr obserwacj i obron. Obozw strzegy Gry Ceremonialne.
Przybycie Syderetykw z Beleram byo niemoliwe z powodu
gstej dungli, nieprzeniknionej dla kogo, kto nie pozna jej
oczami i uszami, nosem i domi, pamici i sercem. Jedynym
obszarem zagroenia pozostawaa dolina Trzynacie Razy
Siedem Tysicy Ptakw, ktr bez trudu mona byo
obserwowa z otaczajcych j wzniesie. W kocu pojawi si
tam czowiek zaanonsowany przez jaguary. Natychmiast
zaprowadzono go przed oblicze Thungiira.
- Jestem onierzem Soca. Kowal przysya mnie z wanymi
sowami.
- Kowal?
- Tak zwiemy swego wodza. - Umiechn si, a nie widzc
odzewu na twarzach suchajcych go ludzi, kontynuowa: - Nie
odpowiedzielicie na nasze listy. Rozumiemy to. Kowal pragnie
wam jednak przypomnie, e nie mamy do czasu ani si, by
wci sobie nie ufa.
- Wy wiecie, kim jestemy i dokd zmierzamy, ale my nie
wiemy o was nic - odpar Thungiir.
onierz Soca udzieli wreszcie pierwszych wyjanie.
- Obie wrogie dynastie zjednoczyy si w oporze przeciwko
Molitzmosowi, ktry zosta ksiciem na mocy paktu z
Misaianesem. Przeciwko temu, ktry zhabi wasny herb i nas
wszystkich. Nie zdoamy pokona Syderetykw. Wy te nie.
Ruch oporu z Kraju Soca proponuje sojusz i wsplny atak na
tych, ktrych nie moemy zwyciy osobno.
Suchajcy wiedzieli, e wojownik mwi prawd. aden
jednak nie da po sobie pozna, e si zgadza.
- A Molitzmos? - zapyta husihuilkaski wdz. - Co teraz
robi?
onierz ani troch si nie zmiesza.
- Wrci! z Beleram z podarkiem dla Misaianesa. Ta
nieoczekiwana odpowied mocno wszystkich zaniepokoia.
Thungiir poprosi onierza o wyjanienia.
Ten opowiedzia przebieg zdarze od chwili przybycia do
paacu kobiety o imieniu Acila po zaskakujc wypraw
Molitzmosa do Samotnej Prowincji. Opisa te powrt ksicia i
jego obwieszczenie o wziciu w niewol Bora i Zitzahayw z
wioski, ktr znalaz ukryt w dungli.
Myli Thungiira galopoway ju do Beleram, gdy zatrzyma je
gos onierza.
- To nie wszystko. Ze Starych Ziem pynie ogromna flota. Jest
ju tak blisko, e nie ma sensu prbowa adnej akcji przed jej
przybyciem. Buntownicy z Kraju Soca prosz, by dziaa
rozwanie i wesp z nimi. Wrogie okrty ju przybijaj do
brzegu, zitzahajska wioska jest w niewoli i aden popiech tego
nie zmieni.
Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko skonsolidowa siy.
onierz odjecha, podobnie jak jaguary nie zabierajc ze sob
adnej obietnicy. Po nim jednak zjawiali si kolejni i cho
Thungiir zachowywa wielk ostrono, pomys wsplnego
ataku zaczyna zdobywa zwolennikw w armii Jelenia.
Thungiir i dowdcy garnizonw rozumieli, e atak na Beleram
jedynie by ich osabi i pozbawi si potrzebnych na konfrontacj
z nadcigajc flot.
Buntownicy z Kraju Soca proponowali im moliwo
zwycistwa. Jak mona byo nie skorzysta z takiej broni? Jak
zlekceway jedyn szans na co lepszego ni honorowa mier
w boju?
Husihuilkaski przywdca nie zamierza jednak pozostawi
na pastw losu zitzahajskiej wioski ani Wielkiego Astronoma.
Natychmiast wydal rozkaz, ktry gosy niezliczonych stworze
zaniosy na Rubiee: Cucubie, pd jak wicher!".
DUGI SEN JAK DUGA PODR

By umoliwi waciwe zrozumienie tych zdarze, trzeba


wyjani, e w owych czasach i miejscach sny ziemskich
stworze byy rwnie rzeczywiste jak jawa. I e kady z nich
stanowi drog, tak sam jak materialne drogi, ktr wdroway
pytania, wiadomoci, sygnay i rozkazy. Warto te przypomnie,
e wczesne sny posiaday szeroko i dugo, trwao i gbi.
Po powrocie z Beleram Molitzmos odszuka! swoj maonk
Acil, by wsplnie z ni witowa powodzenie misji.
- Wyobra sobie zdumienie Syderetykw, gdy zobaczyli, e w
cigu jednej wyprawy do dungli udao nam si osign to,
czego oni nie osignli mimo wielu prb.
Podekscytowany opowiada o rozpaczy Bora.
- Najpierw posaem mu wiadomo, e jeli sprbuje chroni
wasne ycie kosztem swoich rodakw, postpi wbrew ideom
Otwartej Przestrzeni. A on uwierzy. Potem, gdy by ju moim
winiem, powiedziaem mu, e zachowa si jak czowiek
Odosobnienia, wierzc, i jego ycie jest warte tyle, ile ycie
wszystkich jego ludzi. W to te uwierzy. Widzisz,
Acilo? Wystarczy, e co adnie powiem, a ju brzmi jak
prawda. To za podoba si Misaianesowi bardziej ni cokolwiek
innego.
Acila sprawiaa wraenie zachwyconej sowami ma, a
zarazem bardzo chciaa mu przerwa. Molitzmos zauway jej
wysiki.
- Dlaczego tak si niecierpliwisz? Mylaem, e bdziesz si
delektowa szczegami wyprawy, na ktr sama mnie
namwia.
Odpara, e z chci si nimi podelektuje, gdy ju poinformuje
go o najnowszych wypadkach.
- Wypadkach? Jakich wypadkach?
Podr do Beleram, dni spdzone w dungli, pobyt w Domu
Gwiazd w celu umocnienia swojego autorytetu wrd
Syderetykw i droga powrotna spowodoway wielodniow
nieobecno Molitzmosa w Kraju Soca.
- Nie musisz mi o tym przypomina, Acilo! Sam doskonale to
wiem.
Nie wiedzia jednak, e krtko przed jego powrotem paacem
wstrzsny wieci, ktre wywoay entuzjazm Syderetykw i
przywrciy im dawn bezczelno, o ile kiedykolwiek j stracili.
- Jakie to wieci? - zapyta.
- Okrty.
Przez Yentru nadcigao mnstwo okrtw. Powolna Mowa
bya przekonana, e wraz z t flot pynie los, jaki Misaianes
przeznaczy Molitzmosowi.
- Ja te jestem o tym przekonany. - Pierwszy raz od chwili, gdy
j polubi, ksi mia ochot przytuli maonk. Nie wiedzia
jednak, jak si do tego zabra.
Oboje czekali. W ostatnich dniach przed nadejciem zimy
dowiedzieli si, e okrty Syderetykw dobijaj do brzegu.
Molitzmos chcia wyjecha im na spotkanie, lecz i tym razem
ona uwiadomia mu, czego si oczekuje od rzdzcego ksicia.
Molitzmos Wadca Soca nie mg pojecha do portu. To
syderetyccy dowdcy musieli przyprowadzi przed jego tron
tego, kto przypisuje sobie najwysz rang wrd nowo
przybyych.
Okaza si nim Flauro, dowdca wojsk caej floty. Ta bowiem
nie przywioza ze sob adnego maga, adnego doktrynera.
Zwrci si do Molitzmosa powcigliwie, cho nie
lekcewaco.
- Molitzmosie Wadco Soca - rzek - przywiozem wywar,
ktry na rozkaz Misaianesa masz natychmiast wypi. Gdy to
uczynisz, przepisz wiele dni. Wieczysty Pan kae ci i ciek
snu, bo zaprowadzi ci ona ku j ego yczeniom.
Tej samej nocy przygotowano ksice komnaty. Wsparty na
poduszkach Molitzmos czeka spokojnie. Nie po raz pierwszy
mia si posuy swoim ciaem do realizacji obietnicy. Ju w
pierwszej wojnie Jelenia z siami Misaianesa zayte rodki
nasenne uatwiy wprowadzenie w ycie zaplanowanej przez
przyszego ksicia mistyfikacji.
Po jednej stronie oa staa Acila, a po drugiej Flauro,
podajcy ksiciu malekie naczynie ze zdobnego krysztau.
Molitzmos Wadca Soca chwyci fiolk z przezroczystym
pynem i migoczc w nim srebrn niteczk. Acila mocno
trzymaa go za drug rk. Ksi odchyli gow i duszkiem
wypi pyn. Potem odda Flaurowi pust fiolk i pooy si, by
czeka na swoje przeznaczenie.
- Prosz - zwrci si do maonki - przypomnij mi ktry ze
starych poematw.
Acila wybraa wiersz opisujcy odlegle narodziny Kukula,
witego ptaka o turkusowych skrzydach. Nie zdya jednak go
dokoczy. Flauro spojrza na ni ponad picym mczyzn.
- Zostawmy go teraz. Czeka go dugi sen. Dugi" nie znaczy
jednak wieczny. Wszystko ma
swj pocztek i koniec.
Gdy Molitzmos spa, jego paacem i miastem zawadn
Flauro. Podejmowa decyzje i wprowadza nowe porzdki.
Syderetycy z Kraju Soca i Beleram akceptowali jego wadz.
onierze Soca w milczeniu znosili kolejne upokorzenia.
Gdy Molitzmos przebudzi si ze snu, zaczynao si kolejne
lato. Pierwszym, co zobaczy, bya twarz Acili.
- Przepynem Yentru! - rzek jej podniecony ksi. -
Yentru...
Acila poprosia, by zaczeka, a cakowicie oprzytomnieje, i
dopiero wtedy opowiedzia jej sen.
- Dlaczego nazywasz to snem? - zapyta. - Nie niem o
Yentru; przepynem je na ciemnym okrcie w towarzystwie
kilku ludzi. Wci pamitam mdoci wywoane koysaniem
morza.
Acila odpowiedziaa, e i mdoci mona wyni.
- Pewnie tak - mrukn Molitzmos. - Pewnie tak... Postanowi
wic speni prob ony. By moe
kiedy oprzytomnieje do reszty, zdoa oceni, czy naprawd
przepyn morze, czy te przez cay czas leal w ku.
Po dugim letargu, w czasie ktrego to zanurza si w sen, to
si ze wynurza, ksi wreszcie powrcil na dobre. Gdy jednak
to nastpio, oprcz Acili w sypialni by take Flauro,
niezmiernie ciekaw, co ma im do opowiedzenia Molitzmos.
- Niewane ju, czy to by sen, czy jawa... - rozpocz Wadca
Soca.
Acila przytakna.
- Przybiem do brzegu Starych Ziem. Przez cay czas mojego
pobytu trwa na nich zmierzch. Zmierzchao i zmierzchao, lecz
nigdy nie zapada prawdziwa noc.
Acila mrukna, e nazywaj to agoni nieba. Flauro spojrza
na ni z wyrzutem. Ale pogrony we wspomnieniach Molitzmos
nie zauway, e midzy Powoln Mow a kapitanem Misaianesa
zrodzia si wrogo, ktra w przyszoci miaa odegra
decydujc rol.
- Zszedem na brzeg na bagnach Leusteru - kontynuowa. -
Czekali tam na mnie jedcy i osiodany grzywak. Ruszylimy na
wschd oszronion drog, przez dugi czas podajc wzdu
rzeki. Nie - poprawi si. - Nie rzeki, lecz biota spywajcego z
bulgotem pochyym, gbokim korytem. Nie pamitam, ebym
podczas jazdy co pi lub jadl. Nie zatrzymywalimy si take na
spoczynek, pki nie dotarlimy do lasu. Byo w nim mnstwo
przewrconych drzew; inne miay rzadkie i podziurawione przez
robactwo licie. Nikt nie wymwi przy mnie nazwy tego
miejsca, lecz wiem, e by to Las Cierniowy, pooony w pobliu
gry Misaianesa. W kocu na horyzoncie pojawi si cel naszej
podry. Zobaczyem kolisty mur z czarnych kamieni.
Przejechalimy przez podnoszon bram, a potem przez most
zawieszony nad pen ognia fos, tak wski, e nie mieciy si na
nim dwa jadce obok siebie grzywaki. Na kocu mostu
znajdowa si zwieczony blankami mur, wyszy od
poprzedniego. Nie byo w nim bram, lecz due luki, pod ktrymi
bez trudu moglimy przejecha. W gbi wielkiego, pustego
dziedzica wznosia si imponujca budowla, stanowica
siedzib mdrcw Odosobnienia... Ledwiemj zauway,
usyszaem potny dwik gongu, obwieszczajcy moje
przybycie.
Acila i Flauro czekali na najwaniejsz cz.
- Oni... - Wadca Soca wiedzia, e ciko mu bdzie opisa
wspaniao tego, co przey. - Magowie siedzieli na tronach
rozmieszczonych na schodkowych tarasach. Wygldali
olniewajco. Niektrzy mieli na gowach wysokie czapki, inni
za ciemne kaptury podobne do tego, ktry nosi Drimus.
Wszyscy patrzeli na mnie i mnie znali, ale odezwa si tylko
jeden. Wyrnia! si spord pozostaych tym, e jako jedyny
mia zrobiony z metalowych ukw hem, z ktrego tyu zwisay
dwa cikie acuchy.
Jego maonka ju miaa si odezwa, ale Molitzmos
przewidzia, o co chce zapyta, i pospieszy z odpowiedzi.
- Nie widziaem go. Nie zobaczyem Misaianesa. Nie udao mi
si nawet usysze jego szczeknicia, ktre podobno czasem
niesie wiatr. Z daleka dostrzegem tylko sylwetk Gr
Noferyjskich, w ktrych znajduje si jego tron. To postrzpiony
acuch biegncy ze wschodu na zachd. Dalej rozcigaj si
pokrywy lodowe.
Acila sprawiaa wraenie zawiedzionej. Molitzmos wsta z
oa i podszed do okna, by spojrze na swoje krlestwo.
- Nie zobaczyem Pana - powtrzy. - Ale namaci mnie za
porednictwem Magw Odosobnienia.
Odwrci si twarz do suchaczy. Sceptycyzm malujcy si
na twarzy Flaura doprowadza go do furii.
- Mwi wyranie, e zostaem wybrany przez Misaianesa. Ja,
Molitzmos Wadca Soca, mam zaprowadzi jego porzdek na
yznych Ziemiach. Mianowa mnie
przedueniem swojej rki, swojej doni, swego paznokcia!
Jestem paznokciem Misaianesa na tym kontynencie!
Flauro zachowa wrogie milczenie, ktrego Molitzmos nie
potrafi zignorowa. Dooy wic stara, by przekona kapitana.
- Magowie Odosobnienia wspomnieli o pieczci, czym w
rodzaju herbu i wiadectwa wadzy, ktr mi nadano. Pamitam
chd... i mrwki.
Cho usiowa by stanowczy, wida byo, e to wspomnienie
gubi si w jakim zauku jego osobliwej podry.
Wwczas jednak interweniowaa Acila, mwic, e nie
potrzeba ju adnych uzasadnie, bo grzbiet jego prawej doni
potwierdza kade z wypowiedzianych przed chwil sw.
Molitzmos przyjrza si swojej doni, po czym zacisn mocno
pi i podetkn j pod nos Flaurowi. Na skrze widniaa wiea
fioletowa blizna o rwnych krawdziach, przedstawiajca
gwiazd zatknit na czubku szpady. By to herb Bractwa
Odosobnienia.
Piecz na prawej doni - doni symbolizujcej wadz.
Kapitan poj znaczenie tego cudu i opuci gow na znak
akceptacji. Nie mg wtpi, e stojcy przed nim mczyzna jest
wybracem Pana.
Chwil pniej maonkowie zostali sami.
Molitzmos poprosi, by Acila pooya si obok niego, po
czym powoli przesun palcem po siatce opasujcej jej wosy.
- Opowiedz mi, co si wydarzyo w paacu pod moj
nieobecno - mrukn z roztargnieniem.
Acila opowiedziaa mu o zmianach wprowadzonych przez
Flaura, a przede wszystkim o nowych afrontach,
jakie spotkay onierzy Soca, ktrych coraz bardziej
odzierano z godnoci.
Molitzmos jednak zlekceway jej sowa. Wci podrowa
duchem po Starych Ziemiach.
- Jest co, o czym nie chciaem wspomina przy kapitanie -
rzek.
Acila zapytaa, co to takiego.
- Pewien mag - odpar jej maonek. - Mag o niebieskich
oczach i dugich srebrzystych wosach, ktry dziwnie na mnie
patrzy.
- Z n...nienawici? - zapytaa.
- Nie - odpar. - To nie bya nienawi.
Po chwili zwoki Acila zapytaa, czy chodzi o wcieko.
-Nie.
Powolna Mowa zadaa konkretnej odpowiedzi. Co ujrza
Molitzmos w oczach, ktre zapisay si w jego pamici spord
tylu innych? Ksi przycign j do siebie.
- W jego oczach odbijay si przysze dni - powiedzia.
Zapytaa, jakie byy te dni, ktre ujrza w oczach maga ze
Starych Ziem.
- Nie chciaem wiedzie - odpar.
By moe po to, by zapomnie o niebieskich oczach lnicych
pod ciemn czapk z baraniej skry, ksi przesun doni po
czole Acili, po jej smukym nosie, po konturze kryjcych
niewyran mow warg.
W tamtych czasach sny ziemskich stworze byy rwnie
rzeczywiste jak jawa. A nadto byy trwae i gbokie niczym
kobieta.
OCZY WOJNY

Z Umag nad Wielkim rdem wyjecha pewien czowiek i


skierowa si ku wschodowi.
Nagi tuw pochyli do przodu, przywierajc do ciepej,
wilgotnej skry wierzchowca. Oczy mia przymknite, by
widzie wiat jako lini i dziki temu porusza si szybciej.
Celem jego podry byy tereny, na ktrych dolina wchodzia
klinem midzy skaki - pierwsze wzniesienia tego, co bardziej na
pnoc przeobraao si w gry zwane Zbami Jaguara. W jarze
znajdowaa si dobrze ukryta strefa jaski, trudna do znalezienia
dla kogo, kto nie zna dobrze tych okolic.
Kilka soc wczeniej oddzia wojownikw pilnujcy
zachodniego brzegu cianki przechwyci grup Zitzahayw,
ktrzy opucili dungl.
- O to nam chodzio - powiedzieli. - Szukalimy was.
Dodali, e przynosz ponure wieci, ktre mog
zakomunikowa jedynie husihuilkaskiemu wodzowi. Gdy tylko
Thungiir o tym usysza, kaza ich zaprowadzi do jaski, a sam
wyruszy pdem na ich spotkanie.
Doskonale wiedzia, co wygnao Zitzahayw z ich milczcych
wiosek. Z pewnoci do szukania pomocy
poza dungl skonio ich uwizienie Bora oraz
wspplemiecw.
W czasie pobytu na pustyni minie Thungiira stwardniay
jeszcze bardziej.
Wkrtce zasuy na miano, ktrym okrelano jego ojca:
wojownika po dziesiciokro" - powiedzieliby husihuilkascy
starcy. Nie jest taki adny jak Kume, ale porusza si niczym
wielkie drzewo na wietrze" - powiedziaaby babcia Kush.
Thungiir zsiad z Wieczornika i w podzice poklepa go
mocno po karku, tak jak to czyni po zakoczeniu kadej jazdy.
Natychmiast otoczyli go Zitzahayowie. Wojownik wszed z nimi
do wilgotnego wntrza jaskini.
- onierz z Kraju Soca opowiedzia nam, co si wydarzyo
w dungli - rzek. - Teraz chc to usysze od was.
- To ja - odpar z ociganiem jeden z Zitzahayw. - To mnie
Molitzmos kaza zanie wiadomo. Usyszaa j wiewirka i
pobiega przez zarola, by poda j dalej - kontynuowa z
rozpacz w gosie. - Moe spotkaa innego czowieka, a on
poinformowa o wszystkim wdrujce nasionko...
Thungiir rozumia, e nie ma sensu pogania rozmwcy; e
ten przegryza si przez wyrzuty sumienia.
- Tamtej nocy nasza wioska witowaa, gdy nagle spad zoty
deszcz. To paka ksiyc, by nas ostrzec...
I tak, krok po kroku, Thungiir dowiedzia si tego, czego nie
mogli mu opowiedzie onierze Soca.
- Wiemy, e Bor uda si samotnie do Domu Gwiazd i zosta
tam uwiziony. A nasi bracia gin w stajni.
Zitzahay zamilk.
Husihuilkaski wdz wyjani im tyle, ile mg.
- Wracajcie do dungli - powiedzia na odchodnym. -
Odwiedcie ukryte wioski i kacie wszystkim si przygotowa.
Potem czekajcie, bo w drodze jest ju czowiek, ktry potrafi
prowadzi niewidzialn wojn. Muzyk i wojownik; Zitzahay jak
wy.
Wrci do swego obozu, mylc o Cucubie.
Bracie, pd jak wicher i nie zabieraj niczego, co mogoby
opni twoje przybycie".
KLAN PUCHACZA

Za drzwiami otwierajcymi si raz na pidziesit dwa lata


soneczne yje Klan Puchacza - stranicy Czasu Magicznego, a
zatem take stranicy symboli.
W Czasie Magicznym, ktry nie znajduje si ani w grze, ani
w dole, trwa prawdziwa twarz wszystkich stworzonych rzeczy.
Nie ma tam muzyki, tylko jej symbol. Nie ma wody ni ognia,
lecz s ich symbole.
A gdyby chodzio o drzewo, ryb czy gwiazd? Byoby tak
samo.
A gdyby chodzio o Zabralkana? Rwnie.
Ale co jest symbolem Zabralkana? Jego prawdziwe oblicze.
Powiedz mi jeszcze, co si dzieje co pidziesit dwa lata
soneczne? Co pidziesit dwa lata odnawia si cykl, a drzwi si
otwieraj.
Otwieraj? Po co? Po to, by Stworzenie odnalazo swoje
nasiona i narodzio si na nowo.
Gdy tamtego dnia Zitzahayowie przeszli przez wity ogie,
opucili Czas Soneczny i wkroczyli do Magicznego. Opucili
przemijajc form, by wkroczy w wieczno. W ten sposb
zachowali swj fundament,
bo to, co w Czasie Sonecznym zostao zniszczone, moe si
odrodzi ze swych symboli.
Powiedz, czym w takim razie jest Czas Soneczny? To czas,
ktry nas opuszcza.
A Czas Magiczny? To wieczno.
Teraz rozumiem, co chcia nam przekaza Zabralkan w dniu
przejcia przez ogie, pokazujc pestk liwki.
Oto liwka. A oto jej pestka. Gdybymy zdoali ochroni t
pestk przed wszelkimi kataklizmami i zasadzi, za wiele lat
odzyskalibymy liwki. Ale nie t liwk. Nie t... cho moe i
t? Tak czy owak odzyskalibymy liwki jako takie".
Co konkretnie teraz rozumiesz? Rozumiem, e po drugiej
stronie drzwi mala liwka moe by, jak mwisz, prawdziwym
obliczem ycia.
LUD RUBIEY

Cucub siedzia pod orzechem rosncym w poowie drogi


midzy domem a lasem i duba w biaym drzewie. Obok niego
leay ukoczone rzeby.
Widzc nadchodzc Kuy-Kuyen, zdj koc, ktrym by
owinity, i przykry! nim wszystkie rzeby, wcznie z t, nad
ktr wanie pracowa. Za kilka soc jego ona miaa powi
sidme dziecko. Dlatego chodzia wolno i umiechaa si
szeroko.
- Nie przekonasz mnie tym swoim umiechem - rzek Cucub. -
Ju wam powiedziaem, e przed jutrzejszym rankiem nic nie
zobaczycie.
- Nie przyszam podglda twojej pracy - odpara Kuy-Kuyen
i wycigna rk, by m pomg jej usadowi si obok niego.
- Jeli chciaa po prostu mnie odwiedzi, musz ci ostrzec,
e to nie jest najlepszy moment. - Cucub masowa cierpnite
palce. - Zostao tylko kilka godzin wiata, a ja chciabym
skoczy prac.
- Nanahuatli pacze - powiedziaa Kuy-Kuyen. Cucub milcza,
lecz jego mina zdradzaa niesmak.
Mimo to Kuy-Kuyen omielia si kontynuowa.
- Nie ma moliwoci, eby j zabra ze sob?
- Pozwl, e to ja zadam ci pytanie - odpar. - Czy nie
wyoyem ju jasno przyczyn, dla ktrych musz jej odmwi?
- Wyoye - przyznaa Kuy-Kuyen. - Wyoye je
doskonale. Ale jeli jeszcze raz to przemylisz, moe...
- Nie - rzek z powag Cucub. - Jeli jeszcze raz to przemyl,
znw powiem nie". Nawet jeli pacz Na-nahuatli bdzie wielki
jak pora deszczowa, wci bd mwi nie". Moesz przez ca
noc mnie namawia, a ja bd odpowiada nie, nie i nie".
Rozumiesz?
Cucub rzadko bywa powany, a jeszcze rzadziej traci
cierpliwo. Kuy-Kuyen wiedziaa, e gdy tak si dzieje, to
dlatego, e co go zmusza do porzucenia cechujcej go zwykle
agodnoci.
- Wybacz - powiedziaa.
Ale uraza Cucuba, podobnie jak on, lubia kpi z samej siebie.
- No i widzisz? Nawet gniew nie potrafi zepsu elokwencji
Zitzahaya. Ile razy kto w gniewie porwnuje pacz do ulewy?
Husihuilk powiedziaby tylko: Nie, kobieto!".
Krtko przed nadejciem kolejnej pory deszczowej, drugiej od
jego powrotu, Cucub przygotowywa si do odjazdu. W tym
czasie wydarzyo si mnstwo rzeczy. I cho wojsko Misaianesa
znajdowao si daleko od Rubiey, nie mona byo tego
powiedzie o jego plagach.
W kraju Husihuilkw nic nie tkwio na swoim miejscu: ani
niebo, ani dynie.
Lud Rubiey czeka we mgle, w ktrej wida byo tylko
kontury najwikszych nieszcz. Wojownicy nie wrcili.
Czarownicy Ziemi sprawiali wraenie odlegych i zajtych
swoimi tajemniczymi sprawami.
Nocami chodzia po lesie Kobieta bez Warkoczy. Nikt nie
wiedzia, kim jest ani czego szuka. Czarne bestie przeprawiy si
przez Bagiennic i pldroway pnocne wioski.
Tymczasem Nanahuatli czekaa. Bya pewna, e kiedy Cucub
bdzie musia wrci do wojska, zabierze j ze sob. Gdy jednak
wyczekiwana chwila nadesza, Zitzahay odmwi.
- Nie mog ci zabra, Nanahuatli. Thungiir kae mi pdzi
szybciej ni wicher. Nie wiem, co si dzieje, ale musz wypeni
rozkaz. Nie mog nawet zaczeka na narodziny dziecka, a tym
bardziej zabiera ci ze sob na tak trudn wypraw!
- Nie bd ci spowalnia. Wa mniej ni twj bukak z
wod.
Ksiniczka wci nosia poow wosw krtko obcit.
Warkocz, ktry posaa Thungurowi, mia odrosn dopiero, gdy
bd razem.
- Oczywicie, e bdziesz mnie spowalnia! Nawet jeli to, co
mwisz, jest prawd. Zrozum, Nanahuatli: spiesz si tak bardzo,
e nie mog sobie pozwoli na zabranie dwch bukakw. Mam
do zaatwienia mnstwo spraw, nim pocz si z armi, i twoja
obecno by mi przeszkadzaa.
Gdy si oddala, usysza gniewne mamrotanie dziewczyny.
- Szukaj pociechy w swojej szlachetnej furii, ksiniczko! -
rzuci, nie odwracajc si.
Kilka dni wczeniej Trjlicy wezwa go nad wod. Tam,
rozpuszczony w nurcie i niemal niewidoczny, przekaza mu
rozkaz Thungiira. Nic w wiecie nie mogo przeszkodzi
Cucubowi w jego wypenieniu. Wiedzia, e nie ma sensu
nakania Nanahuatli
do akceptacji tego, co akceptowao wiele kobiet na Rubieach:
czekania na wojownika, ktrego bardziej interesuje walka ni
powrt.
Tej nocy wierci si niespokojnie u boku ony.
- To jej szloch - powiedziaa Kuy-Kuyen.
- Przecie wiem! - mrukn rozalony. - Kt mgby przy
nim zasn?
Cisza wok domu te brzmiaa inaczej. Nie bya to cisza
odpoczywajcego lasu, lecz lasu czuwajcego.
- Kuy-Kuyen - odezwa si Cucub. - W tym roku te
zdobdziesz prawo deszczu?
- Moliwe - odpara z umiechem.
Od mierci babci Kush to Kuy-Kuyen co roku jako pierwsza
syszaa nadcigajcy deszcz.
- Chciabym tu by, by zobaczy, jak taczysz z dziemi.
Nim zawitao, caa rodzina zgromadzia si przy ogniu, by
poegna Cucuba. Wszyscy z wyjtkiem Na-nahuatli siedzieli na
swoich miejscach w krgu i pili mit.
Zbliaa si godzina odjazdu. Cucub wsta, by przynie
niespodziank, ktr rzebi przez ostatnie dni. Odwin j z
koca.
Powolnymi i przesadnymi gestami iluzjonisty odsania
fragment po fragmencie, a w kocu oczom domownikw
ukazaa si sterta drewienek, ktre w skpym wietle olejnej
lampy niczym si od siebie nie rniy. Chwyci jedno z nich i
przysun do lampy. Oczom wszystkich ukazaa si wyrzebiona
twarz.
- Maski - rzek Cucub.
Wyrzebi twarze o nieregularnych rysach. Nad pustymi
oczodoami umieci grube brwi zrobione z futerka wiewirki.
Pokazywa kad po kolei, zawsze umieszczajc je przed
lamp, dziki czemu przez dziury wycite na oczy i usta
przewiecao wiato.
Zrobi sze masek dla dzieci, jedn dla Kuy-Kuyen i jedn
dla Wilkilen. Bya te miniaturowa maseczka dla malucha, ktry
wkrtce mia si narodzi.
A ta jest dla Nanahuatli - rzek do ony. - Dasz jej j, gdy
przestanie paka.
Dzieci i Wilkilen przykaday maski do twarzy i straszyy si
nawzajem.
- Nie tak - strofowa je Cucub. - Nie do tego su. Maski
opady, odsaniajc zdumione twarze.
- Nie do zabawy. Rodzina czekaa.
- Musicie je schowa - kontynuowa Zitzahay.
- Niech kady ukryje swoj i pilnuje jej do mojego powrotu.
- Ale po co mamy je chowa zamiast si bawi?
- zapytaa w imieniu dzieci Wilkilen.
- Zobaczycie. - Cucub jak nikt inny potrafi kamuflowa
smutek. - Jeli ktrego dnia przyjdzie do naszego domu choroba
i zapyta o jedno z was, wymieniony pobiegnie po swoj mask i
zakryje ni twarz, by choroba nie moga go rozpozna.
Wszyscy si rozemiali, a Kuy-Kuyen po raz kolejny
zrozumiaa, dlaczego kocha tego mczyzn.
- Wemy na przykad Kutrala... - Przyoy do twarzy mask o
brzydkim obliczu. - Choroba przychodzi i pyta o niego. Wszyscy
odpowiadaj, e nie wiedz, gdzie jest. A wtedy, uwaga, ona
przyglda si bacznie kademu po kolei. Ale Kutral ma na twarzy
mask i choroba go nie rozpoznaje. Wyrywa sobie wosy, gryzie
rce, lecz ostatecznie odchodzi z kwitkiem.
- A jeli przyjdzie po nas czarna sfora? - zapytaa jego
najstarsza crka, Shampalwe.
Cucub umiechn si szerzej, by nie posmutnie.
- Czarna sfora nie dotrze na Wichrow Przecz.
- I doda pod nosem: - Dlatego musz natychmiast rusza.
Kuy-Kuyen odprowadzia go do orzecha, przy ktrym egnali
si ju tyle razy - i tyle razy witali si na nowo. witao. Cucub
obj maonk. Zawitao w dwjnasb.
- Kuy-Kuyen... - powiedzia, gaszczc j po twarzy.
- Ta, ktrej nie przykrzy si rodzenie...
- Musz ci o co poprosi. - Pomylaa, e lepiej prosi, ni
paka. - Kiedy spotkasz Thungiira, opowiedz mu o mioci
Nanahuatli.
- A kto opowie tobie o mojej mioci?
Ubd pitami grzywaka, a ten zara i ruszy.
- Zapiewaj swoj pie! - zawoaa Kuy-Kuyen, gdy zbliy
si do lasu.
Na tak i na nie. Takie s te nasze pieni... Sowa zawsze te
same, lecz za kadym razem zmienia si ich porzdek. Podoba
nam si to, bo mog nam towarzyszy, gdy jestemy smutni, a
take wtedy, gdy jest nam wesoo, w dni bez soca i
bezksiycowe noce. Kiedy wracamy i kiedy odjedamy".
PRAWIE PTAK, PRAWIE KSINICZKA

Tak czsto trzyma rce podkurczone przy tuowiu, e ju nie


umia inaczej. Pocztkowo tarcie sprawiao mu bl. Skra bya
czerwona i pokryta wrzodami, a gdy te pkay, pot wlewa si do
rodka i piek. Rany wolno si goiy. Teraz czarownik rzadko
prostowa rce. Sok dorobi si skrzyde...
By absurdalnym ptakiem, ptakiem bez nieba, istot rozdart
midzy dwa wiaty: by tu, a widzia tam. Przemierza kontynent,
siedzc skulony w swoim gniedzie na ziemi.
Nanahuatli opucia dom Kuy-Kuyen. Zgubia si i odnalaza,
by ostatecznie dotrze do Sowiej Bramy pewnego zimnego,
ciemnego wieczoru w przededniu pory deszczowej.
- Co ty tu robisz, kobieto? - zaskrzecza czarownik. Podbiega
do niego i przyklka, by go obj.
- Tskniam za tob, Sokole - powiedziaa i zacza
obsypywa pocaunkami szorstk gow, ktra ze wszystkich si
usiowaa si od niej uwolni.
- Odpowiedz mi! Co tu robisz? Odsuna si ze miechem.
- Nie rozumiem, co mwisz.
Czarownik Sok sprbowa przypomnie sobie ludzk mow
i cho wyszo mu kiepsko, kobieta w kocu go zrozumiaa.
- Dlaczego opucia dom, w ktrym ci kochano i troszczono
si o ciebie?
- Cucub nie chcia mnie zabra - odpowiedziaa.
- A ty si wcieka i odesza bez uprzedzenia - domyli si
czarownik.
- Owszem - przyznaa. - Jeli ju musz czeka na Thungiira,
wol to robi w lepszym miejscu.
- Czyli tutaj?
Czarownik Sok zrozumia, e nie ma w tej sprawie nic do
powiedzenia.
- Pewnie, e tak! Tylko ty moesz mi dostarcza
szczegowych wieci o Thungurze. - Po tych sowach
Nanahuatli omielia si wyzna Sokoowi co, czego nigdy nie
wyznaa Kuy-Kuyen: - Od czasu tamtych nocy na plantacji trzcin
tylko raz udao mi si go dotkn. Stao si to dziki tobie w
koronie ogromnego drzewa.
Czarownik wrci jednak do swojej kwestii:
- Nie moesz tu zosta. Zblia si pora deszczw.
- Ju jedn przeyam - odpara.
- Miaa wtedy solidny dach nad gow.
- Tym razem schroni si w twoim gniedzie.
Wierci si niespokojnie. Musia sprawi, by ta kobieta
wrcia do domu Kuy-Kuyen, ale nie by pewien, czy tego chce.
- Poza tym od dawna nie widuj wojska - doda. - Jego wodza
te. Przeprawili si przez Mae Lalafke i ukryli na terytorium
Samotnej Prowincji. Protektor nie lata tak daleko.
- Poleci, jeli go poprosisz.
- Polecimy, jeli to bdzie konieczne. Jeli bdzie tego
wymagaa wojna... Wojna, a nie twoje widzimisi, Nanahuatli!
W Sowiej Bramie zmierzch zapada wczeniej ni w
pozostaej czci lasu.
- Kiedy Protektor lecia nad domem babci Kush. - Kiedy
Sok wymawia! to imi, przemawia przez niego niemal
zapomniany gos Piukemana. - Zobaczyem wtedy, jak bawisz si
z dziemi. Wygldaa na szczliw.
Nanahuatli chciaa zapomnie o drewnianym domu, w ktrym
mieszkaa w oczekiwaniu na ponowne spotkanie z Thungurem.
- A co widzisz teraz? - zapytaa, wydubujc Sokoowi
spomidzy wosw gazki i suche licie.
- Nie uda ci si uciec od tematu.
-A tobie nie uda si mnie std przegna. - Pocigna za
gazk, ktra nie dawaa si oderwa od zmierzwionych kudw.
- Ten patyk postanowi! z tob zosta, i ja te.
Znowu wygraa. Czarownik musial ustpi, ale nie zamierza
by miy.
- Zbudujesz wasne gniazdo! - zaskrzecza. Potem trwali obok
siebie w milczeniu, wsuchani w zapadajc noc. Wkrtce
zasnli. Tymczasem Protektor lecia nad lasem, a wszystko, co
widzia, trafiao do snu Sokoa. Gdy ptak widzia kopuy drzew,
widzia je take czarownik; gdy Protektor patrzy, jak dzienne
zwierzta chowaj si w norach, a wychodz z nich nocne, Sok
ni o nich. Gdy Protektor ujrza chodzc trudno dostpnymi
ciekami kobiet, Sok obudzi si gwatownie.
- Co si dzieje? - zapytaa Nanahuatli, ktr zbudzio jego
szarpnicie.
- Kobieta bez Warkoczy - wymamrota Sok. - Widz
Kobiet bez Warkoczy...
Podobnie jak wszyscy na Rubieach, Nanahuatli syszaa
opowieci o tej tajemniczej zjawie. Cucub i Kuy-Kuyen czsto o
niej wspominali, a dzieci wci ich prosiy o opowieci o dziwnej
istocie krcej nocami po lesie.
Po raz pierwszy zobaczyli j myliwi w tym roku sonecznym.
Mwili, e jest moda i szczupa jak dziewczynka, a na wosach
ma lady wieo rozplecionych warkoczy.
- Biedaczka snuje si po lesie bez celu - wzdychali ludzie. - A
chodzi bez celu po lesie noc moe tylko kto, kto jest szalony
lub martwy.
- Ani jedno, ani drugie - oponowa Sok. - Ona nie jest ani
szalona, ani martwa.
Jego sowa tak zaciekawiy Nanahuatli, e do reszty
zapomniaa o nie.
- Opowiadaj! - poprosia. - Co wiesz o tej kobiecie?
- Widuj j, gdy Protektor lata nad tymi rejonami lasu.
- A teraz j widzisz?
- Widz.
- Co robi? - dopytywaa si Nanahuatli.
- To co zawsze - odpar Czarownik Sok. - Szuka
ukochanego.
Wtedy uczucia Nanahuatli si popltay. Ta, ktra kochaa,
poczua sympati. Ta, ktra przemierzya kontynent, zirytowaa
si i poczua niech, by moe wynikajc z przekonania, e
tylko ona ma prawo do bohaterskich czynw w imi mioci.
- Ju si znaleli. Widz j bardzo dokadnie, gdy stoi w
blasku oczu mczyzny - rzek Sok, po czym doda: - Umiecha
si... To zawsze jej atwo przychodzio.
A zatem Sok zna tosamo Kobiety bez Warkoczy!
Nanahuatli stwierdzia, e skoro tak, to i jej naley si ta wiedza.
- Powiedz mi, kim ona jest.
- Nie, Nanahuatli. Nie powiem ci tego. Ksiniczka nalegaa,
proszc i dajc, lecz odpowied czarownika wci bya taka
sama.
- Nie wysilaj si. Nigdy ci tego nie powiem. Wtedy ju
wcieko dziewczyny wzia gr nad
wszelkimi manierami. Uja w donie twarz czarownika i
przycigna do siebie.
- Dlaczego tak j chronisz? Czemu ta obdarta baba jest dla
ciebie waniejsza ode mnie?
Oguszony jej wrzaskiem czarownik nawet nie czeka, a
skoczy, tylko potrzsn ramionami, unis gow, zaskrzecza
przeraliwie i pchn ksiniczk, ktra przewrcia si na plecy.
Poblada ze strachu, ujrzaa nad sob wykrzywione w furii
oblicze ptaka i poczua wbijajce si jej w ramiona szpony.
- Opanuj si! Uwiadom sobie granice swojej prnoci i
niewdzicznoci! Albo to zrobisz, albo wynocha std na zawsze!
Po tym incydencie cisza lasu jakby si pogbia. Sok powoli
puci ksiniczk i wrci na swoje miejsce.
Drca Nanahuatli natychmiast wstaa i zawahaa si na
chwil, wpatrzona w ciek, ktr tu przywdrowaa.
- Odchodz w poszukiwaniu Thungiira - powiedziaa
zdawionym gosem. - Nie bdziecie musieli si
wicej o mnie troszczy, a ja nie bd musiaa na kadym
kroku dzikowa wam za askaw ochron.
Po tych sowach ju bez wahania ksiniczka ruszya przed
siebie, gotowa po raz kolejny przemierzy kontynent. Tyle e
teraz czekaa j wdrwka w strugach ulewnego deszczu, ktry
wkrtce mia zawita na Rubiee.
KOBIETA BEZ WARKOCZY

Nanahuatli wystarczajco oddalia si od Sowiej Bramy, by


zareagowa na strach i chd bez obaw, e czarownik o ptasich
manierach usyszy jej zgoa nieksice zachowanie. Osuna si
u stp drzewa i zacza szlocha. Staraa si jednak robi to cicho,
na wypadek gdyby such Sokoa siga! tak daleko.
Nadcigaa pora deszczowa, ktra co roku nawiedzaa
Rubiee. Wiatr niemal bez przerwy wstrzsa lasem, po ciekach
biegao niewiele stworze, a na drzewach i krzewach nie byo ju
owocw, ktrymi mona by si poywi. Nanahuatli wiedziaa
rwnie, e gdy zaczn si ulewy, obfita zazwyczaj woda pitna
stanie si botnista i bezuyteczna.
Jej wdrwka z pnocy wygldaa cakiem inaczej: wwczas
ksiniczka sza skpanymi w socu drogami, karmic si
nadziej na ryche spotkanie z Thungurem. Przede wszystkim
jednak - pomylaa wbrew sobie - wtedy nie miaa dokd wraca.
Za sob zostawia podzielone przez wojn miasto,
zamordowanego ksicia Hoh-Quiu, wityni Dziewic, na ktrej
biaych oach rozkaday si ciaa przeznaczonych na ofiar
dziewczt. Teraz z kolei istniay miejsca, w ktrych
przyjto by j bez wyrzutw. Kuy-Kuyen i dzieci
uradowayby si, widzc j wchodzc do domu z bali, i
zrobiyby jej miejsce przy ogniu. Duma ksiniczki bya jednak
zbyt wielka. Nanahuatli poprawia paski sandaw i podniosa
si, by i dalej.
Po krtkiej wdrwce pod wiatr pomylaa, e lepiej bdzie
poszuka schronienia na noc. O wicie, gdy soce umieci cztery
strony wiata na swoich miejscach, bdzie moga rozpocz
marsz ku dalekiej pnocy znajdujcej si za Bagiennic, za
pustyni, a podobno take za Maym Lalafke.
Zacza si rozglda za osonitym od wiatru miejscem. Przy
odrobinie szczcia moga nawet znale jedn z kryjwek
zbudowanych przez myliwych.
Ju miaa uoy si przy wielkim przewrconym pniu, kiedy
jej uwag przyku zoty blask, ktry rozjani las.
Nie by to ogie ani ksiycowa powiata. I nie by
przeznaczony dla niej. Nanahuatli zrozumiaa, e ten blask ani jej
nie szuka, ani nie potrzebuje. Ruszya jednak ku niemu, w
przewiadczeniu e zobaczy Kobiet bez Warkoczy.
Widz j bardzo dokadnie, gdy stoi w blasku oczu
mczyzny" - mwi! Sok. To nie mogo by nic innego.
Przesuwaa si ostronie, by kobieta i jej ukochany nie
usyszeli jej i nie ukryli si w lesie. Ba! - wystarczyo, by
mczyzna zamkn oczy, a ona niczego by nie zobaczya.
Musi j bardzo kocha, skoro jego oczy rzucaj a taki blask,
mylaa.
Sza i sza. Najwyraniej blask dochodzi z wikszej oddali,
ni si jej pierwotnie zdawao. Ostronie
rozgldaa si przed zrobieniem kadego kroku, stpaa na
palcach i uwaaa, by nie ama gazek. W kocu utkwia wzrok
w miejscu, ktre nie byo przeznaczone ani dla jej oczu, ani dla
oczu adnej innej istoty.
Ze swojej kryjwki zobaczya mczyzn i cho go nie znaa,
od razu zorientowaa si, kogo ma przed sob. To by Welenkm,
czarownik o niewysowionej urodzie.
Wilkilen wielokrotnie jej o nim opowiadaa, zawsze
podkrelajc, e uroda miedzianoskrego czarownika nie naley
do niego, lecz do Natury. I Nanahuatli przekonaa si, e to
prawda, bo we wosach Welenkfna zmieszay si wszystkie
barwy lenej jesieni. Jego oczy byy blaskiem soca
rozlewajcym si po niebie o wicie, a w ciele mieszkay pumy,
ktre w pogodne noce wspinay si na skalne pki Maduin.
Kobieta bez Warkoczy zdaa w stron Welenkina bez
pychy, ale i bez wstydu.
Nagle, bez adnego powodu z wyjtkiem niejasnych przeczu,
obrcia lekko gow. Cho niepokj zaraz znikn, a ona sza
dalej, ten nieznaczny gest wystarczy, by Nanahuatli j
rozpoznaa.
W pierwszej chwili nie chciaa wierzy. Kilkakrotnie
zamkna oczy i otworzya je ponownie, by wreszcie przyzna
przed sob, e Kobieta bez Warkoczy z ca pewnoci jest tym,
kim jest.
Bolesna tsknota za tym, czego jej brakowao, i obawa, e
utracia to na zawsze, zrodziy w niej myl, e czarownik i ta
dziewczyna kpi sobie z niej. Nie rozumiaa, e miech, ktry
syszy, jest miechem radoci. Sdzia, e kochankowie
namiewaj si z jej blu. Oddalia si, paczc zami barwy
bursztynu, gorzkimi i gstymi, bo takie s zy wciekoci.
W krgu wiata Welenkin i Kobieta bez Warkoczy
obejmowali si w milczeniu.
Czarownik wkrtce udawa si na wyspy, a pora deszczowa,
ktra zmieniaa las w nieprzyjemne moczary, na dugo miaa im
uniemoliwi ponowne spotkanie.
Noc patrzya na dwa rozcignite na ziemi ciaa, to spokojne,
to zmczone, to znw spokojne.
- Przyniosam to - powiedziaa Kobieta bez Warkoczy,
wrczajc Welenkmowi przedziurkowany na skraju kawaek
korala z przewleczon jedwabn nitk.
Czarownik zawiesi go sobie na szyi.
- Zblia si wit. Musisz i.
- Jeli zaniemy, moe nie zawita? - odpara dziewczyna i
przylgna do niego.
- Przecie ju wita.
Zotooki czarownik usysza zbliajce si zy.
- Pomyl - rzeki. - Jeli dzisiejszy dzie chce si upodobni do
wczorajszego, czas pynie powoli i bolenie. Jeli dzisiejszy
dzie chce si upodobni do jutrzejszego, czas pynie powoli i
niespokojnie. Jeli za dzie dzisiejszy jest podobny wycznie
do siebie, czas pynie w odpowiednim rytmie i akompaniuje mu.
Wkrtce potem Kobieta bez Warkoczy oddalia si znajom
drog. Przemierzya j powoli i bez paczu. Nie chciaa, by na jej
widok ptaki poleciay naskary Welenkmowi, e nie zrozumiaa
opowieci o dzisiejszych i wczorajszych dniach, i e na odmian
rozpaczaa nad jutrzejszymi.
Po dugiej wdrwce dotara do drzwi swojego drewnianego
domku. Z jego wntrza nie dobiegay adne dwiki. A to
znaczyo, e wszyscy jeszcze pi i nie zauwayli jej
nieobecnoci.
Przed wejciem uplota wosy w gste warkocze.
Gdy to robia, co si w niej zmienio. Na zewntrz prawie nie
byo tego wida: staa si odrobin mniej krga, bardziej
dziewczca. Ale zmiana w jej duszy bya ogromna.
Bo gdyby w tym momencie kto opowiedzia jej o pumie i
dziewczynie, Wilkilen wybuchnaby miechem, sdzc, e to
zabawa.
SFORA

Rybakom rzecznym nudzio si czasem stanie z harpunem w


oczekiwaniu na du ryb. Ucinali sobie wtedy drzemk na
swoich tratwach, liczc na to, e po przebudzeniu bdzie lepiej.
Ci z Rubiey przywizywali tratwy do drzewa albo pobliskiej
skaki, by nie porwa ich nurt, i tak godzinami, a niekiedy caymi
dniami, czekali, a przypynie posiek, ktry jednak nigdy nie by
tak obfity, smaczny ani poywny jak przed wojn.
Zdarzyo si wic pewnego razu, e rybak ze Sodkich Zi,
wioski lecej na skraju pustyni, zmczony bezskutecznym
oczekiwaniem na pow, zamoczy gow i tuw w oywczej
wodzie Mglistej Rzeki, po czym uoy si do snu na swej tratwie,
zamocowanej do drzewa trzykrotnie okrajc je lin.
Koyszcy agodnie nurt koi frustracj wywoan dugim i
nieudanym poowem.
Niebo nad Rubieami byo pochmurne, lecz rybaka to nie
martwio. Wiedzia, e krtko przed nastaniem deszczw
nadcigaj chmury niosce ze sob wod na ca zim, powietrze
staje si gste, a niebo ciemnieje. Mczyzna ze Sodkich Zi
zasypia z myl, e podczas tegorocznej uroczystoci
poegnania
soca bdzie mia na wymian bardzo mao suszonej ryby.
Gdy spa, na brzegu pojawio si due stado czarnych
zwierzt. Bezszelestnie podeszy do skraju wody i patrzyy na
picego. Dwa, trzy, cztery... pi, siedem, dwanacie... Byo ich
wicej ni trzynacie, ale nie bardzo przypominay szczeniaki
Drimusa. Od czasu zjedzenia garbatego maga sfora rozrosa si i
jeszcze bardziej zdziczaa.
Wiedzione zapachem rybaka i zdolnociami maga, ktrego w
sobie nosiy, psy przeszy przez pustyni i przeprawiy si przez
Bagiennic, by poera upragnione miso Dulkancellina, ktre
odrodzio si w ciaach innych stworze Rubiey.
Czarna zgraja przesza przez rzek u ujcia, a potem biega,
czogaa si, to cigajc swj cie, to bdc przeze cigana - lecz
zawsze ku poudniu.
Pierwsze wioski na jej drodze byy opuszczone. Decyzj rady
starszych mieszkacy odeszli na dalekie poudnie kontynentu.
Skupmy si w jednym miejscu, by mc si lepiej chroni" -
powiedziaa starszyzna, a wszyscy si z ni zgodzili. Dziki temu
atwiej byo si dzieli poywieniem i dba o chorych. Poza tym
dobrze jest mie ssiadw, by mc wieczorami wsplnie gra na
fletach i taczy taniec kuropatw.
Dlatego czarne bestie dugo nie znajdoway ludzi.
Tego wieczoru, krtko przed nadejciem zimy, dotary na
brzeg Mglistej w jej grnym biegu, nieco na wschd od Sodkich
Zi. Rybak spa w swojej tratwie na wodzie, nic o tym, e ma
do ryb, by je wymieni na mk...
Bestie zanurzyy si w wodzie. Dwie, trzy, pi... wicej ni
trzynacie czarnych bw w cakowitej
ciszy przemieszczao si ku tratwie z bali, koyszcej si na
wodzie.
Niebo przemwio do rzeki.
- Patrz na tragedi, ktra rozegra si na twoich wodach.
- Cierpi podwjnie - odpara mu rzeka - bo oprcz swego
blu odbija si we mnie twj.
Wtedy odezwaa si ziemia:
- Rzeko, koci rybaka nale do mnie. Oddaj mi je, a ja dam im
schronienie, w ktrych bd mogy dalej ni.
Bdzie atwiej, jeli ukryj gwiazdy - pomylao niebo. -
Wwczas czowiek nie zobaczy, co si dzieje". I ukryo gwiazdy.
Ucisz wierszcze, eby nie sysza adnej muzyki, gdy
bdzie umiera" - powiedziaa ziemia. I uciszya wierszcze.
Zapacz dla towarzystwa" - powiedziaa rzeka. I zapakaa
czerwieni.
Struka krwi wyprzedzia nurt i wdrowaa zygzakiem od
jednej wody do drugiej. Chciaa odnale Trjlicego, by mu
przekaza, e czarna sfora dotara ju do Mglistej Rzeki.
Trjlicy spa w jeziorze. Przez jego ciao wida byo malekie
kolorowe rybki: czarownik bowiem potrafi upodobni si do
wody tak bardzo, jak tylko chcia. Kiedy struka go odnalaza,
otoczya jego sylwetk. Wtedy na powrt sta si caoci,
otworzy oczy i sucha uwanie.
- Do niedawna byem rzecznym rybakiem - opowiadaa
struka. - Spaem na swojej tratwie, zmczony czekaniem na
ryb, ktra nie przypywaa. I niem... We nie miaem do
suchej ryby, byj wymieni podczas
uroczystoci poegnania soca. Potem zbudzia mnie cisza.
Zobaczyem, e gwiazdy opuciy nocne niebo. Nie usyszaem
pieni wierszczy. Wiedziaem, e zaraz stanie si co zego.
Chciaem si podnie, poczuem oddechy i dotyk mokrej sierci.
Potem moje ciao ogarn bl - bl, ktrego nie umiem wyrazi
sowami. Syszaem szloch Mglistej Rzeki i zrozumiaem, e
pacze nade mn. Teraz, gdy jestem tylko struk krwi, myl o
tym, e moi dwaj synowie poszli na wojn, a ona jest zbyt stara,
by owi ryby... Zaopiekujesz si ni, bracie czarowniku?
Kiedy krew umilka, rozpucia si w wodzie, a Trjlicy
wyszed z jeziora i stan na ziemi. By moe rybak nie zrozumia
dokadnie, co si stao, ale on tak. Zbliaa si czarna sfora.
Musz i do jaskini Kupuki - postanowi.
Pocztkowo szo mu si ciko, bo jego nogi nie odzyskay
waciwej twardoci. Czekajc, a bdzie mg przyspieszy,
powtarza sobie w gowie opowie, ktr zamierza przekaza
bratu. Nagle, jakby chcia si pozby tych wspomnie, potrzsn
gow, zraszajc wod wszystko wok.
Kupuka spdza dni z dala od ludzkich osiedli. Prawie go nie
widywano; tylko od czasu do czasu schodzi do Doliny Przodkw
i siada ze spuszczon gow oraz rozoonymi rkami w miejscu,
w ktrym spoczywaa urna babci Kush. Kt mg wiedzie, o
czym czarownik rozmawia ze star przyjacik?
Wikszo czasu spdza jednak w pobliu swojej jaskini.
Tam znalaz go Trjlicy. Kupuka gasi wanie ognisko, na
ktrym usmay posiek. Zmierzwione wiatrem i zapiaszczone
wosy czarownika wisiay w sztywnych strkach i byy tak
dugie, e kiedy siedzia, cigny si po ziemi.
Trjlicy przywita brata i usiad na skalnym wystpie
naprzeciw niego.
Od chwili, w ktrej usysza opowie krwi, przybra swoje
smutne oblicze - jedno z trzech, ktre posiada. W obecnoci
najukochaszego i najstarszego z braci posmutnia jeszcze
bardziej. Kupuka by ju prawie nie do poznania.
Z szop zakurzonych wosw, paszczem pociemniaym od
wilgoci, uboconymi stopami i nieruchomymi oczami mgby
przej obok, tak doskonale wtapiajc si w ziemi, e nikt by go
nie zauway.
Trjlicy opowiedzia mu wszystko, co usysza od krwi
rybaka, i czeka na odpowied.
Kupuka dugo myla. Chcia mie pewno, e wskae bratu
najlepszy sposb na konfrontacj z psami Drimusa.
- To musi by kto, kto podobnie jak one rozumuje trzewiami.
Kto, kto porozumiewa si za pomoc zbw i yje z ustami
penymi liny. Do konfrontacji z czarn sfor bdzie nam
potrzebny najdzikszy spord nas...
- Przeuwacz! - zrozumia Trjlicy. - Chcesz, ebym jemu
zleci to zadanie!
Kupuka kiwn lekko gow. Wydawa si zmczony, cho tak
niewiele powiedzia. Powoli ruszy skalistym zboczem, a
Trjlicy za nim. Mia tyle pyta! Lecz tamten powstrzyma go
gestem i narysowa kosturem na ziemi lini, ktra oznaczaa:
Id, bracie. Zaufaj moim sowom, a mnie zostaw w spokoju".
Trjlicy pocaowa zasuszon gow starca i odszed wzdu
nakrelonej przez niego linii.
Na jej kocu, bardzo daleko od jaskini, znalaz szaas z
trzciny. Na dwik krokw wychylia si z niego jaka kobieta.
-To ty...
- Widz, e ci to nie cieszy.
- Wybacz mi, bracie czarowniku. Czekam na ma... Powinien
by wrci z poowu ju kilka soc temu.
- Masz dzieci? - zapyta Trjlicy.
- Dwch synw i to bardzo dzielnych. Walcz na wojnie u
boku Thungiira.
Czarownik nabra pewnoci, e trafi we waciwe miejsce.
- Widziaem twego ma - rzeki. - Rozmawiaem z jego krwi.
Potem opowiedzia kobiecie, co si wydarzyo na Mglistej
Rzece.
- Teraz si rozpaczesz - doda - a ja nie bd ci przeszkadza.
Opacz swego dobrego ma. Ale yj dalej i czekaj na synw,
ktrzy pewnego sonecznego dnia powrc zwyciscy. Kiedy
twoje ciao zmczy si paczem, poczujesz gd. Lecz nie
obawiaj si: przynios ci ryby. Ususzysz je, a potem wymienisz w
Dolinie Przodkw na mk i mid.
Czarownik o konsystencji wody poszed dalej. Musia jak
najszybciej znale Przeuwacza i zakomunikowa mu polecenie
Kupuki. Wiedzia, e czeka go duga droga, bo Przeuwacz
czsto zmienia miejsce pobytu albo gdzie si zaszywa, by nikt
go nie zaskoczy podczas jednego z dugotrwaych letargw.
Potem poszukam rwcej grskiej rzeki - obieca sobie.
Chodzio o to, by woda zakamuflowaa jego zy.
SZUKAJ JEJ, PROTEKTORZE! ZNAJD J!

Nakarmiona ciaiem i dusz garbusa ciemna sfora staa si


najwikszym postrachem pnocnych wiosek.
Przed pojawieniem si bestii nikt na Rubieach nie ba si
lasu. Teraz ludzie nie mieli zagbia si w jego gszczu.
Rybacy nie spali na swoich tratwach. A kady, kogo noc
zaskoczya w lesie, sysza kroki i dyszenie. Wielu uciekao co si
w nogach, bo po pitach depta im wasny lk.
Bestie Drimusa nienawidziy tak samo jak on. I nie pragny
niczego z wyjtkiem ywego misa: serc, ktre przestan bi
dopiero w ich odkach, doni, ktre bd si zapiera o bruzdy
ich podniebie, nim stocz si do przeykw.
Kilkakrotnie widziano wdrujce na poudnie bestie.
Mczyni, ktrzy pozostali na Rubieach, zbyt starzy lub zbyt
modzi, by i na wojn, organizowali na nie zasadzki. Sfora bya
jednak sprytniejsza i szybsza. Celu dosigo zaledwie kilka strza,
reszta utkwia wrd lici. Mimo to zasadzki odniosy pewien
skutek: od tamtej pory sfora unikaa wdrwki za dnia i na
otwartej przestrzeni. Poruszaa si jedynie po zmroku, trudno
dostpnymi ciekami.
Kiedy psy znajdoway jak bezbronn istot, wyskakiway z
ciemnoci z otwartymi pyskami. Wbijay ky, rozryway ciao i ze
zwisajcymi spomidzy zbw kikutami wracay do swojej nory.
Pewnej nocy, gdy ksiyc dawa jedynie skpe wiato,
zauway je Protektor, ktrego oczy potrafiy rozrnia odcienie
ciemnoci. Psy schodziy szeregiem po zboczu wzgrza.
Protektor kry nad nimi, a Czarownik Sok ujrza we nie
kbice si bestie i zbudzi si roztrzsiony.
- Nanahuatli! - zaskrzecza. - Nanahuatli!!! Ksiniczka
opucia gniazdo wiele soc temu, wic
moga ju zaj dostatecznie daleko, by lada chwila natkn
si na sfor.
Wsta gwatownie i przechadza si nerwowo midzy
drzewami tworzcymi Sowi Bram, nie przestajc si trz.
Potem zacz z caej siy trze grzbietem o chropaw kor.
- Nanahuatli! - baga.
Ranic si bezlitonie, czarownik kara samego siebie. Nie
powinien by jej straszy, a tym bardziej atakowa swoimi
szponami. Ani pozwoli, by odesza samotnie w deszcz, ku
nadcigajcej sforze.
- Nie uda si jej po raz drugi dokona cudu. - Osun si,
szorujc pie poranionymi plecami. - Nie da rady...
Potem pomyla o swoich oczach. Tylko one mogy mu
pomc.
- Protektorze - powiedzia - Nanahuatli idzie na pnoc. A psy
na poudnie. Pom mi j znale!
Protektor ochroni niegdy t kobiet wasnymi skrzydami, a
pniej poprowadzi j z dala od Syderetykw i bezpiecznie
przywid do Sowiej Bramy. Dlatego, cho czarownik i ptak
wci si nie znosili i czsto
walczyli ze sob, cignc w przeciwnych kierunkach,
Protektor zgodzi si speni t prob.
- Odesza wiele dni temu - doda Sok. -1 na pewno
przemieszcza si szybko, eby zaj jak najdalej, nim zaczn si
deszcze. Powinna by gdzie midzy Jeziorem Motyli a Jeziorem
Jaboni.
Wci jednak by to zbyt duy odcinek nieba, a las w dole zbyt
gsty. Przeszukiwanie tego obszaru w celu znalezienia istoty
ludzkiej oznaczao przemierzenie go niezliczon ilo razy.
Obserwacja z nieba, znianie lotu, zatrzymywanie si, by ogarn
teren z wierzchoka drzewa, ponowne wzlatywanie... Protektor
nie by w stanie zrobi tego sam w tak krtkim czasie.
Zwoa wic wszystkie sokoy z Maduin. Dniami i nocami
cikie niebo Rubiey, od Jeziora Motyli po Jezioro Jaboni,
pene byo majestatycznych ptakw szukajcych ksiniczki.
Mijay jednak dni, a jej nigdzie nie byo. Ptaki kieroway si
coraz dalej na pnoc.
Niemoliwe, by Nanahuatli zasza tak daleko, myla
Czarownik Sok.
A poniewa Protektor by tego samego zdania, skrci na
poudnie i przemierza niebo od wschodu po zachd, krelc
wskie paski, wzlatujc i opadajc. Obaj z czarownikiem patrzeli
tymi samymi oczami, lecz na og widywali co innego.
- Czekaj! - woa czarownik. - Tam co jest! Protektor wraca
we wskazane miejsce.
To kolonia szarych wi wdruje do kryjwki. I lecia dalej.
- Chyba artujesz! - burzy! si czarownik. - Wr do
strumyka, nad ktrym przeleciae. Kto szed brzegiem.
Protektor wraca do strumyka. To puma przysza si napi.
Deszcz by tu, tu. W rodku lasu smaganego wichrem i
pociemniaego od nadcigajcej nawanicy nie sposb byo
dostrzec kobiec tunik.
Zaczyna si pora deszczowa. Sokoy wracaj do gniazd, by
pilnowa modych.
- Jeszcze troch! - baga czarownik. To ju niemoliwe.
Rwnie szybko jak si pojawiy, ptaki znikny w zasonie
chmur obejmujcej cale niebo nad Rubieami. Ja te wracam w
Maduiny. Czarownik jednak nie da za wygran.
- Protektorze, zanim odlecisz, odwied Sowi Bram. Na
gaziach z pewnoci wisz naszyjniki z patkw i moe nawet
jaka tunika Nanahuatli. Chc je osoni przed deszczem, a bez
twoich oczu nie zd ich znale.
Protektor skierowa si ku Sowiej Bramie. Nie mia do niej
daleko, a poniewa przerwa poszukiwania, mg lecie tak
szybko, jak tylko chcia, wic dotar na miejsce w niecae p
dnia.
Czarownik Sok czeka na niego przycupnity w gniedzie. I
cho widzia to samo co ptak, byl bardziej czujny. Nim Protektor
zniy lot ku Sowiej Bramie, czarownik wzdrygn si i znw
zacz swoje:
- Czekaj, Protektorze! Wr do tej wielkiej wierzby, ktr
wanie mine. Byo pod ni co zbyt nieruchomego jak na
licie.
Pewnie kamie.
- Ostatni raz ci prosz.
Protektor Rubiey zawrci. W miejscu, w ktrym Sok
zauway bezruch, a on kamie, tkwia skulona Nanahuatli.
Ksiniczka nie oddalia si zbytnio od bramy. Osuna si na
ziemi bardzo blisko miejsca, w ktrym spotkaa kochankw, i
pozostawaa tam zzibnita i wygodniaa, umierajc z dumy.
Protektor patrzy na ni z nieba. Sok z gniazda. Gupia baba! -
pomyleli obaj, ale czarownik si rozpromieni.
- Zaprowad mnie do niej.
Tym razem jednak Protektor podj inn decyzj. Id,
skrcajc lekko na zachd od gniazda. Szybko j znajdziesz.
- Jeli tam polecisz, bd mg j zobaczy - odpar
czarownik.
Po co chcesz na ni patrze? Nie jest opierzon samic.
I Protektor odlecia, wpatrzony w horyzont.
Przed oczami czarownika rozpocierao si pochmurne niebo.
W koronach drzew zaszeleciy pierwsze krople deszczu.
Czarownik Sok szed we wskazanym kierunku, woajc
ksiniczk. Po do dugiej wdrwce usysza jk.
- Nanahuatli! - Przystan, by nasuchiwa, po czym zawoa
znowu: - Nanahuatli!
Spord grzmotw zdoa wyowi zmczony gos
ksiniczki.
- Nanahuatli!
Wiedzia, e jest bardzo blisko.
- Nanahuatli!!!
Wtedy zgrabiae ciao przylgno do niego rozpaczliwie i nie
chciao puci. Sok prbowa pogaska dziewczyn, lecz jego
szpony zapltay si w jej wosy.
Ulewny deszcz, ktry na nich lun, nie mia usta a do
wiosny.
- Chod - powiedzia Sok. - Rozpalimy ogie przy
gniedzie.
W takim stopniu, w jakim pozwalay mu na to sztywne rce,
pomg jej wsta i poprowadzi przez niebo. Nanahuatli z trudem
wydobywaa z siebie cichutkie sowa.
- Co mwisz? - zapyta czarownik.
- Thungiirze - mamrotaa ksiniczka. - Thungiirze, gdzie
jeste?
GAZKA MILCZENIA

Na poudniu wiata lao i lao. Kupuka nic sobie z tego nie


robi i chodzi po grach, jakby si przechadza pod rk z
Trjlicym w letnie popoudnie. Przecina burz powolnymi
krokami, podpierajc si starym kosturem. Nie obawia si
ubocenia, bo przecie zrobiony by z tych samych substancji co
boto. Wyglda na bardzo starego i bardzo zmczonego:
przygldajc si mu dokadnie, mona byo dostrzec pknicia
jak w wysuonym glinianym dzbanie. W jednym kawaku
trzymaa go tylko mio.
Kupuka kocha rosnce nad wod trzciny. By Czarownikiem
Ziemi i wiedzia, e jeli przestanie je kocha, wkrtce przestanie
te kocha ptaki, potem pumy, a potem ludzi. Wiedzia, e kto,
kto pozwala sobie na ignorowanie rosncych nad wod trzcin,
rozpoczyna wdrwk ku obojtnoci.
- Witaj! - rzek do nadstawiajcego uszu lasu. - Przyszedem
po ostatni paeczk do bbna.
Wielu czarownikw przed nim prowadzio podobne
poszukiwania. Wdrowali wwczas po lesie, instynktownie
obierajc kierunek i nie przestajc powtarza swojej deklaracji.
Musieli to robi, dopki nie znaleli
lecej na ziemi gazi rozszczepionej na troje. Czarownik
chwyta j w obie donie i odrywa boczne gazki. rodkowa
bya t przeznaczon do bicia w bben, ostatni z ostatnich,
ostatni bez alu; t, ktra ziarnie si w dniu mierci czarownika.
Kupuka recytowa wrd deszczu:
Szukam ci, moja trjdzielna gazi,
co wybijasz rytm ycia,
by uderza tob w grzbiet mego bbna.
Trjdzielna gazi, kiedy ci znajd,
powdrujemy razem
ku zmierzchowi, ktry na nas czeka.
Wszystkie stworzenia Rubiey wiedziay, e czarownicy
rozmawiaj poprzez swoje bbny. Uderzenia paeczki
opowiaday i przestrzegay, w ten czy inny sposb dogadujc si
ze sob.
Teraz Kupuka szuka ostatniej paki do swojego instrumentu. I
oby las zechcia mu przeznaczy energiczn ga, bo czas jego
zamilknicia byl bliski! Wkrtce bdzie przemawia ju tylko
bben.
Kupuka wykona wiele mudnych zada, lecz adne nie byo
tak trudne jak to, ktre czekao go teraz. Tym razem bowiem
czarownik mia do wykonania misj, o ktrej nic nie wiedzia.
W czasach wojny na pustyni garbaty Drimus wyku gosy,
ktre wnikaj w dusz poprzez nos. Gosy Wiecznej Nienawici,
budujce swoj przyszo i wieczno. Kupuka zrozumia, e
aby je odegna, potrzeba ciszy. Ciszy nieba, potnej jak bro.
Najstarszy z czarownikw musia uku cisz podobn do tej,
ktra moga istnie jedynie w momencie poprzedzajcym
stworzenie. Kto wskae mi drog? - pyta siebie. Moe
gbokie studnie. Moe umarli.
Krcy po lesie z zamknitymi oczami Kupuka otworzy je
dopiero, gdy znalaz to, czego szuka. U jego stp las zoy
trjdzieln gazk. Gazk pigwy.
Czarownik przyklk i chwyci j ostronie. Zaraz potem
oderwa boczne odnki. Ta, ktra zostaa mu w rce, miaa by
ostatni paeczk do jego bbna. W lesie rozbrzmia kozi miech
czarownika, ktry unis rdk w ulewnym deszczu.
- Dzikuj ci, bracie lesie, za t paeczk, ktra poamie si
razem ze mn. Dae mi gazk pigwy. Pewnie dlatego, e mowa
mego bbna bdzie szorstka i cierpka jak jej owoc. Obaj jednak
wiemy, e misz pigwy stanowi zarazem obietnic.
Poprawi zawieszony u boku bben i rozpocz seri krtkich,
powtarzajcych si uderze. Studnie i umarli j zrozumieli.
SOWA PUCHACZA

Natan z Klanu Puchacza, ywa pami, utrwalaa sowa za


pomoc pieni, za pomoc melodii. W jednym piewanym wersie
mieci si bowiem wicej pamici ni w tysicach tysicy sw
bez muzyki.
Utrwalia wic w sobie nieposuszestwo mierci:
Na Starych Ziemiach zrodzona
pierwsza emanacja.
Na Starych Ziemiach zrodzony
bekotliwy rytm.
Na Starych Ziemiach zrodzony
mierci syn.
Pamitaa i wci pamita wszystkie zdrady:
Molitzmosa pierzasty paszcz, Illan-che-e plamicy kamie
krwi, Bor zapisany w naszym czasie i pieniach pokutnych.
Nakin z Klanu Puchacza opiewaa te bohaterw:
piewam o Dulkancellinie,
ktry pogalopowa za horyzont
i po wielokro zabity, walczy wci.
piewam o jego piknym, smutnym synu Kurne,
o chopcu i mczynie, co zgin bez chway.
i o Lulkach, ktrych czteronogie plemi znikno w morzu,
dumne i samotne.
Nakin z Klanu Puchacza, straniczka pamici, musiaa
zachowa wspomnienia o rozlegych czasach i rozlegych
terytoriach. Zapisaa wic wierszem wszystko, co si zdarzyo w
kadym zaktku yznych Ziem. Pamitaa pnoc:
W Krainie Soca lato. Acila porzuca lustro
i wola Balameb" w swej jkliwej mowie.
Wbrew wasnej krwi wskazujc pity most,
by przywdzia niebieski paszcz i dziwn koron.
I pamitaa poudnie:
Na poudniu noc. Cucub rzebi maski na jutro. Kuy-Kuyen
chodzi z sidmym brzuchem i spokojnym umiechem.
Nakin musiaa zachowa rzeczy wielkie i rzeczy mae.
Wielkie jak narodziny Wiecznej Nienawici, przejcie
Zitzahayw przez wity ogie, zwycistwo na pustyni. Mae jak
tortilla, ktr kupi na rynku Cucub przed udaniem si w
wdrwk na koniec wiata. Pamitacie tortill Cucuba? Mae
jak buciki ze skry i czapeczka z kolorowymi frdzlami, ktre
miaa na sobie Wilkilen podczas wita soca. Pamitacie
czapeczk z kolorowymi frdzlami? A wosy Eleka? Nakin z
Klanu Puchacza je pamita. A pijastwo Kupuki w dniu wesela
Kuy--Kuyen? Nakin pamita. A krzak o tych kwiatach, ktry
napotkaa Nanahuatli w drodze na poudnie? A szar gobeczk?
Nakin j pamita. Nakin z Klanu Puchacza pamita wszystko.
Pamitacie czasy, w ktrych Nakin bya kobiet uczestniczc
w konsylium? Pamitacie, e moga si podkochiwa w
Dulkancellinie? Nakin pamita rzeczy due i mae, rzeczy z
poudnia i z pnocy.
Babcia Kush
czeka na deszcz, w as wpatrzona. Obok niej wnuczki, Wilkilen
i Kuy-Kuyen, czekaj na deszcz, w las wpatrzone. Patrz, Lulki!"
- mwi maa i ma racj: przyszy po nagrod, ecz w zamian
zostawiy przepowiedni...
KODEKS BALAMEBA

Jadeitowe rurki byy oczami czowieka spogldajcego w


niebo. Zanim pierwsza flota Misaianesa przecigna cie swoich
agli po plaach yznych Ziem, jadeit obserwowa konstelacje i
ulotne gwiazdy, ciga zamienia i kontemplowa wieczorn
gwiazd.
Teraz czasy byy inne, straszne.
Zamknity w swoim obserwatorium Bor pracowa nad zlecon
przez Molitzmosa rekonstrukcj Kodeksu Balameba.
Czsto wdrowa do wnki, z ktrej mg obserwowa przez
jadeitow rurk swoj zniewolon wiosk.
Wielki Astronom zasypia i budzi si w blu. Jego smutek
obywa si ju bez ez i caej towarzyszcej mu niegdy otoczki.
Bor zbudowa go sam, bez drzwi, bez okien, by w nim pozosta
na zawsze.
Mimo to jego los by cakiem znony w porwnaniu z losem
winiw. Cho Syderetycy namiewali si z niego i jego
astronomicznych obserwacji, przekonanie Molitzmosa o
doniosoci jego dziea dla Pana ratowao Bora przed
najgorszymi obelgami.
Ilekro spoglda w stron stajni, ogarniaa go dugotrwaa
rozpacz. Jedynie pragnienie zrekonstruowania
fragmentw kodeksw, ktre zamierza ukry pod
prostoktnym kamieniem, wydobywao go z otchani niemocy.
My wtedy rce zgodnie z odwiecznym rytuaem Astronomw
piszcych witym atramentem i rozpoczyna swoj podwjn
misj notowania na jednym zwoju faszu, na innym za prawdy.
My, Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo.
Mwimy, e magia bya niegdy w poowie noc, w poowie
dniem. Piszemy w formie przepowiedni - dlatego piszemy dla
nikogo. Pakalibymy, gdyby nasz plcz mg sprawi, e w
zachowa w caoci gow i ogon. Lecz chobymy my, Najstarsi z
Najstarszych, pakali wniebogosy, w ju rozszczepi si na
dwoje".
Kodeksy przechowyway pami i mdro - to, co pozwalao
ludziom sta si prawdziwymi ludmi. Pami i mdro
spisywano czerwonym i czarnym atramentem na cienkich
warstwach kory, ktre nastpnie idealnie skadano. Niektre z
kodeksw opowiaday o wydarzeniach sprzed dwch czy trzech
pokole dziadkw. Inne z kolei mwiy o pocztku i kocu
wszelkiego stworzenia, przekazyway nauki i ostrzeenia
pierwszych gosw, powtarzajcych, dlaczego niebo jest w grze,
a ziemia w dole; kiedy wszystko si zaczo i kiedy zacznie si na
nowo. Kodeksy owe spisano niejasnym jzykiem przepowiedni,
jedynym, ktry moe przetrwa bez uszczerbku, gdy istnieje
poza czasem i objawia swe znaczenie tylko temu, kto spoglda
na czystymi oczami w prawdziwym wietle. Jednym z takich
kodeksw, wyrniajcym si spord innych, by ten znany jako
Kodeks Balameba.
Czas przepowiedni nie jest pierwszym, drugim ni trzecim
czasem. Nie jest to czas, ktry ju min, znany
jako wczoraj; ani ten, ktry dopiero nadejdzie, znany jako
jutro. Nie jest to take nieuchwytny czas znany jako dzi.
Przepowiednie maj w sobie co z przeszoci, bo w niej zostay
wypowiedziane, i co z przyszoci, bo w niej si speni. Maj
wreszcie co z teraniejszoci, bo to w niej s odczytywane. My,
Najstarsi z Najstarszych, mawiamy, e przepowiednie nale do
Zawsze i do Nigdy".
Wielki Astronom Bor niemal cay swj wysiek wkada w
odtworzenie Kodeksu Balameba, odwoujc si do cudw
wasnej pamici oraz do wiedzy, ktra pozwalaa mu odzyska od
nieba to, co na ziemi utracono.
Kodeks Balameba opowiada o rozszczepieniu magii.
Od chwili rozdarcia wa na wiecie zapanowa smutek.
Poowa wa - ta od strony gowy - pozostaa na ziemi, a druga
poowa - ta od strony ogona - postanowia wspi si do nieba.
Kada z nich obwoywaa si prawowit i wielk. Kada przyja
inne imi. A wraz z wem rozdara si ziemia pod naszymi
stopami".
Kodeks Balameba przetrwa w zagmatwanych i sprzecznych
ze sob wersjach, ktre czyo tylko jedno: w adnej z nich nie
zachowao si zakoczenie proroctwa. W powodzi dziejw
zagubiy si sowa mwice o tym, czy magia na nowo poczy
si w jedno, czy te pozostanie rozdarta. Mdrcy uwaali, e nie
da si odzyska utraconej przepowiedni - skoro oni jej nie znali,
bya stracona na zawsze.
Upyno wiele soc i cho Molitzmos jeszcze nie przysa po
pierwsze wyniki prac, Bor kontynuowa zadanie z
namaszczeniem, a nawet z oddaniem. U dou kadego
ukoczonego zwoju rysowa znak. Jeli przedstawial on profil
czowieka, z ktrego uchylonych ust
wydobyway si kby dymu, zoone i uoone w cisym
porzdku warstwy kory pozostaway na widoku w
obserwatorium; jeli natomiast rysunek przedstawia profil
czowieka o uchylonych ustach, z ktrych wydobyway si
gwiazdy, kora wdrowaa do ukrytej pod prostoktnym
kamieniem komrki. Sowa z dymu dla faszu, sowa ze wiata
dla prawdy.
Pewnego dnia Bor w kocu usysza dobiegajce z dziedzica
nietypowe dwiki. Wychyli si z loy i zobaczy grup
onierzy z Kraju Soca. Od razu si domyli, e to Molitzmos
przysa ich po kodeksy - i rzeczywicie onierze wkrtce wdarli
si do obserwatorium w eskorcie syderetyckich stranikw. Bez
powitania gos zabra ten, ktry sprawia wraenie przywdcy:
- Molitzmos posya po twoje dzieo.
Inny onierz wycign do Bora trzymany w rkach skrzany
kufer. Wielki Astronom przyj go w milczeniu i jedna po drugiej
zacz pakowa idealnie zoone warstwy kory. Kiedy to robi,
ponownie usysza gos tego samego czowieka:
- Ksi kaza powiedzie, e niezalenie od tego, jak daleko
si posune, pracujesz zbyt wolno. Miae duo czasu, bo nasz
pan podrowa przez dugi sen, lecz ju si zbudzi. Od tej pory
czciej bdziemy przyjeda po zwoje.
Bor zamkn kufer.
- Prosz - rzek, ledwie rzucajc okiem na onierza.
Oddawszy kufer, poczu jednak lekkie dotknicie ramienia i
podnis gow.
Wygldajcy na zaprawionego w bojach onierz spoglda
mu w oczy, jakby szuka zachty, by powiedzie wicej.
- Masz dla mnie jeszcze jakie wieci? - zapyta Bor.
Nadzorujcy wrczenie zwojw Syderetycy niecierpliwili si.
onierz z kraju Wadcw Soca podszed d nich i sprbowa
ich rozmieszy.
- Syszycie staruszka? Myli, e tu przyjechaem, eby mu
przekaza jakie wieci! - Po czym zwrci si kpico do Bora: -
Co by ci tu powiedzie... Ju wiem! Posuchaj tej wielkiej
tajemnicy: w lesie wci rosn jeyny.
Chcia kontynuowa, lecz Syderetycy poganiali go do
odejcia. Oczy onierza i Astronoma znw si spotkay.
- Pracuj, staruszku - rzek onierz. -1 pamitaj, e wkrtce
wrcimy.
Kiedy Bor zosta sam, uda si do wnki obserwacyjnej i sta
tam, pki posacy z Kraju Soca nie odjechali na pnoc,
zabierajc kodeksy z dymu, by je wrczy Molitzmosowi.
Ksiyc wczenie pojawi si na niebie.
- Noc wci jest moda. Na pewno ty te to syszae i dlatego
si pospieszye. - Wielki Astronom mia si z kim podzieli
swoj ulg. - Widzisz? Na zewntrz dzieje si duo dobrego. Tu,
wewntrz, ty i ja przechowujemy przeszo. A tam trwa walka o
przyszo.
Chwil pniej ksiyc owietli prostoktny kamie, przy
ktrym kontynuowa swoje dzieo Bor.
ROZGRYWKA ACILI

Gdy Molitzmos wrci z sennej podry jako emisariusz Pana,


Syderetycy musieli spuci z tonu i zaakceptowa jego kluczow
rol w podejmowaniu nowych decyzji.
Flauro, ktry nie mia najmniejszego zamiaru go pokocha ani
uzna za prawdziwego ksicia, rozumia potrzeb zachowania
pozorw i kaza swoim ludziom robi to samo.
Stosunek do Molitzmosa uleg wic zmianie zarwno w
paacu, jak i poza nim.
Ksi i Acila mogli spacerowa po ogrodach bez naraania
si na drwiny Syderetykw.
- Patrz, mu! ...onierze S...soca...
Patrz, mu: onierze Soca nie rni si zbytnio od
godujcych biedakw" - zauwaya niemal wesoo Acila.
- Mnie to nie bawi - odburkn Molitzmos.
- U...miecham si, b...bo...
Umiecham si, bo nie moemy nic na to poradzi" -
wyjania.
Molitzmosowi nie podobaa si myl, e istniej rzeczy, na
ktre nie mona nic poradzi. Acila doskonale o tym wiedziaa.
- Dlaczego twierdzisz, e nie moemy nic na to poradzi?
Kobieta uchylia si jednak od odpowiedzi, bo dziki grze
yocoyi znaa zalety unikw.
Molitzmos przej od Syderetykw gwn sal paacu i
stamtd, przytulony do Acili, obserwowa wydarzenia na patiach.
- C...caymi dniami pij i o... - Powolna Mowa wzia gboki
oddech - obijaj si.
- W istocie - przytakn ksi. - Pamitasz czasy, w ktrych
onierze pysznili si wystawnymi strojami, paszczami i pasami
ze srebra i zota?
Pewnie, e pamitaa. Od dziecka przygldaa si im z
entuzjazmem.
- Na ich tarczach byszczay symbole naszego rodu -
kontynuowa Molitzmos, przez nieuwag lub z mioci wczajc
Powoln Mow do swojej dynastii.
- A teraz te t...tarcze le p...porzucone i bezuyteczne -
odpara Acila. - Ale po co...
Ale po co ubolewa na tym, co nieuniknione?". Molitzmos
Wadca Soca nie godzi si z takim postawieniem sprawy. A
ona doskonale o tym wiedziaa.
- Dlaczego mwisz, e to nieuniknione? - zapyta chodno.
Acila umiechna si przepraszajco i zmienia temat na
wdziczniejszy.
Od czasu swego powrotu Molitzmos mg swobodnie
opuszcza paac. Namwiony przez on przemierza ulice
Miasta Soca - zawsze w jej towarzystwie.
-A... a ci obdarci...?
A ci obdarci, ktrych tu wida, to onierze?" - pytaa.
- Tak, ono.
Wwczas Acila zauwaya, e przyjemnie byoby zobaczy
gwardi paacow znw w penej krasie. I dodaa, e jeszcze
lepiej byoby si budzi, syszc, jak wicz na dziedzicach,
ktre obecnie byy uywane jedynie przez Syderetykw.
- Zobaczymy ich i usyszymy - zapewni j Molitzmos. - Czas,
bym odzyska wasne wojsko.
Jak przystao na mistrzyni yocoya, Acila ostrzega go, e to
nieroztropne.
- Dlaczego tak mwisz? - zapyta.
- Flauro z...zabroni.
Na tym zakoczya swoj parti.
- Wic nawet ty nie rozumiesz, kim teraz jestem?!
- oburzy si Molitzmos, pokazujc grzbiet prawej doni. -
Uwaasz, e Flauro moe mi czego zabroni?
- zapyta ostro. - e kapitan jest waniejszy od emisariusza?
Odpowiedz, Acilo! Tak uwaasz?
- Wybacz - wymamrotaa.
Kiedy Molitzmos zaprosi Flaura i syderetyckich dowdcw
do wsplnego posiku, stawili si bez oporw.
- Chciaem, ebycie nam - wskaza Acil, dajc do
zrozumienia, e chodzi o nich dwoje - towarzyszyli, poniewa
mam wam do zakomunikowania pewn decyzj. Wiedzcie, e
onierze Soca odzyskaj wiele z tego, co w ostatnich latach
utracili...
Kapitan Misaianesa sucha polece, nie spuszczajc wzroku z
Acili. By przekonany, e to ona stoi za nowym pomysem
ksicia. Acila odwdziczya si mu lekkim skinieniem gowy.
- Niech si stanie twoja wola, ksi - odpar Flauro, nie
mogc na razie zrobi nic wicej.
Nie znosi Acili. Ta kobieta o mentalnoci mczyzny budzia
w nim odraz. Nienawidzi te sposobu, w jaki
mwia. Ale to nie wszystko: kapitan by pewien, e Acila ma
wasne plany.
Przyjdzie czas, e bdziesz musiaa pokn swoj pych i
swj jzyk, pomyla gniewnie.
Nastpnego dnia Molitzmos podszed do grupy onierzy i
zapyta:
- Kto spord wszystkich naszych wojskowych dysponuje
najwysz rang i wiedz?
- Kowal - odparli.
- Przyprowadcie go do mnie!
Kowal czapa powoli, ale gdy zasalutowa ksiciu, uczyni to
z dum prawdziwego oficera.
- We swoich ludzi - rzek Molitzmos - i zmie ich z
powrotem w wojsko.
onierze Soca odzyskali bro i prawo do wicze. Ponadto
mogli swobodnie przemieszcza si po paacu i miecie.
-Aja, g...upi, n...
A ja, gupia, nie mylaam, e potrafisz to zrobi tak
stanowczo i tak szybko" - powiedziaa Acila i pocaowaa ma.
PRZYJACIEL

Pierwszego dnia podry Cucub by smutny. Deszcz wkrtce


mia go dogoni, a on nie potrafi przesta myle o tamtym
burzliwym poranku, kiedy wyruszy na konsylium w
towarzystwie Dulkancellina.
- Cho teraz niesiesz mnie ty, Czarny Ogniu, a nie moje
krtkie nki.
Pocztkowo Zitzahay rozmawia ze swoim grzywakiem, ale
szybko si okazao, e to nie wystarcza. Nie wystarczaa take
osobista piosenka, ktra zawsze towarzyszya mu w drodze.
Pniej prbowa rozmawia z samym sob i stwierdzi, e nawet
to nie poprawia mu nastroju.
- Nie wiem, po co z tob gadam - narzeka. Pytam o troski, a
ty co mi dajesz w zamian? Kolejne troski! Ju lepiej zamilczmy
obaj.
Nastpnego ranka przywita go ogromny chd. Cucub
przykry si skrzan narzut, ktr Kuy-Kuyen natucia, by go
chronia przed deszczem. Mimo to wdrowiec dra. Ciao mia
obolae, a skra go pieka. W miar upywu czasu czu si coraz
bardziej chory. Znalaz w toboku lek, ktry uzna za odpowiedni,
i u go z nadziej.
Niech yj rce mojej ony i mdro Kupuki, myla.
Godziny jednak mijay, a choroba trwaa. Co wicej, z kad
chwil byo gorzej. Gorczkowa i poci si, lecz wci stara si
mie na uwadze rozkaz Thungura: Powiedzcie Cucubowi, eby
pdzi jak wicher".
O zmroku zrozumia, e wraz z jasnoci umysu zatraci
poczucie kierunku. Choroba zwyciaa. Cucub osun si na
grzbiet Czarnego Ognia i mocno schwyci go za szyj.
- Id dalej, Ogniu - poprosi. - Ja si przepi. Zwierz
prychno, by uspokoi dygoczcego jedca,
i zjechao z drogi, kierujc si na wschd w poszukiwaniu
miejsca, w ktrym mogliby spokojnie spdzi noc. Czarny Ogie
wietnie zna teren i bez problemw dotar do jaski nad
jeziorem. Na miejscu pochyli si i ugi nogi, by opuci Cucuba
na ziemi tak agodnie, jak tylko si da.
Przez nastpne dni Zitzahay rzadko si budzi. Pocztkowo
jedynie otwiera! na chwil oczy, by zaraz zapa z powrotem w
gboki sen. Nie mia pojcia, e okoliczne motyle utworzyy nad
jego rozgorczkowanym ciaem rj, ktry chodzi go trzepotem
skrzydeek, a na popkanych ustach zoyy kropelki nektaru.
Pewnego ranka zbudzi si silniejszy. Sign do toboka,
wypi ca wod z bukaka i zay lekarstwo. Gdy w kocu zdoa
usi, ujrza przez wylot jaskini sylwetk pascego si w pobliu
Czarnego Ognia i ciemne od nadcigajcego deszczu niebo.
Nieco pniej, niechtnie pogryzajc kawaek ku-
kurydzianego placka, rozpozna miejsce, w ktrym si
znajdowali.
- To Jezioro Motyli! - zdziwi si. - Jestem w tej samej jaskini,
w ktrej odpoczywaem z Dulkancellinem.
Prawie go widz, jak siedzi twarz do deszczu i nie chce je
suszonych owocw.
Cucub nie wierzy, e to przypadkowy zbieg okolicznoci. To
musiao mie jaki sens - sens proroczy. Z t myl wrci do
wntrza jaskini, przekonany, e wyzdrowieje. Zgromadzi w
kcie suche licie i owinity skr pooy si na nich, by spa
dalej.
Gdy ponownie si zbudzi, stwierdzi, e moe ju
kontynuowa podr. Wci by saby, ale gorczka spada i
wezwanie Thungura znw gono wibrowao mu w gowie.
Idc do Jeziora Motyli, by napeni bukak, Cucub zrozumia,
e moe atwo zaradzi swojej samotnoci. Umiechajc si do
szarego nieba Rubiey, zastanawia si nad najlepszym sposobem
przemwienia do dusz.
- Ani tak cicho, jakby byy koo mnie, ani tak gono, jakby
spay w niebie.
I podj decyzj:
- Tak, jakby byy na drugim brzegu jeziora.
I przemwi w ten sposb, ani za cicho, ani za gono,
podkrelajc sowa skpymi gestami, na jakie pozwalaa mu
sabo.
- Dulkancellinie, chod tutaj! Potowarzysz mi, bracie, bo mam
ci tyle do powiedzenia...
Rozbrzmia grzmot i o ziemi uderzya ponca ga. Za
plecami swego pana Czarny Ogie zara gono i wierzgn.
- Ty te bdziesz mia towarzystwo - rzek Cucub. -
Zmierzchowiec by dzielnym zwierzakiem. Moe ci opowiedzie
o wszystkich swoich bohaterskich czynach.
Od tej pory Zitzahay galopowa razem z Dulkancellinem,
opowiadajc mu o Nanahuatli, Kuy-Kuyen
i Wilkilen. O Kupuce i Czarowniku Sokole. W miar postpu
jazdy przypomina mu te o pewnych wydarzeniach z wdrwki,
ktr odbyli przed laty.
- Ile to ju lat, Dulkancellinie? - pyta. - Dwanacie? Moe i
wicej... a moe mniej. Pamitam dokadnie, e Wilkilen miaa
pi pr sonecznych, gdy j poznaem. Czyby ta dziewczyna
przeya ju siedemnacie zim? Nie wyglda na tyle!
Kiedy egna si z on na Wichrowej Przeczy, pora
deszczowa zbliaa si wielkimi krokami. Teraz, gdy galopowa u
boku ducha wojownika, w powietrzu unosi si silny zapach
deszczu, a cikie niebo pochylio si ku ziemi tak mocno, e
jego szaro wkradaa si do wiata ziemskich stworze.
- Moliwe, e pierwsze krople ju spady - kontynuowa
Cucub. - A Kuy-Kuyen znowu wituje prawo deszczu.
Z tymi sowami na ustach dotar do strumyka odchodzcego
od Mglistej Rzeki.
- Chod, Dulkancellinie. - Da znak, by wojownik poszed z
nim po wod. - Napijemy si i napenimy bukak. Pomyl tylko:
mamy jeden bukak na nas dwch!
Zsiad z grzywaka. Najpierw porzdnie wyszorowa zmczone
podr i chorob ciao, a potem pochyli si, by pi. Nim zdy
to zrobi, co tak go zaskoczyo, e odsun si gwatownie od
wody. Strumykiem wia si czerwona struka. Cucub nie mia
wtpliwoci, e to krew.
- Kim jeste? - zapyta. - Czego szukasz?
Krew nie zatrzymaa si jednak, by mu odpowiedzie.
Na Rubieach zapada kolejny wieczr. Zitzahay popatrzy na
ciemniejcy wiat i wstrzsn nim dreszcz.
Wierzchem doni przetar czoo i zauway, e gorczka
wrcia.
Czarny Ogie te by podenerwowany. Cay czas si krci i
postukiwa kopytami w ziemi.
- Pewnie si ze mn nie zgodzisz - rzek Cucub do duszy
Dulkancellina - ale chc ci prosi, ebymy si tu zatrzymali.
Ani moje ciao, ani mj grzywak nie s w stanie kontynuowa
dzi podry.
Wkrtce potem postawi namiot i rozpali ogie. Nie by
godny, ale za to bardzo spragniony. Wypi ca zawarto
bukaka, a ostatnimi kroplami skropi sobie twarz. Zay kolejn
porcj leku Kuy-Kuyen, pooy si owinity narzut i znw
zacz rozmawia z Dulkancellinem.
- Na pewno chcesz, ebym ci opowiedzia o dzieciach twojej
crki. - Ukochane twarze mieszay mu si w gowie. - Powiem ci
tylko, e liczc z tym, ktre nosi w brzuchu, jest ich...
Gorczka i wyczerpanie sprawiy, e pierwszy raz w yciu
Cucub przesta mwi, cho nikt go o to nie prosi.
Spa niespokojnie. W rodku nocy zacz ni o zimnych
oddechach i tych lepiach, ktre to si przybliay, to oddalay.
Odwiedzi go take Kupuka na szkielecie grzywaka, w jakim
niezrozumiaym jzyku zwiastujc nieszczcia. Zamiast twarzy
mia jedn z masek, ktre Cucub wyrzebi pod orzechem.
Zitzahay prbowa mu j zdj, powtarzajc, e to maska Kutrala,
a wtedy ona zalaa si krwi... To bya krew ze strumyka. Kim
jeste? Czego szukasz? Krew jednak odesza ze snu, nie
udzieliwszy odpowiedzi. Wraz z ni odesza maska, odszed
Kupuka na szkielecie. Zostay jedynie te lepia.
Wiele par lepi zbliajcych si do namiotu, w ktrym Cucub
ni swj gorczkowy sen. Usysza rozpaczliwe renie Czarnego
Ognia i zbudzi si z przekonaniem, e otacza go co potwornego.
Chwyci lecy obok n i wyszed z uginajcego si pod
wpywem porywistego wiatru schronienia. Krew zastyga mu w
yach, a ciao wypeniy krzyki, ktrych nie mg
wyartykuowa: krzyki trwogi o wasne ciao, krzyki mioci do
Kuy-Kuyen.
Sfora Drimusa zwieraa szyki. Jeszcze chwila i rzuci si na
niego! Spojrza na uwizanego do drzewa grzywaka: mg
jedynie sprbowa do niego dobiec i cho ucieczka przez ciemny
las zdawaa si mrzonk, musia sprbowa.
Nie odrywajc wzroku od psw, zrobi kilka krokw ku
Czarnemu Ogniowi. I wtedy co si stao.
W pierwszej chwili Cucub sdzi, e to, co widzi, jest miraem
jego przeraonej duszy. Nieatwo byo uwierzy, e psy
odwrciy od niego wzrok. A jednak te lepia zniky, a
lodowate oddechy skieroway si w inny punkt ciemnoci.
Usysza dwik amanych gazi i renie grzywaka, ktry nie
by Czarnym Ogniem. W lad za reniem rozbrzmia ttent
oddalajcych si kopyt. Dopiero wwczas Cucub poj, co si
dzieje.
- Dulkancellin! - wymamrota, wycigajc rk ku
utraconemu przyjacielowi.
Sfora rozpocza dugo wyczekiwane polowanie. Biega za
ofiar, ktrej poday pierwsze szczeniaki Drimusa, a wszystkie
kolejne wysysay to pragnienie z mlekiem matki. Garbus
przewraca si w ich odkach i szczeka! przez ich garda.
By moe Dulkancellin mial umrze dla yznych Ziem po raz
wtry.
Cucub myla o Kuy-Kuyen i dzieciach. Pragn dosi
Czarnego Ognia i pogalopowa do swojej drewnianej chatki. Ale
na tym kontynencie nikt nie y ani nie umiera wycznie dla
siebie, a kocha znaczyo czasem odchodzi bardzo daleko.
Musia opuci to miejsce, by bezpiecznie przeprawi si na
drug stron rzeki. Nie by jednak w stanie porusza si szybko. Z
dkimi jak kody rkami i zdrtwiaymi nogami zacz
rozwizywa namiot. Potem go zwin i zwiza lin. Powoli
podnis jedn rzecz. Potem drug i kolejn. May Zitzahay
walczy! z wiatrem, gorczk i zmczeniem tak olbrzymim, e po
raz pierwszy w yciu z ulg myla o dniu, w ktrym wreszcie
bdzie martwy. Ale jeszcze nie teraz... Jeszcze nie. Ruszy w
stron drzewa, do ktrego uwizany by Czarny Ogie.
Ze starannoci, ktra miaa na celu raczej opnienie odjazdu
ni zabezpieczenie niewielkiego dobytku, przytroczy! juki do
grzbietu zwierzcia.
- Odjedamy, Ogniu.
Rozwiza owinit wok drzewa ptl.
- Znw bdziemy wdrowa sami. Tylko my dwaj. Nim
wsiad, uj w donie gow nieustraszonego
zwierzcia i przyoy czoo do chodnego pyska, by ochodzi
i siebie. Umorusan i spocon twarz przeciy kreski ez. Na
Rubieach pada ju deszcz.
Pada na drewniany dom, w ktrym Kuy-Kuyen udawaa
weso, by nie martwi dzieci. Pada na Czarownika Sokoa,
trzymajcego w objciach Nanahuatli. Pada na samotn kobiet,
oczekujc powrotu rybaka. I na Kupuk, wznoszcego ku niebu
trjdzieln gazk.
Deszczu Rubiey, obmyj mi twarz - prosia ziemia. - Popatrz
na moje dzieci, ktre nie maj ju si do ycia. Deszczu Rubiey,
zmyj std krew".
Od tamtej pory podr Cucuba przebiegaa bez zakce.
Zostawi za sob las, a gdy przeprawi si przez Bagiennic,
zostawil take deszcz. Zna pustyni, ktr mia przed sob:
wiedzia, gdzie znale oczka wodne i jak zdobywa jedzenie.
Wiedzia, e najlepiej bdzie przystosowa si do rytmu pogody i
szlaku oaz. Nawet na grzbiecie zwierzcia czekaa go wdrwka
zbyt duga, by mg sobie pozwoli na niecierpliwo.
- Jed rozwanie, Zitzahayu - napomina siebie. - Nie
popiech, lecz zdecydowanie pozwala nam dotrze tam, dokd
zmierzamy.
Wiele soc pniej dojecha do pnocnej granicy pustyni, w
poblie pl solnych.
Tak jak przypuszcza, znalaz tam obozowisko pasterzy.
Dowiedzia si od nich, jak i kiedy wojownicy przeprawili si
przez Mae Lalafke.
Usysza te co, co bardzo go zasmucio. Okrty nie miay
powrci. Przepyny w t i z powrotem wiele razy, by
przetransportowa pewien szczeglny rodzaj saletry, ktrego
potrzebowa Ojczulek. Zabray te worki pene dymicych
kamieni.
Cucub nie mia pojcia, na co Ojczulkowi saletra i kamienie,
lecz nie to go martwio. Martwi go fakt, e musi si rozsta z
Czarnym Ogniem.
- Zostawi tu mojego grzywaka - powiedzia. - Nie potrzebuje
wicej opieki ni lamak. Skoro nie ma ju statkw, ktre by go
przewiozy, bdzie musia zaczeka do mojego powrotu.
Od czasu wyjazdu z Rubiey wiedzia, e ta chwila kiedy
nastpi. Nie mia czasu okra zatoki drog ldow. Chcia jak
najszybciej uple sobie ma tratw z trzciny.
- Na brzegu znajdziesz dki - rzekli mu pasterze. - Zostawili
je tam. Moe ci posu.
We wskazanym przez nich miejscu zasta kilka bardzo
zniszczonych tratew i dwie dki. adna nie bya w stanie
pozwalajcym na przepraw, lecz Cucub uzna, e naprawa
starej, duej odzi zajmie mu mniej czasu ni zbudowanie nowej i
zapewni wiksze bezpieczestwo.
- Musimy si rozsta, Czarny Ogniu - oznajmi, gdy nadesza
pora wypynicia. - A to nie jest dobre dla wojny. Artysta
dosiadajcy ognia moe wicej ni wielu wojownikw.
Nim wsiad do odzi, spojrza na ziemi, ktr mia opuci.
- Wiedziae, Ogniu, e kiedy moim domem by hamak
rozwieszony midzy dwoma drzewami w wielkiej dungli
Samotnej Prowincji?
Tym razem nie kierowao nim zwykle umiowanie do
gawdziarstwa, lecz ch ucieczki od myli, e poda na pnoc,
podczas gdy sfora zmierza na poudnie, w stron jego wioski i
chaty.
BD POZDROWIONY, BRACIE THUNGURZE

Cucub i Thungiir z byszczcymi oczami przywitali si


tradycyjnym uciskiem doni za nadgarstek.
Zitzahay umiechn si, by zagodzi smutek, ktry
pozostawi za sob, oraz ten, ktry dopiero mia nadej.
- Znw musiae samotnie pokona dug drog - zauway
husihuilkaski wdz.
Czy Cucub mg powiedzie, e towarzyszy mu duch? Czy
mg wyjawi, e za tym duchem pobiega sfora Drimusa? I czy
to si naprawd wydarzyo?
- Samotnie owszem, lecz nie tak szybko, jak mi kazae.
Ledwie wyruszyem, zatrzymaa mnie choroba.
Thungiir wiedzia, e w ustach Cucuba ta wdrwka
przemieni si w dug opowie, wic przerwa przyjacielowi, nie
czekajc, a wcign go hiperbole i upikszenia rozpoczynajcej
si gawdy.
- Dobrze si spisae. - Ruszy w kierunku rodka obozu. -
Wkrtce wyjani, dlaczego tak pilnie ci wezwaem, lecz
najpierw...
Zitzahay stan jak wryty.
- C to za cudny aromat?
- Pieczony zajc - wyjani Thungiir. - Wanie o nim
zamierzaem ci powiedzie.
Dowdca przebywa wraz z setk ludzi w obozie, ktrego
lokalizacj wybrano tak, by pozostawa niewidoczny, nawet
kiedy przejedao si w pobliu. Trudno byo sobie wyobrazi,
e pord tych rozlegych wzgrz z czerwonej skay znajduj si
doliny mogce pomieci tak du liczb ludzi i zwierzt.
Prowadzony przez wojownikw, ktrzy wyszli mu na spotkanie,
Cucub dotar do obozowiska poprzez pasae i gardziele, ktre z
daleka wydaway si jedynie ykami w litej skale.
Obgryzajc koci z resztek misa, pomyla, e czas ju
przystpi do delikatnej misji. Wiedzia, e serca Husihuilkw s
skryte niczym ziarenka kukurydzy otoczone limi. On, Zitzahay,
ktry zwyk wykrzykiwa wszystkie swoje uczucia, musia
zrobi pierwszy krok.
- Siostry posyaj ci wyrazy mioci. Nanahuatli rwnie.
- Co si z nimi dzieje? - zapyta spokojnie Thungiir.
Spord wszystkich przysuchujcych si im wojownikw
jedynie Cucub dostrzeg emocje wyraone minimalnym
drgnieniem na szyi rozmwcy.
- Z nimi? - Cucub chuchn w donie i zacz je pociera przy
ogniu, dajc do zrozumienia, e jest w swoim ywiole: udzielono
mu gosu, a co wicej, mia wok siebie zaciekawion
publiczno.
- Nie mog opowiada jednoczenie o wszystkich trzech, bo
kada ma osobn histori - rozpocz. - O twojej siostrze
Kuy-Kuyen powiem, e z kadym ksiycem staje si pikniejsza
i e najpewniej przyciska ju do piersi swoje sidme dziecko.
Doglda ogrodu
i piecze doskonay chleb z kukurydzy, tak jak j nauczya
babcia Kush. Co do Wilkilen... Jak ta dziewczyna potrafi si
mia! Kuy-Kuyen i ja strasznie si martwimy, gdy wychodzi z
domu bez sowa i wdruje po lesie. Ale co moemy zrobi?
ledzi j, eby si dowiedzie, po co tam chodzi? Owszem,
przyszo mi to do gowy, ale ilekro postanawiaem wprowadzi
pomys w ycie, ogarniao mnie jakie oniemielenie. A przecie
wiesz, e nie zwykem si przejmowa drobiazgami! Gdyby bya
moj crk, dabym jej popali. Zawsze jednak mwi
Kuy-Kuyen to samo: lepiej zaufa lasowi, bo on kocha Wilkilen
tak samo jak my.
Thungur czeka ze wzrokiem wbitym w Cucuba. Nanahuatli
dzielia si w jego pamici na kilka fragmentw. Bya
ksiniczka, ktr pozna i pokocha. By dwik sandaw i
bransoletek zbliajcych si noc do plantacji trzciny. I bya
kobieta, ktrej nigdy nie widzia. Opowiadano mu, e
przemierzya yzne Ziemie z gry na d na pokrwawionych
stopach. e czeka na niego na Rubieach. Nie potrafi poczy
tego wszystkiego w jedno wspomnienie ani w jedn mio.
By moe to dlatego nagle wsta, nie pozwalajc przyjacielowi
kontynuowa.
- Chod, wybierzesz sobie grzywaka. Powiniene si z nim
oswoi, nim wyruszysz do Beleram.
- Do Beleram? - Cucub zerwa si na rwne nogi. Thungur
wymwi nazw, ktr on stara si wyrzuci z pamici. Beleram!
Gdy tylko Zitzahay usysza to sowo, przed oczami stano
mu cae miasto, rynek ze swymi odgosami, plac gier, Dom
Gwiazd... Zapomnia o wszystkim innym, a Nanahuatli
przeobrazia si w piro, ktre wiatr zanis na brukowan ulic.
Nie potrafic uporzdkowa licznych pyta, ktre pragn
zada, wyrazi je wszystkie uniesieniem brwi.
- Chodmy. Po drodze ci opowiem, czego si dowiedziaem od
braci Zitzahayw - rzek Thungur.
Znajdowali si w niecce z czerwonego kamienia, ukrytej
pord ska i niemal pozbawionej rolinnoci, z wyjtkiem traw
rosncych nad strumyczkami z krystaliczn wod, gdzie pasy si
grzywaki. Ludzie musieli wychodzi na paskowy, by zdoby
poywienie. Po samej niecce trudno byo chodzi, nie wpadajc
co rusz na skaki. Thungur i Cucub wspili si po jednej z nich na
niewielk wysoko i usiedli na pce.
Wiele byo do opowiadania. Jaguary przynoszce w
pierzastych naszyjnikach pierwsze oznaki oporu w Kraju Soca,
onierz wspominajcy z byskiem w oku o jakim kowalu...
Cucub sucha i umiecha si coraz szerzej.
- Ale to, co zaraz usyszysz, nie spodoba ci si - uprzedzi go
Thungur.
I opowiedzia mu o wyprawie Molitzmosa do dungli,
zakoczonej wziciem do niewoli Bora i caej wioski.
- Molitzmos znw znalaz si w centrum naszych nieszcz -
mrukn Cucub.
- Zawsze tam by - odpar Thungur. - Teraz jednak zbudzi si
z dugiego snu.
Cucub wbi w niego zdziwiony wzrok.
- Kiedy ty bye w drodze z Rubiey, otrzymalimy nowe
wieci od buntownikw. Informowali, e ksi wypi eliksir
przywieziony przez kapitana floty Misaianesa i zapad w sen, z
ktrego powrci z pieczci na prawej doni. Buntownicy
twierdz, e to oznaka emisariusza...
Krok po kroku Thungur wytumaczy wszystko przyjacielowi.
Ten jednak wci nie mg poj jednego:
- Po co mam jecha do Beleram?
Thungur zauway du jaszczurk zagubion pord kamieni
i nie odrywa od niej wzroku.
- Jeste Zitzahayem - mwi w tym samym czasie - i nie tylko.
Zostae wyznaczony do wspomagania wiosek w dungli i
kierowania ich poczynaniami. Oczywicie w wojsku jest
mnstwo twoich wspple-miecw, ale aden z nich nie czy w
sobie wszystkich cech doskonaego przywdcy, ktrych
potrzebuj ci ludzie. Ponadto - kontynuowa Thungur - ufam
twojej naturze. Potrafisz zmyla lepiej ni ktokolwiek, masz dar
tworzenia. A tego bdziemy potrzebowa w Samotnej Prowincji,
gdzie nie ma wojownikw, tylko spokojny lud.
Cucub po kadym jego sowie kiwa gow.
- A co najistotniejsze - cign Thungur - buntownikom z
Kraju Soca coraz trudniej tu dociera. Droga jest duga i
niebezpieczna, a w nadchodzcych dniach wiadomoci powinny
kursowa jak najszybciej. Ty bdziesz cznikiem midzy nimi a
nami. Otworzysz now drog. Czy dungla Samotnej Prowincji
nie jest twoim domem? Czy nie jeste najlepszym posacem na
ziemi?
- A co bdzie z Wielkim Astronomem? - zapyta Cucub.
- Wiem, jakiej oczekujesz odpowiedzi. Na razie jednak nie
moemy podj prby jego odbicia. I boli mnie to rwnie mocno
jak ciebie.
Jako e soce zdyo ju zaj za skay, wybr grzywaka
przeoono na nastpny ranek. Cucub zabra si do tego z
entuzjazmem. Przechadza si w t
i z powrotem midzy zwierztami, przygldajc si im
uwanie, lecz adne nie wydao mu si odpowiednie.
- To dobre wierzchowce - powiedzia towarzyszcy mu
wojownik.
- Moliwe - odpar Zitzahay - lecz aden z nich nie jest
Czarnym Ogniem.
- To by twj grzywak?
- Wci nim jest! - oburzy si Cucub.
Po dugim namyle wybra w kocu szarego ogier-ka, a
wojownik przy klasn jego decyzji.
- Jest za miody, by walczy, ale wietnie si nada do twojej
dugiej podry. Nie ma jeszcze imienia - doda - wic sam
musisz mu je nada.
Cucub unis rce na znak, e nie ma ochoty nadawa temu
zwierzciu imienia. Mia swojego grzywaka i zwa si on Czarny
Ogie.
- Nie jest dobrze, jeli zwierz nie posiada imienia. Zitzahay
zgodzi si z tym, ale czu, e nadajc imi innemu grzywakowi,
popeni akt nielojalnoci wobec Ognia.
Myla tak dugo, a znalaz sposb nazwania swojego
nowego zwierzcia bez odczuwania wyrzutw sumienia.
- Ju wiem - powiedzia. - Nazw go Tymczaso-wiec.
Wojownik spojrza na niego z dezaprobat.
- Nie bd go wini, jeli si dowiem, e niechtnie ci nosi.
Kilka dni pniej Cucub wsiad na Tymczasowca, by
wyruszy do Beleram.
- Pozwl, e jeszcze raz ci co powtrz... - zagai na
poegnanie Thungur.
Wieczornik szed obok Tymczasowca zygzakowatymi,
kamienistymi ciekami, wiodcymi na paskowy.
- Nie wiem, co zastaniesz w Beleram. Ani nawet czy kiedy
tam dotrzesz, Bor wci bdzie y. - Husihuilk pocign za
wodze swego grzywaka, zatrzymujc go. - Dlatego moje rozkazy
musz pozostawi miejsce dla twoich wasnych decyzji. Nie
mam najmniejszych wtpliwoci, e bdziesz wiedzia, co jest
najlepsze dla Samotnej Prowincji.
Zitzahay sucha tego samego od kilku dni. Z czasem jednak
coraz lepiej pojmowa sowa przyjaciela.
- Bracie. - Thungiir powiedzia wreszcie to, co wczeniej
przemilcza. - Chciabym ci rozkaza, by wrci, lecz wdz nie
moe wydawa swoim wojownikom takiego rozkazu.
- Wrc - odpar Cucub. - Nie mona zostawi opowieci w
poowie. Dobry gawdziarz zawsze wraca, by j dokoczy. Aja
musz ci opowiedzie o Nanahuatli.
Poegnali si uniesieniem pici, tak jak to czyni wojownicy.
Choby Misaianes mia wicej czasu ni gra; choby
przesuniciem paznokcia otwiera mogiy i grzeba w nich cae
lasy; choby jego sztandar nadciga od horyzontu i wszyscy by
widzieli, jak zapada niczym wieczna noc, nie przestaliby
walczy.
Dla yznych Ziem zwycistwo byo niemal mrzonk.
Tutejsze stworzenia zmczyy si cierpieniem i wiele z nich
pragno ju tylko odpoczynku, nie rozumiejc, e upokorzonym
sen nie przynosi ukojenia.
Thungiir i Cucub, take zmczeni cierpieniem, unieli pici
w gecie poegnania.
KUKUL W STAJNI MISAIANESA

W Beleram mieszkay dusze. Dusze, ktre cykay niczym


wierszcze i zachwalay mid na rynku.
Beleram, wite miasto Astronomw, byo niegdy miejscem
ruchliwym i haaliwym. Wybrukowana biaymi kamieniami
gwna ulica wioda od dziedzica Domu Gwiazd, poprzez plac
gier i piramidy, na rynek, na ktrym koczyy si take wskie
cieki prowadzce ze wszystkich wiosek regionu.
Stolica miaa swoje wita i pieni. Samo soce byo ni
olnione. Ktrego dnia jednak miasto przeszo przez ogie i
zmienio si w popioy.
To wanie zastali w Beleram Syderetycy: popioy i cisz,
ruiny i pustk.
Zrujnowane miasto, do ktrego bali si chodzi noc, byo
Cucubowi dobrze znajome.
- Tu znajdowa si stragan, na ktrym sprzedawano wie
jaja.
Wdrowa po rynku swoich wspomnie. Porodku
spopielonego placu z nielicznymi pozostaociami po szkieletach
stoisk wpada na ludzi, handlowa pestkami, pozdrawia
znajomych kupcw. Potem przystan, by kupi pikantn tortill.
- Siostrzyczko, nie prbuj mi sprzedawa najmniejszej -
protestowa.
Powracajcy do Beleram na polecenie Thungiira artysta
przyby tam wkrtce po tym, jak onierze z Kraju Soca
wyjechali z kodeksami dla Molitz-mosa.
Od tamtej pory kukul piewa czciej. Syderetycy wzdrygali
si na ten dwik. Nienawidzili go. Przeraa ich. Natomiast
winiowie w stajni i Bor w obserwatorium bez trudu
rozpoznawali haso znajdujcego si w pobliu brata.
Zniewoleni mieszkacy wioski czekali w milczeniu. Czasami
kukul przestawa piewa na ca dob, lecz kiedy zaczynali ju
myle, e to koniec marze, pie znw rozbrzmiewaa. or
chwyta wwczas pospiesznie jadeitow rurk i bezskutecznie
szuka ptaka w koronach drzew. Nie mia wtpliwoci, e za
gosem stoi Zitzahay. Nikt inny nie potrafi tak doskonale
naladowa pieni kukula. Gdzie jednak by ten czowiek i po co
tu przyszed?
Pie nie zawsze dobiegaa z dungli. Czasem sycha j byo
od strony rynku i placu gier.
Pewnej nocy gos kukula zabrzmia na samym dziedzicu
Domu Gwiazd. Syderetycy zaczli strzela w mrok, a gdy strzay
umilky, ptak odezwa si w innym miejscu.
- Kimkolwiek jeste, bd ostrony - wyszepta Bor. Cucub
porusza si po Beleram pod postaci kukula.
Za wszelk cen pragn wypeni rozkaz Thungiira i nie
zawie pokadanego w nim zaufania.
Mia do wykonania dwie misje: zorganizowanie sieci
cznikw i ochron zitzahajskich wiosek, ktre pozostay
bezbronne w dungli.
Jego serce pragno jednak czego wicej. A Cucub zawsze
sucha swego serca.
- Dobrze - zgodzi si - wywoamy wojn wierszczy i dusz.
PIE PUCHACZA

Nakin przemierzaa bezmiar swojej pamici niczym otwart


przestrze. Chodzia w t i z powrotem, bez monotonii recytujc
wersy.
By wypiewa histori mioci, Nakin z Klanu Puchacza
powdrowaa na dalekie poudnie swoich wspomnie.
Szczupa kobieta wrd ostpw, na ciemnej skrze prosta
tunika taczy, bo wiatem wstrzsa wiatr. Deszcz zebra si na
niebie, a ukochany czeka.
Szczupa kobieta, ktra zapomniaa sple wosy, Wilkilen si
zwie, z warkoczami czy bez. Ukochany czeka.
Na ciemnej skrze prosta tunika,
na ciemnej skrze lodowaty wiatr,
na ciemnej dziewczynie kadzie si zota puma z gr.
To miejsce naley do mioci,
do pima i ostrych zi.
On by jej korzeniem,
ona zapomniaa sple wosy.
Potem Nakin powdrowaa na pnoc pamici i dotara do
namorzynw Kraju Soca, gdzie znajdowao si co
zapomnianego przez ludzi.
Kamyk przy kamyku,
kamyk przy kamyku przy kamyku,
i nikt nie pamita paacw Drimusa.
Ale one tam s,
pice w wilgoci namorzynw,
zamieszkane przez szkodniki,
ktre pn si powoli po ich schodach.
Zamki Drimusa zostay bez niego,
osamotnione w wilgoci namorzynw,
kamyk przy kamyku przy kamyku.
HUSIHUILKASKIE PRAWO

Ojczulek z Przeczy szykowa si do pokazania Thungiirowi


zalet broni, nad ktr niestrudzenie pracowa w przekonaniu, e
bdzie z niej wielki poytek w bitwach.
Czarownik Ziemi nie by taki jak przedtem. I rce mia inne, i
twarz.
Wysiki zmierzajce do uzyskania szarego prochu owocoway
wybuchami i poarami. Pierwsza eksplozja rozszarpaa dwa
palce jego prawej doni i zrobia dziur w jej mikkiej czci.
Innym razem ogie poparzy mu oblicze.
Z pomoc pospieszya Ojczulkowi woda.
- Tu? Woda tutaj? - wykrzykn tamtego dnia, jake daleki od
swojej zwykej agodnoci. - Mona by rzec, e s wrd nas
wrogowie!
Worki, w ktrych trzymano skadniki prochu, zamoky.
Usiujc uratowa cokolwiek z tego, co zdawao si mu stracone,
albo jedynie ugaska swoj furi, Ojczulek zacz rozpaczliwie
miesza malekie porcje i odkry, e saletr, wgiel i zmielone
dymice kamienie mona cakiem bezpiecznie miesza, gdy s
mokre. Powinien by unie cztery palce zamiast trzech - saletra,
wgiel, dymice kamienie, wilgo!
Thungur jecha w stron oddalonego od obozu miejsca. Za
jego plecami, na zadku grzywaka, siedzia Ojczulek, perorujc
bez ustanku o zaletach swojego najnowszego odkrycia. By moe
liczy na to, e hu-sihuilkaski wdz puci w niepami jego
liczne wczeniejsze niepowodzenia.
- Tym razem bdzie inaczej - przekonywa.
Chwil pniej, ostronie rozpakowujc sprzt potrzebny do
wykonania eksperymentu, ponowi zapewnienie.
- Tym razem bdzie inaczej.
Thungur czeka w milczeniu. Zna plany Ojczulka. Wiedzia,
e ten dy do stworzenia wynalazku, ktry moe zaway na
losach wojny. Bdc jednak wiadkiem tylu nieudanych prb,
dowdca wola si nie udzi.
- Zadbaem o to, eby ogie nie dosign! adunku prochu
zbyt wczenie. Ponadto, jak widzisz, zmniejszyem ciar strzay.
Thungur chwyci bro.
- Prawda jest taka, e bardziej ni kiedykolwiek bdziemy
potrzebowali wietnego strzelca - doda Ojczulek, pocierajc o
siebie dwa krzemienie.
Uzyskanym z nich ogniem podpali natart prochem link
zwisajc z tylnego koca strzay.
Cho Thungur by doskonaym ucznikiem, strzaa nie
doleciaa do celu. Bro Ojczulka po raz kolejny zawioda.
- Czekaj! - zawoa Ojczulek. - Sprbujemy jeszcze raz...
Uwag Husihuilka odwrcili jednak trzej galopujcy jedcy.
Wystarczyo rzuci na nich okiem, by wiedzie, e dzieje si co
niedobrego.
Istotnie przynosili ponure wieci. Niedaleko obozu schwytano
podczas prby ucieczki dwch modych husihuilkaskich
wojownikw.
- To ludzie z mojego garnizonu... - odezwa si jeden z nowo
przybyych. - Byli przygotowani na dug wypraw i pdzili co
si.
- Chcieli wrci na Rubiee... - mrukn Thungiir.
- Wkrtce po tym, jak ty i Ojczulek odjechalicie, przywiozy
ich strae z poudnia. Prbowali si ratowa, zapewniajc, e
jechali do innego obozu z moimi rozkazami i zabdzili. Nie znali
jednak hasa posacw. Nie chciaem czeka na twj powrt, bo
niektrzy s wciekli, a inni smutni. I wszyscy domagaj si
twojej obecnoci.
W drodze do obozu Thungiir przypomina sobie prawo swego
ludu: Nielojalno wojownika upokarza ywych i umarych,
kala rozlan krew i obraa ras Husihuilkw". Prawo
wojownikw poudnia byo jednomylne: Jeli kto opuszcza
braci w boju, straci ju ducha. mier bdzie dla niego
wybawieniem, a dla walczcych hodem".
Na widok zbliajcego si dowdcy modziecy spucili
gowy.
Pocztkowo rozmawiali o ucieczce jako o czym niegodnym;
czym, co uwaczaoby im, ich rodzinom i klanom. Jednak z
kad kolejn wzmiank myl o niej coraz mocniej kotwiczya w
ich gowach, nabierajc realnych ksztatw. W miar upywu
czasu, wraz z innymi poddani surowej musztrze Thungiira,
gromadzili coraz wicej argumentw przemawiajcych za
ucieczk. By moe wielu pragnie tego samego, ale tylko my
mamy odwag to zrobi - przekonywali siebie.
Starszyzna ludu mogaby ich ostrzec: Nie naley rozmawia
o niegodnych dziaaniach lekko i bez powagi, jakby to byo
trajkotanie wracajcych znad rzeki kobiet. To nierozwane, bo
sowa rozmikczaj czyny, tak jak lina rozmikcza poywienie, i
czyni je znonymi dla ducha. Musimy pamita, e mwienie o
zdradzie umoliwia jej dokonanie".
Spojrzenie Thungiira nie byo sowem, lecz ska. Dotknici
nim skazacy poczuli, e bardziej ciy im wstyd ni strach przed
mierci.
Thungiir znal obu. Wiedzia, e nigdy nie zdoali przywykn
do surowego wojskowego ycia i e ju nieraz amali dyscyplin
oraz zaniedbywali obowizki.
- Jeli Misaianes zwyciy, te ziemie nie bd miay nazwy
ani przeznaczenia. Dlatego jedynym moliwym dla nas yciem
jest ycie onierzy - przemwi do wszystkich. - Tutaj nikt nie
zasypia ani nie budzi si z myl o powrocie. Ten dzie
nadejdzie, gdy znw staniemy si panami yznych Ziem, o ile to
kiedykolwiek nastpi. Dokd mielibymy dzi wraca? Nie do
swoich domw ani do swoich pieni, bo ich nie mamy. I nie
bdziemy mie, pki Misaianes jest w pobliu. Jedynym, co nam
pozostao, jest walka.
Popar istniejce prawo, lecz mimo to nie zdoa uciszy
swego serca. Raz myla tak, a raz inaczej.
Ci modzi wojownicy nie mog liczy wicej ni pitnacie
lat".
Ty te tyle miae, gdy Dulkancellin wyruszy na
konsylium".
Ale ich ciaa wci nosz lady niedojrzaoci".
Kurne te je nosi, gdy zosta przebity palem".
A w oczach maj lk malekiej wiewirki".
Postpisz susznie, Thungiirze. Wielu Zitzahayw czuo lk
wiewirki, a jednak nie ulko si bitwy".
- To nie to samo - mrukn pod nosem. - To nie to samo...
Dwaj oczekujcy na wyrok modziecy pochodzili z grupy,
ktra dostarczya armii nowych wojownikw, nowe zwierzta i
czarownika z Rubiey.
- To nie to samo - powtrzy Thungiir.
Zwleka z wydaniem na dezerterw wyroku mierci. Zamiast
tego mamrota jakie niezrozumiae sowa. Po co, skoro
jednoznaczny glos prawa od zarania dziejw dyktowa to samo?
Ludzie najblisi Thungiirowi, wojownicy, ktrzy w boju
dosuyli si wysokich rang, poczuli niepokj. Ich przywdca ju
raz sprzeciwi si prawu. Wszyscy pamitali, e oponowa, gdy
rzdzcy wwczas ca armi Minche postanowi stawi czoo
Syderetykom w beznadziejnej bitwie. Cho argumentacja
Thungura zdawaa si cakiem rozsdna, Minche pozosta wierny
zasadom i to si opacio. O tym wanie myleli teraz dowdcy,
ktrzy nigdy nie mieli pozna prawdy ukrytej za kamliwymi
pozorami.
Thungiir nie wiedzia, skd si bior te myli, lecz czul, e
jego opr nie dziaa wbrew prawu, lecz z nim w zgodzie.
Dla niego te plemienna starszyzna miaaby odpowied:
Czowiek, ktry idzie zbyt szybko, zostaje sam. Zawsze bd
tacy, ktrzy wysforuj si naprzd, i to dobrze. Bd jednak
musieli zaczeka na innych. Zaczeka bez bezczelnoci czy
pychy, pamitajc, e potrafili i szybciej tylko dlatego, e wielu
innych utrzymywao ziemi na swoim miejscu".
Nim zacz mwi, unis wzrok ku socu.
- Zmienilimy si. Spjrzcie choby na grzywaki. Kilka lat
temu ich nie znalimy, a teraz s naszymi brami. Czy prawo
moe by takie samo dla tych, ktrzy chodz pieszo, i dla tych,
ktrzy jed na ich grzbietach? Wiem, e mwi niejasno, i sam
ledwo rozumiem swoje dywagacje, wic prosz, ebycie mnie
cierpliwie wysuchali. Prawo da mierci dla zdrajcw, a to, co
zrobili ci dwaj, bez wtpienia byo zdrad. Prawo da mierci i
ja mu si nie sprzeciwi. Jest jednak co, czego nie mog
przemilcze. I cho teraz nic nam to nie da, moe kiedy sobie o
tym przypomnimy. Wikszo z nas, obecnych tu Husihuilkw,
dorastaa u boku ojcw, ktrzy byli wojownikami. Od maego
uczyli nas obcowa z broni. Podczas kadego konfliktu midzy
klanami zabierali nas na pole bitwy, wyrywajc z ramion
przeraonych matek. Co jednak stao si z tymi, ktrzy byli
dziemi, gdy rozpocza si wojna z Misaianesem?
Wychowywali si wrd kobiet i starcw. Oraz wojownikw,
ktrzy wrcili tak chorzy lub okaleczeni, e nie mogli ich niczego
nauczy. My urodzilimy si i dojrzewalimy jako
Husihuilkowie. Jacy bylibymy bez ojcw, ktrzy uczyli nasze
rce, jak naley napi uk?
Wok Thungura zgromadzia si zaledwie drobna cz
wojska. Reszta bya rozlokowana po oddalonych garnizonach.
Kade wypowiedziane przez wodza sowo miao jednak po
pewnym czasie dotrze do uszu wszystkich wojownikw.
- Wielu z was, podobnie jak ja, myli zapewne: a co z
Zitzahayami? Zawsze byli pokojowym ludem spdzajcym czas
na kontemplacji nieba i uprawie ziemi. Gdy jednak nadszed czas
obrony naszego kontynentu, stali si wielkimi mami. Bez nich
nie zdoalibymy tu
dotrze. Zitzahayowie przestrzegali prawa. Wszyscy
powinnimy go przestrzega. Dlatego zgodnie z nim skazuj
zdrajcw na mier.
Podnis gos, by uciszy pomruk aprobaty.
- Ale podkrelam: robic to, nie stajemy si lepsi. Wypeni
powinno, przyznajc zarazem, e czyni to z cikim sercem.
Gdyby nasi onierze byli tu tylko ze strachu przed kar, wojna
byaby ju przegrana. Potdze Misaianesa mona stawi czoo,
jedynie kierujc si najwiksz mioci i najwiksz mdroci.
Na dwik sw Thungiira wielu ludzi, ktrzy wczeniej
sprawiali wraenie rozzoszczonych, zagodniao.
- Wypenijmy powinno.
Odkd zosta naczelnym wodzem, nigdy nie musia odbiera
ycia adnemu ze swych onierzy.
- Ten, kto dyktuje mier - kontynuowa - musi by gotw
zada j wasnorcznie. Nie pozwol, by ktrego z was obciy
bl, ktry naley si mnie. - Po czym doda: - Przyprowadcie
tych dwch!
Skazacy zostali doprowadzeni do szerokiego, paskiego
kamienia, i tam zwizani.
Thungiir zamachn si toporem. Raz, drugi. Kamie spyn
krwi. ycie wycieko.
Naczelny wdz upuci bro.
- Zakopcie topr razem z nimi - rozkaza. - Zrobi sobie nowy.
Taki, ktry nie bdzie mia splamionego serca.
PIERWORODNY

Niewolnica opasaa siln tali swej pani grub pcienn


wstg. Gdy skoczya, brzuch Acili zatraci lekk wypuko,
wywoan przez wzrastajce wewntrz ycie. Potem suca
woya kobiecie tunik, alc si, jakby bardziej ni matce
zaleao jej na dziecku:
- Pani, to nie moe duej trwa!
Na razie jednak Molitzmos nie mia o niczym wiedzie.
- K.. .kiedy przyniesiesz mi wie, na ktr czekam, b...bd
moga si rozwiza - rzeka Acila.
Jedna z modych on take spodziewaa si dziecka
Molitzmosa. A Powolna Mowa musiaa pozna przepowiedni
mdrcw.
W pierwszym roku swych rzdw Molitzmos zalubi pi
on. Potem pojawia si ostatnia - Acila.
Do tej pory dwie spord on wyday na wiat dzieci. Za
kadym razem rodzia si dziewczynka. Molitzmos przywita
crki z wielk pomp, lecz zaraz potem odda je pod opiek
matek, bo dziewczynki nie mogy przej po nim tronu. Teraz
kolejna z modych maonek rozbudzia nadzieje na narodziny
pierworodnego syna.
- Ty ze swej strony moesz by spokojna - powiedziaa
niewolnica. - Poczekaa na sygna i pocza we wskazanym
przez niebo dniu. Z ciebie narodzi si nowy ksi.
Twarz Acili zagodniaa.
- Od razu lepiej si na ciebie patrzy - kontynuowaa suka. -
Umiechaj si troszk i odpoczywaj. Bardzo moliwe, e tamta
kobieta nosi w brzuchu kolejn dziewczynk.
Wysza z komnaty. Acila opara gow na poduszkach. Jej syn
musia by pierwszym chopcem spodzonym przez Molitzmosa;
tym, ktry przejmie tron Zotej Doliny. Jeli to nastpi, odkupi
wszystkie cierpienia i przywrci krwi waciwe miejsce.
Trudno byo Powolnej Mowie znie obecno drugiego ycia
we wasnym ciele, bo przywyka do samotnoci. Spodzenie
pierworodnego byo obowizkiem, ktry realizowaa z uporem,
lecz bez radoci.
Cztery soca pniej niewolnica ponownie wesza do
komnaty.
Powolna Mowa nie musiaa o nic pyta. Oblicze staruszki
potwierdzio jej najgorsze obawy.
- T...to bdzie chopiec - zajkna si zrozpaczona. - I narodzi
si przed moim.
- Tak, pani. Mdrcy znaleli na niebie lad tego poczcia.
Zapewniaj, e narodzi si ksi... Molitzmos ju si o tym
dowiedzia. Syszaam, e sprezentowa modej onie
miniaturowe ptaszki, ktre piewaj jak deszcz uderzajcy o zot
foli.
Acila wydaa nieartykuowany dwik, przypominajcy raczej
stknicie ni sowo.
- Wybacz mi! - ukorzya si niewolnica. - Nie powinnam bya
tego mwi.
Tego popoudnia moda ona Molitzmosa odpoczywaa,
moczc stopy w stawie. Bya przepikn kobiet o powiekach
odrobin ciemniejszych od reszty skry i lnico biaych zbach.
Siedziaa niemal naga; tylko poniej talii opasywaa j lekka
chusta, ktr podkasaa, odsaniajc nogi. piewaa, prbujc
naladowa sprezentowane jej przez ma ptaszki.
Wkrtce miaa zosta matk nastpcy tronu. Czego wicej
moga pragn?
Na dwik krokw za plecami obrcia si. ciek sza w jej
stron Acila ze swoj suc.
Oscha zwykle kobieta tym razem umiechna si agodnie do
modszej konkurentki. Potem wraz ze staruszk przysiada nad
brzegiem stawu. Po duszej chwili milczenia moda ona wstaa
i chciaa si poegna, lecz Powolna Mowa powiedziaa co
sucej do ucha.
- Moja pani mwi, e ucieszya j wiadomo, i powijesz
pierworodnego.
Mie sowa zmusiy dziewczyn do kontynuacji rozmowy.
Doskonale wiedziaa, e Acila rozmawia z Molitzmosem jak
rwny z rwnym. Ksi mgby si zdenerwowa na wie, e
moda ona zareagowaa pogard na uprzejmo najstarszej.
- Dzikuj.
- Moja pani nie moe ju pocz dziecka, wic z wielkim
zadowoleniem przyja wie, e ty dasz ksiciu syna.
Wszystko to Acila szeptaa niewolnicy do ucha, by nikt nie
mg zarczy, e choby jedno z tych sw pado z jej wasnych
ust.
W trakcie rozmowy niewolnica wyja jaki pakunek i
pooya sobie na spdnicy, po czym powykrcanymi
palcami z trudem rozwizaa przytrzymujcy go sznurek i
zacza si z luboci objada.
- Co tam masz pysznego? - zapytaa z umiechem moda ona.
Niewolnica Acili uderzya si w czoo.
- Wybacz, moja droga. Powinnam bya pomyle, e w swoim
stanie jeste wiecznie godna. Sprbuj, prosz! - Wycigna
rk. - To konfitury, ktre wasnorcznie przyrzdziam z mity i
mleka.
Kobieta z apetytem zjada sodycze.
- Moja pani pyta, jak nazwiesz dziedzica.
- Jak go nazw? - powtrzya z rozmarzeniem moda ona. -
Yocoya-Tzin.
Wieczorem Acila udaa si do ma.
Nie rozmawiali ze sob od kilku soc i niemal si nie
widywali. Na jej widok Molitzmos umiechn si szczerze.
- Jeste szczliwy - zauwaya. - Oboje p... - potkna si na
kamstwie - powinnimy si radowa.
Molitzmos przytuli j.
- Mylaem, e czujesz si lekcewaona.
Powolna Mowa sprawiaa jednak wraenie tak spokojnej i
wolnej od wszelkiego alu, e zacz przemawia do niej jak do
samego siebie.
- Rozumiesz, Acilo? Wkrtce narodzi si ten, ktry bdzie
kontynuatorem mojej krwi i moich rzdw. Bdzie silny i pikny
jak jego matka, a ja zd mu przekaza swoje ambicje i swj
upr. Oboje nauczymy go gry w yocoy... Bdzie najlepszym
graczem w caym kraju. Nauczymy go take wszystkiego, co
wiemy o witych kodeksach. Ty i ja, Acilo. Tylko ty i ja
zdoamy to zrobi.
Molitzmos Wadca Soca by w sidmym niebie. I nie
zwraca uwagi na wyraz twarzy Powolnej Mowy.
- Pierworodny zosta poczty w najwaciwszym momencie.
Pojawi si na wiecie w chwili wielkiego zwycistwa.
Acila wyczula, e mwic o zwycistwie, jej maonek ma na
myli co wicej ni tylko narodziny dziecka. Poprosia o
wyjanienie.
- Wojna na yznych Ziemiach przybierze nowy obrt, ktrego
Thungur si nie spodziewa. Wymyliem go z pomoc Flaura, a
niem o nim w samotnoci przez te wszystkie dni, kiedy
czekaem na rozmow z tob.
- Jaki obrt? - dopytywaa si Acila.
- Okrty, ktre mamy, wystarcz do wysania floty na
poudnie. Dotrzemy drog morsk na Rubiee, gdzie yj teraz
kobiety i dzieci, starcy i chorzy, ktrych pokonamy bez
najmniejszego wysiku. Ju widz min Thungiira, syna
Dulkancellina. Wyobraasz sobie, e husihuilkascy wojownicy
bd dalej prze na pnoc, wiedzc, e w tym samym czasie
Syderetycy zabijaj ich ony i dzieci? Wojsko Jelenia bdzie
szlocha po nocach. Zamane duchowo i uwizione na naszej
ziemi ulegnie nam raz na zawsze.
W tym momencie do wielkiej sali wpad gwatownie Flauro.
- Co si stao? - spyta Molitzmos.
- Twoja ona upada, krzyczc z blu. Ley w kauy krwi.
Ksi spojrza na Acil, jakby chcia usysze, e to si nie
dzieje naprawd. Ona jednak nie moga mu tego powiedzie.
Molitzmos Wadca Soca wybiegi, by na wasne oczy
zobaczy, co si stao.
Flauro i Acila zostali sami. Kapitan Misaianesa i Powolna
Mowa nie pragnli tego samego, ale oboje
potrzebowali Molitzmosa i rywalizowali o jego zaufanie.
- Nie wiesz, co si stao tej modej kobiecie?
Tym pytaniem Flauro zdar mask uprzejmoci, ktr oboje
nosili z coraz wikszym trudem. Zmierzyli si wrogimi
spojrzeniami.
Potem Acila umiechna si i poegnawszy kapitana, wysza
z komnaty.
C Z DRUGA
A TYMCZASEM NA STARYCH ZIEMIACH.

Misaianesa, syna mierci, mona zrozumie jedynie w


perspektywie czasu. Ma dugie przed" i dugie po"; jest
zarwno skutkiem, jak i przyczyn; zarwno kocem, jak
pocztkiem.
By opowiedzie o Misaianesie i jego wojnie, trzeba zacz od
zarania: ust matki, gry, kontynentu zwanego Starymi Ziemiami i
istot, ktre go podwczas zamieszkiway.
Na Starych Ziemiach zrodzia si magia. A obok niej
rozrastay si bujnie mdro i rado.
wczeni magowie gromadzili wiedz. I dziedziczyli j, z
kadym pokoleniem potniejsz, z mistrza na ucznia.
Czarynki, lene kobiety synce z miosnego kunsztu, zawsze
byy w pobliu, gotowe stawi si na kade wezwanie magw,
ktrzy raz potrzebowali porady, a innym razem mioci.
Pierwsi wadcy Starych Ziem byli wspaniaomylni. Gdy
ludzie dolin zasypiali z przyjemnym zmczeniem, ludzie wzgrz
tacowali w krgu.
Czasem jednak tak bardzo pragniemy zachowa jak rzecz,
e tracimy z oczu to, co powoao j do ycia.
Tak wanie si stao, gdy magia uwierzya, e wiedza jest jej
zasug, a nie powinnoci. Oddalia si od Dzieci Ziemi i
zamieszkaa w odlegym niebie, skd gosia, e jest wcieleniem
wszystkich cnt, wyznaczonym do rzdzenia prostaczkami.
Byli jednak wrd magw i tacy, ktrzy sprzeciwiali si tej
wizji. Jedyn cnot jest zadawanie waciwych pyta - mwili. -
Jeli uzurpujemy sobie wadz nad wszelkim stworzeniem,
przestajemy je rozumie".
Niezgoda z czasem przerodzia si we wrogo i ostatecznie
podzielia magi na dwa obozy. Jeden przyj nazw Bractwa
Odosobnienia i pozosta na Starych Ziemiach, drugi za,
obwoawszy si Bractwem Otwartej Przestrzeni, przeby dug
drog, by od nowa budowa magi na innym kontynencie.
Czarynki ze smutkiem przyglday si temu rozszczepieniu.
Zaszyy si w gbi lasu, nic nie pojmujc, i dugo stamtd nie
wychodziy. W kocu jednak wrciy. Uday si do Magw
Odosobnienia i towarzyszyy im, nie majc pojcia, e ci wkrtce
pokoni si Wiecznej Nienawici.
A czas na Starych Ziemiach pyn.
Silny myl i zrczny domi kontynent posiada koa i
wiatraki; topi metale i znalaz sposb na podrowanie po
morzu.
Krlowie rywalizowali ze sob i zmieniali si na tronach
niczym pory roku. Nad wszystkimi growao jednak Bractwo
Odosobnienia ze swymi autorytarnymi rzdami i wzrokiem
wbitym w gwiazdy.
Gdy to si dziao, mier wpatrywaa si w swoje pozbawione
linii papilarnych donie. Nie wolno ci podzi dzieci" -
rozkazano jej.
- Spodz syna z samej siebie. Bd matk jak inne -
postanowia wreszcie.
Znalaza zapomnian gr i odszukaa ukryt w jej wntrzu
jam. Tam usiada i zacza urabia kulk ze liny. Trzymaa j w
ustach tak dugo, a poczua, e si rusza. Wtedy odczepia j od
podniebienia i dalej ogrzewaa w doniach.
lina mierci. Gsta, kleista. Kulka liny obrastajca pierzem.
To by jej syn. Nazwaa go Misaianes.
Rs, nie opuszczajc wntrza gry. Rosy jego rce, palce,
paznokcie. Okruciestwo Niestworzonego byo rwnie wielkie
jak jego cierpliwo, a cierpliwo tak doskonaa jak
przebiego. Uywajc sw, ktre brzmiay jak prawda,
obwoa si Panem, a wszyscy, ktrzy mu si poddali, potracili
dusze.
Zwoa swoich krewniakw, magw Starych Ziem.
Czonkowie Bractwa Odosobnienia dugo nie przychodzili, lecz
kiedy w kocu wyruszyli w stron gry, cieki za ich stopami
znikay.
Byli jednak i tacy, ktrzy si nie pokonili.
Czarynki z lasu podniosy dumnie gowy, zjeyy wosy i
napryy ciaa. Wtedy Pan wyda na nie wyrok mierci. Pobiegy
do Domu Odosobnienia i cho niektrzy chcieli im pomc,
tamtego dnia nie mogli nic zrobi.
Opuszczone przez magw, byy cigane w Lesie Goenijskim i
zabijane jak wiewirki. onierze Mi-saianesa znajdowali je w
gniazdach, w mrowiskach, wcinite midzy najwysze konary
drzew. Kiedy zdoali je wyapa, zacignli wszystkie na
wybrzee, przywizali do grubych pali twarzami do morza i
podpalili. Tylko nieliczne skutecznie si ukryy i pozostay przy
yciu.
Te, ktre przeyy pierwsze polowanie Pana, wiedziay, e
opr przeciw niemu istnieje take poza lasem.
Buntownikami bya cz Magw Odosobnienia, ktrzy udali
si w poblie gry Misaianesa, by go lepiej pozna. Opieraa si
Panu take rasa Boreaszw, wymienitych eglarzy, ktrych
pastwa kwity na archipelagach pnocnego zachodu i na
Wielkim Pwyspie.
Boreaszowie, wczeniej ni inni przewidziawszy nastanie
pospnej epoki Misaianesa, wysali statki na yzne Ziemie.
Przemierzyli Yentru i zanieli na mody kontynent wie o tym,
ktry narodzi si, by pooy kres panowaniu ycia. Ich sowa
utrwalono w kodeksach zapisanych na zoonych warstwach
kory, umieszczonych w ozdobnych futeraach i przecho-
wywanych w kamiennych szkatuach, ktre z kolei spoczyway
zamknite w schowkach...
Lecz Boreaszowie przywieli ze sob nie tylko wieci. Wraz z
nimi przybya cz ich dziedzictwa, by pozosta bezpieczna na
yznych Ziemiach, z dala od nadchodzcej wojny.
Nam, ktrzy zamieszkujemy Stare Ziemie, przypada w
udziale konieczno stoczenia z Misaianesem pierwszych bojw,
a to dlatego, e zrodzi si on i wychowa w jednej z gr naszego
kontynentu i tu koncentruj si jego siy. Bdziemy walczy do
ostatniej kropli krwi ostatniego dobrego stworzenia, lecz moe
si okaza, e to nie wystarczy. Wasza strona wiata na razie
pozostaje bezpieczna. My i morze jestemy jej tarcz. Strzecie
tego miejsca i wszystkiego, co w nim ywe! W was pokadamy
nadzieje na przetrwanie, choby Stare Ziemie miay upa...".
Potem eglarze wrcili, by walczy w wojnie innej ni
wszystkie pozostae.
Doczyy do nich pewne plemiona - takie, ktre yy z dala od
wielkich krlestw i by moe dlatego nie musiay si zastanawia
nad wyborem midzy Misaianesem a wolnoci. Wsplnie
toczyli wojn na morzu i wsplnie dorobili si miana
rudowosych bojownikw.
Miny stracone pokolenia. Misaianes rs i rs. Pod stopami
Syderetykw draa ziemia. Po wielu latach zdawao si, e
wszelki upr zosta zdawiony.
Czarynki zaginy gdzie w lesie. Zbuntowani magowie nie
mogli wykona adnego ruchu, ktrego nie dostrzegby czujny
Misaianes.
Rudowosi eglarze tkwili uwizieni na wybrzeach Zatoki
Sigijskiej i Archipelagu Czterech Matek. Dziki znajomoci
morza i niezwykym zdolnociom nawigacyjnym zdoali
przetrwa, nie przestajc ni o dniach, ktre nadejd po rozlewie
krwi i klsce. Ale to by zaledwie cie oporu; garstka yjtek z
malekimi dami przemykajca midzy palcami Wiecznej
Nienawici.
A milczce pokolenia mijay...
Misaianes i jego krewniacy, pewni ju swojej wadzy nad
Starymi Ziemiami, przenieli wzrok na drugi brzeg morza. Syn
mierci marzy o panowaniu nad caym wiatem.
Zacz przygotowywa flot majc przemierzy Yentru. Na
admiraa wyznaczy czowieka o imieniu Leogros. Emisariuszem
Pana zosta mag Drimus, ktry przemawia jego jzykiem.
Buntownicy ze Starych Ziem wykorzystali fakt, e uwaga
Misaianesa jest skierowana gdzie indziej. Gdy on szykowa
swoj flot, oni gromadzili siy na now wojn. W tym celu
rudowosi eglarze spotkali si na wybrzeu z Zorasem i
Foitetesem.
Zoras, mag o niebieskich oczach, reprezentowa frakcj, ktra
lubowaa zachowa prawdziwe dziedzictwo Odosobnienia i nie
poddawa si wadzy Mi-saianesa. Jego jedynym uczniem by
Foitetes.
- Bezwzgldnie musimy wykorzysta ten czas - rzek do
zbuntowanych kapitanw mag.
Wszyscy wiedzieli, e nic nie bdzie moliwe, jeli ludno z
obozw nie wznieci powstania. Mczyni i kobiety, ktrym za
imiona musiay wystarczy nazwy wykonywanych zawodw,
zatracili si jednak w mrokach amnezji. By ich odzyska,
potrzebna bya dugotrwaa, pena mioci i powicenia praca.
Potrzebny by kto, kto przywrci im wiato podstawowych
wartoci: dar pamici, godno imienia, wiadomo przyczyn
oraz znajomo poezji.
- Znajd odpowiedni brzuch i zasiej w nim dwoje wybracw
- oznajmi Zoras.
Pniej niebieskooki mag obserwowa z dala wdrujce do
pracy obozowe kobiety, a znalaz waciw. Bya to
sortowaczka rnica si od pozostaych wyprostowan postaw.
Za ciemnymi oparami spowijajcymi kade bezimienne ciao
dostrzeg namiastk szlachetnej urody. W ten sposb los wskaza
mu matk wybracw.
Zaczeka na przybycie stranikw prowadzcych mczyzn
do obozu sortowaczek. Owinity brudnym paszczem, z pomoc
mroku przedosta si midzy nich. Znalaz swoj sortowaczk i
odgarn jej wosy, by spojrze w twarz.
- One si narodz dla oporu. Ochrzcij je, sortowacz-ko! -
powiedzia i odszed.
Gdy dzieci przyszy na wiat, sortowaczka wypalia na ich
ciaach znaki. Nie wiedziaa, po co to robi.
Chwycia rozarzone elazo i nadaa dziewczynce imi Vara,
a chopcu Aro.
- Urodziy si! - oznajmi swemu uczniowi Zoras.
- Mylisz, e kobieta nada im imiona, tak jak prosie? -
zapyta Foitetes.
- Wiem, e to zrobi - odpar Zoras. - Nie wtp w to. Pamitaj
jednak, e to tylko pierwsze oznaczenia, niernice si od tych,
ktre w dawnych czasach wieniacy nadawali zwierztom.
Prawdziwy chrzest odbdzie si we waciwym momencie.
Foitetes wiedzia, e jego mistrz ma na myli dzie, w ktrym
blinita skocz dwanacie lat i bd gotowe do rozpoczcia
procesu inicjacji.
- Kiedy skocz dwanacie lat, pjdziemy po nie, Foitetesie -
potwierdzi jego myli mag. - To bdzie kluczowy dzie; dzie, w
ktrym wypalony elazem na ciele znak zmieni si w znak dumy
w ich duszach.
- Dwanacie lat... - mrukn Foitetes. - A potem inicjacja, po
ktrej bd mogy rozpocz swoj misj w obozach. Wiesz, ilu
ludzi zdymy do tej pory straci, mistrzu?
- Wiem - odpar Zoras. - Ale jeli nie bdziemy cierpliwi i
ostroni, stracimy ich znacznie wicej.
Kiedy to si dziao, pierwsza flota Misaianesa, dowodzona
przez Leogrosa, przybijaa do brzegu yznych Ziem.
A czas, ktry trwa dziki temu, e nigdy nie przystaje, kroczy
naprzd. Rok, dwa...
A pewnego nieszczliwego dla Misaianesa i jego wity dnia
Leogros powrci, by podda si karze.
Obwieci, e niade rasy yznych Ziem pokonay ich wojsko.
Wymieni imiona Dulkancellina i Kurnego. Wspomnia o starym
czarowniku, ktry przyprowadzi na pole
bitwy armi zwierzt. W kocu powiedzia, e Drimus ze
swymi psami pozosta na tamtym kontynencie.
Zoras witowa te nowiny w towarzystwie zbuntowanych
eglarzy.
Jeden z najmodszych kapitanw, Lubabah, mia si do
rozpuku. Mia to we krwi. By korpulentny jak aden inny, a do
tego niezwykle dzielny. Przemieszcza si z jednego miejsca w
drugie tak, jakby caa ziemia bya morzem. I jakby morze byo
agodne niczym umiech.
- Pojad do Lasu Goenijskiego i przeka czarynkom t
radosn nowin - powiedzia.
- Pewnie chcesz j przekaza w szczeglnoci Marmarze? -
zapyta go jeden z towarzyszy.
Lubabah unis puchar z winem.
- A co, ty wolaby to zrobi?
Kapitanowie witowali, a po drugiej stronie kontynentu
rozpoczynaa si katorga Leogrosa.
Dowdca otrzyma kar, po ktr wrci; tortury, ktre
niewielu potrafioby znosi tak dugo jak on. Przez pi lat musia
powtarza sowo w sowo relacj ze swojej klski. Misaianes
sucha w milczeniu.
Buntownicy wykorzystali te lata. Lata, w cigu ktrych Vara
dorastaa w obozie przdek, dokd zabrano j po odebraniu
sortowaczce. Lata, w cigu ktrych Aro wychowywa si wraz z
innymi w obozie winiopasw.
Pi lat mino po obu stronach Yentru, nim Misaianes
zdecydowa si wysa na yzne Ziemie kolejn flot.
Tym razem jej dowdztwo powierzy niecieralnej skale. By
skruszy ducha modego kontynentu, Misaianes wysa tam
wasn matk.
- Obudziem si i sysz, e moja flota na drugim kocu wiata
poniosa klsk. Leogros przegra na polu bitwy, a Drimus zosta
tam ze swymi psami. Doktryner zdoa wypeni zadanie, ale to
nie wystarczy. Wrc do miejsca, ktre nazywaj yznymi
Ziemiami, ze zwielokrotnion armi, flot i broni. To jednak te
nie wystarczy, jeli nie bdzie kogo, kto misternie dokoczy
prac rozpoczt przez Drimusa. Tym kim bdziesz ty, matko.
Tylko tobie do ufam, by ci poczy z garbusem w
najdoniolejszej misji. Nigdy nie narzuc swego porzdku tamtej
ziemi ani jej mieszkacom, jeli przedtem nie podkopi ich
korzeni. Jeli ich bl nie bdzie pochodzi z wewntrz, bd
martwi, lecz nie zniewoleni. Jeli nie zatrujemy ich krwi, nie
odniesiemy trwaego zwycistwa.
Kiedy druga flota Misaianesa pyna ku yznym Ziemiom,
mody eglarz i czarynka podgldali j zza przybrzenej skay.
- Spjrz na maszkarona na dziobie! - mrukna Marmara. - To
ona! We wasnej osobie!
- Milcz, kobieto! - ofukn j Lubabah. Chwycili si za rce i
znieruchomieli w milczeniu.
Przeraaa ich blisko mierci. Nie mogli uwierzy, e matka
Misaianesa nie wyczuwa ich obecnoci. A jeli wyczuwaa,
dlaczego nie wskazaa ich palcem? Tak czy owak, nie mogli
zrobi nic wicej, jak tylko siedzie cicho.
W kocu statki si oddaliy. Matka Misaianesa podrowaa
jako maszkaron na dziobie gwnego okrtu.
- Biada yznym Ziemiom - rzek Lubabah.
- Biada Starym Ziemiom - odpara Marmara. Potem, jak to
czsto bywa w rodku wojennej zawieruchy, kochali si ponuro.
Po pewnym czasie Lubabah wrci na swoje wybrzee, gdzie
stacjonowali zbuntowani dowdcy,
a Marmara odesza do Lasu Goenijskiego, w ktrym czekay
na ni towarzyszki.
A czas, ktry jest nieskoczonym wem, pez dalej...
Zbuntowani eglarze wielkim kosztem uszczuplali wysyane
na yzne Ziemie posiki i utrudniali postpy wojsk. Psuli niektre
z okrtw, zdobywali inne. Ich osignicia dalekie byy jednak
od cakowitego triumfu, a nawet tak mierne, e w rozmowie z
Borem na dziedzicu Domu Gwiazd matka Pana wspomniaa o
nich przemiewczym tonem. Bor powtrzy jej sowa
Za-bralkanowi, ten za podj decyzj, ktra okazaa si
szczliwa dla obu kontynentw. yjcy na yznych Ziemiach
potomkowie Boreaszw mieli wrci do swoich zamorskich
braci. Nasza pierwsza droga otwarta - powiedzia Zabralkan,
gdy wypynli. - Morscy Zwiadowcy s na statkach i pyn ku
Starym Ziemiom... Niech im szczcie sprzyja! Wierzmy, e
Yentru bdzie po naszej stronie. Modzi potomkowie Boreaszw
odnajd swoich zbuntowanych braci i po wielokro wzmocni
opr przeciw Misaianesowi w jego dominium".
I tak si stao.
Przybycie Morskich Zwiadowcw, modego plemienia, ktre
z rozkazu Zabralkana przypyno na ziemi swoich przodkw,
byo niczym ksiyc rozpraszajcy mrok na nocnym niebie.
Gdy o wicie dopywali do brzegu, wzdu wybrzea zapalay
si i gasy setki pochodni wskazujcych bezpieczne miejsce do
przybicia.
Uprzedzeni przez kobiety-ryby rudowosi eglarze
niecierpliwie czekali na swoich braci.
Marmara i Lubabah znw podgldali zza skay, tyle e tym
razem nie wrog flot, a spenienie marzenia.
Gdy tylko okrty zbliyy si na dostateczn odlego, oczy
niemal wyszy kapitanowi z orbit.
- Patrz, czarynko! Patrz, jakie s pikne i jak szybko pyn!
Wygldaj jak statki z naszych legend. Takie, jakich ju nie
umiemy budowa.
Cakiem zapominajc o ostronoci, pobieg w stron brzegu,
wymachujc rkoma.
- Patrzcie! - wola do wszystkich, do nieba, do swego
zdumionego serca. - Patrzcie, jak si poruszaj! Prawie nie rni
si od mew!
- Wracaj tu!!! - wrzeszczaa Marmara. - Kochasz je bardziej
ni mnie?!
Lubabah rozemia si w gos.
- Pewnie, e bardziej ni ciebie, Marmaro! - odkrzykn. -
Znacznie bardziej! Od tamtej pory na morzu wszystko si
zmienio. Statki, ktre nauczyli si budowa Zwiadowcy dziki
pozostawionej przez przodkw wiedzy, byy zwinne i lekkie,
szybkie i dajce sob sprawnie manewrowa.
Te legendarne odzie oraz doskonal wiedza rudowosych
eglarzy o wiatrach i prdach, ukrytych przystaniach i
morderczych wybrzeach, zwielokrotniy si zbuntowanej floty.
Od tamtego dnia okrty Misaianesa byy nieustannie
atakowane przez wynurzajce si z mgy statki, ktre otaczay je
niby morskie ptaki. odzie, ktre zdaway si wacicielkami
wiatru: przybyway, precyzyjnie strzelay z dzia i uciekay w
miejsca niedostpne wielkim statkom.
Po przybyciu Morskich Zwiadowcw rebelianckie
dowdztwo, dotd liczce szeciu kapitanw, wzbogacio si o
piciu kolejnych.
Jedenastu kapitanw. Kady ze swoj flot, ktra
kontrolowaa fragment morza i wybrzea.
Poplecznikw Misaianesa ogarnia niepokj.
Przeraa ich zarwno fakt, i rebelianckie siy na morzu
urosy w si, jak i cisza odpowiadajca z drugiego brzegu. Co si
dziao z Drimusem? Co z triumfem, ktry jeszcze niedawno
zdawa si niewtpliwy? I co z Pomrok, matk Pana? Dlaczego
nawet ona milczaa?
Zoras take nie zna odpowiedzi na te pytania. Nie zna ich
nikt na Starych Ziemiach.
- Zblia si nasz dzie - rzek mag do swego ucznia.
- Wkrtce Vara i Aro skocz dwanacie lat. Teraz ju
widzisz, e upywajcy czas wcale nam nie zaszkodzi, a wrcz
przeciwnie...
- Umocnilimy si na morzu - przyzna Foitetes.
- A teraz musimy uczyni to samo na ziemi. Kiedy pjdziemy
odszuka twoje dzieci?
Foitetes wiedzia, e jego mistrz nie lubi ich tak nazywa. By
jednak krnbrnym uczniem.
- Wkrtce - odpar Zoras. - By moe prdzej, ni
zamierzalimy, jeli potwierdz si pewne moje obawy.
- Mog wiedzie jakie?
- Obawiam si Igrzysk Dugich Dni...
Nikt na Starych Ziemiach nie wiedzia jeszcze, e po drugiej
stronie morza pasterze zmienili bieg wojny. I e armia Jelenia
panuje nad poow kontynentu. Nikt nie wiedzia, e Kupuka
wygra pojedynek z garbusem. A tym bardziej e Pomroka
rozmawiaa na biaej wyspie z dziewczyn o czarnych
warkoczach. - Zblia si dzie namaszczenia wybracw - po-
wiedzia Zoras. - I sdz, e Pomroka, gdziekolwiek jest, usyszy
ich imiona.
Te i inne rzeczy zdarzyy si na Starych Ziemiach... Niektre
jednak zasuguj na to, by zatrzyma si przy nich na duej.
MAGOWIE ODOSOBNIENIA

Na Starych Ziemiach magowie istnieli przed Misaianesem i po


nim.
Bractwo Odosobnienia i Bractwo Otwartej Przestrzeni
wywodzili si z tego samego pnia. By moe wanie dlatego,
mimo tak odmiennych pogldw, po obu stronach morza
organizowali si w podobny sposb. W obu panowa
rygorystyczny porzdek rang i pozycji, ktre ulegay zmianie
dopiero po czyjej mierci.
Na yznych Ziemiach siedzib magii by Dom Gwiazd,
ktrym zarzdzali Wielcy Astronomowie. Podlegali im
pomniejsi znawcy tego kunsztu, a jeszcze niej w hierarchii stali
uczniowie.
Na Starych Ziemiach najwysz wadz penili Czcigodni
Mdrcy Odosobnienia: trzynastu wybitnych magw,
kontynuujcych tradycje rnych gildii i sprawujcych piecz
nad uczniami.
Deinos pochodzi ze szkoy Drimusa - pierwszej, ktra
pokonia si Panu, a co wicej, popara jego plan sowem i
czynem. To ona sprawia, e garstwa Misaianesa tak bardzo
przypominay prawd.
- Bd pozdrowiony, czcigodny Deinosie! - rozleg si za jego
plecami czyj gos.
Deinos odwrci szybko gow, by odpowiedzie na
powitanie. Dwa acuchy o dziewiciu ogniwach, zawieszone na
jego hemie, uderzyy o siebie. Mag mia ostre rysy i krtk, ostro
zakoczon i podkrcon do gry brdk.
Zoras, ktry zblia si do w towarzystwie swego ucznia,
ukrywa okolon skrzanym kapturem twarz za gst srebrzyst
brod, ponad ktr byszczay charakterystyczne niebieskie oczy.
Zgodnie z obowizujcym zwyczajem ucze Zorasa
zatrzyma si o dziesi krokw od miejsca, w ktrym magowie
mieli przeprowadzi rozmow, i zakry domi uszy.
- Mam nadziej, e spotkamy si na Igrzyskach Dugich Dni -
rzek Deinos. - O ile pamitam, od paru lat ci na nich nie byo.
- Pomylaem, e tym razem wypadaoby si zjawi - odpar
spokojnym, gbokim gosem Zoras.
Pora bya wczesna: trwa dopiero miesic bota. Tego roku
jednak planowano zorganizowa igrzyska wczeniej ni zwykle,
by zaspokoi apetyty magnatw.
Wielkie wzmocnienie buntownikw w postaci posikw zza
morza byo dla wity Misaianesa niespodziewanym ciosem. Kt
mgby przypuszcza, e lekkie biae odzie przywioz z odlegej
ziemi modych eglarzy, ktrzy postanowili wrci do krainy
przodkw?
Ponadto od dawna nie nadchodziy adne wieci od tych,
ktrzy udali si na yzne Ziemie.
Morska woda nieprzerwanie zalewaa piach, a poplecznicy
Pana wci nie znali losw floty, ktra zabraa ze sob jego
matk.
W krlestwie Misaianesa magnaci w swoich zamkach
odchodzili od zmysw. Co si stao z Drimusem?
- zastanawiali si. Dlaczego nie mamy od niego wieci? Co z
Pomrok? Dlaczego nie wraca do syna?
- Dobrze wiesz, ile si trac magnaci podczas kadej z eskapad
na Skalisty Pwysep, gdzie eglarze kpi z nich w ywe oczy.
atwiej byoby schwyta mg
- powiedzia Deinos.
- Istotnie, Morscy Zwiadowcy poruszaj si niczym mga -
odpar Zoras. - A przynajmniej tak gosi wie... Poza tym nikt
tak jak oni nie zna tamtejszych wysepek i przesmykw.
Deinos z dezaprobat pokrci gow.
- Zorasie, doskonale wiesz, co mam na myli. To ukrywajce
si w Lesie Goenijskim czarynki przychodz im z pomoc.
- Wiem, co masz na myli, i zawsze odpowiadaem ci tak samo
- rzek Zoras. - Na twj wyrany rozkaz kilkakrotnie wysalimy
wojsko do Goenii. Nie znalazo ani jednej czarynki.
Deinos wola nie nalega. Wiedzia, e lepiej bdzie poczeka.
Kiedy zbuntowani Boreaszowie zostan w kocu
zdziesitkowani i zawleczeni w gb ldu, czarynki pjd za
nimi, bo nie zostanie im na tym wiecie ju nic z wyjtkiem
moliwoci oddania ycia za ukochanych rudzielcw.
- Dobrze - powiedzia. - W takim razie zobaczmy si podczas
igrzysk.
- Tak jest - zgodzi si Zoras, po czym zacz wypytywa,
kiedy nastpi wybr poddanych, ktrzy w tym roku zmierz si
na arenie.
- Za kilka dni udamy si do obozw i wyszukamy najlepszych.
Jeli chcemy dobrej zabawy, musimy dokona waciwego
wyboru.
- To prawda. - Zoras na moment zamkn niebieskie oczy, by
nie widzie krwi.
Narodziny Misaianesa odmieniy Igrzyska Dugich Dni.
Zanim owoc nieposuszestwa mierci pojawi si na wiecie,
kraje Starych Ziem urzdzay je w miesicu winobrania.
Zapalano pochodnie zrobione z ogromnych narczy zielonych
trzcin. Gdy ogie dociera! do wzw, trzciny trzaskay,
obwieszczajc pocztek igrzysk.
Rozbrzmieway piszczaki, wibroway tamburyny, a
mieszkacy gromadzili si, by taczy wok wysokich ognisk,
toczyli, by zobaczy szermierzy, ktrzy mierzyli si w
bezkrwawych walkach. Byy te wycigi bryczek zaprzonych
w woy i co, co nazywano wojn obfitoci, a co polegao na
obrzucaniu si przez mieszkacw rywalizujcych wiosek
kulkami z chleba. Uroczystoci odbyway si we wszystkich
wikszych pastwach Starych Ziem. wczeni monowadcy
rozdawali miedziaki, a dzieci taczyy na bosaka w beczkach
penych fioletowych winogron.
Misaianes zakry oczy Starych Ziem splenia chust i zatka
im nos gnijcymi polipami. Sprawi, e mieszkacy przestali
widzie wiato i czu zapach lata.
Wadcy, ktrzy mu si nie pokonili, upadali jeden po drugim.
Inni sami ustpowali, przekupieni lub zniewoleni podszeptami
Misaianesa. Od Gr Noferyjskich, gdzie znajdowa si jego tron,
rozcigay si rzdy cierpienia. Gdziekolwiek dociera podmuch
jego oddechu, giny podstawowe ludzkie wartoci: dar poezji i
pamitania, wiadomo przyczyn i godno posiadania imienia.
Igrzyska Dugich Dni zbrukaa ta sama trucizna. Przemienione
w kolejne mroczne odbicie Misaianesa,
staway si coraz bardziej okrutne. Magnaci, zasiadajcy na
najniszych, pooonych najbliej areny trybunach, i syderetyccy
onierze stoczeni na wysokich schodach dali krwi. A
wyprony w swej grocie Misaianes ich sucha.
- Musz ju i. Bd pozdrowiony, czcigodny Deinosie!
- Bd pozdrowiony, Zorasie!
Niebieskooki mag wsiad na grzywaka. Nie ruszy jednak do
swego zamku. Ucze niecierpliwie jecha za nim.
- Czekaj! - Przyspieszy i zrwna si z mistrzem.
- Czy susznie podejrzewam, e wybieramy si do obozw?
- Susznie.
- Ale po co? Jeszcze nie czas.
Foitetes, cho krnbrny, uwielbia swego nauczyciela, ten za
odpaca mu si bezgranicznym zaufaniem. Powierza swemu
jedynemu uczniowi ca swoj wiedz i wszystkie plany, a ten
zawsze spieszy mu z pomoc.
- Podjto decyzj o wczeniejszej organizacji Igrzysk Dugich
Dni. Vara z pewnoci jest ju liczn przdk, a Aro silnym
winiopasem. Istnieje ogromne ryzyko, e oboje zostan
wybrani, by zgin na arenie. Musimy ich ratowa.
Foitetes zrozumia potrzeb szybkiego zabrania blinit z
obozw.
- Dopiero za miesic osign wymagany wiek - zauway
jednak.
- Konkretnie rzecz biorc, za dwadziecia pi dni
- odpar Zoras. - Gdy ta chwila nadejdzie, ukryjemy ich w
naszym zamku. A wtedy, Foitetesie - Zoras umiechn si pod
bujn brod - imiona, ktre maj odcinite na skrze, odcisn si
take w ich duszach.
-A ona? - zapyta ucze, mylc o tym, e Pomroka nie zna
odlegoci i syszy wszystko, co si mwi na wiecie. - Jak
mylisz, gdzie teraz jest?
- Gdzie teraz jest? - powtrzy mag.
Pomroka wci wdrowaa po Rubieach. Opucia wysp
Lulkw, gdy Wilkilen spaa, i teraz wczya si po lasach
poudnia, czekajc na koniec pory deszczowej, by wysucha
historii, ktr Cucub wyjmie z kufra.
KOBIETA O IMIENIU SORTOWACZKA

Zoras i Foitetes galopowali botnistymi drogami w stron


zachodzcego soca.
Zmierzchao na Starych Ziemiach, zmierzchao od Gr
Noferyjskich, w ktrych mia swoj siedzib Misaianes. W tamtej
czci kontynentu, na pnocnym wschodzie, w pobliu pokryw
lodowych, ju od wielu lat panowa zmierzch, ktry nie
przechodzi w noc ani nie ustpowa miejsca witowi. Jego
czerwona una barwia reszt nieba, sprawiajc, e dni i noce
zdaway si pon. Wieczny zmierzch: bez soca i bez gwiazd.
Mag i jego ucze jechali do obozu przdek w poszukiwaniu
Vary. Czcigodni Mdrcy Odosobnienia dzielili z magnatami
przywilej odwiedzania obozw w celu wybrania sobie osobistych
niewolnikw. Preferowano dzieci, ktre byy do due, by
suy, lecz jeszcze nie podupady na zdrowiu.
Foitetes nigdy wczeniej nie sysza, by Zoras mwil o
blinitach ojcowskim tonem. Przez dwanacie lat nazywa ich
tymi, ktre przywrc ludziom z obozw podstawowe
wartoci". Tym razem jednak byo inaczej. Suchajc swego
mistrza, ucze poczu, e
wreszcie moe zapyta o to, co chcia wiedzie przez te
wszystkie lata.
- Czsto ich widywae?
- Tylko par razy.
- S podobne do ciebie?
- Wydawao mi si, e maj podobne oczy, ale nie jestem
pewien.
- A pamitasz ich matk?
Zoras bardzo rzadko o niej wspomina.
- Odgarnem jej wosy z twarzy, by nie zapomnie. Bya tak
pikna, jak to tylko moliwe u kogo, kto nie ma imienia.
To znaczy, e przed nastaniem Misaianesa byaby naprawd
urodziwa, pomyla Foitetes.
- Jak j znalaze? - zapyta.
- Przypadkiem...
Ucze przerwa mistrzowi.
- Dlaczego wybrae t, a nie inn? Czy ona wie, kim jeste?
- Czekaj! - Zoras wycign rk spord fad tuniki i unis j,
proszc o cierpliwo. - Widz, e uzbierao ci si wiele pyta.
Zawstydzony swoim wcibstwem Foitetes wymamrota
przeprosiny.
- Nie musisz si wstydzi, Foitetesie! Cieszy mnie twoja
ciekawo. Nadchodz kluczowe dni, wic musisz pozna
szczegy tamtych zdarze, bo to w nich pokadamy swoje
najwiksze nadzieje. Pozwl, e zaczn od twego pierwszego
pytania. - Zoras wypowiedzia je powoli, cedzc kade sowo: -
Jak j znalazem?
Krajobraz, przez ktry jechali, by ogrodem Misaianesa, gdzie
pene okruciestw i bdw ycie samo stawao si bdem i
okruciestwem. Z przetrconymi
skrzydami, wygodzone i tonce w bagnie... Niedoskonaoci
spowodowane wadz Nienawici narastay w miar zdania na
pnoc, ku Noferom, a saby w bliskoci Skalistego Pwyspu i
brzegw Zatoki Sigijskiej, gdzie znajdoway si ogniska rebelii.
- Jak sam wietnie wiesz - rozpocz opowie niebieskooki
mag - musimy si cofn o dwanacie lat, do czasw, w ktrych
bye dzieckiem.
Dwanacie lat wczeniej Zoras uzna, e nadesza pora
zasiania wybracw w brzuchu mieszkanki obozu. Misaianes i
jego wita byli wwczas wpatrzeni w drugi brzeg morza. Syn
mierci, przekonany, e na Starych Ziemiach ju nic nie zagraa
jego wadzy, postanowi wczy do swego krlestwa take
yzne Ziemie. Przygotowa wic flot, ktra ku nim wyruszya.
Kiedy ta znajdowaa si na penym morzu, Zoras odwiedza
obozy w poszukiwaniu kobiety, z ktr mia si spotka i ktra
miaa zosta matk wybracw.
Frakcja magw, do ktrej nalea, nigdy nie pokonia si
Misaianesowi inaczej ni tylko dla pozorw, majcych jej
zapewni przetrwanie i wspieranie oporu.
- Dlaczego wybraem wanie t? Chyba jedynie dlatego, e
chodzia wyprostowana mimo udrki. Miaa w sobie pewn si i
blask, ktrych nie widziaem u innych. Kiedy ju j wypatrzyem
- kontynuowa mag - ukryem si w pobliu obozu sortowaczek i
czekaem. W kocu zadwiczay dzwonki obwieszczajce
nadejcie mczyzn, ktrzy mieli si spotka z tymi kobietami.
Noc bya wyjtkowo ciemna, wic bez trudu wmieszaem si w
podekscytowany tum. Wszedem do kamiennej budowli, w
ktrej sortowaczki spdzay spor cz swego ycia. Zajrzaem
do jednego pomieszczenia, potem do drugiego, ale jej nie
znalazem.
Szukaem dalej w obawie, e ktry z mczyzn zdy j
zagarn dla siebie, lecz ostatecznie odnalazem j w ostatniej
izbie, owietlon sabym wiatem koksownika i czekajc
nieruchomo w swoim sienniku. Brudne, rozczochrane wosy
zasaniay jej twarz. Jak ju ci mwiem, odsunem je, by
zapamita, jak wyglda, a take po to, by ona zobaczya mnie i
wysuchaa. Pamitam, e zatrzymaa wzrok na moich oczach,
jakby ich widok przynis jej ulg. Potem, Foitetesie... Musia
zaczeka, a uspokoi si jego serce.
- Potem j poprosiem, by ochrzcia dzieci, ktre si poczy, a
ona mnie zrozumiaa. Nim odszedem na zawsze, raz jeszcze na
ni spojrzaem. Nie mogem jej pokocha, a ona nie moga
pokocha mnie, ale zapewniam ci, e nigdy jej nie zapomn.
Foitetesowi al byo sortowaczki. Od tamtej nocy mino
trzynacie lat. Kobieta prawdopodobnie wci ya. Mona j
byo odnale i powiedzie jej, e dzieci wyrosy na pikne i
silne. Wyjani, e mczyzna o niebieskich oczach by magiem i
nie mg jej pokocha.
- Nic z tego, Foitetesie! - owiadczy kategorycznie Zoras. -
Zabraniam ci wraca do tej kwestii.
Obz przdek by ju w zasigu wzroku. Zoras zamilk.
Stranicy podbiegli, by otworzy magowi i jego uczniowi
bram. Bez sowa powitania Zoras oznajmi, e przyjecha
wybra dziewczynk do suby w swoim zamku.
- Jest ich tu wiele - odpar stranik.
Istotnie znaleli tam sporo dziewczt i modych kobiet, ktre
doskonale nadayby si do suby. A raczej nie one, tylko ich
donie, ktre nie byy jeszcze
zesztywniae od reumatyzmu ani tak opuchnite, e palce
ledwo si poruszay.
- Tu mieszkaj te, ktre przd konopie - wskaza stranik. -
Tu te, co przd jedwab. A tam dalej te od baweny.
Zoras i jego ucze jechali wolno, przygldajc si kobietom
pracujcym pod somianymi dachami. adna nie spojrzaa na
jedcw. Mniejsze wiedziay, e spojrzenie na mczyzn na
koskich grzbietach oznacza cios biczem w twarz; starsze mniej
bay si bicza, a bardziej tego, e zostan wybrane.
Jadcy z pozornym spokojem mag zatrzyma si nagle, a
potem ruszy szybko w kierunku grupy przdek baweny. Foitetes
zrozumia: ta maa o krconych wosach, rwnie chuda i brudna
jak jej towarzyszki, musiaa by crk jego mistrza. Gdyby
musia wymwi w tym momencie cho jedno sowo,
zdradziyby go emocje. Sam Zoras jednak z penym
opanowaniem wskaza Var.
- Bior t.
Stranik podszed do dziewczynki, zapa j za rami i zawlk
przed oblicze maga.
- Poka si, przdko! - Unis jej gow, by mag mg si
przyjrze swojej ofierze.
Ma twoje oczy, pomyla Foitetes. Nie myl tego, czego nie
wolno ci mwi" - usysza w gowie gos milczcego Zorasa.
- Czekaj!
Stranik przypomnia sobie co, o czym - jak sdzi - powinien
ich uprzedzi. Chwyci dziewczynk i przycisn do siebie.
- Ona ma znami, patrz...
Zacz podnosi dziewczynce sigajc do kostek spdnic,
a w kocu odsoni poow prawego uda.
- Nie dotykaj jej, onierzu! - usysza Foitetes
niepohamowan furi swego mistrza. - Odsu si!
Na ten dwik przdki zamary i wszystko przybrao barw
baweny - rwnie twarz stranika, ktry natychmiast puci
dziewczynk, jakby parzya.
Foitetes ba si, e ten wybuch moe ujawni uczucia Zorasa.
Ten jednak byskawicznie doszed do siebie.
- Zrozum... Ona bdzie musiaa si nauczy pilnowa, by wino
nie skwaniao... ale jedynie moje wino! Nauczy si rozpala
wewntrz komnaty ogie bez dymu, lecz bdzie to wycznie
moja komnata!
onierzowi wystarczy fakt, e Czcigodny Mdrzec
Odosobnienia przesta si na niego zoci.
- Jeli pozwolisz, czcigodny Zorasie - powiedzia - zasoni jej
oczy i zatkam nos. Robimy tak, eby nie potrafiy odnale drogi
powrotnej. Pewnie w to nie uwierzysz, ale czsto uciekaj i
prbuj wrci do swoich barogw, cakiem jak psy.
Tym razem Zoras zachowa si ostroniej.
- Nie musisz tego robi - odpar, a stranikowi wydao si, e
widzi pod jego kapturem umiech, ktrego w rzeczywistoci nie
byo. - Zapewniam ci, e ta przdka nie ucieknie z mojego
zamku. Podaj mi j.
onierz chwyci dziewczynk pod pachy. Way tyle, ile
dbo trawy, pomyla mag, odbierajc ma przdk. Posadzi
Var bokiem przed sob i chcia jak najszybciej odjecha.
Gdy wyjedali za bram, otwierajcy j stranik odezwa si
raz jeszcze:
- Syszaem, e wkrtce zaczn si igrzyska. Ta przdka
pewnie zostaaby wybrana. Miaa mnstwo szczcia.
Zoras musia odpowiednio dobra sowa.
- Mwisz tak, bo nie wiesz, jakie igrzyska czekaj j w moim
zamku.
miech stranika dugo cign si za nimi. Kiedy ju do si
oddalili, mag przyjrza si Varze. Jedyn oznak przeraenia,
ktre prawdopodobnie odczuwaa, by cakowity bezruch.
- Foitetesie - rzek agodnie mag - pamitasz t piosenk, ktr
piewalimy podczas jazdy do Goenii? Zagwidmy j razem,
eby dziewczynka usyszaa pierwsze nuty mioci w swoim
yciu.
Zoras i Foitetes lubili piewa. Chtnie przypominali sobie
stare pieni, ktre odchodziy w niepami w milczcym wiecie
Misaianesa. Ilekro byo to moliwe, Foitetes akompaniowa
mistrzowi, grajc na jednym z wielu instrumentw, ktre sam
tworzy na podstawie ilustracji ukrytych w zamku Zorasa. Czsto
siadywali we dwch nad tymi rysunkami i analizowali ich
szczegy: tu scena polowania, tu lub i wesele, tu podr, tam
pogrzeb... Znajdowali w nich wszystko, co niegdy istniao i co -
jak twierdzi mag - kiedy trzeba bdzie odtworzy.
Jadc w kierunku obozu winiopasw, Zoras i Foitetes
gwizdali na przemian z coraz wikszym entuzjazmem. Vara
jednak wydawaa si nic nie sysze.
Gdy na horyzoncie pojawi si obz, Zoras poda dziewczynk
swemu uczniowi.
- Zaczekaj tu, a ja przyprowadz Ara. Stranicy zauwayliby,
e dzieci wygldaj jak dwie krople wody. Nie wolno nam robi
nic, co mogoby zwrci ich uwag.
Foitetes speni prob nauczyciela, a ten oddali si galopem.
Biae winie hodowano na stoy magnatw Misaianesa.
Pasterze musieli utrzymywa chlewy w wielkiej
czystoci, sprztajc odchody i codziennie zmieniajc cik.
Szczotkowali krtk sier zwierzt i karmili je wieymi
owocami oraz ziarnem, by miay nieskaone i smaczne miso.
Biae winie byy ulubionym poywieniem magnatw, ktrzy
natychmiast wyczuwali w smaku wszelkie bdy chowu,
przechwalajc si, e ich podniebienia potrafi wychwyci w
misie leciutk kwano jabek i sodycz fig.
winiopasom przypadao w udziale to, czego nie zjaday
winie. Ich noce wypeniay koszmary pene chrzkania i
rowych ryjkw.
- Potrzebny mi ten chopak o krconych wosach - owiadczy
mag.
Stranik speni! jego yczenie.
- Podsad go - powiedzia Zoras, a kiedy Aro znalaz si na
grzbiecie zwierzcia, mag zawrci i odjecha bez sowa.
Aro wyraa lk bardziej dziecinnie ni jego siostra:
przyciska pici do twarzy i konwulsyjnie pociera! jedn stop o
drug.
Foitetes i Vara czekali w umwionym miejscu. Dzieci
spojrzay na siebie, nie dostrzegajc podobiestwa, bo nigdy nie
widziay wasnych twarzy. Nie mogy wiedzie, e s identyczne.
Foitetes nie posiada si ze zdumienia.
- Dwie pary twoich oczu.
Zoras, jego ucze i dzieci musieli jak najszybciej dosta si do
zamku.
- Tu si rozdzielimy - rzek mag. - Nikt nie moe nas zobaczy
razem. Gdyby kto ci zatrzyma, powiedz, e wieziesz
dziewczynk do mojego zamku, eby tam suya. Ja powiem to
samo, jeli spytaj mnie o chopca.
Cho bardzo im si spieszyo, zsiad jednak z wierzchowca i
poprosi ucznia, by pomg zsi dzieciom, kiedy on bdzie si
rozglda po okolicy, by mie pewno, e w pobliu nie ma
jeleni ani drobnych szkodnikw, ktre mogyby na nich donie.
Przyklk, by nie rzuca si w oczy, i zrzuci kaptur na plecy.
Jego gowa miaa idealny ksztat, a opadajce na szyj wosy byy
rwnie srebrzyste jak broda. Nawet Foitetes mia trudnoci z
okreleniem wieku mistrza. Ale z pewnoci nie by on mody.
Co jednak w najmniejszym stopniu nie umniejsza jego majestatu,
pomyla ucze. Przeciwnie - wiek jeszcze go podkrela.
Aro spoglda na maga z przeraeniem w niebieskich oczach.
Vara z kolei nieufnie zmruya powieki. Zoras zwrci si do
obojga:
- Obejm was teraz i przez ten moment bdziecie moimi
dziemi - powiedzia, jak gdyby ta dwjka moga co z tego
zrozumie. - Wkrtce zostaniecie namaszczeni. Vara i Aro
odcisn si w waszych duszach. Wtedy przestaniecie by moimi
dziemi, a staniecie si dziemi Starych Ziem, by y i umrze,
dajc wiadectwo wartociom, ktre kiedy posiadalimy i
musimy odzyska.
I obj je. Jego ucisk musia wystraszy dzieci, bo kiedy
Zoras si odsun, zobaczy, e po umorusanych nogach chopca
spywaj dwie struki moczu, i usysza, jak dziewczynka
szczka zbami.
- Sortowaczka nadaa wam waciwe imiona - powiedzia. -
Dla dziewczynki Vara, czyli Linia, bo jest stanowcza i pewna, a
dla chopca Aro, Krg, bo jest agodny i wraliwy.
Mimowolnie i wbrew ostrzeeniom swego mistrza Foitetes
pomyla, e sortowaczka powinna by tu z nimi.
IGRZYSKA DUGICH DNI

Pozbawieni ludzkiej mowy i zamknici w klatkach,


pozostawali ludmi. Zachanni w stadzie i wijcy si w
groteskowych spazmach bdcych substytutem mioci, byli
ludmi. A raczej byliby nimi, gdyby Misaianes nie rzdzi
wiatem z wntrza swojej gry.
Igrzyska Dugich Dni rok po roku plamiy aren krwi.
Niewane, e dziao si to w miesicu bota, a nie winobrania.
W wiecie Misaianesa nie byo miejsca dla tradycji. Wadca
wiedzia bowiem, e tradycja posiada dusz; e potrzebuje
pamici i cierpliwoci, jak wszystko co yje i trwa.
Wypenione po brzegi wysokie trybuny wibroway pod butami
syderetyckich onierzy.
W dolnych rzdach, oddzieleni od wojska fos dostatecznie
szerok, by nikt nie mg jej pokona, w bardziej powcigliwy
sposb radowali si spektaklem magnaci. Po drugiej stronie
areny siedzieli Czcigodni Mdrcy Odosobnienia w towarzystwie
swoich uczniw. Wikszo magw nie musiaa ju ucisza
sumienia; pozostali powtarzali sobie, e nic nie jest okrutne, jeli
suy szlachetnym celom. Te drobne mierci pomagaj
zachowa i umocni czysto, a czysto umacnia Stworzenie.
Jestemy czci nieubaganej hierarchii, w ktrej lito byaby
bdem nie do naprawienia. Kade drzewo posiada wiele lici.
Zamiast si nad nimi uala, drzewo musi dba o przetrwanie
korzeni. My jestemy korzeniami, ktre umacnia jesie".
- Przed nami ostatnia zabawa dzisiejszego wieczoru - szepn
Deinos do ucha stojcego obok Zorasa. - Chocia trudno bdzie
przekona onierzy, eby czekali na kolejne do jutra.
- Co to za zabawa? - zapyta okryty swoim skrzanym
paszczem z kapturem Zoras.
- Nazywa si wahada".
Na aren wjecha osadzony na drewnianych koach
prostoktny szafot. Do jego cignicia potrzeba byo kilku
poddanych i to bynajmniej nie z powodu ciaru szeciu nagich
kobiet, ktre na nim posadzono.
W kadym rogu zbitej z desek platformy tkwiy grube
kolumny podtrzymujce cztery belki, z ktrych zwisao
dwanacie metalowych kul z ostrymi wypustkami - po trzy na
kad belk.
Poddani, ktrzy wwieli platform na aren, dostali rozkaz
rozpoczcia zabawy. Wyposaeni w narzdzia pozwalajce
wykona zadanie bez zrobienia sobie krzywdy, zaczli pcha
kule. By wyduy czas rozrywki, ktrej dali magnaci i
onierze, nie czynili tego jednoczenie.
Jedna po drugiej kule przemieszczay si ku niebu, ku ziemi,
znw ku niebu. Tam i z powrotem. Kobiety staray si unikn
uderze, uciekajc, uchylajc si i popychajc nawzajem.
Wkrtce w ruchu byy ju wszystkie kule. Jedne si wznosiy,
gdy inne opaday... Cikie moty
nieubaganie przeszyway przestrze szafotu wahadowymi
ruchami.
Pierwsze uderzenia wzbudziy wycie na trybunach. Niektre z
kobiet biegay jak oszalae; inne kuliy si, zasaniajc rkami
gowy. Kule jednak docieray wszdzie.
Jedna z ofiar wbia wzrok w zbliajc si kul i nia, e to
przepikny srebrny ptak o wielu dziobach. Ptak sfrun z nieba,
chwyci j za brzuch i zabra ze sob w gr, potem znowu w d.
Festyn wahade trwa w najlepsze.
Metalowe zbiska wbijay si w ciaa, niekiedy unoszc je, a
potem puszczajc, by spady z hukiem. Zdarzao si, e sia
uderzenia wyrzucaa kobiet poza platform. Poddani sprawdzali
wtedy, czy ofiara jeszcze yje, a jeli tak byo, na nowo wcigali
j na szafot.
W ten sposb drczono sze kobiet. Sze suchych lici -
jednych spord wielu, ktre powicano, by korzenie
Misaianesa umacniay si i zagarniay ziemi.
Tymczasem w zamku Zorasa Vara i Aro dochodzili do peni
zdrowia. Mino dwadziecia pi dni, w cigu ktrych uleczono
ich z ran, dobrze nakarmiono i siedmiokrotnie wykpano w
czystej wodzie. Nie liczc tego, byli niemal tacy sami jak wtedy,
gdy przywieziono ich z obozw.
Dokadnie dwanacie lat wczeniej zrodzili si z tego samego
brzucha w obozie sortowaczek. Matka - posuszna
niebieskookiemu mczynie, ktry odgarn jej wosy z twarzy -
wypalia na ich ciaach znaki: na prawym udzie dziewczynki
narysowaa lini, a na lewym udzie chopca okrg.
Vara i Aro wygldali jak dwie krople wody. W dniu
prawdziwych, duchowych chrzcin prezentowali si
niemal identycznie, gdy ich ciaa skryway krtkie szare
tuniki przepasane na wysokoci bioder. Na nogach dzieci miay
sandaki zwizane krzyujcymi si rzemykami sigajcymi a
do kolan.
Przed rozpoczciem obrzdu Zoras podszed na chwil do
Foitetesa, ktry by jego jedynym wiadkiem.
- Przygldaj si uwanie. Naznacz teraz dusze tych dzieci, tak
jak przedtem ogie naznaczy im ciaa. Wypowiem ich imiona.
Zrobi to najcichszym z moliwych szeptw, lecz nie wtpi, e
Pomroka, gdziekolwiek jest, usyszy mnie i przyjdzie.
Potem mag pooy praw do na gowie Vary, a lew na
gowie Ara.
- Te sowa mwi Zoras, Mag Odosobnienia. Zora-sem zw
mnie w tym wiecie i tak te bd mnie zwa w nastpnych.
Jestem tu, by akompaniowa muzyce swoich mistrzw, dawnych
mdrcw, ktrych w tym krtkim momencie swego dugiego
ycia reprezentuj. Podobnie jak oni wierz w Bractwo
Odosobnienia i jego prawdziwe zasady. Te, ktre gosz
wyszo cnotliwych i zasad sprawowania wadzy przez naj-
lepszych. Prawdy Odosobnienia zostay jednak wypaczone.
Wielu moich braci klczy przed Misaianesem, ktrego rzdy
prowadz do wyginicia wszystkiego, co ywe. Ja, Zoras, nie
jestem Magiem Otwartej Przestrzeni. Nie podzielam i nie
zamierzam podziela pogldw tamtego bractwa. Nadal
twierdz, e kres wyszoci cnotliwych bdzie oznacza kres
cnoty jako takiej. Teraz jednak Odosobnienie i Otwarta
Przestrze powinny si zjednoczy przeciwko Wiecznej
Nienawici i uratowa ycie po obu stronach morza. Osobno nic
nie zdziaamy. Spodziem dwoje dzieci w brzuchu prostaczki...
I tak przemawia wiele godzin, a za cikimi zasonami
zapada noc.
- Imiona, ktre matka wypalia wam na skrze, bo tylko tak
moga oznaczy swoje dzieci, ja wypalam w waszych duszach.
Zaczerpn zotego proszku i posypa nim gowy blinit.
- Vara - rzek. - Aro.
Daleko od nich, pod orzechem rosncym w poowie drogi
midzy domem a lasem, koza i staruszka wysuchiway
opowiadanej przez Cucuba opowieci o nou otrzymanym w
prezencie lubnym. Wosy staruszki i sier zwierzcia byy do
siebie bardzo podobne: biae, rozczochrane i doszcztnie
przemoczone.
Opowie dobiega koca, lecz koza i staruszka wci tam
stay, opowiadajc sobie absurdalne historie i nie bojc si siebie
ani troch. A nagle staruszka wyprostowaa si, jakby kto
dgn j w bok.
- Vara, Aro - powiedziaa.
Tym razem koza nie zrozumiaa, co ma na myli jej
towarzyszka. Ta jednak powtrzya:
- Vara, Aro. - Po czym dodaa: - Czas ju, bym wrcia na
swoje miejsce.
CZARYNKI

W ustach ludzi czarynki co rusz zmieniay charakter. Byy


przyjazne lub ponure, rozsdne lub bezmylne. Ale na wszystko,
co o nich opowiadano, brakowao dowodw. Nikt nic nie widzia.
Nikt za nic nie rczy.
Mimo to jeszcze kiedy na Starych Ziemiach wci istniay
haaliwe wioski, temat czarynek wypywa w ktniach, ilekro
w pobliu wyy wilki lub na polnych drogach znajdowano lady
biegncych asic.
Powiadano, e potrafi si ukry w pniu drzewa, nie
pozostawiajc na jego powierzchni adnego ladu. I e jeli chc,
potrafi tam tkwi ca zim, by wiosn wydosta si poprzez
kwiaty.
Mawiano te, e potrafi leczy gbokie rany, po prostuje
lic, i prz z pajczyn now skr.
Bya jednak pewna rzecz - jedyna rzecz - ktr wszyscy
uwaali za absolutnie pewn i gotowi byli da za ni gow.
Czarynki a do bardzo dojrzaego wieku, ktrego osignicie
zajmowao im mnstwo czasu, zakochiway si namitnie i
rwnie namitnie zdradzay. Ich mioci byy przelotne, bo kada
kolejna cakowicie wymazywaa z gowy poprzedni, a one
nawet nie zauwaay, e co trac.
Czarynki zamieszkiway Las Goenijski, ktry cign si od
Ziem rodkowych po morze, od ktrego wzi swoj nazw.
W dawnych czasach byy przyjacikami i doradczyniami
Magw Odosobnienia i ich uczniw. A take ich kochankami,
cho aden nie omieli si uzurpowa sobie praw do wiernoci
ktrejkolwiek z nich, wiedzc, e to mrzonka.
Pniej, gdy syn mierci dostatecznie umocni si w swojej
grze, Magowie Odosobnienia zgodzili si go wysucha. On za
przekabaci ich tak subtelnie i tak sprytnie, e jeden po drugim
oddawali mu swoje serca i nie tylko zgadzali si na
przestrzeganie jego praw, lecz take uzasadniali je wzniosymi
argumentami.
Z czarynkami tak si nie stao. Byy nieposkromione i za nic w
wiecie nie pokoniyby si adnemu panu, a w szczeglnoci
takiemu, ktry chcia wszystko zrwna. Jak kady mieszkaniec
lasu kochay bowiem bujno i rnorodno: bogactwo grzybw
i kwiatw, uszy zajca i lot kolibra.
Czarynki Starych Ziem robiy wszystko, by zatrzyma magw
przy sobie, jak najdalej od Misaianesa.
By to osign, najstarsze i najmdrzejsze z nich z uporem
odwiedzay Dom Odosobnienia i peroroway, e magia musi
walczy z Wieczn Nienawici. Mode z kolei szeptay to
magom do ucha w puchowej pocieli, wykorzystujc kad
moliwo przemwienia im do rozumu.
Paznokcie Misaianesa wyduay si jednak w
nieskoczono. Pan zaoferowa magom i monym miejsce w
swoim wiecie, ktry zdawa si ju rozlegy i nieunikniony jak
niebo.
Pochlebstwa syna mierci zdziaay wicej ni mio
czarynek. Magowie musieli wybiera midzy
uoonym wiatem, w ktrym po wiek wiekw bd
sprawowa wadz, a chaotycznym lasem penym niestaych
kobiet. Lasowi nie starczyo argumentw.
Pewnego dnia po prostu wyrzucono czarynki z Domu
Odosobnienia. By moe magom by to wystarczyo, lecz nie
wystarczao Misaianesowi.
Kaza zniszczy Goeni. Setki onierzy wdary si do lasu i
przeszukiway go w poszukiwaniu czarynek, ktre nastpnie,
bezlitonie bite i poniane, w powolnym pochodzie zostay
doprowadzone na wybrzea morza Goe. Tam zakoczya si ich
droga i udrka: pony tak dugo, a popi ich opad jak fale.
Zmieniy si w rzd pochodni, a nocna woda odbijaa ich
blask. Gdy ogie ogarn ich dugie wosy, przeklinay syna
mierci, a jeszcze bardziej Bractwo Odosobnienia, niewolnika
Wiecznej Nienawici.
*
- Zejd stamtd, nim wiatr rozerwie ci na strzpy! - zawoaa
Marmara, nie zadajc sobie trudu podniesienia gowy ku
wierzchokowi wysokiego drzewa, na ktre wspia si Grais.
Stara czarynka schwycia si najbliszych gazi.
- Nawet std sysz, jak mielesz w zbach nasiona granatu.
Przesta ju je, bo bdziesz taka gruba jak ten twj Lubabah.
Marmara wbia palce w nagryziony owoc, wyja cay misz
i woya sobie do ust.
Siedzca blisko dwch koleanek Briseida zakrya domi
uszy. Czsto miewaa dziwne dolegliwoci; wystarczya
odrobina haasu, by j przyprawi o irytacj
i ze samopoczucie. Ani Marmara, ani Grais nie zwrciy
jednak uwagi na jej gest.
- Co ci z tego przyjdzie, e bdziesz tam siedzie, a w kocu
spadniesz i pocigniesz za sob gniazda z ptakami? - zamiaa si
Marmara.
- Przyjdzie mi co, co jest warte tego ryzyka. Grais bya
drobniutk staruszk owinit od stp
do gw ciemn, pomarszczon tkanin.
- Zobaczyam nadejcie dnia wczeniej ni ty! - obwiecia
triumfalnie.
Marmara machna lekcewaco rk. Jeli o ni chodzio,
dzie rwnie dobrze mg wcale nie nadej. Jedynym, czego nie
moga si doczeka, byo ponowne spotkanie z Lubabahem - czy
te z jakimkolwiek innym mczyzn, w ktrym aktualnie bya
zakochana.
- Przez was ju nawet powieki mnie bol - poskarya si
Briseida.
- Cicho tam, Grais! - zawoaa Marmara goniej, ni byo
trzeba. - Milcz albo za stamtd bezszelestnie, bo nasz
delikatn Briseiduni bol powieki.
W lesie rozleg si ttent konia. Czarynki nie miay
wtpliwoci, e to Zoras nadjeda. Czekay na niego i wiedziay,
po co przybywa. Grais zsuna si z drzewa leciutko jak
wiewirka. Marmara oblizaa usta z granatowego soku i mocno
zacigna pas z wowej skry oplatajcy j w talii. Briseida nie
miaa nawet ochoty z ni wspzawodniczy.
Tak jak si spodzieway, mag nie przyjecha sam.
Towarzyszya mu dziewczynka siedzca bokiem na koniu i
trzymajca si uprzy. Czarynki zachwyciy si jej niebieskimi
oczami.
- Witaj, Varo.
Grais wycigna rk do dziewczynki, ktra uchylia si
gwatownie przed jej dotykiem.
- Prosz, prosz - umiechna si czarynka. - Oczy lata, a
charakter zimowy.
Zoras pomg Varze zsi z konia i sta przy niej, trzymajc
j za rami.
Powitania nie trway dugo. Marmara robia co w jej mocy, by
mag zwrci! na ni uwag. Zoras zerka na ni ostronie.
Doskonale znajc czarynk, wiedzia, e musi doprowadzi j do
furii, by zgasi ogie mioci, ktry zaczyna ju w niej pon.
- Sysz jakie jki, Marmaro - powiedzia, podchodzc do niej
- i zdaje mi si, e to pojkuje twoja cinita pasem talia. Pozwl
jej zaj tyle miejsca, ile potrzeba!
Spojrzenie czarynki buchno lawin poncych wgli. Grais
rozemiaa si bez enady, a Briseida zakrya usta tak teatralnie,
e nikt nie mg wtpi w malujcy si na nich umiech.
Zoras jednak nie przyjecha do Lasu Goenijskiego po mio.
- To Vara, naznaczona na ciele i na duszy - zwrci si do
Grais. - Zostawiam j pod opiek czarynek z Goenii, by wrd
nich dostpia wtajemniczenia. Wrc za cztery lata, tak jak
cztery s wartoci uniwersalne. Nie zobaczycie mnie, pki ten
czas nie minie. Nie ma lepszego miejsca na jej ukrycie ni ten las.
I nikt tak jak wy nie potrafi jej nauczy sprawnoci ciaa i cnot
ducha. Gdy to si dokona, przyjad po ni. Potem Vara wrci do
obozu jako crka i wysanniczka rebelii.
Prastara tradycja Bractwa Odosobnienia gosia, e ludzie
posiadaj cztery wartoci uniwersalne: znajomo przyczyn,
godno noszenia imienia, pami
i poezj. Dziki nim mog si wznie ponad inne ywe istoty
i chodzi na dwch nogach po wszystkich ciekach Stworzenia.
- Nim odjad, powiem wam co jeszcze - kontynuowa mag. -
Po dwch latach, dokadnie w poowie inicjacji, zabierzcie
dziewczynk na wzgrza pooone midzy jeziorami Vesper i
Efesper. Tam spotkaj si Vara i Aro, by pozna si na nowo jako
brat i siostra. Spotkanie to jest nieuniknione i musi nastpi,
kiedy ju rozwin si w mczyzn i kobiet. Po czterech latach
blinita wrc do obozw. - Jego wzrok zdradza obawy. -
Wrc do brudnych barogw i znikn nam z oczu.
By moe po to, by zapomnie o niepokoju, a moe dlatego, e
nie chcia pozostawi urazy w sercu Mar-mary, uj j za brod.
Oboje si umiechnli.
- Raduj si, Marmaro! - rzek mag.
- A niby dlaczego?
- Grais jest za stara, Briseida za saba, wic to ty bdziesz
musiaa zaprowadzi Var nad jeziora. Spotkasz tam Lubabaha,
bo to jego pol jako opiekuna Ara.
Marmar szczerze ucieszyy sowa maga, bo dla czarynki lata
byy krtkie jak mgnienie oka, jeli czekaa na ni mio.
Zoras po raz ostatni spojrza na Var, pragnc ujrze w jej
oczach jakkolwiek oznak alu z powodu rozstania.
Dziewczynka jednak nie zwracaa na niego uwagi.
Mag ubd konia pitami i znikn midzy drzewami.
Gdy czarynki zostay same z podopieczn, popatrzyy na
siebie porozumiewawczo. Prawdziwy charakter Vary,
jakikolwiek by, musia si ujawni bez naciskw.
- Wszystko po kolei - stwierdzia stara Grais, po czym
oznajmia, e idzie nazbiera grzybw, eby miay co je.
- Wyglda na to, e jedyn osob, ktra myli o godzie, nim
go poczuje, jest obecna tu staruszka.
Marmara obja jedn rk pie chudej sosny i zacza si
krci wok niego. Pocztkowo robia to powoli, machajc
woln rk jak skrzydem, lecz stopniowo nabieraa tempa, a w
kocu zacza biec, niemal nie dotykajc ziemi. Bya to jedna z
jej ulubionych zabaw. Marmara bawia si w ni tylko wtedy, gdy
bya wyjtkowo szczliwa.
- Znowu ten bl! - jkna Briseida, przypomniawszy sobie o
swej niedoli.
Pozrywaa malekie kolce rosnce na odyce pewnego
krzewu i zacza nakuwa nimi powieki.
Nic, co dziao si dookoa, nie robio najmniejszego wraenia
na Varze, ktra staa nieruchomo w miejscu, w ktrym postawi
j Zoras.
Do Lasu Goenijskiego powrcia noc.
Grais oczycia zebrane grzyby, a potem starannie owina je
w due, soczyste licie i umiecia nad ogniem.
Wok rozbrzmieway zwyke odgosy lasu. Ksiyc i ogie
rozwietlay goenijsk ziemi, a w powietrzu unosi si
przyjemny zapach smaonych grzybw.
Nagle Marmara pstrykna palcami, przywoujc uwag
towarzyszek.
- Patrzcie! - mrukna z dum. - Vara ju wybraa. Niedaleko
nich dziewczynka chwycia si drzewa,
przy ktrym wczeniej bawia si czarynka, i pokrzykujc,
krcia si coraz szybciej wok niego. Nie potrafiaby tego
wyrazi, lecz dotyk wiatru na twarzy by pierwsz form
szczcia, jakiej zaznaa.
DZIECI BOREASZW

eglarz Lubabah growa sylwetk nad kadym innym


mczyzn. Nawet gdy stawa obok drzewa, nie wyglda na
uomka. Ani gdy pluska! si w morzu... By olbrzymem i mia
si jak olbrzym. mia si, kiedy nie walczy; a kiedy nie walczy
ani nie wymachiwa szpad, paaszowa plastry ososia i pi wino.
By olbrzymem, to i pi jak olbrzym. Gow mia kompletnie ys,
z wyjtkiem karku, z ktrego wyrastay rzadkie jasne wosy, na
og zaplecione w warkocz.
Kiedy uderza otwart doni, akompaniujc pieniom
eglarzy witujcych udan potyczk z Syderetykami, kufle
dray, a z przepenionych pmiskw ulewa si sos.
- Zostaw muzyk nam, Lubabahu!
- Pozwl nam spokojnie pi i je!
- Uspokj si, Lubabahu! Nie wystarczy, e morze si
koysze?
Wielki niczym gra elaza Lubabah nie wyobraa sobie
niczego prcz ycia. Czowiek, ktry odda serce morzu, nie
wierzy w mier.
Tej nocy jedenastu kapitanw czekao na przybycie Zorasa.
Wiedzieli, e mag wkrtce przybdzie, by zostawi pod ich
piecz modego Ara.
Na Starych Ziemiach opr przeciwko Misaianesowi urs w
si wraz z przybyciem Morskich Zwiadowcw. Kiedy
modziecy o wosach barwy dyni opucili rodzinny kontynent,
by powrci na ziemie swoich przodkw, bracia ze starego
kontynentu rozpoznali w nich potomkw potnej rasy
Boreaszw. Przybysze zachowali bowiem rysy ojcw, gdy
plemienna tradycja zakazywaa im krzyowania si z innymi
plemionami. Na Starych Ziemiach z kolei krew bya mocno
przemieszana. Dugotrwae ycie pod okrutnym jarzmem
sprawio, e klany rzdzce niewielkimi krainami szukay teraz
wsparcia u silnych Boreaszw, wchodzc z nimi w zwizki.
Powitanie braci przebiego bez komplikacji. W imi honoru i
przodkw jedni i drudzy bardzo szybko zapomnieli, e przez
wiele pokole rozdzielao ich morze.
Przybycie Morskich Zwiadowcw z ich lekkimi, niezwykle
zwrotnymi odziami i umiejtnoci planowania szybkich,
nieprzewidywalnych morskich manewrw zwielokrotnio siy
rebeliantw i rozszerzyo ich panowanie na wybrzeach Yentru.
Pocztkowo buntownicy zajmowali jedynie Wielki Pwysep,
znacznie oddalony od siedziby Misaianesa i poczony z
kontynentem tylko wskim, grzystym pasem ziemi, dziki
czemu atwiej byo go utrzyma. Wybrzea Zatoki Sigijskiej i
kanay oddzielajce pwysep od pooonych na pnoc od niego
wysp Archipelagu Czterech Matek bardzo odpowiaday
rudowosym eglarzom ze wzgldu na istnienie licznych
przesmykw, przez ktre nie mogy si przecisn okrty
Misaianesa; daway one buntownikom idealne pole do atakw z
zaskoczenia i szybkich ucieczek.
Zbuntowani eglarze nie byli na morzu sami. Pomagay im
kobiety-ryby, czsto przynoszce wieci
o ruchach wrogiej floty. Czasem te podpywaa do nich
tajemnicza posta przylepiona do mgy i cignca za sob
wysepk alg - Wiolarz z Yentru. Nie byo wrd ludzi nikogo,
kto mgby si poszczyci, e kiedykolwiek sysza jego gos.
Mimo to pojawienie si Wiolarza w pobliu poprawiao
eglarzom nastrj jak nic innego, bo oznaczao, e morze wspiera
ich mioci.
Lubili opowiada sobie historie o Wiolarzu, co robili take
noc, kiedy siedzieli na play przy wielkim ognisku, czekajc na
maga z dzieckiem.
Wszyscy wiedzieli, e Wiolarz jest zmarym eglarzem,
ktry pywa od jednego brzegu Yentru do drugiego w zupenie
innym tempie ni statki, nic sobie nie robic z wiatrw czy burz.
Przyczyny jego pielgrzymowania nie byy jasne: jedni twierdzili
to, inni tamto. Pewne byo jednak, e aden z opowiadajcych nie
mia ochoty pozna go bliej. Nie wydobywaj z mgy czego, co
do niej naley - powiadali. - Skoro morze go zasania, nie prbuj
go odsoni".
Tak czy inaczej, majc po swojej stronie zwrotne odzie,
kobiety-ryby i Wiolarza, buntownicy robili wszystko, by
przeszkodzi wrogim okrtom w przeprawie na yzne Ziemie.
Wikszo z nich psuli i zmuszali do powrotu na wybrzee, a gdy
ju tam odpyny, prbowali je przej. Kiedy indziej okrty
tony, a oni w milczeniu obserwowali ich agoni. Bo agonia
statku, jedyna, ktra potrafi by pikna, zawsze zasmuca ludzi
morza.
Wielokrotnie jednak take buntownicy doznawali klsk.
Wiele dzieci Boreaszw spoczo na dnie Yentru i czekao tam na
swoich braci.
- Witajcie, eglarze! - pozdrowi ich Zoras.
Zgromadzeni na brzegu kapitanowie odpowiadali mu jeden po
drugim:
- Chwaa ci, czcigodny Zorasie!
Potem przyjrzeli si towarzyszcemu mu chopcu. Co w jego
twarzy sprawio, e czuli si, jakby mieli przed sob kolejnego
kapitana, a nie zaspione dziecko. Tylko Lubabah zareagowa
inaczej.
Swoimi wielkimi apami chwyci chopca w pasie, podnis i
potrzsn nim mocno.
- Najpierw musimy ci porzdnie wykarmi! - zawoal ze
miechem. - Mgbym ci wszystkie ebra policzy!
Aro unis gow. Spojrza w gr. I cho nie potrafiby tego
wyrazi, widzc gwiazdy z tak bliska jak nigdy dotd, zrozumia
niebo.
PUAPKA NA EGLARZY

Byli najlepszymi eglarzami wiata, dziemi legendy; ludmi,


ktrzy rozumieli morze znacznie lepiej ni ziemi.
Morskie prdy, niektre o sile wielu rzecznych nurtw razem
wzitych, byy im znane rwnie dobrze jak cieki rodzinnej wsi.
Doskonale wiedzieli te o wszystkim, co dziao si na
okolicznych wybrzeach.
A jednak ci dowiadczeni eglarze wpadli w puapk.
Lubili opowiada historie i ich sucha. W tamtych czasach
nieustannie delektowali si opowieciami, ktre Morscy
Zwiadowcy przywieli z yznych Ziem.
Pocztkowo zadawali mnstwo pyta, bo przecie przybysze
mwili o ludziach i miejscach im nieznanych.
- Kiedy Elek pad w boju...
- Czekaj! Co za Elek?
Wtedy opowiadano o pole na konsylium, ktre odbyo si w
Domu Gwiazd.
- Kiedy Illan-che-ne...
- A ten to kto?
- Zabjca modzieca, ktry potrafi pdzi szybciej ni wiatr.
I eglarze wysuchiwali opowieci o wielkiej zdradzie.
- Kiedy odpywalimy, w imieniu Wielkich Astronomw
poegna nas Thungiir - wspominaa moda kobieta o wosach
upitych spink z muszelek.
W ten sposb eglarze poznali husihuilkaskiego wodza,
ktry w tym samym czasie walczy po drugiej stronie morza.
I cho od tamtej pory mino ju troch czasu i wszyscy znali
na pami imiona i zdarzenia, wci z przyjemnoci
wysuchiwali tych samych gawd.
Tym razem na brzegu zgromadzio si trzech kapitanw ze
swymi podwadnymi. eglarze podzielili si na grupy, ktre
smayy na ogniu nawleczone na sznur ryby i opowiaday swoje
ulubione historie. Nagle wiata przybrzenych latarni poczy
zapala si i gasn, dajc wyrany sygna, e wroga flota
szykuje si do wypynicia. Druga wiadomo ucilia, e statki
- tak jak zazwyczaj - wypyn z regionu zwanego Leusterem.
Okrty Misaianesa byy jeszcze daleko, wic eglarze mogli
spokojnie dokoczy posiek.
Zgodnie z oczekiwaniami kapitanw wkrtce przypyny
kobiety-ryby ze szczegowymi informacjami. Wedug nich flota
bya spora i miaa przepyn na pnoc od Archipelagu Czterech
Matek.
Poznawszy tras i rozmiary floty, kapitanowie buntownikw
wydali rozkaz wypynicia wikszoci swoich statkw na
spotkanie z okrtami wroga. Przygotowali take brandery,
lodzie zguby", ktrych zamierzali uy we waciwym
momencie.
Musieli jednak wstrzymywa atak przez kilka dni, bo okrty
Misaianesa wkrtce po wypyniciu zatrzymay si na zimnych
wybrzeach Sigeles. eglarze byli
tym manewrem bardzo zdziwieni, lecz ani przez chwil nie
podejrzewali, co naprawd si dzieje.
Pewnego mglistego ranka ukryci w pierwszym kanale
archipelagu buntownicy w kocu zobaczyli zbliajc si flot.
Skadaa si z wielu okrtw pyncych w trjktnej formacji.
eglarze nie mieli wtpliwoci, e tym razem jej zatrzymanie
bdzie trudniejsze ni kiedykolwiek dotd.
Kapitan pierwszej odzi uprzedzi pozostaych o liczebnoci
wrogich si. Buntownicy, ktrzy znali morze tak dobrze, jakby
mieli przed oczami jego map, przemiecili si, by jak najlepiej
wykorzysta pywy i wiatry. Cz statkw przygotowaa si do
walki z forpocztami wrogiej floty, lecz wikszo miaa nka jej
ostatnie szeregi, prbujc skierowa je w region przeciwnego
prdu morskiego, ktry utrudni im rejs. A ostatecznie wypchnie
wiele z nich z powrotem na brzeg.
Tak rozmieszczeni buntownicy czekali na kolejny poranek.
Jak spdzili t noc pomidzy wod a niebem?
Ogromne sylwetki nadcigajcych okrtw bezszelestnie
przepyny przez ich sny. Gdy eglarze si zbudzili, w jasnych
oczach odbio si wiato gwiazd, z ktrych pooenia
wywnioskowali, e nadciga wit.
Jak wyglda niebo w ostatni noc ycia?
Mga rozproszya si gwatownie, ukazujc wrogie okrty,
ktre zbliay si szybciej ni poranek.
Awangarda floty Misaianesa wykorzystaa uprzywilejowan
pozycj i otworzya jednoczesny ogie z wielu dzia. Mimo
umiejtnoci manewrowania, wiele z odzi rebelii zostao
zatopionych lub tak zniszczonych, e nie byy w stanie dalej
walczy.
Buntownicy ponosili straty, pki nie zdoali zaatakowa
trzema branderami. Byy to barki, ktre eglarze podpalali, a
nastpnie posyali z wiatrem w kierunku wrogich okrtw. Kiedy
dwie z nich trafiy w cel; bitwa zacza przybiera korzystniejszy
obrt.
Na przedzie rebelianckie odzie podpyway bliej wroga,
wypalay mu dziury w dolnej czci kaduba i uciekay na pytkie
wody albo choway si w kanaach archipelagu.
Co dziwnego dziao si jednak na tyach. Ciemne okrty
wroga ani nie atakoway, ani nie uciekay. Wydaway si pyn
po chaotycznym kursie, obojtne na zbliajce si odzie.
Pierwsi, ktrzy do nich dotarli, natychmiast zrozumieli, co si
wici.
- Przyholowali je tu! Nikogo nie ma na pokadzie!
- S puste! - powtarzano z odzi na d. - Przyholowali je tu!
O zmierzchu kapitanowie zebrali si na narad na osonitej
play. Nie mieli pewnoci, co si waciwie stao; wiedzieli tylko,
e wyprowadzono ich w pole.
Odpowied nadesza wkrtce.
Gdy czekali na moment, w ktrym bd mogli zaatakowa
faszyw flot, now tras ku yznym Ziemiom wyruszya inna
armada, prawdziwa i wielka. Teraz bya ju daleko poza ich
zasigiem.
Wypyna z wybrzey Morza Antelijskiego, by nastpnie na
wysokoci Zatoki Ejrene skrci na poudnie i oddali si od
Wielkiego Pwyspu, skd buntownicy mogliby j wypatrzy.
Dopiero wtedy skierowaa si na pnocny zachd. Nowa trasa
bya znacznie dusza od poprzedniej i wioda przez stref
niebezpiecznych wiatrw oraz silnych burz - ale
przynajmniej okrty mogy ni dotrze na otwarte morze i
pyn...
Duo pniej buntownicy dowiedzieli si, e dowdc tej
floty by niejaki Flauro, ktry oprcz wszystkich plag Nienawici
wiz ze sob tajemnicz misj.
NA SPOTKANIE

Marmara i Vara jechay na kasztankach przez Las Goenijski


ku wzgrzom rozdzielajcym jeziora Vesper i Efesper.
Aro i Lubabah na srokaczach przemierzali niskie, lecz strome
przecze Tegezw, ubrani w ciasne zbroje, ktre pomagay
lepiej znie dugi galop po trudnym terenie.
Kobiety na odmian miay przed sob teren o agodnej
rzebie.
Obie pary musiay jednak zachowa wielk ostrono. Na
tych obszarach przebrania na nic by si nie zday - naleao po
prostu dobrze si ukrywa. I cho tron Misaianesa znajdowa si
daleko, a Syderetycy - mimo rozprzestrzenienia si na dwa morza
i dwa kontynenty - nie zajli fizycznie centralnych obszarw
Starych Ziem, wyprawa nie zachcaa do piewu.
- Zapiewajmy! - zaproponowaa wbrew temu Marmara.
- Zapiewajmy - poprosi Lubabaha Aro. Miny dwa lata -
poowa czasu wtajemniczenia. Na polecenie Zorasa rodzestwo
miao si spotka
i pozna na nowo, kiedy na ich ciaach pojawi si ju oznaki
pci.
Marmara posiadaa ogromny talent do przemieszczania si po
ziemi tak, by pozosta niezauwaon. Lubabah te mia gow na
karku.
Zoras dobrze o tym wiedzia, lecz mimo to rozesa sie
niewidocznych strw, ktrych zadaniem bya ochrona
wdrowcw i oczyszczanie drogi zarwno przed, jak i za nimi.
Czarynka przymkna oczy i rzucia przed siebie kbkiem
jedwabiu, ktry toczy si tak dugo, a znikn gdzie w dali.
- Jedmy tam, gdzie nas prowadzi - rzeka z przekonaniem.
Po duszym czasie znalazy kbek na jednej ze cieek za
skrzyowaniem. Marmara chwycia lejce i pochylia si, by go
podnie bez zsiadania z kasztanki. Potem go zwina, poruszajc
dugimi, szczupymi palcami tak szybko, jakby to byy skrzyda
kolibra. Znw przymkna oczy i rzucia kbkiem przed siebie,
by wskaza dalsz drog.
Kilkakrotnie korzystaa z pomocy magicznego motka,
opowiadajc dla pokrzepienia serc o krlach, ktrych uratowaa
przed wrogami, kochankach, ktrych poczya, spragnionych,
ktrym pomoga znale wod wrd piaskw...
A Vara suchaa tego zachannie, nie zadajc sobie pytania,
czy opowieci s prawdziwe, czy zmylone. Nauczya si
bowiem, e taki podzia niczemu nie suy.
Aro i Lubabah te czsto przystawali. eglarz wyjmowa
przezroczyst buteleczk, ktr przez cay czas jazdy nosi
starannie zapakowan i przypit do pasa. Odwija j ze szmatek,
podsuwa sobie przed oczy i dugo patrzy przez wypeniajcy j
do poowy
zoty likier. Dopiero wtedy decydowa, ktrdy kontynuowa
podr.
- Jak miabym zawierzy jakiemu kbkowi jedwabiu? -
pyta. - Ta buteleczka to co innego!
eglarze produkowali w likier w beczkach, by go pi po
bitwach. Albo na penym morzu, gdy gnbi ich jaki straszny
smutek. Ale pyn znajdujcy si w buteleczce Lubabaha mia
szczegln warto.
Podczas wdrwki kapitan wielokrotnie opowiada t histori.
Czyni to, by zapewni samego siebie, e pyn zawiera czstk -
by moe ostatni - pierwszego likieru, jaki kiedykolwiek
wyprodukowano.
- Setki lat temu tajemnicza dka zawina do brzegu bez
zaogi, bez flagi adnego krlestwa. W rodku znajdowao si
wiele beczek likieru... Ten, ktry mam we flaszeczce, pochodzi
wanie z adunku ofiarowanego nam przez morze. Wci
zachowuje swoj magi, wic patrzc przeze, widzi si ukryte
niebezpieczestwa, puapki i zdrady.
Aro wiedzia, e Lubabah kamie. Obierajc drog, kierowa
si jedynie rozsdkiem, znajomoci terenu i odwag. Chopiec
jednak uzna, e nie wypada rani niedowierzaniem kogo, kto
kamie z mioci.
MCZYNI, KOBIETY I JEZIORA

Oto, co si wydarzyo na wzgrzach pomidzy wielkimi


jeziorami Starych Ziem: Vesperem i Efesperem. Tego dnia mieli
si spotka Vara i Aro.
- Dz-wi-y-je-ny.
- Ja te widz jeyny - odpara Vara.
Gra, poprzez ktr czarynki prboway utrzymywa Var w
czujnoci i jasnoci umysu, nadal czasami sprawiaa jej kopot.
- To-rzy-chcesz-wa-mi-szy? -Tak...
Dziewczynka zastanawiaa si przez chwil.
- Tak, chc ci towarzyszy.
Zdawaa egzamin tylko wtedy, gdy zdoaa jasno pokaza, e
zrozumiaa kade sowo. Skupia wzrok. Przed niebieskimi
oczami taczyy przemieszane sylaby, przestawiajc si, pki nie
znalazy waciwego porzdku. Dwiki czyy si w sowa, a
potem w zdania wyraajce jaki sens.
- Zy-te-je-praw-ny-d-ne-na-s-pysz.
Tym razem duej rozwizywaa amigwk.
- Te jeyny s naprawd pyszne!
- Doskonale, Varo!
- Doskonale, Marmaro!
W kocu dotary na wzgrza, gdzie zgodnie z poleceniem
Zorasa miay czeka na ponowne spotkanie z Arem i Lubabahem.
- Tsknisz za nim? - spytaa Vara.
- Patrz. - Marmara wskazaa swoj szyj. - To cieka mioci.
- Nie rozumiem.
- Pewnie, e nie. - Czarynka wrcia do zbierania jeyn. - Jak
mogaby rozumie mio? Mioci nie da si zrozumie,
dziewczyno.
- Moe to ty jej nie rozumiesz - odpara Vara. - Ja nie bd
kocha tak jak ty.
- Nie? - Marmara zastanawiaa si przez chwil. - No i dobrze.
- Briseida mwi, e od grzmicego gosu tego twojego
Lubabaha szczypi j donie.
- Przecie j znasz. Jest sabowita z natury. Cho musz
przyzna, e gos mojego ukochanego potrafi sprawi bl.
- Z kolei Grais mwi, e jego szlachetno dorwnuje
ogromem ciau.
Marmara si zamylia.
- O-przy-by-szyb-je-ko-cha.
- Oby szybko przyjecha.
- Doskonale, Varo!
- Doskonale, Marmaro!
W cigu dwch lat nauki pod opiek czarynek Vara urosa w
si i nabraa rumiecw. Staa si wytrwaa i zwinna. Poznawaa
tajemnice tradycyjnych walk i arkana intelektu. Czarynki uczyy
j dawnych jzykw i recytoway epickie poematy. Pracoway
bez wytchnienia nad doskonaleniem jej talentw. Przede
wszystkim
jednak tumaczyy, jak kiedy wyglday Stare Ziemie.
Wspomniay o Misaianesie, a Vara ku ich zdziwieniu
natychmiast poja, e chodzi o wroga. Poja, e to imi uroso w
si dziki wymazaniu ze wiata wszystkich innych imion. A
przyszo jej to tak atwo dlatego, e poczyy si w niej mdro
Maga Odosobnienia i bl sortowaczki.
Czarynki nie wiedziay, ile dziewczynka zapamitaa z lat
spdzonych w obozie przdek, bo nigdy o tym nie wspominaa.
Grais bya jednak zadowolona z wynikw dotychczasowej
edukacji. Cho pozostao jeszcze wiele do zrobienia - w cigu
nastpnych dwch lat Vara miaa si przygotowa na powrt do
obozu. Czy bdzie chciaa wraca do miejsca, w ktrym tyle
wycierpiaa? Wolay na razie nie myle o poegnaniu.
Pokochay t dziewczynk, ktra dojrzewaa w duchu czterech
podstawowych wartoci: godnoci noszenia imienia, znajomoci
przyczyn, poezji i pamici.
Vara nie dojrzewaa jednak do wasnego ycia, lecz do pracy
w subie oporu.
- Dlaczego nigdy mi nie opowiedziaa, jak poznaa
Lubabaha?
- Bo nigdy nie opowiadam o czym, o co mnie nie pytaj.
- Kamiesz, Marmaro. Zawsze opowiadasz o rzeczach, o ktre
nikt ci nie pyta.
Czarynka usiada na wilgotnej trawie. Vara posza w jej lady.
- Nauczya si mwi prawd - powiedziaa Marmara. - Teraz
musisz si jeszcze nauczy uprzejmoci.
-Ale oczywicie! - krygowaa si Vara. - Wybacz, e do tej
pory brakowao mi taktu, by spyta, jak poznaa Lubabaha.
- Kto ci nauczy takiej kurtuazji? - zapytaa z pewnym
zdziwieniem Marmara.
-Ty.
- No dobrze - odpara z zadowoleniem czarynka. - W takim
razie opowiem ci t histori. W czasach, gdy Zoras, twj ojciec,
dotar do siennika twojej matki...
- Sortowaczki - wtrcia Vara.
- Owszem. Twojej matki, sortowaczki. No wic w czasach,
kiedy Zoras znalaz w obozie sortowaczek twoj matk, i potem,
gdy ty i Aro rolicie w jej brzuchu, spotkania midzy grupami
buntownikw stay si czstsze. Zblia si czas wybuchu wojny.
I wci si zblia.
Ni std, ni zowd pogaskaa Var po czole.
- Byam niewiele starsza od ciebie, gdy odwiedzia nas w
Goenii grupa zbuntowanych eglarzy. Gdy tylko zobaczyam
jednego z nich, modzieca o zwalistej sylwetce i dugich jasnych
wosach, pobiegam do Grais, ktra bya wtedy tylko odrobin
mniej stara ni teraz, i powiedziaam, e jestem bardzo chora.
- Dlaczego tak powiedziaa?
- Bo tak si czuam - odpara Marmara. - Miaam ochot zje
wszystkie owoce z lasu; nie dlatego, e byam godna, tylko
dlatego, e wydaway mi si adniejsze ode mnie. Miaam ochot
taczy na oczach wszystkich, a zarazem gdzie si zaszy.
Umiechaam si bez powodu, pragnc zarazem, by kto mnie
zapyta, dlaczego mam ochot si rozpaka... Co by pomylaa,
gdyby to si przydarzyo tobie?
- e jestem bardzo chora - przyznaa Vara.
- No widzisz... A Grais mi powiedziaa: To si nazywa
mio. Pozwl jej y".
- I co zrobia?
- Zbliyam si.
- Do Lubabaha czy do mioci?
- Na jedno wychodzi, dziewczyno. W kocu usyszay, e kto
si zblia.
- To oni! - rzeka czarynka. - Chod! Po co maj mie
satysfakcj, e na nich czekaymy.
Chwycia dziewczynk za rk i razem pobiegy schowa si
za gstymi krzewami.
- A teraz zamknij oczy - poprosia Marmara, gdy ju si tam
znalazy. - Nie moesz zobaczy brata, pki nie dam ci znaku.
Vara posuchaa z wdzicznoci. Baa si. Wypytywaa o
Lubabaha wycznie po to, by nie myle o Arze.
- Chc, eby wiedziaa - odezwaa si tymczasem czarynka -
e opowiadaam ci o Lubabahu po to, eby przestaa myle i si
ba.
Lubabah i Aro niespiesznie nadjedali ciek. Byli w drodze
od wielu godzin, lecz w kocu dotarli do wskazanego przez
Zorasa miejsca.
- Czekaj, Aro - odezwa si eglarz.
I zawiza mu mocno oczy, prbujc jednoczenie
wytumaczy cel swoich dziaa.
- Wiesz, co mwi. Ona wyglda zupenie tak jak ty, wic nie
powiniene jej zobaczy bez przygotowania. Wyobra sobie, jak
zareagowabym ja na widok drugiego Lubabaha!
- O mnie si nie martw - odpar chopak. Zachowywa si
spokojnie. Mona powiedzie, e by pod kadym wzgldem
przeciwiestwem swego przewodnika. Mimo to kocha go
bezgranicznie. Wielokrotnie ni o tym, e jego ojcem jest
wanie Lubabah, nie za mag, od ktrego oddala go bl
sortowaczki.
- Dlaczego Zoras uwaa, e moja matka nie potrafi nic
zrozumie? Dlaczego wykorzysta jej brzuch, nie doceniajc
duszy?
Pytania chopca niepokoiy eglarza. Co musiao pj nie
tak w edukacji dzieciaka, skoro raz po raz powtarza to samo
pytanie. Wszyscy kapitanowie zbuntowanej eglugi wkadali
cay swj wysiek we wpajanie chopcu zasady Bractwa
Odosobnienia, goszcej, e mdro jest darem nielicznych,
powoanych do opieki nad Dziemi Ziemi i dwigania ciaru
wadzy. By maluczcy mogli spa spokojnie, mdrcy musieli
czuwa.
- A ty w to wierzysz? - pyta Aro. eglarz powania.
- Suchaj uwanie, chopcze. Nie Zoras jest naszym wrogiem,
ani te nie s nim tradycyjne pogldy Odosobnienia. Naszymi
wrogami s Misaianes i jego plan. Nie pozostanie ani jeden
kwiat, ani jeden piewajcy ptak"...
T cz Aro wietnie rozumia i na jaki czas zamykao mu to
usta.
W pobliu rozbrzmiao powitanie Marmary, udajcej, e
wanie w tej chwili przybya na miejsce.
Lubabah spojrza w kierunku, z ktrego dochodzi gos, i
zakrzykn tubalnie, unoszc rce w gecie pozdrowienia. Potem
zamia si i wyjani przyczyn swej radoci chopcu.
- Szkoda, e nie widzisz, jak si porusza, Aro! W t i z
powrotem, w t i z powrotem... kolicie niczym ddownica.
- Widz, e w sam por dotarymy na miejsce - rzeka
Marmara, zatrzymujc si kilka krokw od eglarza.
Lubabah zacz si zblia do ukochanej z dobrze jej znanym
zamiarem.
- Daj spokj. - Zasonia si ramionami. - Wystraszysz dzieci.
- W takim razie zrewanuj si za wszystkie te razy, kiedy Aro
wystraszy mnie swymi dziwnymi pytaniami.
I nagle wzgrza jak si nie zatrzs, jak nie gruchnie tubalny
miech eglarza, ktrzy zarzuci sobie kobiet na plecy niczym
worek pszenicy i biega z ni wok dzieci, ktre nie miay
zielonego pojcia, co si dzieje. Czarynka wiedziaa, e sia
ukochanego daje jej jedyn w swoim rodzaju moliwo latania,
wic szybko przestaa udawa opr. Rozoya ramiona i
krzyczaa przeraliwie, by dopeni przyjemnoci.
Aro wyobrazi sobie, e to wielki rudy wilk z wyciem biegnie
przez such krain, na ktrej w lad za nim wyrasta bujna
rolinno.
Vara, ktrej nawet przez myl nie przeszo, by sprzeciwi si
poleceniu i otworzy oczy, wyobrazia sobie czarynk
przemienion w skrawek biaego jedwabiu opoczcy na wietrze.
- Marmaro! - zawoaa. - Czy teraz te czujesz si chora?
Ani eglarz, ani kobieta jej nie usyszeli. Krzyk doszed tylko
do uszu Ara i chopak wzdrygn si.
- Nie bj si - powiedziaa Vara. - Nie zabronili nam
rozmawia.
- To nie dlatego - odpar. - Mylaem, e jestemy identyczni,
ale ty nie pomylaa o wilku biegncym po suchej ziemi.
- Rudy wilk ju nie biegnie - zauwaya Vara.
- A jedwab nie fruwa - doda Aro.
Lubabah stan za plecami Ara, a czarynka przyklka przed
Var i otoczya j ramionami.
Kade z nich dugo mwio co na ucho swojemu
podopiecznemu. Potem Marmara zwrcia si do obojga:
- Nie wrcimy tu, pki nas nie zawoacie. Potem wzia
eglarza pod rk i razem ruszyli
ku miejscu poronitemu malekimi tymi kwiatkami.
- To miejsce wyglda jak wosy Ara - powiedzia eglarz.
- Albo jak wosy Vary - dodaa czarynka.
Vara zrobia krok w kierunku brata. Aro tkwi nieruchomo na
swoim miejscu. Po chwili dziewczynka zrobia drugi krok.
- Powiedz, za co mnie kochasz? - zapytaa tymczasem
Lubabaha Marmara.
- Mwisz rzeczy, ktrych ja sam nigdy nie powiedziaem.
- Za co mnie kochasz?
Aro usysza, jak Vara idzie ku niemu, i odwzajemni si
niepewnym krokiem.
- Gdybym ci kocha, jak lubisz twierdzi, miaoby to bardzo
prost przyczyn.
- Mimo to chc j pozna - nalegaa czarynka.
- To przez twoje imi - wyjani. - Dwukrotnie zawiera si w
nim mar", czyli morze".
- Patrzcie no, jaki poeta z tego wielkoluda!
Aro zrobi dwa kroki. Lubabah pooy Marmar na tych
kwiatach. Wtedy Vara zatrzymaa si przestraszona.
- eglarzu, nie kochaj mnie tak samo jak morza.
- Nawet o tym nie marz, dziewczyno.
Vara i Aro stali przed sob - jedno z zamknitymi, drugie z
zasonitymi oczami.
- Gdzie masz swoje imi?
- Na prawym udzie.
Aro wycign rk i wymaca blizn na nodze siostry, po
czym kilkakrotnie przesun palcami po wypalonym elazem
znaku.
- Zaczekaj, Lubabahu! - powstrzymaa eglarza Marmara. -
Moesz sobie tak bezczelnie traktowa swoje morze, ale nie
mnie. Zrozumiano?
- A ty? - zapytaa Vara. - Gdzie ci naznaczya sortowaczka?
- Na lewym udzie.
Vara zwlekaa z decyzj odszukania znaku na ciele brata, ale
w kocu do gwatownie odsuna lekki skrzany paszczyk
przykrywajcy tunik Ara i przesuwaa rk po jego udzie, a
znalaza okrg blizn wypalon pogrzebaczem.
- I ty mi mwisz o bezczelnoci? - wykrztusi Lubabah. -
Nawet najgorsze burze nie potrafiy mnie tak atwo pokona.
Kiedy Aro zdj chustk, ktra zasaniaa mu oczy, okazao
si, e Vara ju si w niego wpatruje.
W oddali rozbrzmia rubaszny miech eglarza, lecz dzieci nie
zwracay na uwagi.
- Nie jestemy identyczni - powiedzia Aro.
- Nie jestemy identyczni - przyznaa Vara. Potem oboje
jeszcze bardziej zbliyli si do siebie, a poniewa zamierzali
mwi rzeczy, ktrych nie mia usysze nikt inny, zczyli si
czoami i szeptali z otwartymi szeroko oczami.
W przeciwiestwie do nich czarynka i eglarz wanie
odsuwali si od siebie.
- A teraz - Marmara pooya gow na kolanach Lubabaha -
opowiedz mi co. Cokolwiek.
Nim zdy rozpocz, kobieta poaowaa swojej proby.
- Czekaj, Lubabahu! Nie cokolwiek. Sprbuj opowiedzie mi
co, co ci nie rozmieszy. Nie chodzi o to, e przytakuj
Briseidzie, ale nie mam ju ochoty sucha tych grzmotw.
- Mog ci opowiedzie co, co ani odrobin mnie nie mieszy -
odpar eglarz.
- W takim razie mw - zgodzia si i zamkna oczy, by
sucha w spokoju.
- Musisz wiedzie, e Misaianes zamkn w puapce oba
brzegi Yentru. Zaczo si od tego, e kobiety-ryby przypyny,
by nas ostrzec, e do wypynicia ku yznym Ziemiom szykuje
si bardzo liczna flota. Posialimy wic prawie wszystkie nasze
siy, by odciy jej drog. Potem kilka dni czekalimy w ukryciu,
a kobiety-ryby, oszukane tak samo jak my, day nam zna, e
flota zatrzymaa si u wybrzey Sigeles. A my wci nic nie
zrozumielimy! Nie dao nam do mylenia, e okrty wkrtce po
wyruszeniu zatrzymay si u wybrzey zimnej, pustej wyspy...
Opowiedzia o szczegach puapki, w ktr ich wcignito.
Kiedy skoczy, Marmara nie opieraa ju gowy na jego
kolanach. I bynajmniej nie bya spokojna.
- Biada yznym Ziemiom - powiedziaa.
- Biada Starym Ziemiom - odpar eglarz. Soce schowao si
za mg i temperatura gwatownie spada. Marmara potrzsna
czupryn.
- Id do dzieci.
- Zostaw je! - Lubabah zatrzyma j bez wysiku. - Zawoaj
nas, gdy bd gotowe.
Vara i Aro stali ze zczonymi czoami i szeptali do siebie.
- Kiedy nauczysz si kocha - zapyta Aro - pokochasz maga?
- Tak. A ty?
- Ja pokocham sortowaczk.
- Dlaczego? - chciaa wiedzie Vara.
- Bo si baa.
- I dlatego jest godna mioci?
- Lubabah mwi, e strach potrzebuje dwch serc.
- Lubabah dostosowuje myli do swoich rozmiarw.
- A Zoras do swoich.
- Wiesz, co oni myl? - zapytaa Vara.
- le myl - odpar Aro. - Myl, e nie znamy Misaianesa.
- Ja go poznaam w obozie przdek. A ja w obozie
winiopasw.
- Wszyscy w obozach go znaj - rzeka Vara - tylko nie umiej
tego wyrazi.
- Nie bd suy Odosobnieniu - oznajmi Aro.
- Tylko winiopasom? -1 im podobnym.
- A bdziesz mnie kocha, jeli wyrosn na tak, jak chce
mnie widzie Zoras?
- Bd.
- Dotknij jeszcze raz mojego imienia - poprosia.
- Dotykam - powiedzia i wycign rk.
- Dlaczego godzisz si na to, eby Lubabah traktowa ci jak
dziecko?
- A ty dlaczego pozwalasz Marmarze stroi ci w ubrania z
wowej skry?
Umiechna si.
- Urodzilimy si w pewnym celu - kontynuowa Aro. - I nie
jest to zasuga Zorasa.
- Ale on przygotowa nas do wypenienia tego celu.
- A sortowaczka naznaczya nasze ciaa.
- Zoras to dusza.
- Jedno nie jest warte wicej ni drugie - rzek Aro.
- Kiedy naucz si kocha, pokocham ci - odpara Vara.
Na polu tych kwiatw Lubabah i Marmara usyszeli, jak
dzieci wywouj ich imiona. Wstali, poprawili ubrania i pobiegli
ku podopiecznym, ktrzy stali w milczeniu z dala od siebie.
Lubabah i Aro musieli wrci na Wielki Pwysep, a Marmara
i Vara do Goenii. Dzieciom pozostay jeszcze dwa lata edukacji.
Gdy poegnali si i nadszed czas rozstania, Marmara nagle
przytulia si do Lubabaha i zacza szlocha wniebogosy.
eglarz gestem uspokoi Var, jakby dawa jej do zrozumienia,
e to szybko przejdzie. Wtedy Aro odwrcil si na picie i ruszy
w stron pascych si nieopodal koni.
- Stj! Zaczekaj na mnie! - zawoa eglarz, rozdarty midzy
rozpacz czarynki a determinacj chopca.
- Id z nim - powiedziaa Vara. - Dopki tu jeste, ona nie
przestanie paka. Jak tylko znikniesz, poczuje gd i zajmie si
zbieraniem owocw.
eglarz rozemia si serdecznie, powtarzajc wypowiedziane
przez dziewczynk sowa. Nawet gdy pobieg za podopiecznym,
wci sycha byo jego miech i powtarzane raz po raz: Zajmie
si zbieraniem owocw".
Marmara otara zy i spojrzaa na Var z powag.
- Jakim cudem omielia si to powiedzie?
- Sama mnie prosia, ebym to powiedziaa w chwili
poegnania.
- Wiem - przyznaa czarynka. - Ale ten pacz i tak ze mn
zostanie.
- Wiem - powtrzya Vara. - I ze mn te. Od Lasu
Goenijskiego dzielia je duga droga.
DUGA PODR JAK DUGI SEN

W pierwszych latach nauki blinit na Stare Ziemie dotary


wieci, ktrych tak bardzo bali si magnaci Misaianesa. Mody
kontynent znw zdoa pokona wojsko Pana. Drimus zagin na
pustyni, a od Pomroki nie byo adnych wieci.
Posiki wysane na yzne Ziemie, w przekonaniu e Drimus
wci dowodzi konkwist, zostay zdziesitkowane przez
buntownikw. Syderetycy, dziaa i plagi spoczyway na dnie
Yentru, zamieszkujc okrty rwnie martwe jak oni sami.
Wszyscy oczekiwali zatem, e Pan zrobi co wyjtkowego.
On jednak w milczeniu dugo przyglda si wiatu.
Magowie Odosobnienia z niepokojem czekali na powoanie
nowego emisariusza. Niektrzy pragnli tej funkcji dla siebie;
marzyli o wyniesieniu do roli doktrynera yznych Ziem.
Wikszo jednak wolaa pozosta na swoim miejscu, ni
ryzykowa doczenie do zag martwych okrtw.
Deinos wiedzia, e nie ma szans na otrzymanie tak
zaszczytnej funkcji. By uczniem tych samych mistrzw co
Drimus, wic obciay go te same bdy.
W kocu Misaianes zacz dziaa. Oszuka buntownikw i
ich lekkie odzie, posyajc nowym szlakiem flot wiozc ze
sob mnstwo broni... i malek krysztaow fiolk.
Czcigodni Mdrcy Odosobnienia take poczuli si oszukani.
Podobnie jak zbuntowani eglarze, do samego koca nie mieli
pojcia o istnieniu nowego szlaku morskiego, o wyprawie
okrtw pod wodz Flaura i o zadaniu, jakie zlecono ich
dowdcy.
Dlaczego Pan uknu to za ich plecami? Dlaczego syderetyccy
wodzowie i niektrzy z monych wiedzieli wicej od magw?
Dom Odosobnienia wypeniy emocje i nerwowe szepty. Pan
obrazi magw gestem wykonanym w stron drugiego brzegu -
wyborem na przeduenie swego paznokcia czowieka z tamtego
kontynentu.
Magowie podyli wzrokiem w tamtym kierunku i usyszeli
imi: Molitzmos.
Czcigodni Mdrcy Odosobnienia nie mogli si jednak
zbuntowa ani walczy z Panem. Byli wpisani w jego porzdek i
speniali t sam rol co nitki pajczyny: stanowili cz puapki,
ktra ich wizia.
Pan, ktry doskonale rozumia to, co nienamacalne, karmi ich
dum okruszkami wadzy. I tylko on wiedzia, czy jest to pokarm
prawdziwy, czy iluzoryczny.
Jestecie wielkimi Magami Odosobnienia - szepta im. -
Magami porzdku, ktry zapanuje na caym wiecie. Ten,
ktrego wybralimy na przeduenie mego paznokcia, bdzie
nam wiernie suy. Od pocztku wojny na yznych Ziemiach
stan po naszej stronie, rozumiejc, e to do nas naley
wieczno. I w odrnieniu od was zna od podszewki tamten
kontynent: kontynent, ktry mie marzy o yciu bez
nas. Pozwlmy mu wykorzeni te wierutne bzdury i niczym
ddownicy dry niezliczone tunele, by utorowa nam drog!
Zostawmy go. I tak nie bdzie nam towarzyszy w wiecznoci.
Ten, ktrego zw Molitzmosem, przeminie w mgnieniu oka. Gdy
yzne Ziemie upadn, pozostaniemy tylko my. Ja, Misaianes,
mwi wam, e Molitzmos przybdzie tu szlakiem snu. Wyjdcie
mu na spotkanie i przybijcie na jego prawej doni piecz
Odosobnienia. Po niej rozpoznaj go nasi kapitanowie.
Molitzmos ofiaruje nam krew swego kontynentu. A take
odrobin wasnej...".
Dowiedziawszy si poniewczasie, e Flauro wiezie ze sob
dugi sen dla Molitzmosa, magowie nie mieli innego wyjcia, jak
tylko wypeni polecenie Pana.
Umilajc sobie czas magicznymi praktykami, czekali, a flota
dotrze na yzne Ziemie.
A wreszcie Flauro poda! Molitzmosowi eliksir snu...
- Wypi - powiedzieli magowie, gdy tylko to nastpio. - Ju
pynie przez Yentru.
- W tej chwili czuje niepokj w odku...
Molitzmos podrowa po ciekach snu - ciekach, ktre w
tamtych czasach i miejscach byy rwnie rzeczywiste jak cieki
jawy, rwnie szerokie i gbokie jak las.
- Okrt Molitzmosa zblia si do naszego brzegu.
- Pynie ku nam nowy emisariusz - mwili magowie. - ni o
bagnistej ziemi Leusteru i przemierzaj.
- A teraz jedzie wzdu brzegu Szlamnicy.
- Czas si przygotowa do wyjcia mu na spotkanie -
postanowili Czcigodni Mdrcy. - Wjeda ju do Lasu
Cierniowego.
Nowy emisariusz we nie przemierza chory las.
Niegdy byo to pikne miejsce, pene iglastych drzew -
zielonych, niebieskich, szarych, wyniosych, z wierzchokami
sigajcymi nieba. Miejsce wypenione cisz, ktr potrafi
wytworzy symbioza sosen i wiatru. Teraz las, w ktrym
wznosiy si paace magw i Dom Odosobnienia, podupad na
zdrowiu. Drzewa stay si brunatne. Wiele z nich leao na ziemi,
a inne, pochylone, wspieray si na ssiadach. W koronach szalal
lodowaty wicher, a ziemi nkaa plaga czarnych grzybw.
Kiedy Molitzmos przemierza w las, mdrcy zebrali si w
najwaniejszej sali Domu Odosobnienia i zasiedli na swoich
tronach rozmieszczonych na pkolistej trybunie. Wszyscy mieli
na sobie skrzane peleryny. Niektrzy woyli wysokie czapki, a
inni obcise kaptury podobne do tego, ktry nosi Drimus. Kady
z magw mia te ze sob ma fiolk z rnitego krysztau.
Kiedy w okalajcych dom murach uniosa si brama, by
wpuci Molitzmosa, magowie unieli fiolki do ust i jednym
ykiem wypili srebrn niteczk.
Gdy Molitzmos przeprawia si przez most nad wypenion
ogniem fos i dociera do drugiego muru, magowie zasnli.
Wwczas za Molitzmosowi i mdrcom przyni si odgos
uderzenia maczug w metal. W ten sposb obwieszczano
przybycie emisariusza.
Magowie spojrzeli na Molitzmosa i jeden z nich przemwi w
imieniu wszystkich:
- Stwierdzamy otwarcie, e zostae wybrany przez
Misaianesa. Pan yczy sobie, aby to ty, Molitzmos Wadca
Soca, zaprowadzi jego porzdek na yznych Ziemiach.
Uczyni z ciebie przeduenie swej rki, doni, paznokcia! Jeste
paznokciem Misaianesa
na kontynencie, ktry znajduje si po drugiej stronie Yentru. A
teraz, aby nasi sprzymierzecy uznali twoj wadz, przybijemy
ci piecz Odosobnienia, znak i wiadectwo wadzy, ktr ci
nadalimy.
Po tych sowach na wierzchu prawej doni Molitzmosa
pojawio si znami. Zmrozio go do blu, a jednoczenie mia
wraenie, e kto woy mu rk w mrowisko.
Symbol Bractwa Odosobnienia, gwiazda zawieszona na
czubku szpady, na zawsze wzi we wadanie jego praw do,
pozostawiajc blizn o wyranych konturach i fioletowym
odcieniu. By to znak, ktrego nie dao si pomyli z adnym
innym i ktry Flauro musia natychmiast rozpozna; emblemat
Odosobnienia, ktry jedynie z woli Misaianesa i za zgod magw
mg zosta na zawsze wyryty na prawej doni Wadcy Soca.
Emblemat Odosobnienia na prawej doni - doni, ktra suy
do wydawania polece.
Na yznych Ziemiach syderetycki kapitan natychmiast
zrozumia znaczenie tego cudu i spuci gow na znak
akceptacji, wiedzc, e ma przed sob wybraca Pana.
Wanie wtedy Molitzmos zauway, e mag o niebieskich
oczach jako dziwnie na niego spoglda spod skrzanego
kaptura.
Tym magiem by Zoras, bez nienawici i bez gniewu mylcy
o dniach, ktre miay nadej.
Vara i Aro spotkali si ju na wzgrzach pomidzy jeziorami
Vesper i Efesper, a do koca ich edukacji pozostao niewiele
czasu.
Na Starych Ziemiach powoli zapalay si pochodnie. Walka
przeciwko Wiecznej Nienawici toczya si
jednak na razie bardzo, bardzo daleko od gry Misaianesa.
Rozmylania Zorasa przerwao przebudzenie. Magowie
otwierali oczy. Wci siedzieli na schodkowych trybunach, a u
ich stp leay rozbite fiolki po wypitym eliksirze.
W tej samej chwili Molitzmos, obserwowany czujnie przez
Acil i Flaura, obudzi si w sypialni swego paacu po drugiej
stronie Yentru.
PUCHACZ I IMIONA

Vara i Aro. Sortowaczka wypalia im imiona na ciaach.


Ciaach, ktre jako pierwsze poznaj bl.
Aro i Vara. Zoras wypali im imiona w duszach. Duszach,
ktre jako pierwsze poznaj miech.
Nazwano ich Vara i Aro, eby si mylili... Ich imiona stay si
jednoci i trudno je byo rozdzieli, podobnie jak trudno byo
rozdzieli ich dusze.
Nawet Nakin ich mylia.
Vara i Aro. Byli niczym dwie czci tej samej koci. Dlatego
ich imiona pltay jzyki i konsternoway umysy. Vara i Aro.
Varo" - mwili... I poprawiali si: Vara".
Ara" - powtarzali, by zaraz si poprawi: Aro".
Vara i Aro - dwie strony tej samej skry.
- Jak ona ma na imi? - pytaa kobieta. Mczyzna zastanawia
si.
- Vara - mwi.
- A chopiec?
Mczyzna marszczy brwi. -Aro.
Vara i Aro. W miar upywu czasu ich imiona myliy si coraz
bardziej. Wspominajc, trzeba byo
najpierw rozsupa je w gowach, a potem na jzykach. Nawet
Nadn z Klanu Puchacza miaa z tym kopot. Vara i Aro.
Zrodzeni i nazwani, by by dwojgiem i jednoci, dwoma
obliczami tej samej nocy.
KOZA I JEJ LEGENDA

Pora deszczowa na Rubieach miaa si ku kocowi. Te same


wody, ktre spaday z nieba na stojcych w ucisku Sokoa i
Nanahuatli, a take na gorczkujcego si Cucuba, paday coraz
sabiej.
Od wielu ju lat deszcze spoglday na niedol Dzieci Ziemi.
Dawno miny wieczory, podczas ktrych Husihuilkowie
gromadzili si wok ognia w swoich drewnianych domkach, by
opowiada historie. Skoczyy si czasy witowania darw
natury i przyjmowania codziennych smutkw bez podnoszenia
larum.
Zupenie czym innym by bowiem bl, ktry zesa na wiat
Misaianes z zamiarem zrwnania wszystkiego.
Jego ambicj byo poszerzanie swojego dominium i
podporzdkowanie swej woli caego wiata - od pl
kukurydzianych po rzeki.
Opuszczony przez modych mczyzn lud Rubiey cierpia
potworny niedostatek. Polowania i poowy byy skpe, plony za
chore i pozbawione swej zwykej sodyczy. Starcy, kobiety i
dzieci snuli si po pustych wioskach w rodku wojny bez ognia.
Starali si jednak piewa miast lamentowa, a palce zajmowali
prac,
by nie pozwoli im na wyliczanie nieszcz. Tak im
przykaza Kupuka i wszyscy rozumieli, e jego rozkaz jest
legendarnym harpunem utrzymujcym husihuilkask dusz
blisko soca.
Wojownicy, ktrzy na polecenie Thungiira wrcili do swoich
wiosek, nie mogc dalej walczy ani w inny sposb suy
wojsku, ukrywali si w domach, wciekli na samych siebie, na
swoje rce i nogi, ktre si podday; przede wszystkim jednak na
swoje serca, ktre wci biy. Wielu z nich, zawstydzonych, e
musz ich utrzymywa kobiety i starcy, po prostu kado si na
ziemi, odmawiajc wypicia choby yka wody czy zjedzenia ksa
chleba.
W domu Kuy-Kuyen te nie brakowao trosk. ona Cucuba
codziennie zarzucaa je sobie na plecy i spdzaa cay dzie na
rozmowie z nimi.
Jej sidme dziecko nie rozwino si odpowiednio podczas
ostatniej pory deszczowej. Ona sama i pozostae dzieci mocno
schudli. Tylko czarny blask w oczach Husihuilkw ani troch nie
osab.
Dzieci umiechay si, by jej uly.
- Maj to po Cucubie - mawiaa Kuy-Kuyen do Wilkilen.
Wspomnienie ma rzadko j opuszczao. Czasami
przywoywa go jaki trel w lesie, kiedy indziej krca uparcie
wok niej melodia fletu.
Na Rubieach zapada wieczr. Wilkilen trzymaa
najmniejsze dziecko, ktre umiechao si do niej, poruszajc
wtymi rczkami. Dziewczyna niekiedy zerkaa na nie, lecz
przez wikszo czasu mwia z oczami wpatrzonymi w las. W
las, nad ktrym zapada burzliwy zmierzch.
- Wiesz, e wkrtce odejd deszcze? - zapytaa.
Wilkilen, ktra liczya wwczas siedemnacie pr
deszczowych, wiedziaa, e Kobieta bez Warkoczy pragnie
wrci do lasu na spotkanie z czarownikiem o zotych oczach.
Mylaa o niej w ten sam sposb co reszta ludzi na Rubieach.
Kobieta bez Warkoczy bya tajemnic, ktrej Husihuilkowie nie
chcieli rozwiza.
- Kiedy skoczy si deszcz, wrc do lasu - powiedziaa do
dziecka, ktre spao ju w jej ramionach.
Shampalwe i Kutral, najstarsze dzieci Kuy-Kuyen, pomagay
matce. Kupuka uprzedzi, e tego wieczoru ich odwiedzi, a ona
chciaa ugoci go tak, jak tylko pozwalaa bieda: sodk dyni i
domem wyperfumo-wanym gazkami cynamonu.
Pierwsza urodzia si Shampalwe, po niej na wiat przyszed
Kutral i piciu kolejnych chopcw.
Wszystkie dzieci Cucuba nauczyy si wyranie mwi
wczeniej ni wikszo ich rwienikw. A ilekro pozwalano
im chodzi samopas, wczyy si ciekami, grajc na flecie,
recytujc wiersze i snujc opowieci.
W tym okresie Kutral i trzej jego bracia mieli ju za sob
niezliczone wdrwki po wioskach Rubiey z wanymi
rozkazami od Kupuki - od wulkanu po Jezioro Motyli, od
Wilu-Wilu po Sodkie Zioa.
Byy to niewysokie dzieci o szorstkich wosach, tak podobne
do siebie nawzajem, e staruszkowie mieli problemy z ich
rozrnieniem i przypomnieniem sobie waciwych imion.
Dlatego Kuy-Kuyen narysowaa znaki na przewieszonych przez
rami skrzanych paskach, przy ktrych nosiy toboki, bukaki
na wod, flety i inne przedmioty, ktre zbieray na wzr Cucuba.
Wymylone przez matk oznaczenia suyy rozrnieniu dzieci
przez starszyzn, lecz po pewnym czasie
ju cae Rubiee rozpoznaway kade z nich po liczbie naci
na pasie. Jedynie Kutralowi udao si zachowa imi.
Pozostaych nazywano Kresek, Dwukresek i Trjkresek. Nawet
sama matka zwracaa si do nich w ten sposb.
Staruszkowie dokadnie przygldali si paskom, liczyli
nacicia i dopiero wtedy pozdrawiali przybysza.
- Witaj, Trjkresku! Jakie wieci przynosisz? Albo opowiadali
sobie:
- Spotkaem Dwukreska w drodze nad jezioro. Nis lekarstwo
dla chorego.
Z nadejciem nocy deszcz osabi.
- Na co to dziecko czeka? - zapytaa Kuy-Kuyen, patrzc z
tkliwoci na najmodsz latorol pic w ramionach Wilkilen. -
Chciaoby ju dosta swj pasek z picioma naciciami?
Wilkilen umiechna si na widok umiechu siostry.
- Niedugo go dostaniesz, Piciokresku - dodaa Kuy-Kuyen.
- Idzie czarownik! - przerwaa jej siostra, syszc zwierzcy
chd Kupuki.
Kuy-Kuyen odetchna z ulg. Przynajmniej podczas
obecnoci gocia nie bdzie si baa. Wilkilen szybko odoya
dziecko do koszyczka, by mc obj czarownika.
Jak zwykle dwukrotnie zapuka w drzwi drewnianej chatki.
Kutral by gotw na uroczyste powitanie, ktre przybysz
wygosi z pen powag.
- Witam ci, bracie Kutral, i prosz o zgod na pobyt na twoim
terytorium.
- Witam ci, bracie Kupuka, i udzielam ci zgody. Jestemy
szczliwi, widzc ci zdrowego. Bogosawiona niech bdzie
droga, ktra ci tu przywioda.
- Mdro i sia niech towarzysz tobie i twej rodzinie.
- Niech i tobie po wielokro su.
Czarownik spoglda na domownikw z mioci, ktra bya
odlega, a zarazem wieczna. Kuy-Kuyen zadawala sobie pytanie,
czy zapach cynamonu jest wystarczajco intensywny. Wilkilen
przygryzaa warkocze. Shampalwe bez wtpienia wci si go
baa. Kutral wyglda na dumnego, e dobrze odprawi rytua
powitalny. Kresek, Dwukresek i Trjkresek stali wypreni jak
struny, dajc do zrozumienia, e s gotowi wyruszy w drog,
jeli bdzie trzeba. Czterokresek stara si ich naladowa.
Piciokresek spa w swoim koszyku. Kupuka poczu cios w serce,
przypominajc sobie czasy, w ktrych Kush wyrabiaa chleb. Nie
mieli wtedy ani okruszka do zmarnowania, ale i nie byo dnia, w
ktrym naprawd poczuliby gd.
- Dlaczego nie przysaa nikogo z prob o mk? - zapyta
surowo pani domu.
- Wiem, e starcy cierpi niedostatek, a oni s waniejsi od
nas.
Kiedy Kupuka mia co do powiedzenia, uprzejmo
schodzia na dalszy plan. A odpowied Kuy-Kuyen doprowadzia
go do furii.
- Co za bzdury wygadujesz, Kuy-Kuyen! aden gd nie jest
ani bardziej, ani mniej bolesny ni inne. A nawet gdyby tak byo,
to nie ty o tym decydujesz. Mamy tyle mki, ile mamy, i musimy
si ni dzieli.
Gniew Kupuki pozwoli kobiecie wyla wszystkie Izy, jakie
czekay zgromadzone pod powiekami ciemnych oczu. By moe
Czarownik Ziemi o tym wiedzia. Moe tylko udawa zo, eby
Kuy-Kuyen miaa pretekst do wypakania si.
Dopiero gdy zacza wyciera oczy, odezwa si ponownie.
- Zabrano nam chleb i odzienie, a jednak pomylaa najpierw
o starcach, a dopiero potem o swoich dzieciach... Moje serce
umiecha si i mwi, e jedna samotna husihuilkaska kobieta
wygrywa t wojn.
Pniej, zasiadszy przy ogniu, Kupuka mwi ju o innych
sprawach i innym tonem. Wiedzia, e zblia si czas milczenia,
wic spieszyo mu si z opowiedzeniem pewnych historii;
zwaszcza tych, o ktre go proszono.
- Wiem, e twj m, Cucub, chciaby pozna moje
pochodzenie. I prawdy, i kamstwa. Rzeczy, ktre sam
usyszaem z ust innych dawno, dawno temu... Chce wiedzie, jak
zostaem czarownikiem i jak zostaem koz. Syszaem, jak
mamrocze pod nosem te pytania w dniu, w ktrym opuciem ten
dom, zabierajc ze sob Czarownika Sokola. Od tamtej pory
chciaem zaspokoi jego ciekawo, ale zawsze miaem do
roboty co pilniejszego. A teraz Zitzahaya tu nie ma. Kiedy
wrci, nie bd mg mu odpowiedzie.
- Jak to? - Kuy-Kuyen wycigna ku niemu rk.
- Tego wieczoru moje milczenie przegrywa z histori mego
pochodzenia, t prawdziw i t zmylon. Znam zamiowanie
Cucuba do wielkich historii i nie odmwi sobie opowiedzenia
mu swojej. Wicej: sprezentuj mu j, by mg j gosi, dodajc
wszystkie barwne wtki, jakie tylko zechce. Ja jestem czarow-
nikiem, a on artyst. Legendy nale do nas obu po poowie.
- Ale Cucub nie moe ci usysze.
- Pewnie, e nie! - odpar Kupuka. - Dlatego ty musisz sucha
zamiast niego. Opowiem ci t histori, eby moga j kiedy
powtrzy mowi. Suchaj uwanie i staraj si zapamita fakty.
Nie prbuj opowiada ich z wdzikiem, bo zdoasz jedynie
zaciemni obraz. Opowiem ci kwintesencj, a ty powtrzysz j
Cucubowi. Niech on j potem wzbogaci!
Od tego momentu Kuy-Kuyen suchaa ze spuszczonym
wzrokiem, pocztkowo przytoczona obowizkiem zapamitania
i dokadnego powtrzenia sekwencji zdarze.
Czarownik Ziemi opowiada spokojnie, nie dziwic si
wasnym sowom.
- Pewna kobieta poprosia ma o zgod na udanie si do wsi
swoich rodzicw, by poegna umierajcego ojca. M jednak
zabroni jej podrowa i mia ku temu powd. Droga dzielca
obie wioski bya nieduga, lecz trudna: grska, kamienista i
sucha. Kobieta przemierzaa j ju wielokrotnie i moga to zrobi
ponownie, ale nie z liczcym siedem ksiycw brzuchem. Mimo
to upara si i postawia na swoim. Opucia dom w rodku nocy,
gdy m spa. Ruszya w d zbocza...
Opowiada lakonicznie, a Kuy-Kuyen staraa si zapamita
kade sowo.
- Sza pewnie, nie wiedzc, e na wiecie nie ma drogi, ktrej
mona by si nauczy na pami. Ziemia si przesuwa,
przemieszczaj si kamienie i puapki. Opara wic stop w
miejscu, w ktrym nie powinna tego robi, i razem ze swym
brzuchem stoczya si po ciece. Kiedy si zatrzymaa, w jej
biednym ciele spotkay si ze sob narodziny i mier.
Czarownik Ziemi wydawa si nie dostrzega, e jego sowa
wywouj smutek w sercu Kuy-Kuyen. Jak miaa opowiedzie
Cucubowi o blu kobiety, ktra umiera, jednoczenie dajc
ycie? Na pewno nie
potrafiaby tego zrobi z tak prostot, z jak snu t opowie
Kupuka.
- Niedaleko przechodzio stado dzikich kz udajcych si na
pastwisko. Umierajca usyszaa tupot ich racic i zacza
krzycze, ile tylko miaa si. U jej stp leao drce niemowl. A
dusza kobiety odchodzia coraz dalej i dalej...
Kuy-Kuyen zapomniaa o obowizku zapamitania historii i
po prostu suchaa.
- Dzikie kozy znalazy j, otoczyy i prboway utrzyma przy
yciu ciepymi oddechami, lecz ona wiedziaa, e umiera.
Odnalaza wzrokiem silne zwierz o dugiej biaej sierci i
zwracajc si do niego, wypowiedziaa swoje ostatnie sowa na
tym wiecie: Nie pozwl, by to dziecko okupio yciem mj
kaprys". Stado zaczekao, a matka wyzionie ducha. Potem biaa
koza chwycia dziecko zbami za skr na plecach i zabraa ze
sob.
Kuy-Kuyen pomylaa, e Cucub opowiadaby t histori z
mioci.
- Z czasem z dziecka zrobia si stara koza... Pomyl,
Kuy-Kuyen, ile to ju czasu starzej si i kocham wszystkich! I
ich, i was... Tyle starzenia i tyle mioci, a tu przychodzi dzie,
kiedy nie wiem, jak wam pomc!
W ciszy drewnianego domku zabrzmia szloch Wilkilen.
- Co z tob, dziewczyno? - zapyta Kupuka. - Przecie
wszystko, co powiedziaem, moe by kamstwem.
- Co jest prawd - odpara.
- Niby co?
- e tak si zestarzae... i e tak nas kochasz.
POZOSTA TYLKO JEDEN

Pora deszczowa dobiega koca.


Na lenym poszyciu w pobliu Sowiej Bramy rozbrzmiay
czyje kroki.
Niewiele osb odwiedzao gniazdo Czarownika Sokoa.
Czasem przychodzi Trjlicy, a z rzadka - z bardzo rzadka -
husihuilkaska starszyzna. Te kroki brzmiay jednak inaczej.
- Nie wiem, kto to moe by - powiedzia czarownik, ktry w
tym czasie widzia palmowe dachy odlegej wioski. - Id i
sprawd, Nanahuatli.
Ksiniczka pospieszya wykona polecenie. Nie musiaa si
zbytnio oddala ani dugo czeka, by ujrze Wilkilen wspinajc
si po ciece z tobokiem i dzbanem.
Nie wiedziaa, jak zareagowa na jej obecno.
- To Wilkilen - powiedziaa.
- Niemoliwe - wymamrota czarownik. - Niemoliwe...
- Owszem, moliwe! Chyba j znam - zaperzya si
ksiniczka. - Niesie dzban, w ktrym zapewne ma dla nas
wiee mleko.
Czarownik Sok zatrzepota rkami, prbujc szybko wsta.
- Pom mi! - poprosi. - Wilkilen si przestraszy, kiedy
zobaczy moj twarz i ciao...
Nanahuatli wykrzywia twarz w pogardliwym grymasie, ale w
milczeniu pomoga czarownikowi si podnie. W pobliu
rozbrzmia gos niewinitka:
- To ja, Wilkilen! Nios wam chleb i mleko.
- Nie zbliaj si! - zawoa czarownik. - Zaczekaj! Stana jak
wryta. Piukeman zawsze taki by: atwo
si zoci i wrzeszcza: Stj, Wilkilen!", To znowu ty,
Wilkilen!", Zawsze musisz wszystko zepsu, Wilkilen!".
Pniej jednak podawa jej rk i pomaga przej przez strumyk.
- Ju moesz podej - powiedziaa Nanahuatli.
- Czarownik odszed.
Wilkilen postawia dzban na ziemi i podbiega do ksiniczki,
by j obj.
- Chciaabym te przytuli mojego brata Piukemana.
- Piukemana? - zapytaa ironicznie Nanahuatli.
- Nie wiesz, co si wok ciebie dzieje, dziewczyno? Jeli
zwrcisz si do niego tym imieniem, rozorze ci pazurami twarz i
oczy.
W pierwszej chwili Wilkilen spowaniaa, ale zaraz potem
wybuchna miechem.
- Potrafisz kama tak dobrze jak Cucub - powiedziaa. -
Prawie tak dobrze...
- Dlaczego uwaasz, e kami?
Wtedy dziewczyna rozemiaa si jeszcze goniej, wiedzc,
e tak samo zareagowaby jej szwagier.
- Wiem, e Piukeman nazywa siebie teraz czarownikiem. Ale
czarownicy kochaj ludzi.
- A ty? - zapytaa z umiechem ksiniczka. - Kochasz
czarownikw?
- Tak. Kocham ich.
- A ktrego najbardziej?
Odpowied Wilkilen bya szczera i pewna jak cae jej ycie.
- Kupuk.
- Teraz to ty kamiesz.
Jak zawsze, gdy bya skonsternowana, Wilkilen zacza liczy
na palcach.
- Powiedziaam ci, e przyniosam chleb i mleko, i to jest
prawda. Powiedziaam ci, e chc przytuli Piukemana, i to te
prawda. Powiedziaam ci, e...
- Przesta mi tu liczy na palcach! Ksiniczka chwycia
poyskujce czarne warkocze
dziewczyny i owina wok swojej doni.
- Ja obciam sobie warkocz, eby go posa Thungiirowi -
powiedziaa zdawionym gosem - wic ty te musiaa co
zrobi!
Wilkilen nie rozumiaa wciekoci Nanahuatli. Zmienia si
w ma dziewczynk, ktra obejmowaa rkami gow, by
umierzy bl. Ksiniczka jednak nie ustpowaa.
- Chcesz, eby mwili o tobie czciej ni o mnie?
- Nie, Nanahuatli.
- Chcesz, eby ci kochali bardziej ni mnie?
- Nie, Nanahuatli - odpara Wilkilen i wybuchna
niepohamowanym dziecinnym paczem.
Jej warkocze zapltay si w liczne piercionki, ktre
ksiniczka zrobia sobie z kamykw i ywicy. Nanahuatli
uwolnia je szarpniciem, po czym pchna dziewczyn.
- Wyno si z naszego gniazda - powiedziaa. - Czarownik
Sok na pewno chce ju wrci, a nie bdzie mg tego zrobi,
pki tu jeste.
- Jeli chodzio ci o warkocze... - zacza Wilkilen. Nanahuatli
zasonia uszy i nucia pie z odlegego
kraju, ale dziewczyna i tak kontynuowaa:
- Wszyscy na Rubieach mwi, e twoje warkocze, z ktrych
pozosta ci tylko jeden, s darem mioci. I licz na to, e historia
twojej dugiej wdrwki na zawsze pozostanie w kufrach
pamici. Kuy-Kuyen mwi te, eby si dobrze odywiaa i jak
najszybciej wrcia do naszej chaty.
Nanahuatli wirowaa i podzwaniaa bransoletami, jakby bya
bardzo daleko. Wilkilen odesza, nie doczekawszy si
odpowiedzi.
WSZYSCY CZAROWNICY

Czarownicy Rubiey umieli si obchodzi z przeczuciami.


Dopuszczali je do siebie, nie stawiajc przeszkd, ale i nie
spieszc si zbytnio z ich interpretacj. Poniewa przywizywali
wielk wag do znakw, byli ostroni i cierpliwi w okrelaniu ich
prawdziwego znaczenia.
Wszyscy Czarownicy Ziemi z wyjtkiem Ojczulka, ktry
maszerowa z wojskiem, zaczynali czu, e zblia si przeom.
Kontynuowali jednak swoje biece zadania, pki przeczucia nie
nabray ksztatw.
Welenkin by jednym z tych, ktrzy najjaniej widzieli
nadcigajc katastrof - by moe dlatego, e w odrnieniu od
swoich braci przez ca por deszczow tkwi w bezruchu. Zim
przebywa bowiem na wyspie Lewan, bardzo blisko miejsca, w
ktrym spoczywa ukryty kamie alba. Zotooki czarownik
wikszo czasu spdza wpatrzony w jeden punkt na piasku - w
punkt, pod ktrym znajdowa si wity kamie Lulkw
przeobraony w kawaek czarnej skay.
Kiedy lejca si z nieba woda zacza przechodzi w mawk,
Welenkin wiedzia, e musi opuci wysp. Nastpnego dnia
popynie na poszukiwanie swoich braci... i ukochanej bez
warkoczy.
- Najpierw jednak przepi si tu po raz ostatni tej zimy -
postanowi.
Chcia spdzi noc na wyspie, bo dziki temu istniaa szansa,
e przyni mu si Lulkowie. W czasie ostatnich deszczw
zdarzyo si to ju wielokrotnie. Mia nadziej, e w ostatnim nie
przybysze jasno przepowiedz mu przyszo.
I rzeczywicie si zjawili. Byo ich trzech. Stali wyprostowani
i na dodatek jeden na drugim : najpierw Lulek o biaym ogonie,
nad nim Lulek o tym, a na samym szczycie Lulek z ogonem
czerwonym. Caa ta konstrukcja znacznie przewyszaa
Welenkina, wskutek czego ostatni z przybyych patrzy na niego
z gry. Wszyscy trzej mwili jednoczenie i wyranie.
- Tu, gdzie spokojnie spae przez ca zim, rozpocznie si
rze. Prosimy ci, Welenkmie, eby uratowa kamie, gdy ta
chwila nadejdzie.
Czarownik mial wiele pyta, ale nim zdy zada pierwsze z
nich, obudzi si. Chcia zasn na nowo, by dokoczy
rozmow, lecz okazao si to niemoliwe. Na wschodzie wyspy
wstawao ju soce. Patrzyo na Welenkina, a on na nie. Potem
czarownik poszed po swoj tratw, by popyn na Wichrow
Przecz.
Tymczasem Sok spdzi zim w towarzystwie Nanahuatli,
ani razu jednak nie widzc ksiniczki, bo Protektor od bardzo
dawna nie przelatywa nad jego gniazdem. Na domiar zego
dziewczyna odzywaa si tylko wtedy, gdy byo to nieodzowne,
albo i rzadziej. Dniami i nocami, wrd szemrania deszczu,
milczaa jak zaklta. A jeli przestawaa milcze, to po to, by
zapaka.
Czarownik karmi j, ubiera, chroni przed wiatrem i nie
pozwala! jej umrze. I tak pomidzy trosk o dziewczyn a
wasnym niepokojem mina mu zima.
Gdy deszcze ustay, Protektor opuci Maduiny i polecia do
lasu. Czas zrobi to, co trzeba, pomyla czarownik. Ptak usysza
w locie jego myli i przyspieszy, kierujc si w stron Sowiej
Bramy.
Nie naleao opnia tej chwili. Decyzja Sokoa bya
podyktowana wiadomoci nadchodzcych zdarze.
Czarownicy Ziemi przeczuwali, lecz jeszcze nie wiedzieli.
Dlatego wanie, cho przyszo rysowaa si przed nim bardzo
mglicie, Sok zrozumia, e nadszed moment ujrzenia wasnej
twarzy. To bowiem miao mu pomc przeobrazi si w pana
wszystkich sokow i innych podniebnych ptakw.
- Nanahuatli - zaskrzecza czarownik - odejd std na chwil.
Niedugo przyleci Protektor. Zobacz swoj twarz i nie chc,
eby przy tym bya.
- A mnie nie chcesz zobaczy?
Milcza. To wystarczyo, by ksiniczka posuchaa jego
proby. Dawno miny czasy, gdy bawili si jak dzieci.
Nanahuatli nie przytulaa go ju ani nie zamczaa swymi
kaprysami. Przeciwnie, w milczeniu podporzdkowywaa si
jego poleceniom.
Oczami ptaka czarownik ujrza i rozpozna najblisze okolice
swego gniazda. Zaraz potem usysza furkot wasnych
nadcigajcych skrzyde.
- Czekaj! - poprosi Protektora. - Zamknij oczy, zanim si
przede mn zatrzymasz.
Ptak osiad na ziemi i speni prob. Czarownik widzia teraz
tylko ciemno. Przez chwil przypomina sobie twarz
Piukemana: husihuilkaskiego chopca o byszczcych oczach i
pucoowatych policzkach.
- Teraz moesz - rzek. - Spjrz mi w twarz, ebym mg j
zobaczy.
Protektor otworzy oczy.
- To ja... - powiedzia z bolesnym zdziwieniem Czarownik
Sok.
Twarz, na ktr patrzy, pozbawiona oznak wieku i wyranych
rysw, w niczym ju nie przypominaa jego dawnego oblicza.
- Nawet babcia Kush by mnie nie poznaa - powiedzia,
grzebic na zawsze husihuilkaskiego chopca, ktrym kiedy
by.
- To ja - powtrzy. To ja.
Jeden zamacha skrzydami, a drugi podkurczonymi na
wysokoci piersi rkami.
Daleko od nich, nie majc pojcia, co si dzieje z jego bratem
Sokoem i bratem Welenkmem, Trjlicy niestrudzenie
przemierza wioski na wschd od Maduin, gdzie gosy Drimusa,
dostajce si przez nos do wntrza istot ludzkich, nadal
dziurawiy im dusze.
Wiele gosw wydmuchn na wschd Drimus, doskonale
wiedzc, e ta strona Maduin bdzie idealn gleb dla jego
chwastw, bo spady na ni niezliczone nieszczcia".
Gdy Ojczulek z Przeczy odszed z wojskiem, ludzie ze
wschodnich wiosek znw poczuli si opuszczeni. Spospnieli
jeszcze bardziej i odwrcili si plecami do braci yjcych po
drugiej stronie gr. I cho zachodnie klany yy w takiej
krzywdzie i ubstwie, e trudno im byo czegokolwiek
zazdroci, te ze wschodu zawsze miay o jednego chorego
wicej albo o jeden owoc mniej.
Kolejny raz ludzie i ich wojny nie wystarczali. Glosy
Drimusa dziaay powoli, ale doktryner cieszy si, jakby mia
ujrze ich dzieo ju nastpnego dnia".
Na tym wrogim terytorium Trjlicy na rozkaz Kupuki
rozdawa ywno i leki. Wielu przyjmowao je z koniecznoci,
lecz bez wdzicznoci. I cho Trjlicy nie przestawa si
umiecha, przyjmowano go z pogard, a egnano wyzwiskami i
garciami soli.
Z Drimusa pozostay nie tylko gosy. Pozostaa te sfora, ktra
na czas pory deszczowej gdzie si ukrya.
Lasy Rubiey byy wielkie i trudno si je przemierzao, kiedy
szala wiatr, a ziemia usuwaa si spod ng.
Przeuwacz wiele dni szuka sfory, lecz nie zdoa trafi na jej
lad. Mimo niesprzyjajcej pogody niektre zwierzta
przychodziy do czarownika i mwiy, gdzie po raz ostatni
zaatakoway bestie. Zioa take daway mu znaki, ale zawsze si
spnia - sfora ju si oddalia z resztkami przeraonego ywego
misa w pyskach.
Z nastaniem pory deszczowej ataki na ludzi stay si rzadkie,
ale nie obchodzio to Przeuwacza, dla ktrego zajc by wart tyle
samo co rybak. Ponadto czarownik nie mia wtpliwoci, e
kiedy tylko deszcze ustan, sfora zaatakuje ludzkie wioski.
Szed wic ladem czarnych bestii z torb pen trucizny i
zapasem strzaek.
W trakcie ostatniej zimowej ulewy Przeuwacz, majcy
wyostrzony such po spoyciu miszu pewnych grzybw,
usysza wycie. Pobieg przez las za mroczn pieni bestii,
sadzc wielkimi susami i przeskakujc strumienie.
Wycie zawiodo go na pnocny wschd, na skraj gstej
puszczy, w ktrej skupiay si jego dotychczasowe
poszukiwania.
Mniej wicej w poowie drogi midzy Mglist Rzek a
Wilu-Wilu, u stp Maduin, znajdowaa si strefa jaski i
rozpadlin. Tam wanie schroniy si psy,
czekajc na koniec deszczu, lecz przede wszystkim na
oszczenienie si suk.
Przeuwacz nie widzia ich wczeniej, wic nie mg
wiedzie, e wygld i rozmiar zwierzt si zmieni: byy teraz
potniejsze, z wielkimi, wystajcymi kami i karkami szerszymi
od gowy. By moe nawet Drimus nie nazwaby ich psami.
Czarownik zrozumia, e jeli sprbuje otwarcie z nimi walczy,
zabije zaledwie kilka, a potem skoczy midzy zbami sfory,
ktra - wzmocniona posikiem - na nowo podejmie marsz na
poudnie.
W drodze przez las zebra! zioa maskujce zapach ciaa.
Wyj! z toboka ich gar i przeuwa pospiesznie. Dopiero
potem mg si zbliy i obserwowa ruchy sfory, cho i tak
jedynie z pewnej odlegoci. Na tych obserwacjach upyny mu
kolejne niespokojne dni. Co jaki czas czarownik spoywa
kolejn porcj zi, by wyostrzony wch psw nie zdoa go
wykry. Czasami zwierzta oddalay si pojedynczo lub w
maych grupkach; Przeuwacz wykorzystywa te sytuacje, by i
za nimi i dmucha w nie swymi mierciononymi strzakami.
Kiedy indziej jednak, gdy gd by wielki, a brakowao ofiar,
stado szukao ich we wasnym gronie. Mode i silne osobniki
osaczay wwczas stare. Przeuwacz patrzy na to wszystko z
daleka, czekajc na dzie, w ktrym sfora na nowo podejmie
marsz ku wioskom.
I pewnego dnia tak si stao. Kiedy Czarownik Ziemi si
zbudzi i spojrza w d z wierzchoka drzewa, na ktrym spa,
sfora ju si oddalaa.
- Id do Wilu-Wilu - mrukn.
Powcha swoje rce... Musia zabi zapach skry. Pozostay
mu co najwyej trzy porcje zi, a w tych okolicach ich
znalezienie byo niemoliwe.
- Bd musia ich powstrzyma jako inaczej - postanowi
przyjaciel trucizn.
Zaraz, zaraz... c to za dwik rozbrzmiewa w lesie?
To Kupuka bez wytchnienia wali w bben swoj now
gazk. Swoj ostatni, pigwow gazk.
Chcia, by bben i rdka dobrze si poznay, nim zostan
same, bo pozostanie im wwczas bardzo wiele do opowiedzenia.
Najstarszy z czarownikw mia przeczucia silniejsze ni
wszyscy pozostali. Silniejsze ni milczcy Welenkin i rozdarty
midzy dwoma wiatami Sok. Kupuka przeczuwa nadejcie
blu, ktry bdzie dla ludzi nie do zniesienia.
Gdyby mia si kierowa swoj natur, sam by si wszystkim
zaj, chodzc niestrudzenie od wioski do wioski.
Rozumia jednak gboko swoich ran i ogrom zmczenia.
Wiedzia, e musi zaufa braciom. Powierzy im wybr strategii,
pozwoli zaopiekowa si Dziemi Ziemi. On musia dokoczy
inn bitw. Czeka na niego Drimus przemieniony w glosy.
Czeka, by rozstrzygn pojedynek rozpoczty przed laty.
Gosom garbusa, myla Kupuka, ktre wnikaj do duszy
poprzez nos... Tym gosom przeciwstawi milczenie!
Musia milcze jak gboka studnia; wykreowa cisz, ktra
zaguszy gosy Drimusa, by istoty zamieszkujce wschodnie
stoki Maduin ponownie zdoay usysze opowieci przodkw.
Cisz zatopionego okrtu, cisz tkwic w samym rodku jabka.
Przeciwko niszczycielskim gosom Drimusa - pierwotna cisza
wiata. Przeciwko gosom brukajcym dusz - cisza pozwalajca
zacz od nowa.
Kupuka wiedzia, e ta cisza musi si zrodzi w jego gardle i
stamtd rozprzestrzenia si dalej i dalej.
Ponownie wezwa Kutrala i jego braci. Kuy-Kuyen patrzya,
jak odchodz.
Czego tym razem chce czarownik? zastanawiaa si.
Czarownik chcia zebra swj lud w Dolinie Przodkw, by po
raz ostatni do przemwi.
- Ogocie wszystkim mieszkacom wiosek, e chc si z nimi
spotka w Dolinie Przodkw. Ty, Kutralu, rozdziel trasy
pomidzy Kreskw. Odwiedcie kady zaktek, eby nie
pozosta nikt, kto nie usyszy mojej proby.
Dzieci Cucuba rozeszy si, by roznie wiadomo.
Czarownik nas wzywa! Mwi, e zamierza zamilkn.
Mwi, e wszyscy mamy si zebra w Dolinie Przodkw. Mwi,
e na nas czeka".
RYTM YCIA

Kobiety i wiewirki, dzieci i ptaki, niebieskie muchy,


staruszkowie, jaszczurki, nawet wojownicy, ktrzy wrcili
okaleczeni - wszyscy opuszczali domy, gdy tylko usyszeli wie
wykrzykiwan przez synw Cucuba.
Kupuka zamierza zamilkn? On - zamilkn? Przemwi
ostatni raz? Nikt nie rozumia nic z tego, co mwili Kutral i jego
bracia. Nikogo te jednak nie zabrako na spotkaniu w Dolinie
Przodkw, ktremu przygldao si z gry pierwsze wiosenne
soce.
Ludzie zaczli si schodzi bardzo wczesnym rankiem.
Wszyscy, ktrzy wci yli w wioskach - kobiety, dzieci i starcy -
schodzili do doliny i witali si entuzjastycznie, prbujc podnie
si wzajemnie na duchu. Kady myla, e jego ssiad wycierpia
jeszcze wicej ni on i jest w wikszej potrzebie. Ptaki patrzce z
gry i jaszczurki patrzce z dou widziay jednak, e po ostatniej
zimie wszyscy s wychudzeni.
Kobiety sprawnie zszyway achmany swoje i dzieci, by ich
ndza nie rzucaa si w oczy. W tobokach za, oprcz odrobiny
chleba i paru wtych owocw znalezionych w lesie, niosy
gazki i kamienie, by baga wydawa si bardziej obfity i
ciszy.
Wszyscy wiedzieli, e dostatek ssiadw jest rwnie udawany
jak ich wasny, i podtrzymywali si nawzajem w kamstwie, z
ktrego Cucub mgby by dumny.
- Chcesz si posili, siostro? Spjrz na mj toboek! Jedzenia
mam a nadto - mwia jedna kobieta do drugiej.
- Dzikuj, nie trzeba. Zobacz, ja te mam mnstwo strawy -
odpowiadaa tamta.
Taki ju by ten husihuilkaski lud...
Niewielkimi grupkami podchodzono do miejsca spoczynku
babci Kush, oznaczonego owalem z uoonych na przemian
biaych i czerwonych kamieni. Tam wanie, pod nimi, spaa
mistrzyni w wypiekaniu chleba, przyodziana w swoj najlepsz
szat: wieo wypalon glinian urn. Wszyscy podchodzili i
mamrotali pozdrowienia. Pewna staruszka z Wichrowej
Przeczy, ktra niegdy z ni przda, przemawiaa tak, jak
przemawia si do ywych:
- Witaj, siostro Kush... Syszysz nas? Przyszlimy, bo Kupuka
przysa nam dziwn wiadomo. Przyniosy j do wiosek dzieci
twojej wnuczki Kuy-Kuyen. Widziaa, jakie s podobne do ojca,
siostro? - Zamilka na dusz chwil, po czym powiedziaa to, co
jej leao na sercu: - Aj, Kush! Wielu z nas wolaoby by tam
gdzie ty, spa sobie spokojnie w brzuchu Mateczki Ziemi. W
wioskach jest mnstwo cierpienia, a czarownicy mwi, e
bdzie go jeszcze wicej.
- Kupuka przyszed! - rozlego si woanie. Husihuilkowie
spojrzeli we wskazanym kierunku i rzeczywicie ujrzeli
czarownika na grzbiecie jednego z otaczajcych dolin wzgrz.
Przynis ze sob cay wiat: na plecach dwiga mnstwo gazi
i lici, ktre wystaway z kadej strony ciaa, dajc do
zrozumienia,
e roliny s po jego stronie. Zwierzta reprezentowa bukak
z pcherza jelenia, ktry czarownik przytroczy sobie do pasa,
kamienie za n z biaego kwarcu, ktrym Kupuka wymachiwa
w powietrzu.
Z caym tym ekwipunkiem zszed ze wzgrza, przeganiajc
gestami wszystkich, ktrzy podchodzili, by go powita. Lud
Rubiey nie pamita, by kiedykolwiek przedtem widzia go tak
podekscytowanego. To dowodzio, e synowie Cucuba s rwnie
wiarygodnymi posacami jak ich ojciec.
wiadomi, e czeka ich dugi rytua, kobiety, dzieci i starcy
zasiedli w szerokim krgu wok czarownika, ktry przechadza
si maymi kroczkami to tu, to tam, nie zwracajc na nich
najmniejszej uwagi. Chodzi coraz szybciej, recytujc
niezrozumiae sowa i uderzajc w bben gazk pigwy.
Nadeszo poudnie, a on wci taczy swj osobliwy taniec.
Nie poci si, bo ju od dawna by wysuszony na wir -
przeciwnie, wydawa si pka coraz bardziej, niczym gliniane
naczynie stojce w socu przez cae lato. W kocu jego litania
stal si wyraniejsza i zebrani powoli zaczli j rozumie.
- Nadchodzi czas przyjrzenia si wasnym korzeniom -
powiedzia i usiad, a Husihuilkowie wytrzeszczyli na niego
zdumione oczy.
- To jest rzecz, ktrej nie wolno nam utraci - kontynuowa
czarownik, opierajc donie na wilgotnej jeszcze ziemi doliny. -
A tak si dzieje na kontynencie Misaianesa, w Kraju Soca...
Ludzie konstruuj wymylne budowle, by wznie si wysoko
nad ziemi. Czy rozumiej, e prbujc si wznie, upadaj?
Jeli kto si boi usi na ziemi, to znaczy, e co zego stao si
z jego dusz. Bracia Husihuilkowie, nie
zapominajcie, e siedzenie na ziemi to zaszczyt. Kt
zamieniby siedzenie wok poncego ogniska na groteskowy
kadub, ktry odbiera czowiekowi wdzik? Siedzenie na ziemi to
spokojna rado, jedyne dobro, jakiego powinnimy pragn.
Na razie sowa Kupuki nikogo nie zadziwiy ani nie zraniy.
- Ciesz si, e wasze toboki, cho ubogie w straw, pene s
mioci bliniego. Chcielicie pokaza ssiadom, e nie musz si
o was martwi, a oni zrewanowali si wam tym samym. Prawda
jest jednak taka, e godujemy. I cho nie chcecie o tym mwi,
wasze twarze zdradzaj bl. Na Rubieach, gdzie nigdy nie
brakowao dy ani kukurydzy, zwierzyny ani ryb, teraz panuje
ndza. To kontynuacja wojny z Misaianesem, ktr tocz na
pnocy nasi onierze.
Teraz ju czuli, e bolesne sowa wkrtce padn.
- Inna bro Zowrogiego, jaka nas dosiga, to gosy, ktre
garbus zaszczepi w naszych braciach ze wschodniej strony
Maduin. Przeciwko nim zwrc swoje milczenie. Ich pokonaniu
powic kad swoj chwil, pki nie pknie moja pigwowa
paeczka. Postanowiem to zrobi, bo moje gliniane ciao nie ma
ju si na nic oprcz milczenia, ktre posuy zbudowaniu
wielkiej ciszy.
Husihuilkw ogarn niewysowiony bl.
- Powiedziaem wszystko, co miaem do powiedzenia na tym
wiecie. Teraz przysu mu si swoim milczeniem. Mam bben i
paeczk, ktra wybija rytm ycia. Za ich pomoc bd
rozmawia ze swymi brami. Sam nie powiem ani sowa. Udam
si w gry, by pracowa nad potrzebn nam cisz. Pocztkowo
bdzie maleka niczym kamie tkwicy w moim gardle, a
nastpnie uronie - czarownik stopniowo unosi rce - i stanie si
niepokonana. Niczym gsty wrztek spynie wschodnimi
stokami. - Narysowa domi milczc rzek. - Spynie i zatopi
gosy Nienawici, harmider, ktry nie pozwala sysze, jak
rosn... Ciii! Syszycie? Jeli bdzie do cicho, usyszycie, jak
nasze korzenie rozrastaj si w gbi ziemi. Obserwujc kierunek,
w jakim si rozchodz, bdziemy pamita, kim jestemy i dokd
mamy zmierza.
Duo pniej jedna z kobiet odwaya si zapyta:
- Ale ty ju nie bdziesz odpowiada na nasze pytania?
- Nawet w mylach.
- A bdziemy mogli ci zobaczy?
- Jeli zdoacie odrni glin od gliny.
- Twoja decyzja ogromnie nas zasmuca - wyznaa.
- Dotd znalimy wojn pod postaci godu i chorb, lecz
kiedy ujrzymy jej gorsz twarz - odpar Kupuka. - Nie wiemy,
jak ani kiedy do tego dojdzie. Czeka mnie duga praca; by moe
bd musia j kontynuowa nawet po mierci. Mam jednak
nadziej, e uda mi si osign co, co przyda nam si wtedy,
gdy spadnie na nas ostateczne nieszczcie.
Unis bben na wysoko czoa, odsun nieco w bok i
uderzy we pigwow gazk tak gono, e wszyscy zrozumieli,
i za chwil usysz jego ostatnie sowa. Potem dwik umilk
gwatownie, nie zostawiajc echa.
- Kocham was i wiem, e bdziecie czuwa dniem i noc. e
bdziecie walczy nawet wtedy, gdy wszyscy inni zo bro.
Jeli poczujecie zmczenie, spjrzcie w soce, a donie oprzyjcie
na ziemi. A teraz suchajcie mnie uwanie! Uprzedzam was... -
Wiedzia, e
aden z jego braci nie zechce by wiadkiem tego, co
nadchodzi. e wszyscy odejd. - egnajcie, Husihuilkowie,
mwi mj gos. I oznajmia, e tu, gdzie spoczywa babcia Kush,
wasz stary Kupuka zapacze.
I stao si tak, jak przypuszcza. Husihuilkaski mczyzna z
noem w zbach potrafi zrobi na polu bitwy jeszcze dziesi
krokw po tym, jak uszo z niego ycie; husihuilkaskie kobiety
umieray razem ze swoimi walczcymi synami, nie przestajc
urabia chleba dla tych dzieci, ktre dopiero rosy. Lecz
najdzielniejsze plemi ziemi nie potrafio patrze na pacz
czarownika.
Jaszczurki, ptaki i niebieskie muchy ukryy si w kamieniach,
chmurach, otwartych ranach. Ludzie szybko pozbierali dobytek i
pomagajc kalekom, opucili dolin bez ogldania si za siebie.
Kupuka zosta sam ze swoimi gaziami na plecach,
pcherzem jelenia przy pasie i kwarcowym noem. Bardzo
powoli pochyli si nad bbnem... Zdradzaa go tylko szpiczasta
brdka dzikiej kozy.
Opuszczony w rodku doliny czarownik wybuchn paczem -
a by to pacz, ktry pogna przed siebie jak ranne zwierz i
wstrzsn wiatem.
Kupuka paka nad wszystkimi, tylko nie nad sob. Tyle
starzenia i tyle mioci, a tu przychodzi dzie, kiedy nie wiem, jak
wam pomc!".
Czarownik Ziemi paka, dopki wiecio soce. Potem
pocaowa ziemi, w ktrej spoczywaa babcia Kush, i w
milczeniu powdrowa w gry.
Tak przynajmniej opowiadali umarli, bo jedynie oni to
widzieli.
WOJNA CISZY

Na wschodnich stokach Maduin gosy Drimusa odnalazy


swoj koysk.
Stworzone po to, by dostawa si do ciaa przez nos i stamtd
infekowa rozum, zagnieday si w wioskach i przyczajone
czekay, karmic si samymi sob i chwastami yjcymi w
ludzkich sercach.
Krtko przed pojedynkiem z Kupuk Drimus w krzaczastym
gszczu ugnit i umieci w znalezionej czaszce substancje,
ktrych zadaniem byo korodowanie dusz: drzazgi z ogniska, w
ktrym spona wiedza, pot Wiecznej Nienawici, zapach
strachu.
Podobnie jak jego Pan, Misaianes, Drimus wiedzia, e tam,
gdzie jest cierpienie, nienawi ma szans na obfite niwo.
Pomidzy oboma stronami Maduin istniaa duga historia
konfliktw i rywalizacji. Wojownicy walczyli na polach bitwy w
imi honoru i przynalenoci klanowej, ktrej pocztki zaginy
w pomroce dziejw. Rywalizoway ze sob take krajobrazy:
zachd by wilgotny, bogaty w lasy i rwce rzeki, w ryby i ptaki;
wschd za cechowao surowe pikno czerwonych rwnin i
znaczcych je tu i wdzie jeziorek. Cho nie
mg si poszczyci bujn rolinnoci, pachnia
najcenniejszymi mineraami.
Husihuilkowie byli wojownikami i nikim innym by nie
chcieli. Ich yciem rzdzio prawo, a honor by w nim
oczywistoci. Jedno i drugie zabierali ze sob na pola bitwy.
Misaianes, ktry zna najsubtelniejsze postacie za, tam
wanie posa swj zgniy oddech.
Po zwycistwie na pustyni zachodnie klany przyszy z pomoc
braciom ze wschodu. Pomagay im, pki mogy, lecz gdy i wrd
nich gd i choroby poczy si nasila, wsparcie osabo, a
podczas ostatnich deszczw, gdy przejcie przez gry stao si
niewykonalne dla kobiet i sabych starcw, niemal cakiem
ustao.
Nie byo ju ani moliwym, ani sprawiedliwym twierdzenie,
e fizyczne cierpienia s wiksze po jednej czy drugiej stronie
gr. Co jednak tyczy si dusz, Misaianes skierowa wszystkie
swoje gosy przeciwko tym ze wschodu. Ludzie z tamtejszych
wiosek byli bliscy utraty prawa i honoru, stanowicych
kwintesencj husihuilkaskiej natury.
Trjlicy wci im towarzyszy. Bez wytchnienia tar zioa i
wyrabia leki uzdrawiajce zarwno ludzi, jak i kukurydz.
Wychodzi na poszukiwanie dzikich stad i sia nad jeziorkami,
oddajc cze ziemi. Dziki temu a to przyprowadzi do wsi stado
kz, a to przynis troch wieo zebranych dy. Ludzie
przyjmowali wszystkie jego dary, ale kiedy zaczyna im mwi o
zapachu prawa i melodii honoru, zocili si i wyrzucali go ze
swych domw.
Tego dnia Trjlicy odwiedzi pewn niewielk osad,
przynoszc zapas dzikich jabek. Jak to zwykle bywao,
podbiega do niego gromadka kobiet. Wyrway mu jabka z rk,
po czym, przyciskajc je do piersi, stay i patrzyy na niego
wrogo, dajc do zrozumienia, eby sobie poszed. Czarownik
pocz si wycofywa, cay czas zwrcony twarz do kobiet, nie
przestajc mwi, e znalaz gaj, ktry chce dawa owoce, i e
trzeba do niego pj, by go zachci muzyk i rozmow.
- Idcie do gaju, siostry! Zabierzcie ze sob dzieci i flety.
Rozmawiajcie z drzewami. One te s sabe i potrzebuj mioci,
by kwitn.
Ludzie zebrali si w centrum wioski pooonej na popkanej
biaej rwninie, by wsplnie zje otrzymane owoce. Wszdzie
wok, jak okiem sign, rosy jedynie wielkie, powykrcane
kaktusy.
- Zobaczcie, co musimy je! - Jedna z kobiet uniosa maleki
owoc, krzywic si na znak, e nie jest ani troch smaczny. - Ci z
zachodu na pewno maj jabka wielkie jak dynie i sodkie jak te,
ktre daj prawdziwe jabonie.
Wszyscy natychmiast jej zawtrowali, dodajc co od siebie.
Co komu po prawie, gdy umieraj dzieci? Co komu po honorze,
gdy chleb jest tylko wspomnieniem?". Podnosiy si gosy, e by
moe Pan, ktry nadchodzi, okae przychylno tej stronie gr,
jeli jej mieszkacy mu si pokoni.
Pojedyncza chmura przysonia soce, chronic gowy przed
arem. Wszyscy jednoczenie zamilkli.
Powietrze wioski oczycia oywcza cisza. Cisza, ktrej nie
sposb byo zakci zjadliwym gdakaniem.
Wkrtce staa si tak gboka, e sycha byo bicie serc,
miarowe i mocne. Wtedy mieszkacy wioski przypomnieli sobie
uderzenia dostojnych bbnw Czarownikw Ziemi - miarowe,
mocne - od niepamitnych czasw goszce prawo. Prawo, ktre
prostowao grzbiety Husihuilkw i podwajao ich rado.
Jeden ze starcw wsucha si w rytm swego serca.
- Kime bdziemy bez prawa i honoru? Samymi odkami.
Workami na okruchy chleba.
Jedna z kobiet, ktra rwnie suchaa, dodaa:
- Trjlicy mwi, e na zachodzie te brakuje dobrych jabek i
zdrowych dy.
Ale gosy Drimusa zdyy ju podbi znaczne terytorium i
teraz zaguszay cisz gorycz brzmic w gosie innego z
wieniakw:
- W co ty wierzysz, kobieto? Nie wiesz, e czarownicy
sprzyjaj zachodowi i e Trjlicy uwielbia zasobne w wod rzeki,
jakich tu nie mamy?
- To fakt - potwierdziy gosy.
- Nie kochaj nas...
- Zobaczcie, co musimy je!
Chmura si rozproszya, a wraz z ni cisza. W centrum wioski
znw rozbrzmieway wcieke gosy.
Osamotniony w swojej jaskini Kupuka okopywa si w
bitewnej ciszy. W ciszy mioci, ktr przeciwstawi gosom
Wiecznej Nienawici.
WILKILEN BEZ WARKOCZY

Las Rubiey obfitowa w tajemnicze miejsca - miejsca, ktre


omijali szerokim ukiem i myliwi, i zajce.
Jednym z nich bya Grota Wiecznego Deszczu: jaskinia z
wchaniajcego wod kamienia, ktry w czasie pory deszczowej
tak bardzo nasika wilgoci, e nawet w lecie z otworw w
sklepieniu wypyway raz po raz cikie krople.
Tam wanie Welenkin czeka na Kobiet bez Warkoczy. Jego
oczy byy rdem blasku, ktry przez cay czas owietla grot.
Kiedy sylwetka dziewczyny pojawia si w wejciu do jaskini,
czarownik przywita j umiechem. Kobieta bez Warkoczy
natara sobie skr olejkiem z wiciokrze-wu.
- To z mioci - wyjania czarownikowi, ktry zapyta, skd
ten zapach.
Lubia to miejsce, bo moga tu apa w donie krople wody,
ktre potem podnosia i wlewaa do ust Welenkina.
Zawsze byo tak samo.
- Poczujesz to po szstej kropli - obiecaa i tym razem.
Przechadzaa si po grocie, spogldajc w gr i usiujc
odgadn, ktra z wiszcych na sklepieniu kropel spadnie
pierwsza.
Czarownik przyglda si jej oparty o cian. On kocha j
zawsze, ona jego - czasami.
- Jest!
Podesza do Welenkina z pierwsz kropl.
- Pij - powiedziaa. - To woda, ktra ponie na jzyku.
Czarne oczy umiechny si do zotych.
Welenkin w zamyleniu obserwowa bose stopy kobiety,
poruszajce si z wdzikiem na ciemnym kamieniu.
- Jest!
Podesza do niego z drug kropl.
- Pij - powiedziaa. - To woda, ktra budzi pragnienie.
Jedne usta umiechny si do drugich. Wkrtce kobieta
powrcia z trzeci kropl.
- To woda, ktra budzi rozpacz.
Welenkin by zoty, Kobieta bez Warkoczy - niada.
Przy czwartej kropli wody kobieta zoya obietnic. Przy
pitej poprosia. A przy szstej nie chciaa odej. On te nie
chcia, aby sobie posza.
A do witu w Grocie Wiecznego Deszczu istniaa tylko
teraniejszo. Noc kochankw nie bya ani duga, ani krtka.
Bya niczym przepeniona radoci ptla, ktrej koniec jest
jednoczenie pocztkiem. Wreszcie jednak do groty zawita! wit.
- Musimy i.
Niedaleko miejsca, w ktrym mieli si rozsta, Welenkin
powiedzia kochance, e jeszcze tego dnia powinien pj do
domu Kuy-Kuyen, by porozmawia
z Kutralem i Kreskami. Tak naprawd, cho nie mg tego
zrobi wprost, chcia powiedzie, e nie yczy sobie widoku
Wilkilen ze splecionymi warkoczami. Wtedy bowiem
dziewczyna go nie kochaa. Ale on j tak.
Kilka godzin pniej, zbliajc si do drewnianej chaty,
usysza gos Wilkilen przywoujcej len mit.
- Mito, nie chowaj si przede mn! - mwia, rozgarniajc
rkami roliny, ktre tego dnia nie byy jej potrzebne.
Zotooki czarownik zatrzyma si, by na ni spojrze.
- Chod do mnie, mito, bo Kuy-Kuyen chce dla nas
przygotowa pyszny sok.
- Szukasz mity? - zapyta czarownik.
- Nie szukam - odpara Wilkilen. - Woam j.
I przywitaa si z czarownikiem, potrzsajc jego doni bez
przerywania pracy.
- A ty kogo woasz? - zapytaa.
- W przeciwiestwie do ciebie - odrzek - nie woam, tylko
szukam.
- Kogo?
- Kutrala. Mam dla niego wan wiadomo. Wilkilen
otrzepaa kolana z piachu.
- Znajdziesz go w domu. Pomaga Kuy-Kuyen rba drewno.
Zanim odszed, wyj skrzany bukak, ktry nosi
przewieszony przez rami. By strasznie spragniony, wic
odchyli gow i wypi do dna.
Szyja Welenkina, napita i lnica, przykua wzrok
niewinitka. W tym momencie i miejscu po raz pierwszy i jedyny
Wilkilen i Kobieta bez Warkoczy spltay si ze sob. Czarownik
to zauway i przestraszy si, e w tym zamieszaniu jedna z nich
przepadnie.
- Co ty sobie mylisz, niewinitko? - zwrci! si do niej jak do
roztargnionego dziecka. - Chcesz, eby Kuy-Kuyen cay dzie
czekaa na gar mity?
Wilkilen potrzsna gow, a koyszce si w t i z powrotem
warkocze cakiem j otrzewiy.
- Masz racj. Sprbuj zawoa n tej ciece. Wstaa i
pobiega w dal.
- egnaj, Wilkilen - powiedzia czarownik, nie wiedzc, jak
prorocze oka si te sowa.
TRUCICIEL

Czworo dzieci, ktre postanowiy zabawi si w wojownikw,


oddalio si od swojej wioski Wilu-Wilu. Cztery matki nie
zauwayy ich odejcia. I cae szczcie, bo z pewnoci
zapakayby gorzko na wie, e dzieci uznay za swj obowizek
odnalezienie czarnej sfory i pomszczenie rybaka.
O poranku wyznaczonego dnia dzieci rozmawiay
przyciszonymi gosami, dodajc sobie do imion przydomki, by
rywalizowa o to, kto jest najodwaniejszy. Gdy kto si do nich
odzywa, odpowiaday, nie patrzc mu w oczy. Cz racji
ywnociowych zachoway, by mie czym posili si w drodze.
Wczesnym popoudniem uzbrojone w kamienie dzieci
wyruszyy na pnoc. miay si, e s tak dzielne jak
Dulkancellin; miay si do rozpuku, zadowolone, e nikt nie
zauway ich zniknicia.
Po do dugiej wdrwce jedno z nich znalazo ga i
zaczo udawa, e jedzie na niej jak na grzywaku. Pozostae
zaraz mu pozazdrociy i spowaniay, by zamia si na nowo
dopiero wtedy, gdy kade z nich znalazo waw, racz ga,
ktra nigdy nie mczya si biegiem.
Czterej jedcy zatrzymali si, by zje zabrany z domu chleb,
po czym ruszyli dalej w poszukiwaniu sfory.
Bawili si w polowanie, sdzc, e bdzie tak jak zawsze: e
bd zabija i umiera, a potem obudz si bez najmniejszej rany.
Nie mieli pojcia, e po drugiej stronie ich zabawy czeka
Misaianes.
Sfora opucia rejon jaski, w ktrym schronia si w
oczekiwaniu na oszczenienie si suk. W pierwszych dniach
posuwaa si wolno ze wzgldu na mode, lecz bez wtpienia
zdaa w kierunku Wilu-Wilu.
Cho zwierzta zdyy mu nieco uciec, Przeuwacz
przecign je, wykorzystujc znajome skrty. Teraz znajdowa
si przed nimi, pomidzy ich godnymi pyskami a wiosk.
Pki mia troch lici maskujcych zapach ciaa, mg
obserwowa sfor z bezpiecznej odlegoci. Licie jednak si
koczyy, a w tej okolicy nie byo szans na zebranie nowych.
Ponadto odlego midzy psami a wiosk malaa z kadym
dniem.
- Szaniii! - burcza do siebie czarownik, usiujc si zmusi do
wikszego wysiku. - Przeuwaczu, nie mog ju wytrzyma z
tob i twoim niezdecydowaniem. Postanw co wreszcie, a ja
wprowadz to w ycie!
Mgby po prostu pobiec do wsi i ostrzec mieszkacw, e
sfora nadciga i e musz natychmiast ucieka. Ale sama myl o
tym go rozdrania.
- Doskonale, skunksie! Le i powiedz garci kobiet, starcw i
dzieci, eby uciekali, bo zblia si czarna sfora... Zmczeni i
godni ludzie pobiegn pewnie do Sodkich Zi.
Dobrze wiesz, e wielu starcw nie wytrzyma trudw
wdrwki i umrze w drodze. I co potem? - Przeuwacz z furi
cign si za wosy. - Co wtedy zrobisz, skunksie? Pobiegniesz
do Sodkich Zi, eby powiedzie, e nadciga sfora i e trzeba
ucieka do Koralina? A potem? Co im powiesz, kiedy dotr do
wybrzea, a sfora bdzie si zblia? e maj si rzuci do wody
z dziemi w ramionach, bo nie potrafisz zatrzyma czarnych
bestii? To im powiesz? Szaniii, Przeuwaczu, zaczynam tob
gardzi!
Czarownik od zi wiedzia, e moe podj tylko jedn
decyzj, ale nie mia jeszcze odwagi tego zrobi.
Dwa soca pniej wyczerpay mu si rezerwy lici
maskujcych zapach. Od tej pory Przeuwacz wdrowa w
wikszej odlegoci od sfory, trzymajc si wzniesie, by nie
traci jej z oczu.
Tymczasem czterech husihuilkaskich chopcw zdyo si
znacznie oddali od swojej wioski. Znudzeni wdrwk,
postanowili zapomnie o sforze i wymyli inn zabaw.
Propozycj zorganizowania wycigw grzywakw wszyscy
powitali z entuzjazmem.
Mali wojownicy profesjonalnie podeszli do zadania. Zsiedli ze
swych wierzchowcw, by je nakarmi i napoi. Przemawiali do
nich sowami, ktrych nauczyli si od starcw, bo mczyzn w
wiosce nie byo, a kobiety si do tego nie nadaway. Kady wzi
swoj ga i wyobrazi sobie, e prowadzi j do wodopoju.
Kiedy zwierzta piy, jedcy klepali je po grzbietach. Potem
rozpoczto przygotowania do gonitwy. Jeden z grzywakw,
ktry na moment z powrotem zmieni! si w ga, posuy do
narysowania linii, ktrej nie wolno przekroczy przed sygnaem
startu.
Met byo odlege drzewo. Czterej przeciwnicy ruszyli ku
niemu galopem. Cienkie linie, ktre pozostawiali za sob na
ziemi, niemal przez cay czas
przesuway si rwno, lecz ostatecznie jedna wysuna si
naprzd.
Zwycizca unis triumfalnie ga i skaka na jednej nodze,
wydajc wojownicze okrzyki. Pozostali chcieli si jednak
zrewanowa, wic urzdzili kolejny wycig - tym razem do
biaej skay. A potem nastpny - do strumyka, ktry przypyn z
gr i by ju bardzo zmczony. Na kocu wszyscy skakali na
jednej nodze, krzyczc triumfalnie. Pniej odrzucili gazie na
bok i pooyli si na ziemi, by odpocz.
Kiedy postanowili wrci, zobaczyli, e soce ju zachodzi.
Jeden z nich owiadczy wwczas, e moe tu spdzi noc, bo jest
odwany i ani troch si nie boi. Poza tym kiedy starszyzna go
wezwie, by udzieli reprymendy, nie bdzie paka. Pozostali
trzej te si nie bali i te nie zamierzali roni ez przed obliczem
starcw. Jeden zapewni, e nie jest godny, a reszta i tym razem
mu zawtrowaa. Wszyscy byli zadowoleni, a jeli si nie miali,
to jedynie dlatego, e nie naley tego robi zbyt czsto.
Kady, komu przyszo nocowa poza domem, nawet
wojownicy, szuka jakiego schronienia. Chopcy wybrali zarola
bez kolcw, wyrwnali rkami ziemi i poprosili mae zwierzta,
by pozwoliy im tej nocy skorzysta ze swego terytorium. Potem
owinli si ponczami, by spa jak Husihuilkowie.
Niemal w tym samym czasie Przeuwacz zrozumia, e sfora,
jak to ju wczeniej bywao, szykuje si do caonocnego marszu.
Bya dobrze najedzona i nie zamierzaa marnowa zdobytych sil.
Bez wahania czarownik wyj z toboka soczyste trzciny i
wycisn je sobie nad oczami, a sok spyn w formie gstych
kropel. Przeuwacz poczu palcy
bl. Wiedzia, e pod zacinitymi powiekami jego renice si
rozszerzaj, a oczy zmieniaj w dwie czarne dziury, potrafice
dostrzec w ciemnoci ruch i ksztaty. Przy wietle ksiyca w
peni by w stanie ze swojej cieki na grani obserwowa
wdrwk sfory przez dolin.
Jeszcze kilka razy tej nocy wyciska sobie do oczu trzcinowy
sok. Wiedzia, e wywoa to bolesne wrzody, z ktrych jego oczy
nigdy do koca si nie wylecz. Ciao byo jednak dla niego tylko
narzdziem - teraz jeszcze bardziej ni kiedykolwiek przedtem.
Krtko przed witem, wykorzystujc fakt, e sfora si
zatrzymaa, Przeuwacz wycisn trzcin po raz ostatni. Liczy na
to, e zanim specyfik przestanie dziaa, bdzie ju do jasno, by
jego prawdziwe oczy, cho obolae, mogy kontynuowa
obserwacj.
Moe pjd spa, pomyla z nadziej, e i on bdzie mg si
troch zdrzemn.
Nie byo mu to jednak pisane.
Patrzc na wschd, widzia pobliskie gry. Na zachodzie
rozpociera si las. Spojrzawszy na pnoc, Przeuwacz
zobaczy, e sfora krci si w kko, niezdecydowana, czy i
dalej, czy si zatrzyma. W kocu spojrza na poudnie, by sobie
przypomnie, e ley tam pogrone we nie Wilu-Wilu, a on
musi podj trudn decyzj. Wwczas co przykuo jego wy-
ostrzony wzrok. Pocztkowo widzia tylko cztery niewyrane
ksztaty, ale potem przekaza wzrokowi si wszystkich swoich
zmysw i poprosi o pomoc wstajce wiato dnia.
Pomogo mu, budzc jednego z chopcw, ktremu zrobio si
gorco pod prowizorycznym okryciem. Zrzuci je wic i wsta,
upewniajc Przeuwacza, e
wzrok go nie myli: czterech husihuilkaskich smarkaczy
znajdowao si stanowczo zbyt blisko sfory. Nawet gdyby zdoa
do nich dobiec wczeniej ni psy, jak miaby ich ocali?
Wiedzia, e sfora wkrtce ich zwietrzy i rozpocznie polowanie, z
ktrego aden nie zdoa uj z yciem.
- Szaniii! - zakl czarownik. - Widocznie musiao tak by,
ebym podj decyzj.
I popdzi w d zbocza w kierunku dzieci. Przeskakiwa z
kamienia na kamie tak nieostronie, e porani sobie podeszwy
stp, cho byy twarde i wytrzymae jak jelenia skra.
Dzieci dostrzegy go z daleka. Znay tego krewkiego
czarownika, ktrego plwocina rania, wic pobiegy w kierunku
wioski, nie czekajc, a je dogoni. Kada wy-obraalna kara bya
mniej bolesna ni jego splunicie.
- No i dobrze - mrukn Przeuwacz, gdy znalaz si w dolinie.
Otworzy toboek, ktry bolenie uderza go w plecy podczas
zbiegania po zboczu, i potrzsa nim, pki nie wypada caa
zawarto. To, czego potrzebowa, byo skrupulatnie owinite
warstwami lici i kory. Podnis i rozwin pakunek. W rodku
znajdoway si najstraszliwsze trucizny ziemi, pochodzce z
mineraw, rolin i wy. Trucizny, ktre czarownik gromadzi z
myl o nienazwanym dniu.
A jednak ten dzie mia nazw. Brzmiaa ona: Misaianes.
- Szaniii!
Czarownik i sfora przemieszczali si jednoczenie w to samo
miejsce.
Przeuwacz zacz poyka trucizny. Jedn, potem drug...
Wystarczyaby szczypta ktrejkolwiek z nich,
lecz on nie chcia po prostu umrze - chcia sam sta si
trucizn.
Bl przeszywa mu odek, pachwiny, kolana. Nogi i rce
zaczy puchn i ciemnie. On jednak wci yka trucizny.
aden czowiek, a nawet czarownik na wiecie nie zdoaby
zrobi kroku, poknwszy zaledwie odrobin tej mikstury. A
Przeuwacz wci szed i plu. On, ktry sypia w objciach
grzybw, zrobiony by z najrniejszych substancji i wytrzymay
jak nikt.
Jego gowa tracia poczucie odlegoci, z nosa toczya si
krew, ale on wci wciska w siebie kolejne trucizny. Musia
zatru kady skrawek swego ciaa, by sta si mierciononym
posikiem.
Ostatnim wysikiem woli przypomnia sobie Ojczulka z
Przeczy.
Patrz, ofermo! Uratowaem twoje dzieci! - chcia mu
powiedzie.
Organizm przestawa go sucha. Zesztywniae rce nie
chciay unosi toksyn do ust. Nim upad, ujrza jednak przed sob
te lepia sfory i ten widok doda mu si.
- Tego szukacie, a nie jakiego tam rybaka! - zawoa,
wskazujc swoje zmaltretowane ciao. - ryj, zarazo.
Chcia, by jego ciao wystarczyo dla caej sfory.
- Rb swoje, przeklta zgrajo.
Tak brzmiay jego ostatnie sowa. Potem zacz plu wok
siebie, bo sfora ju go otoczya. Plu wasnymi wntrznociami,
ktrych zapach doprowadzi bestie do szalestwa. Nie
przeduajc rytuau, rzuciy si na ofiar.
Przeuwacz podzieli! si midzy wszystkie. Nawet ten, ktry
zdolal jedynie zliza odrobin jego krwi,
otrzyma mierteln dawk. Potem nastpia duga, pena
jkw agonia bestii.
Znacznie pniej na miejsce przybyli przycignici zapachem
trupw mieszkacy Wilu-Wilu. Kto znalaz toboek i paszcz
Przeuwacza. Nie potrafili si cieszy ani nawet odczuwa ulgi,
wiedzc, e pozbyli si sfory kosztem ycia czarownika, ktry
zna wszystkie roliny na ziemi. Jeli kada ulga wymaga takich
ofiar, wkrtce nie bdzie czego broni, myleli gorzko.
Pochwek czarnych bestii trwa wiele dni. Lud Rubiey kopa
tak gboko, jak tylko si dao, eby nic nie wydostao si na
powierzchni.
Jak bardzo bdzie bolao ziemi trzymanie w trzewiach tych
trupw... Ile nieodwracalnych strat spowoduje? - zastanawiali
si.
Toboek Przeuwacza woono do glinianego naczynia i
wypeniono leczniczymi zioami.
FORTECA MILCZENIA

Husihuilkaskie kobiety szy do jaskini Kupuki z kwanymi


minami. Byy wciekle na ukochanego czarownika z powodu
milczenia, ktrego nie potrafiy w peni poj. Czuy si
opuszczone.
Zanim jednak tam poszy, uday si do starcw, by zasign
opinii.
- Czego chcecie? - zapyta jeden z nich. - Naszej zgody? Nie
jest wam potrzebna. Naszej aprobaty? Nie uzyskacie jej. Jeli
chcecie, idcie tam i rwijcie wosy z gowy. Kupuka i tak nie
dopuci, by kto stan mu na drodze. Jeli sprbujemy was
zatrzyma, obrazimy jego majestat. Idcie, siostry. Nic si nie
dzieje bez powodu...
Kobiety odeszy skonsternowane, zastanawiajc si, czy aby
si nie myl i czy ich gniew nie jest niesprawiedliwy.
Ale jak mona byo zrozumie fakt, e Kupuka postanowi
zamilkn - nic, tylko zamilkn i zamilkn po dwakro?
Czyby nie wiedzia o mierci Przeuwacza? Nie obchodzia go
samotno jego ludu? Dokd chcia doj, podajc t drog?
Bardzo zmczone dotary do pooonej wysoko w grach
groty, w ktrej Kupuka celebrowa swoje
wielkie milczenie. Przestraszyy si na jego widok, bo
wyglda jeszcze bardziej ziemicie i dziko ni zazwyczaj.
Moliwe, e ju po pierwszym pytaniu wyjdzie ze swego
grobowca, mylay. Rozwcieczony wizyt, ktrej sobie nie
yczy, kae im i do wszystkich diabw. C jednak - skoro
ju tu przyszy, nie zamierzay odchodzi, nie powiedziawszy
przynajmniej czci tego, co miay do powiedzenia.
Jedna po drugiej pozdrawiay czarownika, ktry nie
odpowiada. Nie otworzy nawet oczu, by na nie spojrze.
Kobiety z Rubiey wiedziay, e Kupuka nie musi tego robi,
by dokadnie wiedzie, ile ich jest i z ktrej pochodz wioski.
Gdyby zechcia, mgby je wszystkie wymieni po imieniu.
Pocztkowo opornie, a potem w popiechu zaczy recytowa
swoje skargi:
- Stracilimy Przeuwacza, a Ojczulek jest daleko...
- Zawsze wspierae nas swoj si, a teraz, gdy jest naprawd
le, zostawie nas samych.
- Wszystko, nawet gd, byoby atwiejsze do zniesienia,
gdyby przynis nam ulg swoimi sowami.
- Jeste jak drzewa w lesie... C moglibymy zrobi, gdyby
postanowiy odej?
I cho kobiety uderzay w te tony przez dug chwil, Kupuka
ani troch si nie zirytowa. Przeciwnie - akompaniowa ich
litanii coraz gbsz cisz.
Czyni to, bo z kad wymwk te Husihuilkanki umacniay
jego milczc fortec.
Czarownik Ziemi bez trudu mgby si obroni, podajc
suszne powody, kontratakujc prawdami, ktre ostatecznie
zawstydziyby kobiety. Wicej ni
sto pr deszczowych... - powiedziaby. - Kocham was od
wicej ni stu pr deszczowych, a wy odmawiacie mi prawa do
snu, mierci, milczenia?".
Mgby si obroni tysicami sw, lecz nie wypowiedzia ani
jednego. Dziki temu jego milczenie roso w si.
Nietrudno by mu byo udzieli kobietom reprymendy.
Mwicie, e tym milczeniem wspieram wioski wschodu? A
czy czarownicy nie su jednym w tym samym stopniu co
innym? Chcecie, ebym opuci! waszych ssiadw i byl tylko z
wami?".
Mgby je tak gromi i gromi, lecz nie wypowiedzia ani
sowa. I jego milczenie umocnio si jeszcze bardziej.
Kobiety prosiy go o ulg w cierpieniu. Daby im j,
wypowiadajc kilka sw: Jestem tu. Nie opuciem was".
Milcza jednak, by jego forteca staa si jeszcze potniejsza.
Pracowa nad broni. Broni przeciwko Wiecznej Nienawici,
ktr budowa z mioci.
PUCHACZ I MOWA

Wypadki, o ktrych opowiem, dziay si w zamierzchej


przeszoci, gdy jeszcze kontynenty miay inny ksztat, a rzeki
inny bieg" - powiedziaa Nakm.
Niniejsza opowie jest wiadectwem wielkiej i straszliwej
wojny" - mwia dalej.
Oto bowiem mier, niepomna na obowizujcy j zakaz
tworzenia nowych bytw, zrodzia z wasnej substancji istot i
pokochaa j jak syna".
O tych wypadkach opowiem wam szczegowo w ludzkiej
mowie" - kontynuowaa Nakm z Klanu Puchacza.
Ale powiedz, Nakin, czy opowiadano o tym take w innych
mowach?
We wszystkich" - odpowiedziaa.
Wojna z Wieczn Nienawici rozprzestrzenia si na cay
wiat, na terytoria wszystkich stworze. Opowiadano o niej w
mowie gr - mowie, ktra wydaje nam si powolna, niemal
pozbawiona czasu przeszego. Woda za opowiadaa o
wszystkim swoim jzykiem, ktry uznajemy za zmienny zalenie
od tego, czy jest to jzyk morza, deszczu czy wodospadu.
Nakin z Klanu Puchacza zapamitaa wszystkie zdarzenia i
opowiadaa o nich w mowie ludzkiej, lecz wtrowano jej w
kadym zaktku wiata, we wszystkich j zykach Stworzenia.
Magia rozumie mow kadej istoty. Inaczej nie byaby magi.
Czarownicy byli czarownikami dlatego, e potrafili si
porozumie ze wszystkim na ziemi. Wielcy Astronomowie
natomiast porozumiewali si ze wszystkim, co stworzono i
umieszczono na niebie.
Nas, ktrzy rozumiemy jedynie ludzk mow, cieszy
wiadomo, e wszystko, co nas otacza, wie o Misaianesie i jego
planie. Pomaga nam wiedza, e nawet drzewa maj swoje ofiary i
swoich bohaterw w wojnie Wiecznej Nienawici z yciem.
Powiedz, Nakin: a ten ptak, ktry przemierza niebo?
Ten ptak wie o tych wydarzeniach rwnie dobrze jak ty. Ten
ptak jest twoim podniebnym bratem".
SZCZYPCE SKORPIONA

Sowa Molitzmosa wraz z jego rk zsuway si po brzuchu


Acili, ktry zaokrgli si po uwolnieniu od jarzma krpujcej go
tajemnicy.
- Yocoya-Tzin - mwi ksi. - Yocoya-Tzin bdzie wielki.
Niewiele mino czasu, odkd jego poprzedni syn zmieni si
w kau krwi, zanim zdy si narodzi. Wiadomo, e Acila
jest brzemienna, i wyrane znaki, e wyda na wiat chopca,
umniejszyy jednak znaczenie tamtej tragedii.
Ledwie Molitzmos dowiedzia si o ciy, zapomnia o
pierwszym dziecku - a take o kobiecie, ktra ju nigdy nie miaa
zazna ukojenia. Wadca Soca bez najmniejszych skrupuw
okazywa rado, obwieszczajc na cay paac, e jest szczliwy,
a nawet, e by moe pierwszemu synowi pisane byo umrze, by
drugi narodzi si na nastpc tronu Kraju Soca.
- Yocoya-Tzin - powtarzali oboje rodzice, patrzc sobie w
oczy w czuoci niegodn dwojga graczy w yocoy, ktrzy
przedkadaj zwycistwo nad wszelkie ycie.
Acila poprosia ma, by nada to imi pierworodnemu jako
hod dla tego, ktry si nie narodzi.
Nie byo adnych dowodw pozwalajcych oskary kobiet,
ktra od chwili pojawienia si w paacu zajmowaa
uprzywilejowan pozycj, a teraz miaa urodzi nastpc tronu.
O ile Molitzmos wcale ju nie myla o pierwszym potomku, o
tyle jego mode ony zawary przymierze majce na celu
pomszczenie krzywd niedoszej matki. Silne jednoci, spotykay
si jedynie po to, by wymyla sposoby na upokorzenie wyniosej
Acili, a przy okazji take jej sucej, jako e nie potrafiy gardzi
jedn, a zapomnie o drugiej. Od tej pory pi modych kobiet
zachowywao si tak, jakby kompletnie przestay si ba
Powolnej Mowy. Patrzyy jej butnie w oczy, nie schodziy z
drogi, gdy je mijaa na paacowych korytarzach, ani nie
wychodziy ze stawu, gdy przychodzia tam ze suc.
Acila jednak nie przejmowaa si gulgotem rozalonych
gobic. Rozstawiaa ostatnie figury na swojej wojennej planszy.
Musiaa dziaa roztropnie, a przede wszystkim zdecydowa, czy
w ostatecznej rozgrywce pragnie stan po stronie zwycizcw.
Bya gboka noc. Mczyni wiele godzin dyskutowali na
temat floty, ktra w najbliszych dniach miaa wyruszy ku
Rubieom. Molitzmos wci nie posiada si z zachwytu nad
strategi, ktr opracowa wraz z Flaurem.
- Siy Thungiira s zbyt wte, by zaatakowa Kraj Soca -
mwi ksi. - Z ca pewnoci jedynym celem, o ktry mog
powalczy, jest Beleram. Husihuilk pomaszeruje do miasta w
przekonaniu, e wyruszymy do walki z nim. My za pozwolimy
mu i i ni.
Pozwolimy, by jego ludzie zbliyli si do miasta, a im nawet
do gowy nie przyjdzie, e w tym samym czasie nasza flota
dopywa do Rubiey, by zaj poudnie. Acila uwaaa, e
egzaltacja dodaje jej mowi uroku.
- Szczypce skorpiona. - Ksi myla o partii yocoya. -
Schwycimy yzne Ziemie z dwch stron. Osaczone zwierz
znajdzie si w rodku.
I nagle wybuchn rzsistym miechem. Wida byo, e
przypomniao mu si jakie dawne zdarzenie.
- Co? - zapytaa Acila.
Dugo trwao, nim ksi si uspokoi. A nawet gdy ju
odpowiada, musia przerwa, bo miech znw nim zawadn. W
kocu jednak dokoczy opowie.
- Zauwayem, e flota, ktr wysyamy, bdzie spenieniem
obietnicy, jak dawno temu zoyem pewnemu maemu
czowieczkowi. Czowieczkowi, ktry wyczu moje intencje
wczeniej ni wszyscy inni... By moe dlatego, e jest artyst. -
Znw wybuchn miechem. - Z wielk przyjemnoci
wspominam subteln wojn, jak ze sob toczylimy. Mio byo
patrze, jak ten Zitzahay domyla si rzeczy, ktrych nijak nie
moe udowodni. A w szczeglnoci jak w imi autentycznej
prawoci kwestionuje moje intencje i wychodzi na gupca.
-1 c.co potem?
- W dniu jego zalubin z crk Dulkancellina, ktrej imienia
nie pamitam, podarowaem mu n i zapewniem, e pewnego
dnia zjawi si w drzwiach jego domu na Rubieach. Tylko my
dwaj wiedzielimy, co oznaczaj te sowa. - Jeszcze raz zatrzs
si ze miechu. - Doskonale pamitam jego odpowied: By
moe wtedy bd ju mia wielu synw, ktrzy ci przywitaj".
Kolejn kaskad miechu przerwao pytanie Acili.
- Aj...jeli tak bdzie?
- Jeli tak bdzie - odpar ksi - to tym gorzej dla niego i jego
husihuilkaskiej ony, bo po przybyciu Syderetykw bd mieli
wicej ofiar do opakiwania.
Odkd Molitzmos opowiedzia jej o nowej strategii, Powolna
Mowa rozpocza pewne dziaania. Czynia to w ten sam sposb
co zwykle. Poradzia mowi, by koniecznie wysa na Rubiee
onierzy z Kraju Soca. Nierozsdne byoby oddanie
kluczowego manewru wojny w rce syderetyckich dowdcw.
Musia posa tam ludzi, ktrzy oddadz podbite poudnie
bezporednio pod wadz ksicia. Pozwolenie, by triumf
przypad podwadnym Flaur, byoby naiwnoci, ktra co naj-
mniej opniaby ich ostateczne zawadnicie caymi yznymi
Ziemiami. Acila poprosia Molitzmosa, eby spojrza na grzbiet
swojej prawej doni i uczciwie odpowiedzia, czy wierzy, e
Flauro odda mu t ziemi? e nie trzeba tam posya wiernych
sobie onierzy, by narzucili jego wadz? e nie jest potrzebny
kto, kto bdzie prawdziwym przedueniem rki Misaianesa w
tym zaktku wiata?
Molitzmos jednak nie podziela jej obaw. Flauro okazywa mu
posuszestwo. Wiedzia, e Molitzmos jest emisariuszem Pana, i
nie robi nic, by go zdyskredytowa.
Acila nalegaa bezowocnie, a w kocu zrozumiaa, co musi
zrobi. I zrobia to pewnej nocy, gdy ona i Molitzmos pili w
towarzystwie Flaura przed rozpoczciem codziennej partii
yocoya.
Od niechcenia, jakby chodzio o jaki drobiazg, wyrazia
pragnienie, by onierze Kraju Soca towarzyszyli Syderetykom
w wyprawie na poudnie.
Prowokacja odniosa skutek. Rozdraniony bezczelnoci
Acili i po raz kolejny zaskoczony jej sprytem Flauro nie zdoa
powcign gniewu. A o to wanie jej chodzio. Kapitan
zareagowa jak kto, kto dziery wadz - czyli dokadnie tak, jak
chciaa.
Wynioso rywala natychmiast przypomniaa Molitzmosowi
czasy, w ktrych Syderetycy nieustannie go poniali; i raczej w
celu wzmocnienia swojej wadzy, a nie dlatego, e uwaa to za
konieczne, poleci! Flauro-wi zwikszy liczb onierzy Kraju
Soca w udajcej si na Rubiee flocie o kilka setek.
- Doskonale wiesz, ksi - rzek Flauro - e twoi ludzie nie
przydadz nam si w tej bitwie. Wyszli z wprawy, a poza tym czy
nie sdzisz, e bd mieli skrupuy przed atakowaniem wiosek, w
ktrych yj tylko kobiety, dzieci i starcy?
- Twoi Syderetycy zrwnaj z ziemi Rubiee wraz ze
wszystkim, co si im przeciwstawi: z baganiem kobiet,
milczeniem starcw, niewinnoci dzieci - odpar Molitzmos. -
Ci, ktrych ja wyl, popyn tam, by zatkn i podtrzyma mj
sztandar. Ich zadaniem bdzie ochrona mojej wadzy.
- Nie zapominaj o Panu, ktry czeka w swojej grze - omieli
si powiedzie Flauro.
- A ty nie zapominaj, kto jest jego posacem!
Wcieky krzyk Molitzmosa zakoczy dyskusj i da
zwycistwo Powolnej Mowie.
Rozkoszowaa si t myl, gdy jej maonek wspomina
Cucuba i si mia.
Dwa ciche stuknicia w drzwi przywrciy ich do
rzeczywistoci. Pukaa suca, ktra przyniosa zamwiony
przez swoj pani poduny chlebek wypiekany w paacowej
kuchni.
Molitzmos wzi z rk staruszki srebrn tac i poda j onie.
- R..potem - odpara, odganiajc go agodnym gestem.
Odkd nosia w brzuchu Yocoya-Tzina, nabraa osobliwych
zwyczajw. Po pierwsze, miaa nieustajc ochot na chleb. Po
drugie, poprosia ma, by a do momentu rozwizania nie
sypiali razem.
Dlatego wanie Molitzmos poegna si z ni i opuci
komnat, w ktrej jego maonka spdzaa mnstwo czasu w
towarzystwie starej niewolnicy.
Gdy tylko Powolna Mowa zostaa sama, szybko zdja z tacy
przykrywk, pod ktr tkwi poduny chlebek, i przeamaa go
na p. W rodku znajdowa si kawaek pergaminu. Przeczytaa
go z uwag.
PO WIELOKRO KUKUL

W Domu Gwiazd w Beleram Bor wci spisywa faszywe


kodeksy, ktre nastpnie przekazywa wysannikom Molitzmosa.
Spisywa te przy wietle ksiyca te prawdziwe i ukrywa je pod
prostoktnym kamieniem.
Do Molitzmosa wysya kodeksy z rysunkiem kbw dymu.
Pod kamieniem chowa gwiazdy.
My, Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo.
Mwimy, e magia bya niegdy w poowie noc, w poowie
dniem. Piszemy w formie przepowiedni - dlatego piszemy dla
nikogo. Pakalibymy, gdyby nasz pacz mg sprawi, e w
zachowa w caoci gow i ogon. Lecz chobymy my, Najstarsi z
Najstarszych, pakali wniebogosy, w ju rozszczepi si na
dwoje".
Przybycie Cucuba do Beleram byo po wielokro owocne.
Na rozkaz Thungura odgrywa rol artysty. Uywajc sztuki
pozorw, przeksztaca rzeczywisto niczym rzebiarz
zmieniajcy ksztat kamienia i wykuwajcy ze twarz.
Pocztkowo kukul by tylko jeden.
Cucub porusza si po opuszczonym miecie, ktre zna od
dziecka, idealnie naladujc piew witego ptaka. Syderetycy
organizowali polowania na niego: dziurawili korony drzew
strzaami i kulami, ktre wypuszczali bez powodzenia, ilekro
co zaszelecio wrd lici. Zdarzao si, e gdy otoczyli
miejsce, z ktrego przed chwil dobiega gos ptaka, ten odzywa
si nagle zza ich plecw. Byo oczywiste, e sobie z nich kpi. W
kocu zamiast myle o nim jako o turkusowym zwierzciu,
widzieli w wyobrani zrcznego, sprytnego czowieka
wspieranego przez magi tego kontynentu.
Pierwsze zadanie Cucuba polegao na odbudowaniu cznoci
midzy lenymi wioskami, ktre po uwizieniu Bora pozostay
osamotnione, zagubione i pogrone w rozpaczy.
Gdziekolwiek si zjawia, przekazywa Zitzahayom wieci od
Wielkiego Astronoma i winiw. A take wszystko, co byo
wiadomo o wojnie, ktr przygotowywano za gigantycznymi
drzewami Mateczki Neen.
Pewnego razu czowiek zachwycony opowieci Cucuba o
udawaniu kukula zapyta, czy i on nie mgby zosta witym
ptakiem, by mc postraszy Syderetykw. Cucub uda, e si
zastanawia, podczas gdy w rzeczywistoci radowa si
przeczuciem tego, co wkrtce miao nastpi.
- Nie ma lepszego wojownika ni ten, ktry sam dla siebie
wybra to zajcie - powiedzia w kocu. - I nie ma nic lepszego
ni dwa kukule straszce onierzy Misaianesa.
- Ja te umiem tak piewa.
C moe by lepszego ni trzy ptaki rozproszone w
ciemnociach Beleram?
- Chcesz mnie posucha?
Albo cztery.
- Mama nauczya mnie naladowa kukula, kiedy byem may.
Pi.
Od tej pory wrd znajomych ruin ukochanego miasta krcio
si wielu kukuli".
Syderetycy podwoili patrole, lecz wszystkie wracay z
pustymi rkami, upokorzone przez nieuchwytne ofiary.
onierze Misaianesa nie omielali si ju chodzi samotnie
po miecie.
Najwikszy postrach budziy w nich okolice rynku, gdzie w
bezksiycowe noce sycha byo nawoywania kupcw i miech
kupujcych. Nastpnego dnia Syderetycy znajdowali wrd ruin
odbudowane stoisko z dobrze nacignit markiz i gotowym do
sprzeday zestawem pestek lub owocw - zupenie jakby
Misa-ianes nigdy si nie narodzi.
Wciekli onierze strzelali, a ze stoiska pozostay strzpy, a
potem rozdeptywali je, by si upewni, e ju nie wstanie. Gdy
jednak oni dokonywali dziea zniszczenia, kukul piewa.
Dziwne rzeczy dziay si rwnie na placu gier, ktry niekiedy
o poranku objawia si ich oczom porysowany kred - gotowy, by
konkurencyjne druyny zagray przeciw sobie w pik...
Tymi mistyfikacjami ludzie-kukule chronili lene osady i
rozpylali mg, ktra miaa ukry to, co najistotniejsze.
Czas przepowiedni nie jest pierwszym, drugim ni trzecim
czasem. Nie jest to czas, ktry ju min, znany jako wczoraj; ani
ten, ktry dopiero nadejdzie, znany jako jutro. Nie jest to take
nieuchwytny czas znany jako dzi.
Przepowiednie maj w sobie co z przeszoci, bo w niej
zostay wypowiedziane, i co z przyszoci, bo w niej si speni.
Maj wreszcie co z teraniejszoci, bo to w niej s odczytywane.
My, Najstarsi z Najstarszych, mawiamy, e przepowiednie nale
do Zawsze i do Nigdy".
Ludzie Molitzmosa po raz kolejny przybyli do Domu Gwiazd,
by zabra przygotowane przez Bora arkusze.
Bez pukania wkroczyli do obserwatorium...
Wielki Astronom spojrza na nich z niechci, nie przerywajc
pracy, pki nie narysowa trzech czerwonych kropek
wieczcych skomplikowany znak. Dopiero wtedy wsta,
prychniciem demonstrujc zniecierpliwienie, i podszed do
miejsca, w ktrym trzyma arkusze kory. Tym razem byy ich
cztery.
- Niewiele zrobie - zauway mczyzna, ktry je odebra. -
Ksi bdzie wcieky.
- Powiedz swojemu ksiciu, e pisz w rytmie, jaki dyktuj mi
pami i wiedza - odpar Bor. - Jeli sobie tego yczy, mog
przyspieszy, lecz wyniki bd nieprecyzyjne.
Udawana i przegadana dyskusja miaa na celu wczenie w
przekaz hase i zaszyfrowanych wiadomoci.
By si upewni, e ludzie, ktrzy przybywaj z Kraju Soca,
nale do buntu, Bor nawet nie patrzy im w oczy, pki nie
usysza umwionego sygnau: onierze mieli powtrzy
ostatnie zdanie, jakie wypowiedzia podczas poprzedniego
spotkania, kamuflujc je miechem i kpinami.
Ich wizyty wprawiay go w dobry nastrj i przekonyway, e
buntownicy z Kraju Soca byli roztropni i ostroni.
Misja rozpoczynaa si w chwili, w ktrej onierze Soca
wyruszali po kodeksy, a koczya, gdy wysany
przez Cucuba kukul galopowa co si do obozu Jelenia.
Wkrtce potem rozpoczynaa si na nowo...
Bo ycie, podobnie jak pami, ma ksztat koa. I w tym
ksztacie szukay ratunku yzne Ziemie.
Lustro posyajce sygnay z obserwatorium, piew w gszczu,
ostatnie zdanie wypowiedziane przez Bora, a powtrzone przez
onierzy... Lustro, piew, ostatnie zdanie: bro do walki z potg
Wiecznej Nienawici.
Po kadej wizycie onierzy z Kraju Soca Bor powracal do
swojej pracy z wikszym entuzjazmem.
Od chwili rozdarcia wa na wiecie zapanowa smutek.
Poowa wa - ta od strony gowy - pozostaa na ziemi, a druga
poowa - ta od strony ogona - postanowia wspi si do nieba.
Kada z nich obwoywaa si prawowit i wielk. Kada przyja
inne imi. A wraz z wem rozdara si ziemia pod naszymi
stopami".
Kukule spotykali si na zielonych skaach. Tam te odwiedzali
ich onierze z Kraju Soca. Tym razem przybyli z bolesn
wieci znacznie wczeniej, ni si ich spodziewano.
- Kapitanowie Misaianesa i Molitzmos przygotowuj flot,
ktra wyruszy na Rubiee...
Posacy nie mieli pojcia, jakie imiona przemykaj teraz
przez dusz Cucuba: Kuy-Kuyen, Shampalwe, Kutral, Wilkilen,
Kupuka...
- Molitzmos spenia obietnice - mrukn. - Odwiedzi mj dom.
- Buntownicy Kraju Soca zdoali jednak osabi przyszy
cios - kontynuowa onierz.
Kukule oywili si nieco.
- Wielu naszych wojownikw wemie udzia w wyprawie i po
dotarciu na poudnie przystpi do walki
u boku Husihuilkw. Ty, Cucubie, jako e wiele lat
mieszkae wrd nich, zostae wyznaczony do podania sygnau,
ktry ich przekona, e jestemy sprzymierzecami i brami.
Czego, co rozpoznaj jak ciebie samego.
Cucub nie musia si dugo zastanawia.
Przepynem do drugiego czowieka, a rzeka mnie chronia i
nie miaem brzegu...
Sygna by gotowy.
- Musicie przekaza t wie husihuilkaskiemu dowdcy -
powiedzia onierz.
Cucub pogna na spotkanie wojska - nie tylko po to, by
poinformowa Thungiira o planach Molitzmosa.
Miaby spokojnie czeka? Jego rozpacz nie pozwalaa na nic
innego ni szaleczy galop. Tak szaleczy, e wiatr wydar mu z
serca bl, ktry bezskutecznie prbowa go goni, czepiajc si
ogona Tymczasowca.
MATKA KAUY

Ksi studiowa najnowsze arkusze kory przywiezione z


Beleram, gdy nagle do komnaty wesza bez pukania jedna z
modych on.
- Gzego ci trzeba? - zapyta dobrodusznie.
Kobieta miaa opuchnite oczy, a jej ubir i uczesanie byy
nieco zbyt niedbae jak na paacowe zwyczaje.
- Yocoya-Tzin - wymamrotaa. Ksi zerwa si na rwne
nogi.
- Co si stao mojemu dziecku?
- Mojemu - powiedziaa kobieta. - Mwi o moim.
- Ach. - Molitzmos usiad z powrotem nad kodeksami. - A
niby co mogoby mu si sta?
Kobieta rozejrzaa si po komnacie i oblizaa usta, ale gdy
prbowaa si odezwa, z jej garda wydoby si jedynie
niezrozumiay dwik.
- Chcesz wody? - zapyta ksi.
Zamiast odpowiedzie, moda ona chwycia srebrny kufelek i
pia apczywie, nie zwaajc, e woda spywa jej na szyj.
Uwag Molitzmosa pochaniay symbole, ktre usiowa
rozwika.
- To te sodycze, ktre ona mi dala - powiedziaa dziewczyna,
a kiedy jej m nie reagowa, kontynuowaa: - Zatrute sodycze...
- Nie mam pojcia, o czym mwisz.
- Tamtego popoudnia moczyam nogi w stawie, gdy przysza
twoja ona Acila ze swoj niewolnic. Usiady obok mnie.
Jak mona kogo przekona, e si mwi prawd, nie majc
dowodw? Jak to zrobi, gdy nie umie si ani spjnie
argumentowa, ani piknie mwi?
Pewnie dlatego, e zadaa sobie to pytanie, stracia spokj,
ktry do tej pory zachowywaa. Doskoczya do ma i schwycia
go za rami.
- Uwierz mi! Niewolnica Acili poczstowaa mnie
sodkociami, ktre spowodoway mier naszego dziecka.
Ku zdumieniu kobiety Molitzmos pogaska j po wilgotnych,
poczerwieniaych od furii policzkach i poprosi, by mwia dalej.
- Wiem, e nasz syn mia si narodzi zdrowy. Jestem moda i
silna. To one zatruy mj brzuch.
zy dodaway jej urody.
- Zastanwmy si... - Molitzmos ucaowa jej zoone
bagalnie donie. - Chcesz powiedzie, e Powolna Mowa zabia
twoje dziecko, aby to jej syn zosta pierworodnym i nastpc
tronu?
Moda kobieta przytakna w milczeniu.
- Wysuchaj mnie, ono. - Molitzmos odsun si nieco i
przemawia do niej z uczuciem. - To typowe, e kiedy co nam
si nie udaje, obwiniamy innych. Twoje ciao odmwio wydania
pierworodnego na wiat, wic szukasz ulgi w myli, e Acila i jej
suca zaplanoway t klsk.
- Skoro tak, to dlaczego nazwala go Yocoya-Tzin?
- zapytaa kobieta tonem skrzywdzonej dziewczynki.
- eby upamitni twego syna. Ty jednak cierpisz zbyt mocno,
by czu wdziczno...
Molitzmos chwyci on za ramiona i ucaowa w taki sposb,
w jaki cauje si kogo na poegnanie. Potem przemawia do niej
tak, jak przed laty Drimus do niego:
- Id do najlepszych zotnikw w paacu i ka im wykona dla
siebie naszyjnik i bransolet pikniejsze od wszystkich, ktre
nosi kada z moich on. Bardziej imponujce nawet od tych,
ktre posiada Powolna Mowa. Czy to ci uszczliwi?
I nie czekajc na odpowied, wrci do swoich kodeksw.
Moda ona wolaaby zosta obrzucona obelgami. Rado
Molitzmosa, tak olbrzymia, e pozwalaa mu bez urazy
przyjmowa oskarenia jednej z pomniejszych on, zrania j
znacznie bardziej ni spodziewana surowo. Pobaliwo
jedynie wzmaga al. Lito boli zagniewanego znacznie bardziej
ni pogarda.
- Przejd si nad staw, pospaceruj po ogrodach
- kontynuowa Molitzmos. - Porozmawiaj z siostrami. I
czekaj, bo ju wkrtce odwiedz twoje oe.
- Ale - nie potrafia si powstrzyma kobieta - ja jestem matk!
- Matk? - ju ostrzej zapyta ksi. - Jeste matk kauy! A
teraz odejd.
Flauro obserwowa al tej kobiety. Dotyka go ostronie, by
oceni jego gsto, zanurza si, by oszacowa gboko. I
doszed do wniosku, e moda ona i jej al mog mu si przyda.
W PRZEDDZIE WYPRAWY

Flota szykowaa si do wypynicia.


Ksi zadecydowa, e Syderetycy i onierze Soca bd
podrowa razem. adna, choby najbardziej kategoryczna
decyzja nie bya jednak w stanie zagodzi pogardy i nieufnoci,
jak jedni odczuwali wobec drugich.
Okrty Flaura miay pyn na czele, a okrty Molitzmosa za
nimi. Ludzie Molitzmosa musieli jednak znie obecno garstki
Syderetykw na swoich statkach, bo sami nie mieli wikszego
dowiadczenia w podrach morskich, nie liczc przybrzenych
wypraw do wiosek Morskich Zwiadowcw i do Beleram w
celach handlowych lub politycznych.
W przeddzie wypynicia Kowal przywoa do siebie ludzi,
ktrym powierzy funkcje przywdcw podczas wyprawy na
Rubiee. Flauro rwnie zwoa swoich. Kowal i jego onierze
spotkali si w koszarach, a Syderetycy w jednym z paacowych
salonw.
- Tak jak ustalilimy - powtarza Kowal - najlepiej bdzie, jeli
nasze okrty odcz si od Syderetykw ju w trakcie
przeprawy. Na ldzie kosztowaoby nas to wicej si. Moecie to
jednak zrobi dopiero wtedy,
gdy bdziecie blisko celu i znajdziecie odpowiednie miejsce
do zacumowania. Pomog wam sami Sy der etycy, ktrzy
wysforuj si naprzd, eby pierwsi dotrze do wybrzea. Gdy
ju oddal si na bezpieczn odlego, zmusicie prowadzcych
wasze okrty do zmiany kierunku. Duga podr pozwoli
przyjrze si pracy ludzi Flaura, wic jeli zajdzie taka
konieczno, zdoacie sami przybi do brzegu.
Jego suchaczami byli onierze pochodzcy z miasta, ktrzy
stpali po brukowanych ulicach i dawno ju zatracili wi z
ziemi. By moe wanie dlatego wci pytali o pewn rzecz,
ktrej nie potrafili w peni poj:
- Kowalu, mwisz, e stworzenia Rubiey wyjd nam
naprzeciw...
Kowal umiechn si i pokiwa gow.
- Tam, w krainie wojownikw poudnia, funkcjonuje wsplny,
zrozumiay dla wszystkich jzyk. Tamtejsza przyroda bdzie was
obserwowa i ledzi. Wystarczy, e zaczekacie, a
Husihuilkowie sami do was przyjd. Wtedy potrzebne wam
bdzie haso Cucuba. Takie informacje otrzymaem od naszych
przywdcw, ktrzy wiedz wszystko o tamtych ziemiach.
Pamitajcie, e Hoh-Quiu walczy u boku wojownika o imieniu
Dulkancellin, ktrego syn, Thungiir, rozkocha w sobie
Nanahuatli.
Histori ksiniczki, ktra ucieka z miasta w poszukiwaniu
ukochanego, znali w Kraju Soca wszyscy.
- Pamitajcie rwnie - kontynuowa Kowal - e nic nie jest
waniejsze od trafnego wyznaczenia miejsca, w ktrym macie si
oddali od Syderetykw, by ponie jak najmniejsze straty. Bd
chcieli was zatrzyma, ale nie zawrc, by pyn za wami. Nie
sprzeciwi si rozkazom.
- A jeli tak? - zapyta jeden z onierzy.
- Skonienie ich do podenia za wami byoby dobrym
sposobem ochrony poudniowych wiosek. Nie sdz jednak, by
to zrobili.
Tymczasem w paacu Flauro wydawa rozkazy swoim
ludziom.
- Zrobicie to na dalekim poudniu, zanim skrcicie na zachd -
mwi. - I dopilnujcie, eby aden z ich statkw nie ocala.
- A co powiemy po powrocie? Umiechn si, nawijajc sobie
lok na palec.
- Moemy powiedzie, e ich zaogi zabia dziwna zaraza, a
okrty musielicie spali, eby si nie rozprzestrzenia. Albo e
zabili ich husihuilkascy czarownicy. Jakie to ma znaczenie?
Wycign nogi i postukiwa o siebie czubkami czarnych
butw.
- Nie wiem jeszcze, o co chodzi Acili, ale to nie s zwyke
ksice kaprysy ani prna zoliwo.
Kapitan nie ufa Powolnej Mowie od dnia, w ktrym si
poznali. Wkrtce zrodzia si w nim silna niech do tej kobiety.
Nie znosi nawet jada w jej towarzystwie. Ani muska jej
palcw, gdy bdc w towarzystwie Molitzmosa, podawaa mu
rk na powitanie.
- Zreszt nawet gdyby chodzio tylko o to, postpibym tak
samo - kontynuowa. - Ksina, ktra nawet mwi nie potrafi,
uznaa, e moe nas zmusi do zabrania ze sob jej onierzy!
wietnie! W takim razie przekona si, e dla kapitana wojsk
Misaianesa niech jest wystarczajcym motywem. Moliwe, e
kiedy pozna los swoich ludzi, przeyje to, co ja musz przeywa
w obliczu jej zagrywek. Nie bdzie miaa innego wyjcia, jak
tylko przekn gorycz poraki!
Dal swoim onierzom jednoznaczny rozkaz zniszczenia
okrtw Kraju Soca na penym morzu. Tak, aby ani jeden z
czonkw ich zag nie mg powrci i opowiedzie, co si
stao.
Nikt ani sowem nie wspomnia o Syderetykach
wyznaczonych do kierowania okrtami Kraju Soca.
Ktokolwiek by to zrobi, sam skazaby si na mier.
PTLA FLAURA

Wkrtce po wyruszeniu floty na Rubiee Flauro odnalaz


mod on Molitzmosa - t, ktra stracia dziecko po zjedzeniu
sodyczy podanych przez niewolnic Acili.
Syderetycki kapitan coraz bardziej utwierdza si w
przekonaniu, e Powolna Mowa ma cakiem inne plany ni on, a
nawet Molitzmos. Cho czul si uraony faktem, e musi
podlega ksiciu o ciemnej karnacji i wolaby, aby emisariuszem
by mag z Bractwa Odosobnienia, piecz Misaianesa przypada
jednak w udziale Wadcy Soca. Ich losy byy splecione -
przynajmniej na pewien czas.
Flauro wyobraa sobie, e w ostatecznym porzdku Pana
Molitzmos stanie si niepotrzebny. Na razie jednak on sam
musia si skupi na wygraniu wojny, jeli nie chcia podzieli
losu Leogrosa.
Po zwycistwie przyjdzie czas na skarcenie Molitzmosa za
jego wynioso - czas rzucenia go, skrpowanego i nagiego, do
stp prawdziwego emisariusza przysanego przez Pana.
Dopki trwa obecny stan rzeczy, Flauro potrzebowa
wsparcia i znalaz je w nieutulonym alu modej kobiety.
- To, co robicie ty i twoje siostry, nawet odrobin nie psuje
humoru Powolnej Mowie - rzeki. - Zachowujecie si jak
dziewczynki, ktre kpi z niej, a potem uciekaj, by si schowa.
- Ona zabia moje dziecko - powiedziaa twardo moda ona.
Kapitan zrozumia, e przestaa by tchrzliw gobeczk i
ucieszy si.
- Acilajest dla ciebie zbyt siln przeciwniczk. Wiesz o tym?
- Wiem jedynie, e nie pragn niczego z wyjtkiem rozorania
jej brzucha tak, e wntrznoci wypadn.
Flauro nie musia duej sucha, by wiedzie, e moe jej
zaufa. Teraz naleao tylko sprawi, by ta kobieta przyniosa mu
poytek. Odpowiednio pokierowa jej blem. To jednak wizao
si z udzieleniem jej pewnych informacji, a co za tym idzie -
pewnym ryzykiem.
- Acila co ukrywa - powiedzia. - Nie wiem jeszcze, czy to
jaka intryga zwizana z jej ambicjami, czy co znacznie
powaniejszego.
Nawet najpowaniejsza rzecz, jak potrafi sobie wyobrazi
kapitan Misaianesa, bya drobiazgiem w porwnaniu z tym, co
mia odkry.
- Jako kobieta moesz swobodnie wchodzi do kuchni i pralni.
Miejsc, ktre s mi niedostpne, a do ktrych zawsze docieraj
sekrety. Kucharki i praczki zwykle wiedz znacznie wicej ni
rzdzcy... Zaczniesz wszy w tych miejscach. Nasuchiwa,
patrze... Jeli bdzie trzeba, podarujesz tam komu jeden ze
swych licznych klejnotw - instruowa swoj rozmwczyni. -
eby pomci syna, musisz skupi cay swj al na obserwacji
kadego ladu, jaki pozostawia ta
kobieta. A poniewa jest sprytna, nie bdzie ich wiele.
Musimy by bardzo czujni... ty i ja.
Dopiero wtedy zlustrowa j dugim i bacznym spojrzeniem. Z
ca pewnoci bya pikna.
SIADAJ I MW!

- Thungiirze! Thungiirze!
Od strony wody dobiegay gosy wzywajce
husi-huilkaskiego wodza.
- Niech Thungiir tu przyjdzie, bo nam nie wolno chodzi po
ziemi! Niech wojownik podejdzie do brzegu!
Mczyni dugo zwlekali ze spenieniem proby. Podoba si
im widok pluskajcych w wodzie kobiet-ryb, ich tuowi to
odsanianych, to zasanianych przez fale, ich wosw
ozdobionych wodorostami i muszlami.
Rybacy na tratwach byli w rzeczywistoci wojownikami
Jelenia. Kobiety pyway od jednego do drugiego, dajc
przybycia Thungiira, lecz oni tylko si umiechali i udawali, e
nie sysz, bo chcieli jak najduej podziwia ich urod.
- Zawoajcie Thungiira!
Bagay i bagay, a oni nic sobie z tego nie robili. Zabawa si
skoczya, gdy jedna z kobiet uchwycia si tratwy, uniosa na
rkach i opada caym ciaem na drewniane bale. Kobiety-ryby
rzadko tak bardzo zbliay si do ludzi; ta zrobia to dlatego, e jej
urod przymi smutek.
- Widziaymy na penym morzu flot zmierzajc na
poudnie!
Wojownicy znieruchomieli, opuszczajc wiosa i kciki ust.
- Musimy zawiadomi Thungiira, zawoajcie go!
Wykrzykiwali wiadomo, przekazujc j z tratwy
na tratw. Potem wszyscy skrcili ku brzegowi i szybko
odpynli. Kobiety-ryby zanurkoway w lazurowej wodzie, lecz
trzymay si blisko, wiedzc, e dowdca Jelenia przybdzie
najszybciej, jak to moliwe.
- Thungiirze... Thungiirze... - mwili jeden przez drugiego
mczyni.
Wojownik opuci si na skaln pk, pod ktr podchodzia
woda do gboka, by kobiety-ryby mogy tam podpyn.
Znajdowa si w zatoczce, ktr nocami zalewa przypyw, a
poranny odpyw pozostawia pokryt algami i muszlami. W
wypenionych wci wod nieckach pluskay malekie czarne
rybki - odpryski ycia Lalafke. Husihuilkaski wdz pochyli si,
by wysucha kobiet. Najpierw jednak odkleil od skay wyjt-
kowo wymyln kolorow muszl i wbi w ni wzrok. Nie chcia
patrze na swoje rozmwczynie, wiedzc, e ich uroda
pozostawia w duszy niezatarte wraenie i e mczyzna, ktry
raz je widzia, do koca ycia bdzie przytoczony tsknot.
- Thungiirze, mina nas na penym morzu flota zdajca na
poudnie. To okrty Misaianesa! Syderetycy! Przemierzaj
Yentru, minli ju wioski Morskich Zwiadowcw! Ptaki mwi,
e flota wkrtce dopynie do Jaskek nad ciank. e pynie
bardzo szybko i prosto na poudnie!
Niebo pociemniao. Kobiety-ryby odpyny. Morze zalao
ca pk i przykryo po pas ciao wojownika, ktry wci tam
sta jak zamieniony w sup soli.
Ani przez chwil nie wtpi, e nieprzyjacielska flota zmierza
ku Rubieom. I oczyma wyobrani widzia ju nieuchronny
upadek yznych Ziem.
Najwyraniej Molitzmos dysponowa znacznie wikszymi
silami, ni dotd sdzili i doskonale wiedzia, co z nimi zrobi.
Molitzmos Wadca Soca przygotowa puapk daleko
doskonalsz ni ta, ktr prbowa zastawi Drimus.
Morze i wojownik spogldali na siebie, lecz adne nie
wiedziao, jak unikn klski, ktra dotknie obojga.
Thungiir musia si wyprostowa, wspi po skalistej cianie i
uda si do obozw w Umag, by poinformowa swoich ludzi, e
ich zwycistwo na nic si nie zda. By im powiedzie, e ich ony,
dzieci i dziadkowie wkrtce znajd si na linii frontu. A
wojownikw tam nie bdzie.
Wojsko Jelenia czekao w Umag nad Wielkim rdem na
ostatnie ustalenia dotyczce wsplnej operacji z rebeliantami z
Kraju Soca.
Kiedy jeszcze obozowali na pustyni, nie majc pojcia, e w
Kraju Soca narodzi si potny ruch oporu, Thungiir za swj
nadrzdny cel uwaa odbicie Beleram. Wiadomo, e dziki
sprzymierzecom z pnocy ich siy si podwoiy, zmienia
wszystko.
Od tamtej pory min niemal rok. Wojsko Jelenia nie od razu
zaufao buntownikom. Poddao ich prbie. W kocu jednak obie
armie poczyy swoje strategie i uwierzyy w zwycistwo.
Armia Thungura szykowaa si do wyruszenia w stron Kraju
Soca kilkoma rnymi drogami. Po przejciu rzeki Yum, gdzie
Zby Jaguara przechodziy w Graniczne Wzgrza, mieli si
spotka z buntownikami.
Los jednak w mgnieniu oka rozwia ich marzenia.
Pierwszym zwycistwem Molitzmosa byo to, co dziao si w
gowie Thungura. Czy husihuilkascy wojownicy mogli
kontynuowa marsz ku Krajowi Soca, wiedzc, e ich wioski s
w tym czasie bezlitonie zrwnywane z ziemi? Czy te mieli
galopowa dniem i noc choby tylko po to, by umrze z
najbliszymi?
Ajeli jednak postanowiliby i dalej... co waciwie mogli
osign?
Strategia Molitzmosa ujawnia Thungiirowi prawd, ktra
dotd skrywaa si w cieniu heroizmu Jelenia: Misaianes mia
tyle czasu, ile miaa go gra bdca jego domem. Wystarczyo
mu dmuchn, by wytworzy kolejn flot i wysa na yzne
Ziemie wraz z wszelkimi plagami. Oni, na odmian, tracili siy.
Kada istota miaa do zaoferowania jedynie wasne ycie i
wasn mier. A to byo za mao.
Misaianes mg spokojnie czeka na dzie, w ktrym Jele
potknie si o wasne nogi i uderzy gow o ziemi, w kocu
pokonany.
Thungiir bez ogrdek oznajmi swoim ludziom, e w oczy
zajrzao mu widmo klski.
- Nie zdoamy dotrze na Rubiee przed flot Misaianesa.
Wieczna Nienawi postawia stopy na dwch przeciwlegych
kracach yznych Ziem. Z jednej z tych stp moemy utoczy
krwi; druga z pewnoci utoczy j nam.
Patrzy! na swoich ludzi, a oni w milczeniu czekali na rozkaz.
Kiedy bl jest zbyt gboki, nie znajduje ksztatu ani sw.
Rozchodzi si niczym powietrze, zajmujc cay wiat. A kady
krok jest bezsensowny, bo nie ma dokd i.
- Zawstydzilicie mnie - rzek Thungiir. - Sdziem, e
bdziecie prbowali mnie zmusi do powrotu na Rubiee.
Zrozumiabym to. Wy jednak wolicie wypeni powinno
wojownikw. To zaszczyt, e mog nazywa was brami.
Najpierw spiera si z Minchem, potem sam wymierzy kar
dezerterom... onierze Thungiira kochali tego czowieka,
penego powicenia i odwagi; czowieka, ktry w dniach
rozejmu walczy z wasnymi mylami, lecz na polu bitwy
zmienia si w dziki krzyk, niepowstrzymany topr i ofiar z
krwi.
- Wkrtce wit - rzek dowdca. - Wtedy si tu zbierzemy.
Wojownicy rozeszli si powoli, pozostawiajc swego wodza
przy poncym jasno ognisku. Thungiir odtwarza w mylach
kady moment tej niekoczcej si wojny, poczwszy od dnia, w
ktrym Cucub zapuka do drzwi jego domu na Wichrowej
Przeczy i ogosi, e przez Yentru pynie flota...
Niewane, ile pamita ani jak wielu rzeczy nie rozumia. O
wicie musia si sta caoci i wyda nieodwoalne rozkazy.
Nim jednak zawitao, do obozu dotar po szalonej jedzie
Cucub. By brudny i rozgorczkowany. Zsiad z grzbietu
grzywaka i szed w stron Thungiira, mamroczc w kko jedno
imi.
- Kuy-Kuyen... Kuy-Kuyen... Thungiir schwyci go mocno za
rami.
- Przesta to powtarza! Nie upieraj si przy powtarzaniu jej
imienia, Cucubie! - Przygarn go do siebie. - Wszyscy mamy
kogo opakiwa i jeszcze nikt nie wypowiedzia adnego imienia.
Cucub zamkn oczy. Thungiir zrozumia, e jego przyjaciel
uspokaja swoje serce.
- A teraz siadaj i mw szybko, bo o wicie musz wiedzie, w
ktr stron wyruszymy.
Kiedy Cucub skoczy opowie, byo ju jasno. Dowdcy
garnizonw toczyli si wok resztek wygasego ogniska.
Wszyscy usyszeli spor cz jego relacji.
Najgorsza wie bya spniona. Wiedzieli ju od kobiet-ryb o
flocie, ktr Flauro i Molitzmos wysali na Rubiee. Cucub
powiedzia jednak co nowego.
- Z t flot pyn te buntownicy.
Te sowa przyniosy im odrobin ulgi, niczym podmuch
powietrza, ktry nie wystarcza, by ochodzi, lecz i tak jest mile
widziany. Husihuilkaskie wioski nie bd osamotnione - ani w
boju, ani w mierci.
Po wysuchaniu Zitzahaya Thungiir mg podj decyzj.
- Ty, Cucubie, popdzisz co si z powrotem do Beleram.
Sprbujesz uwolni winiw, a zaraz potem udasz si z
pozostaymi kukulami na Graniczne Wzgrza, gdzie doczycie
do nas. A poudnie?" - pytay dusze.
- Dwa pene garnizony wyrusz na Rubiee. Nie dotr tam
przed okrtami, ale jeli nasz lud z pomoc onierzy Soca
zdoa si broni do dugo, przybycie wojownikw moe
odwrci losy bitwy. Reszta armii
- Husihuilkowie i Zitzahayowie - od dzi bdzie maszerowa
bez wytchnienia do Kraju Soca. Nie ma ju na co czeka. Jeli
buntownicy s gotowi, niech walcz u naszego boku. Jeli nie,
niech umieraj w samotnoci
- mwi Thungiir. - Bdziemy walczy tak, jak potrafimy.
Kiedy nasz lud ginie, nie ma chwili do stracenia. Wiemy, e
kady mieszkaniec kadej wioski bdzie
walczy do upadego jedynie po to, by mc honorowo
poegna si z yciem. To samo dotyczy nas. Zrobimy to, co
zrobiliby Dulkancellin i Minche; to, czego da gos przodkw.
Kto ginie, przestrzegajc prawa, ktre uczynio go czowiekiem,
rodzi si na nowo".
C Z T R ZE C I A
CZTERY WARTOCI

Kiedy drogi pokrywa szron, a Las Goenijski obnay koci,


bo wszystkie licie drzew obumary, Zoras pojecha po Var.
Miny cztery lata, odkd zostawi j pod opiek czarynek. Z
pewnoci wypikniaa i ciaem, i duchem. Wiedziaa, po co yje,
przyswoia cztery fundamentalne wartoci i cieszya si
wszystkimi askami ziemi.
Nim mag wyruszy do Goenii, wysa Foitetesa, by
bezpiecznie przeprowadzi Ara od wybrzea Goe do
umwionego miejsca w lesie.
Czarynki czekay na maga w grocie z twardej skay,
ogrzewanej przez kilka ognisk. Wraz z nimi czeka ogromny
dzban z nektarem i mikkie owoce.
Marmara nie moga sobie znale miejsca. Poprawiaa
naszyjnik na szyi Vary, zaczesywaa jej wosy to na bok, to do
tyu. Oczekiwania przed ponownym spotkaniem byy tak wielkie,
e wci co jej nie pasowao.
Niedaleko nich Grais bawia si w naladowanie odgosw to
letniego, to jesiennego lasu, a Vara miaa si perlicie.
Briseida chronia si przed zimnem przy ogniu.
- Zoras doceni nasz prac - powiedziaa Marmara,
podziwiajc nieskaziteln urod Vary.
I tak si stao. Mag Odosobnienia wszed do jaskini, zdejmujc
skrzany paszcz, ktry chroni go w podry. Na widok Vary z
wraenia upuci go na ziemi.
Nie spuci jednak wzroku. Niebieskie spojrzenia przeszyy
powietrze i spotkay si wczeniej ni donie - zanim jeszcze Vara
si skonia, a Zoras pogaska j po gowie.
- Zota Cro Odosobnienia, nadszed czas. Potem mag zada
cztery oczekiwane pytania. I jeszcze jedno.
- Powiedz mi, Varo, jaka jest pierwsza warto i do czego
suy?
- Pierwsz wartoci jest pami. To sok, ktry pynie w
drzewach i czy korzenie z owocami.
- Jaka jest druga warto i jak dziaa?
- Drug wartoci jest imi i godno jego noszenia. Dziaa
jako symbol, ktry odrnia od siebie twarze. Kto posiada imi,
posiada dusz i niebo moe go przywoa.
- A trzecia? Jaka jest trzecia warto i ile way?
- To wiedza, znajomo i zrozumienie przyczyn. Way tyle, e
tylko najlepsi mog j unie. Moemy obdziela lud sodkimi
okruchami, ale sami musimy dwiga na barkach ciki chleb
wiedzy i poda z nim przez cieki czasu.
- A jaka jest czwarta warto, Varo, i do czego suy?
- To poezja, jedyny moliwy sposb mwienia prawdy.
Zoras przekona si, e Vara wyrosa na byskotliw
dziewczyn, gotow do wypenienia swojej misji. Zada jednak
dodatkowe pytanie:
- Ktr spord licznych umiejtnoci, jakie tu zdobya,
cenisz najbardziej?
Umiechna si.
- Umiejtno tworzenia wielkich wachlarzy z pir zotych,
biaych i szarych urawi.
Vara uczya si od wszystkich czarynek, ale nie wszystkie
jednakowo kochaa. I kiedy si z nimi egnaa, doskonale byo
wida, z kim zwizaa si najmocniej.
Najduej trzymaa j w objciach Marmara, przyciskajc do
piersi i gaszczc po zotych wosach.
- Dro-eg-ro-c-m-ci-naj.
- egnaj, cro mdroci.
- Doskonale, Varo.
- Doskonale, Marmaro.
Vara woya wysokie skrzane buty i zgrzebny paszcz,
dziki ktremu moga uchodzi za niewolnic maga. Potem
poegnaa si spokojnie i wysza z groty. Czarynki nie poszy za
ni. Zoras wsiad na konia, a Vara usadowia si za nim, na zadku
zwierzcia.
Wszystko, co pniej powiedziay lub wyszlochay czarynki,
pozostao ukryte wewntrz groty.
Zoras i Vara jechali przez Goeni, smagani lodowatym
wiatrem. Tak jak przypuszcza mag, nie napotkali ani jednego
podrnego. Szybko i w milczeniu zmierzali do umwionego
miejsca.
Czeka tam Foitetes w towarzystwie Ara, ktry wyrs na
dorodnego modzieca, rwnie urodziwego jak jego siostra.
Siedzcy przy ognisku wstali. Przybysze zsiedli z konia.
Niebieskie spojrzenia znw si skrzyoway. Foitetes
przypomnia sobie sortowaczk i wbrew rozkazom pomyla, e
zasuya na to, by by tu z nimi.
Oczy Vary i Ara lniy jak tafle wody.
Gdy tylko dziewczyna zobaczya brata, chciaa do niego
podbiec, ale Zoras j powstrzyma. To on musia odprawi
ceremoni powitaln.
Aro zatrzyma si przed nim i ledwo dostrzegalnie pochyli
gow w gecie szacunku.
- Zoty Synu Odosobnienia - rzek Zoras. Potem zada cztery
oczekiwane pytania. I jeszcze
jedno.
- Powiedz, Aro, jaka jest pierwsza warto i co j cechuje?
- Pierwsz wartoci jest pami. Cechuje j ruch, bo bez
niego nic nie mogoby by stae.
- Jaka jest druga warto i jak dziaa?
- Drug wartoci jest imi i godno jego noszenia. Dziaa
jako symbol, ktry odrnia od siebie twarze. Kto posiada imi,
posiada dusz i mio moe go przywoa.
- A trzecia? Jaka jest trzecia warto i ile way?
- To wiedza. Way tak duo jak ciki chleb, a zarazem tak
mao jak mnstwo rozdanych sodkich okruszkw.
- A jaka jest czwarta warto, Aro, i do czego suy?
-To poezja, jedyny moliwy sposb mwienia prawdy.
Zoras przekona si, e Aro wyrs na byskotliwego chopca,
gotowego do wypenienia swojej misji. Zada jednak dodatkowe
pytanie:
- Ktr spord licznych umiejtnoci, jakie nabye od dzieci
Boreaszw, cenisz najbardziej?
- Umiejtno iskania koca z pche tak skutecznie, jak robiby
to godny ptak.
Znajdowali si w gaju cyprysowym, pord cienkich, lecz
bardzo wysokich drzew, ktre najwyraniej nie zamierzay
przesta rosn, pki nie sign nieba.
W takim wanie miejscu spotkali si mag i jego ucze, Vara,
Aro i zima.
Chd pord cyprysw by potworny, lecz oni wydawali si
go nie odczuwa. Zoras i Foitetes ustalali drog powrotn, a Vara
i Aro rozmawiali, ledwie poruszajc ustami.
- Urodzilimy si w pewnym celu - mwi Aro. - I to nie jest
zasuga Zorasa.
- Ale on nas przygotowa do realizacji tego celu.
- Sortowaczka naznaczya nas na ciele.
- A Zoras na duszy.
- Jedno nie jest warte wicej ni drugie.
- Kiedy naucz si kocha, pokocham ci.
- Ja ju ci kocham, cho wychowano ci na sug
Odosobnienia.
- A ja kocham ciebie - przyznaa dziewczyna - cho
wychowano ci na sug obozw.
POWRT DO OBOZW

Zoras potrafi stworzy idealn, pozbawion wszelkiej skazy


iluzj i utrzymywa j przez cay czas swego dugiego ycia.
Bya to ogromna symulacja, bo polegaa na udawaniu
wiernego poddanego Wiecznej Nienawici przed magami i
monowladcami, poplecznikami Misaianesa, jego oczami i
uszami. Ale Zoras doskonale si kamuflowa.
Wczeniej to samo czynili jego mistrzowie. Wtedy jednak Pan
dopiero zaczyna rosn w si we wntrzu odlegej gry,
uwodzc Magw Odosobnienia, szepczc magnatom do uszu
obietnice, zawierajc sojusze i stopniowo poszerzajc wpywy.
Zoras za musia utrzymywa iluzj w obliczu Misaianesa
potnego, ktrego macki sigay ju drugiej strony morza.
Musia udawa przed samym nosem Pana, obserwujcego
wszystko oczami tych, ktrych przekabaci.
Zoras od wielu lat otacza si iluzj...
Zrcznie manipulujc sowami, wyrobi sobie pozycj wrd
magw Odosobnienia. Z przymknitymi oczami bra udzia w
Igrzyskach Dugich Dni, nie pozwalajc nikomu dostrzec
swojego przeraenia.
Przemykajc zwinnie przez czas i przestrze, zdoa zawrze
sojusz z czarynkami i eglarzami. Zmieniajc swj wygld i
chd, dotar do barogu sortowaczki, by spodzi wybracw.
Potem odegra swoj rol w obozach przdek i winiopasw,
by odzyska dzieci.
Teraz, cztery lata pniej, musia je odda.
Mag Odosobnienia postanowi! zacz od Ara. Wybra dla
niego obz powronikw, ktrzy robili cienkie i grube liny do
aglowcw, sieci, wozw cignitych przez woy; wszystkie liny
w krlestwie Misaianesa.
Powiedzia, e jego niewolnik by niezdarny i nieposuszny, a
bat niczego go nie nauczy.
- Zostawiam go wam. Niech haruje dla Pana a do mierci.
Powronicy pracowali nad wodami jeziora, w ktrym
zanurzali kbki przdzy, by nastpnie splata i naciga, splata
i naciga liny dla Misaianesa.
Dla tych ludzi ycie byo rwnoznaczne z wiecznym
splataniem i naciganiem lin, a mio z dzwonkami stranikw,
gorczkowym marszem do innego obozu, zgod na wzicie
nieznajomej kobiety. Splatanie i naciganie...
Zoras powiedzia, co mia do powiedzenia, i oddali si bez
odwracania gowy.
Stranik obozowy zlustrowa nowego powronika od stp do
gw. Aro jednak skrywa tyzn fizyczn pod szar bluz.
- Za mn!
Chopak pozwoli! si popycha, jakby by! chuchrem. Ta
pozorna ulego upodabniaa go do ojca.
Nieco pniej siedzia ju z innymi powronikami, zaczynajc
prac.
Zoras za, udajc bardziej ni kiedykolwiek, bo nic dotd nie
bolao go tak bardzo, zawiz Var z powrotem do obozu,
mwic, e znudzia mu si ta niewolnica.
- S inne, modsze i bardziej posuszne - powiedzia. I doda: -
dam, by nikt nie dotyka tego, czego dotykaem ja, bo moje
donie wci tam s i pozostan na zawsze.
Stranicy zrozumieli.
By to obz tuszczarek - tak nazywano kobiety, ktre
przerabiay zwierzcy tuszcz na mydo i wiece, na oleje i smary
do broni.
Zoras dugo zwleka, nim zostawi dziewczyn. W kocu
odwrci si i wolno odjecha. Nim opuci teren obozu, usysza
obrzydliwy glos stranika:
- Dalej, dziewucho. Wkrtce bdziesz mierdzie zjeczaym
tuszczem tak samo jak wszystkie.
Oczy zaszy mu mg. Vara bya jego cudownym dzieckiem, a
ten pachoek Misaianesa j ly.
Vara i stranik zobaczyli, jak mag gwatownie zawraca i
galopuje ku nim. Instynktownie, nie majc pojcia, co si dzieje,
stranik cofn si i osoni domi. Zoras w ostatniej chwili
pocign mocno za cugle. Ko stan jak wryty i potrzsn
mocno gow. Mag spojrza na crk i nie ujrza w jej oczach
strachu. Dopiero wtedy odwrci si i odjecha.
Stranik zaczeka, a go si oddali.
- Chcesz wiedzie, jak si nazywasz? - zapyta, przysuwajc
twarz do twarzy Vary.
Powstrzymaa dreszcz odrazy.
- Chcesz wiedzie? - Schwyci j mocno za wosy. - Do
wczoraj nazywaa si niewolnic maga, a dzi jeste tuszczark.
Na twoim miejscu bym si popaka.
I za wosy pocign j w stron beczek wypenionych po
brzegi zjeczaym tuszczem.
SORTOWACZKA OPORU

Kiedy sortowaczka naznaczya ciaa swoich dzieci, nikt o tym


nie wiedzia. Ani kobiety pice na ssiednich siennikach, ani
Pomroka, ani Misaianes zajty spogldaniem w stron morza, po
ktrym pyna ku yznym Ziemiom jego pierwsza flota.
Ten niezauwaony przez nikogo chrzest pozosta jednak ywy
w pamici kobiety.
Pozostaa w niej nostalgia, odbicie imienia yjce u jej boku i
sortujce wraz z ni. A take sen o przepiknym niebieskim
blasku nalecym po czci do niej.
Nie znaczy to, e sortowaczka wyobraaa sobie swoje dzieci.
Nie miaa pojcia o tym, na kogo wyrosy i z jakiego powoduje
zrodzono.
Pamitaa natomiast dokadnie chwil, w ktrej zabrali je
onierze Misaianesa, notujc na swoich tabliczkach:
Sortowaczka - 2".
Potem bardzo szybko si zestarzaa. I cho kilku kolejnych
mczyzn, ktrzy przybyli z dwikiem dzwonkw, trafio do jej
barogu, rozdygotana kobieta nie powia wicej potomstwa.
Pozostaa sama ze swoim chodem, z bolesnymi
reprymendami, z noc i alem.
Gdyby pozwolono Foitetesowi j odnale, ujby j za rce i
opowiedzia o dzieciach.
Zoras jednak stanowczo mu tego zakaza.
POMROKA W STRZPACH

W skalistym regionie Starych Ziem niedaleko gry


Misaianesa szalaa burza, smagajc ciemne kamienie wiatrem i
wod.
Pomroka staa w luno narzuconej na kociste ramiona
pelerynie. Jej nagie, chude ciao nie drao jednak, bo zimno byo
jego ywioem.
- Odejd ode mnie... Ty, ktra bez drenia splota mi
warkocze. Nie chc ci pamita, niewinna. Oddal swj umiech
od mojego blu, bo nie zamierzam ci pokocha... To on jest
moim dzieckiem, nie ty! Owszem, narysowaa mi linie na
doniach. Popyna ze mn na wysp Lulkw i spaa przy
mnie. Nikt ci nie powiedzia, e ten, kto zasypia u mego boku,
nigdy si nie budzi? Co ty w ogle o mnie wiedziaa, niewinna?
Z pewnoci nie wiedziaa prawie nic, bo inaczej nie
chwyciaby mnie za rk. Dlaczego twj umiech przeprawil si
przez morze? Nie chc go tutaj! Przywoaj go do siebie! Ja mam
syna, ktremu musz pozosta wierna.
Siedzc w towarzystwie Kupuki pod orzechem rosncym
midzy domem a lasem, stara Pomroka usyszaa gos
wymawiajcy dwa imiona: Vara i Aro.
Chodzio o dwie istoty, ktre namaszczono wbrew rozkazom
Misaianesa. Pomroka zrozumiaa, e musi wraca na Stare
Ziemie. Po powrocie krcia si po kontynencie, wykonujc
swoj prac i odkadajc w nieskoczono wizyt u tronu
Misaianesa. Wiedziaa, e dwoje namaszczonych marzy o tym,
by wszystko byo takie jak przed nastaniem rzdw jej syna.
Chciaa go ostrzec, lecz wci zbaczaa z waciwej drogi.
- Ile jeszcze mam znosi? O yciu piewa si pieni,
bogosawi je, wita z otwartymi ramionami. Aja? Wszyscy mnie
nienawidz i przeklinaj. Wszyscy si mnie boj. Ile jeszcze mam
znosi? Beze mnie ycie nie mogoby szczerzy w umiechu
biaych zbw. Bez czekajcej Pomroki ycie nie byoby drog,
lecz studni. A jednak witaj mnie wycznie przeklestwa. Aja
przyjmuj je, jak tylko matka potrafi...
Wiatr by tak porywisty, e porusza skaami. Pomroka stal
na otwartej przestrzeni jakby nigdy nic, zadumana nad sob.
- Wanie. Tak, jak tylko matka potrafi. A co dla mnie
przygotoway Wielkie Prawa? Bezsensowny zakaz: Nie wolno
ci rodzi". Mnie, matce wdw i sierot, ktra pokornie znosia
wszystkie rzucane na ni obelgi! Nie wolno ci rodzi" - mwi
do mnie! A teraz, miotana wichrem, nie mam pojcia, w ktr
stron i! Nie mam pojcia... Tam jest syn, ktrego spodziam z
wasnej liny. A tam moja powinno. Wic zabierz ode mnie ten
swj umiech, niewinna, bo wydaje mi si, e ze mnie kpisz!
Wykrzykiwaa te sowa na wiatr, ktry chcia j zacign
przed oblicze Misaianesa. Chcia tego tak bardzo, e j
rozdziera. Waciwie bya ju tylko gosem.
- Pjd do niego. Moja powinno jest mniej wana od jego
planw. Czy nie tak powiedziaaby kada matka?
Peleryna Pomroki uniosa si w gr i trzymaa j niczym lina
spuszczona z nieba.
- Usid u boku Misaianesa w jego ogrodzie z koci... Wtedy
bd mie racj ci, co mnie przeklinaj! A kiedy wszystkie
stworzenia doszcztnie mnie znienawidz, stan si... stan si
podobne do mego syna.
Ruszya w drog pomidzy skaami. Jej kroki nie byy
krokami staruszki. Sza wyprostowana, napita. Peleryna
omotaa za jej plecami. Wosy fruway na wietrze. Lecz nagle
Pomroka si zatrzymaa.
- A ty tu czego? - zapytaa ostro.
Zwracaa si do wspomnienia babci Kush, ktre ni std, ni
zowd zagrodzio jej drog.
- Chcesz, ebym si ukorzya? Ty, matka matek, chcesz,
ebym zapomniaa o wasnym synu?
Pomroka i burza zatraciy sw furi. Szara peleryna opada bez
ycia na plecy staruszki.
- Dobrze wiem, e przysza tu, eby mi przypomnie o tym i
owym. Choby o tym, e gdy po ciebie przyszam, twojej twarzy
nie wykrzywiaa wcieko. Strachu te na niej nie byo.
Pamitam, e babcia Kush przywitaa mnie z radoci. Pamitam
te kade sowo, ktre wypowiedziaa do niewinitka.
Chod, Wilkilen, usid koo mnie, a ja ci opowiem o tej,
ktra poczwszy od tej nocy, bdzie mi siostr i wieczn
towarzyszk. Nie przestrasz si, gdy wymwi jej imi, ani nie
wi jej za robienie tego, co konieczne. Znasz kogo, kto lubiby
je jabka wiszce na drzewach przez wiele lat? Ja te nikogo
takiego nie spotkaam. Powiedz zreszt, jak mogyby si narodzi
nowe jabka, gdyby te, ktre ju si nawisiay, nie zrobiy im
miejsca na gaziach? Czy ty i ja mogybymy by stare w tym
samym czasie? Ktra uczyaby ktr? Siostra mier wypenia
zadanie, ktre wszyscy rozumiej, cho niewielu wybacza. Bez
niej ludzie nie patrzyliby w niebo w bezchmurne noce. Nie
piewaliby. Bez niej nie istniayby westchnienia ani pragnienia.
Bez niej nikt na tym wiecie nie czuby si szczliwy".
Kiedy wspomnienie Kush zniko, Pomroka wci staa. Bya
zmczona. Chciaaby znale jakie drzewo, ale w pobliu tronu
Misaianesa nie roso ani jedno. Pomroka usiada wic na samym
rodku skalistej wyyny.
- Powiedz mi, niebo, gdzie jest moje prawdziwe miejsce? Co
ma robi ta, ktr Husihuilkowie nazywaj siostr od
przycinania gazi"?
Potny podmuch od strony gr uderzy j w twarz i na nowo
zaniepokoi.
- Do tego! Skoro zrodziam Misaianesa, skoro on znalaz si
na tym wiecie w wyniku mojego nieposuszestwa, czy mog
go teraz opuci?
Wstaa, zdeterminowana, by wreszcie dotrze do gry syna.
- Wiem, niewinna. Mwisz prawd. Zagubiam si w swojej
roli. Ale posuchaj uwanie i odpowiedz: czy znasz kogo, kto w
peni utosamia si ze swoj funkcj? Chmura przynosi ulg
czowiekowi siejcemu kukurydz w upale. Czy to znaczy, e
istnieje wycznie po to, by dawa mu cie? Albo czy lad
istnieje po to, by prowadzi kogo, kto nim poda? Dlaczego
wic ja miaabym si utosamia ze swoj rol?
Jej drog przecio kilka chorych ptakw. Pozbawione pir, z
zarowion i drc skr wloky si po
ziemi w poszukiwaniu ostatnich dbe trawy. W pobliu gry
Misaianesa ptaki zatraciy bowiem zdolno lotu. Pomroka
pochylia si, wzia w rce najmniejszego z nich i zacza
dawi.
- Powiedz mi, niebo, gdzie moje miejsce? Jestem i matk, i
Pomrok.
Wiedziaa, e jeli nie przestanie dusi, wkrtce wntrznoci
ptaka zaczn wypywa przez potwarty dzib.
- A jednak targaj mn wtpliwoci. I myl, e moe...
Ucisk zela i ptak mg zaczerpn tchu.
- Moe jestem matk wszystkich. Jestem ich matk w krgu, w
ktrym musz wypenia bolesn rol - rol, ktr rozumie si
dopiero po fakcie. Czy nie to wanie stao si pewnego dnia z
babci Kush? Pomyl, maa Wilkilen! Czy nie jest tak, e w tym
krgu jedna matka daje, a inna zabiera? Czy nie jestem wic
matk wszystkich, maa Wilkilen?
mier zacisna pi, a potem pucia. Ptak opad na
kamienie.
- Kolejna mier z nienawici - mrukna.
I tak miotaa si Pomroka midzy zabitym ptakiem a swymi
ponurymi wtpliwociami. Rozdarta na strzpy...
DUE I MAE

Nic, co nie zostao zoone z niezliczonych fragmentw


poczonych w tym samym celu, nie moe by wielkie.
Gry skadaj si z fragmentw skay i fragmentw czasu,
poczonych, by uzyska ogrom. Niebo to fragmenty wody i
ogromu, poczone, by uzyska czas.
Zoras rozumia, e przebudzenie ludzi z obozw, wielkie i
brzemienne w skutki, mona osign jedynie dziki poczeniu
niedostrzegalnych fragmentw odkupienia. W tym celu Vara i
Aro udali si z powrotem tam, skd pochodzili.
Vara wydobya z fad odziey grzebie, ktry wasnorcznie
wykonaa z wypolerowanych drzazg. Ostronie zdmuchna z
niego kurz, a potem piset razy przeczesaa nim wosy. Robia to
kadego wieczoru. Dzielce z ni barak tuszczarki patrzyy na to
w milczeniu, sdzc, e nowo przyby gnbi jaka choroba, a
wykonywane przez ni dziwne ruchy maj jej uly w cierpieniu.
Vara przyniosa te do siennika kilka smacznych listkw
zerwanych na obrzeach obozu. Wypenia je mleczny sok, ktry
stranicy pozwalali im pi.
Ona jednak nie pia. Zdja tunik, niernic si
niczym od tunik pozostaych tuszczarek, i posmarowaa sobie
mlecznym pynem nogi, a potem rce.
Tym razem towarzyszki podeszy, by z bliska obserwowa jej
czynnoci. Vara smarowaa szyj i twarz, udajc, e nie dostrzega
ich zaciekawienia. Robia to w skupieniu, agodnymi ruchami: w
ten sposb uczya pozostae kobiety spokoju i pokazywaa, jak
mog wyglda pieszczoty.
- Co robisz, tuszczarko? - zapytaa jedna z obserwatorek.
Vara zbliya palce do nosa i wcigna powietrze.
- Ju nie cuchn tuszczem - powiedziaa. - Teraz pachn.
I umiechna si.
Nigdy jeszcze tuszczarki nie widziay umiechu tak
szczerego. Umiechu, ktrego nauczy Var las.
Wycigna rce, by jej towarzyszki mogy poczu zapach.
Stoczyy si wok niej i oddychay gboko. Niektre
omieliy si dotkn byszczcej skry, mylc, e to ksiyc
zstpi! z nieba prosto do ich baraku.
Vara im na to pozwalaa. Pamitaa dzie, w ktrym bdc
jeszcze dziewczynk, schwycia si pnia i wirowaa, naladujc
Marmar. Teraz byo tak samo, tyle e to tuszczarki wiroway.
*
W obozie powronikw Aro zdecydowa si na muzyk.
Zrobi tak, poniewa go nauczono, e wszystko, co yje -
morze, owoce, serca Dzieci Ziemi - podlega jakiemu rytmowi.
Pewnego dnia, gdy pletli sieci do przybrzenych pooww,
znalaz trzy cienkie gazki, ktre zmierzy i przeama w
okrelonym miejscu. Dwie miay dugo jego przedramienia, a
trzecia bya nieco krtsza. Pniej mocno zwiza ich kocwki
wiklin w trjkt, a na koniec zebra troch wosia ze
zwierzcych grzyw i przywiza je do brzegw duszych
gazek, tworzc struny.
Powronicy przygldali mu si ukradkiem, nie przerywajc
pracy.
Gdy tylko skoczy, upewni si, e w pobliu nie ma adnego
stranika, i przyklk na jedno kolano, a na drugim wspar
skonstruowany instrument.
Potem przesun agodnie silnymi palcami po powstaych
strunach. Powronicy zauwayli, e nie robi tego na chybi trafi.
Kiedy tak suchali, poczuli si czci czego znacznie
wikszego od nich samych.
Jakim cudem ten chopak sprawia, e koskie wosie
przemawiao jzykiem, ktry wydawa im si znajomy?
Co si ze mn dzieje? Dlaczego czuj, e si budz, skoro nie
wita, a ja nie le na swoim sienniku? - zastanawiali si.
W obozie Misaianesa - miejscu, w ktrym ludziom za imiona
musiay wystarczy nazwy wykonywanych zawodw -
rozbrzmiewaa muzyka. Muzyka powrcia na Stare Ziemie!
Znienacka jednak do Ara podszed stranik. Wyrwa mu
instrument i wrzuci go do jeziora. Powronicy patrzyli, jak
odpywa w dal, koyszc si na wodzie.
- Zrobimy nowy - zapewni ich Aro. - Wiele nowych.
Obozy byy poywk Misaianesa. Ich mieszkacy zasilali
wielk fal umarych, ktra bez przerwy spywaa do garda Pana.
A jednak Vara i Aro przynieli do nich z zamierzchej,
szlachetnej przeszoci blask imienia.
Przed witem rozbrzmiay dzwonki. Vara syszaa je po raz
pierwszy od swego powrotu. Wiedziaa, co zwiastuj.
- Bednarze! - dobieg spoza baraku gos stranika. Tuszczarki
otwieray oczy, lecz wci tkwiy bez ruchu.
Tylko Vara podniosa si gwatownie i przykucna pod cian
w pobliu siennika.
Czekajc, przypominaa sobie kade sowo Marmary
dotyczce tego, co wanie si zbliao.
Pamitaj, Varo: mczyni z obozw przyjd do ciebie nie z
okruciestwa czy zoci. Przyjd, wiedzeni potrzeb ciaa.
Wszelki opr zbije ich z tropu i przestraszy. Teraz ju wiesz:
musisz zrobi to, co robiy pierwsze czarynki, by mc y w lesie
obok wilkw".
Jeden z bednarzy by ju przy sienniku i rozglda si za ni.
Pamitaj, co zrobiymy z wilkami. Najpierw je
ujarzmiymy" - mwia Marmara.
Mczyzna nie znalaz na sienniku nieruchomej kobiety.
Tuszczarka kucaa oparta plecami o cian, patrzya na niego
stanowczo i oddychaa gboko. Bednarz krci gow, prbujc
zrozumie, co si dzieje.
Przyszo mu do gowy, by poszuka innej, ale ta tuszczarka z
dugimi, poyskujcymi w blasku ognia
wosami pachniaa jako inaczej. Zbliy si wic do niej
powoli.
Raz jeszcze powtrzya sobie wszystko w mylach.
Wywiczono j w walce. Umiaa pokona mczyzn, a
gdyby byo trzeba, moga i zabi. Wiedziaa te, w ktrych
czciach ciaa pi niezmierzony bl i potrafia go obudzi.
Teraz musiaa ujarzmi wilka.
Zaczekaa, a bednarz podejdzie dostatecznie blisko, by jej
dotkn. Potem wykorzystaa zrczno nabyt przez lata nauki i
dyscypliny.
Chwycia za do, ktr pooy na jej ciele, i wykrcia j
mocno, niemal wyamujc mczynie palce. Opara swoj rk
na ebrach bednarza i pchna.
Przeraony blem i przewiercajcym spojrzeniem, patrzcym
na niego z rozwcieczonej twarzy, mczyzna zamar. Vara
przewrcia go na plecy i szeptaa mu do ucha.
Teraz musiaa rozkocha wilka w sobie.
Najpierw je ujarzmiymy, a potem nauczyymy mioci" -
tumaczya Marmara.
Bednarzowi nigdy dotd nic podobnego si nie przydarzyo.
- Kochaj nas, mczyzno, tak jak kiedy kochano na Starych
Ziemiach...
Gos Vary prosi i obiecywa:
- Rb to, jak naley. Wracaj o wicie kadego ranka, obejmuj
nas w talii, nie pij podczas burzy. Kochaj nas, jak kiedy
kochano na Starych Ziemiach.
Kiedy rozbrzmiay dzwonki obwieszczajce wymarsz
bednarzy, Vara przestaa mwi i oswobodzia mczyzn z
ucisku. On jednak wcale nie by z tego zadowolony.
Pniej, na innych siennikach, w poszukiwaniu tamtego
uczucia szeptal do bezimiennych kobiet:
- Wrc... bd ci obejmowa w talii... nie bd spa podczas
burzy...
W obozach, pod nosem Misaianesa, mae stawao si wielkim,
a imi nieuchronnie rozprzestrzeniao si z jednych na drugich.
PUCHACZ I CZAS

W pamici Nakin czas nie byt lin, ktra rozwija si w


nieskoczono. Bo linia prosta przydaje si tylko w przypadku
przestrzeni, ktr mierzy si w pidziach, i ycia, ktre mierzy si
w porach deszczowych.
Dla Nakin z Klanu Puchacza pami bya krgiem, w ktrym
nie istniao przedtem" ani potem". Kt bowiem rozpozna, co
byo przedtem, a co potem w cigoci toczcego si koa? Gdzie
jest pocztek, a gdzie koniec wszystkich rzeczy?
Wydarzenia, ktre przechowywaa w pamici Nakfn, naleay
do Zawsze i do Nigdy; do Czasu Kolistego. A jednak byy rwnie
namacalne, jakby si je trzymao w garci.
Przed czym? Przed niebem?
Pewnego dnia rozdar si jedwab Magii,
a jej moc przeamaa si na p.
Czy to byo przed niebem,
czy moe po nim?
Magia rozesza si w dwie strony
i odgrodzia morzem.
Na Starych Ziemiach pozostao Odosobnienie,
a Otwarta Przestrze
przemierzya Grob Balameba, dugi pas
najeonej wukanami ziemi,
otoczonej piercieniami miedzianej wody.
Czy to byo przed niebem, czy po nim?
Ani przed nim, ani po nim, lecz wraz z nim.
AMisaianes...
Zrodzi si z nieposuszestwa matki czy przed nim?
mier wbrew Wielkim Prawom zrodzia syna,
lecz Nienawi czyhaa
na szczelin, by si w niej zagniedzi,
na niedoskonao i ran.
mier zamaa zasady,
lecz nie wiedziaa...
Nie wiedziaa, e jej nitposuszestwo
toruje drog Nienawici.
A wic
czy Misaianes zrodzi si przed nieposuszestwem czy po
nim?
By opowiedzie i zapamita, ile trzeba, Nakin zrezygnowaa
z linii prostej, ktra nie bya ani do mocna, ani do pewna.
Wybraa koo - figur, w ktrej adna nieobecno nie jest
wieczna. Figur, w ktrej wszystko wraca. I nic nie pozostaje
daleko.
WYTONY WZROK

Flauro wiedzia, e szpiegowanie nie oznacza krycia si za


uchylonymi drzwiami. Szpiegowanie to sposb patrzenia.
Nie bez powodu ci, ktrzy szpieguj, musz wyta wzrok.
Szpiegowa znaczy bowiem dostrzega linie.
Wiedzia te, e szpiegowanie nie oznacza przyapywania,
tylko powolne i konsekwentne podanie za tropami.
Dlatego namwi mod on ksicia do wizyt w pawilonie, w
ktrym pracoway przdki, i w pomieszczeniach, w ktrych szyto
ksice stroje. Poleci jej take, by czsto odwiedzaa pracownie
rzebiarzy i kuchnie.
Dziewczyna podja si zadania z takim entuzjazmem, e
dniem i noc wycznie szpiegowaa, wytaa wzrok, podaa
za tropami.
Od czasu rozmowy z Flaurem odwiedzaa midzy innymi
pomieszczenia, w ktrych wrzay ogromne kadzie pene
czerwonych, niebieskich i purpurowych pynw. Spotkaa tam
kobiet zmczon prac wrd cuchncych oparw i w
potwornym arze.
- Chciaaby zosta moj suc i mieszka w paacu? -
zapytaa.
Szpiegowanie jest sztuk polegajc na znajdowaniu
waciwego momentu i sabego punktu. Flauro nie musia tego
powtarza, bo ciao modej ksinej doskonale to rozumiao.
Szpiegowanie stao si dla niej racj bytu, ktr po nocach
przewijaa, karmia i koysaa w ramionach.
Pierwsze naiwne, czasem nawet niewiadome donosy
zaprowadziy j do kuchni.
W kuchni paacowej mieci si cay wiat. Ksina znalaza
wic wszystko, czego szukaa: ambicj i nieprzyzwoito,
waciwy moment i saby punkt.
Kolejny donos zaprowadzi j do piecw, w ktrych
wypiekano chleb.
Chleb dla Powolnej Mowy piecze zawsze ten sam czowiek"
- powiedziano jej.
I zawsze zabiera go std jej niewolnica. Nikomu innemu nie
pozwalaj go dotkn" - dodano.
By moe ci, ktrzy to mwili, nie mieli pojcia, jak cen
zapac za te sowa. Szpiegowanie jest bowiem take sztuk
przyoblekania zdrady w strj poufaoci.
Ten piekarz czsto spotyka si z Kowalem poza kuchni" -
doniesiono jej.
Moda maonka zrozumiaa, e wreszcie ma w rku co, co
moe przekaza Flaurowi.
CHLEB ACILI

Moda ona Molitzmosa prbowaa pogaska Flaura po


brodatej twarzy, lecz syderetycki kapitan odepchn j szorstko.
Denerwowao go, e ta kobieta go dotyka, gdy to ju niczemu nie
suy. Ona za, uczyniwszy to nie z czuoci, lecz z ciekawoci,
nie zrozumiaa, e go urazia, i mwia dalej:
- Powiadomi mnie, gdy niewolnica Powolnej Mowy znowu
zamwi chleb dla swojej pani. Pozostae ony ksicia mi
pomog. Bd mylay, e to jaka zabawa. Zgodnie z twoimi
rozkazami nie powiedziaam im nic wanego.
W kocu przyniosa mu jak godn uwagi informacj. Flauro
pomyla, e te wszystkie dziwne przypadki zwizane z chlebem
mog w istocie wcale nie by przypadkowe.
Rwnie dobrze jednak mogo chodzi o zwyky kaprys
Powolnej Mowy.
- Historia z chlebem to niewiele - mrukn - ale nic wicej nie
mamy.
Trudno, najwyej si pomyl, doda w mylach. Nie majc
mocniejszych dowodw, zainteresowa si dziwnym rytuaem
Powolnej Mowy. Nakreli plan,
ktry miay zrealizowa jego golbeczki. Jeli nic nie odkryj,
wszyscy pomyl, e to zwyky eksces modych on.
- adna z twoich sistr nie moe pozna naszych prawdziwych
zamiarw - powtrzy. - Niech myl, e chodzi wycznie o
zrobienie Acili na zo. I przypilnuj, eby za bardzo nie
skrzywdziy starej sucej, bo to rozwcieczyoby Powoln
Mow, a jeli chleb nie bdzie kry adnej tajemnicy, incydent da
jej pretekst do zadania kolejnych przywilejw.
Wsta gwatownie, by unikn kolejnej pieszczoty, i oddalil
si.
THUNGUR I SOCE

Wojsko Jelenia niestrudzenie paro na pnoc, by walczy tak,


jak potrafio - w imi prawa i honoru.
W pobliu rzeki Yum wyszed im naprzeciw oddzia
onierzy Soca z Kowalem na czele. Byo to pierwsze
spotkanie dowdcw obu armii, dwch mczyzn, ktrzy
uzgodnili, szczegy ataku poprzez jaguary i posacw.
- Przybyem, by w imieniu buntownikw z Kraju Soca
prosi ci o zaniechanie marszu. Powstrzymaj atak o kilka dni, bo
nasz dwr nie jest jeszcze gotw!
Thungiir umiechn si gorzko.
- Gdzie si podziaa twoja dusza, Kowalu? Jak moesz mwi
nam w oczy, e dwr nie jest gotw? Gdzie si podzia twj
wstyd, skoro w obliczu obecnych tu ojcw i mw mwisz, e
twoi arystokraci nie zdyli skroi sobie paszczy?
Kowal ze spokojem wysucha obelg, wiedzc, e sprawia
sojusznikom bl.
- Nie chodzi o kaprys, Thungiir ze - rzek - lecz o narodziny.
- O czym ty mwisz?
- O dziecku, ktre wkrtce si narodzi. Dziecku dwch krwi,
potomku Acili i Molitzmosa, ktry gwarantuje pojednanie obu
dynastii.
Kowal wypowiada te sowa tak podniole, e Husihuilk
zdoa zdusi w sobie furi.
- Przyszlimy tu gotowi na mier, a ty mi mwisz, e mam si
wstrzyma z atakiem z powodu takiej drobnostki? - zapyta
spokojnie.
- Nie mwiby tego, gdyby mnie dobrze zrozumia. Krajem,
z ktrego pochodz, od niezmierzonych czasw targaj walki o
wadz. Ten kraj jest jak partia yocoya, w ktrej przeciwnicy
zasiadaj na zotych taboretach, a nie jak wioska, w ktrej
wszyscy zasiadaj przy wsplnym ognisku jak rwny z rwnym.
Thungiir przypomnia sobie dzie sprzed lat, w ktrym co
podobnego powiedzia Hoh-Quiu. Odpowiedzia jednak, jak
przystao na Husihuilka:
- Syderetycy zbliaj si do mojej wioski. Do miejsca, w
ktrym yj dzieci mojego ludu. Nie bdziemy mogli ich obroni,
bo jestemy tutaj. A ty mnie prosisz, ebym wstrzyma pochd z
powodu jednego nienarodzonego dziecka, ktre koniecznie
trzeba uratowa?
- Nazywa si Yocoya-Tzin.
- Co chcesz osign, wymawiajc jego imi? - achn si
Thungiir. - Chcesz, ebym go pokocha bardziej ni nasze dzieci?
ebym pokocha go tak jak wy? Przed moimi oczami przesuwaj
si setki twarzy husihuilka-skich dzieci. Naszej ostatniej krwi,
ktr porzucilimy na pastw losu.
Musia przerwa, bo gos omal mu si nie zaama. Kowal
wykorzysta ten moment.
- To, e zaczekasz kilka dni, nie odmieni losw wojny po
drugiej stronie kontynentu. Gdy tylko na niebie
pojawi si sierp nowego ksiyca, pierworodny przyjdzie na
wiat. Wywieziemy go z paacu w bezpieczne miejsce i dopiero
wtedy rozpoczniemy wielk bitw.
Potem sprbowa wytumaczy Husihuilkowi, e liczny ruch
oporu w Kraju Soca skada si z przedstawicieli dwch klanw,
ktre maj do wyrwnania rachunki krwi i nigdy nie ustpi.
- Yocoya-Tzin, pierworodny, jest jedynym gwarantem
naszego sojuszu, bo pynie w nim krew obu klanw: klanu Acili i
klanu Molitzmosa. Moni podzielili midzy siebie wadz i
zgodzili si szanowa rwnowag si tylko dlatego, e dziedzic
tronu czy w sobie chwa obu herbw.
Thungiir musia zrozumie, e szlachta Kraju Soca ju teraz
wyznacza granice wpyww, ktre bd obowizyway po
zakoczeniu trwajcej wci wojny. I e nie moe przesta
myle o swoim konflikcie, cho cay wiat si wali.
- Twoja szlachta chyba hie ma plecw, bo gdyby je miaa, kto
stojcy za nimi z pewnoci by j zdradzi.
- Ten kraj jest parti yocoya, Husihuilku - powtrzy Kowal. A
poniewa do witu pozostao niewiele czasu, doda: - To nie bya
proba. Magnaci Kraju Soca kazali mi przekaza, e nie
przystpi do wojny, pki dziedzic si nie narodzi i nie znajdzie
w bezpiecznym miejscu. Przypominaj, e stracili ju wielu
spord swoich najlepszych ludzi, a innych posali z flot na
Rubiee, by bronili twego ludu. Rozumiesz, po co ponieli t
ofiar? Mwi, e nie zdoasz pokona Syderetykw bez ich
pomocy. A ty wiesz, e to prawda.
Wtedy Thungiir wypowiedzia sowa, w ktre nawet on sam
nie wierzy:
- By moe szlachta Kraju Soca przedkada wasne ambicje
ponad los yznych Ziem, lecz prosty lud z pewnoci nie postpi
tak samo.
Kowal umiechn si bez kpiny.
- Sabo go znasz, Thungiirze. To chopi, ktrzy za ssiadw
maj innych chopw. Od zarania dziejw naszego kraju
wykonywali potulnie swoj prac, palili tyto i oddawali
rzdzcemu ksiciu danin w postaci kukurydzy i posuszestwa.
Nie ud si - doda. - Jeli si wciekli i chwycili za bro, by
walczy przeciwko Hoh-Quiu, to tylko dlatego, e poprowadzi
ich i obieca im ochron inny ksi. Teraz, gdy Molitzmos odda
ich w niewol Syderetykom, gdy odebra im t namiastk
szczcia, ktra w peni ich zadowalaa, odpowiedzieli na
wezwanie buntownikw. Zrobili to, by mc zosta wiernymi
poddanymi ksicia, ktry jeszcze si nie narodzi... Lud Kraju
Soca bdzie cierpia, dopki moni nie rozka mu przesta!
Thungiir wiedzia, e Kowal mwi prawd.
- Gdyby mg ich zobaczy, Husihuilku - kontynuowa
tamten. - Ci, ktrzy umieraj dzisiaj, s uwaani za szczciarzy
przez tych, ktrzy umr jutro. Mniej si nacierpieli! Syderetycy
ich godz, a potem przekupuj podym jadem. Niezalenie od
tego, jak mocno niewolnicy zginaj grzbiety, biczom ich
przeladowcw zawsze jest za mao. Ja, Husihuilku, nie jestem
ani arystokrat, ani chopem. Jestem onierzem i w imieniu
naszego kraju prosz ci, by nam ofiarowa tych kilka dni. Bez
waszego wsparcia my te nie zdoamy nic osign.
Thungiir odczeka chwil, po czym odpar:
- Powiedz swoim panom, e my, Husihuilkowie, nie wierzymy
w rozstrzyganie spraw ycia i mierci
na planszach do gry. Sprawy ycia i mierci rozstrzygaj si
na ziemi. Ruszymy na Syderetykw, nie baczc na wasze proby.
Moi wojownicy wstydz si, e wci yj. Wstydz si, e jedz
i pi. Mam ich poprosi, by si zatrzymali, bo wasi moni nie
dokoczyli jeszcze swojej gry? Przeka im, e nie s nam
potrzebni do ycia. A do umierania tym bardziej.
Cho nie doszli do porozumienia, Kowal nie chcia si
poegna bez pozostawienia rozmwcy pewnej nadziei.
- Moesz by pewien, e nasi onierze bd broni dzieci z
poudnia tak samo, jak bronilibycie ich wy.
- Wystarczy, e bd ich broni tak jak nasze kobiety -
odpowiedzia mu szorstko Thungiir.
Gdy tylko zosta sam, zwrci si gono do ducha
Dulkancellina:
- Spjrz, ojcze, jak to wszystko si skomplikowao. Dla ciebie
wojna oznaczaa wroga znajdujcego si zawsze w jednym
miejscu: naprzeciw ciebie. Teraz walka toczy si take w naszych
szeregach. Ojcze, nasze prawa czasami nie wystarczaj, by mnie
poprowadzi. Jak ty i Minche zareagowalibycie na danie
Kraju Soca? - Patrzy w nocne niebo i wsuchiwa si w
szemranie pobliskiej rzeki. - C, czasy si zmieniy, a ciebie nie
ma... Czy si myl, ojcze, gdy mwi, e honor jest waniejszy
od zwycistwa?
*
Kowal galopowa na pnoc, po drodze kilkakrotnie
zmieniajc grzywaki. Przemierzy Graniczne Wzgrza i
pustkowie Kopytnicy, by w kocu dotrze do swego miasta. W
ukryciu zaczeka na zapadnicie nocy,
po czym dziki pomocy swoich ludzi przekrad si do wntrza
otoczonego murem paacu.
Ledwie znalaz si w koszarach, poszuka kawaka pergaminu
i zacz kreli na nim znaki.
Tymczasem Molitzmos i Flauro czekali na pierwszy ruch
Jelenia.
Wszystko znieruchomiao. Od przepiknej Doliny Trzynacie
Razy Siedem Tysicy Ptakw, lecej na poudnie od
poronitych dungl gr, a po Graniczne Wzgrza wida byo
tylko to, co lata po niebie, a syszano jedynie syki, chrzkania i
trele.
Dlaczego wdz Husihuilkw nie szed do Beleram? Co go
zatrzymao? Ksi Kraju Soca i syderetycki kapitan wci
roztrzsali t kwesti. Czyby wojsko Jelenia ju wiedziao o
pyncej ku Rubieom flocie? Czyby Thungiir musia walczy z
buntem pord swoich ludzi? Jak dugo jeszcze bdzie trwaa ta
cisza? Niezalenie od tego, o co pytali siebie nawzajem i co sobie
odpowiadali, obaj mczyni zgadzali si, e czas jest po ich
stronie. I na ziemi, i na morzu sprzyja on bowiem tym, ktrym
wadz nad wielkimi poaciami kontynentu daway
ufortyfikowane i doskonale uzbrojone miasta, a nie tym, ktrzy
skryli si w gszczu przyjaznej sobie dungli. Sprzyja tym,
ktrzy wkrtce mieli ostatecznie zawadn yznymi Ziemiami.
Nie mg sprzyja tym, ktrzy zostan osaczeni.
Prdzej czy pniej Thungiir ze swoimi wojskami musia
wyj z lasu i ruszy naprzd. Molitzmos i Flauro zgadzali si, e
na razie naley czeka.
ONY SOCA

Pi gobeczek czekao.
Drobne podostki rosn, gdy znajd towarzyszy.
Bezwstydno rwnie. Wystarczyo, e jedna wypowiedziaa
partem jakie groteskowe sowa, a pozostae to
podchwytyway. Czekay w ukryciu, szepczc do siebie, gotowe
rani, dzioba, ksa.
Droga od piecw, w ktrych wypiekano chleb, do komnaty
Acili bya duga - zwaszcza dla zgrzybiaej staruszki. Puste
korytarze z rzebionego kamienia wyguszay dwiki,
ukrywajc obecno gobeczek w biaych tunikach.
A one czekay, zatykajc sobie usta domi lub wciskajc je w
plecy ssiadki, by zdawi miech.
Wyglday piknie w swym okruciestwie. Ramiona, kolana,
ostre zby. Paznokcie, szeleszczce tuniki. Wosy, zazdro
spuszczona ze smyczy.
Ta, ktr wyznaczono do pilnowania wyjcia z kuchni,
przybiega z okrzykiem:
- Idzie! Idzie!
Suca Powolnej Mowy bya w drodze. Poniewa gobeczka
przybiega bardzo szybko, midzy jej podekscytowanym
obwieszczeniem
a dwikiem krokw staruszki na posadzce upyno sporo
czasu.
- Zaraz tu bdzie, zaraz bdzie...
Niewolnica Acili sza nieznonie wolno, niosc na srebrnej
tacy chleb dla swojej pani.
Nagle usyszaa jaki szmer i nim zdya poj, co si dzieje,
drog zagrodzio jej pi wciekych gobic.
- A czeg to sobie zayczya twoja pani? Chce jeszcze
bardziej rozd swoje opase cielsko? - pytay ze zoliwymi
umieszkami.
- Co si dzieje z Powoln Mow? Czyby zapychaa si
chlebem, eby zapomnie, e jej maonek odwiedza nas po
nocach?
Suca chciaa i dalej, ale gobki j otoczyy.
Obelgi pod adresem Powolnej Mowy i Yocoya-Tzina bolay
staruszk znacznie bardziej, ni gdyby dotyczyy jej samej.
Jedna z modych kobiet podesza i wyrwaa jej chleb z rk.
Staruszka prbowaa go broni, ale jej sabe ciosy tylko
wzbudziy miech.
Odepchno j dwoje modych ramion, a dwoje innych
schwycio za plecy, by nie upada. Nie by to jednak przejaw
troski, lecz szyderstwa: po chwili moda kobieta pchna j do
przodu, a druga schwycia, by znw pchn... Gdy cz on
bawia si wtym ciaem sucej, pozostae podaway sobie nad
gowami chleb Acili.
- Przeklinam chleb Powolnej Mowy i oddaj go... tobie!
- Przyjmuj go i przeklinam na nowo. I oddaj go tobie!
- Przeklinam chleb Powolnej Mowy i oddaj... -Przyjmuj...
Tylko jedna z nich wiedziaa, e to nie zabawa, i zachowaa
dla siebie to, co najwaniejsze; to, czego nie moga si
dowiedzie adna z jej sistr. Gdy po raz drugi podano jej chleb,
podesza do sucej.
- Patrz, stara! - Wsuna chleb za dekolt swojej tuniki,
pozwolia mu si zsun i zatrzymaa na wysokoci brzucha. -
Twoja pani urodzi chleb, a nie ksicia.
Pozwolia, by bochenek upad u jej stp. Suca chciaa go
podnie, ale nie zdya.
- Zaniosaby swojej pani brudny chleb? Powiedz jej, e jeli
jest godna, moe sobie poobgryza palce.
Ta sama moda ona, ktra zainicjowaa zabaw, wygldaa
teraz na znudzon.
- Id ju, starucho! - rzucia, po czym zawoaa do sistr: -
Pobawmy si w chowanego w ogrodzie!
Jej siostry, ktre nie miay dzieci do pomszczenia,
zrezygnoway z zabawy na rzecz kolejnej.
Pobiegy wic, by znika wrd zielonego listowia,
przyapywa si i wymyla dla siebie kary. Kt by si domyli,
e potrafi rani, dzioba i ksa?
Flauro czeka w gszczu krzeww graniczcym z ogrodem.
Gobka przybiega do niego zdyszana i zarumieniona.
- Masz? - zapyta.
Zamiast odpowiedzie, wyja ukryty w fadach tuniki chleb i
podaa mu.
Kapitan Misaianesa zacz ostronie zrywa zocist skrk.
Wok roznis si smakowity zapach ciepego jeszcze wypieku.
Potem palce Flaura wyczuy co w rodku.
- Patrz! - Pokaza to dziewczynie, po czym pogaska j po
twarzy. - Udao si!
Z miszu chleba wystawa zwinity pergamin. Flauro
powstrzyma zachann rk dziewczyny.
- Nie moemy go wyj - rzek. - Molitzmos musi by pewien,
e pergamin woono do chleba, nim ten trafi do pieca.
Kapitan nie mia pojcia, o co chodzi w tej korespondencji, ale
jedno byo pewne: Acila spiskowaa za plecami Molitzmosa. To
wystarczyo.
- Czekaj tu! - powiedzia. - Musz powiedzie straom, eby
nie wypuszczay Powolnej Mowy z komnaty ani nie pozwalay
jej nikogo przyjmowa. Potem wrc i razem pjdziemy do
ksicia.
NAJCZARNIEJSZA NOC

Noc zrzucia na miasto swj czarny mid. Nikt jednak nie


zamierza spa ani ni: wszyscy przemieszczali si w
ciemnociach z miejsca na miejsce, a koszmary staway si
rzeczywistoci.
Flauro zaanonsowa swoj wizyt, po czym wkroczy do
ksicych komnat w towarzystwie modej ony Molitzmosa,
roztrzsionej i trzymajcej co w rkach.
- Co si stao? - zapyta zdumiony ksi.
- Spotkaem twoje ony nkajce suc Acili i
interweniowaem, przekonany, e chodzi o gupi zabaw,
podczas gdy w rzeczywistoci... Ale moe ona lepiej ci to
wyjani. - Wskaza kobiet.
Ksi skin gow.
- Szymy wanie do stawu, gdy natknymy si na suc
Acili, niosc chleb dla swojej pani. Wiesz, jakie s moje
siostry... Lubi si wygupia, a do tego s ze na Acil za to, e
nazywa je gobeczkami...
- Przejd do rzeczy! - pogoni j Molitzmos.
- One chciay si tylko zabawi, ale staruszka tak si
przestraszya, e upucia chleb i ucieka. Podniosam go i
przeamaam, eby sobie podje, bo uwielbiam
ciepe pieczywo. Wtedy moja rka wymacaa co w rodku.
Nie wiem, czy to co wanego, ale na wszelki wypadek
pokazaam chleb kapitanowi, ktry by obecny przy caym
zdarzeniu. A on uzna, e trzeba ci to natychmiast pokaza.
Nim dokoczya kamstwo, Molitzmos wyrwa jej chleb z
rki, przeama do reszty i znieruchomia.
- Twierdzisz, e suca niosa ten chleb dla Acili? - zapyta z
poblad twarz.
-Tak.
- Wyjd - rozkaza.
Moda ona wysza z komnaty, czujc ulg, e jej wystp
dobieg koca.
Molitzmos czu, e wkrtce znw zostanie sam. Nie chcia
tego... Ogarnity tym specyficznym rodzajem smutku, ktry
poprzedza furi, uchwyci si nadziei, e to jaka drobnostka,
intryga jednej ony przeciwko drugiej.
Wydoby pergamin, podszed do okna i pooy chleb na
parapecie, mylc mglicie o ptakach, ktre wkrtce po niego
przylec.
Kapitan czeka, nie odrywajc wzroku od ksicia. Molitzmos
nie mia pretekstu do opniania tego, co nieuchronne.
Rozwin cienki biay arkusz. Na jego niewielkiej
powierzchni widniao mnstwo linii i figur, ktre na pierwszy
rzut oka wydaway si pozbawione wszelkiego sensu.
Molitzmos posiada jednak dwie szczeglne cechy: by
doskonaym graczem w yocoy i wielkim znawc kodeksw oraz
symboli. Natychmiast poj, e to, co ma przed sob, jest
szyfrem. Obrazki nastpoway po sobie i byy strategicznie
rozmieszczone. Opisyway
ruchy, przestrzenie do przemierzenia, sojusze. To musia by
zapis w witym jzyku, ktry rozumiao bardzo niewielu.
Ksi stan w obliczu tragedii, jakiej dotd sobie nie
wyobraa i jeszcze dugo nie mia w peni ogarn.
Flauro nie wiedzia nic o yocoyu ani o kodeksach, ale o wojnie
owszem.
- Rozumiesz rwnie dobrze jak ja, e mamy do czynienia ze
spiskiem i e trzeba dziaa niezwocznie.
Molitzmos Wadca Soca odpowiedzia, nie patrzc na
rozmwc:
- Nawet z tym pergaminem w rce zbyt mao wiemy, a zbyt
wiele pozostaje dla nas tajemnic.
- Tak czy owak - rzek kapitan - nie zamierzam zbyt dugo
czeka, nim wydam rozkazy.
Molitzmos wyprostowa si jak struna w swoim bogatym
stroju.
- Bdziesz czeka, Flauro! - rzuci, lecz zaraz potem spuci z
tonu. - Powiedz, co mielibymy zrobi w tych ciemnociach? Jak
zrobi krok, nie majc pojcia, kto stoi na czele tej zdrady i z kim
si komunikuje?
Obaj walczyli o pozycj w sojuszu, ktry w obecnych
okolicznociach stawa si nieodzowny. Obu zaleao na
zablokowaniu ruchu przeciwnika.
- Musimy najpierw zrozumie, o co chodzi - nalega
Molitzmos.
- Nie mamy wicej czasu ni ta noc - odpar Flauro. - A ty
wiesz, jak zaatwi spraw na skrty.
Ksi zrozumia aluzj kapitana: naleao podda Acil
torturom, by wyznaa, co wie.
- Ona wie wszystko - doda Flauro.
- Ona to teraz Yocoya-Tzin - rzek Molitzmos - i nikt nie moe
jej tkn przed rozwizaniem. Poza tym nie znasz jej, kapitanie...
adna tortura nie zamie ducha Acili.
Przypomnia sobie bowiem co, o czym od dawna nie
pamita: e jego ona naley do dynastii wroga, ktrego gow
wasnorcznie nadzia na pal.
Powolna Mowa zdoaa sprawi, e cakowicie o tym
zapomnia. Teraz Molitzmos budzi si z dugiego snu. Przez
gow przemykay mu powody, ktre podaa mu jkajcym si,
lecz pewnym siebie gosem w dniu, gdy po raz pierwszy przybya
do paacu. A on w nie uwierzy, bo pasoway do jego wyobrae.
Na jej miejscu powiedziaby to samo.
Ale nie chodzio tylko o sowa. Acila daa mu niezbity dowd
wiernoci, informujc o spisku, ktry zawiza si przeciw
Molitzmosowi, i tym samym skazujc na mier czonkw
wasnego klanu.
Roztropno ony pozwolia mu w por otrzsn si z
gnunego ycia wrd pocieli i oacalu. To Acila namwia go, by
postawi si Syderetykom i poszuka zitzahajskich wiosek w
dungli, by sprezentowa Misaianesowi ich mieszkacw. Czy w
innym wypadku ten mianowaby go emisariuszem?
Pamita te i wiele innych przysug.
Trudno byo tak nagle zapomnie o niekwestionowanej
lojalnoci, jak mu okazaa Powolna Mowa. Jednoczenie za nie
dao si zignorowa dowodu, ktry mia teraz przed oczami.
Dla Molitzmosa wykonalne byo niemal wszystko. Prcz
jednego: nie potrafi si oszukiwa. Nigdy nie przymknby oka
na istnienie drzazgi ze strachu, e jej wyciganie bdzie bolao.
- Co zamierzasz zrobi, kapitanie? - zapyta.
- Natychmiast rozbroi onierzy Soca, a ich dowdcw
zatrzyma. Szlachcie zakaza opuszczania paacu - mwi takim
tonem, jakby ju wydawa rozkazy. - Rozmieci siy w caym
miecie. I oczywicie przyspieszy zdobywanie informacji
torturami.
- By moe bdziemy musieli zrobi to i znacznie wicej. -
Molitzmos nie mg okaza w obecnoci Flaura saboci ani blu.
- Wykorzystam jednak t noc na rozwizanie zagadki. Wiem, e
uda mi si to zrobi, a wtedy bdziemy mogli uderzy prosto w
cel.
- Dlaczego mwisz o jakiej zagadce, skoro wszystko jest
jasne jak soce?
Kapitan kwestionowa jego inteligencj. Syderetyk omiela!
si ignorowa sens jego argumentw. Molitzmos wyranie si
zirytowa.
- Co niby jest dla ciebie takie jasne? Odpowiedz, kapitanie! -
zada, podsuwajc Flaurowi pod nos pergamin.
Flauro odwrci si od niego.
- Spisek. Manewry wojenne.
- A wic co zrozumiae! - Molitzmos umiechn si z
pogard i stan tak, by kapitan znw musia na niego spojrze. -
A teraz ja poka ci wszystko, czego nie rozumiesz.
Po czym zada mu seri pyta. Po kadym z nich czeka na
odpowied, ktra nie nadesza.
- Czy to jest powstanie Kraju Soca przeciwko porzdkowi,
ktry tu zaprowadzilimy? Czy te tylko spisek wrogiej dynastii
przeciw mojej wadzy? A jeli tak, to czy mog by pewien, e
nie s we zamieszani adni Syderetycy? Co oznacza ta falujca
linia biegnca przez szeroko pergaminu? Kto stoi na czele
rebelii? Czy ma z ni co wsplnego armia Jelenia? Czy jej
niezrozumiae milczenie jako si z tym wie? Co ju zrobili
spiskowcy? Co zamierzaj zrobi? Kiedy? - Molitzmos przerwa
na moment. - Czy pjdziesz walczy w wojnie, ktrej nie
rozumiesz, przeciwko wrogowi, ktrego nie znasz? Wiesz, e to
bardzo le wry, kapitanie.
- W, takim razie sam znajd odpowied na te pytania -
skapitulowa Flauro. - A ja tymczasem postawi w stan
gotowoci swoich ludzi. O wicie wrc, by wysucha twoich
odpowiedzi.
- Jeszcze jedno - zatrzyma go Molitzmos. - Postaw strae
przed drzwiami komnaty Powolnej Mowy. Niech z nikim nie
rozmawia ani nie wychodzi, pki pergamin do nas nie przemwi.
- Wedle rozkazu - odpar z umiechem Flauro. Kiedy
Molitzmos zosta! sam, rozprostowa pergamin, ktry by!
niewiele wikszy od jego otwartej doni.
Malujcy si na nim przekaz by dla niego studni, ktrej nie
zamierza! obchodzi dookoa. Zamierza zej na samo jej dno,
choby mia! tam znale wylot kolejnej studni, ktrej dno bdzie
wylotem jeszcze innej.
W Zotej Dolinie gracz w yocoy nie roztkliwia si nad
wasnym nieszczciem. Molitzmos zasiad przy planszy, by
rozegra swoj najlepsz parti.
Tymczasem Acila w komnacie suchaa lamentw sucej:
- Chciaam obroni twj chleb, pani! Chciaam go obroni, ale
nie mogam.
YOCOY

Acila, ktra potrafia dziery w rku rozpalone elazo zdrady


i dwiga w sercu ciar wymordowanych spiskowcw, nie
umiaa udwign bezczynnego czekania.
Misternie utkany plan, ktry pochon tyle ofiar, cakowicie
pokrzyowaa drobna, zlekcewaona przez Acil kobietka.
Mimo to ofiary nie poszy na marne.
Jej lub z Molitzmosem pozwoli! na wprowadzenie do paacu
ogniska oporu. Kierujc si sowami ony, ksi zrobi
dokadnie to, co musia zrobi, by zosta emisariuszem Pana.
Gdyby Misaianes wybra zamiast niego Maga Odosobnienia,
sytuacja bardzo by si skomplikowaa - by moe
nieodwracalnie. Powolna Mowa bya jednak na swoim miejscu i
powiedziaa to, co trzeba.
W tym czasie buntownicy zacienili sojusz z armi Jelenia i
poczynili ustalenia dotyczce ostatecznej bitwy.
Przede wszystkim jednak w dniu wskazanym przez
paacowych mdrcw pocz si Yocoya-Tzin, ktry czy w
sobie krew obu dynastii i mia stan na czele nowego imperium.
Tylko ta noc pozostaa obu stronom na wykonanie
decydujcych ruchw i modyfikacj strategii. Poranek mia
spyn krwi. A kiedy mier czeka u progu witu, noc biegnie
bardzo szybko.
Acila wiedziaa, e jest winiark. Wiedziaa take, e ani
lamenty, ani faszywe nadzieje nie powstrzymaj buntownikw.
Z ca pewnoci ju dostosowywali swoje plany do nowej,
ponurej sytuacji.
Suca czekaa na decyzj Acili, nie majc wtpliwoci, e
bdzie ona bolesna.
Powolna Mowa poprosia j, by rozoya koce na pododze, a
gdy to zostao zrobione, pooya si na nich powoli.
- Tu s...si narodzimy i umrz...rzemy - powiedziaa. Noc
postawia jeden krok na niebie i dwa na ziemi.
Bo gdy nadciga wojna, noc pdzi jak strzaa.
Powolna Mowa pooya sobie do na brzuchu, a drug
wycigna do sucej, ktra pospiesznie uja j w swoj.
- Suchaj uwanie - polecia jej Acila. Podejmowaa decyzje
kluczowe dla tej wojny. Niemal syszaa brzk tuczonych
krysztaw.
- Syszysz? - zapytaa staruszk.
Lega w gruzach moliwo zaskoczenia Syderety-kw
atakiem z dwch stron: z zewntrz przez bezlitosne wojska
Jelenia oraz od wewntrz przez buntownikw Kraju Soca.
- Tak, sysz - odpara suca, doskonale wiedzc, co ma na
myli jej pani.
Ta noc nie miaa jednak by noc ez, lecz ratowania tego, co
wci mona uratowa. Wierzc w roztropno swoich
sojusznikw, Acila postanowia walczy o sztandar. A
sztandarem tej wojny by Yocoya-Tzin
- syn dwch dynastii i nadzieja na odbudow wietnoci.
Yocoya-Tzin by jednak zaledwie malekim dzieckiem
uwizionym w jej brzuchu, w tej komnacie, w paacu.
ywy i wolny nastpca tronu stanie si osi buntu. -Ale czas
narodzin jeszcze nie nadszed - wymamrotaa suca.
- N...nadejdzie, jeli tak postanowi gwiazdy - odpara Acila.
I j...jeli ty pooysz si na moim brzuchu.
Staruszka wzdrygna si w obliczu proby swojej pani.
Pierwszy raz w yciu poczua, e nie potrafi speni jej yczenia.
Acila szukaa argumentw, ktre pomogyby sucej podj
decyzj.
- Z...zwr uwag, e to, co widzisz, to moje z...zwoki -
powiedziaa, wskazujc wasne ciao. - W...wiesz lepiej ni
ktokolwiek, e ju jestem trupem. Ale trupem, ktry wci moe
wybiera. Ch...chcesz mi pomc, staruszko?
Suca na znak zgody ucaowaa jej do.
Potem Acila zacza mwi o Yocoya-Tzinie. Wyjaniaa, e
gdyby pierworodny narodzi si po zwycistwie Misaianesa, nie
miaby adnej przyszoci, a nawet grobu. Dla Syderetykw
Molitzmos by jedynie paszczem z pir, ktry naleao wrzuci
w ogie, gdy tylko podbj kontynentu dobiegnie koca. A gow
jego nastpcy, Yocoya-Tzina, niechybnie nabito by na pal jako
symbol zwycistwa...
- Zaczynaj - pogonia staruszk Acila. - Zaczynaj, bo n.. .noc
nie bdzie czeka.
Suca otara zy, przyklka przed swoj pani i ucaowaa j
w czoo.
- Bdziesz cierpie - szepna.
- M...mniej ni ty, kochana staruszko. Wiedzc, e czas
ucieka, suca zacza uciska
brzuch Acili.
Kiedy stara niewolnica nie pojawia si w kuchni o staej
porze, by potwierdzi, e jej pani otrzymaa i zaakceptowaa
ostatni wiadomo, spiskowcy zrozumieli, e co stano jej na
przeszkodzie. Byli jednak na takie sytuacje przygotowani.
Powolna Mowa nie miaa wtpliwoci, e gracze w yocoy
wkrtce spotkaj si w jakiej kryjwce, by podj szybkie
decyzje.
Molitzmos i Flauro te nie bd zwleka. Prawdopodobnie ju
dziaaj.
- Pospiesz si - poprosia, usiujc stumi bl.
*
Molitzmos pracowa oddzielony od innych korytarzami i
cianami, w sali penej pergaminw, map i zaszyfrowanych
dokumentw.
Kluczem do ukoczenia potwornie trudnego zadania miaa
by jego rozlega wiedza na temat kodeksw i znajomo
witych jzykw.
Postanowi zacz od geografii zdrady.
Najpierw skrupulatnie przyglda si przez kryszta
poszczeglnym miejscom na pergaminie, zatrzymujc wzrok na
malekich archaicznych znaczkach nakrelonych pod falist
lini. Bada kad kresk i porwnywa j z tymi w staroytnych
pismach. Inskrypcja nawizywaa do bitwy stoczonej przez
pierwotne plemiona u zarania dziejw, dugo przed narodzinami
Kraju Soca. Ksi pamita, e tamte wydarzenia
rozegray si na terytorium zajmowanym przez Graniczne
Wzgrza.
- Falista linio - obwieci - ju nie jeste tajemnic. Wiem, jak
si nazywasz.
Pozwoli sobie na chwil odpoczynku. Wykona olbrzymi
krok do przodu - dziki temu co ju wydedukowa, mg bez
trudu odgadn reszt miejsc, do ktrych odnosia si
wiadomo. Dungla Mateczki Neen, Dom Gwiazd w Beleram, a
nawet paac, w ktrym on sam w tej wanie chwili ama szyfr.
- A teraz czas - mrukn.
Nie szuka konstelacji. Wiedzia, e na tym pergaminie nie
znajdzie nieba, by mierzy na nim kty.
- Nie jest dokadny... Musi zalee od jakiego ludzkiego
czynnika.
Rozpozna symbol kukula - witego ptaka o turkusowych
skrzydach.
- Narodziny kukula oznaczaj narodziny wielkiej postaci.
Pergamin odkry przed Molitzmosem ostatni tajemnic.
Mniej wicej w poowie nocy ksi zrozumia, e chodzi o
co znacznie gbszego i bardziej rozlegego ni bunt wrogiej
dynastii.
*
Uwiziona w swojej sypialni Acila pocia si i szczkaa
zbami z zimna. Jej napite do granic moliwoci ciao byo u
kresu si. Wci jednak miaa w sobie do ycia, by obdzieli
nim siebie, dziecko i suc.
Gdy staruszka zobaczya strumie cieczy, ktry wytrysn
spomidzy ng jej pani, wiedziaa, e nie
ma ju odwrotu. I e bdzie najlepiej dla Acili i Yocoya-Tzina,
jeli narodziny nastpi jak najszybciej.
- Do dziea, pani - wymamrotaa. - Pamitasz swoje
dziecistwo w naszym dawnym paacu? Pomyl o nim, a bdzie
ci lej.
Napierajc na brzuch Acili caym ciarem swego ciaa,
wymusia rozpoczcie porodu. Teraz musiaa pracowa rkami.
Powolna Mowa znosia to wszystko bez jku, by stranicy za
drzwiami nie usyszeli niczego podejrzanego.
- Ucisz jego pacz - poprosia.
- Jeszcze si nie urodzi. - Staruszka tracia ju nadziej.
- Ur...rodzi si.
I tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy stana przed balkonem
paacu, wezwaa na pomoc ca swoj gorycz. Rce sucej
musiay wej gbiej w ciao jej pani, a potem stanowczo
porusza si w jej ciepym, liskim wntrzu.
- wita - powiedziaa Acila.
Ale to nie bya czerwona kula soca, lecz zakrwawiona gowa
nowego ksicia.
Tej samej nocy w innej komnacie pergamin ujawnia swoje
ostatnie tajemnice. Znaki przemawiay do Mo-litzmosa:
- Oto twoi kuzyni, twoi onierze i doradcy pokazuj inne
oblicza ni te, ktre demonstruj przed tob. Oto Acila,
przeciwniczka, jakiej dotd nie miae.
- Ten, ktrego widzisz tutaj, gotowego, by rzuci si na ciebie
niczym sto dzikich zwierzt, to Thungiir, syn Dulkancellina.
Wicej nie potrzebowa. wit musia spyn krwi.
Molitzmos pragn jednak zobaczy z bliska twarz Acili w
momencie, gdy kobieta dowie si, e przegraa parti. Ukry
pergamin w fadach odziey i ruszy do komnaty, w ktrej bya
uwiziona.
*
W tej samej chwili suca braa w ramiona nowo
narodzonego ksicia. Zgodnie z rozkazem Acili stumia kocem
jego bezradny pacz, wymacaa pier matki i przytrzymaa przy
niej dziecko, by mogo si posili.
-1 co ty bdziesz pi, Yocoya-Tzinie? - lamentowaa, patrzc
na wtle niemowl i gasnc kobiet.
Gdy usta dziecka przywary do jej piersi, Acila si
umiechna.
- Teraz wiem, ile warta jest chwila.
Niestety, czas te to wiedzia. Naleao jak najszybciej owin
Yocoya-Tzina w koce i wynie z komnaty. Reszt musia si
zaj Kowal.
- Zaczekaj troch - prosia staruszka. - Pozwl mu nabra si.
Inaczej nie przeyje.
- Przeyje - zapewnia j Acila. - Soce karmi si sob... tylko
sob.
Pozwolia jednak, by Yocoya-Tzin wypi jeszcze troch mleka
z zapadej piersi.
Syderetycy strzegcy drzwi komnaty zobaczyli
nadchodzcego ksicia i nie czekajc na rozkaz, odsunli si, by
zrobi mu przejcie.
Stajc w drzwiach, Molitzmos wyobrazi sobie wasn twarz
w najdrobniejszych szczegach. Musia by pewien, e nie
okae najdrobniejszej namiastki smutku.
WIT ROZSTRZYGNI

W pmroku komnaty ksi rozpozna sylwetk Powolnej


Mowy.
- Droga maonko - zapyta, jakby nic si nie stao - dlaczego
leysz na pododze?
Z takim samym spokojem, cho sabym gosem, Acila
odpara, e przez ca noc gorczkowaa i e twardy marmur
bardziej pomaga na ble plecw ni puchowa pociel.
- A ty co tu robisz? - Suchajc ony, zauway suc
trzymajc w ramionach zawinitko z kocw i pcien i zwrci
si do niej.
- Pani prosia, ebym wymienia t przepocon pociel na
wie.
Molitzmos wzi gboki oddech. Nie rozpoznawszy
specyficznego zapachu towarzyszcego narodzinom, uwierzy w
wyjanienia sucej. Wiedzc, e przez cay czas bdzie
obserwowana, pozwoli wyj staruszce po now pociel, by
mg porozmawia z Acil w cztery oczy.
- Pospiesz si - pogoni suk. - Jeden ze stranikw
stojcych przy drzwiach bdzie ci towarzyszy a do powrotu.
- Oczywicie - odpowiedziaa. Gdy maonkowie zostali
wreszcie sami, przez chwil patrzeli na siebie w milczeniu. Noc
si koczya, tak jak skoczyy si kamstwa.
Powolna Mowa zamierzaa wic zyska na czasie, mwic
prawd. Prawd, ktra bya tak wstrzsajca, e musiaa
powstrzyma Molitzmosa, pki staruszka nie zdoa si
przedosta na tylny dziedziniec paacu.
- Podaj mi moj lubn koron - poprosia, nim on zdy
cokolwiek powiedzie.
Ksi podziwia! si charakteru tej kobiety, ktra mimo
oczywistej poraki nie przestawaa walczy.
By moe wanie dlatego speni jej prob. Zdj haftowane
chusty spowijajce koron i woy j w wycignite rce ony.
Kobieta powoli gaskaa cenny przedmiot, umiejtnie
podsycajc ciekawo Molitzmosa mrocznymi sowami:
- Z...zawsze mnie pytae, skd j wziam, a ja nigdy ci nie
odpowiedziaam.
- Mylisz, e teraz mnie to obchodzi?
- Myl, e tak. - Jej kpicy umieszek rozjani mrok. -
R..pewnego wietrznego dnia kto skrad... - powolna, chrapliwa
mowa Acili opniaa wyjawienie tajemnicy - ...skrad czaszk
mego kuzyna.
Pewnego wietrznego dnia kto skrad czaszk Hoh-Quiu,
zdejmujc j z wczni, na ktr bya nadziana. Wspomnienie
tego zdarzenia sparaliowao Molitzmosa.
Wpatrujc si w koron, Acila dokadnie opisaa kady
szczeg swojej pracy, tumaczc, w jaki sposb przeksztacia
czaszk Hoh-Quiu w lubn ozdob. Objaniaa, jak caymi
nocami w swoim zrujnowanym paacu cia i polerowaa
prowizorycznymi narzdziami koci, ktre ukradli dla niej
sucy, korzystajc z pomocy wiatru.
- W ten sposb oenie si z nami obojgiem. Z... ze mn... -
Ksi zblia si do Acili z furi w oczach, lecz zdya
dokoczy wypowied: - Ze mn i z Hoh-Quiu.
Niezmiernie rzadko zdarzao si Molitzmosowi traci
panowanie nad sob. Ajeli nawet, to nigdy do tego stopnia co
teraz.
Acila wiedziaa, e ciosy zaraz padn, ale nie zamierzaa si
broni. Zamiast tego z wysikiem uniosa si w swoim gniedzie
z pokrwawionych kocw i kiedy ksi szykowa pi do
uderzenia, pokazaa mu paski brzuch.
- Nowe Soce ju wzeszo - powiedziaa. Molitzmos by tak
wstrznity, e musia wyda
z siebie wrzask, by odzyska oddech. Z tego samego powodu
nie wstrzyma ciosu, ktry trafi Acil w twarz i rzuci na
podog. Leaa na boku, przyciskajc do piersi koron.
Strzegcy drzwi onierz usysza wrzask i wpad do komnaty.
- Staruszka! - wybekota Molitzmos. - Zabraa Yocoya-Tzina!
Jak mg wytumaczy, co si dzieje, Syderetykowi, ktry
zapewne nie zna nawet imienia pierworodnego? Jak mia mu
wyjani, e wasny klan go zdradzi i e jego dziecko ma trafi
do buntownikw, by sta si gwarancj ostatecznego
zjednoczenia?
- Staruszka! - powtrzy. - Ka j natychmiast zatrzyma!
Jego sowa zaguszy jednak huk wystrzaw, ktre nagle
rozlegy si w paacu i wok niego. Molitzmos zrozumia, e si
spni.
Pierwszy strza trafi w pier onierza eskortujcego suc.
Na pocztku witu bya cisza.
Potem w caej Zotej Dolinie rozszalaa si wojna.
Tej nocy Flauro przegrupowa swoje siy znajdujce si w
paacu oraz wyda odpowiednie rozkazy tym, ktrzy byli na
zewntrz. Buntownicy widzieli, co si dzieje, i take nie
prnowali.
Staruszka wysza przez tylne wrota paacu i ruszya w
kierunku pawilonw suby, przyciskajc do piersi zawinitko,
ktremu nie wolno byo wyda gosu. W lad za ni stpa
Syderetyk.
Spojrzaa w kierunku kryjwki, modlc si, by Kowal tam na
ni czeka. Nie miaa czasu do stracenia -jak wszyscy w tym
miecie.
Jeszcze kilka krokw i przejdzie obok kryjwki. Czy
onierze Soca widz, co si dzieje? Czy buntownicy wiedz?
Czy s przygotowani na natychmiastowe dziaanie?
Jej pani uwaaa, e tak. Wierzya. Myl o tym dodaa
staruszce si. Na wysokoci kryjwki udaa, e przestraszya si
czego za plecami, i odwrcia si gwatownie, by spojrze na
paacowe balustrady. Wiedziaa, kim s Syderetycy: brutalnymi
tchrzami.
- Co? - onierz spojrza w t sam stron, unoszc bro. - Co
tam jest?
I zrobi dwa kroki, oddalajc si od niej i od dziecka.
O niczym wicej suca nie marzya. Byskawicznie
odsonia Yocoya-Tzina i pokazaa go oczom w kryjwce -
oczywicie pod warunkiem, e byy tam jakie oczy.
Okazao si, e jest ich wiele. Pierwszy jednak zareagowa
Kowal. Strzeli Syderetykowi prosto w serce, podczas gdy
staruszka wasnym ciaem zasaniaa dziecko.
Gdy stranik pad, grupa onierzy Soca otoczya nowego
ksicia. W ich eskorcie staruszka przebya reszt drogi i dotara
do budynkw suby. Wiele z nich miao przejcia na zewntrz
paacu, przez ktre dostarczano zaopatrzenie. Jednym z takich
przej wydostaa si z dzieckiem. Aby to si udao, musiao
jednak polec wielu dzielnych ludzi.
Dzie dopiero wstawa, a ycie nowo narodzonego ksicia
kosztowao ju dziesitki istnie.
*
Cho wobec Thungiira Kowal sta nieugicie na swoim
stanowisku, buntownicy doskonale wiedzieli, e bez armii
Jelenia s skazani na klsk. Postanowiono wic, e jeli
husihuilkaski wdz nie zgodzi si zaczeka na rozwizanie,
moni wywioz Acil z miasta i przyspiesz powstanie.
Thungiir nie przyj warunkw i galopuje ku miastu z caym
swoim wojskiem" - tak zaszyfrowan wiadomo przekaza
Kowal na ostatnim pergaminie.
Dalej objania szczegy nowej strategii.
Jego plany zostay jednak pokrzyowane.
Przez ca noc, nie wiedzc dokadnie, co si dzieje w paacu,
buntownicy debatowali nad nowym planem. Powiadomieni, e
ich spisek zosta odkryty, wymylili sposb na uratowanie Acili i
jej brzucha. Nie mieli pojcia, e brakuje im czasu i e ranek
nadejdzie zbyt pno.
Powolna Mowa z kolei zrozumiaa, e zostaa jej tylko ta noc.
I sama uratowaa swj brzuch, do pomocy majc jedynie kruch
staruszk.
O wicie nadesza wojna.
Flauro rozkaza Syderetykom zabija magnatw i sub,
kobiety i dzieci. Zabija paacowych doradcw i godujcych
ndzarzy. Kady mieszkaniec Kraju Soca by teraz
buntownikiem.
- O wicie rozpocznie si wojna, na ktr czekalimy -
powiedzia syderetycki dowdca. - Ciemnoskry ksi si myli.
To my bdziemy maszerowa po kopcu z cia. To na nas spynie
chwaa i bogactwo Pana.
By to najkrwawszy poranek w historii Zotej Doliny.
Nie wycofanie si na upatrzone pozycje, lecz paniczna
ucieczka, ktrej setki razy na drodze stana mier.
Syderetyccy onierze wkroczyli do paacowych kuchni,
przewracajc koty z parujcym bulionem i zmieniajc chleb w
popi.
Przeszyte kulami praczki osuny si na kosze z bielizn.
Krew paacowych doradcw skropia stare poematy, na zawsze
zmieniajc ich sens.
Korytarze i schody wypeniy si arystokratami i sub,
ktrzy w rozpaczliwej prbie ucieczki niczym si od siebie nie
rnili. A kapitan Flauro zupenie zapomnia o modej onie
Molitzmosa, ktra pada martwa obok swoich sistr, nie
zrozumiawszy, co si dzieje i jaki by w tym jej udzia.
Ucieczka rozlaa si na ulice. To tu, to tam dochodzio do
walk, ktre nastpnie zamieray lub przenosiy si w inne
miejsce, pozostawiajc ofiary z obu stron.
Setki wieniakw biegy przez pola kukurydzy w
poszukiwaniu ratunku.
Drewniane i linowe mosty, po ktrych mona byo atwo
opuci miasto, zostay zniszczone przez ludzi Flaura. Lud
Soca ucieka w stron Granicznych
Wzgrz, pync kajakami przez kanay lub galopujc
opuszczonymi drogami, tumnie lub pojedynczo. Syderetycy
wielokrotnie odcinali mu drog. Najwiksi szczciarze tracili
wtedy ycie, lecz wikszo wracaa w niewol - tym razem
pozbawion wszelkiej nadziei.
W osobliwych okopach i chaotycznych atakach bitwa wrzaa
cay dzie. I cho buntownicy walczyli zaciekle i mdrze, to
Syderetycy mogli witowa zwycistwo w penym poarw i
trupw miecie.
Ci, ktrzy zdoali si uratowa, zebrali si na Kopytnicy i
doszli do wniosku, e mimo wszystko s narodem.
- Dlaczego tak uwaasz, ssiedzie? Dlaczego mwisz, e
jestemy narodem?
- Bo mamy wszystko, czego potrzebuje nard: dzieci i kobiety.
I Kowala, ktry jest dowdc wojska. Ponadto mamy co jeszcze:
mamy ksicia.
- Mamy te mnstwo umarych, ssiedzie.
- No i sam widzisz: wszystkie narody maj swoich umarych.
Niedaleko, w prowizorycznym obozie pod ksiycem,
rozmawia ze swymi ludmi Kowal. Nim si zatrzyma, wysa
gocw do Thungiira z wieci o tym, co si wydarzyo.
- Odpoczniemy tylko chwil, a potem ruszymy dalej. Musimy
jak najszybciej poczy si z armi Jelenia... i powierzy jej
opiek nad Yocoya-Tzinem.
Nie powiedzia swoim onierzom, e w oczach Hu-sihuilka
Yocoya-Tzin bdzie takim samym dzieckiem jak kade inne. I e
to wystarczy, by Thungur by gotw za niego zgin.
Molitzmos pozosta w komnacie Acili, wsuchany w odgosy
wojny, wpatrzony w trawice miasto ognie.
adne nie wypowiedziao sowa. Tylko dwa razy ksi
zwily policzki umierajcej, zaraz potem wracajc do okna i do
swoich rozmyla.
Przyglda si kresowi swojej bitwy. Nie mia ju nic: nawet
herbu, ktrego mgby broni. Nie mia arystokracji ani suby.
Nie mia syna.
Ten, ktry chcia by Ksiciem Soca i panem yznych
Ziem; ten, ktry wyni pakt z Misaianesem, zdj pierzasty
paszcz. Chcia rzuci go na podog, lecz zamiast tego
postanowi przykry nim szczkajc zbami Acil.
Po zapadniciu nocy do komnaty wkroczy Flauro.
- I co, ksi? - zwrci si bez ogrdek do Molitzmosa. -
Znalaze ju odpowiedzi?
Molitzmos nie odpowiedzia. Nadal sta przy oknie i wyglda
na zewntrz.
- Z samego rana posaem rozkazy do Beleram - kontynuowa
Flauro, chcc jasno da do zrozumienia, kto tu teraz rzdzi. -
Zrwnamy z ziemi Dom Gwiazd. Potem wszystkie siy
okupujce miasto przenios si tutaj. Nie ma sensu siedzie w
spustoszonej krainie, bo nie tam rozegra si ostatnia bitwa. To
tutaj wojsko Thungiira znajdzie upokorzenie i klsk.
Acila jkna w malignie. Flauro podszed do niej.
- Nie musisz jej dotyka - rzek bagalnie Molitzmos. -
Umiera.
Kapitan osign upragnione zwycistwo, a jego rywalka
konaa w brudzie i ponieniu.
- Wiedz tylko, Powolna Mowo, e onierze, ktrych wysaa
na Rubiee, skocz jako rozdte wory pene ryb i wodorostw.
Flauro przyglda si tym dwojgu. Wielkie umysy Kraju
Soca! Skrzyda kukula! Dlaczego wic widzia
tylko zamroczon blem kobiet z mokrymi od potu wosami i
mczyzn, ktry bez paszcza z pir rwnie dobrze mg by
ciemnoskrym wieniakiem. Teraz on, Flauro, by prawdziwym
kapitanem Misaianesa. I wyrusza na wasn wojn.
WINIOWIE

Podr powrotna z Umag nad Wielkim rdem do Beleram


bya mniej rozpaczliwa. Cucub wci pogrony by w smutku,
lecz wiedzia ju, co robi. Rozmowa z Thungurem przywrcia
spokj.
Pozwolia mu te przemwi do swoich ludzi gosem, jakim
dowdca powinien przemawia do podwadnych.
- Niestety, nie moemy czeka z uwolnieniem winiw ze
stajni, a nadarzy si odpowiednia chwila. Musimy to zrobi
jutro. Potem niezwocznie udamy si na Graniczne Wzgrza,
gdzie wielka wojna potrzebuje nas bardziej ni tutaj.
- A Bor? - zapyta jeden z kukuli.
- Cay czas o nim myl - odpar Cucub. - Nie potrafi si
zdoby na opuszczenie go, cho doskonale wiem, e wanie tego
by sobie zayczy. Posuchajcie uwanie! Zaczniemy od
najpilniejszego: uwolnimy mieszkacw wioski. Potem
podejmiemy decyzj, co dalej. Moliwe, e Wielki Astronom
pozostanie w obserwatorium i bdzie dalej odtwarza kodeksy, a
Syderetycy zostawi go w spokoju.
Kukule nie mieli pojcia o ostatnich zajciach w Kraju Soca,
a tym bardziej o tym, e Flauro posia ludzi do Domu Gwiazd z
rozkazem zrwnania go z ziemi.
W trakcie trwania wojny wierszczy i dusz kukule okrali
Dom Gwiazd, z uwag obserwujc kady krok Syderetykw:
codzienn krztanin, zwyczaje, pijatyki. Ukryci w koronach
drzew, przybrani w licie i gazki, towarzyszyli winiom przy
kadym narzuconym przez oprawcw zadaniu. Dziki temu ju
po pierwszych ruchach Syderetykw wiedzieli, dokd tego ranka
udadz si przetrzymywani.
- Id na wzgrze cina i zbiera bale drzewa - rzek Cucub. -
Pjd tam pierwszy i zbuduj sobie kryjwk.
W takich przypadkach Syderetycy zabierali ze sob tylko
mczyzn. Gdy dotarli na miejsce, najpierw ich liczyli, a dopiero
potem pozwalali si rozej do pracy. Po caodziennej harwce
spdzali ich razem i ponownie liczyli.
Wstawa pogodny dzie. Ptak piewa od samego witu i to tak
intensywnie, e Zitzahayowie od razu zrozumieli, i dzieje si
co wyjtkowego. Przestraszeni Syderetycy podczas marszu do
dungli bili ich bardziej ni zwykle. Chcieli, eby kukul zamilk.
On jednak mia inne plany.
- Suchaj, ale nie przerywaj pracy - przemwi stumionym
gosem do cinajcego drzewo mczyzny.
Zitzahay usysza gos dobiegajcy z ogromnego kopca
suchych gazi i lici, obok ktrego sta. Mimo to pracowa jak
gdyby nigdy nic.
- Powiem ci to raz, a jeli zrozumiesz, zrb gboki wydech.
Stranicy przechadzali si midzy winiami, co rusz unoszc
gowy w gr, oczekujc, e ptak znw si odezwie.
- Kiedy przewrci si drzewo, ktre cinasz, podejd do mnie.
Podam ci mieszek z dmuchawkami i zatrutymi strzakami. Ukryj
je i zabierz do stajni.
Zitzahay wykona gboki wydech na znak, e zrozumia.
Potem zalega duga cisza, przerywana jedynie uderzeniami
topora w ywiczne drzewo. Po pewnym czasie Cucub znw si
odezwa.
- Tej nocy bdziemy gono piewa, eby Syderetycy wyszli
na nas zapolowa. Kiedy to nastpi, zapiewajcie take wy w
stajni.
Kukul odczeka dusz chwil.
- Zechc was ukara, lecz bdzie ich niewielu. Uyjcie
dmuchawek. Nic lepszego nie moemy zrobi.
Wizie wci miarowo uderza toporem w drzewo.
Przemwi dopiero, gdy wiato dnia zaczo blakn.
- Teraz - rzeki.
- Teraz - przytakn kukul.
Drzewo lada moment miao si przewrci. Zitzahay
krzykn, by ostrzec pozostaych.
Kiedy upada drzewo, wiat na moment pogra si w chaosie.
Sucha huk lawiny, czu zapach ziemi, a wszystko wok
koysze si w rozedrganym powietrzu. Kiedy upada drzewo, las
nie chce milcze, a rozkoysane ksztaty wolno powracaj do
waciwej postaci. Korzystajc z rozgardiaszu wywoanego
mierci drzewa, Cucub ofiarowa uwizionym Zitzahayom
moliwo przeycia.
Za lasem zachodzio pikne czerwone soce.
Tego wieczoru piew kukula rozbrzmiewa bliej Domu
Gwiazd ni zwykle. Winiowie w stajni o wszystkim ju
wiedzieli i byli gotowi.
Powtarzajca si pie witego ptaka denerwowaa
Syderetykw penicych wart wok Domu Gwiazd. Pozostali
siedzieli za biezpiecznymi murami, wrzeszczc i pijc, by nie
sysze piewu.
A ten rozlega si ju nawet na schodach wiodcych do
budowli...
Tak przynajmniej im si zdawao, bo w rzeczywistoci kukul
ukrywa si nieco dalej, w pobliu samotnych piramid.
A tak naprawd nie w pobliu piramid, lecz jeszcze dalej, na
skraju dungli...
Skonsternowani syderetyccy wartownicy posuwali si dalej i
dalej. W ten sposb kukule zwabili ich w okolice dbw tak
olbrzymich, e mona byo przechodzi po gaziach z jednego
na drugi nad gowami onierzy.
Korony drzew rozbrzmieway pieni. Syderetycy wchodzili
w gb lasu, trzymajc bro gotow do strzau i starajc si nie
oddala od siebie.
C moe zrobi mrok w gstym dbowym lesie? Tylko
zgstnie.
C moe zrobi tchrz w gstym mroku? Tylko zadre i
straci orientacj.
Syderetycy strzelali na olep w korony drzew. Huk wstrzsn
lasem, lecz jedynym skutkiem pierwszej strzelaniny okazaa si
mroczna cisza, ktra po niej zalega. Syderetycy przeadowali
bro i ponownie wycelowali w gste listowie, zza ktrego ptaki
nie przestaway z nich drwi.
Gdy milko echo kolejnych strzaw, ptak znowu zaczyna
piewa w zbitych koronach drzew - czsto w tym samym
miejscu, od ktrego przed chwil odwrcili si Syderetycy.
Tymczasem winiowie w stajni rwnie zaczli imitowa
pie ptaka o turkusowych skrzydach.
Nieliczni wartownicy, ktrzy pozostali w pobliu paacu,
przysuchiwali si temu z niedowierzaniem. Jecy nigdy dotd
nie omielili si rzuci im wyzwania.
Co oni sobie wyobraali, tacy sabi i bezbronni? Najwyraniej
piew kukuli w dungli tak pomiesza im w gowach, e
zapomnieli o karze. Wartownicy ruszyli do stajni, gotowi
poama im karki. Otworzyli na ocie drewniane drzwi. Wtedy
winiowie zamilkli i w pmroku przytknli dmuchawki do ust.
Wartownicy unieli pochodnie, by owietli wntrze stajni.
Usyszeli wist i z gbi zagrody polecia ku nim rj zatrutych
strzaek.
Wykorzystujc zamieszanie, winiowie pobiegli do wyjcia.
Mczyni osaniali kobiety niosce w ramionach dzieci.
Wydostanie si ze stajni byo zaledwie pocztkiem, pniej
bowiem musieli przebiec spory dystans na otwartej przestrzeni,
by dobiec do dungli.
Jeli ktry unis wzrok ku obserwatorium, z pewnoci
zobaczy Bora wycigajcego rk, jakby chcia ni zasoni
pochodnie cigajcych ich onierzy.
Huk wystrzau zaalarmowa Sy der etykw wewntrz Domu
Gwiazd, ktrzy natychmiast ruszyli na pomoc towarzyszom.
Niektrym spord Zitzahayw nie udao si nawet opuci
stajni, inni zdoali jedynie przebiec krtki odcinek dziedzica.
Tylko nieliczni dobiegli do dungli.
Kukule w dbinie wykonali ju swoj parti i teraz oddalali si
wrd listowia. Zaledwie jeden pozosta na miejscu, bo dosigy
go chaotyczne strzay Syderetykw. miertelnie ranny, resztkami
si prbowa si trzyma potnych konarw, lecz w kocu nie
dal rady i run na ziemi.
Syderetycy rzucili si, by obedrze go z pir.
Bili si o niego tak zaciekle, e dopiero po duszym czasie
zauwayli, i wyrywaj nie turkusowe pira, lecz garcie
czarnych wosw.
UTRACONE PROROCTWO

My, Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo".


Kolejne wersje Kodeksu Balameba studiowano jak adne
inne. Uczeni uparcie pochylali si nad poszczeglnymi
fragmentami pochodzcymi z rnych okresw - z oryginau nie
zachowao si bowiem nic - i usiowali poczy okruchy, ktre
na pierwszy rzut oka nie miay ze sob wiele wsplnego.
Nad Kodeksem Balameba gowiy si najtsze umysy po
obu stronach morza. Na razie jednak nic im z tego nie
przychodzio, bo najwaniejsze odpowiedzi, ktre uzyskiway,
wykluczay si wzajemnie.
Kodeks zawiera informacje o wielkim rozszczepieniu magii.
O czasach, w ktrych Bractwo Odosobnienia pozostao na
Starych Ziemiach, a Bractwo Otwartej Przestrzeni wyruszyo w
dug wdrwk przez Cienin Balameba, by dotrze na nowy
kontynent. Opowiada, e czcy oba kontynenty pas ziemi
zalao morze, a wwczas magia rozdara si na p.
My, Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo.
Mwimy, e. magia bya niegdy w poowie noc, w poowie
dniem. Piszemy w formie przepowiedni - dlatego piszemy dla
nikogo. Pakalibymy, gdyby
nasz pacz mg sprawi, e w zachowa w caoci gow i
ogon. Lecz chobymy my, Najstarsi z Najstarszych, pakali
wniebogosy, w ju rozszczepi si na dwoje.
Od chwili rozdarcia wa na wiecie zapanowa smutek.
Polowa wa - ta od strony gowy - pozostaa na ziemi, a druga
poowa - ta od strony ogona - postanowia wspi si do nieba.
Kada z nich obwoywaa si prawowit i wielk. Kada przyja
inne imi. A wraz z wem rozdara si ziemia pod naszymi
stopami.
Pokusimy si zatem o proroctwo. Czy przeznaczeniem wa
jest pozosta rozszczepionym, czy te pewnego dnia jego gowa i
ogon utworz jedno ciao?
Czas przepowiedni nie jest pierwszym, drugim ni trzecim
czasem. Niejest to czas, ktry ju min, znany jako wczoraj; ani
ten, ktry dopiero nadejdzie, znany jako jutro. Nie jest to take
nieuchwytny czas znany jako dzi. Przepowiednie maj w sobie
co z przeszoci, bo w niej zostay wypowiedziane, i co z
przyszoci, bo w niej si speni. Maj wreszcie co z
teraniejszoci, bo to w niej s odczytywane. My, Najstarsi z
Najstarszych, mawiamy, e przepowiednie nale do Zawsze i do
Nigdy.
Piszemy tu dla nikogo, a te z naszych sw, ktre zagin,
odnajd si gdzie indziej. I tak musi by, bo prawda ma wicej
czasu i lepiej si rozprzestrzenia ni fasz.
Czy przeznaczeniem wa jest pozosta rozszczepionym? Czy
te gowa i ogon utworz jedno ciao? My, Najstarsi z
Najstarszych...".
Tyle udao si Borowi odtworzy. I choby mia mnstwo
czasu, na niewiele by mu si to zdao, bo kodeks nie posiada
zakoczenia - urywa si nagle, nie ujawniajc zapowiedzianego
proroctwa.
Niektrzy uczeni twierdzili, e proroctwo nigdy nie istniao.
Inni wierzyli, e zostao wypaczone wraz z upywem czasu i
pojawianiem si kolejnych wersji.
I cho we wszystkich z nich rozszczepienie byo opisane
bardzo dokadnie, wydawao si, e samo proroctwo
bezpowrotnie zagino.
W kocu uczeni zaczli si bawi w interpretacje dawnego
milczenia, bada szczegy narysowanych znaczkw i odkrywa
drugie dno sw, ktre przykryway pierwotn tre. Skoczyo
si na deklamowaniu podniosej poezji i wielowiekowych
patetycznych debatach, w ktrych prawda cakiem ju przestaa
si liczy.
Na rozkaz Molitzmosa Bor rekonstruowa Kodeks Balameba,
wprowadzajc do niego faszywe treci. Pod prostoktnym
kamieniem w obserwatorium Domu Gwiazd przechowywa
natomiast prawdziw wiedz.
Tamtej nocy Wielki Astronom czul si wyjtkowo
przygnbiony. Nie mg si pozby upartego wspomnienia
Zabralkana, a spory i argumenty uczestnikw konsylium
rozbrzmieway w jego gowie, jakby wszyscy oni naprawd tu
byli: Illan-che-ne, Elek, Nakm... Kade z nich.
Smutek, ktry nigdy nie opuszcza Astronoma, teraz pooy
si obok i uj go za rk.
Astronom siedzia cichutko, pki nie usysza, jak jego
towarzysz oddycha miarowo.
Tym razem bdzie na odwrt, pomyla, gdy ju upi smutek.
Tego ranka to ja bd na niego czeka, by go powita, gdy tylko
si przebudzi.
W rodku nocy usysza ttent grzywakw i krzyki.
Natychmiast zapomnia o smutku i podszed do wnki.
Na miejsce dotara wanie grupa Syderetykw z Kraju
Soca. Z pewnoci przywieli wane wieci, bo od samego
pocztku wyrzucali z siebie nerwowe potoki sw. Niemal
natychmiast zostali wprowadzeni do wntrza Domu Gwiazd i Bor
straci ich z oczu.
Rozgardiasz na korytarzach i schodach stanowi ponury omen.
Ludzie Misaianesa rozmawiali i miali si haaliwie, jakby nagle
przestali si ba kukuli z dungli i wojny dusz.
- Powiedzcie wreszcie cho sowo, ktre mi wyjani, o co tu
chodzi! - prosi w mylach Bor.
Bardzo rzadko, jeli kiedykolwiek, widywa Syderetykw tak
podekscytowanych. I cho pocztkowo biegali chaotycznie w t i
z powrotem, w kocu stao si jasne, co si dzieje.
- Odjedaj - mrukn Bor. - Wynosz si std. Smutek uj
go za ramiona i przyglda si temu
razem z nim. Obaj wiedzieli, e nadchodzi kres.
Wielki Astronom nadstawi uszu i udao mu si wyowi
niektre wykrzykiwane przez Syderetykw sowa:
- ...ju do tych kamieni!
- Flauro kae...
- ...do Kraju Soca!
Wkrtce potem, w blasku setek pochodni, przeznaczenie
zaczo nabiera ksztatu.
Najpierw do wntrza Domu Gwiazd wniesiono wielkie iloci
szarego prochu. Ze swego okna Bor widzia tylko cz
przygotowa, ale to w zupenoci mu wystarczyo, by wiedzie,
e rozmieszczaj beczki u podstaw wielkich kolumn i olbrzymich
ukw: w kluczowych punktach, na ktrych spoczywa ciar
majestatycznej budowli magw.
Dom Gwiazd w Beleram, olniewajcy piknem w blasku
soca i ksiyca, by bliski mierci. Bor spojrza na prostoktny
kamie.
- Moe kodeksy si uratuj... Moe gdy czas zatoczy koo,
kto przewrci kamienie, znajdzie pergaminy i przeczyta: My,
Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo". Przeczyta to
czy co cakiem innego? Co zrozumie ten, kto przewrci
kamienie?
Ukryci w dungli kukule z przeraeniem i rozpacz
obserwowali ruchy Syderetykw. Oni te zrozumieli, co si zaraz
stanie, lecz w aden sposb nie mogli temu zapobiec.
Potrafili jedynie podszywa si pod dusze i wierszcze, by
straszy onierzy i bra nogi za pas. W otwartej walce z
syderetyckim wojskiem nie mieli najmniejszych szans. Jak
mogliby uratowa Dom Gwiazd, ktry ju za chwil mia si
zmieni w kopiec roztrzaskanych kamieni?
- Moemy jedynie towarzyszy Borowi w chwili mierci -
rzek Cucub.
Unis oczy do nieba i zobaczy ksiyc inny ni zwykle -
jaskrawy i obiecujcy niczym drzwi.
ANI W GRZE, ANI W DOLE

Na niebie lni olbrzymi ksiyc. Jego wyrazisty profil i


intensywna barwa sprawiay, e wyglda jak dziura, przez ktr
w t i z powrotem przelatuje midzy dwoma wiatami stado
ptakw.
Ksiyc odbija si w kadej rzece dungli, wic by zarazem
w grze i w dole. Ale te podobne do niego drzwi nie byy ani w
grze, ani w dole.
Ciao Cucuba ogarna wielka sabo. Minie mu sflaczay,
a skra staa si zimna.
- Chc poyczy moje gardo. - zdoa powiedzie, po czym
znieruchomia.
Kukule usiedli obok w milczeniu, przeraeni nieobecnym
wzrokiem towarzysza. Gdy jednak usyszeli pierwsze sowa,
uspokoili si, bo rozpoznali ukochany gos Zabralkana.
- Bracie Bor, patrzymy na ciebie z tej strony. Patrzy na ciebie
Klan Puchacza, a take twj lud.
Bor unis wzrok na ksiyc.
Poprzez usta Cucuba gos Czasu Magicznego zyskiwa
substancj i stawa si syszalny dla Wielkiego Astronoma.
Czy jednak Bor naprawd go sysza, czy raczej czu w biciu
wasnego serca? Serce bowiem rozumie si tak samo, jak on
rozumia kade z tych sw.
- Jestemy tymi, ktrzy przeszli przez drzwi Czasw. Po tej
stronie, przemienieni w symbole, zachowujemy ten sam
charakter, ktry nadawa nam sens na ziemi. Wiele stracilimy w
tej wojnie i wiele jeszcze stracimy. Za chwil sponie na zawsze
Dom Gwiazd, oaza mdroci i pikna. By si odrodzi, bdziemy
potrzebowali pestki, ktr przechowujemy w Czasie Magicznym,
by j uchroni przed Wieczn Nienawici. Bracie Bor, posyamy
witego ptaka, by przynis nam to, co najlepsze w twej duszy.
Posyamy go w poszukiwaniu tego, czego si nauczye i czego
nauczye nas!
rodek zotego ksiyca zmieni kolor i ksztat. Stopniowo
materializowal si w nim majestatyczny ptak, ktry zatrzepota
wietlistymi skrzydami i pofrun w stron obserwatorium.
Cucub przemawia tym samym tonem, jakim zwyk by
przemawia Zabralkan, gdy chcia da do zrozumienia, e mwi
o czym wanym.
- Czowiekowi nie wystarczya sama glina, wic ulepi z niej
naczynie. Oby nigdy nie by zadowolony ze stanu swojej duszy!
Oby zawsze pozostawa garncarzem!
wity ptak o turkusowych pirach byskawicznie
przemierzy odlego rwn olnieniu.
- Gdy przyjdzie czas odrodzenia naszego ludu - kontynuowa
Zabralkan - wemiemy z kadego po trochu. Z ciebie zrodzi si
nowy garncarz: ten, ktry zrozumia i pokocha glin. Pokocha
tak bardzo, e nauczy si j przeksztaca.
Kukul zasania ju niemal cae niebo, ktre widzia ze swojej
wnki Bor.
- Wydmuchnij dusz! wity ptak przyniesie j do nas.
Odeszlimy przez ogie i przeze powrcimy, a pestk, z ktrej
powstaniemy na nowo, bdziesz ty.
Syderetycy, ich zwierzta i bro chaotycznie oddalali si z
miejsca, ktre wkrtce miao si sta kup dymicych popiow.
Kukul te si oddala. Wraca do Czasu Magicznego z
byszczcym trofeum.
Kiedy wity ptak przelecia przez drzwi, Cucub ponownie
sta si Cucubem. A ksiyc znw by zwykym ksiycem.
Bor utkwi wzrok w dungli. Smutek pozosta przy Wielkim
Astronomie, by wraz z nim obrci si w proch.
ODNALEZIONE SOWA

Zaczy si wybuchy. Niemal natychmiast ogie


rozprzestrzeni si na wszystkie dolne sale Domu Gwiazd.
Przed opuszczeniem budynku Syderetycy podpalili drzwi
obserwatorium. Bor mial umrze, nie ulepiwszy do koca swego
naczynia.
Odchodz jak kada istota, pozostawiajc co
niedokoczonego, myla.
W Czasie Magicznym Zabralkan przemawia do siedzcej na
jego kolanach gobicy:
- Syszaa, Szara? Ani si nie chwali, e ulepi naczynie, ani
nie rozpacza, e mu si to nie udao. W kocu wrci.
Filary si rozpaday. Szczeliny pdziy niczym rzeki. A
podajcy ciek oleju ogie wspina si po wszystkich
schodach. Bor wci sta przy oknie obserwatorium, powtarzajc
sowa Kodeksu Balameba.
My, Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo.
Mwimy, e magia bya niegdy w poowie noc, w poowie
dniem. Piszemy w formie przepowiedni - dlatego piszemy dla
nikogo. Pakalibymy, gdyby nasz pacz mg sprawi, e w
zachowa w caoci gow i ogon. Lecz chobymy my, Najstarsi z
Najstarszych, pakali wniebogosy, w ju rozszczepi si na
dwoje".
Skwierczenie ognia przeraao bardziej ni huk eksplozji.
Kamie si nagrzewa, a Bor recytowa monotonnie:
Pokusimy si zatem o proroctwo. Czy przeznaczeniem wa
jest pozosta rozszczepionym, czy te pewnego dnia jego gowa i
ogon utworz jedno ciao?".
Smutek wspar si na ramieniu Wielkiego Astronoma, a on
pogaska po gowie swego towarzysza niedoli.
My, Najstarsi z Najstarszych, mawiamy, e przepowiednie
nale do Zawsze i do Nigdy. Piszemy tu dla nikogo, a te z
naszych sw, ktre zagin, odnajd si gdzie indziej".
Ogie, tak jak kiedy jadeitowe rurki, wyziera przez wnki
obserwatorium. Bor wypowiada ostatnie sowa kodeksu:
Czy przeznaczeniem wa jest pozosta rozszczepionym?
Czy te gowa i ogon utworz jedno ciao? My, Najstarsi z
Najstarszych...".
I zaczyna od nowa:
My, Najstarsi z Najstarszych, piszemy tu dla nikogo.
Mwimy, e magia bya niegdy w poowie noc, w poowie
dniem".
Ca budowl wstrzsn potworny huk. Gobie dawno
odleciay. Bor, ktry nie mg tego zrobi, kontynuowa, dawic
si gryzcym dymem:
Wiedzcie jednak, jako i my wiemy, e czas przepowiedni nie
jest pierwszym, drugim ni trzecim czasem".
ar i dym signy szczytu budowli. Bor oddycha z wielkim
wysikiem. Jego oczy nie potrafiy rozrni przedmiotw, a
ciau brako wody, by zwily podniebienie. Jakim cudem
jednak wci recytowa:
Piszemy tu dla nikogo...".
Byl uwiziony w kataklizmie. Nie istniao ju wewntrz" ani
na zewntrz", bo dym i huk uniemoliwiay mu widzenie nieba,
syszenie dungli.
Czy przeznaczeniem wa jest pozosta rozszczepionym?
Czy te pewnego dnia jego gowa i ogon utworz jedno ciao?
My, Najstarsi z Najstarszych...".
U jego boku smutek oddycha spokojnie, bo zrobiony by z
innej substancji. Borowi ledwie starczyo si, by zacz od nowa:
My, Najstarsi z Najstarszych...".
Wielki Astronom osun si na posadzk. Umiera w
pomieszczeniu z rozarzonego kamienia, charczc w
poszukiwaniu powietrza.
Dokocz za ciebie" - obieca mu smutek.
Towarzyszy Borowi przez cay czas odtwarzania Kodeksu
Balameba i potrafi go wyrecytowa sowo w sowo.
Bor sucha go z oddali, zza kurtyny snu. Nagle wzdrygn si
i wymamrota prob. Smutek zrozumia, e Wielki Astronom
prosi go o powtrzenie ostatnich wypowiedzianych sw.
A te z naszych sw, ktre zagin, odnajd si gdzie indziej. I
tak musi by, bo prawda ma wicej czasu i lepiej si
rozprzestrzenia ni fasz".
Bor baga go spojrzeniem, by powtrzy je jeszcze raz.
A te z naszych sw, ktre zagin, odnajd si gdzie indziej. I
tak musi by, bo prawda ma wicej czasu i lepiej si
rozprzestrzenia ni fasz".
Wzrok Astronoma nie przestawa baga.
A te z naszych sw...".
mier bya dla Bora niczym zrzucenie z barkw ogromnego
ciaru.
...odnajd si gdzie indziej".
MIER W MIECIE GWIAZD

Jak opowiedzie o nie, ktry run? Jakimi sowami opisa


bl ziemi, z ktrej trzewi wyrwano jej integraln cz?
Sowa nie s wszechmocne. Gdyby jakikolwiek jzyk
prbowa opowiedzie o upadku Domu Gwiazd, zdoaby jedynie
przystroi w dwiki, barwy i patos niewybaczalne
barbarzystwo.
Wiele godzin po odjedzie Syderetykw ruiny wci pony.
Dym i ar byy nie do zniesienia dla wszelkiego ycia. Dopiero
pod koniec dnia kukulom udao si podej bliej.
- Smutny grobowiec zbudowano Borowi - rzek Cucub do
towarzyszy. - Zbyt obszerny dla jednego starca i jednej mierci...
Z czasem nabrali odwagi i rozeszli si po pogorzelisku, by si
upewni, e nie pozostao tam nic wartociowego.
Potem Cucub przywoa ich do siebie.
- My te nie moemy zosta. Nic tu po nas. Wojna szybko si
przemieszcza, a rani jeszcze szybciej. Podmy jej ladem,
bracia. Poczmy si z siami Thungiira.
Dziki wrodzonym zdolnociom Cucub rysowa przed nimi
obraz wojny peen dramatyzmu i napicia.
- Wioski w dungli pozostan ukryte. Nocowa w nich bd
ci, ktrzy nie mog walczy. Pozostali oddal si std
niewidocznymi drogami, ktre pozwol nam bez ryzyka dotrze
do Granicznych Wzgrz. Znajdziemy si na linii frontu, nim
Thungiir zdy mrugn. - Zamilk na moment, by wymyli cig
dalszy. - Ale to nie wszystko. - Wskaza dogasajce w ruinach
pomienie. - Pamitajmy, e ukochany Zabralkan i spora cz
naszych braci odeszli przez wity ogie do Czasu Magicznego.
Kiedy nadejdzie waciwy moment i pocztki kalendarzy znw
si zbiegn, wszyscy oni wrc, przynoszc ze sob pestk, z
ktrej odrodzi si nasz wiat. Naszym zadaniem jest zachowa do
tamtej pory cz tego najwitszego ognia, jako znak i ciek
powrotu. Tu jestemy! - bdzie mwi. - Tu na was czekamy!".
Kukule zrozumieli to i przyznali Cucubowi racj. Ogromne
ognisko otoczono niskim, kolistym murkiem z kamieni, a potem
przykryto dachem z palm dla osony przed deszczem.
Pidziesit dwa, sto cztery, sto pidziesit sze lat
sonecznych... Tak dugo, jak bdzie trzeba, Zitza-hayowie bd
karmi stos.
Tak zszed z tego wiata Dom Gwiazd w Beleram, rwnie
pikny w wietle soca, jak i ksiyca.
Pozostao jednak ognisko, ktre miao posuy jako droga.
Bo to, co niewybaczalne, zawsze zostawia lad.
ODZIE ZGUBY

Okrty Syderetykw pyny na poudnie drog oddalon od


wybrzea tylko o tyle, ile byo konieczne, by swobodnie
eglowa.
Nieco w tyle za nimi, mniejsze i sabiej obsadzone, pyny
odzie onierzy Soca.
Pierwsze dni wyprawy upyny spokojnie. Od czasu do czasu
jeden z syderetyckich okrtw podpywa do onierzy Soca z
rozkazami i ostrzeeniami dotyczcymi trasy, ktre przekazywa
wycznie swoim ludziom.
onierze Soca przez dugie dni eglugi uwanie
obserwowali tych, ktrym powierzono kierowanie statkami.
Udajc, e wcz si bez celu po pokadzie, przysuchiwali si
rozmowom dotyczcym warunkw panujcych na morzu i
uksztatowania widocznych w oddali wybrzey.
Kowal mia racj, podkrelajc, jak wany jest waciwy
wybr miejsca, w ktrym postanowi si oddali od
Syderetykw. Ludzie, do ktrych naleao podjcie decyzji, z
niepokojem spogldali na morze. Bali si, e popeni bd. Na
tych obszarach Yentru wszystko byo dla nich obce, a ostateczne
postanowienie musiao
zosta oparte na wskazwkach dotyczcych odlegoci,
kierunku i pooenia, ktrych niewiadomie udzielali im sami
Syderetycy.
onierze Soca zgodnie ze zoon Kowalowi obietnic
zamierzali do ostatniej kropli krwi walczy w obronie
husihuilkaskich kobiet i dzieci. Ju za kilka dni flota miaa
dotrze na poudnie i skrci w stron brzegu. Rozpoczli
przygotowania do buntu, ktry powinien wybuchn po
dokonaniu tego manewru.
Syderetycy take otrzymali rozkazy.
Pewnej nocy do gwnego statku onierzy Soca podpyna
d z poleceniem odpynicia na pene morze, by unikn
zderzenia z wystpujcymi w okolicy podwodnymi skaami.
Syderetycy u steru bez szemrania wypenili rozkaz.
- Czuj ciar na sercu - powiedziaa do swej towarzyszki
przepywajca w pobliu kobieta-ryba.
- Morze gstnieje... Mam ze przeczucia - przytakna druga.
Pyny obok statkw, noc trzymajc si bliej, w cigu dnia
nieco dalej.
Nagle okrty Syderetykw znikny im z oczu.
- Dlaczego si schoway? - pytay siebie nawzajem.
- To by ten ciar, ktry czuam!
Syderetycy skrcili gwatownie i nagle znaleli si za odziami
onierzy Soca, mierzc w nie z dzia.
- To dlatego morze tak zgstniao!
Pierwsze wystrzay zniszczyy gwn d. Pomienie
rozpierzchy si po wodzie, a krzyki zaogi wzbiy si w niebo.
- Odpymy std, siostro.
Gorzka woda, ogie, metalowe odamki, ponce ciaa i
drewno, ich deszcz bijcy w fale Yentru...
Kobiety-ryby zanurzyy si i z gbin nasuchiway kolejnych
wystrzaw, obserwoway wybuchy i poary, by pniej dugo
opowiada o rzeczach, ktre nie mieciy si suchaczom w
gowach.
Ludzie Flaura wypenili rozkaz.
Zaskoczone i osaczone w rodku nocy statki, na ktrych
pynli onierze Soca, prboway ucieka. Kierujcym nimi
Syderetykom zaleao wycznie na wasnym yciu, ktrego
jednak nie udao si im zachowa. Polecenie Flaura wypeniono
precyzyjnie: aden ze statkw nie zdoa umkn.
Niektre stany w ogniu. Inne uciekay po omacku, zapadajc
si powoli w morze, ktre pochaniao ich niczym bagno.
Gwne siy Syderetykw czekay w pobliu. O wicie
upewniono si, e nie pozosta nikt ywy. W zasigu wzroku
zaogi miay tylko puste morze.
- Patrz, siostro! - powiedziaa tymczasem jedna z kobiet-ryb. -
Podpymy do niego.
Do unoszcego si na wodzie kawaka drewna przywierao
ciao mczyzny o skrze posiniaej z zimna, ktre go zabio.
- Tam! - Dostrzegy dryfujc d i rozgarniajc wodorosty,
popyny w jej stron.
Przy yciu pozostao dwch ludzi. Kobiety-ryby doholoway
ich do brzegu.
- A c to takiego, siostro?
- Czowiek trzymajcy si masztu...
W ten sposb zdoay uratowa garstk onierzy Soca,
pomagajc im wydosta si na brzeg i wskazujc najlepsz drog
na poudnie.
Potem zanurkoway ku zatopionym odziom i opyway je
wdzicznymi ruchami, rozgldajc si bacznie.
Ilekro znalazy zmarego, caoway go w usta i przyjmoway
w poczet morskich dusz.
- Patrz! - powiedziaa jedna z nich, nim zdya zoy
pocaunek. - To Syderetyk!
Zbliya si do, potem oddalia. Raz jeszcze przybliya usta
do jego warg i znw si zawahaa.
- Co robi? - zapytaa Yentru.
WOJNA NA POUDNIU

Gdy Cucub prowadzi oddzia kukuli ku Granicznym


Wzgrzom, starajc si zapomnie, e gdzie daleko zostawi
on i ogrd, Kuy-Kuyen pakowaa toboki dzieci i
przygotowywaa si do wymarszu, jakby nie pamitaa, e ma
ma.
Ale Cucub i Kuy-Kuyen, jak czowiek i jego krew, nie musieli
o sobie pamita, by i w tym samym kierunku.
Okrty Syderetykw znajdoway si o niecae dwa soca od
wyspy Lewan, ktr wyznaczyy sobie za przysta.
Flota Misaianesa zbliaa si, a wojownicy Jelenia byli
bardzo, bardzo daleko.
Ale na Rubieach wszyscy szykowali si do honorowej walki:
starcy i kobiety, dzieci i rzeki, inwalidzi i las.
Mino wiele lat, odkd do husihuilkaskich wiosek zawitaa
wojna - wojna przywodzca na myl drapanie wielkiego
paznokcia torujcego sobie drog.
Pierwszym, ktry odszed t drog, by Dulkancellin. Za nim
poszy noce spdzane na rozmowach przy ognisku i dyniach. Za
nimi za niezliczeni wojownicy,
bez ktrych powicenia Wieczna Nienawi osignaby
atwe zwycistwo.
Przez t sam ran przenikna choroba czerwonych plam, a
take plaga nieurodzaju. Przez ni przedostaway si gosy
Drimusa, Pomroka, sfora.
A teraz wojna przybywaa na Rubiee z okrtami i ogniem.
Bardzo blisko miejsca, w ktrym przybia do brzegu flota,
krcili si rozproszeni Czarownicy Ziemi, tak pochonici swymi
zadaniami, e sprawiali wraenie obojtnych na to, co miay
przynie najblisze dni.
Dzieci Ziemi skaryy si na nich. Dlaczego Kupuka upiera
si przy milczeniu? Gdy wszyscy zgin, zamilkn cae Rubiee.
Jak dugo Czarownik Sok zamierza przebywa w otoczeniu
swoich ptakw, gadajc z nimi nie wiadomo o czym?
Tskniono nawet za Przeuwaczem, ktry nigdy nie odnosi
si do ludzi zbyt przyjanie.
Przeuwacz odszed na dobre. Ojczulek z Przeczy
przebywa po drugiej stronie kontynentu. Kupuka walczy z
garbusem w krainie duchw, ktr wiele lat temu tak prbowa
opisa Cucub:
Miejsce, do ktrego nie wpuszcza si wojownikw, tylko
wyrafinowanych artystw. Miejsce, w ktrym zwycia nie ten,
kto trafia najdokadniej, lecz ten, kto z najwiksz maestri
wykrela kolorowe linie. Nigdy nie widziaem tego miejsca na
wasne oczy, ale jestem pewien, e cz si w nim wszystkie trzy
czasy, a ksztaty puchn. Mog was zapewni, e jest to miejsce
pene olbrzymich ptakw, ktre wykrzykuj wspomnienia.
Miejsce, w ktrym czowiek jest bezsilny, a niepodzielnym
wadc jest strach".
Spord wszystkich Czarownikw Ziemi jedynie Trjlicy
przez cay czas przebywa w pobliu ludzi. Razem z
husihuilkask starszyzn uradzi, e kobiety i dzieci maj si
uda w gry - najdalej od wybrzea, jak to tylko moliwe w tak
wskiej czci kontynentu. Oczywicie doskonale wiedzieli, e
cay obszar Rubiey mona bez trudu przemierzy na
grzywakach w krtkim czasie i e Syderetycy z pewnoci to
uczyni, gdy tylko przedr si przez szyki obronne.
Tym bardziej Husihuilkowie musieli sign po wszystkie
dostpne rezerwy. Najstarsi ze starcw, ktrzy kiedy byli
wojownikami, wyprostowani i zwinni, z siwymi wosami
zwizanymi na wysokoci szyi, umiechali si, widzc, jak ich
strzay trafiaj w cel. Nie mona zapomnie, jak si walczy.
Podobnie jak nie mona utraci dumy".
Zgodnie z wytycznymi starszyzny Kuy-Kuyen z dziemi i
Wilkilen z samego rana opuciy drewniany dom, w ktrym si
wychoway. Nie byo z nimi jedynie Kutrala, ktrego
husihuilkask rada wezwaa do wypenienia wanego zadania.
Kuy-Kuyen przytroczya na wysokoci talii siedzcego
okrakiem Piciokreska, ktry wci byl zbyt wty, by chodzi
samodzielnie. Podtrzymujc go jedn rk, drug wymachiwaa
na poszczeglne dzieci, udajc, e przejmuje si codziennymi
drobiazgami:
- Shampalwe, popraw toboek na plecach! Kresku, pilnuj
modszych braci! Dwukresku, nie podjadaj chleba!
Zanim si oddalili, zaprowadzia dzieci pod orzech rosncy w
poowie drogi midzy domem a lasem i mwia tak, aby syszay
j i one, i drzewo:
- Orzechu, ktry nas znasz i ktry znae moj matk i mego
ojca, nie potrafi mwi jak Cucub... Myl
jednak, e ty potrafisz dotrze korzeniami w gb ziemi, gdzie
pi babcia Kush. Obud j, orzechu! Powiedz jej, e opuszczamy
drewnian chatk, bo nakazaa nam to starszyzna. Powiedz te, e
chc j o co poprosi. Jeli trafimy do krainy mierci, niech
Kush czeka na nas przy drzwiach.
Popatrzya na dzieci, dajc do zrozumienia, e musz ju i.
Rodzina bez ojca oddalaa si od domu, a kady obok toboka z
prowiantem nis na plecach zrobion przez Cucuba mask.
Kiedy zniknli w lesie, drewnian chatk wypeniy dwiki.
Kufer pamici, gliniane naczynia, drwa, ktrymi nikt ju nie
pali, sterta koszy stojcych pod cian - wszystko szemrao. Co
mwiy? Co wspominay? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, e w
samym rodku poranka w domu zrobio si ciemno, jakby
zamieszkaa tam noc.
Kuy-Kuyen poganiaa rodzin. Musieli si spieszy, by
zdy na miejsce zbirki wszystkich kobiet i dzieci z wioski.
- Moe bdzie z nimi Trjlicy - powiedziaa. Wilkilen
interesowao co innego.
- Ciekawe, gdzie si podziewa Welenkin...
Nie doczekawszy si od siostry odpowiedzi, powtrzya tym
samym tonem:
- Ciekawe, gdzie si podziewa Welenkin...
- Welenkin? - zdziwia si Kuy-Kuyen. - Co ty z tym
Welenkinem?
- Zastanawiam si, gdzie si podziewa.
- A skd ja mam to wiedzie? Czarownicy wykonuj swoj
prac. Ale sobie wybraa moment na zadawanie bezuytecznych
pyta.
Wilkilen przymkna czarne oczy. Kuy-Kuyen prbowaa j
ugaska.
- Cakiem moliwe, e jest na tej swojej wyspie. Syszaam, e
ukry tam kamie alb. Moe popyn po niego, eby go zabra
w bezpieczniejsze miejsce.
Nie miaa pojcia, e jej siostra co noc rozplata warkocze i
wdruje po lesie w kierunku zotego wiata. A tym bardziej nie
przyszo jej do gowy, e dziwaczny umys Wilkilen przekrci jej
sowa, nadajc im inny sens: Syszaam, jak kamie alba mwi,
e Welenkin ukry si na wyspie. Popy tam i uratuj go".
Wilkilen odczekaa, a dotr na miejsce zbirki. Wiedziaa, e
w tumie atwiej bdzie oszuka czujno siostry.
Husihuilkaskie kobiety powitay je bez wielkiej wylewnoci.
Oznajmiy Kuy-Kuyen, e Trjlicy doczy do nich w drodze, i
ruszyy jedn ze cieek wiodcych na zachd. Mae dzieci
zachowyway si, jakby szy na wycieczk. Idziemy w gry" -
powiedziay im matki. A to nie zdarzao si czsto.
- Pjdziemy tam, gdzie mieszka Kupuka?
- Nie, gdzie indziej.
- Bdziemy si wspina?
- Moe.
- A szuka jaski ze strumykami w rodku?
- Moe.
- Bdziemy w nich spa?
Na to pytanie matki nie odpowiaday, bo sen u progu wojny
zbyt mocno przypomina mier.
Wilkilen oddalaa si stopniowo, udajc, e rozmawia to z
jedn, to z inn kobiet. Jednoczenie rozwizywaa sznurek
podtrzymujcy warkocze. W kocu znalaza si w jednej linii z
kobietami zamykajcymi pochd i przed jednym z zakrtw
przystana, udajc, e poprawia toboek na plecach oraz
przywizane do niego naczynie.
Pochd kobiet i dzieci wdrowa dalej. Ta, ktrej umys
przesta si rozwija, zostaa sama i mrukna do siebie:
- Musisz i tam, rozumiesz? Tdy dojdziesz na brzeg Lalafke
i zobaczysz wysp. Pospiesz si!
Ruszya biegiem w kierunku wskazanym przez wasny
wycignity palec. Wiatr do reszty rozplt jej warkocze.
W przeciwiestwie do pozostaych Wilkilen kierowaa si ku
morzu. Po dotarciu do brzegu musiaa zbudowa lekk tratw,
ktra zaniesie j na wysp Lulkw.
Ju raz to zrobia, by speni yczenie staruszki bez sandaw.
Teraz chciaa znale Welenkma.
Kobieta bez Warkoczy, Niewinitko z Rubiey, podobnie jak
Syderetycy zmierzaa ku Lewan.
UWAAJ, GDZIE STAWIASZ STOPY!

- Wilkilen!
Kuy-Kuyen woaa siostr, przekonana, e lada chwila usyszy
odpowied. Tak si jednak nie stao, wic zawoaa ponownie:
- Wilkilen! Wracaj do nas!
Cisza. Kuy-Kuyen rozejrzaa si wok, sprawdzajc, czy jej
siostra nie stoi gdzie zahipnotyzowana widokiem muszki albo
muszego cienia, lecz nigdzie jej nie dostrzega.
- Wilkilen! - Odwrcia si do crki. - Shampalwe, widziaa
Wilkilen?
- Rozmawiaa z kobietami z wioski - odpara dziewczynka.
Kuy-Kuyen cofaa si powoli, woajc i pytajc:
- Wilkilen! Widziaycie gdzie moj siostr?
- Przed chwil tu bya.
- Rozmawiaam z ni.
- Widziaam, jak si umiecha.
Wprawdzie Wilkilen zawsze wloka si z tyu, gubia drog
albo zapominaa o caym wiecie, zafascynowana widokiem
wasnych stp, ale przecie tym
razem wiedziaa, e trwa wojna, a oni uciekaj przed Syder
etykami.
Nadal nie uzyskawszy odpowiedzi, Kuy-Kuyen i reszta kobiet
zaczy si niepokoi. W kocu cakowicie wstrzymay marsz,
przywoay dzieci i zaczy szuka dziewczyny po obu stronach
drogi, wiedzc, e jest zdolna do popenienia najwikszych
gupstw.
- Wilkilen! - nawoyway.
- Pewnie zachciao si jej pociesza jaki kamie...
- Wilkilen!
- Albo towarzyszy mrwkom w pochodzie...
Ich uspokajajce domysy z kad chwil staway si mniej
prawdopodobne. Dziewczyna nie odpowiadaa, a soce
wspinao si coraz wyej na firmament.
Jedna z kobiet znalaza porzucon mask Wilkilen. Na jej
widok Kuy-Kuyen przycisna donie do piersi.
- To moja wina! To moja wina! - powtarzaa. Shampalwe i
Kreskowie zbili si w ciasn gromadk
wok niej. Przeraa ich pacz matki. Z drugiej strony tylko
on mg obudzi Wilkilen, ktra z pewnoci spaa w cieniu
jakiego ukwieconego krzewu.
- Cofn si ciek, ktr przyszlimy - oznajmia
Kuy-Kuyen. Kobiety nie tylko si zgodziy, ale postanowiy do
niej doczy. Nim jednak wyruszyy w powrotn drog,
podskoczyy na dwik gosu:
- A wy co? Dlaczego tak stoicie?
To by Trjlicy, ktry zgodnie z obietnic przyszed, by je
poprowadzi do jaski w Maduinach.
Kuy-Kuyen i kilka innych kobiet pobiegy mu na spotkanie.
- To moja wina, Trjlicy - wyszlochaa ona Cucu-ba. - Nie
przypilnowaam jej.
Czarownik Ziemi chwyci j za ramiona.
- Powoli, Kuy-Kuyen - powiedzia, przybierajc coraz to inne
oblicze. - Uspokj si i opowiedz mi, co si stao.
Ona jednak, zamiast si uspokoi, wci rozgldaa si
nerwowo.
- Wilkilen! - powtarzaa. - Wilkilen!
Inne kobiety musiay j zastpi i wyjani czarownikowi, w
czym rzecz.
- Dlatego postanowiymy zawrci t sam ciek, ktra nas
tu przywioda - powiedziay na koniec.
Trjlicy podszed do Kuy-Kuyen, ktra oddalia si od grupy,
chcc dalej szuka siostry.
- Posuchaj mnie - rzek. - Nie moecie teraz wrci. To
nierozwane. Okrty ju przybijaj do wyspy. Sama rozumiesz
ogrom zagroenia. Id z pozostaymi w stron gr i zabierz swoje
dzieci, a ja poszukam Wilkilen.
- Ja powinnam to zrobi - upieraa si Kuy-Kuyen. - Nie
umiaam jej przypilnowa.
Gdyby na miejscu Trjlicego by Kupuka, kobieta usyszaaby
surow odpowied: Niektre wyrzuty sumienia s lekarstwem,
inne bezczelnoci. Twoje, Kuy-Kuyen, nale do tych drugich.
Dlaczego uwaasz, e twoje oczy mog wszystko i e
potrafiaby unikn kadego nieszczcia? Co, jeli nie
bezczelno, pozwala ci myle, e tam, gdzie jeste, nie moe si
sta nic zego?".
Tak odpowiedziaby jej Kupuka. Trjlicy jednak, bdc
dzieckiem wody, tumaczy jej to znacznie agodniej. Na koniec,
przekonana cierpliw argumentacj czarownika, Kuy-Kuyen
zgodzia si pj z pozostaymi w stron gr.
- Kuy-Kuyen - zapyta Trjlicy - a ty gdzie by jej szukaa?
- W lesie - odpara bez wahania. - Wilkilen kocha las i czsto
po nim spaceruje.
Kobiety i dzieci ruszyy w dalsz drog, a czarownik uda si
na poszukiwanie dziewczyny - bynajmniej nie we waciwym
kierunku.
Wilkilen nie byo w lesie, bo nie byo tam Welenkma. Trjlicy
by wic w bdzie, szukajc jej tam, podobnie jak w bdzie bya
ona, budujc tratw, by speni swoje marzenie. Kto przebywa
na wyspie - ale tym kim nie by jej ukochany.
Bez pomocy staruszki budowa tratwy okazaa si nieatwa.
Mimo to dziewczyna godzinami wizaa grube, lecz lekkie
gazie. Rozumiesz, tratwo? Musisz mnie zanie tylko tam, na
wysp. Nigdzie wicej".
- Rozumiesz, tratwo? - powiedziaa na gos. - Tylko na wysp.
Kiedy uznaa, e konstrukcja jest gotowa, wypchna j na
morze i wdrapaa si na ni.
Tratwa przez jaki czas posusznie pyna, pewnie dlatego, e
zdya pokocha t dziewczyn. Niestety, po przepyniciu
nieco wicej ni poowy drogi day o sobie zna bdy
konstrukcyjne i cao pocza si rozpada.
Wilkilen wiosowaa ze zdwojon si, ale bez pomocy
staruszki to take nie szo jej jak trzeba. Cho wyspa leaa
niedaleko, a morze byo na tym odcinku agodne, dziewczyna
poczua, e nie dotrze do celu. Brakowao jej si, a gazie
rozstpoway si pod ni...
W dali widziaa sylwetki wielkich skal wznoszcych si na
brzegu.
Lewan, biaa wyspa Lulkw, widziaa, co si dzieje.
- Pozwl swojej tratwie si rozpa, Wilkilen. Wybierz dno
morza, bo jest ono lepsze od tego, co czeka ci tutaj...
Trjlicy bdzi po lesie. Wilkilen po morzu. Bdzia te
tratwa, ktra opieraa si rozpadowi, sdzc, e w ten sposb
pomaga dziewczynie dotrze do Welenkma.
Trjlicy, Wilkilen i tratwa. Wszyscy w bdzie.
Obserwujcy morze Syderetycy zauwayli, e kto si zblia.
Przestraszeni, e moe to by jeden z czarownikw, o ktrych
syszeli potworne rzeczy, przygotowali si do ataku. Na rozkaz
dowdcw grupa onierzy wsiada do dwch odzi i ostronie
popyna w stron rozpadajcej si tratwy.
Wilkilen zauwaya odzie i ucieszya si na myl, e nie jest
sama. Kt to si zblia? Czyby Lulkowie wrcili? A moe w
jednej z tych odzi by sam Welenkin? Zamachaa rkami na
powitanie, pewna, e zaogi j widz i pyn jej na ratunek.
Gdy Syderetycy spostrzegli, e tratwa niesie mod kobiet,
ktra w dodatku macha do nich na powitanie, poweseleli.
Najpierw umiechali si ostronie, w obawie przed zasadzk, ale
kiedy podpynli bliej i upewnili si, e wok nie ma nikogo
poza t dziewczyn, zaczli si mia do rozpuku. adnego
czarownika, adnych czarw; tylko wymachujca rkami
dziewczyna.
Ona za zrozumiaa swoj pomyk w chwili, w ktrej
usyszaa ich miech. To nie by miech Welenkma, a tym
bardziej Lulkw, ktrzy w ogle si nie miali. Nie by to take
miech odzi suncych po wodzie. Przypomniaa sobie o wojnie,
o cigych ostrzeeniach Kuy-Kuyen i zrozumiaa, co si dzieje.
Tymczasem w lesie Rubiey Trjlicy nieoczekiwanie spotka
jednego ze swych braci.
- Jestem rwnie zdumiony, co uradowany twoim widokiem,
Welenkinie - rzek mu.
- Wrciem wanie z wyspy Lulkw - odpar tamten.
- Zdyem stamtd zabra kamie alb, nim przypyny
odzie. - Zatrzyma wzrok zotych oczu na twarzy Trjlicego. - A
ty? Mylaem, e udajesz si w Maduiny.
Oblicze Trjlicego wyraao smutek.
- Szukam modszej siostry Kuy-Kuyen. Welenkin zadra.
- Dlaczego? Na pewno wdruje z pozostaymi ku Maduinom.
- Powinna, ale obraa inn drog. Kobiety bezskutecznie jej
szukay. A ja rwnie bezskutecznie przemierzam las...
Trjlicy opowiada, co si zdarzyo, a jednoczenie usiowa
zrozumie wyraz twarzy Welenkma: wicej ni zaniepokojony,
wicej ni przestraszony.
Dlaczego jego bl tak bardzo si rni od mojego?
- zachodzi w gow. Czy Wilkilen nie znaczy dla nas obu
tyle samo?
- Wyspa! - wykrzykn nagle Welenkin, przerywajc jego
rozmylania. - Popyna na wysp!
- Dlaczego?
- Chod ze mn, Trjlicy - mwi gorczkowo.
- Tylko ty, ktry w czci skadasz si z wody, moesz zanie
moj tratw na Lewan. Szybko, bracie!
Bez dalszych wyjanie ruszy biegiem do miejsca na play, w
ktrym ukry tratw. Trjlicy ze wszystkich sil stara si
dotrzyma mu kroku. Pikny Welenkin zwinnie torowa sobie
drog w gszczu, a jego brat truchta z tyu, kaleczc si o
kolczaste krzewy.
W kocu dotarli na wybrzee. Welenkin wycign tratw z
kryjwki, a Trjlicy zanurzy si w wodzie
i zmieni ksztat, by niczym pynce pod prd morskie zwierz
nie brata na plecach ku wyspie.
W pobliu jej brzegw trwao polowanie. odzie
Syderetykw otoczyy z obu stron tratw Wilkilen, ktra nie
miaa ju szans zawrci.
Misaianes doskonale wytresowa swoich ludzi. Karmieni
ofiarami, nie byli zdolni do litoci, bo to by ich zabio.
By moe wanie dlatego celebrowali ponianie wszelkiego
stworzenia, wracajc w ten sposb do poywki, na ktrej wyroli.
mier czowieka bya krtka i prosta. Jeden ruch, uderzenie i
koniec. Ponienie natomiast byo zabaw odbierajc blowi
godno; dug rozgrywk przypominajc Syderetykom wielk
uczt, po ktrej zasypia si wrd resztek.
Przygotowali wic dla Wilkilen dugi rytua upokorzenia.
Nie mogc doj do porozumienia, kto maj zabra na brzeg,
Syderetycy z jednej odzi schwycili j za rk, a ci z drugiej za
dugie rozpuszczone wosy.
Patrzca na to ze swoich posad wyspa Lulkw ujrzaa, jak
szarpi wt posta i zatrzsa si mocno.
- Rozerwij si, zotko. Pozwl swemu ciau rozdzieli si na
dwoje - mrukna. - To bdzie lepsze od losu, ktry ci czeka.
Ale Wilkilen bya ju w odzi, w brudnych apach
Syderetykw.
Nie krzyczaa. Prosia cichutko, z szeroko otwartymi oczami.
Wzywaa Kupuk. Mylaa o starym ojcu Rubiey, w nadziei e
ten umierzy jej bl, tak jak kiedy umierzy swdzenie po
ukszeniach mrwek.
Gdy dopynli do brzegu i zeszli z odzi, Wilkilen miaa krew
w ustach, a jej zesztywniae rce poruszay si w przd i w ty, w
przd i w ty, jak gdyby ciao uparo si, by trwa przy zabawie.
Syderetycy otoczyli j, domagajc si swego. Ci, ktrzy
przywieli dziewczyn, zachowywali si jak jej waciciele,
uzurpujcy sobie prawo do ustalania warunkw gry i
przyjmowania zakadw.
Wyspa Lewan bywaa ju wiadkiem wielkiego cierpienia.
Towarzyszya nieutulonemu alowi Lulkw po rzezi w dolinie;
patrzya, jak pograj si w blu, a potem odchodz do morza,
by umrze bez skazy.
adna z tych rzeczy nie dorwnywaa jednak spojrzeniu
Wilkilen bagajcej bezlitosnych o lito ani widokowi jej
szczupego ciaa, ktre zesztywniao, by sta si niezdatnym do
uytku.
Przemieniony w morsk wod Trjlicy pdzi najszybciej, jak
si dao. Od czasu do czasu na powierzchni wynurza si
fragment jego gowy, by po chwili znw znikn i upodobni si
do morza.
Welenkin sta na tratwie, nie odrywajc wzroku od
przybliajcej si wyspy. Jego rozpacz biega przodem.
O zmierzchu nadesza udrka.
N rozkroi tunik niewinitka, a gdy dziewczyna krzykna,
pi zatkaa jej usta, rozrywajc kciki warg.
Wilkilen przyklka na biaym piasku wyspy Lulkw.
- Chod do mnie! - krzyczao morze. - Chod, chod do mego
domu!
Musiaa doskonale usysze to woanie, bo uniosa gow,
nieoczekiwanym szarpniciem zdoaa si
wyrwa z ap Syderetykw i pobiec ku morzu. Pycizna
cigna si jednak zbyt dugo i dziewczyna nie miaa szans
rzuci si w odmty, nim zostanie ponownie schwytana.
Oprawcy nie chcieli jej jeszcze zabija. Jeden z nich
wycelowa w jej nogi.
Welenkin zobaczy z daleka, jak Wilkilen biegnie do morza, a
potem upada.
Mcia rkami wod, lecz nie udao si jej wsta.
Wyciekajca ze zranionej nogi krew mieszaa si z morsk pian.
Welenkin nie mg ju mwi, ale Trjlicy wcale nie
potrzebowa zachty.
Syderetycy dobiegli do Wilkilen, rozchlapujc czarnymi
butami zakrwawion wod. Jeden odwrci brutalnie ciao
wzywajcej Kupuk dziewczyny.
Musieli j ukara za czysto. By da upust wciekoci,
kopali niewinn po nogach, na ktrych chodzia po lesie, z
warkoczami i bez. Karali usta za Komara Krwiopijc, rce za
mcenie wody, cae ciao za to, e rozjaniao wiat.
Wyspa przemwia do zotookiego czarownika:
- Welenkinie, musisz jej pomc. Musisz j uchroni przed
nienazwan tortur, ktra j tu czeka. Zrozum, Welenkinie, e to
niewinitko ju umiera.
Czarownik dobrze o tym wiedzia. Chwyci uk i przygotowa
dug, pewn strza.
Wyspa Lulkw szeptaa do ucha dziewczyny:
- Kochanie, wykrzesz z siebie jeszcze troch si. Wyrwij si im
i biegnij do Welenkma!
Usyszane imi obdarzyo dziewczyn nieznan dotd moc.
Raz jeszcze uwolnia si z rk oprawcw i pobiega ku tratwie.
Syderetycy wycelowali w ofiar, lecz przygotowana przez
Welenkma strzaa, nieubagana jak mio, zdya j ugodzi w
samo serce.
Wilkilen skonaa wpatrzona w czerwone niebo.
- Dzikuj, Welenkinie - powiedziaa wyspa. Podobnie jak jej
ojciec, niewinna pada w miejscu,
w ktrym morze cofa si ze wstydu.
Dulkancellin zgin od butnego strzau wroga. Dla jego crki
strzaa oznaczaa wybawienie.
- Py! Py do wyspy! - zawoa Welenkin, gdy si
zorientowa, co chce zrobi Trjlicy. - Nie zawracaj! Zanie mnie
do nich! Zanie mnie tam, bracie!
- Sam nic tu nie zdziaasz - odpar mu przyjaciel wody. -
Znacznie wicej moesz zrobi razem z nami.
Welenkin uderza w wod wiosem i piciami.
- Py tam, Trjlicy, albo ci przekln na zawsze!
- Przeklnij, jeli chcesz - odpar Trjlicy, zawracajc ku
Rubieom.
Welenkin zeskoczy z tratwy. Chcia popyn na wysp, lecz
nie mg, bo fale byy posuszne Trj-licemu. Walczy wciekle z
si, ktra go odpychaa. Na prno. Morze jest silniejsze od
pumy. W kocu fale wyrzuciy go na brzeg. Lea bez ruchu z
twarz zagrzeban w piachu.
Trjlicy podszed i stan nad nim.
- Morze przyniesie jej ciao - powiedzia cicho. - Zaczekaj.
Pochowaj t, ktr tylko ty znae. Ja pjd zawiadomi
Kuy-Kuyen. To bdzie tak, jakbym patrzy na niebo i widzia, jak
wyrywaj jego fragment.
Morski prd przynis Wilkilen i pooy j obok Welenkma,
obmyt wewntrz i na zewntrz, bez ladu krwi, zapiaszczon i
zimn.
Czarownik spojrza w stron wyspy i jego oczy zobaczyy to
samo, co zobaczyyby oczy pumy.
Podnis kruch skorup, w ktrej kiedy ya Wilkilen.
- Zanios ci do babci Kush.
Przyciskajc niewinitko do piersi, ruszy do Doliny
Przodkw.
Owad o przezroczystych skrzydach okra go nie-
zauwaony. Osty dumnie prezentoway kwiaty, lecz czarownik
nie wchon ich urody.
Niewinno wiata umara, a on szed j pogrzeba.
WCIEKO POMROKI

Pomroka wdrowaa ku grze syna. Musiaa go ostrzec, e w


obozach jest dwoje dzieci, ktre maj imiona i szerz cnoty
wrd obozowej ludnoci. Sza i sza, ale jako nie moga doj.
Wypoczywaa u stp tego samego drzewa, ktre raz miao licie,
a raz nie. Dwukrotnie widziaa wilki. Mina nowo wykopan
nor; pniej nor opuszczon. W kocu dojd, mylaa. Wkrtce
tam bd.
Zamiast tego wrcia pod drzewo i znw usiada, by odpocz.
- Zanim zrzucisz licie, dotr do tronu syna - powiedziaa.
Wrcia raz jeszcze i usiada u stp drzewa.
- Zanim wyrosn ci nowe licie, bd u tronu - przyrzeka.
- Zanim zrzucisz...
- Zanim wyrosn...
Pewnego dnia wstrzymaa marsz, by spojrze na gr
Misaianesa. Ogromna, wznoszca si samotnie wrd pustkowia
skaa o ostrym profilu bya siedzib tego, ktry wykiekowa ze
liny Pomroki i ktremu matka winna bya wierno.
Wyobrazia sobie wnk, w ktrej pi Misaianes. Pomylaa o
panujcej tam ciszy, przerywanej jedynie dugimi, powolnymi
oddechami syna: cae dni na wypuszczenie powietrza, kolejne na
nabranie nowego...
I nagle przerazi j czas, ktry spdzia na okraniu gry.
Czas, ktry by niemal zdrad. Przekla drzewo, pod ktrym
odpoczywaa. Znw bya matk Misaianesa, bez reszty oddan
swemu zadaniu. Owina si peleryn i wbia czujny wzrok w
drog.
- Teraz bd uwana i dotr do celu - obiecaa.
I moe tak by si stao, lecz nim zdya speni obietnic,
usyszaa czyje kroki w swojej krainie.
Brzmiay jak kroki kogo, kto zosta zabrany przedwczenie -
jak tylu innych, odkd Misaianes przej rzdy.
Pomrok sparaliowa bl. Jej pier wypeniy kamienie. To
byy te same kroki, ktre towarzyszyy jej w lesie i na wyspie.
- Co tu robisz, moje dziecko? - zapytaa. - Kto si omieli...?
Zacisna pici tak mocno, e palce przebiy si na drug
stron, bo w ogniu furii zapomniaa o zachowaniu waciwego
ksztatu. Spojrzaa w stron gry i odezwaa si dziwnym,
guchym gosem, ktry zdawa si dobiega z bardzo daleka:
- Zbud si! Zbud si i spjrz na hord, ktr wykarmie!
Wpadaj hurmem do mojej krainy, tupi uboconymi buciorami.
Czy kto im powiedzia, e nie wszystko im wolno? Nie wiedz,
e to ja mam rozkada dywan, po ktrym krocz umarli? Niech
nikt nie zapomina, kim jestem! Ani oni, pozbawieni odwagi i
rozumu, ani ty sam! - Jej oczy miotay gromy. - Ani ty sam!!!
Kiedy Pomroka przemawiaa, jej peleryna ciemniaa.
- Czy to pierwsza dziewczyna, ktra przychodzi tu
przedwczenie z twojego rozkazu, wbrew moim planom? Nie!
Nie pierwsza. Wysae tu wiele dzieci, nim nadesza ich pora, a
ja godziam si na to jako matka, ktra zrodzia syna z
nieposuszestwa... Lecz ta dziewczyna miaa dla mnie imi: to
Wilkilen, ktra ze piewem na ustach plota mi warkocze. Nikt
przed ni tego nie robi i nikt ju nie zrobi. Nie mwi o czasie,
ale o wiecznoci. Wilkilen siadywaa u mego boku bez
najmniejszej obawy. Kochaa mnie. Odpowiedz mi, synu
Misaianesie: czy jest kto, kto kocha mnie tak jak ona?
Pomroka tak si najeya, e przez jej cienk skr zaczy
przebija ostre jak ciernie koci.
- Znam tych, ktrzy omielili si j tkn - kontynuowaa. -
Widziaam, jak bezczeszcz dziewice i na yczenie garbusa
umiercaj dzieci. Nie znaj wartoci tego, co odbieraj, wic
szybko przestaj o tym myle. Aleja, Pomroka, znam cel
kadego istnienia, rozumiem sens kadego kresu. ycie Wilkilen,
jak ycie kadej ywej istoty, musiao pewnego dnia zgasn. Ale
to moim zadaniem byo je zakoczy; to mnie mia przypa
zaszczyt rozoenia jej niewinnych szcztkw i przygotowania
ich do realizacji nowego losu! - Pomroka wycigna w kierunku
gry do z namalowan niebiesk lini. - Bestie, ktre utuczye,
habi ycie, ale habi take mier.
Pomroka toczya ze sob t sam wojn, ktra rozgrywaa si
na caym wiecie.
- Pamitasz, co razem piewaymy, maa Wilkilen? -
Przybliya wzrok do niebieskiej linii. - Biegnij zdrw, jeleniu...
Uciekaj, ukryj si...".
Pniej, siedzc u stp drzewa, znw zacza wtpi.
Czua si poniona zakazem dawania ycia. Znajdowaa ulg
w poczuciu, e jest siostr, ktra przycina gazie. By moe
jestem matk wszystkich. Matk w krgu przeznaczenia, w
ktrym przypada mi niewdziczna rola".
Wyprostowaa si, poraona gwatown decyzj: nie uprzedzi
go ani sowem. Tylko ona mogaby poinformowa Misaianesa o
odradzaniu si wiata na Starych Ziemiach i wskaza mu dwoje
wybracw. Zamiast tego odwrcia si plecami do gry,
mamroczc:
- Kim bym dzi bya, gdyby Wieczna Nienawi nie wnikna
w owoc mego nieposuszestwa? Kim byby ty? Nie wiem, czy
mona nazywa synem wasn zbrukan lin, ale tak ci
nazwalam: synem i Misa-ianesem. Ja jestem mierci i mam
swj cel. Pewnego dnia przyjd po ciebie.
DOM BABCI KUSH

Syderetycy zbliali si do drewnianej chaty. Do miejsca, w


ktrym babcia Kush wyrabiaa niegdy chleb zaspokajajcy co
wicej ni tylko gd.
Po opuszczeniu wyspy Lulkw onierze popynli na
kontynent. Pierwsz osad, na jak si natknli, idc z poudnia,
bya Wichrowa Przecz.
Rozbiegli si po opuszczonej wiosce. Rozbijali sklecone z
cienkich desek drzwi. Dziurawili kulami weniane koce, dzbany z
kolorowymi wzorkami i wiklinowe kosze. Potem siadali do
jedzenia i picia pord przedmiotw, ktre wcale nie wyglday
na rozbite. Wyglday na martwe.
O zmierzchu z rekonesansu wrcili ich towarzysze, bekoczc
trudne do zrozumienia sowa. Zaklinali si, e pewien oddalony
od pozostaych budynkw drewniany dom mwi i si mieje.
Syderetycy ruszyli przez las we wskazanym kierunku.
Maszerowali, jakby mieli stan do walki z Thungiirem i
wszystkimi jego ludmi.
Najbardziej podobny do wojownika by jednak stary, peen
opuszczonych gniazd orzech. Poza nim drewniany dom wystawi
do walki tylko kilka dy, ktre wyrosy mimo zarazy.
Gdy Syderetycy dotarli na miejsce, byo ju niemal ciemno.
Zapalili pochodnie i okrali dom, ubezpieczajc si nawzajem.
Magia tutejszych czarownikw przeraaa ich tak bardzo, e
starannie dbali o to, by nawet na moment nie odwrci si
plecami do lasu.
Mija czas, a nic zego si nie dziao. W kocu barbarzycy
nabrali pewnoci siebie.
Wbrew sowom ich towarzyszy dom nie tylko milcza, ale
wyglda na zrezygnowany i bardzo zmczony. Ot, zwyka
drewniana chata, identyczna jak pozostae. Jeden z Sy der etykw
podszed, by roztrzaska drzwi. Wystarczyo raz porzdnie
kopn. Tyle e nie potrafi. Zatrzymaa go nieznaczna zmiana
barwy powietrza, a zaraz po niej syk, w ktrym zdaway si
pobrzmiewa sowa groby.
Na wieczornym niebie nad Syderetykami zawis olbrzymi
ptak. Wycelowali bro, by go strci, lecz nim zdyli wystrzeli,
w gszczu rozleg si ryk pumy, w domu zagra flet, a orzech
wybuchn miechem.
Cisza wzbia si pod niebiosa, pokonany rozpostar skrzyda,
zmczony zarycza, by pomci mier ukochanej.
Z lasu Rubiey wypady, niczym istoty biegnce na dwch
nogach, setki maych trb powietrznych, unoszc zalegajce na
ziemi suche licie.
onierze Misaianesa podpalali wszystko, czego nie
pojmowali. Tym razem, gdy jedni strzelali, inni rzucali
pochodniami w walczcy o ycie drewniany dom.
Kt wie, czy to orzech, czy moe Welenkfn albo Protektor
opowiedzieli t histori.
W kadym razie kto to zrobi.
Kada z rzuconych przez Syderetykw pochodni zostaa
pochwycona przez trb powietrzn, a jej pomie rozcign si
w powietrzu niczym duga wstga.
Porwane pomienie wyglday jak wietliste ogony - biae,
te lub czerwone, zalenie od wieku ognia.
I c w tym dziwnego, skoro wie nazywaa si Wichrowa
Przecz?
I c w tym dziwnego, skoro wanie tam kadego letniego
wieczoru przychodzili kiedy Lulkowie po miodowe placki i
dynie?
SYN POSACA

Starzy Husihuilkowie mawiali, e dzieci rosn w ciepe dni


oraz noce pene gorczki i koszmarw. Ale najszybciej rosn w
czasie wojny.
Dla ludzi Rubiey dziecistwo trwao zaledwie kilka pr
deszczowych. Potem nastpowa czas przeobraenia w dzielnego
i honorowego wojownika. Bo nie ma dzielnoci bez honoru,
mawiali.
Wojna z Wieczn Nienawici, inna ni wszystkie pozostae,
bya horyzontem, za ktrym czeka czas lub wrak czasu; morze
lub ogrom stchej wody; ziemia lub otcha, na ktrej dnie
spoczywaj wrak czasu, stcha woda i kolejna otcha.
By walczy w tej wojnie, Husihuilkowie wyruszyli na pnoc i
posuwali si coraz dalej, nie majc pojcia, e za ich plecami
ukochane poudnie wkrtce pogry si w blu. Kiedy si o tym
dowiedzieli, znw odwoali si do prawa, ktre im przywiecao,
i postanowili i dalej.
Starzy Husihuilkowie powiadali, e ycie i wolno pyn tym
samym korytem i e nie da si wypompowa jednego,
pozostawiajc drugie.
Dzieci, ktre przeyy wicej ni dziesi pr deszczowych,
zostay wezwane do udziau w obronie kraju.
By wrd nich Kutral, uwanie przysuchujcy si temu, co
miaa mu do powiedzenia starszyzna.
- Kutralu, synu Cucuba, mianujemy ci kurierem, bo jeste
najlepszym kandydatem do tej funkcji. Cechuje ci zwinno
modych wojownikw, wyrobie w sobie kondycj do dugich
biegw i umiesz pozostawa w ukryciu, siedzc w kucki lub lec
na brzuchu tak dugo, jak trzeba. Ponadto odziedziczye po ojcu
talent krasomwczy. Te cechy wyrniaj ci spord innych. Do
tej pory tkwilimy w ukryciu, pozwalajc Syderetykom
swobodnie si przemieszcza po naszym terytorium. Siy
Misaianesa wchodz coraz dalej w gb Rubiey, niszczc po
drodze opuszczone wioski. Wiemy o dwch kolumnach
przemieszczajcych si w przeciwnych kierunkach. Jedna
wyruszya znad Jeziora Motyli i zmierza ku grom. Druga, ktra
pocztkowo zatrzymaa si na Wichrowej Przeczy, posuwa si
wzdu brzegu Lalafke. Jeste synem wybitnego posaca i masz
wszelkie predyspozycje, by sta si rwnie wielki jak on. Przed
wami husihuilkaski lud nie mia artystw. Teraz ich mamy i
traktujemy jako specyficzny typ wojownika. Cucub nas nauczy,
e artyci widz szczeliny w kamieniu i drzwi w powietrzu.
Bdziesz wic bez wytchnienia przemierza nasz ziemi w t i z
powrotem.
Starzec zamilk, by po chwili zleci Kutralowi pierwsze
zadanie:
- Mamy powody, by sdzi, e wzdu naszych wybrzey
krc si jacy rozbitkowie, pozostawiajc za sob strzpy pieni.
Jeli ich spotkasz, Kutralu, przybiegnij do nas z t wieci.
NARADA PRZY GNIEDZIE

Husihuilkaska starszyzna i Czarownicy Ziemi spotkali si


przy Sowiej Bramie.
Niedaleko nich, wsparta o pie drzewa, saba z kad chwil
Nanahuatli.
- Co z ni? - zapyta jeden ze starcw.
- Ju wiele dni tak si mczy - odpar Sok. - Nawet pestek
nie chce je...
- Zaczo si wtedy, gdy usyszaa o mierci Wilkilen? -
zapyta Trjlicy.
- Tak. Wanie wtedy.
Husihuilkowie i czarownicy mieli jednak do
przedyskutowania bardziej palce kwestie. Jeden ze starcw na
oczach wszystkich rozpakowywa swj toboek: strzp paszcza,
okruch szlachetnego kamienia, upinki, kora, skrki zwierzce -
na wszystkim widniaa ta sama wiadomo napisana zitzahajskim
pismem.
Cho wszyscy obecni na naradzie znali ju kady szczeg,
omwiono wszystko od pocztku, bo donioso wydarze tego
wymagaa.
Wypowiadane przez czarownikw i starcw sowa docieray
do uszu Nanahuatli powoli i jakby przez
mg. Ksiniczka przechodzia ze snu w stan czuwania bez
najlejszego ruchu, jeli nie liczy podnoszenia i opuszczania
powiek.
- Kutral odkry grup rozbitkw, ktra nadciga ku nam
wzdu wybrzea. Idc ich ladem, znajdowa to, co tu widzimy. -
Starzec wskaza wyrzucone z toboka drobiazgi. - Tu, tu i tu... I na
korze, i na kamieniu widnieje spisana pie Cucuba.
Wszyscy na Rubieach znali pie Zitzahaya. A jeszcze lepiej
znali jego lojalno.
- Nikomu, kto nie jest przyjacielem, Cucub nie powierzyby
tych sw. Kobiety-ryby przekazay nam informacj, e
nieznajomi to onierze Soca, ktrzy zdoali si uratowa z
zatopionych statkw. Oczywicie s jedynie garstk zmczonych
ludzi... ale czy w naszym pooeniu moemy lekceway choby
garstk? Nie. Nie moemy te pozostawi bez pomocy kogo, kto
pragn nam pomaga. Polemy im wiadomo, w ktrej
wyznaczymy czas i miejsce spotkania. Kutral posuy im za
przewodnika.
Dalej rozmawiali o strategii na zbliajc si wojn. Nikt,
nawet czarownicy, nie zauway odejcia We-lenkina.
- Na nas ju czas - powiedzieli w kocu starcy i rozeszli si w
rne strony.
Wtedy Trjlicy zwrci si do Sokoa:
- Mwisz, e Nanahuatli przestaa je...
- ...kiedy usyszaa o mierci Wilkilen - dokoczy ze
skrywanym blem Czarownik Sok.
- Teraz pi? - zapyta Trjlicy.
- Zawsze pi, a jednoczenie czuwa.
- Pozwl mi z ni porozmawia.
- To bez sensu.
Trjlicy wybra swoje wtpice oblicze.
- Nigdy o niczym tak nie powiedziaem: niewane, czy byo
dobre czy ze, wielkie czy drobne. Nic, co mi si przydarzyo na
tej ziemi, nie byo bez sensu.
WE MGLE

Na drugim klifie na pnoc od Koralina mga zgstniaa. I


wanie to miejsce wybraa starszyzna na spotkanie z rozbitkami
z Kraju Soca.
O poranku wyznaczonego dnia dotara tam grupa onierzy
podajcych ladem Kutrala, ktry po doprowadzeniu ich na
miejsce odszed bez sowa.
Klif by wski, wysoki, zasonity odcinkiem wybrzea i
cakowicie skryty we mgle. Na pobliskich skakach przycupnli
w oczekiwaniu husihuilkascy starcy, bosonodzy i o nagich
torsach.
Gsta mga zapewniaa im ochron. Nikt nie mg ich
zobaczy, pki sami tego nie chcieli, a gdyby co poszo nie tak,
w mgnieniu oka mogli si ulotni.
Cho nie widzieli nawet wasnych wycignitych rk,
usyszeli przybycie drcych z zimna onierzy Soca i nie mieli
wtpliwoci, e to oni.
Ci ludzie pochodzili z krainy gorcych, suchych wiatrw,
ktre od koca wojny midzy dynastiami, zakoczonej nabiciem
na wczni gowy Hoh-Quiu, niemal nie ustaway. Dlatego na
wilgotnym od mgy nadmorskim klifie trzli si niczym osiki.
- Jestecie tu? - zapyta cicho jeden z nich.
- Jestemy - odpowiedzia mu gos z gry. Potem usyszeli
szereg cichych odgosw szurania
i tupania. To Husihuilkowie zeskakiwali ze swoich kryjwek
na ziemi pen kamieni, porostw i mchu.
Silne brzmienie ich gosw i doskonae rozumienie tajnikw
wojny sprawiay, e onierze Soca nie widzieli w swoich
rozmwcach starcw, lecz wojownikw, ktrzy w odrnieniu
od nich nie dreli z zimna. Wkrtce obie grupy rozmawiay ze
sob jak rwny z rwnym.
Mieli mao czasu.
Starcy byli przekonani, e trzeba organizowa ukradkowe
wypady na obz Syderetykw i zastpowa im drog w
najbardziej nieprawdopodobnych miejscach, by opni ich
pochd ku grom, a przede wszystkim, by ich przerazi i
wzbudzi w nich poczucie, e przez cay czas, noc i dniem, kto
czai si w pobliu.
Przybycie onierzy Soca, nawet w postaci garstki
rozbitkw, stanowio spore wsparcie.
Husihuilkaska starszyzna bya gotowa bez wahania
przedsiwzi dziaania, od ktrych nie bdzie ju odwrotu.
Teraz decyzja naleaa do onierzy.
- Nie tak wyobraali to sobie Kowal i reszta buntownikw -
zauway mczyzna dowodzcy grup rozbitkw.
- Sdzisz, e ktokolwiek wyobraa sobie nadejcie czasw, w
ktrych przychodzi nam y? - odpowiedzia pytaniem jeden ze
starcw.
Szybko, lecz precyzyjnie ustalili szczegy. Zamglony klif
pomg ukry tajemnic. onierze Soca opuszczali miejsce
spotkania, rozgarniajc mg nogami i rkami. Starzy
Husihuilkowie bezszelestnie przemieszczali si po terenie, ktry
od dziecka znali jak wasn kiesze.
Na Rubieach poranek spycha noc do morza.
Dwa dni pniej grupa starych Husihuilkw dotara w poblie
Koralina. Tam si zatrzymali, rozpalili ogie i rozsiedli si wok
niego. Podawali sobie licie, ktre nastpnie uli z przyjemnoci
i w milczeniu. Po pewnym czasie jeden z nich odezwa si
zdawkowym tonem, nie dostrzegajc w swoich sowach nic
szczeglnego:
- Jeli mamy do wyboru plemi ubogie w starcw i plemi
ubogie w dzieci, to decyzja jest oczywista. Czy my, ktrzy z
rozkosz przeuwamy te sodkie zioa, moglibymy y we
wstydzie i w niewoli?
Pozostali pokrcili gowami.
- Moliwe, e ju nigdy nie zasidziemy przy ognisku w tym
samym gronie.
Przytaknli.
Znw dugo uli w milczeniu, po czym nagle, jakby kto
wydal im niesyszalny rozkaz, wszyscy jednoczenie wstali i bez
wahania ruszyli w stron miejsca, z ktrego mieli przypuci
ukradkowy atak na wrogi obz.
Na niebie nie byo ani jednego ptaka...
Po chwili marszu starcy skrcili w wsk, otoczon gst
rolinnoci ciek, biegnc ku skakom, spomidzy ktrych
mogli obserwowa poczynania Syderetykw. Tam czekali na
nich rozbitkowie z Kraju Soca.
- Niedugo zaczn wstawa - powiedzia przywdca.
- W takim razie atakujmy, pki czas - odpar najstarszy ze
starcw.
onierz przyjrza si Husihuilkom z mieszanin respektu i
zazdroci: musieli by albo nieustraszeni, albo gupi.
- Wielu z was i wielu z nas zginie w tych potyczkach - rzek,
jakby po raz kolejny zadawa sobie pytanie, czy powinien
zmusza swoich ludzi do realizacji strategii wariatw.
- My tak czy owak umrzemy - zauway starzec.
- Wy te - doda agodnie.
- Chodzio mi o ukad si - wyjani onierz. - O to, e brakuje
racjonalnej rwnowagi midzy ponoszonym przez nas ryzykiem
a szkodami, jakie moemy wyrzdzi Sy der ety kom.
- Racjonalnej rwnowagi? - powtrzy starzec.
- Czy wiesz, gdzie si teraz znajduj nasi wojownicy ? Walcz
racjonalnie u boku twego ludu. A czy wiesz, onierzu, co si
dzieje z naszymi kobietami i dziemi? Zostay racjonalnie
opuszczone, by zazna upokorze i zosta starte w proch. Gdzie
ty tu widzisz jak przeklt rwnowag, czowieku?
Nie pozostao ju nic do dodania.
Starcy zwinnie przemieszczali si wrd ska, wzbudzajc
podziw onierzy Soca. Jeszcze wikszy podziw wywoaa sia,
z jak nacigali ciciwy ukw.
Niespodziewany atak nie wywoa wielkich strat, lecz
podkopa morale Syderetykw, ktrzy od tej pory wiedzieli, e
nie mog si czu bezpieczni. I rzeczywicie - smagli tubylcy
organizowali coraz to nowe wypady.
W samym rodku dnia starzy Husihuilkowie i garstka
onierzy Soca wyskakiwali nie wiadomo skd, wypuszczali
grad strza i znikali jak jaszczurki wrd rozgrzanych socem
kamieni. Tym sposobem udawao si im spowalnia pochd
Syderetykw ku Maduinom.
W kadej z tych krtkich potyczek obie strony ponosiy
miertelne ofiary.
Starzy Husihuilkowie byli gotowi na mier. Ale ci, ktrzy
umierali, nie zabiwszy adnego wroga, odchodzili ze wiata,
wstydzc si samych siebie. Bo wojownicy poudnia nie chcieli
podarowa Misaianesowi ani jednej bezowocnej mierci.
Jake by ich bolao, gdyby musieli zasi przy wiecznym
ognisku, nie majc nic do pokazania swoim braciom! Jak mogli
udawa si tam, gdzie byli Dulkancellin i Minche, przynoszc
jedynie wasn mier?
UCIECZKA LUDU SOCA

Od czasu spotkania z Kowalem w pobliu rzeki Yum z paacu


Wadcy Soca nie przyby aden posaniec.
Wojsko Jelenia nadal posuwao si na pnoc, dla
bezpieczestwa podzieliwszy si na mniejsze grupy podajce
rnymi drogami.
W rejonie Granicznych Wzgrz Thungiir kaza wstrzyma
marsz i urzdzi narad z dowdcami garnizonw, by omwi
szczegy bitwy, ktra miaa si rozegra na Kopytnicy.
Przystanek przed bitw bez wtpienia by im potrzebny, ale
Thungurowi chodzio take o to, by da szans buntownikom z
Kraju Soca. Mimo powanego sporu z Kowalem wierzy
bowiem, e tamtejsi magnaci oka si waleczni i majc na
uwadze zarwno ycie swoje, jak i caej reszty, zaakceptuj jego
plan.
- Odpoczniemy dzie i noc - powiedzia - a potem ruszymy do
boju, chobymy mieli walczy samotnie.
Ale jeszcze tego samego dnia wojownicy obserwujcy
Kopytnic, jaow preri rozcigajc si pomidzy Granicznymi
Wzgrzami a pierwszymi budynkami i poudniowymi
plantacjami Kraju Soca, ujrzeli tum przemieszczajcy si
wolno przez t kamienist rwnin.
Kimkolwiek byli ci ludzie, nie szli ani tym samym tempem,
ani w szyku. Nie byli ubrani na czarno ani nie wymachiwali
byszczc broni.
Wojownikom Jelenia wystarczy rzut oka, by wiedzie, e to
nie Syderetycy.
Zaalarmowany Thungiir wraz z kilkoma innymi dowdcami
wspi si na szczyt pobliskiej skay i przekona, e jego onierze
mieli racj: ci, ktrzy nadcigali, nie byli Syderetykami.
Przesanie, jakie nis ze sob ten zmczony i zakurzony tum,
okazao si jednak rwnie ponure.
Husihuilkaski wdz natychmiast poj, e jego wojsko nie
moe ju liczy na wsparcie. Nie bdzie wsplnego ataku spoza
miasta i z jego wntrza, ktry mial odci Syderetykom drog.
Wysa oddzia wsparcia i nie dajc sobie czasu na
rozpaczanie, zacz zbiera odamki swego rozbitego marzenia.
- W co chcesz przemieni to, co tak starannie zbierasz? -
zapyta Ojczulek z Przeczy.
Thungiir obrci si ku niemu.
- W mier, ktra nie bdzie nam ciy w wiecznoci -
odpar.
Kilka godzin pniej mieszkacy Kraju Soca dobrnli do
Granicznych Wzgrz. Nie mieli adnego bagau, bo uciekali
przed rzezi. Nieli ze sob tylko bl i strach. Zamiast wojska
Thungiir mia teraz setki ludzi, ktrych trzeba byo leczy,
karmi i chroni.
Wszyscy uciekali przed t sam noc, a jednak nie trzymali si
razem.
Z niedowierzaniem obserwowa, e nawet w tej chwili,
zostawiwszy za sob mnstwo ofiar, a mnstwo kolejnych majc
przed sob, mieszkacy tej
krainy podzielili si w zalenoci od statusu spoecznego.
Po jednej stronie szli ci, ktrzy yli w niewoli od momentu
wkroczenia Sy der etykw, jedzc gorzk kukurydz i dzielc si
z muchami wasn misk i wasnym ciaem. Niektrzy wci
mieli na kostkach acuchy, ktrych nie zdoali zerwa. Wszyscy
za mieli strach w oczach.
Po drugiej stronie sza szlachta.
Ta z klanu Molitzmosa, ktra uczestniczya w ruchu oporu,
lecz ya w paacu, miaa na sobie klejnoty i bogate stroje,
ktrych nie zdoa przymi nawet pustynny kurz.
Ta z klanu Hoh-Quiu wygldaa skromniej, ale z jej postawy i
gosu wci przebijaa arogancja. I cho wielu z tych ludzi przez
cay okres wadzy Syderetykw yo w przebraniu na obrzeach
miasta, nie byo po nich wida ladw godu czy niewolniczej
pracy.
Nanahuatli szaby z nimi, pomyla Thungiir, aujc, e po
miesicach zapomnienia wspominaj wanie w tym kontekcie.
- Jeli chepisz si tym, e jeste inny, niczym si od nich nie
rnisz - odezwa si za jego plecami cichutki gos Ojczulka z
Przeczy, ktry od paru godzin zdawa si sysze wszystko, co
dzieje si w gowie Thungiir a.
Na czele chaotycznego pochodu, w ramionach staruszki idcej
rami w rami z Kowalem, przybywa ten, ktry mia poczy
nard bardziej ni herby czy zoto.
Kowal wysforowa si naprzd i podszed do Husihuilka. Nie
wydawa si zawstydzony. Klska jego strategii nie podkopaa w
nim poczucia wadzy.
- To Yocoya-Tzin - powiedzia, wskazujc nadchodzc
staruszk. - Ksi urodzi si przedwczenie, bo Acila, jego
matka, powicia si, by go ratowa.
Thungiir przyjrza si dziecku. Byo zbyt mae i
spazmatycznie oddychao w ramionach staruszki. Dowdca nie
znalaz sw.
W tym momencie podesza do nich grupa mczyzn
reprezentujcych oba klany. Jeden odezwa si autorytatywnie w
imieniu wszystkich:
- Musimy zmieni strategi. Rozmawialimy w drodze i
dokadnie wiemy, co trzeba zrobi...
Thungiir wbi w niego spojrzenie czarnych oczu z tak moc,
jakby chwyta rkami za haftowany paszcz. Zmusi szlachcica,
by zamilk, po czym zlustrowa go od stp do gw, zaciskajc w
piciach pragnienie rzucenia si na niego i pokazania, czym jest
bl.
Potem odwrci wzrok i przywoa jednego ze swoich
zastpcw.
- Trzeba ich uszeregowa - rzek, jednym gestem obejmujc
szlacht i lud. - Nie w oparciu o stroje, tylko o zdrowie i wiek. A
w szczeglnoci o przydatno - doda, podnoszc gos, by
uciszy narastajcy szmer szlachty. - Dajcie wszystkim po racji
ywnoci i przypilnujcie, eby ci, po ktrych wida wielodniowy
gd, dostali wicej.
Ten sam czowiek, ktry wczeniej przemawia do Thungura,
zamaszystym gestem przerzuci na plecy medalion, ktry mia na
szyi.
- Nie zgadzamy si na rozdzielenie naszych rodzin i czonkw
naszego klanu.
Wyraz ostro zarysowanej, okolonej dugimi wosami twarzy
Husihuilka zmusi go do milczenia.
Thungiir podszed do mczyzny. Kontrast postury i siy
zamkn usta obserwatorom.
- Nazywam si Thungiir. Jestem Husihuilkiem z poudnia i
naczelnym dowdc tej armii. A ty, kimkolwiek jeste, i
wszyscy, ktrzy ci towarzysz, bdziecie wykonywa moje
rozkazy. Zabiem wasnych ludzi, ktrzy mi si sprzeciwili. Nie
ud si, e z tob postpi inaczej! Niewane, kim jeste w
swoim wielkim kraju, tu bdziesz wojownikiem. - Umilk na
chwil. - Powtrz te sowa swoim ludziom. I powiedz kobietom,
ktre bd si ali na swj los, e tu nikt nie pacze. - Thungiir
mwi teraz przede wszystkim do siebie, szukajc ujcia zoci. -
Powiedz im, e nie mog paka. Husihuikaskie kobiety nie
pacz, podobnie jak nie robi tego obecne tu kobiety z waszego
ludu, ktre wci obawiaj si ciosw bata. Tu nie ma zotych
taboretw. Jest ogie, ziemia i to, co mona znale wok.
Zza plecw magnatw odezwa si gos Kowala, w ktrym
pobrzmiewa umiech:
- Jeli pozwolisz, Thungiirze, uszereguj swoich onierzy, by
mogli si tobie zaprezentowa. I na oczach nieba odda si pod
twoje rozkazy.
CZTERDZIECI DNI WIATRU

- Jak dugo ju gnbi nas ten wiatr, ssiedzie?


- Dugo...
Suchy, gorcy wiatr, ktry po raz pierwszy da im si we znaki
po wojnie, znw si obudzi i wia jeszcze bardziej bezlitonie ni
przedtem. Nadciga z pnocy, wstrzsa Krain Soca i
odlatywa dalej, ku Kopytnicy i Granicznym Wzgrzom.
- Kiedy on wreszcie ucichnie?
- Kt to wie, ssiedzie, kt to wie...
Dwaj robotnicy rozmawiali, nie przestajc mle szarego
prochu.
- Syszae, co czsto powtarza Ojczulek?
- e suchy wiatr to czas Jelenia. Sam syszaem, jak to mwi.
Czterdzieci soc z piaskiem w oczach. Czterdzieci soc
wiatru przemienio Kopytnic w ciemne, dawice pustkowie,
gdzie trudno byo sobie nawet wyobrazi istnienie drg. Dni
suchego wiatru czterdzieci razy opniy wojn.
Zacz wia krtko po przybyciu uciekinierw.
Pocztkowo wszyscy sdzili, e za dwa lub trzy soca wiatr
ucichnie. Miny cztery, a on wci wia. Mino pi, a wiatr
nadal by z nimi.
Wtedy Ojczulek zacz mamrota, e to czas, ktry im
zesano; czas majcy wspomc ycie na yznych Ziemiach.
Pokrzepiony przeczuciami czarownika Thungiir podwoi i tak
ju wyton prac. Sam harowa najciej ze wszystkich,
niewiele pic, a jedzc jeszcze mniej. I jak to czasem bywa,
wysiek zdawa si go uszczliwia.
- Po drugiej stronie wiatru s Syderetycy.
- A jake, ssiedzie. S i zgrzytaj zbami, midzy ktrymi
skrzypi im piach.
- Ale tu nikt nie zgrzyta...
- W takim razie to dobrze, e wiatr wieje.
- Tak przynajmniej twierdzi Ojczulek.
Py przykleja si do spoconych cia, zmieniajc w gliniane
figurki mczyzn i kobiety, ktrzy w tamtym okresie na pnocy
yznych Ziem niczym si od siebie nie rnili, podobnie jak
dzie nie rni si od nocy.
- Wiesz co? Nie odrniam nawet naszych magnatw. Gdzie
oni mog by?
- Ja te nie odrniam ich od reszty.
- Wyglda na to, e zmczeni, brudni i niedoywieni wszyscy
stajemy si tacy sami.
Thungiir i Kowal byli na dobrej drodze do takiego
zaplanowania ostatniej bitwy, by ich onierze uzupeniali si
wzajemnie, rekompensujc niedostatki uzbrojenia i umiejtnoci.
- A oni maj ogie, ssiedzie. Maj t wielk bro, ktra zabija
wielu naraz.
- Owszem, maj. Syszaem jednak pogoski, e nasz ogie te
urs podczas wiatru.
- To wspaniale, ale jakim cudem?
- Przez poczenie czarownika i Kowala, szarego prochu i jego
nonika. Tak mwi.
uki, z ktrych wystrzelano strzay z adunkiem prochu,
musiay by wiksze od tych zwykle uywanych przez
Husihuilkw, jeli miay dolecie na du odlego i trafi w cel.
Drewno, z ktrego robi je Ojczulek z Przeczy, nie byo w
stanie poczy precyzji z si i szybkoci lotu.
Dopiero Kowal poczy kilka warstw metalu, tworzc
wytrzymay uk, ktry potrafi wystrzeli strza z prochem tak
mocno, jak byo trzeba. Kiedy z powodzeniem go wyprbowano,
w kuni rozpocza si wytona produkcja dziesitek
podobnych mu sztuk.
Thungiir wybra wojownikw, ktrych oczy byszczay na
sam widok nowej broni, i wrczy im uki, by w cigu kilku soc
mogli je pokocha i zrozumie.
- To ju nie s pogoski, ssiedzie. To ogie, ktry lata.
- Owszem, lata. I powiadaj, e zabierze ze sob niejednego
Syderetyka.
Rozcignity przez wiatr czas mia w zanadrzu jeszcze jedn
radosn niespodziank.
Pewnego dnia, gdy wiao ju od ponad trzydziestu soc,
wojsko Jelenia mogo witowa przybycie swoich kukuli.
Wtedy ostatni niedowiarkowie nabrali przekonania, e wiatr nie
wieje bez powodu.
Cucub osun si z grzbietu Tymczasowca. Piaszczysty wiatr
uniemoliwia mu rozpoznanie Thungiira, pki ten nie podszed
bardzo blisko. Podczas dugiej i wyczerpujcej podry Zitzahay
obieca sobie, e nie bdzie wymawia! imion najbliszych w
obecnoci szwagra, lecz gdy ju si spotkali, mia! wraenie, e ta
demonstracja powcigliwoci rozczarowaa Thungiira.
Nigdy nie zrozumiem Husihuilkw, pomyla.
Dugi pobyt w Samotnej Prowincji sprawi bowiem, e Cucub
znw zacz myle jak Zitzahay.
Od czterdziestu soc wiatr bezlitonie targa preri,
uniemoliwiajc przemarsz obu wojskom. Ziemia przysypywaa
wszystko, co ywe, i przesycaa powietrze.
Przy ognisku Cucub zacz podskakiwa i wydawa dziwne
dwiki, jakby przygotowywa ciao i gardo do zrobienia czego
niepojtego.
- A temu maemu co si stao?
- Jak mylisz, ssiedzie?
- Chyba kukurydziana woda zaszumiaa mu w gowie...
WIADOMO OD ZABRAKANA

Thungiir doskonale zna Cucuba i wiedzia, e zamanie przez


niego prawa jest absolutnie niemoliwe. Przekonany, e Cucub
nie napi si kukurydzianego trunku, zachodzi w gow, co moe
by przyczyn tak niezwykego zachowania szwagra.
Po przybyciu na miejsce zobaczy, e stranik nie przesadza.
Przeciwnie, konwulsje wykrcajce ciao maego Zitzahaya i
wydawane przez niego dwiki byy bardziej niesamowite, ni to
sobie Thungiir wyobraa, gdy go zawiadomiono.
Wok Cucuba zgromadzio si wielu wojownikw. Niektrzy
si miali, lecz wikszo przygldaa si podejrzliwie, bo
kukurydziany trunek na og nie wywoywa takich skutkw.
Na widok Thungura rozstpili si, by zrobi mu przejcie.
aden nie wtpi, e jeli Zitzahay istotnie si upi, dowdca
ukarze go bez wspczucia, nie zwaajc na fakt, e chodzi o
ma jego siostry. By moe nawet wymierzy mu kar surowsz
ni komu innemu.
- To nie kukurydza - rzek jednak Thungiir, ledwie rzuciwszy
okiem na Cucuba. - Co z tob, bracie? - zapyta goniej.
Zitzahay zareagowa tak, jakby czeka, a Thungiir przyjdzie i
zada mu to pytanie. Natychmiast znieruchomia i zacz mwi -
spokojny, blady i powany.
Niektrzy zitzahajscy wojownicy od razu rozpoznali
charakterystyczny gos Zabralkana. Wiedzieli, e do rozlicznych
talentw Cucuba naley umiejtno naladowania wszelkich
dwikw, lecz tym razem to nie on udawa, tylko Wielki
Astronom wykorzystywa go jako narzdzie do przekazania
swych sw.
- Cztery razy po dziesi soc wieje wiatr. Ale jego czas si
koczy, bo kiedy my posyamy go z tego miejsca, ktre nie
znajduje si ani w grze, ani w dole, pochania go siedzcy
wewntrz gry. Wojna trwa wszdzie! Wykorzystalicie dany
wam czas najlepiej, jak byo mona. Wiedzcie, e o poranku
wiatr raptownie ustanie, a otcha dzielca was od Syderetykw
przestanie istnie. Ludzie Flaura nie maj o tym pojcia, wic
rozpoczn przygotowania dopiero w ostatniej chwili. Wy jednak,
bracia, zostalicie uprzedzeni. Zrbcie uytek z czasu, ktry wam
pozosta.
Cucub zamilk. Zamkn oczy i mocno potrzsn gow,
jakby chcia z niej co wyrzuci. Potem rozejrza si wok ze
swoim zwykym umiechem.
- Nie wiem, co powiedziaem - wyzna - ale sdzc po
waszych minach, musiaem to zrobi naprawd dobrze.
Dawny Cucub powrci, co do tego nie byo wtpliwoci.
Tej samej nocy Thungiir i Kowal podejmowali ostateczne
decyzje w zwizku z wymarszem na Kopytnic, gdy tylko ustanie
wiatr.
- Chciabym by tak pewien jak ty - rzek Kowal, ktry nie
do ufa proroczym sowom Cucuba.
- W kocu t ca histori usyszelimy z ust znanego
gawdziarza.
- W Samotnej Prowincji nauczyem si, e gawdy mwi
prawd.
- Mimo wszystko...
- Mimo wszystko - przerwa mu Thungiir - to nie Cucub do nas
przemawia. Ufam jego ostrzeeniu tak samo jak drzewu, o ktre
si teraz opieram. O wicie wiatr ustanie, a my bdziemy gotowi,
by zaj pozycje na polu bitwy znacznie wczeniej, ni uczyni to
Syderetycy.
WYZNANIE

- Wiatr usta - zauway Molitzmos, wychylajc si z okna,


skd wida byo paacowe dziedzice, a take dawne wojny oraz
t, ktra dopiero si zbliaa.
By winiem, cho nikt nie powiedzia mu tego wprost.
Nie opuszcza komnaty, w ktrej wci unosi si zapach
narodzin Yocoya-Tzina. Syderetycy otwarcie okazywali mu
wzgard, z ktr wczeniej musieli si kry. Flauro nie odwiedzi
go ani razu, odkd zacz wia suchy wiatr. Molitzmos wiedzia,
e kapitan kipi z wciekoci wywoanej niemonoci natarcia
na wojska Jelenia.
Ilu rebeliantw zdoao si uratowa? Pewnie do. Czy
Yocoya-Tzin przey? Pewnie tak, bo pynie w nim krew dwch
rodw. Czy uciekinierzy si rozproszyli, czy doczyli do
Thungura? Pewnie po czci jedno, po czci drugie...
Te i inne pytania zadawa sobie w nieskoczono ksi w
cigu czterdziestu dni, gdy przez okno nie widzia nic z
wyjtkiem niesionego wiatrem piachu. I zalenie od tego, jak
bardzo by zmczony, znajdowa inne odpowiedzi. Ale
Molitzmos Wadca Soca, bdcy synem
yznych Ziem, natychmiast poj, e w wiatr pochodzi z
miejsca, ktre nie znajduje si ani w grze, ani w dole.
To czas dla Jelenia, myla i nie byo w tej myli ani
nienawici, ani ulgi.
Od czterdziestu dni Acila konaa u jego boku, przysypana
pyem jak wszystko wok.
- Jakby... jakby ju mnie grzebali - mamrotaa w chwilach
przytomnoci.
Za pomoc nielicznych rodkw, ktre zdoa zdoby,
Molitzmos z wielk ostronoci stara si uly jej w cierpieniu.
Najlepiej czua si o poranku.
- Podejd - szepna do ma.
Lnice, podekscytowane oczy byy ostatnim cznikiem
Powolnej Mowy z tym wiatem. Przed mierci musiaa
powiedzie, co miaa do powiedzenia.
Usiad na brudnych kocach obok niej i nadstawi uszu. Ba si,
e kobieta umrze, nim zdy mu wyjawi szczegy spisku
graczy w yocoy. Wprawdzie sam dawno ju zrekonstruowa t
histori krok po kroku, lecz jej wyznanie miao by wiadectwem
mioci, w ktrej Wadca Soca szuka pociechy: jeli Acila go
kochaa, to i ona przegraa t parti.
Pomaga jej w opowieci, zwilajc wargi i dokaczajc za ni
oporne sowa.
- Wtedy przy pitym mocie sp...sponli najlepsi...
- Najlepsi ludzie obu rodw - dokoczy Molitzmos.
- M...musielimy zdoby twoje zaufanie, by m... mie wpyw
na twoje decyzje.
Tracia wiadomo. Molitzmos bez obaw zanurzy si w jej
malign.
- A kt wzbudziby we mnie wiksze zaufanie ni kto, kto
uprzedza o spisku, skazujc w ten sposb na mier czonkw
wasnego rodu...
Kiedy obalono Hoh-Quiu i stao si jasne, e Molitzmos,
nowy wadca, bdzie narzuca porzdek Misaianesa, wielu
monych z obu rodw odoyo na bok odwieczn nienawi i
wsplnie zaczo konspirowa w celu obalenia ksicia oraz
Syderetykw.
Molitzmos syn na cay kraj ze swojej roztropnoci.
Arystokraci obu rodw doskonale wiedzieli, e bdzie go trapi
wiadomo zdrady i samotno ksicia pozbawionego wadzy.
Wykorzystujc t wiedz, zaplanowali przebieg krwawej partii
yocoya.
Kto musia cakowicie wkra si w aski Wadcy Soca i
stojc u jego boku, ledzi z bliska plany i posunicia ksicia oraz
Syderetykw. Jeszcze waniejsze byo jednak nakonienie
Molitzmosa, by sign po tron, a gdy ju na nim zasidzie,
podejmowa decyzje korzystne dla buntownikw - midzy
innymi t o ponownym uzbrojeniu onierzy Soca.
Do tego zadania potrzebna bya kobieta, a co wicej, kobieta o
byskotliwym umyle: dorwnujca mu inteligencj i pych
Acila, podobnie jak on gotowa postawi wszystko na jedn kart,
by osign cel.
Pewnego dnia Powolna Mowa przybya do ksicego paacu
i zadenuncjowaa wasny klan, tumaczc swoje postpowanie
pragnieniem wadzy, ktre Molitzmos rozumia i podziwia.
Nie ma odwagi wikszej ni ta, ktra potrafi znie bl
wyrzutw sumienia, ani inteligencji wikszej od tej, ktra
pozwala nam kocha samych siebie bardziej ni swoje cnoty,
myla wtedy.
Samotny, szukajcy sposobu na odbudowanie swojej wadzy
ksi potrzebowa tej kobiety. Przy niej potrafi myle i
dyskutowa. Pod wpywem Acili jego umys stawa si bardziej
przenikliwy, a pewno siebie rosa.
Buntownicy nie chcieli sabego, niezdolnego do kierowania
Syderetykami wadcy. Przeciwnie - zamierzali go wzmocni.
Sterowanie napuszonym paszczem z pir nic im nie dawao -
pragnli sterowa kim, kto sam w sobie jest potny.
Dziki podszeptom Acili Molitzmos krok po kroku dy do
zdobycia pozycji emisariusza, ktr przedtem sprawowa
Drimus. Kosztowao to ycie wielu Zitzahayw, co bynajmniej
nie zraao monych Kraju Soca, ktrzy wczeniej powicili
wasn krew.
Waniejsze i pilniejsze byo jednak doprowadzenie do tego,
by Powolna Mowa pocza nastpc tronu. Ksi czcy w
sobie krew dwch rodw mia by zalkiem i ostoj sojuszu,
ktry poczy zwanione klany.
Do czasu zalubin z Acil Molitzmos podzi jedynie crki.
Idc za rad mdrcw, ktrzy wskazali jej waciwy moment,
Acila udaa si do mowskiego oa, by pocz pierworodnego.
A przynajmniej tak twierdzia w rozmowie ze star suc.
Byaby to idealnie rozegrana partia yocoya, gdyby biegu
wydarze nie zmienia pewna drobna kobietka i jej brzuch.
Przez ostatnie czterdzieci dni Molitzmos wielokrotnie
odtwarza w mylach wydarzenia zwizane z narad przy pitym
mocie. Nie mg przesta myle o monych, ktrzy czekali w
opuszczonej chacie na zwoan przez Acil narad. Teraz
rozumia spojrzenia ludzi, ktrzy ponli, by mogy przetrwa ich
herby.
Zwycia ten, kto jest lepszy" - mwiy ich oczy. Dlatego
zwycia" - odpowiaday oczy Acili. Cnota inteligencji ujmowaa
Molitzmosa nawet wtedy, gdy dziaaa przeciwko niemu. Poczu
wic dum,
e w pewien przewrotny sposb mg uczestniczy w tak
znamienitej grze.
Po lubie z ksiciem Acila informowaa buntownikw o
wszystkim, co robiono i szeptano w paacu. By to czas
dopracowywania zasadzek i niespodzianek, ktre miay si
zakoczy ostatecznym zwycistwem nad Sy der ety kami.
- L...lecz tak si nie s...stao - wyszeptaa Acila.
- Nie mogo - odpar Molitzmos. - A wszystko z powodu
kobiet, ktre zajy twoje miejsce przy stawie. - Sprawia
wraenie, jakby zapomnia, e rozmawia z umierajc. - Szczerze
powiedziawszy, Acilo, wci nie rozumiem, dlaczego tak je
zlekcewaya. Nie wiedziaa, jak zawzita i skrupulatna potrafi
by zemsta? le to rozegraa, Powolna Mowo! A jeszcze
wikszy bd popenia wtedy, gdy postanowia sama zrobi to,
co powinni uczyni inni. Co ci skonio do niemal
wasnorcznego otrucia dziecka, ktre miao si narodzi przed
Yocoya-Tzinem? Nigdy, przenigdy nie powinna tego robi! -
Obserwowa jej reakcj. - Z pewnoci ju wiesz, e wcieko
niedoszej matki, wykorzystana przez kapitana wojsk
Misaianesa, pokrzyowaa plany tobie i spiskowcom. Czyby i
tob kierowaa zazdro o dziecko drugiej?
Molitzmos Wadca Soca oczekiwa czuej odpowiedzi, ale
Acila nawet na ou mierci pozostawaa sob. Umiechna si
jednak leciutko, a na popkane od dugotrwaej gorczki wargi
wystpia krew.
Nadciga poranek, ktry mia j zabra na zawsze.
Z dou dobiega haas i wykrzykiwane rozkazy. To wojsko
Flaura szykowao si do wymarszu ku Granicznym Wzgrzom.
- Wojna dopadnie ich wczeniej ni nas - rzek Molitzmos,
wierzc, e wiatr nie by daremny. - Omielibym
si stwierdzi, e bitwa rozegra si na skraju Kopytnicy... Na
miejscu Thungiira ukrybym swoje wojska wrd wydm, ktre
utworzyy si u stp wzgrz.
Z ust Acili wyrwa si jk. Ostatkiem si wycigna rk, a
Molitzmos uj j mocno.
- Yocoya-Tzin...
- Wiem, o czym mylisz, ono. I zgadzam si z tob.
Yocoya-Tzin jest najlepszym z nas i ycz mu zwycistwa
niezalenie od tego, po ktrej stronie wojny si znajdzie. Dziki
niemu mj czas si nie skoczy. Suchaj uwanie, by nie
dwiga zbdnych ciarw! Nie auj niczyjej mierci.
Niczyjej! Nie auj mierci dziecka, ktre zmienio si w kau!
To Yocoya-Tzi-nowi pisane byo si narodzi. To on wypeni
moj obietnic i dokona twojej zemsty; zrealizuje moje koszmary
i twoje marzenia. A jeli syn Acili i Molitzmosa zasidzie kiedy
na tronie, Kraj Soca stanie si niepokonany.
Molitzmos przywar do martwej doni.
- Zaczekaj, Acilo, id z tob.
Na poudniu yznych Ziem koczya si jesie. Po niej miaa
nadej kolejna pora deszczw. A przynajmniej dotd tak
bywao.
Kuy-Kuyen spogldaa w niebo, na ktrym nie pojawia si
jeszcze adna oznaka mogca zwiastowa deszcz. Zastanawiaa
si, czy zima w ogle nadejdzie, bo w czasach, w ktrych Sy der
etycy zajli odwieczne siedliska Husihuilkw, nic nie mogo by
pewne. Nawet odfrunicie ptakw nie musiao oznacza zmiany
pogody.
- Bdziesz o jedn por deszczow starszy - mwia jednak do
Piciokreska, ktry bawi si na jej kolanach u wejcia do jaskini
w Maduinach.
Od mierci Wilkilen nie moga przesta paka. Szlochaa
najgorszym ze wszystkich szlochw: tym, ktry nie wypywa z
oczu w postaci wody, lecz osadza si w sercu niczym ciki
piach.
Tymczasem na pnocy yznych Ziem zbliao si lato. Ale
czy miao to jakie znaczenie, skoro dawicy wiatr upodabnia
do siebie wszystkie dni?
- Min kolejny rok od mojego odejcia. Jak mylisz,
Nanahuatli, czy ona ju mnie znienawidzia? - mwi
do siebie Cucub wpatrzony w rozleg rwnin. - Tyle czasu z
dala od Kuy-Kuyen, tyle czasu bez podzenia dzieci... Gdy tak
patrz na Kopytnic, mam wraenie, e nikt si w tym czasie nie
narodzi.
Husihuilkaskie kobiety i dzieci ukryway si w jaskiniach na
stokach Maduin. Oddalone od Syderetykw o dwa soca drogi w
trudnym skalistym terenie, do obrony miay jedynie niewielk
grup wojownikw, ktrzy w lepszych czasach byliby starcami
lub chopcami. Ich i czarownikw, to przybierajcych swoje
ksztaty, to znw rozpraszajcych si i zmieniajcych w cisz,
zwierz czy sen. Bo czarownicy Rubiey znali tajne przejcia i
mwili jzykami wszelkiego stworzenia.
Na poudniu Syderetycy ostronie przemierzali milczc,
pust ziemi, przejmujc wioski, w ktrych wszystko trwao
niedokoczone: modzierz tkwi w niedomielonej kukurydzy,
rylec spoczywa obok glinianego naczynia. W kocu dotarli do
stp gr, wci jednak unikajc jak ognia wejcia w gsty las, w
ktrym ich lki przybieray monstrualne rozmiary.
Na pnocy wojsko yznych Ziem przemaszerowao przez
Kopytnic i zatrzymao si na osonitej wyynie. Za jego
plecami, na Granicznych Wzgrzach, pozostali ci, ktrzy nie
mogli walczy. Mieli zajmowa si zaopatrzeniem i zabezpiecza
tyy armii.
Wkrtce po ucichniciu wiatru wartownicy Thungiira
dostrzegli pierwsze oznaki zbliajcych si Syderetykw.
Pocztkowo byl to rozproszony blask przypominajcy gr wiate
na piasku. Dwa dni pniej widzieli ju wiele setek onierzy,
ktrzy nadcigali powoli, pchajc swoj wielk bro.
Nikt nie wiedzia, jak wyglda ukryty w swojej odlegej grze
Misaianes. Tu, na Kopytnicy, syn mierci
by czarn, spiow armi. I blaskiem, ktry z daleka wyglda
jak woda, lecz razi ogniem.
- Pali si w lesie! - powiedzia kto na Rubieach.
Modzi wojownicy, obserwujcy dolin z wysokich grani
Maduin, pierwsi dostrzegli poar. Pon stary, wity las, ktry
ich przodkowie nazywali Zaraniem ycia.
Syderetycy znw zabijali, by zaguszy swj lk.
Nieistniejce sylwetki nieobecnych czarownikw, ukad
gwiazd, bbelki wynurzajce si na powierzchni rzeki: wszystko
ich przeraao. A bardziej ni cokolwiek przeraaa ich cisza,
ktra zdawaa si ogarnia cay wiat i ktrej nie potrafili zabi.
Strzelali, lecz zamiast ciszy zabijali haas. Niszczyli gliniane
dzbany, uwalniajc mieszkajc wewntrz cisz. miali si
ochryple, by j zaguszy, ale ich miech wraca jako echo
odlegego bbna uderzanego przez pigwow gazk, ktra
zmuszaa ich do milczenia, zmieniaa w cisz.
Potem pojawio si zwierz.
Ogromna zota puma wdzieraa si do ich snw i po nich
buszowaa.
Syderetycki onierz ni, e wspina si po grskim zboczu.
Zblia si wieczr, a on nie odczuwa zmczenia. Nagle gra
obracaa ku niemu pofadowan twarz i to, co wydawao si
piaszczystym wzniesieniem, okazywao si grzbietem pumy.
Rozmyte na horyzoncie soce miao dzikie oczy, a czerwone
niebo otwierao si, by go pore...
Inny ni, e chce mu si pi. Przez jego sen pyna rzeka, ale
pod wod czaia si puma i kiedy spragniony pochyla si, by pi,
rzeka zmieniaa si w spienion lin wypywajc z pyska
zwierzcia.
Budzili si z krzykiem, siadajc gwatownie na posaniach, a
nie mogc ponownie zasn, snuli si godzinami bez celu.
Zmczenie i irytacja narastay. Strach trwa znacznie duej
ni noc, bo kadego ranka w tym czy innym obozie kto
wykrwawia si na mier. Gruba ya na szyi otwarta i sterczca
niczym dbo trawy; biae jak kreda ciao i otwarte oczy
czowieka, ktry w ostatniej chwili ycia zrozumia motywy
dziaania pumy.
Zatrwoeni nadcigajc nieuchronnie noc Syderetycy
podpalili las Rubiey, bo to w nim z pewnoci ukrywaa si
puma. A take czarownicy udajcy licie laurowe albo pncza.
- Pali si w lesie! - powtarzay kobiety.
Husihuilkowie patrzyli, jak plonie ich jedyny prawdziwy dom:
miejsce, z ktrego pochodz ich wspomnienia, ich pieni, ich
cieki.
- Uciekaj, bracie! Uciekaj, ratuj si! - mwili do lasu. Ale las
nie mg opuci swoich korzeni.
- Masz w sobie cie i wilgo... Ukryj si w nich! - C, to
nawet mogo si uda.
Protektor lata nad lasem, by Czarownik Sok widzia, jak
rozprzestrzenia si ogie.
Nanahuatli czekaa w gniedzie. Ksiniczka o nierwnych
warkoczach, wychudzona i plotca co o mioci, wygldaa
rwnie dziwacznie jak czarownik mamroczcy imiona ptakw
porodku poncego lasu.
- Trjlicy szed na spotkanie z Sokoem - mrukna jaka
kobieta, obserwujc ogie wspinajcy si na wysokie drzewa. -
Co si z nim stanie?
- Nic - odpar jeden ze starcw. - Zreszt nawet std wida, e
ogie jest jeszcze bardzo daleko od miejsca, w ktrym mieszkaj
Czarownik Sok i ksiniczka.
Kuy-Kuyen wzdrygna si na dwik wzmianki o
Nanahuatli, o ktrej cakiem zapomniaa, owadnita myl o
Wilkilen. W bolenie wietlistej nocy Rubiey kobieta
przygarna do piersi najmodszego syna.
Na Granicznych Wzgrzach stara suca przytulia
Yocoya-Tzina.
- Bd si przyglda tej wojnie. Bd si jej przyglda tak,
jak robiliby to twoja matka i twj ojciec. Bd obserwowa ruchy
monych Kraju Soca, ledzi Husihuilka, ktry ci nie czci.
Cokolwiek przyjdzie nam zrobi, znajdziemy drog do tronu.
Zostaniesz Wadc Soca. Wszyscy bd si tobie kania i ba
si ciebie. Obiecuj ci to, Yocoya-Tzinie.
Kuy-Kuyen, na odmian, nie moga zaoferowa dziecku nic
oprcz swych ramion.
- Bd przy tobie, Piciokresku. Odgrodz ci od mierci
wasnym ciaem, tak jak powinnam bya odgrodzi Wilkilen.
Na Kopytnicy pomidzy swymi ludmi a mierci sta
Thungur.
Syderetycy szli, nie oddalajc si zbytnio od pasma grskiego,
w ktrym mogli znale wod i poywienie. Gdy brakowao
ponad trzech soc, by dotrze do przedniej stray Jelenia, Flauro
kaza im si zatrzyma. Potem wysa do przodu tylko pierwszy
szereg. On sam z wikszoci wojska mia pozosta na miejscu
do czasu poznania liczebnoci i rozszyfrowania strategii wojska
yznych Ziem.
Kapitan Misaianesa zarzuci przynt i czeka.
Thungur i Kowal byli przygotowani na zacit, ostateczn
bitw. Flauro jednak wybra inny rodzaj walki.
- Chc nas zmczy drobnymi potyczkami - rzek Kowal. -
Bd uderza i wycofywa si.
Nowa bro armii Jelenia, doskonae wyszkolenie onierzy,
rozmieszczenie ich w terenie w taki sposb, e mogli
jednoczenie atakowa z przodu i z obu flank, byy przydatne
przy pierwszych atakach, ale Thungur i Kowal wiedzieli, e z
czasem rnica w liczebnoci wojsk oraz stay dopyw broni i
prochu z Kraju Soca przechyl szal na korzy Syderetykw.
- O wicie rozgorzeje bitwa - rzek Husihuilk. - Wtedy
poznamy plan Flaura. Jeli nasze podejrzenia si potwierdz,
musimy wymyli inny sposb walki.
- Powiniene wymieni grzywaka - zauway Kowal. -
Wieczornik jest ju bardzo zmczony.
Thungur umiechn si. Poranek mia go zasta w penym
galopie, pord najdzielniejszych.
- Ja te - odpar. - A jednak ten zwierzak mi ufa.
Husihuilkaski wdz pod oson zalegajcej nad
Kopytnic ciemnoci dokona ostatnich przygotowa do
bitwy.
Wojownicy yznych Ziem spali czujnie na swoich pozycjach,
starajc si ni o tym, co kochali, lecz budzc si na dwik
najcichszego brzczenia owada.
O wicie Syderetycy podjli marsz. Naprzeciw wojskom
Jelenia szo kilkuset dobrze uzbrojonych onierzy.
Nie spodziewali si trudnej bitwy. Flaura i wikszo jego
ludzi, ktrzy obserwowali j z daleka, czeka jednak ognisty
spektakl. - Potem ruszy czas - mamrota Ojczulek z Przeczy. - A
czas nie ciy jednakowo na kadych barkach.
Okaleczonymi domi pracowa przy produkcji broni,
zapominajc niemal, e jest czarownikiem. Dlatego zaskoczy go
wasny glos relacjonujcy przepowiednie.
Czarownicy, ktrzy pozostali na poudniu, take zapomnieli o
sobie, rozpraszajc si pord innych.
Husihuilkowie czekali na Trjlicego w osonitej dolinie.
Obieca, e do nich doczy, ale spnia si o dwa soca i
modzi wojownicy zaczynali si niepokoi.
- Moe ju nie wrci?
- A jeli mamy umrze,, to rwnie dobrze dzi co jutro.
Wtedy odezwali si starcy, swoim autorytetem przywracajc
im cierpliwo.
- Dobry wojownik nie lekceway nocy, ktr niebo ofiarowuje
mu na odpoczynek. Pamitajcie, e gotowo na mier nie
oznacza skracania sobie drogi do niej ani przyspieszania marszu.
Poar lasu zdawia wilgo i duszno panujca w jego
najwikszej gstwinie. Wwczas jednak Syderetycy omielili si
ruszy dalej. Dotarli do stp gr, a niekiedy wspinali si tak
wysoko na zbocza, e ukryte w jaskiniach kobiety i dzieci
syszay ich krzyki i renie grzywakw.
Znaczna cz lasu Rubiey zmienia si w rwnin pen
popiou i zwglonych kikutw drzew. Tam, gdzie kiedy pyn
strumyk, pozostao szare koryto zasypane martwymi rybami i
wodorostami. Legowiska zwierzt stay si dziurami penymi
spalonych futer. Wrd nich musi by puma" - stwierdzili
Syderetycy, bo zote zwierz znikno z ich nocy i porankw.
Mylili si.
Welenkin zszed do doliny w towarzystwie Trjlicego, by
doczy do Husihuilkw.
Staruszkowie rozoyli rce w gecie radoci i powitania.
Czarownicy i ludzie zasiedli w krgu, by rozmawia o wojnie.
- Wszystko przygotowane - rzek Trjlicy. - Mamy tyle, ile
mamy, i to musi nam wystarczy do walki.
Czarownicy zapomnieli, e mwi do dzieci i starcw, bo ci
istotnie ju nimi nie byli: stali si penoprawnymi wojownikami.
Nie mieli wielkich atutw w walce z Syderetykami, wic
musieli mdrze rozdysponowa siy.
- A co z klanami ze wschodu? - zapyta! kto.
- Na ich terytorium skupia si caa moc Kupuki - rzek
Trjlicy. - Drimusa take... Obaj s potni, wic nie da si
przewidzie wyniku tej konfrontacji.
Przez pami wszystkich zebranych przemkno wspomnienie
starego czarownika, ktry z przypitym do pasa zwierzcym
pcherzem i gaziami na plecach gosi swj lament.
Syderetycy coraz bardziej zbliali si do jaski bdcych
schronieniem kobiet i dzieci. Nie leay one zbyt wysoko i na ich
widok nietrudno byoby si domyli, e te olbrzymie, poorane
grotami ciany mog ukrywa cay nard. Husihuilkowie nie
mieli ani czasu, ani sposobu, by zgromadzi wicej si.
O zmroku wszystko byo ustalone, a czarownicy i wojownicy
rozeszli si w swoje strony.
Trjlicy wraca do wody, by poprzez ni ledzi bieg
wydarze. Woda bya niezmiernie pomocna w poznawaniu
dokadnego pooenia Syderetykw, ktrzy przecie musieli pi
niezalenie od teg, gdzie si znajdowali. Welenkin na powrt
sta si pum, ktra nawiedzaa obozy Misaianesa. A Czarownik
Sok wytycza cieki mierci midzy niebem a ziemi.
Jak wielka jest odlego dzielca ziemi od nieba? Albo jak
maa?
Jest rwna tej, ktra rozdziela dwch wrogw walczcych
wrcz na polu bitwy. Nie istnieje.
Na drugim kocu kontynentu, na prerii Kopytnicy, Nienawi
i Jele znw stanli naprzeciw siebie.
- Nie pchaj przed sob wielkiej broni - zauway Thungur. -
Dlatego przemieszczaj si tak szybko. - Po czym doda: - Flauro
i wielka bro czekaj na tyach.
Kolumna, ktr kapitan posa w bj jako pierwsz, liczya
niewiele ponad dwustu onierzy. Upewniwszy si co do intencji
Syderetykw, Thungur i Kowal postanowili zachowa tajemnic
i sil swojej nowej broni na decydujc bitw.
Z pewnoci nie miaa ni by ta, ktra rozegra si o wicie. W
gardle nawykego do otwartej walki Thungiira bulgotaa krew.
Syderetycy zatrzymali si w pewnym oddaleniu od
husihuilkaskiej awangardy. Flaura wrd nich nie byo.
Thungur na grzbiecie Wieczornika, jak niegdy jego ojciec,
stan na czele wojsk, by wzi na siebie pierwszy ogie.
Husihuilkaski wdz wyda rozkaz ataku.
Grzywaki zaryy kopytami w ziemi, wojownicy spili udami
ich boki i popucili cugli. Rozleg si krzyk i zwierzta
pogalopoway co si przez preri.
Syderetycy pozwolili im si zblia, pki nie znalazy si w
zasigu ognia. Potem zaczli strzela na olep.
Trafieni wojownicy na swoje szczcie sdzili, e gin na polu
bitwy. Ci, ktrzy pdzili za nimi, myleli tak samo. Nagle jednak,
jakby ofiary jednej salwy wystarczyy im na ten dzie,
Syderetycy podzielili si na kilka kolumn, by wycofa si i
rozproszy po rwninie.
To, co miao by bitw, zmienio si w polowanie.
Niektrych Syderetykw dopady i przebiy husihuilkaskie
topory lub wcznie onierzy Soca. Pocig na nierwnociach
Kopytnicy z kad chwil stawa si jednak bardziej ryzykowny.
To nie by dzie ostatecznej konfrontacji, cho krew w yach
Thungiira twierdzia co innego. Wyda rozkaz odwrotu i
powtarza go, dopki ostatni jedziec nie zatrzyma grzywaka.
Wielu wojownikw yznych Ziem nie zdyo nawet
przystpi do walki. W mgnieniu oka wszystko si skoczyo -
pozosta tylko smutek. Nad Kopytnic wci wstawa wit.
Duo pniej ci, ktrzy opowiadaj zdarzenia z perspektywy
czasu i poprawiaj je, by nie przestaway by prawd, powiadali,
e ta bitwa w ogle si nie rozegraa.
I moe istotnie tylko tyle warto wiedzie. Bo cho Thungur
dzielnie galopowa na czele innych, galopujcych rwnie
dzielnie, tego ranka na Kopytnicy nie byo bitwy.
Noc Thungur spotka si z Kowalem, Cucubem i Ojczulkiem
z Przeczy w prowizorycznej chatce z trzciny.
Ojczulek sprawia wraenie skoncentrowanego na poruszaniu
palcami, ktre utraci podczas eksperymentw z prochem. Cucub
zajada mae, soczyste owoce, ktrych wszdzie byo peno, i
uparcie oferowa je pozostaym, ktrzy rwnie uparcie
odmawiali.
Husihuilkaski dowdca dokada wszelkich stara, by si
porozumie z Kowalem. Do tej pory we wszystkim si zgadzali.
Wsplnie rozpracowali strategi Flaura, a teraz mieli ustali
sposb kontynuacji wojny. Kowal i tak musia si
podporzdkowa Thungiirowi, ale
ten zbytnio go ceni, by wymaga od niego jedynie lepego
posuszestwa.
- Przyjmujc ich warunki gry, ju przegralimy
- powiedzia. - Jeli to si przeduy, opadniemy z si znacznie
szybciej ni Syderetycy...
- Co wic mamy robi? - zapyta Ojczulek, odrywajc wzrok
od swoich doni. - Jakie widzisz moliwoci?
- Nie ma ich wielu. Szczerze mwic, nie ma nawet dwch.
Tylko jedna.
Thungiir zaczyna mwi jak Husihuilk. Cucub dostrzeg
lekkie zmarszczenie brwi Kowala i prbowa zaagodzi
sytuacj:
- Sprbuj tych owocw. S sodkie i soczyste.
- Nie chc - odpar Kowal bez zainteresowania, bo caa jego
uwaga skupiona bya na Thungiirze.
- A ty? - kontynuowa niezraony Zitzahay, podsuwajc
owoce swemu bratu Husihuilkowi. - Jeste pewien, e nie chcesz
sprbowa?
- Jestem pewien.
- Moim zdaniem jedzenie sodkich owocw wcale nie musi
przeszkadza w myleniu o wojnie. Wrcz przeciwnie...
- Daj spokj, Cucubie! - ofukn go Thungiir.
- Od kwesti owocw na pniej.
Ojczulek z Przeczy spojrza na Zitzahaya i przyjaznym,
niedostrzegalnym dla pozostaych umiechem doradzi mu, by
odpuci. Cucub wzruszy ramionami i dalej u samotnie.
- Mw, jak masz strategi - ponagli Thungiira Kowal.
- Atakowa.
Kowal pomyla, e moe jednak wszystko, co szepcz o
husihuilkaskim dowdcy moni Kraju
Soca, jest prawd. Stara si jednak rozwanie dobiera
sowa.
- Doceniam zalety prostoty, ale... czy to jedno sowo ma nam
wystarczy za ca strategi? Uwaasz, e wystarczy wyda
rozkaz ataku?
Cucub gono przekn trzyman w ustach porcj owocw.
- Dlaczego sdzisz, e ju skoczyem? Nie wiem, czy
prostota jest cnot, ale z pewnoci jest ni cierpliwo. Pozwl
mi - Thungiir umiechn si szczerze
- zaatakowa sedno sprawy.
Na widokjego umiechu Cucub pomyla o Dulkancellinie.
Jego przyjaciel nigdy nie zareagowaby w ten sposb na co, co
mogo si .wyda obelg. Ile czasu upyno midzy epok
Dulkancellina a Thungiira!
- pomyla, nawyky do mierzenia czasu w oparciu o
zachodzce zmiany.
- Wybacz - rzek Kowal.
- Musimy zrobi co, czego si nie spodziewaj - cign
Thungiir. - Syderetykom nie przyjdzie do gowy, e inni mog
zrobi to, czego oni sami nigdy by nie uczynili. Jak najszybciej
wyruszymy im naprzeciw, zabierajc cay swj arsena.
- eby nie byo odwrotu...
- eby nie byo odwrotu - przytakn Thungiir. Wrcili
wojownicy, ktrzy grzebali polegych. Zameldowali Thungiirowi
wykonanie zadania i odeszli.
- W takiej sytuacji przerwiemy acuch zaopatrzenia -
zauway Kowal. - Ponadto, jak mi si zdaje, znajdziemy si w
strefie, w ktrej niemoliwe jest zdobycie wody i poywienia dla
wielu setek onierzy.
- Nie pozostaniemy tam dugo. Nie zamierzam ich oblega. -
Thungiir spojrza z dezaprobat na Cucuba,
onglujcego nielicznymi owocami, jakie mu pozostay. -
Dugo jeszcze bdziesz si tak bawi?
- To mi pomaga zebra myli - odpar Cucub, nie przestajc
rzuca i apa owocw. - Pewnie, e nie zamierzasz ich oblega.
Zamierzasz jak najszybciej dotrze do ich szeregw i rzuci si
na nich. Prawie tak, jakbymy ju std wyruszyli z napitymi
ukami.
- Masz racj - odpar Thungiir. - Ale to nie wszystko.
- Chobymy pdzili co si, dziel nas od nich co najmniej dwa
dni marszu - zauway Kowal. - Bd wiedzieli, e si zbliamy.
Zd przygotowa atak i schroni si w dobrze osonitym
terenie.
- Przewag zaskoczenia stracilimy, gdy wykryto konspiracj
monych Kraju Soca - odrzek Thungiir bez cienia wymwki,
co Kowal wynagrodzi mu wdzicznym milczeniem. - Teraz
wszystkie karty s odkryte. Nasza najlepsza bro znw nie moe
dorwna tej, ktr dysponuj Syderetycy... a jednak brakuje im
czego, co my mamy: czego wanego i ukochanego, za co
chcieliby walczy. A szlachetny cel w kadej epoce potrafi
przechyli szal wojny.
Cucub pomyla, e Thungiir mimo wszystko przypomina
swego ojca. Dulkancellin na jego miejscu powiedziaby
dokadnie to samo - sowo w sowo. Pocieszony t myl
Zitzahay porzuci zabaw.
- A kiedy mwi, e Syderetykom brakuje szlachetnego celu,
mam na myli to, e musimy ten fakt wykorzysta.
Sowa Thungiira wprawiay Ojczulka w coraz wikszy
entuzjazm.
- Pomylmy o naszych wojownikach - kontynuowa dowdca.
- Walcz za to, co kochaj i znaj: za swoje domy, dzieci i
moliwo chodzenia wolno po tej ziemi. Dlatego bd
kontynuowa walk, gdy my upadniemy. Syderetycy za walcz
za Pana, ktrego nigdy nie widzieli. Co zrobi, jeli zginie
Flauro? Co zrobi, nie majc nikogo, kto trzymaby ich w ryzach?
Teraz nawet Kowalowi wieciy si oczy.
- Rozumiem, co masz na myli. Bez rzdw silnej rki, do
ktrych przywykli, Syderetycy skarlej do swych prawdziwych
postaci - powiedzia, sigajc po licie do ucia. - Ale Misaianes
o tym wie. Dlatego Flauro zrobi to samo, co niegdy zrobili
Leogros i Drimus: bdzie si trzyma z dala od pola bitwy i
otacza straami.
- Dotrzemy do jego fortecy - odpar Thungiir. Cucub ju mia
si odezwa, lecz ubieg go Kowal.
- Jak chcesz to zrobi? Od miejsca, w ktrym schroni si
kapitan, odgradza nas syderetyckie wojsko.
Cucub znw chcia si wtrci, lecz tym razem to Thungiir nie
dopuci go do gosu.
- Walczy z Syderetykami, ktrzy zastpi nam drog, i
szuka tych, ktrzy si ukryli. To wanie chc zrobi! - Po czym
wyjani: - Broni i onierzy wystarczy nam na dug bitw. Gdy
my bdziemy walczy na froncie, jedna z kolumn wycofa si i
obejdzie wroga od zachodu. Zaskoczymy Flaura w jego norze.
- Chcesz dotrze do samego namiotu, w ktrym si ukrywa? -
zapyta Ojczulek z Przeczy.
- Owszem - odpar Thungiir, lecz z jego tonu wszyscy
wywnioskowali, e nie zaplanowa jeszcze szczegowo dotarcia
do wrogiego obozu, a tym bardziej sposobu schwytania Flaura.
Teraz Cucub ju naprawd musia si odezwa. Wsta, dajc
wszystkim do zrozumienia, by milczeli.
- Wiele lat temu zademonstrowaem Dulkancellinowi pewn
akrobacj...
Na wzmiank o ojcu Thungiir mimo woli poczu chopicy
smutek.
- Wszyscy tu obecni z wyjtkiem Kowala znali go i kochali -
cign Cucub. - Nie istniej liczby, ktre mogyby odda
wielko jego odwagi i wiernoci. Mimo to Dulkancellin nie
nalea do ludzi zdolnych zrozumie arkana sztuki. Dlatego nie
doceni wwczas mojego manewru. Ja jednak go pamitam i
sdz, e moe si nam przyda.
- C to za manewr? - spyta Thungiir.
- Pewien szczeglny sposb jazdy konnej... Wydaje si, e
grzywak biegnie sam, podczas gdy w rzeczywistoci niesie
wojownika.
Chwil pniej caa czwrka bya ju w zbudowanej z
kolczastych gazek zagrodzie.
- Doskonale pamitam prostoktn palisad, ktra wznosia
si na jednym z bocznych dziedzicw Domu Gwiazd. - Cucub
wspomina miejsca, ktrych ju nie byo. - Mieszkay tam
pierwsze grzywaki, ktre odebralimy Syderetykom, nie wiedzc
jeszcze, e stan si dla nas niezastpione. Jeden nazywa si
Duch Wiatru, drugi Zmierzchowiec. A teraz pomoe mi
Tymczaso-wiec!
Cucub zwinnie dosiad zwierzcia, po czym zanurkowa za
jego tuw. Mia racj: grzywak wyglda, jakby bieg bez
jedca.
Zitzahay wyprostowa si.
- Dziki tej sztuczce i pmrokowi zdoamy si zbliy
dostatecznie, by zaatakowa gwardi Flaura.
Thungiir, Kowal i Ojczulek odpowiedzieli umiechami. Mieli
po temu dobry powd.
Po drugiej stronie kontynentu umiecha si take Trjlicy,
suchajc rzeczy, ktre opowiadaa mu woda.
Wojownicy ze wschodnich stokw Maduin prowadzili
dyskusj na brzegu strumyka. Potem strumyk spyn ze zbocza i
opowiedzia o wszystkim, co usysza. Kaskada, ktra ich poia,
rzeczka, przez ktr si przeprawiali - wszystko to donosio o
panujcym na wschodzie poruszeniu.
Trjlicy poprosi wod, eby jak najszybciej przemieszczaa
si z jednego miejsca w drugie.
Na pnocy wojska Jelenia z caym ekwipunkiem i zapasem
szarego prochu, jaki tylko mogy unie, wyruszyy w kierunku
pozycji wroga. Wiele setek wojownikw jechao przez otwart
przestrze, wiedzc, e Syderetycy prdko ich zauwa i
podnios alarm. Zgodnie z zaoeniami, rzecz jasna.
Cucub gra na flecie, a kukule piewali pie pen ptasich
treli, ktra bawia onierzy Soca.
Szli do boju, wiedzc, e nie ma odwrotu; e nie mona si
wycofa ani podda. Dlatego piewali i miali si.
Przed wyruszeniem Wadcy Soca i ich onierze przyklkli
przed Yocoya-Tzinem, obiecujc mu, e zwyci, eby on mg
zosta ksiciem. Kowal zrobi to samo, a Thungiir uzna to za
dobry znak.
Kady z nas ma cel szlachetniejszy ni jego wasne ycie.
Niewane jaki, pomyla.
Kukule piewali bardzo gono, pragnc, by ich pie dotara
do uszu wroga.
- Syszysz? - pytali siebie nawzajem Syderetycy na pnocy
kontynentu. - Syszysz piew ptaka?
- Syszysz? - pyta Syderetyk na poudniu. - Syszysz kroki
pumy?
Welenkm ze swymi kami przyczaja si, odwiedza
Syderetykw w snach, zabija ukradkiem i znika.
onierzami Misaianesa zawadn strach, ktry narasta
dniem i noc. A jeli unikali poncej odnogi lasu, to dlatego, e
w jej pobliu cisza bya potniejsza i groniejsza ni
gdziekolwiek indziej.
Na poudniu po kadej mierci z garda pumy wyrywa si ryk.
Na pnocy kukul wci piewa.
Armia Jelenia niemal bez przystankw posuwaa si naprzd.
Gdy jednak oczom forpoczt ukazali si Syderetycy zajmujcy
cay obszar w zasigu wzroku, Thungiir kaza swoim onierzom
zatrzyma si na posiek i odpoczynek, by nabrali si przed bitw.
On sam nie odpoczywa. Ani on, ani Cucub, ktry jecha u
jego boku, powtarzajc szczegy planowanego ataku na obz na
tyach wojska, w ktrym ukrywa si Flauro.
Mimo wielkich protestw Kowala Thungiir postanowi
doczy do tego oddziau.
- Niewielu wyjdzie stamtd ywych - rzeki Kowal. Ale
Thungiir by Husihuilkiem. Nauczono go, e
zajmowanie najbardziej niebezpiecznej pozycji jest
powinnoci, lecz take zaszczytem, przywdcy.
- Obowizkiem wodza nie jest zachowanie ycia - odpar.
Dziwne pieni Zitzahayw, bbny czarownikw,
husihuilkascy wojownicy z pomalowanymi twarzami... yzne
Ziemie szykoway si do ostatecznej bitwy. Misaianes nie spa.
Kupuka te nie.
Na poudniu marsz si zatrzyma.
Syderetycy czekali na swoich pozycjach. Husihuilkowie byli
gotowi do zbiegnicia z gr. Ale ten, ktry mia wyda rozkaz do
ataku - staruszek przyczajony wysoko na skale - zwleka, patrzc
na niebo.
Na pnocy marsz si zatrzyma.
Przeciwnicy mogli sobie patrze w oczy - bo z tak daleka
niczego maego nie wida tak dobrze jak oczu wroga.
W szeregach Syderetykw szeptano, e na polu bitwy brakuje
husihuilkaskiego wodza. Nigdzie nie widziano wojownika z
twarz poprzecinan czarnymi liniami, ktry zabija toporem i
cieniem topora. Syderetycy czuli ulg, przekonani, e Thungiir -
podobnie jak Flauro - czeka w ukryciu na koniec wojny.
On jednak przemieszcza si pospiesznie, okrajc Kopytnic
od strony morza. Towarzyszy mu Cucub i stu wojownikw. Mali
kukule mieli wjecha do obozu ukryci za tuowiami grzywakw,
by utorowa drog do ataku. Galopujcy za nimi Husihuilkowie
mieli walczy i nie da si zabi, pki nie znajd kapitana
nieprzyjacielskich wojsk.
Kiedy rzeba terenu zmuszaa ich do spowolnienia jazdy,
Cucub wykorzystywa okazj, by popiewa.
- To zawodowa powinno - wyjania. - Umieram i zabijam,
bo jestem wojownikiem; piewam, bo jestem artyst.
- Jak mylisz, Piciokresku, czy twj tata wci piewa? -
pytaa tymczasem Kuy-Kuyen, caujc syna w czoo.
A niewolnica caowaa diadem, ktry arystokratki woyy na
gow Yocoya-Tzina.
- Przyda si, eby zawiadcza, e jeste ksiciem, pki nie
zademonstrujesz tego wietnoci swojej krwi - mwia
staruszka.
Na poudniu i na pnocy zima i lato miay spyn
czerwieni. Rozpoczynaa si wojna - ostatnia wojna z Wieczn
Nienawici. Od jej wyniku zaleao ycie
caego wiata. Dlatego ani jedna istota na yznych Ziemiach
nie patrzya w inn stron: wszystkie oczy i skrzyda zwrcone
byy ku wojnie. Sanday i kopyta, serca i pestki, krew i nektar
miay si w niej rozpuci.
yzne Ziemie odetchny gboko i pogalopoway ku swemu
przeznaczeniu.
Thungur zdoa obej armi wroga, pozostajc
niezauwaony. Nadszed waciwy moment. Kowal wyda rozkaz
do ataku.
Na niebie Rubiey pojawia si przeraajca plama z pir. To
by ten moment. Starzec siedzcy na wysokiej skale da znak.
Na poudniu i na pnocy, dla celu waniejszego ni oni sami,
ludzie yznych Ziem szli prosto na nieubagany ogie
Syderetykw.
Na Kopytnicy ci, ktrzy stali na czele, padli, nim zdyli si
zbliy.
Tak by musiao i wszyscy doskonale to wiedzieli. Jedynie
kosztem wielu ofiar mogli rozmieci wojska na polu bitwy, w
ktrej tak znaczco ustpowali wrogowi pod wzgldem siy
ognia. Dopiero pniej, owszem, do gosu dojd umiejtnoci
dowdcw i zrczno wojownikw.
Pocztek nalea jednak do mierci. I do elaznych lukw.
Husihuilkascy ucznicy celowali. Potne ramiona dray,
takiej potrzeba byo siy, by napi wielk metalow bro,
miotajc pociski z adunkiem szarego prochu. Oczy utkwione w
cel; ciaa nieruchome, lecz niecierpliwe... Gdy Kowal zobaczy,
e s gotowi, ledwo dostrzegalnie poruszy gow.
Grupa Zitzahayw pospiesznie podpalaa obsypan szarym
prochem lin, ktra miaa doprowadzi ogie
do adunku. ucznicy wystrzelili, mamroczc niezrozumiae
sowa.
Zapalone strzay przeszyway powietrze, a gdziekolwiek
spady, pojawia si rozbysk, odamki i grudy ziemi;
rozbrzmiewa grzmot i Syderetycy padali martwi.
Na yznych Ziemiach witao i zmierzchao.
Na poudniu wojna ju zbieraa niwo.
Pierwsi padli onierze z Kraju Soca. Ci, ktrzy przeyli
zatopienie okrtw, wiadomie podjli ryzyko natarcia, jak
gdyby wrcili z odmtw morza tylko po to, by nie zawie
Kowala. Razem z nimi padali husihuilkascy starcy. Krew
spywaa po stokach Maduin strumieniami, ktrych gry wcale
nie pragny.
Protektor kry nad polem bitwy, by czarownik mg si jej
przyglda i ze swego gniazda w Sowiej Bramie dowodzi
przemierzajcymi poranne niebo sokoami.
Tak jak przepowiedziano, czarownik i Protektor spoili si w
jedn istot. wiadomo w jednym miejscu, wzrok w innym. Na
zawsze zczeni w zmaganiach ptaka z czowiekiem.
Kiedy poproszono sokoy o odnalezienie ksiniczki. Teraz
wezwano je na wojn, by wspomogy Husihuilkw i broniy ich
nieba.
- Giniemy, Protektorze. Kogo masz na myli?
- Ludzi - odpar czarownik.
Sokoy latay w kko. Strzay pdziy na wprost.
Kiedy Syderetycy ujrzeli bezlik pir na niebie i usyszeli ptasi
skrzek, unieli bro i strzelali tak wciekle, jak potrafi tylko
tchrze.
My te giniemy.
Protektor kry nad polem bitwy, by czarownik mg
wszystko obserwowa i dowodzi z oddali.
- Niech si rozprosz! W tej chmarze nietrudno was zabi!
Sokoy przelatyway piercieniem nad Syderetykami, ktrzy -
oszoomieni furkotem skrzyde i skrzeczeniem - bez litoci razili
je ogniem.
- Protektorze, poprowad ich i wykorzystaj przewag, jak
daje wysoko i nieprzewidywalno - rzek czarownik.
Starzy Husihuilkowie schodzili ze zbocza, kroczc od skaki
do skaki, strzelajc i kryjc si. By jednak wrd wojownikw
kto, kogo sparaliowa strach. Liczy dziesi pr deszczowych,
a na kolanach wci mia strupy po niedawnych dziecicych
zabawach. Paka, z wycignitymi ramionami szukajc oparcia
porodku ogrodu penego trupw.
W tym samym czasie setki czarnych ptakw kryy nad
Syderetykami, obwieszczajc drapieny atak.
Na poudniu witao i panowaa zima.
Na pnocy by letni wieczr.
Nad Kopytnic widniay trzy nieba. Pierwsze, najdalsze -
bkitne i gadkie. Poniej niebo powolne i gste. I wreszcie
trzecie - niebo o biaych, postrzpionych obokach, uciekajcych
szybko w stron horyzontu.
Bitwa nie ustawaa... Dzie, noc, dwa dni, dwie noce
wojownicy Jelenia bronili swoich pozycji, lecz z kad chwil
sia ich raenia saba.
Ogie smaga Kopytnic to z jednej, to z drugiej strony.
Wszyscy jednak wiedzieli, e kontynuowanie walki musi
oznacza triumf Misaianesa.
Liczebno syderetyckiej armii pozwalaa jej onierzom na
rotacj, dziki ktrej mieli czas na odpoczynek
i jedzenie. Wojownicy Jelenia przeuwali posiki, nie
odrywajc si od broni. A jeli na kilka minut przysnli, to tylko
po to, by ni, e Thungiir wrci, nim bdzie za pno.
- Tam s, Thungiirze - powiedzia Cucub, ktry jako pierwszy
dostrzeg syderetyckie obozowisko.
Wstrzymali grzywaki: musieli dokadnie zlustrowa
uksztatowanie terenu oraz pozycje i liczb wartownikw.
W pewnym oddaleniu od dowdztwa szeregowi onierze
spali pod daszkami z pozszywanych skr.
Towarzyszcy Flaurowi wojskowi o wyszej randze
zajmowali mocno nacignite, wykonane z wytrzymaych
materiaw namioty. Wartownicy stali kilka krokw przed nimi.
Z boku trzymano grzywaki w metalowych pancerzach na gowie i
piersi, bez wtpienia nalece do dowdcw.
- To nie one s tchrzami - mwi Cucub do Tymczasowca,
poklepujc go po karku. - To ich jedcy.
Thungiir i jego ludzie nie mieli chwili do stracenia.
Tej samej nocy, przy wietle pochodni otaczajcych
syderetyck kryjwk, stadko grzywakw podjechao do obozu
od najbardziej pochyej i najgciej poronitej rolinnoci
strony, kierujc si ku namiotowi, w ktrym Flauro jad i pi z
kilkoma spord swoich ludzi. Ich gosy i miechy niosy si
daleko w step.
Wartownicy dostrzegli zwierzta. Przekonani, e to zdziczae
stado, prbowali si do zbliy z pochodniami w rkach.
Grzywaki sprawiay wraenie przestraszonych. Rozdzieliy
si i rozbiegy po obozie, udajc sposzone i ogupiae.
Sokoy na poudniu take si rozdzieliy.
Z rozkazu Protektora, wiedzione myl Czarownika Sokola,
ptaki dokonyway krtkich, pewnych atakw, ktre miertelnie
przeraay Syderetykw i wywoyway chaos na polu bitwy.
Przeraenie i ogie onierzy Misaianesa kryy midzy ziemi
a niebem. Goym okiem wida byo jednak, e ich bro jest
potniejsza od wszystkich ludzkich i sokolich istnie razem
wzitych.
Husihuilkowie staczali si po zboczu. Martwi, z powrotem
zmieniali si w dzieci i starcw. Syderetycy rozdeptywali czarne
ptaki.
Giniemy. I wy, i my.
Przed oczami przykucnitego w Sowiej Bramie Czarownika
Sokoa bitwa obracaa si w zalenoci od toru lotu ptaka:
Syderetycy, gra, Husihuilkowie. Horyzont, Syderetycy, gra...
Obok czarownika siedziaa Nanahuatli, zasaniajc rkami
oczy i uszy. Nagle Sok podskoczy jak raony gromem.
- Zatrzymaj si, Protektorze! Podnie gow i spjrz na pnoc.
Przeled wzrokiem t ciek. Tam!!!
Wysoko, poza zasigiem wzroku walczcych w dolinie
wojownikw, Syderetycy zmierzali w kierunku jaski. Chcieli
dopa najsabszych, by rozedrze ich na strzpy i zrzuci na
gowy silnych.
- Szybko, Protektorze, powstrzymaj ich! - ponagla czarownik.
Szybko, Thungurze, bo zabraknie nam czasu, myla Kowal.
Mamy mao czasu! Powstrzymaj ich! Szybko, Thungurze!
Szybko, Protektorze!".
Sokoy opuciy pole bitwy. Protektor poprowadzi je ku
jaskiniom pooonym wysoko w Maduinach.
Husihuilkaskie kobiety na widok Syderetykw ukryway
dzieci w gbi grot i odgradzay je od wroga wasnymi ciaami,
uzbrojone w kamienne noe i proce, ktrych uyway do
polowania na mae zwierzta. Wiedziay, e z tak broni nic nie
zdziaaj - mog jedynie unikn widoku mierci swoich dzieci,
bo zanim do niej dojdzie, same padn.
onierze Misaianesa strzelali z daleka. Cz kul odbijaa si
od ska; inne odnajdyway ciemne, napite, niegdy pontne ciaa
kobiet, ktre w innych czasach zamieszkiway poudnie ziemi.
- Szybciej, Protektorze! - baga czarownik.
Sokoy przybyway. Za pno dla kobiet, ktre zginy w
wylotach jaski; za pno dla ich dzieci, rozdartych na strzpy,
nim zdyy zapyta, co si dzieje.
Ale przybyway.
Oczami ptaka Czarownik Sok wypatrywa pord zabitych
Kuy-Kuyen. Potem rozglda si za ni wrd tych, ktre
pozostay przy yciu i unosiy teraz wzrok ku czarnym ptakom.
- Widzisz Kuy-Kuyen? - zapytaa Nanahuatli, nie opuszczajc
rk, ktrymi osaniaa gow.
Ale czarownik nie mg odpowiedzie.
Sokoy rzucay si ju na Syderetykw. Potrafiy zabija, wic
z furi wbijay dzioby w mikk skr szyi, dziurawiy garda i
skronie.
Syderetycy cofali si, mcc na olep rkami. Niektrzy
padali, zamiast oczu majc puste jamy, z ktrych laa si krew.
Inni rzucali si ze ska i rozbijali o kamienie. Jeszcze inni
prbowali ucieka.
- cigaj ich, Protektorze! - rzeki czarownik.
- Widzisz Kuy-Kuyen? - zapytaa Nanahuatli. I wtedy to si
stao.
Czarownik Sok widzia, e ksiniczka porusza ustami, lecz
nie sysza jej sw. To zrodzio w nim pewn nadziej, a eby j
potwierdzi, zaskrzecza gono. Powietrze zafalowao, licie
zatrzepotay, lecz w Sowiej Bramie nikt jego gosu nie sysza.
Nie usyszano go take w adnym innym punkcie lasu, w
opuszczonych wioskach ani na drogach. Umilky wszystkie
dwiki - te due i te mae.
Bajeczne Lalafke wznosio si falami i opadao z wysoka, nie
wydajc najlejszego szmeru.
Najwiksza, najbardziej poraajca cisza pojawia si
wwczas, gdy ludzkie oczy widz haas, lecz uszy nic nie sysz.
Przypomina to wylot mrowiska, przez ktry nieustannie
przemieszczaj si w t i z powrotem tysice owadw z
adunkiem na plecach, lecz ich szaleczej gonitwie nie
towarzyszy aden dwik.
Taka cisza zalega na Rubieach. Cisza czarownika, ktry
dotar na samo dno swojej studni i skadajc si w ofierze, zdoa
zaguszy gosy Nienawici.
Na dwch swoich biegunach - na pocztku i na kocu -
Stworzenie milknie, by mc si zrozumie.
Wielka bro Syderetykw nie przestawaa strzela. Ogie
pdzi w powietrzu, osiga cel i zabija bezgonie. Ciaa rwnie
bezgonie paday, a ludzie krzyczeli, lecz nikt ich nie sysza.
W ten sam sposb galopowali po Maduinach wojownicy ze
wschodnich stokw. Syderetycy z przeraeniem zobaczyli, jak
pord tej niezrozumiaej ciszy na przeczy pojawia si armia
mczyzn z twarzami wymalowanymi w czarne i czerwone linie.
Byli to ci, ktrzy wrcili ciek ciszy. Mieli husihuilkask
skr i husihuilkaskie imiona. Zeszli z milczcych Maduin i
przemieszczali si po wielkich gazach na grani z uniesionymi
ukami i wojennym okrzykiem, ktry rani tym bardziej, e nie
byo go sycha.
Osaniani przez tych, ktrzy wci walczyli w dolinie, niadzi
wojownicy ze wschodu dotarli na plac boju i spadli na
Syderetykw, jakby ich ciaa zrobione byy z pir. Wszystko
przez t cisz. Prostowali si i uderzali kamiennymi ostrzami,
jakby koci, ktre rbali, byy z pir. Tak gboka bya cisza
Kupuki. Dzieci i starcy zmienili si w wojownikw;
wojownikw, ktrzy przypomnieli sobie, e s Husihuilkami. Do
tego ky pumy i czarownik, ktry rzdzi ptakami...
Kiedy pierwszy Syderetyk odwrci si plecami do
walczcych i ubd grzywaka, prbujc uciec z pola bitwy, wiat
ponownie wypeni si dwikami: paczem wojownika, ktry
mia dziesi pr deszczowych i pokaleczone kolana; skrzekiem
ptakw, wybuchami, lamentami. W tle tego wszystkiego - szczk
metalu. A jeszcze dalej - glos ksiniczki.
- Widzisz Kuy-Kuyen, Sokole? - pytaa wci Nanahuatli. -
Widzisz j?
Protektor kry nad jaskiniami.
- Widz - odpar w kocu czarownik. - Trzyma w ramionach
Piciokreska.
Nanahuatli umiechna si z ulg - po trosze z mioci, po
trosze z szalestwa.
Kopytnica mylaa o Thungiirze:
- Pospiesz si, bracie! Nie mamy czasu!
Na tyach, gdzie ukrywa si Flauro, husihuilkaski wdz
czeka na sygna, ktry miaa mu da grupa jedcw
penetrujcych obz.
Jako pierwszy zza tuowia grzywaka wyoni si Cucub. Z
dziwnie wykrzywion twarz i uniesionym toporem unis si na
grzbiecie zwierzcia. Stojcy
obok Syderetyk potrzebowa sekundy na zrozumienie, co si
dzieje, lecz mier dosiga go znacznie wczeniej.
To, co zdawao si stadkiem dzikich zwierzt, nagle zmienio
si w oddzia morderczych wojownikw.
Zaczynaa si bitwa. Thungiir i jego ludzie galopem
wyskoczyli z otaczajcej obz ciemnoci.
Atak zasta wroga we nie. Skonsternowani i przeraeni
Syderetycy prbowali si broni, lecz jeli tylko dostrzegli tak
moliwo, wykorzystywali rozgardiasz i ciemno, by
czmychn w krzaki.
Celem ataku byl namiot Flaura. Kapitan Misaianesa, ktry
natychmiast to zrozumia, pogasi olejne lampy i zacz wycina
dziur w materiale swego namiotu.
Bardzo blisko niego Husihuilkowie i kukule walczyli tak
dzielnie i zrcznie, e sprawiali wraenie niemiertelnych.
Ostrzeony przez swoich ludzi Thungiir zobaczy, e Flauro
usiuje dobiec do miejsca, w ktrym trzymano grzywaki. Cucub
take to dostrzeg i popdzi ku uciekajcemu kapitanowi.
W szyi Tymczasowca utkna kula. Grzywak prbowa biec
dalej, ale polizn si na krwi i opad na zad. Druga kula trafia
Cucuba, ktry na dodatek zosta uwiziony pod znieruchomiaym
ciaem Tymczasowca.
- Kuy-Kuyen... - wyszepta Cucub, nim zamkn oczy.
Na Kopytnicy wojsko Jelenia trwao na swoich pozycjach
trzeci dzie.
Bya noc, wic bitwa osaba. Wrogowie obserwowali si i
tylko od czasu do czasu sycha byo jaki strza. Syderetycy nie
omielali si wychyli gw z ukrycia; wojsko yznych Ziem
potrzebowao czasu. Jeli plan si powid - jeli niebo byo im
przychylne
- Thungiir z pewnoci galopowa ju z powrotem. Jeli
jednak husihuilkaski wdz nie zdoa wypeni swojej misji,
modemu kontynentowi nie pozostao wicej ni dwa soca.
Tej nocy wojownicy pozbierali polegych, by wrzuci ich do
roww, ktre Kowal kaza wykopa za ostatnim szeregiem. Na
szczcie ksiyc postanowi im pomc i ukry si za chmurami.
Przemierzali pole bitwy, wchem szukajc cia. Czasem ich rce
wpaday w ma krzepncej krwi; czasem zapaday si w
zmasakrowane koczyny.
Szarego prochu uywano z rozwag. ucznicy starali si, by
kady strza powodowa wielkie straty w szeregach Syderetykw.
Mimo to rezerwy prochu i adunki do elaznych ukw miay si
wyczerpa w cigu dwch dni.
Jeli atak na zaplecze si nie powid, nie bdzie nawet mia
nas kto pochowa, myla Kowal.
W enklawie Flaura Thungiir galopowa w stron Cucuba ze
zdwojon moc i furi, ktra zmieniaa si w krzyk, powalajc
wszystkich, ktrzy prbowali mu przeszkodzi.
Byli tam ju inni wojownicy - zarwno Zitzahay-owie, jak i
Husihuilkowie. Wszyscy bowiem kochali maego gawdziarza.
Thungiir unis bezwadne ciao przyjaciela i pooy! przed
sob na grzbiecie Wieczornika.
Nie przeszkadzao mu to walczy dalej. Przeciwnie
- obecno Cucuba uczynia go niepokonanym.
Flauro ucieka ju na grzbiecie odzianego w pancerz
grzywaka, otoczony przez onierzy, ktrzy go nie kochali - i
ktrzy, przeraeni pocigiem Husihuilkw, zatrwoeni
zblianiem si nieubaganych toporw,
opuszczali go, mylc jedynie o ratowaniu wasnego ycia i
umykajc w noc, gdy tylko nadarzaa si po temu okazja.
Thungur dogoni kapitana, ktremu skoczya si amunicja.
Oba grzywaki biegy obok siebie, by ich jedcy mogli si
zmierzy w walce kluczowej dla obu brzegw morza.
W umyle czowieka, ktry zabija, zachodz niewyobraalne
procesy. Thungur zobaczy oczami duszy szczery umiech
Wilkilen i postanowi posuy si noem.
Schwyci Flaura za szyj i zrzuci z grzywaka. A kiedy to
robi, rosnce wok krzaki zareagoway wyranym Szaniii!".
Powietrze wypeni sodki zapach lamp olejnych
rozwietlajcych Dom Gwiazd. Thungur spojrza z gry w
przeraone oczy roztrzsionego Flaura. Usysza gos
rozszarpanego rybaka i wbi n, wkadajc w ten cios ca swoj
si i przecigajc ostrze, a rozdaro pier Syderetyka i wyszo
gardem.
Pniej w zrwnanym z ziemi obozie kukule pooyli
Cucuba na ziemi i zwilali mu usta. Thungur woy
zakrwawiony n w zimne donie przyjaciela.
- Mwiem, e naszym obowizkiem nie jest zachowanie
ycia - rzek - lecz teraz zaneguj wasne sowa. Cucubie,
rozkazuj ci wrci.
Pozostao jeszcze co do zrobienia. Dowdca Husi-huilkw
podszed do miejsca, w ktrym leay zwoki Flaura. Zamachn
si toporem i bez wahania odci mu gow.
Chwil pniej wojownicy wrcili na Kopytnic. U boku
Wieczornika dyndaa gowa syderetyckiego wodza.
NA KOPYTNICY

Kowal rozwanie dysponowa rezerwami prochu, pragnc jak


najlepiej je wykorzysta i nie dopuci, by Syderetycy zauwayli,
e zapasy s ju na wyczerpaniu.
Byo ciemno, lecz tu i wdzie na polu bitwy pony
niewielkie ognie, barwic noc na czerwono i nieustannie
trzaskajc iskrami. Kowal mia nadziej, e poranek nadjedzie
galopem, z Thungurem na czele. Syderetycy trwali na swoich
pozycjach, zadowoleni, e minionego dnia w wyniku niezbyt
ostrego, lecz cigego ostrzau pado wielu onierzy Jelenia.
Husihuilkaski wdz i jego wojownicy pdzili przez preri jak
szaleni. I mieli ze sob Flaura.
Tymczasem Syderetycy szykowali si do przypuszczenia
otwartego ataku. Przekonani, e otrzymaj posiki z zaplecza - i
mimo wysikw Kowala zaczynajc rozumie, e wojsko
yznych Ziem sabnie - chcieli tego dnia skoczy wojn.
- Koczy nam si czas - rzek Kowal.
I wydal rozkaz przygotowania si do tego, co z ca pewnoci
miao by blem i mierci. Ludzie Jelenia, ktrzy tak dzielnie si
opierali, ostatecznie mieli polec. Misaianes zlie py, w ktry
zmieni si ich koci,
i zanurzy paznokcie w ich krwi, by wypisa ni na niebie
swoje imi.
Pnym rankiem do Kowala przybieg jednakjeden z
onierzy, ktrym powierzono misj wypatrywania Thungiira.
- To oni! - woa. - Wracaj!
Kowal kaza natychmiast rozpowszechni t wie, by
podnie morale ludzi, ktrzy od trzech dni opierali si
morderczym atakom.
Thungiir zatrzyma si przed podwadnymi. By wycieczony
walk i przebyt drog, lecz nikt nie wtpi, e za chwil rzuci si
w ogie walki jak lawa wystrzelajca z gbi wulkanu.
Dowdca wiedzia, jak wane jest w takiej chwili zagrzanie
ludzi do boju. Unis wzrok ku socu, szukajc waciwych
sw.
- Wiecie, co teraz widz moje oczy? Pewnie pomylicie, e
trupy. Morze martwych Syderetykw, cay wiat martwych
Syderetykw... A ja wam mwi: nie! W tej chwili, z powodu,
ktrego nie jestem w stanie ogarn rozumem, mam przed
oczami umiech dziewczynki. I to on da mi najwiksz moliw
si, najwiksz odwag. Wy take signijcie do tego rda. W
tej smutnej godzinie musimy wspomnie zbezczeszczone ciaa
naszych on, rozpatane ciaa dzieci. Wierzcie: te sowa rani
mnie rwnie mocno jak was. Wypowiadam je jednak w
przekonaniu, e w blu staniemy si niezwycieni. Czy wasze
serca pon furi? Oby tak byo, bo to ona da nam zwycistwo.
Po tych sowach Thungiir odsoni gow Flaura i w
wycignitej rce zademonstrowa j swoim ludziom.
- To im pokaemy! To spotka kadego z nich!
Wojownicy wydali bojowy okrzyk, pragnc natychmiast
pogalopowa do walki. Grzywaki ray niecierpliwie.
- Wojownik jest po dwakro odwany, gdy broni czego
wikszego ni jego wasne ycie. A po trzykro, jeli walczy o
swoj wolno. Niepokonany staje si jednak wtedy, gdy walczy
z tymi, ktrzy podeptali to, co kocha najbardziej. Nie pozostanie
na swoim miejscu ani jeden z ohydnych jzykw, ktre zbrukay
czysto. Odetniemy od tuowia kad rk, ktra zgwacia
niewinno. Oni - zamacha w kierunku wrogw, a wiatr si
zerwa - nie zasuguj nawet, by umrze z mskoci midzy
nogami, bo nie maj duszy, ktra czyniaby ich mnymi!
Musimy ich pokona w imi niewinnych!
Syderetycy zauwayli, e wydarzyo si co powanego.
Posiki z zaplecza nie nadcigay, a wojsko Jelenia bez
najmniejszej wtpliwoci przygotowywao si do ataku.
Syderetyccy dowdcy take wydali odpowiednie rozkazy.
Wtedy Thungiir wyszed na przestrze dzielc wrogie obozy
i nabi na wczni gow Flaura.
- Oto kapitan Misaianesa! - zakrzykn z caych si. - Oto
posiki, ktrych oczekujecie!
Po drugiej stronie pola bitwy zapanoway przeraenie i
rozpacz. W szeregi pozbawionej dowdcy armii zakrada si
chaos. Syderetycy zrozumieli, e zostali sami. Nie mieli jednak
innego wyjcia ni stawi czoo nadcigajcej bitwie: na ucieczk
nie byo szans.
Thungiir wbi wczni w ziemi w miejscu, z ktrego Flauro
mia cakiem niezy widok na pole walki, a potem ruszy do
przodu z pierwszymi szeregami. elazne uki strzelay w
kierunku dwch stref, w ktrych
Syderetycy zgromadzili swoje dziaa. Dziki temu straty
wrd onierzy Jelenia miay by mniejsze. Pochd otwierali
jedcy, za nimi podali piechurzy.
Wojownicy Jelenia i Syderetycy pdzili na siebie galopem, by
zetrze si w morderczej walce. Nie mieli dla siebie litoci, bo
mie jej nie mogli.
Najpierw bya legenda. Potem - wojownik. Thungiir,
podobnie jak jego ojciec, wstpowa na pole bitwy w lad za
saw wego topora.
Star si z Syderetykiem, ktrego strj zdradza wysok rang.
Husihuilk potrafi patrze mu w oczy, nie przestajc
wymachiwa broni.
W bitwie czas pynie dziwnie: to zwalnia, to pdzi na eb, na
szyj. Zwalnia niemal do zera, by zaraz gwatownie
przyspieszy. Znw zwalnia i robi si ciki. A potem znw gna
jak szalony.
Thungiir stawa naprzeciw kolejnych Syderetykw,
rozpoznawa ich rang i na nowo roznieca w sobie furi.
Syderetyk zaciska do na rkojeci szpady, Husihuilk unosi
topr - a wszystko tak powoli, jakby to by sen.
Przed samym ciosem czas jednak znw rusza galopem,
zmieniajc bitw w jeden wielki krzyk i strugi krwi.
Topr Thungiira spad na rami Syderetyka. Maczuga Kowala
uderzya w plecy wroga. onierz Kraju Soca wbi wczni.
Kukul bieg za woaniem swego serca.
W bitwie czas pynie dziwnie; dlatego wrd huku
wystrzaw, dziurawiony kulami, osuwajcy si na ziemi
czowiek potrafi usysze piew ptaka.
Zabi Thungiira" - powtarzali syderetyccy dowdcy. Grupa
konnych ruszya do ataku na Husihuilka,
ktry dwoi si i troi w ogniu bitwy, zalany potem i krwi -
swoj, cudz. Wojna znowu zwolnia.
Jeden z Syderetykw wbi spojrzenie w krew spywajc na
bark z uniesionej rki Thungiira. Inny widzia bijce w piersi
Husihuilka serce. Jeszcze inny skupi si na zdobicych twarz
czarnych liniach.
Thungiir rozejrza si wok i w zwolnionym tempie wojny
rozpozna twarze swoich braci, przypominajc sobie ich imiona.
Poklepa Wieczornika po karku i nim ruszy, usysza ponad
szczkiem broni piew ptaka.
Wielu innych zauwayo jednak, co si wici. Dlatego gdy
czas wojny znw ruszy galopem, obok Thungiira pojawio si
morze toporw.
Kotowanina grzywakw zmienia si w oko szalejcego
cyklonu. Z jednej strony Pan; z drugiej szlachetny cel, topory i
szpady, nagie torsy przeciwko metalowym kolczugom, dugie
czarne wosy przeciw srebrnym hemom.
W caym tym wirze nie byo wojownika dzielniejszego od
innych; nikogo, kogo mona by nazwa najwikszym. Ten, ktry
pad pierwszy, by Husihuilkiem i Zitzahayem; onierzem
Soca i kukulem... Mijay godziny, krew utwardzaa piach,
soce byo daleko. Husihuilkaskie topory ciy niemiosiernie,
nie zatrzymujc si nawet na kociach. Szpady Syderetykw
przeszyway ciaa i otwieray cieki krwi. Wielu padao, a ich
miejsce zajmowali inni, bo tak by musiao w miejscu, w ktrym
decydoway si losy wojny.
Gdy jednak pad jeden z Syderetykw, a Wieczornik rzuci si
na jego grzywaka, wci z Thungiirem na grzbiecie - Thungiirem
wyprostowanym, szalonym, zalanym potem i krwi, bardziej ni
kiedykolwiek
przypominajcym legend - wrogw ogarno przeraenie.
wiat odwrci si do gry nogami: ziemia Kopytnicy bya
powietrzem, zapadaa si pod nimi... Nad gowami za mieli
niebo ze zwglonego piachu.
Syderetyccy dowdcy zabili pierwszych spord swoich ludzi,
ktrzy prbowali uciec. Byo ich jednak zbyt wielu. Rozkazom
sprzeniewierzyy si setki onierzy. Panika porastaa, szyki si
rozpierzchay, dziaa stay opuszczone.
Opowieci o tej wojnie, jak wszystkie opowieci,
przekazywano z pokolenia na pokolenie we wszystkich kracach
wiata. Mwiono, e Syderetycy umykali z pola bitwy w myl
duchowego prawa, ktre mwi, e ten, kto potrafi zabi dziecko,
nie moe stawi czoa wojownikowi.
onierze yznych Ziem cigali uciekajcych Syderetykw.
Od zarania tej wojny wiedziano przecie, e nie moe si ona
zakoczy kapitulacj.
Gdyby Thungur rozkaza swoim ludziom, by pozwolili
wrogowi uciec, by moe wielu z nich pozostaoby przy yciu.
On jednak wiedzia, e uciekinierzy nie s wojownikami, tylko
odpryskami Misaianesa, ktre wrc, by jtrzy t sam ran, gdy
tylko ich Pan dojdzie do siebie.
Ale wtedy wmieszaa si w to wszystko sia potniejsza od
Thungura. Wmieszaa si, by zakoczy t rze - na dobre czy na
ze, nie wiedzia nikt. By moe pnocny wiatr, ktry nagle
nadcign od horyzontu, wznoszc tuman piachu, uczyni to, by
da uciec Sy-deretykom, ktrzy nie padli w boju. A moe pragn
uchroni wojownikw yznych Ziem...
Powiadano potem, e by to ostatni z tych potnych gorcych
wiatrw, ktre szalay na Kopytnicy.
Powietrze pociemniao. Wojownicy zastygli na swoich
miejscach, z najwyszym trudem apic oddech. Przyklejeni do
cia grzywakw, czsto miertelnie ju rannych, cay dzie tkwili
w miejscu. Ten, ktry prbowa woa towarzyszy, zadawi si
piachem. Oblepiajcy ciaa pot zmienia si w skorup zaschej
ziemi, a zy w boto. Dopiero gdy wiatr osab, przycinici do
szyj swoich zwierzt wojownicy odnajdywali si nawzajem. Pki
trwa, ywi niewiele rnili si od martwych.
Szalejcy na Kopytnicy wicher wyrwa z ziemi wbit przez
Thungura wczni i gowa Flaura odfruna niczym suchy li.
BARWY RODOWE

Czerwie i na herbach, bransolety z wowej skry dla


rodu Molitzmosa. Czerwie i bkit, naszyjniki z orlich szponw
dla rodu Acili.
Po obu stronach krlewskiej drogi Domy Soca z dum
prezentoway setki insygniw i sztandarw.
Po raz pierwszy koronowany ksi czy w sobie krew obu
dynastii i obie jednoczenie reprezentowa.
Na paacowym dziedzicu zgromadzili si arystokraci i
mdrcy. Z dala od splendoru gwnej uroczystoci toczy si lud
ze Zotej Doliny.
W cigu minionych dni emisariusze docierali do kadej
chaupy, przynoszc kolorowe korale i bezwartociowe
wiecideka i proszc robotnikw oraz ich rodziny, by wszyli je
sobie w ubrania na ceremoni koronacji, lecz ci zabronili swoim
onom to robi.
- Bylimy takimi samymi wojownikami jak wszyscy inni,
ssiedzie. Ponielimy tyle samo ofiar. Nie mam zamiaru stroi
si w pirka jak tchrzliwy prniak.
- Ja te tego nie zrobi. Ani on, ani on, ani...
- Chc, ebymy zapomnieli, e walczylimy?
- Chyba tak, ssiedzie, chyba tak. Aleja nie zapomn.
- Ani on, ani on.
Lud zdziesitkowany w wyniku ucisku, a nastpnie wojny z
Syderetykami, witowa intronizacj Yocoya-Tzina, oczekujc
od swego ksicia mioci i hojnoci, a take pokoju midzy
rywalizujcymi dynastiami, ktrych krew pyna w jego yach.
Zgodnie ze zwyczajem schody wiodce do podium, na ktrym
sta tron, wysypano ziarnami kukurydzy. Ksi musia po nich
przej boso, oddajc w ten sposb hod socu i proszc je o
obfite plony.
Od niepamitnych czasw przywdcy Kraju Soca
przemierzali t drog wyprostowani, nie okazujc blu czy
niezadowolenia. Ale Yocoya-Tzin dopiero nauczy! si chodzi.
Byl tak malutki, e dwaj doradcy prowadzili go, trzymajc za
rce. Gdy stan na kukurydzy i ziarenka wbiy mu si w
podeszwy stp, rozpaka si.
Stojca wrd paacowej suby stara niewolnica zrobia ruch,
jakby chciaa i i wzi go w ramiona, jak to zwykle czynia,
lecz dwaj stranicy zagrodzili jej drog.
Od tamtej chwili rzadko miaa widywa ksicia, ktry
przechodzi pod piecz doradcw i mdrcw, majcych go uczy
odczytywania znakw nieba, rzdzenia, poezji i gry w yocoy.
Wszyscy zebrani, niezalenie od swojej rangi i roli penionej
w ceremonii, udawali, e nie widz, i wadca podchodzi do tronu
zakatarzony od paczu, z podkurczonymi stopkami, zawieszony
na rkach doradcw.
Thungur i Kowal take uczestniczyli w obrzdzie
koronacyjnym. Kowal patrzy na Yocoya-Tzina oczami penymi
lez, dostrzegajc w nim uzasadnienie przelanej krwi. Husihuilk
widzia co innego: co,
co przypominao mu pewne spostrzeenie sprzed lat, z czasw
pierwszej wizyty w Kraju Soca.
Wwczas, pod wpywem Kayuna Kolboskrego i
Molitzmosa, przypisa decyzji ksicia Hoh-Quiu to, co w istocie
wynikao z dugiej historii kraju Wadcw Soca: surowy
podzia kastowy i zote taborety dla monych, ktrzy nie
pamitali, jak cudownie jest siedzie na goej ziemi.
Nastpnego ranka Thungiir i jego wojownicy mieli rozpocz
dugi powrt na poudnie. Od bitwy na Kopytnicy min rok
soneczny i przez cay ten czas trwaa niestrudzona walka z Sy
der etykami.
Odzyskanie Miasta Soca okazao si jedynie zwycisk
parad, bo zanim Kowal i jego ludzie weszli do miasta, Sy der
etycy zdyli zbiec.
Thungiir z reszt wojsk Jelenia podyli za wrogiem. Pocig
rozcign si po wschodnie wybrzee Kraju Soca i na ziemie
na pnocy.
Pokonani, nie widzc na horyzoncie nowej floty przysanej ze
Starych Ziem, Syderetycy prbowali ratowa ycie, ukrywajc
si w trudno dostpnych obszarach kontynentu albo usiujc
dotrze do swoich opuszczonych okrtw i wypyn w morze.
Niektrym si udao. Powiadano o nich, e dugo pozostawali
na falach Yentru, bardzo powoli pync na pnocny wschd, a
potem cumowali na obrzeach i wyspach wasnego kontynentu,
nie mic si zbliy do jego centrum w obawie przed potworn
kar Misaianesa.
W ten sposb stali si pierwszymi korsarzami - ludmi bez
ziemi, ktrzy przybijali do brzegw jedynie po to, by porywa
ywno i kobiety.
Thungiir myla o powrocie bez radoci. Nie wiedzia, ile
pozostao z wielkiego celu, w imi ktrego walczy. Co zastanie
na Rubieach? Jak spojrzy w oczy Kuy-Kuyen? Nim zdy
pomyle o Nanahuatli, podszed do niego Kowal.
- Patrz! - powiedzia. - Zaraz go ukoronuj! Czuj si, jakby
sama Acila tu bya.
Husihuilk wyobrazi sobie kobiet, ktrej nie pozna.
Po ukoczeniu pocigu za Syderetykami i powrocie do Kraju
Soca dowiedzia si, e Molitzmosa znaleziono martwego obok
Acili i e okupanci wrzucili do ognia oba ciaa. Teraz magnaci
budowali piramid, by ich upamitni i uczci sojusz dynastii,
majcy przynie Zotej Dolinie wieczn chwa.
- Bdzie ci brakowao czego z tych czasw? - zapyta Kowal,
jakby podejmowa rozmow, ktr podczas wojny wielokrotnie
przerywali.
- Tego, e wszystko byo takie jednoznaczne.
- A jednak wracasz na Rubiee...
- Powracam z obaw, e pord wasnego plemienia bd
rwnie obcy jak tu.
Ten czowiek zosta sam i jest tego wiadom, pomyla Kowal
poruszony gbokim smutkiem Thungiira.
Dwaj arystokraci reprezentujcy oba klany wkadali wanie
na gow Yocoya-Tzina wymyln koron x pir.
- Patrz - szepn Kowal. - Kady z nich trzyma j koniuszkami
trzech palcw. Ni mniej, ni wicej, tylko trzech. Chodzi o to,
eby aden z rodw nie by w uprzywilejowanej pozycji.
Szlachcic z rodu matki podszed do nowego wadcy z
podarkiem w postaci korony z koci Hoh-Quiu. Zaraz po nim
szlachcic z rodu ojca pooy u stp chopca prezent
symbolizujcy wiedz: kodeksy, ktre na rozkaz Molitzmosa
spisa Bor. Nikt nie wiedzia, e to
strofy utkane z dymu; zafaszowane w nieznaczny, lecz
decydujcy sposb.
Jak pewny i trway okae si ten sojusz? - zastanawia si
Thungiir.
Nastpnego dnia, bardzo wczesn por, Husihuilkowie
odjechali. Lud Soca, wci witujcy na ulicach koronacj
nowego ksicia, poegna ich, wymachujc wielkimi palmowymi
limi.
Thungiir po raz ostatni przemierza t drog.
Przez pierwsze dni jecha w milczeniu z dala od pozostaych.
Myla o przyszoci. O Misaianesie siedzcym wci wewntrz
swojej gry. O tym, e rudowosi eglarze z pewnoci prowadz
wojn na Starych Ziemiach. Teraz wyraniej ni kiedykolwiek
przedtem rozumia, jak genialna bya decyzja Zabralkana o
wysaniu dzieci Boreaszw z powrotem do ojczyzny przodkw.
Opr na starym kontynencie musia si bardzo wzmocni, skoro
na yzne Ziemie od dawna nie przypyn aden okrt
Misaianesa. Tylko dziki temu udao si zwyciy.
Jak siga wzrokiem, wszdzie panowa spokj, lecz Thungiir
dobrze wiedzia, e za horyzontem czyha syn mierci.
Pomyla, e gdyby Misaianes ponownie zesa na nich swoje
nieszczcia i zarazy, czekaaby ich wojna odmienna od
poprzedniej. Ech! Sam ju si gubi w swoich rozmylaniach.
Tylko Cucub, gdyby tu by, potrafiby go wysucha bez
potpienia.
- Posuchaj, Cucubie - rzekby przyjacielowi Thungiir. - Jako
Husihuilk nauczyem si, e ziemia jest jednoci. I e jeli jedni
trac wolno, trac j wszyscy. Co jednak si w moim sercu
zmienio. Widziaem, jak Wadcy Soca licz palce, ktrymi
dotykaj korony,
podczas gdy ci, ktrzy dzielnie walczyli na wojnie, tocz si,
patrzc na to z oddali. W tym gorzkim dla mnie dniu mog ci,
bracie, powiedzie, e gdyby Misaianes powrci, walczybym
jedynie o ukochane poudnie i o godno swego plemienia.
Podjecha do niego jeden z onierzy.
- O czym tak rozmylasz, Thungiirze? - zapyta. Dowdca
umiechn si z przymusem. Nie mg si
zwierzy podwadnemu ze swego smutku. Nie mg mu
powiedzie, e by moe powicili swoje kobiety i dzieci dla
kasty strojnisiw, ktrzy nie rozumiej jzyka ziemi.
- O Czarnym Ogniu - odpar. - Zatrzymamy si u Pasterzy
Pustyni i odnajdziemy grzywaka, by go zabra do domu Cucuba.
TRZYNACIE TRONW

W chwili zwycistwa kamstwo i fasz atwiej przechodz


niezauwaone.
Kiedy porzdek Misaianesa triumfowa na Starych Ziemiach,
czujno magw i zausznikw Pana bya osabiona prnoci i
rozproszona w dostatku.
- Na nasze szczcie, Foitetesie - mwi Zoras - zwycizcy
atwo zapadaj w letarg, podczas gdy my, przegrani, potrafimy
czuwa przez wiele dni.
Kiedy wadza Pana pocza sabn, Zoras ostrzeg swego
ucznia, e musz si mie na bacznoci.
- Oby nie spotkao nas to, co spotyka zwycizcw, Foitetesie,
bo daleko nam do nich. Czy w ogle kiedy nimi bdziemy? Ty
twierdzisz, e tak. A ja ci mwi, e nasza droga bdzie jak
morze, ktre postpuje naprzd i cofa si, unosi si i opada, nim
dotrze do waciwej play.
Miny lata od pojawienia si modych eglarzy z plemienia
Morskich Zwiadowcw, lecz rdo genialnych pomysw, ktre
ze sob przywieli, bynajmniej nie wyscho.
Po podstpnym przedostaniu si okrtw Flaura wzdu
poudniowych wybrzey Yentru rudowosi
eglarze si przegrupowali. Wkrtce ich niewidzialne, mige
flotylle przejy kontrol take nad nowym szlakiem.
Kapitanowie buntownikw lepiej ni ktokolwiek rozumieli
morze. Ich budowniczowie wymylali statki, ktre w swoim
zespoleniu z wodnym ywioem coraz bardziej przypominay
morskie stworzenia.
Ld, na odmian, przysparza im sporo kopotw. Tylko
Wielki Pwysep mimo zabjczych atakw wci opiera si
Syderetykom. Czasem napastnicy niszczyli ukryte sezonowe
osady, gdzie kobiety i dzieci oczekiway na powrt eglarzy;
kiedy indziej, jeli tylko zdoali je znale, zrwnywali z ziemi
magazyny broni. Nigdy jednak nie zdoali na duej zapanowa
nad adn czci tej krainy. eglarze bronili Wielkiego
Pwyspu z morza, ktre otaczao go ze wszystkich niemal stron.
Omielali si nawet zajmowa wskie przecze Gr
Tegezyjskich, na ktrych atwo byo obroni si przed wrogiem.
Kapitanowie wierzyli jednak, e wkrtce inne siy, liczne i
zrodzone na ldzie, docz do nich i wesp z nimi podejm
prb odbicia kontynentu, ktry by ich domem.
A wierzyli w to nie bez kozery... Wok gry Misaianesa
mnstwo si dziao. Byy to wydarzenia niedostrzegalne i
niemoliwe do wykrycia przez wroga, lecz buntownicy
nieomylnie wyczuwali ich obecno w powietrzu. Mczyzna
rozpoznawa swoje odbicie w wodzie; dziecko krelio na ziemi
krg i rozumiao, co znaczy wewntrz", a co na zewntrz";
kobieta wycignitym palcem ledzia kontury konstelacji. A w
obozowych barogach donie rozpoznaway siebie nawzajem,
ciaa pamitay.
Czciowo dlatego, e magnaci Misaianesa o tym wiedzieli,
ale moe bardziej dlatego, e nie w peni
zdawali sobie spraw z tych zmian, uznano, e zbliajce si
Igrzyska Dugich Dni powinny bardziej ni wszystkie
dotychczasowe podkreli wadz Pana: pokaza, e posiada on
wasne koo fortuny, ktre toczy si po ladach zadrapa jego
paznokci.
Rozkazali wic, by walki na arenie byy najwiksze i
najokrutniejsze ze wszystkich, jakie si odbyy od pocztku
rzdw Nienawici.
W takich nieszczsnych okolicznociach ponownie zwoano
zgromadzenie magw.
Czcigodni Mdrcy Odosobnienia zajli swoje trony, by
przedyskutowa sprawy i podj waciwe decyzje. Deinos
podnis swoje lusterko wczeniej ni inni, wic to jemu
przypady w udziale pierwsze sowa. Zgodnie ze zwyczajem mag
przemawia, nie podnoszc si z miejsca ani nie obracajc gowy
w kierunku pozostaych. Metalowe ogniwa zawieszone na jego
plecach ledwie si poruszay.
- Wszyscy wiemy, e pochd Pana natkn si na przeciwne
wiatry - zacz. - Wiemy jednak rwnie, e te wiatry przemin,
nie skrzywdziwszy ani nie opniwszy realizacji planu. A moe
nawet dodadz mu skrzyde.
Deinos, dziedzic Drimusa, nigdy nie pozby si nieufnoci.
Nieustannie podejrzewa zdrad i przeczuwa obecno czarynek
w Lesie Goenijskim. Ponadto w wikszym ni inni stopniu
wychwytywa pynce z wiatrem strzpy starych pieni.
Do tej pory jednak nie zdoa zapa nici podajcej od
tronw Odosobnienia do serca oporu.
- Magnaci daj... - Urwa i poprawi si niewinnie, jakby
powtarza to samo, tylko w innej formie: - Magnaci prosz,
bymy wraz z nimi przygotowali
pokaz surowoci i wadzy. aden z nas nie chce, by te
dziaania stay si naszym chlebem powszednim. Pan te nie ma
takiego zamiaru! Kiedy rebelia ucichnie, z powrotem staniemy
si przewodnikami i mentorami! Pamitajmy, e cho wojna nie
jest nasz spraw, to jest ni wieczno.
Niektrzy mdrcy, zachowujcy swoje trony kosztem
ulegoci wobec Pana, nie chcieli ani nie mogli zawrci z
obranej drogi. Wielu innych pomylao jednak, e nadszed czas
umocnienia si po dugim okresie lekcewaenia ze strony
Misaianesa.
Jeden z magw przesun lusterkiem w t i z powrotem, dajc
sygna, e chce przemwi. Jego ruch odbi si w krcych po
ogromnej auli zotych dyskach, wic nie umkn niczyjej uwagi.
- Mw - udzieli mu gosu Deinos.
- Magnaci przypomnieli sobie o nas dopiero, kiedy sytuacja
si skomplikowaa i potrzebuj pomocy. Chc, eby magia ich
wspara... Nie sdzicie, e to waciwy moment na odzyskanie
autorytetu, ktry utracilimy? Pragn wam przypomnie, e w
decydujcych momentach bylimy ignorowani. Imi Flaura i
now drog morsk poznalimy pniej ni buntownicy, a co
gorsza, rol emisariusza Pana na yznych Ziemiach powierzono
ksiciu z tamtego kontynentu. Przeciwne wiatry, o ktrych
wspomnia Deinos, s wynikiem kadego kroku, ktry zrobili
ludzie Misaianesa bez konsultacji z Magi Odosobnienia. A teraz
mamy si potulnie stawi na ich wezwanie?
Wiele lusterek jednoczenie poruszyo si na znak aprobaty.
Deinosa ogarn niepokj. Ludzie Misaianesa liczyli na niego.
Wierzyli, e po raz kolejny tak pokieruje wol
Magw Odosobnienia, by podjli korzystn dla Pana decyzj.
On za liczy na to, e zostanie nowym emisariuszem na yznych
Ziemiach, kiedy tylko moliwe stanie si wysanie kolejnej floty
na ich podbj.
Nadesza kolej Zorasa. Mag zrzuci skrzany kaptur.
- Kusi nas myl o natychmiastowym odzyskaniu wadzy.
Byoby przyjemnie, gdybymy ju teraz mogli po ni sign, ale
przyjemno nie zawsze jest najwaniejsza. Na Starych Ziemiach
co si budzi. Co, czemu nie moemy pozwoli na rozwinicie
skrzyde.
Siedzcy w rzdach przeznaczonych dla uczniw Foitetes
wyamywa sobie palce pod oson szerokich rkaww tuniki.
Zoras w obszernej przemowie broni stanowiska wity
Misaianesa duo lepiej, ni uczyni to Deinos. By przekona
magw, posuy si argumentami, ktre w nim samym budziy
trwog.
- Jeli proste stworzenia uzurpuj sobie prawo do mdroci, a
owieczki buntuj si przeciw pasterzowi, wszystkich nas czeka
smutny koniec: prostaczkw i mdrcw, stado i pasterzy.
Zdawmy to, co si rodzi na Starych Ziemiach i czego nazwy nie
znamy; to, co wystpuje przeciwko Misaianesowi, lecz take
przeciw Odosobnieniu. Wystpuje przeciw Odosobnieniu, cho
nawet nie wiemy, jak si nazywa!
Aro, pomyla Foitetes.
WOK GRY

Marmara mocno potrzsaa gaziami wielkich drzew, liczc


na to, e z ktrego z nich spadnie Grais.
- Natychmiast za! - woaa.
Staruszka jednak nie odpowiadaa, nie szelecia, nie szemraa
w listowiu.
- Pospiesz si! - nalegaa Marmara. - Musimy ju i!
Wwczas na ziemi opado bez jku co, co przypominao
zwinite w kbek gazie. Bya to Grais - stara, wysuszona i
zdrewniaa czarynka.
- W kocu! - zawoaa z ulg Marmara. Przygldajca si temu
z dala Briseida bagalnym
tonem zwrcia si do staruszki:
- Grais, wywiadcz mi przysug i wyprostuj si. Brzuch mnie
boli na sam widok twoich rk i ng splecionych i powykrcanych
jak nitki mchu.
Staruszka rozemiaa si, jednym ruchem rozpltujc
koczyny i wstajc. Marmara zareagowaa znacznie ostrzej:
- A co powiesz o sobie, Briseido? Na widok twoich
niemrawych ruchw czuj si, jakby mnie skrcao w dwch
odkach, cho mam tylko jeden!
Wrogo midzy obiema kobietami nasilia si, odkd
Lubabah zacz regularnie odwiedza Las Goenijski. Podczas
jednej z tych wizyt eglarz opowiedzia o zbliajcych si
Igrzyskach Dugich Dni.
- Zarzdzili, eby w tym roku wzia w nich udzia rekordowa
liczba osb. Setki niewolnikw buduj trybuny i rampy, a take
olbrzymie platformy do przewoenia po ulicach tych, ktrych
wybrano, by zginli na arenie. Wymylono nowe tortury, majce
wyduy i wzmc cierpienie.
Podczas innej wizyty Lubabah przynis wieci, ktre
wygosi z niepojtym dla czarynek entuzjazmem.
- Zoras przekona magnatw, e nie wystarczy ju patrze, jak
skazacy jcz i skoml na klczkach. Powiedzia, e trzeba ich
zmusi do walki... A oni dali si na to nabra i robi dokadnie to,
czego yczy sobie Zoras. Radz si go w kadej sprawie
zwizanej z igrzyskami i przedkadaj jego opini ponad kad
inn. - Lubabahu, czy mi si zdaje, czy sysz w twoim gosie
zadowolenie? - nie wytrzymaa Marmara, wyraajc
konsternacj, ktr odczuway wszystkie czarynki.
- Nie zdaje ci si, Marmaro! Jestemy podekscytowani tym, e
Zoras z ca pewnoci zdoa wysa Var i Ara na aren. I to nie
na byle jak aren!
Trzy czarynki doskoczyy do niego jak optane.
- Nie mog wam wszystkiego powiedzie - broni si
przestraszony. - Ale uchyl rbka tajemnicy.
Dopiero wtedy kobiety si cofny.
- To wymarzony moment na rozpoczcie powstania.
Uprzykrzamy im ycie na morzu, a yzne Ziemie zdoay ich
odeprze. Uczyniy to jednak kosztem ogromnych ofiar i nie
zdoaj powtrzy swego wyczynu, jeli my, ssiedzi
Misaianesa, bdziemy zwleka z rozpoczciem wojny.
Kobiety-ryby zauwayy bkajce si odzie Syderetykw,
ktrzy zdoali uciec z yznych Ziem. Od tej pory poday za
nimi. Nocami zbliay si, by podsuchiwa, co mwi ci ludzie.
Zapamityway wszystko, a potem powtarzay to eglarzom.
-Ale jest co jeszcze - powiedziaa Marmara, cho nie miaa
pojcia, co to moe by.
Intuicja jej nie mylia.
- Jest - przyzna zaskoczony Lubabah. - A konkretnie kto.
Deinos. Wszy wok i lada chwila moe wpa na nasz trop. Nie
moemy duej ryzykowa, e pody tym ladem, bo wtedy
dotarby do obozw i do Domu Odosobnienia. Do was, do
Zorasa, a przede wszystkim do wybracw.
- I co jeszcze - upieraa si Marmara.
- Pomroka - odpar Lubabah. - Pomroka milczy i chodzi w
kko.
- Wtpi? - zapytaa Grais.
- Wiem tylko, e milczy i chodzi w kko.
- I co jeszcze - nalegaa Marmara.
- Vara i Aro szerz cztery wartoci... Obozy chon t wiedz
jak gbka.
- Ale czy im jej wystarczy? - zapytaa Briseida.
- Dopiero gdy nadejdzie czas rozstrzygni, dowiemy si, czy
nie jest za wczenie lub za pno.
- A jaki bdzie ten czas rozstrzygni, Lubabahu? - nie
ustpowaa Marmara, cho wiedziaa, e nie otrzyma
jednoznacznej odpowiedzi.
- Na ten temat nie powiem ani sowa z wyjtkiem tego, e w
dniu rozpoczcia igrzysk rebelia zrzuci mask, a wy musicie tam
by.
- Czy Zoras i jego syn s zgodni w mylach i czynach? eglarz
nie odpowiedzia.
Kiedy nadszed oczekiwany dzie, Marmara, Grais i Briseida
opuciy Las Goenijski i ubrane w achmany, z zasonitymi
gowami, ruszyy do miasta, w ktrym miay si odby igrzyska.
- Grais - zapytaa po drodze Marmara - mylisz, e uda nam si
j zobaczy?
- Jestem o tym przekonana.
- To dlaczego si nie umiechasz?
Najstarsza z czarynek dugo nie odpowiadaa. W kocu
zamiast niej uczynia to Briseida.
- Bo moemy j zasta w miejscu, w ktrym przenigdy nie
chciaybymy jej widzie.
Marmara stana jak wryta.
- Nic nie moe si sta Zotej Crze Odosobnienia. Briseida
nie miaa jednak litoci.
- Doskonale wiesz, e to nieprawda, Marmaro. Moe si jej
sta wszystko. Czyby przeja od Lubabaha ten poaowania
godny zwyczaj udawania radoci w kadym moliwym
momencie?
Marmara obrcia si do niej z wycignitymi paznokciami.
Briseida wyszczerzya zby.
W innych okolicznociach Grais pozwoliaby im rzuci si na
siebie, by mogy da upust narastajcej zoci. Wiedzc jednak,
e nie jest to odpowiednia chwila, tupna w ziemi.
- Czarynki z Goenii! Pniej bdziecie miay mnstwo czasu,
eby si gry jak asice. Ty, Marmaro, bdziesz moga si
zadawi wosami, ktre wyrwiesz Briseidzie, a ty, Briseido,
bdziesz moga u rzsy Marmary. Ale to bdzie pniej...
Pniej" - powiedziaa Grais. Ale c znaczy pniej" w
odniesieniu do wiecznoci?
ORSZAK

Na czele orszaku znajdowali si magnaci Misaianesa i


magowie. W niewielkich powozach lub na stpajcych powoli
koniach w bogatej uprzy zmierzali w stron areny. Obok nich
szli mali niewolnicy, niosc sznury granatw i pomaraczy, by
uprzywilejowani mieli czym gasi pragnienie. Pochd posuwa
si naprzd po zaboconych drogach, nad ktrymi unosia si
mgieka.
wita Misaianesa przez cay czas z entuzjazmem rozprawiaa
o rozpoczciu Igrzysk Dugich Dni, wychwalajc geniusz Zorasa
- przenikliwego maga, ktry zrozumia, czego brakuje na arenie.
Kilka dni wczeniej wszyscy mieli okazj obserwowa przyjazd
skazacw na wozach, dugim sznurem toczcych si ciko po
bocie. Na czele tej smutnej karawany jechao dwoje
nieszcznikw, ktrych wyznaczono do otwarcia igrzysk.
- Wygldaj na silnych - mwili magnaci, usiujc oszacowa
ukryte pod pelerynami sylwetki skazacw.
- Pamitaj, e Zoras kaza ich obficie karmi. Im bardziej bd
si broni, tym wiksza dla nas przyjemno.
- To samiec i samiczka.
- Za to te podzikujmy magowi. Tluszczarka i powronik.
Oboje podobno cakiem apetyczni.
- Ciekawe, czy samiczka bdzie si kurczowo trzyma samca.
- Magnaci wybuchnli miechem.
- A moe to on bdzie prbowa wspi si na jej barki, eby
oszczdzi siebie na drugie danie. - Zamiali si jeszcze goniej.
- Hej tam! - zawoa ktry. - Dajcie tu owocw! Mczyni i
kobiety z obozw, ktrzy nie mieli
uczestniczy w walkach, udawali si na miejsce otwarcia
igrzysk pod eskort obozowych stranikw. Trzymano ich w
duej odlegoci od gwnego orszaku, a nawet od suby
domowej magnatw.
Jeli kto sdzi, e id w milczeniu, by guchy. Jeli
utrzymywa, e wpatruj si jedynie we wasne stopy, by lepy. I
tacy wanie byli stranicy Misa-ianesa.
- Widziaem, jak wycigasz szyj, kiedy mijalimy obz
sortowaczek - szepn Zoras do Foitetesa. - Nie wiem, co ci
chodzi po gowie, ale nie zapominaj o moim zakazie zbliania si
do niej.
- Nie zapominam, mistrzu - odpar ucze. - Zabronie mi
rozmawia z sortowaczk, a nie wyciga szyj i marzy.
- Tak czy owak nie zdoasz jej rozpozna - stwierdzi Zoras.
- Aja myl, e zdoam. - Foitetes zamilk, dostrzegajc
nadchodzcego Deinosa.
Marmara, wtopiona wraz z towarzyszkami w tum suby
domowej, rwnie wycigaa szyj, tyle e nie w poszukiwaniu
sortowaczki, a Lubabaha.
- Nie moe tu by - powiedziaa Grais. - Olbrzymia sylwetka i
rude wosy zaraz by go zdradziy.
Marmara uznaa to za komplement i podzikowaa w imieniu
eglarza.
- Lepiej zakryj gow - wtrcia Briseida - bo zaraz i ciebie
kto rozpozna.
Tym razem miaa racj. Marmara mocniej nacigna kaptur,
pod ktrym wci utrzymywa si zapach lasu i motyli.
W rzeczywistoci Lubabah znajdowa si cakiem blisko.
Szeciu zbuntowanych kapitanw ze swymi ludmi ukrywao si
w pobliu miejsca, w ktrym miay si odby igrzyska. Pozostali
czekali nieco dalej, by stawi czoo przeznaczeniu, jakiekolwiek
ono bdzie. Tym razem rebelianci mieli walczy na ldzie.
-A ty, Zorasie, za kim si rozgldasz? - zapyta Foitetes.
Zoras szuka Pomroki.
- Na pewno gdzie tu jest i wszystkiemu si przyglda. Patrzy
na nas, na ukrytych buntownikw, na czarynki. - Spojrza z
powag na swego ucznia.
- Czy bdzie milczaa, Foitetesie? Czy bdzie patrze bez
sowa a do koca?
- Mistrzu - odpar adept - to ty wczeniej ni ktokolwiek inny
zrozumiae, e nadszed waciwy moment. Nie bdzie lepszej
okazji do rozpoczcia powstania.
- Istotnie. Lepszej nie bdzie. Ale czy to wystarczy?
- zastanawia si gono Zoras. - Jak si zachowaj
mieszkacy obozw? Czy Pomroka nadal bdzie nas osania
swoim milczeniem?
- Skoro Aro ufa ludziom z obozw, to i ty im zaufaj
- odpar Foitetes. - A skoro czarownicy yznych Ziem zaufali
Pomroce postaraj si pj w ich lady.
Vara w jednej klatce, Aro w drugiej. A jednak mogli si
porozumiewa.
- Ufasz powronikom, Aro?
- Ufam powronikom, kopaczom i palaczom. To rwnie atwe
jak ufa tobie czy sobie.
- A Zorasowi?
Wok nich podnosi si coraz goniejszy rumor.
- Boisz si? - spyta Aro.
- Bdziesz przy mnie.
- Ja i sortowaczki. I powronicy.
- Wane, e ty bdziesz - przerwaa mu siostra.
- Spjrz mi w oczy, kiedy bestie wkrocz na aren - rzek
chopak.
Zgodnie z przypuszczeniami Zorasa Pomroka wszystkiemu
si przygldaa. I przysuchiwaa.
Przesza obok czarynek, przepchna si przez tum i sza
rami w rami z sortowaczk. Przylgna do plecw Zorasa,
przykucna w klatce Vary. I wszdzie syszaa, e mwi o niej z
nadziej.
Po przybyciu orszaku zatrzymaa si przed godnymi bestiami.
- Niedugo znajdziecie si na arenie. Dzieci Zorasa te. Wy i
one. A ja nie odejd std sama...
Bestie zaryczay.
- Suchaj! - mrukna Vara. - To Misaianes ryczy przez ich
garda.
Pomroka przywara do prtw klatki, ukazujc si oczom Ara
jako zbolaa staruszka.
Chopaka ogarna gorczka, ktr pomyli! z mioci.
Przysun si do Pomroki.
- Kim jeste? Co tu robisz?
W milczeniu staruszki Aro usysza wasne pragnienie.
- Jeste sortowaczk? - Brak odpowiedzi utwierdzi go w
uudzie. - Powiedz, matko: przysza nas ucaowa na
poegnanie?
REWOLTA NA ARENIE

- Wicej! - da Deinos, wskazujc zalan krwi aren.


- Polijcie na nich wicej bestii!
- Wicej, wicej! - wtrowali mu syderetyccy onierze.
- Wicej bestii! - woali magnaci.
Mczyni i kobiety z obozw milczeli, jakby nie rozumieli,
co si dzieje.
Poniej, porodku areny, Vara i Aro patrzeli sobie w oczy.
- Zostawi nas tak - rzeka Vara.
Oboje byli u kresu wytrzymaoci; zbyt zmczeni ciam i
duchem, by przetrzyma kolejn walk.
- Czekaj - odpar Aro. - Czekaj i ufaj.
- Wicej!!! - wrzeszcza Deinos.
Jego yczenie lada chwila miao zosta spenione, a ludzie z
obozw wci stali nieruchomo.
Stranicy szli ju w kierunku klatek, by spuci z acuchw
zwierzta i posa je na aren.
- Macie swoj rewolucj - mrukna Briseida.
- Milcz! - rzucia Marmara, skrapiajc zami motyle, ktre
usiady jej na piersi.
Ufaj, Varo! Milcz, Briseido!
Ale powronicy wci stali bez ruchu. Podobnie jak
tuszczarki, palacze, sortowaczki... Milcz, Briseido! Ufaj, Varo!
- Zrb co, Zorasie! - baga Foitetes, przyciskajc wargi do
ucha mistrza. - Tylko ty moesz!
- Wicej! - krzyczano wok. - Wicej bestii! Dotychczasowa
walka bya duga i krwawa. Vara i Aro weszli na aren w krtkich
tunikach,
uzbrojeni w sztylety. Zoras uprosi organizatorw, by
pozwolili gladiatorom je wzi. Dla dobra widowiska i dla
przyjemnoci patrzenia" - wyjani.
Kiedy powowose rodzestwo z dum wkroczyo na aren,
wok zalega cisza. Umilky nawet rzdy, w ktrych siedzieli
syderetyccy onierze.
- Kto to? - pytali zdumieni Magowie Odosobnienia z
Deinosem na czele. - Gdzie si ukrywali?
- Podobno Zoras znalaz t dziewczyn wrd tusz-czarek.
- A chopaka?
- Wrd powronikw.
Przez aren przemieszczay si cztery dzikie bestie. Ryczay, a
Misaianes odpowiada im ze swej gry.
- Zorasie - baga Foitetes - zrb co!
- Nie tak si umawialimy - odszepn Zoras. - Nie tak...
Buntownicy byli zgodni, e dzie igrzysk jest
najodpowiedniejsz chwil do rozpoczcia rewolty. Mniej
jednomylni okazali si jednak, gdy przyszo do kalkulacji
ryzyka i wyboru strategii.
W miar zbliania si najkrwawszych igrzysk w historii Zoras
coraz bardziej stanowczo nalega na to, by Vara i Aro wraz z
najwierniejszymi towarzyszami uciekli z obozw i ukryli si w
Lesie Goenijskim
oraz Tegezach, by tam bezpiecznie przygotowywa si do
powstania.
Sprzeciwiao mu si jednak wiele gosw, a najgoniejszy
nalea do Ara.
Nie uciekn z pidziesicioma powronikami! - mwi
chopak. - Jeli to zrobimy, upodobnimy si do Syderetykw w
oczach wszystkich, ktrzy pozostan w obozach. Zaufajcie im!
Przebudzilimy tysice ludzi, cho wci udaj lepych... Ani
Vara, ani ja nie narodzilimy si po to, by ratowa wasne ycie,
lecz po to, by je odda za powrt wiata".
- Co z tego, e tak powiedzia! - denerwowa si Foitetes,
patrzc na rze. - Zrb co!
Mag wyprostowa si i odsoni twarz.
- Prosz o gos! - rzuci gono, zmieniajc krzyki tumu w
guchy pomruk.
Vara i Aro patrzeli na siebie na arenie. U ich stp leay cztery
martwe zwierzta.
- W tej konkurencji poznalimy ju zwycizcw!
- O co chodzi Zorasowi? - pytali si nawzajem Czcigodni
Mdrcy. - Co on ma na myli?
- Co masz na myli, Zorasie? - zakrzykn ze swej loy
Deinos.
- To, co wszyscy widzielimy. Ta rozgrywka ma ju swoje
ofiary i swoich zwycizcw. Nie zdoamy odwrci jej
przebiegu. Nieco wczeniej, gdy bestie wkroczyy na aren i
zbliay si do nich, Vara i Aro popatrzyli sobie w oczy.
- Pamitaj, czego si nauczylimy, Varo. Bestie zaryczay i
pobiegy ku nim.
- Pamitaj, e ci kocham...
Rodzestwo stano plecami do siebie. I wwczas rozpoczo
si co, o czym nikt z zebranych nawet nie
ni: walka kobiety i mczyzny, ktrzy rozumieli si tak
doskonale, jakby stanowili jedno. Walka, ktra przeobrazia si
w niewyobraalny pokaz szybkoci i siy.
- Tuszczarka i powronik zwyciyli! - kontynuowa Zoras. -
Wszyscy to widzielimy, cho nie wierzylimy wasnym oczom.
- Co chcesz nam powiedzie, Zorasie?
- Widzielimy ich akrobacje, cho nie jestemy w stanie ich
zrozumie. Zakpili z dzikich zwierzt, uderzajc w ich najczulsze
miejsca...
- Wicej bestii! - wrzasn Deinos, usiujc zaguszy gos
Zorasa.
- Wicej!!! - zawtrowali mu magnaci. Ufaj, Varo. Pamitaj,
e jeste kochana.
- Widzielimy, jak siuj si z bestiami i zwyciaj. Musimy
zaakceptowa wynik walki.
Zaguszya go burza gosw. Magnaci podnosili si z miejsc,
dajc wpuszczenia na aren kolejnych zwierzt.
Milcz, Briseido! Ufaj, Varo!
I wanie w tym momencie wrd ludzi z obozw rozleg si
pomruk. Zdawione dotd gosy brzmiay jak szum wiatru u
zarania wiata.
Co tu si dzieje? Kto si buntuje? Kto piewa? Kto pacze?
Stranicy rozgldali si wok, lecz nic nie zobaczyli.
Magnaci wci wrzeszczeli.
- Nawet Igrzyska Dugich Dni maj swoje prawa -
kontynuowa Zoras, by zyska na czasie.
- Spjrz na nich, Varo. Nie opuszcz nas.
- Wiem. Nie opuszcz - odpara dziewczyna. Co tu si dzieje?
Kto piewa? Kto pacze?
- Chodmy, ju czas - mrukny ukryte pod kapturami
czarynki tak, by Vara je usyszaa.
- Idziemy, Aro. Ju czas - zawtrowali im przyczajeni w
pobliu eglarze.
Kobieta z areny, majestatyczna mimo brudnej i podartej
tuniki, wskazaa znak na swym prawym udzie.
- Vara! - zawoaa. - Nazywam si Vara! Deinos i magnaci nie
od razu j zrozumieli. Mczyzna z areny wskaza znak na swym
lewym
udzie.
- A ja jestem Aro! - powiedzia. I doda: - Patrz, matko, nosz
imi, ktre mi nadaa!
Na trybunach, w sercu narastajcej rebelii, sorto-waczka
wycigna rce, pragnc pogaska syna.
Serce Starych Ziem bilo jak szalone. Magnatw ogarniaa
trwoga, wic coraz goniej domagali si mierci gladiatorw.
Kto tu piewa? Kto si buntuje?
Mczyni i kobiety z obozw przypomnieli sobie czasy
wiata na Starych Ziemiach. Przypomnieli je sobie, cho w nich
nie yli, bo pami jest znacznie dusza ni jedno ycie.
- Nie nazywam si powronik", lecz Jaunak - rzek jeden z
mczyzn.
- A ja nie jestem tuszczarka", tylko Ligia.
- Ja jestem Aulea.
- Jak Daos.
- A ja Agai. Mam imi!
Tak rozpoczo si powstanie u stp gry Misaia-nesa.
Bro przechodzia z rk do rk: od powronikw do
pastuchw, od Jaunaka do Hildera. Od jednej kobiety do drugiej,
od Aulei do Ligii... Kapitanowie eglarzy
podnosili si w strzemionach i galopowali, by stan na czele
rebelii.
Wielkie powstanie na Starych Ziemiach rozpoczo si od
krwawej batalii.
Bya wrd setek jej ofiar pewna kobieta, ktra w chwili
mierci umiechaa si tak, jak nigdy za ycia. Nim skonaa,
wyrzeka imiona swych dzieci: Vara. Aro". A potem ochrzcia
sam siebie:
- Matka - powiedziaa. I umiechna si.
OSTATNIE LATA ZORASA

Aro na czele swoich ludzi ruszy ku Grom Tegezyjskim.


Opowiadano potem, e kierowa wojn na kontynencie, morze
pozostawiajc rudowosym eglarzom. Z kolei Vara i czarynki
wrciy do Goenii, prowadzc ze sob setki ludzi pragncych
rozpocz ycie wzorowane na tym, jakie niegdy wiedziono na
Starych Ziemiach.
Do mierci, na ktr nie trzeba byo dugo czeka, Zoras y w
zapomnieniu. Raz wcieky, innym razem przybity, w zalenoci
od tego, ktre z tych uczu brao gr. Tylko Foitetes nie
odstpowa swego mistrza i prbowa doda mu otuchy.
-Aro mnie zdradzi... zdradzi Odosobnienie... - powtarza w
kko mag.
- Aro myli i czuje tak samo jak ci, ktrzy kiedy std odeszli,
zabierajc poow magii - odpowiada ucze.
- Narodzi si jako Zoty Syn Odosobnienia, a nie Otwartej
Przestrzeni! - ripostowa rozalony Zoras.
- Mistrzu, prawda liczy mniej sw ni te, ktre wymwie.
Jest krtsza: Aro si narodzi.
Gdy jednak mag przypomina sobie crk, twarz mu si
wygadzaa.
- Na szczcie mamy Var. W niej fundament naszego
bractwa pozosta nietknity. Vara rozumie, e Dzieci Ziemi s jak
kwiaty, ktre otwieraj si pod wpywem promieni soca. Co by
si z nimi stao, gdyby pewnego dnia przestao im przywieca?
Czasami dugo i bacznie wpatrywa si w twarz swego ucznia.
- A ty, Foitetesie? W co naprawd wierzysz?
Ten jednak nic nie mwi, dopki nie przyni mu si sen o
kruku. Dopiero wtedy adept postanowi odpowiedzie na
wielokrotnie powtarzane przez Zorasa pytanie.
- Mistrzu, twj honor i twoja mdro zasuguj na to, by
otrzyma odpowied. Ile magii pozostao na Starych Ziemiach?
Ty...
- Mnie zostaw w spokoju! - przerwa mu Zoras, ktry dobrze
zna sen ucznia, bo sam take go ni.
- Ty - powtrzy Foitetes - a dalej magowie skupieni wok
Deinosa. Ci, ktrzy nie mog zawrci, bo rdza do reszty
przeara ich dusze. Kto wedug ciebie miaby odbudowa potg
Odosobnienia?
Zoras ujrza kruka na gazi.
- Pospiesz si! - ponagli ucznia. - On ju tu jest!
- Pozostaj jedynie uczniowie - kontynuowa Foitetes. - Kiedy
oni przestan powiela bd swoich mistrzw, zaczniemy od
nowa. Nie pro mnie o ulego i posuszestwo, panie, bo
przekrelisz jedyn nadziej Odosobnienia.
- Twj czas si skoczy, Zorasie - rzek kruk, po czym sfrun
z gazi, zmieniajc si w Pomrok.
Zoras wyprostowa si przed jej obliczem.
- Dziki tobie i twemu milczeniu, Pomroko, powstanie mogo
rozwin skrzyda. Bogosawi ci w imieniu wszystkich twoich
dzieci.
- Wszystkich moich dzieci? - zapytaa Pomroka, mylc o
Misaianesie.
Nim znw si odezwaa, spojrzaa na niebiesk lini na doni.
- Pjd ze mn, magu i starcze. Zrb miejsce Foitetesowi.
Wiele jeszcze zostao do wywalczenia. A ja nie pomog wam w
aden inny sposb, jak tylko milczc i nie zbliajc si do gry.
KOLEJNY POWRT

Jak wiadomo, wszystkie zdarzenia w krgu kiedy powracaj.


Wiele lat wczeniej Piukeman, ktry jeszcze w niczym nie
przypomina czarownika, zobaczy! powracajce wojska Jelenia i
powiedzia o tym babci Kush.
Teraz Czarownik Sok, w niczym nieprzypominajcy ju
chopca, ujrza kolejny powrt. I powiedzia o nim Nanahuatli.
- Szybko jad - rzek. - Ale maj przed sob jeszcze kawa
drogi.
Ksiniczk ogarn niepokj. Co chwil przygldaa si
swemu odbiciu w wodzie i rozpaczaa nad chud figur oraz
nierwnymi warkoczami.
- Spjrz na mnie - mwia do czarownika. Spjrz i zapacz.
- Nie mog ci zobaczy.
-1 masz szczcie, bo zobaczyby kobiet chud jak gazka
modego drzewa.
- Tyle czasu odywiaa si byle jak, a teraz si dziwisz i
rozpaczasz?
- I jeszcze te warkocze! - jkna Nanahuatli. - Jeden jest, a
drugiego nie ma.
- Sama chciaa, eby tak pozostao.
Na wybrzeach Lalafke Syderetycy wci walczyli z ludmi
wschodnich klanw, ktrzy opierali si im z coraz wikszym
trudem. Ledwie jednak onierze Misaianesa usyszeli, e
nadciga kolumna wojownikw przysana przez Thungiira,
uciekli drog morsk na pnoc. Nim osignli cel, dowiedzieli
si, e i tam ich siy zostay pokonane.
Lud Rubiey szykowa si do wyjcia naprzeciw wracajcym
wojskom.
Wojownicy ze wschodu take zamierzali je przywita. Pki
bowiem nie dosza do gosu dawna wrogo, a nawet kiedy ju
dosza, pamitali, e zawdziczaj sobie nawzajem ycie i honor.
Przez ostatnie noce Nanahuatli prawie nie zmruya oka. Nie
pozwalaa te zasn czarownikowi.
- Zbud si! - Chwytaa go za ramiona i potrzsaa. - No zbud
si! Powiedz, co teraz widzisz.
- Burzowe chmury i gd... -Co?
- Protektor pi - burkn zniecierpliwiony czarownik. - Robi
to, czego ja robi nie mog. pi i ni o burzy i godzie. A ja widz
jego sen.
- A jak si obudzi? - nalegaa Nanahuatli. - Popro go, eby si
zbudzi i polata nad tras wojska.
- Nie bd go o nic prosi. Zbudzi si, kiedy zechce.
Najczciej bywa tak, e bardzo dugie oczekiwanie
niespodziewanie dobiega koca w momencie, w ktrym
uwaga oczekujcych jest odwrcona.
Gdy Nanahuatli wreszcie zdoaa si zainteresowa plecion
przez siebie bransoletk, nagle usyszaa gos czarownika.
Porzucia prac i podbiega do niego, proszc, by powtrzy
swoje sowa.
- Spotkali si. -Kto?
- Wojownicy i ludzie z Rubiey - powiedzia. - Thungiir i
Kuy-Kuyen.
Obok dzieci Dulkancellina odnajdywali si i witali take inni.
Wojownicy w biegu zsiadali z grzywakw. Pytali o swoje
ony i matki; pytali o dzieci i otrzymywali odpowiedzi. Wracali z
wojny peni wspomnie tego, co ju nie istniao - na miejscu
czekay na nich opuszczone wsie i spalony las.
Lud Rubiey zosta zdziesitkowany, a jego wiat obrcony w
proch. Na widok tego, co pozostao, wielu przybyych zadawao
sobie pytanie, czy w takim rodowisku w ogle da si przetrwa.
Thungiir prowadzi za lejce grzywaka Cucuba. Kuy-Kuyen
zbliaa si do niego w otoczeniu swych dzieci, najmodsze
niosc w ramionach.
Po obu stronach kogo brakowao, a oni musieli sobie
wyjani przyczyny tego braku.
- Przyprowadziem Czarnego Ognia - zacz Thungiir. - I
przyniosem wieci o twoim mu. Cucub zosta ciko ranny, a
ciar grzywakw przygnit mu nogi. Zitzahayowie zabrali go
do Samotnej Prowincji...
Kuy-Kuyen zgarbia si, przywierajc do wtego ciaka
Piciokreska.
- Ale wrci - kontynuowa Thungiir. - Wrci, kiedy tylko
bdzie mg. Tak jak za pierwszym razem, pamitasz? Ze
piewem na ustach. Syszaem, e cay czas rozmawia ze swymi
nogami, przypominajc im, jak pikna jest droga z Beleram do
domu babci Kush.
Kuy-Kuyen nie moga si zdecydowa, czy jest szczliwa, e
Cucub yje, czy zrozpaczona, e nie wrci.
- Prosi, eby nie zapomniaa powiedzie waszym dzieciom,
by kade wymylio wasn piosenk, gdy nadejdzie waciwa
chwila. I eby na niego nie czekaa pod orzechem ani nigdzie
indziej, bo w ten sposb opnisz jego powrt.
Thungiir przyglda si najmodszemu synowi siostry, ktry,
wykarmiony przez godujc matk, nie zdoa si odpowiednio
rozwin. Pomyla wtedy o Yocoya-Tzinie. Korona z pir,
klejnoty i stpanie po ziarnach kukurydzy zwielokrotniy jego
smutek.
Piciokresek obrci wychudzon, ciemn, pomarszczon od
maduiskiego soca twarzyczk i nagle zamia si bez powodu,
zupenie jak jego ojciec. By to pierwszy miech od zakoczenia
wojny. Pierwszy przebysk nowego ycia.
Nim jednak ono rozkwito, trzeba byo wytumaczy
nieobecno kolejnej osoby...
Thungiir, syn Dulkancellina, po dziesiciokro wojownik, nie
mia odwagi wypowiedzie jej imienia.
- Szukasz Wilkilen - zrobia to za niego Kuy-Kuyen.
- Gdzie ona jest? - zapyta. - Co si stao z naszym
niewinitkiem?
W jego czarnych oczach zapona furia. Przywiedziony
pytaniem wojownika Welenkm podszed do nich.
- Pozwl, Thungiirze, e ja odpowiem. To moje zadanie, bo
byem jej mem. A take dlatego, e musiaem j zabi na
wyspie Lulkw.
Wojownik nie mia dla niego cienia litoci.
- Wyjanisz mi kade ze sw, ktre wypowiedziae - zada.
- Wyjanisz mi to jak mczyzna, a nie jak czarownik. A nawet
kiedy to zrobisz...
- Thungurze! - przerwaa mu Kuy-Kuyen. - Wiemy, e
Wilkilen go kochaa i e bya szczliwa.
Thungiir i zotooki czarownik zeszli ze cieki, by
porozmawia.
- Czasem jej warkocze si rozplatay... - zacz Welenkin.
Husihuilkowie tymczasem ruszyli w stron wiosek. Po drodze
przestali mwi o zmarych. Niczego nie mona byo
zmarnowa: nawet zy miay posuy do nawodnienia ziemi, w
ktrej rosy dynie.
JEDYNA MIO

Od powrotu Thungura na Rubiee upyno kilka soc.


Nanahuatli zdya si wypaka. Nie patrzya ju na swoje
odbicie w wodzie ani nie daa od Sokoa, by lata i patrzy na to,
co ona pragnie zobaczy.
Ksiniczka Soca nie chciaa opuszcza gniazda, w ktrym
przeya tyle czasu, i schodzi do husihuilkaskich wiosek.
Pozostaa na swoim miejscu, plotc bransoletki, ktre miay si
okaza bezuyteczne, jeli Thungiir po ni nie przyjdzie.
Tamtego dnia Protektor przebywa przy Sowiej Bramie.
Chwyta w dzib ogromne ddownice, cz poykajc, a cz
oddajc Czarownikowi Sokoowi.
- Dlaczego piewasz, Nanahuatli? - zapytali obaj.
- Bo wy, cho jestecie ptakami, tego nie robicie. Protektor i
Sok przyjli to miechem i od razu
znudzio si im jedzenie ddownic. Chwil pniej Protektor
oddali si, by polata nad wioskami Rubiey i sprawdzi, jak
postpuj prace.
- Leci teraz nad Korzenn - donosi Czarownik Sok. -
Mczyni prowadz stado kz, a dzieci zbieraj ziarno.
- W Kraju Soca pewnie ju wyplataj zot biuteri - rzeka
marzycielsko Nanahuatli.
- Popatrz na Sodkie Zioa! Postawili par nowych domkw z
drewna!
- Opowiadaam ci kiedy, jak pikne s nasze paace? - nie
ustpowaa ksiniczka.
- Ludzie z Wilu-Wilu wypasaj stada dzikich kz... adna
odpowied Nanahuatli nie drania czarownika, bo wiedzia, e
rdem ich wszystkich jest bl.
- Protektor zblia si do Wichrowej Przeczy. Chcesz
wiedzie...?
Nanahuatli ucieka w milczenie.
- Pewnie, e chcesz - odpowiedzia za ni czarownik.
Po przybyciu na Rubiee Thungur zacz po kolei odwiedza
wszystkie wioski. Spotyka si z ludmi, by rozmawia o
nadchodzcych dniach. Godzinami milcza w towarzystwie kozy,
rozmylajc o dniach minionych.
- Opuci! wiosk i poda w nasz stron - oznajmi
czarownik z nieodgadnion twarz.
Nanahuatli tak dugo nie odpowiadaa, e wreszcie zacz si
umiecha. W kocu ksiniczka zapytaa:
- Ktr drog jedzie?
- Drog grzybw prowadzc do Doliny Przodkw... Spotkasz
si z nim na dugo przed wyjciem z lasu.
Chwycia si za wosy: jeden warkocz na swoim miejscu,
drugi nie.
- Nie zauway - rzek czarownik, cho sam jej nie widzia.
Podesza i ucaowaa go w czoo. Chwil pniej usysza, jak
dziewczyna biegnie ciek w d.
Thungur i Nanahuatli zatrzymali si na swj widok. Ciao
ksiniczki byo zawstydzone; dusza mczyzny - zasmucona.
Husihuilk zsiad z grzywaka i podszed do kobiety.
- Odle ju stamtd, Protektorze - prosi ze swego gniazda
Sok.
Protektor najwyraniej go nie usysza, bo zamiast speni
prob, poszuka sobie wysokiej gazi i wygodnie si ria niej
umoci, obserwujc to Nanahuatli, to Thungiira. To chud
dziewczyn w tunice z trzciny, to husihuilkaskiego wojownika.
- Powiedziaem, eby odlecia! - Czarownik zaczyna si ba.
- Wyno si stamtd i wzle bardzo wysoko.
Ale Protektor pozosta na gazi, wpatrzony w ucisk dwojga
nieznajomych, ktrzy jakim cudem wci si kochali.
Czarownik Sok nie chcia tego widzie.
- Le, Protektorze! - baga. - Ten wojownik by kiedy moim
bratem, a ta kobieta towarzyszya mi przez wiele soc.
- Wanie dlatego tu zostan - odpar ptak. - Musisz przesta
kurczowo trzyma si rki czowieka, ktrym bye, lecz ju nie
jeste. Bdziesz na to patrzy i cierpia, by wreszcie sta si
czarownikiem.
Nanahuatli i Thungur podeszli do wielkiego drzewa, w
ktrego koronie ukrywa si Protektor. Oboje myleli o tym, jak
daleko znaleli si od tamtej plantacji trzcin, w ktrej wszystko
byo takie proste.
- Protektorze! - Sok opuci gow na pier i potrzsa! ni
wciekle. - Wyno si stamtd!
Cho wiedzia, e to na nic, zacisn powieki, by nie widzie
niadych cia. By nie nienawidzi mczyzny i nie kocha
kobiety.
- Zabierz stamtd moje oczy! - krzycza czarownik w Sowiej
Bramie. - Zabierz je do nieba!
- Jeszcze nie s twoje... Gdyby naprawd byy, nie cierpiaby.
Protektor chciaby oszczdzi czarownikowi blu, lecz
nadesza pora, by ten zrzuci z siebie resztki ludzkiej skry.
-Tak dugo si rodzie - powiedzia - wic znie jeszcze ten
ostatni bl!
Kocista pier czarownika draa. Dziwaczny ptak ka w
sercu lasu, gdy Thungur i Nanahuatli przypominali sobie miech
z plantacji trzcin.
Pniej czarownik zobaczy, jak Nanahuatli niczym
dziewczynka ukada si do snu w ramionach wojownika,
przyciskajc do twarzy przywieziony przez niego warkocz.
- Tak samo sypiaa w gniedzie - mrukn. Nanahuatli
oczywicie nie wrcia. Razem z Thun-
giirem udaa si do drewnianej chaty.
Czarownik po omacku szuka przedmiotw nalecych do
dziewczyny, a w kocu zgromadzi wszystkie: naszyjniki,
bransoletki, sanday. Szo mu trudno, bo od dawna mial
podkurczone rce.
Kiedy skoczy, poszed nad jezioro, w ktrym kpaa si
kiedy Nanahuatli, i wrzuci do jej skarby.
- Nie wrci po nie - powiedzia.
I oddali si dziwnym, lecz wasnym krokiem. Wasnym na
zawsze; na bardzo dugie lata, ktre mia przey pod postaci
zdumiewajcego czarownika zamieszkujcego niebo nad
Rubieami.
ODPOCZYWAJ, BABCIU KUSH

Husihuilkowie zamieszkiwali poudnie ziemi. Byli tam w


czasach bujnoci lasu i w czasach ndzy.
Wojownicy o niadej skrze wygrali wojn z Wieczn
Nienawici. Bez nich czas yznych Ziem by si skoczy.
W swoim drewnianym domku Kuy-Kuyen i jej dzieci
szykoway si do wita poegnania soca. Piciokresek
wyciga rce do matki.
Ciako najmodszego syna Cucuba nigdy nie stao si
wystarczajco silne, by samodzielnie chodzi, lecz natura
zrekompensowaa mu to dononym i melodyjnym gosem.
Piciokresek przemierza Rubiee na ramionach swych braci,
lepiej ni ktokolwiek opowiadajc o radociach i smutkach.
piewa bez wytchnienia, a sycha go byo z daleka.
- Syszycie? Piciokresek nadchodzi!
Wystarczyo raz usysze jego pie, by nigdy jej nie
zapomnie.
Teraz nadcigaa kolejna pora deszczowa i wszyscy
Husihuilkowie, walczc z przeciwnym wiatrem, pod szarym
niebem zmierzali ku Dolinie Przodkw.
Nieli w tobokach kukurydziany chleb i owoce. Tym razem
nie byy to kamienie.
Husihuilkowie wymieniali si ywnoci, a kobiety taczyy
przy muzyce fletw.
Nikt nie wiedzia, czy ogromna koza o potarganej sierci,
ktra przyglda im si z oddali, to Kupuka. I nikt nie omieli si
o to spyta.
Mieszkacy omielili si natomiast poprosi Thungiira, by w
ich imieniu pozdrowi babci Kush.
W czasie dugiego powrotu z ksicej koronacji wojownicy
Jelenia zajrzeli do Samotnej Prowincji, a na koniec zatrzymali si
u pasterzy. Gdziekolwiek przybywali, czekay na nich
pokrzepiajce wieci.
- Na Starych Ziemiach wybucho powstanie przeciw
Misaianesowi - rzek Thungiir do zgromadzonych w dolinie
Husihuilkw. - Powstacy walcz dzielnie i trzymaj si mocno.
Ciekawe, czy wiedzia o tym Zabralkan, Najwyszy Astronom
Domu Gwiazd, kiedy kaza potomkom Boreaszw wraca na
stary ld? Kobiety-ryby wspominaj o zotowosych
wojownikach. Moe jednak jest nadzieja...
Husihuilkowie ze wszystkich si starali si wyobrazi sobie
wiat po drugiej stronie morza.
- Brakuje nam Cucuba, mistrza retoryki - kontynuowa
wojownik. - Sprbuj wic przemwi do babci Kush jak
Husihuilk i Zitzahay jednoczenie.
W tym samym czasie Cucub, lecy w hamaku rozwieszonym
midzy drzewami w sercu dungli, dokonywa swoich
codziennych oblicze. Nie mogc samodzielnie si
przemieszcza, odhacza w gowie soca, pory roku i czasy
zbiorw.
- Dzi lub jutro - mwi - Husihuilkowie zbior si w Dolinie
Przodkw. Ciekawe, kogo te poprosz o przemwienie przy
grobie babci Kush?
- Kade z nas wie, e wszystko zmienio si na zawsze - mwi
dalej Thungiir. - Ale taki jest los wszystkiego, co yje...
Sok Protektor kry nad dolin. Trjlicy, Ojczulek z
Przeczy i Welenkin siedzieli na wysokiej skale. Trjlicy
ukrywa twarz, a Ojczulek
- donie.
- Oto jestemy, kochana babciu Kush - wymamrota w swoim
hamaku Cucub.
- Zmienilimy si i my - przemawia Thungiir.
- Ale posuchaj: oddychamy, a nad paleniskami ronie chleb...
- Moesz ju odpocz, babuniu - mwi Cucub, wyobraajc
sobie dolin, ktr kocha teraz bardziej ni wasn dungl.
- Moesz odpocz - mwi Thungiir. - pij i nie trwo si na
nienie, bo my bdziemy ni za ciebie.
Husihuilkowie powoli ruszali z powrotem do swoich wiosek.
Odeszli te Czarownicy Ziemi, ptaki i dusze. Dopiero wtedy koza
zesza w dolin i pooya si obok grobu swojej dawnej siostry.
Na Rubiee spad rzsisty deszcz. Kuy-Kuyen znw usyszaa
go wczeniej ni inni.
W swoim hamaku Cucub paka przez sen.
NAKIN I WIECZNO

Kade wydarzenie jest dla Nakfn wspomnieniem; kolejnym


obrotem koa. Liczy si wszystko, co powiedziano i czego nie
powiedziano - bo obchodzi j nie tylko to, co wielkie, lecz take
to, co cakiem malutkie.
Me egnam si. Wy odejdziecie,
ale ja zostan, od nowa tworzc wspomnienie tego, kim
bylicie.
Nie egnam si - zostaj tu, by wszystko opowiedzie. egna
si sowa, czowiek i kamie, a ja nie.
Musz tu zosta i wspomina czowieka, kamie i sow.
Nie zapomn o adnym z was, czci mego kola, tratwy,
kolory. Nie zapomn o niczym i o nikim, bo nie mog zapomnie
czego, co jest czci mnie. egnaj" - rzekniecie. Ja bd
milcze. Gdy wszyscy odejd, pozostanie pami siedzca na
skale;
gdy wszyscy spoczn, ja wci tu bd. Nie egnam si. Jeli
podejdziecie i spytacie, opowiem wam, kim bylicie.
Jeli zobaczycie, jak siedz na skale, ukadajc wiersze,
podejdcie i spytajcie.
A ja odpowiem, ecz potem
nie poegnam was.
Bo czy tego chcecie, czy nie,
pozostaniecie ze mn.
OSTATNIE SOWA

Powstanie, ktre wybucho na arenie, rozpoczo dug wojn


na Starych Ziemiach.
Vara i Aro kierowali ni z dwch rnych miejsc i na dwa
rne sposoby. Vara ya w zgodzie z reguami obowizujcymi
w Bractwie Odosobnienia. Jej misja bya wietlana. Misja Ara,
ktry y pord gosw odrodzonego ludu, bya konieczna.
Marmara czekaa na Lubabaha, nadal spdzajcego wikszo
ycia na morzu, lecz od czasu do czasu odwiedzajcego Las
Goenijski.
Pomroka spenia obietnic: zachowaa milczenie, nie
przyspieszajc ani nie usiujc spowolni tego, co si jej
objawiao. Synowsk gr miaa odwiedzi dopiero, kiedy
nadejdzie pora udania si po zmarego.
Foitetes wraca wanie do lasu, w ktrym wraz z Var
kierowa odrodzonym plemieniem, wspierajc jego walk
mdroci magii. W pewnej chwili usysza miechy i piewy.
Zszed ze cieki i zobaczy staruszk taczc w krgu z grup
dziewczynek.
Wszystkie krciy si powoli, piewajc co, co przykuo
uwag modego maga:
Tacz wowy taniec, taniec, co czy ogon z gow. Tacz
taniec wa, ktry by przecity, lecz sta si okrgy.
Foitetes pozwoli im powtrzy zwrotk, nim si odezwa.
- Staruszko - zwrci si do kobiety - skd znasz t piosenk?
Przyja jego absurdalne pytanie kaskad miechu.
- Skd j znam? Czy wy, magowie, nigdy si w nic nie
bawilicie w dziecistwie? Ta piosenka jest tak stara, e nie ma
autora - odpara, po czym wycigna rk do Foitetesa. -
Pobawisz si z nami?
Mag nie przyj zaproszenia, lecz wci si przyglda.
Tacz wowy taniec, taniec, co czy ogon z gow...
Proroctwo, ktrego mdrcy na yznych i Starych Ziemiach
poszukiwali w zaszyfrowanych kodeksach i w zapomnianych
jzykach, pozostawao bezpieczne w dziecicej zabawie, w
pamici prostych istot - wdrujc, jak wszystkie prawdy, na boso
i po otwartej przestrzeni.
...ktry by przecity, lecz sta si okrgy.
DZIWNE TROPY NA RUBIEACH

Na Rubieach wci pozostawao mnstwo do zrobienia.


Husihuilkowie musieli odbudowa poudnie kontynentu.
Koza ju nigdy nie zesza z gr. I lepiej byo nie wiedzie, czy
umara, czy te miaa wdrowa pomidzy skaami Maduin przez
kolejnych sto lat sonecznych.
Nanahuatli budowaa co wasnymi rkami, dokadajc stara,
by to ukoczy, nim Thungiir wrci z polowania.
- Co robisz? - zapyta m, podchodzc do niej znienacka.
Spojrzaa na niego byszczcymi oczami.
- To dla ciebie. - Pokazaa mu co, co zaczynao przypomina
drewniany taboret. - Dorobi zdobne oparcie i bdziesz mg
sobie siedzie...
- Chwileczk, Nanahuatli! - rzek surowo Thungiir. - Nie wa
si znowu zapomnie, gdzie yjesz i kim jest twj m. Mamy
ziemi. Siadanie na ziemi jest zaszczytem, ktrego nie moemy
si wyrzec. Porzu t prac! Tu, na Rubieach, jest rwnie
bezuyteczna jak te perfumowane olejki, za ktrymi czasem
tsknisz.
W tym samym czasie do domu Kuy-Kuyen przybieg
podekscytowany Trjlicy.
- Siostro! - woa. - Chod szybko! Kuy-Kuyen wybiega,
otrzsajc donie z mki.
- Gdzie Kutral? - zapyta z niepokojem czarownik. Chopak
pojawi si za plecami matki.
- O, jeste - rzek z ulg Trjlicy. - Potrzebujemy ciebie i
twych braci.
- Co si dzieje? - zapytaa poblada Kuy-Kuyen. Czarownik
jednak nadal zwraca si do Kutrala.
- Zbierz szybko braci. Zabierzcie swoje maski i ruszcie na
pnoc gwn drog. Zrobio si tam jakie zamieszanie...
Zwierzta zobaczyy dziwne tropy, nie-nalece ani do
czowieka, ani do adnego znanego zwierzcia.
Kutral chon jego sowa caym ciaem.
- Biegnijcie szybko i cicho! I wrcie jak najszybciej z
wieciami.
Byo to tradycyjne zajcie Kutrala i jego braci.
- Gdzie ich wysyaj? - zapytaa matk Shampalwe, ktra
zdya wyrosn na pikn pannic.
- Na pnoc - odpara Kuy-Kuyen. - Pom mi przygotowa
dla nich chleb i owoce na drog.
Wkrtce potem posacy wyruszyli. Kutral is na plecach
Piciokreska, ktry wyruszy w drog z pieni na ustach. Jego
melodyjny gosik dra.
Mino kilka dni. Pewnego wieczora Kutral kaza braciom
zamilkn. W oddali wida byo rozpalony ogie. Posacy
przybliyli si nieco.
- Zaczekajmy do rana. Jeli przy wietle soca uda nam si
co zobaczy, pobiegniemy z wieci - rzek Kutral.
Tak te uczynili.
Podekscytowani bracia prawie nie spali. Ledwie zaczo
wita, na polecenie Kutrala ukryli si wrd krzeww,
zakadajc maski, ktre miay ich chroni przed wszelkim zem.
Dobiegay ich niezidentyfikowane dwiki, lecz nikogo nie
dostrzegali. Poncy od poprzedniego wieczora ogie przygasa.
Kto jednak si zblia, depczc po suchych gaziach. Modsi
chopcy w milczeniu spogldali po sobie.
W kocu ich oczom ukaza si czowiek nioscy narcze
chrustu, by dorzuci do ognia. Nis go bardzo niewiele, gdy
musiaa mu do tego wystarczy tylko jedna rka. W drugiej
trzyma krtk lask o trzech nkach, ktr podpiera si w
marszu. Wyglda jednak na zadowolonego i piewa:
Przepynem na drugi brzeg, a czowiek mnie chroni...
Jedynie Kutral rozpozna ojca. Kreskowie widzieli po prostu
czowieka podobnego do nich, o szorstkich wosach i niskim
wzrocie, tyle e starszego i z ucit nog.
- Nie bj si, Piciokresku - rzek Kutral, po czym z bratem na
plecach wyszed z gszczu, zdejmujc mask.
Cucub przystan i przyglda im si. Nie znajdowa sw.
Mia je znale dopiero po dugim ucisku, i to nie od razu.
Pozostali chopcy take wyszli z ukrycia. Stali w milczeniu,
obserwujc niezrozumiae zachowanie Kutrala i nieznajomego.
W kocu brat przenis na nich wzrok.
- Ten czowiek jest naszym ojcem - powiedzia. - Posacem.
Tym, ktry uczyni nas Zitzahayami na ziemi Husihuilkw.
Bracia jeden po drugim zdejmowali maski.
Idcie, Kreskowie, i opowiadajcie. Mwcie, e Cucub wraca,
ale zajmie mu to jeszcze sporo czasu, bo idzie pieszo, a w
dodatku jest kulawy.
Idcie i powiedzcie Kuy-Kuyen, by nie czekaa na niego pod
orzechem ani nigdzie indziej. Idcie i ogaszajcie w wioskach, e
posaniec powrci.
Powiedzcie, e jest zmczony. I e kady krok sprawia mu
bl. e wydaje si starcem, gdy milczy, a dzieckiem, gdy si
umiecha. Powiedzcie te, e wci piewa przeciwko
Nienawici. Bo w cigu wszystkich swoich wdrwek po ziemi
nauczy si, e gdy czowiek piewa, Nienawi ustpuje.
OD TUMACZKI

Mawia si o Argentyczykach, e s najbardziej europejskim


spord narodw Ameryki aciskiej. Rwnie w twrczoci
najznamienitszych argentyskich pisarzy, choby Borgesa czy
Cortazara, przewaa europejska nuta. Tymczasem wychowana w
Mendozie u podny Andw Liliana Bodoc zadaje kam temu
stwierdzeniu, sigajc gboko do korzeni amerykaskiej
tosamoci.
Saga o Rubieach nie jest typow opowieci fantasy
osadzon w zmylonym wiecie. Plemiona yjce na yznych
Ziemiach maj swoje prekolumbijskie odpowiedniki:
Zitzahayowie wywodz si od Majw, Wadcy Soca od
Aztekw, Husihuilkowie - od plemienia Mapuche. Kukul" to
majaska nazwa witego ptaka lepiej znanego jako quetzal lub
kwezal - prototypu boga Quetzalcoatla. Lewan ze swymi
posgowymi skaami przywodzi na myl Wysp Wielkanocn.
Idea otwierajcej si co pidziesit dwa lata bramy czasu ma
rdo w kalendarzach Aztekw i Majw, w ktrych
pidziesiciodwuletnie cykle odgryway kluczow rol. A jeli
dziwi nas odmienianie przez wszystkie przypadki sowa
kukurydza", pamitajmy, e to wanie z jej kolby bogowie
stworzyli czowieka.
Rwnie scena przybycia Syderetykw na grzywiastych
zwierztach budzi skojarzenia z hiszpask konkwist.
Bylibymy jednak w bdzie, utosamiajc mieszkacw
yznych Ziem z dobrymi Indianami, a Stare Ziemie uznajc za
rdo wszelkiego za. Wszak magia obu kontynentw wyrasta z
jednego pnia, a ludzi walczcych z Misaianesem znajdziemy po
obu stronach morza. Husihuilkowie s krytyczni wobec Wadcw
Soca, ktrzy kochaj zbytki i wierz w kastowy podzia
spoeczestwa; Wielki Astronom Bor w swojej pysze ulega
podszeptom Misaianesa; eglarze na Starych Ziemiach gin, by
ich lud mg zrzuci kajdany. Podzia wiata nie przebiega
wedug granic na mapie, lecz wedug granic w sercu.
O sile Sagi o Rubieach stanowi bogactwo zaprezentowanych
przez ni postaw i zoono dylematw. Prno Bora, ycie
Molitzmosa podporzdkowane obietnicy danej umierajcemu
dziadkowi, bezkompromisowo Husihuilkw i Lulkw,
przebiego Acili, niezachwiana wiara Zorasa w prawida
Bractwa Odosobnienia - wszystkie te cechy cieraj si ze sob w
rozgrywce, ktrej wyniku nie zna chyba nawet Pomroka,
Matka-mier, sama stojca przed najwikszym ze wszystkich
dylematw: czy unicestwi swego syna, czy pozwoli mu dalej
niszczy ludzkiego ducha. Zmagania dwch frakcji magw to
spr midzy konserwatyzmem a liberalizmem, autokracj a
demokracj - o ile jednak autorka wyranie opowiada si po
stronie tej ostatniej, o tyle nie szczdzi swoim bohaterom
kopotw z dokadnym zdefiniowaniem idei Otwartej Przestrzeni
i takim jej stosowaniem, by nie osuna si w anarchi ani nie
otworzya furtki zu.
Gdybym miaa wskaza jedn scen, ktra czyni Sag
niezapomnian, wybraabym t, w ktrej Wilkilen nanosi na do
mierci linie papilarne, odwzorowujc wasne. Nigdy te nie
zapomn odpowiedzi udzielonej przez ni na pytanie o to, kto jest
wikszy: mier czy Nienawi.
Kade stworzenie mczy si w kocu przeprawami przez
kolejne rzeki i prosi o odpoczynek. Ale nie syszaam o adnym,
ktre zmczyoby si mioci i prosio o nienawi".

Iwona Michaowska-Gabrych

Вам также может понравиться